18.11.2017

Od Mateo do Kakała/Lunci

Nagle zza drzew wyleciał płomyczek. Ognisty, gdyby się ktoś nie skapnął.
- O NIE! TYLKO TEGO POMIOTU SZATANA TU BRAKOWAŁO! - wrzasnął zły Kagekałoś duszący moją mamę. Płomyczek odniósł sukces, choć nie wiem, czy o to mu chodziło, bo wilk podskoczył jak oparzony (hihi) i skrył się za krzakiem.
- Kagekao! - krzyknęła na niego Luna, bo ogień zaczynał się gotować (?). - Chcesz powtórkę z rozrywki?
Kakał wyjrzał powoli zza liści i spojrzał nienawistnie na Płomyczka, po czym z najeżoną sierścią podszedł znów do wadery.
- Zabierz ten pomio.... - Luna spojrzała na niego groźnie. - Tego MIŁEGO PLOMYCKA troszkę dalej, dobrze? - mruknął z przekąsem.
- Płomyczku, czy możesz się oddalić? Wiem, że chciałbyś podręczyć tego debila, ale na razie go zostaw, dobrze? - poprosiła grzecznie wadera. Ogień zasyczał, po czym oddalił się, starając się niczego po drodze nie podpalić. Natomiast basior spojrzał teraz krzywo na mnie.
- A ty sio stąd. Dorośli tu załatwiają swoje sprawy. - warknął.
- Nigdzie nie pójdę! - usadowiłem się na ziemi, zadzierając pysk. - Nic nie zrobisz mojej mamie!
- Chcesz mieć rodzeństwo? - zapytała Luna.
- Taaak! - ucieszyłem się. No jasne, że chcę mieć rodzeństwo!
- No to idź se kup... - wzrok wadery znów zgromił Kagekao. - Eee... znaczy się, zabawki kup.
- Będę miał rodzeństwo? - nie mogłem uwierzyć. No bo najpierw jestem adoptowany, a potem...
- Tak, tak. - machnęła łapą Luna. - My właśnie idziemy po kołyskę do sklepu. Jest w środku lasu.
- Jeeej! - krzyknąłem znowu, po czym odbiegłem do watahowego sklepu. W połowie drogi załem sobie sprawę z oczywistej rzeczy, jaka braci czy siostry musi poprzedzać, ale trudno... Jak muszą...
<Kakał? Luna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz