16.11.2017

Od Lii do Royala

Skuliłam uszy i popatrzyłam na niego spode łba. Równie dobrze moglibyśmy zacząć bawić się w berka. Uśmiechnęłam się krzywo, i popatrzyłam na basiora z ulitowaniem w oczach.
- Przez ciebie kiedyś na zawał padnę. - powiedziałam, po czym podeszłam do Royala i wzięłam jego łapę. - Jakie to było?
- Takie lekko ciepłe... a konsystencja... takie świeże łajno krowy. Mo, może bardziej rzadkie.
- Eeee... - odłożyłam jego łapę - Dobra wiadomość jest taka, że to nie jest żadnego rodzaju gówno.
- A zła?
- To nadal nie zbyt miła, nie znanej jakości i pochodzenia, brudząca, cuchnąca substancja. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Tia... - Odwróciłam się i zaczęłam iść dalej. Tunel mimo dobrego oświetlenia był tak długi, i tak prosty, że nie było widać końca. Zaczęłam się już szybciej poruszać do przodu, nie obawiając się zbytnio tej mazi, aczkolwiek nadal nie miałam zamiaru w to wdepnąć. Po krótkim jednak czasie dotarliśmy do końca tunelu. Od razu wyczułam inny zapach, niż na terenach watahy.
- To już koniec? - spytał basior.
- Nie. Jeszcze teraz musimy przejść przez góry, potem z znowu do tunelu, potem na zewnątrz, znowu do tunelu, i na zewnątrz, i wędrówka w stronę miejsca, skąd pochodzi jezioro obok drzewa. No i w podziemia, i zbadać co jest przyczyną.
- To brzmi jak bardzo kiepski żart.
- A może to jest żart? - tutaj popatrzyłam w niebo - Nie no, żartuję. Serio tyle idziemy. - mapa oczywiście ( na moje szczęście ) była odczytana dobrze, a nie do góry nogami, bo trafilibyśmy w sam środek legowiska winegr.

< Royal? Łe! Nie mam pomysłu >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz