- E tam, wtrącić ich do lochu! - krzyknął przywódca, mimo udawanej beztroski nie spuszczając oczu z Megami.
Wilki zaczęły nas ciągnąć do jakiegoś wyjścia, ale tego było już dla nas za wiele, chociaż tylko wadera mogła to okazać. Skorzystała z tej możliwości, i zaczęła się miotać, tak, że wilczki rozpierzchły się naokoło. Łącznie z moim "strażnikiem", a akurat on ze strachu mnie dodatkowo upuścił. Podniosłem się szybko i pobiegłem do Megami, ze złości dmuchającą wiatrem w wilki. Mnie udało się z siebie wykrzesać coś w rodzaju nikłego pola energetycznego - zdołało ono tylko naelektryzować sierść mnie i najbliższemu wilkowi, tak, to miałem na myśli, mówiąc "nikłe".
W
końcu wilczyca przestała używać mocy, bo skryty za skalnym
załomem "alfa" uniósł drżącą łapę.
-
Czego? - warknęła Megami. Wilk zatrząsł się jeszcze bardziej.
-
N-no... Bo my... Jesteśmy chorzy na karłowatość! Bardzo
przepraszamy! Po prostu bardzo się boimy, bo nasze moce zanikły!
-
Jak to? - zapytałem.
-
Nie wiemy! - odpowiedział, powoli wypełzając zza skały. - Nasz
prorok powiedział przed śmiercią, że ma to związek z serkiem
malinowym, ale wątpimy w słuszność jego słów. Miał już
demencję.
Pokiwałem
mądrze głową; czymkolwiek tam jest ten serek malinowy,
rzeczywiście raczej tu nie pomoże.
-
Dodatkowo - ciągnął wilk. - Grozi nam zagłada całkowita,
ponieważ w naszej watasze nie urodziła się żadna wadera, a
wszystkie, które były tu kiedyś, umarły ze starości. Teraz
jesteśmy tu tylko my, a boimy się wychodzić, bo pozbawieni mocy
jesteśmy narażeni na atak... Więc nikt nowy do nas nie dołącza,
a jeżeli nie ma wader, w końcu wszyscy umrzemy bez potomstwa i
wataha przestanie istnieć! - takim to dramatycznym akcentem
zakończył młody alfa, a potem znów schował się za skałą.
Spojrzałem
na Megami, a potem zaczęliśmy się wycofywać.
-
To my tu raczej nie pomożemy.... - przeprosiła, a potem ruszyliśmy
biegiem do wyjścia.
Wilki
za nami zaczęły kwilić ze smutku i bezradności.
<Megami?
Co teraz będzie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz