30.04.2020

Od Exana cd Reiko

 - Cześć wam! - Reiko aż podskoczyła, gdy nagle do naszych uszu doszedł tajemniczy głos. Rozglądaliśmy się dookoła, ale jedynie poza roślinnościami, kołysanymi przez popołudniowy wiatr, niczego więcej nie widzieliśmy.
- Jestem nad wami! - Ów głos należał do wadery, która zawisła nad nami, ale dlaczego nie słyszeliśmy charakterystycznego trzepotu jej skrzydeł? Iluzja? No, co do tego, powinienem mieć większe pojęcie, moi mili. Wadera wylądowała obok i powitała nas miłym uśmiechem.
- Chyba was nie przestraszyłam? - zapytała z szerokim uśmiechem, przekrzywiając głowę w bok. - Jestem Shira, a wy musicie być tą nową parką w watasze. Jak się nazywacie?
- Ja jestem Reiko, ale możesz do mnie mówić Rei, a ten olbrzym - Wskazała na mnie, choć prawdę rzekłszy, prawie uśmiałem się na dźwięk słowa "Olbrzym" Bez przesady, aż taki duży nie jestem. - To jest Exan, mój najlepszy druh. 
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam wam w czymś? - spytała, puszczając do nas oczko.. ciekawe, co też nasza, nowo zapoznana koleżanka miała na myśli. Oczywiście uwielbiam Reiko, ale nie sądzę, żeby tak starzy znajomi ze szczenięcych lat...
- Aktualnie jesteśmy w pracy, patrolujemy okolicę - odpowiedziała Reiko dość uprzejmie. 
- Ah, rozumiem, ja też muszę do swoich obowiązków, tak tylko na chwilę przystanęłam, aby was lepiej poznać. No to do zobaczenia i powodzenia.
Gdy wadera wzbiła się w powietrze, zrobiła to jak, bełt, który wystrzelono z kuszy, a potem wtopiła się w błękit puchatych chmur.
"Mam nadzieję, że nie przeszkadzam wam w czymś" - Słowa wadery zmusiły mnie do powrotu wydarzenia, które miało miejsce w brunatnym lesie. Moja pamięć zakodowała na dobre, tę chwilę, gdy mój wilgotny język przejeżdżał po brzuchu Reiko - To wspomnienie sprawiło, iż na nowo w moim ciałem wstrząsnął przyjemny gorąc w okolicy podbrzusza i zjeżdżał w dół. Wspomnienie, jak Reiko zatapiała się w króliczym mięsie, gdy mruczała z rozkoszy... Rei to moja przyjaciółka, a zachowuję się tak, jakby była moim obiektem westchnień... dlaczego? 
- Exan? Exan?! Żyjesz? - Reiko potrząsała mną - Na matkę nieba i ojca ziemię, znowu odleciałeś. 
Wróciłem do rzeczywistości i zorientowałem się, że ślina napłynęła mi do pyska, skapywała na ziemię, która pochłonęła ją, jak życiodajną wodę. Czy ja właśnie miałem myśli... zbyt wyuzdane dotyczące jej osoby? 
- Żyję, żyję, okej, jak na razie wszystko jest w porządku, idziemy do ostatniego punktu naszego patrolu?- zapytałem lekko oszołomiony. Na wszystkie świętości, jej piękno i głos sprawiały, że moja samcza natura dawała mi swe znaki. 
- No właśnie widzę... - powiedziała i przerwała, gdy spojrzała na mnie... w moje oczy, a potem zjechała w dół... - Exan? Czy ty się przypadkiem nie...
- Co? Ja? Ale co...- wymamrotałem i podążywszy za jej wzrokiem, zrozumiałem o co jej chodzi i natychmiast odwróciłem się, jak szalony.- A to!.. Nie przejmuj się tym, to jest normalne u samców... a zwłaszcza dojrzałych - Mój głos z każdym słowem załamywał się, jak spróchniały kij - Nie zwracaj uwagi, to minie, ale potrzebuję do tego czasu i...
Reiko parsknęła cicho ze śmiechu, podeszła do mnie i położyła pyszczek na moim ramieniu.
- Przecież nic się nie dzieje, ale czy to z mojego powodu, ja cię tak... podnieciłam?
- Że co?... znaczy się... trochę, wiesz, dawno cię nie widziałem, pamiętam cię, jako szczeniaka, ale gdy myślę o tobie, jak o dojrzałej waderze... 
Reiko z uśmiechem słuchała mnie uważnie. 
- Rozumiem cię, rozumiem też, że potrzebujesz zostać sam?
- Nie, nie.. zostań, proszę - odpowiedziałem i odwróciłem się do niej, bez względu na to, w jakim stanie się znajdowałem i przytuliłem ją do siebie.

<Reiko?>

28.04.2020

Od Reiko c.d Exana

Kolejne kilka sekund było ciężko w jakikolwiek sposób zarejestrować. Wszystko działo się tak szybko. Nim zdążyłam odpowiedzieć na pytanie zadane przez Exana, ten już pognał przed siebie w stronę szelestów, gdzie spod gęstwiny leśnych krzaków wyłaniały się duże białe królicze uszy. Biedny obiadek nie zdążył kicnąć w bok, gdy ostre jak szpilki kły basiora wbiły się w jego aksamitne futerko, barwiąc biel na tak dobrze nam znany, szkarłatny kolor. Ostatni pisk, wydany przez stworzenie w widocznej agonii zakończył jego żywot. Truchło niewielkiego królika leżało u mych łap, czekając na konsumpcję. Przyjemny zapach ciepłego mięsa dotarł do mych nozdrzy, a na sam widok mój brzuch wydał z siebie burczący odgłos. Oblizałam się i spojrzawszy z wdzięcznością na przyjaciela, wgryzłam się w soczyste mięsko. Z mojego gardła wydobył się pomruk zadowolenia. Zamknęłam na chwilę oczy, delektując się tą chwilą, a gdy ponownie je otworzyłam, natrafiłam na dziwnie zamglone spojrzenie basiora. Patrzył na mnie nieobecny ciałem z lekko otwartym pyskiem, jakby go zahipnotyzowano.
- No co? - zapytałam z wesołym uśmiechem, podając mu jego część zdobyczy, którą bądź co bądź sam upolował. Nie zareagował, tylko dalej wpatrywał się we mnie. - Exan, wszystko w porządku? - dopiero po chwili obudził się z letargu, potrząsając głową, jakby odpędzał jakieś kosmate myśli.
- Co? Tak, tak, wszystko gra, hehe. - uśmiechnął się niezręcznie, po czym spojrzawszy szybko na obiad, wgryzł się w nie powoli. "Okej... To było dziwne" - pomyślałam, rozglądając się na boki. Z całą pewnością będę tu częściej przychodzić. Harmonia tego miejsca przyciągała jak magnes. Brunatny las to naprawdę ciche i piękne z wyglądu miejsce, w którym rosną niezwykle rzadkie rośliny. Jest tu mała rzeczka, która przepływa przez cały las, dając ukojenie spragnionym zwierzętom. Wysokie drzewa zasłaniały niebo swymi wielkimi konarami, na których dostrzec było można rozmaite gatunki ptaków. Śpiewały one przyjemną dla ucha jesienną melodię. Ten ogromny teren łowiecki zamieszkują jelenie i sarny, a także inne małe stworzonka. Z tego, co opowiadali członkowie watahy, wynika, iż podczas nowiu, gdy księżyc świeci wysoko na niebie, a na ziemi panuje mrok nocy, zobaczyć można duchy zmarłych zwierząt, które radośnie skaczą między wirującymi w powietrzu świecącymi liśćmi. Bawiąc się i śmiejąc, wyglądają jak miliony świetlików, uformowanych w kształt zwierząt. Kwiaty i krzaki rozstępują się wówczas przed nimi, jakby składały pokłon duchom przeszłości. Czy jest to prawda? Musiałabym zobaczyć to na własne oczy.
- Ziemia do Rei, słychać mnie, halo? - spojrzałam na swojego przyjaciela zdziwiona. Machał mi łapą przed oczyma, próbując zwrócić na siebie uwagę. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że skończył jeść i od dłuższej chwili czekał, aż się obudzę, gdy ja w tym czasie myślami byłam gdzie indziej.
- Jestem, tak słychać cię bardzo dobrze i dobitnie, zamyśliłam się tylko troszkę. - wyszczerzyłam zęby, puszczając mu przy tym perskie "oczko", po czym wstałam na równe łapy. Basior zaś zerkał na mnie z niepokojem, ale nie skomentował tej sytuacji. - Idziemy dalej?
- Mhm, pewnie. - Ramię w ramię ruszyliśmy wzdłuż strumienia, przekomarzając się i śmiejąc, a przy tym, co jakiś czas rozglądając się na wszystkie strony. W którymś momencie Exan skoczył na mnie, przewracając mnie na plecy.
- Nie, przestań, proszę, hhaha. - samiec wisiał nade mną, gilgocząc mnie po brzuchu, podczas gdy ja, zwijałam się w kłębek na ziemi. - Już dość, Exaaaan.
- Najpierw powiedz, że mnie wielbisz. - przestał na chwilę tylko po to, aby spojrzeć w moje roześmiane oczy. Próbując złapać oddech, wystawiłam mu język.
- N..niee.
- Niech ci będzie. - uśmiechnął się cwanie, przybliżając się pyskiem do mojej klatki piersiowej. Myślałam, że chce znów zacząć mnie łaskotać, lecz on przejechał językiem po moim odsłoniętym brzuchu, po czym  zaciągnął się jego zapachem. Spojrzałam na niego zaskoczona. Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie. Serce, które dopiero co uspokoiło swój rytm, zaczęło na nowo szybciej bić. Poczułam dziwne ciepło w podbrzuszu i przypływ adrenaliny. Wilki nie potrafią się rumienić, ale gdyby tak było, z pewnością przypominałabym dojrzałego pomidora.
- Chodź księżniczko, idziemy. - szepnął z wyczuwalną chrypką, odsuwając się ode mnie nieznacznie. Chrząknął nagle, jakby sam nie rozumiał, co tu się właśnie stało, po czym zaczął iść w stronę Starego drzewa. Wstałam z trudem. Brzuch mnie wciąż bolał od śmiechu, lecz gorszym problemem były moje zwiotczałe łapy, które odmawiały posłuszeństwa. Chwiejnie zrobiłam kilka pierwszych kroków. "Co się ze mną dzieje?!" - pomyślałam zdezorientowana, doganiając po dłuższej chwili Exana, który chyba nie miał ochoty teraz rozmawiać. "Nie dziwiłam mu się, gdyż sama miałam mętlik w głowie." - potrząsnęłam gwałtownie głową, próbując skupić się na swoim zadaniu. "Dlaczego sprawiło mi to tyle przyjemności i czemu chciałam więcej?".
Kolejnym naszym przystankiem do kontroli miało być Stare Drzewo. Z tego, co mi wiadomo, miejsce to ma ponoć jakieś szczególne znaczenie dla magów i szamanów. "O co jednak dokładnie chodzi?" - zastanawiałam się nad tym dłuższą chwilę, przypominając sobie to, co powiedziała mi członkini rady, gdy prowadziła mnie do alfy. Według niej woda stamtąd ma specjalne właściwości, gdyż mieszała się z sokami drzewa, lecz nawet po tym opisie nie potrafiłam stwierdzić, cóż to za właściwości i dlaczego są tak ważne dla magów i szamanów. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że się zapętliłam w swoich rozmyślaniach i do niczego sensownego nie dojdę. Najprościej będzie samej to zbadać. Spojrzałam na milczącego Exana, który od tamtej chwili z łaskotkami, zamienił ze mną tylko kilka zdań. Martwiłam się, bo nie chciałam, aby tak wyglądała nasza przyjaźń.
- Cześć wam! - podskoczyłam gwałtownie wytrącona ze swoich myśli. Nieznajomy głos pojawił się dosłownie znikąd, lecz wokół nie było nikogo poza mną i Exanem. - Jestem nad wami! - równocześnie spojrzeliśmy w górę i rzeczywiście w powietrzu nad czubkami drzew latała śnieżnobiała wilczyca. Wyglądała na zadowoloną, iż udało jej się nas podejść. Zanurkowała nagle w dół i po chwili wylądowała zwinnie tuż przed nami, rozdmuchując swoimi skrzydłami wszystko, co znajdowało się w pobliżu. - Chyba was nie przestraszyłam? - zapytała z szerokim uśmiechem, przekrzywiając głowę w bok. - Jestem Shira, a wy musicie być tą nową parką w watasze. Jak się nazywacie?

Exan? Sfira? Ktoś ma ochotę odpisać?

24.04.2020

Wielkanocny event!

Witajcie moi mili!

Od Exana cd Reiko


- Byłbym chyba skończonym kretynem, gdybym pozwolił nam się ponownie rozdzielić. Jednak żeby to podtrzymać, lepiej chodźmy wypełnić nasz obowiązek, ale... obowiązek, który muszę wykonywać go z tobą, to istna frajda! - podekscytowany uniosłem uszy na baczność. Pierwszy punkt, jaki wskazała nam alfa, to łąki, gdzie zazwyczaj wilki zdobywały pożywienie, używały sprzyjające warunki pogody na długie spacery. Nasz patrol traktowałem, jak nasz spacer, ale... nie sądziłem, że nasz obowiązek będzie taki przyjemny. Gdy mam obok siebie swoją najlepszą przyjaciółkę, mogę tak robić cały dzień... albo nawet i noc.
W trakcie naszej pracy rozmawialiśmy o tym, jak każde spędziło czas poza domem. No cóż... mnie ojciec łatwo wypuścił spod swego skrzydła, abym nauczył się samodzielności, znalazł samicę swego życia, założył rodzinę. Nie przejmował się, że straci następce do przywództwa nad watahą - miał od tego swoje najstarsze dziecko. W sumie to nawet mi odpowiadało, gdyż przywództwo trzeba mieć we krwi. Historia Reiko wcale nie jest lepsza... Jednak nie rozumiem, co jej ojciec miał przeciwko mnie? Jestem synem najbardziej wpływowego alfy na wschodzie... był chyba głupcem, że pominął taką okazję. Jednak w tym momencie unosiłem się szlachetnym urodzeniem, więc w duchu skarciłem się za to przewinienie.
- Podoba ci się tu? - zapytała wesoło. Moi drodzy, jak bogów kocham, jeżeli jacyś są, jej głos był piękny, wzbudzający w moim sercu eksplozję nieopisanej rozkoszy.
- Tak, miałem znaleźć dla siebie miejsce i uczyniłem to, według woli mojego ojca, ale nie przypuszczałem, że znajdę tu ciebie... teraz... teraz mogę tę watahę potraktować, jak rodzinę. A tobie?
- No wiesz, z początku miałam ochotę odejść, ale gdy ty tu jesteś, nie zamierzam nigdzie iść.
- Ani ja, Rei - powiedziałem i puściłem do niej oczko.
Gdy polana była wydawała nam się spokojna, postanowiliśmy przejść do dalszego punktu naszego patrolu. Brunatny las. Miejsce ciche, emanujące spokojem. Stanęliśmy koło rzeki, aby ugasić swe pragnienia. Widząc, że nas nikt nie obserwuje, usiedliśmy pod jednym z brunatnych drzew, które pod wpływem wiatru, zmuszały liście do cichego szelestu. Przybliżyłem swe usta do policzka wadery, składając jej przyjacielski pocałunek.
- Za co? - zachichotała.
- Nic takiego, drobiazg od przyjaciela.
Nagle do naszych uszu dobiegł cichy szelest, gdzieś między krzewami forsycji ujrzałem lekki ruch, który mogę zdefiniować tylko jednym słowem - Jedzenie? Właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę, jaki jestem głodny. Zjadłbym bizona z rogami, gdyby tu był.
- Rei, masz ochotę na królika? - spytałem i spojrzałem na nią z ukosa.

<Rei?>

Od Reiko c.d Exana - Szczęście w nowym domu!

Kto by pomyślał, że jedna decyzja o dołączeniu do tej watahy sprawi, że moje życie nabierze takiego obrotu. Nie spodziewałam się, że spotka mnie tu coś dobrego. Byłam pewna, iż po pewnym czasie opuszczę to miejsce, nie znalazłszy dla siebie przyszłości. Jakież zatem było moje zdziwienie i radość, gdy zobaczyłam JEGO. Osobnika płci męskiej o oczach czerwonych jak tańczące płomienie ognia, którego spojrzenie roztapiało lód i odpędzało chłód. Spojrzałam na swojego dawnego przyjaciela z uśmiechem na pyszczku, po czym bez słowa ponownie się w niego wtuliłam. Nie mogłam uwierzyć, że on tu jest — ze mną, przy mnie. Że znowu mogę go zobaczyć, poczuć jego męski zapach. Obserwować te głębokie dołeczki, jakie powstają, gdy kąciki warg podnoszą się do góry ze szczęścia, lub choćby nawet słuchać wysokich barytonów, które wydawały jego struny głosowe, ilekroć się odzywał. Tak bardzo za nim tęskniłam. Za jego czułym spojrzeniem i bezpieczeństwem, które przy nim czułam. Straciłam go na tak długo — zbyt długo.
Rozstanie było bolesne, wszak odszedł przez mojego opiekuńczego ojca, który nie uważał naszej przyjaźni za odpowiednią. Teraz gdy oboje jesteśmy pełnoletni, los ponownie postanowił nas połączyć. Uśmiechnęłam się na tę myśl, po czym spojrzałam na Exana. Dokładnie zlustrowałam go od czubka bujnej, bordowej grzywy, gdzie ostro zakończone włoski przyjemnie czesały mi sierść, aż po włochatą końcówkę ogona i z powrotem, zatrzymując się na pysku. Jego żywe jak ogień oczy, wpatrywały się we mnie intensywnie. Patrzyliśmy się na siebie przez dłuższą chwilę, nim głos alfy przywrócił nas do porządku.
- No więc... Przedstawienie was uważam za zbędne, zajmijcie się obowiązkami. - z ociągnięciem odsunęłam się od swojego przyjaciela i pokłoniwszy się nieznacznie alfie, ruszyliśmy spacerkiem przed siebie.
Przyjemny wiaterek wprawił naszą sierść w ruch, opatulając nas swym chłodem. Zamknęłam na chwilę oczy, chłonąc to cudowne uczucie. Wilk obok mnie postanowił przerwać tę przyjemną ciszę między nami, liżąc mnie po pyszczku. Spojrzałam na niego z delikatnym rumieńcem, po czym znów wtuliłam się w jego sierść.
- A tak à propos, to co robiłaś po tym, jak się rozstaliśmy? - zapytał, usiadłszy na miękkiej trawie nieopodal wysokiego drzewa, którego cień, krył nasze ciała przed gorącym oddechem słońca. Skrzywiłam się nieznacznie, przypominając sobie wszystko to, co działo się po jego zniknięciu.
- Cóż...nie powiem, żebym dobrze się bawiła bez ciebie! - powiedziałam z wyczuwalnym sarkazmem, wywołując tym samym śmiech Exana. Miał przyjemny dla słuchu chichot — A tak na poważnie... - spojrzałam na czyste niebo, bez ani jednej chmurki, wzdychając ciężko. W głębi serca wiedziałam, że o to zapyta, aczkolwiek łudziłam się, iż nie będę musiała odpowiadać na to pytanie. Zważywszy jednak na naszą przyjaźń, postanowiłam opowiedzieć mu dokładnie, przez co przechodziłam. - Z całą pewnością nic nie było już takie same jak dawniej. - zaczęłam mówić nieco ściszonym głosem. Uśmiech zszedł z mojego pyszczka, a uszy same oklapły w dół. Mój przyjaciel, jakby wyczuwając moją rozterkę, przygarnął mnie do siebie, szepcząc, bym się nie śpieszyła. - Po naszym rozstaniu, mój ojciec wściekł się, że marnuje swój czas na zabawę. Całą swoją uwagę skupił tylko na mnie. Nie miałam potem nawet chwili dla siebie, że nie wspomnę o sprawach fizjologicznych, które każdy musi załatwić, jak trzeba! - warknęłam, grzebiąc jedną łapą w ziemi.- Za wszelką cenę chciał, bym jako jego córka, dała przyszłość naszej rodzinie. Bym dorosła i w przyszłości wyszła za jakiegoś alfę, łącząc tym samym dwa państwa. Sam dobrze wiesz, za kogo miałam wyjść... - Exan kiwnął głową na potwierdzenie, a w jego oczach dostrzec mogłam złość. Każdy wiedział, że nie cierpiał tego dupka, którego mój ojciec wybrał na mojego przyszłego męża. Wszak był on bezmózgim, napakowanym kreatyną palantem, który roszczył sobie do mnie prawo. Ilekroć się do mnie zbliżał, Exan zasłaniał mnie swoim ciałem, a ja, jak mała dziewczynka, wtulałam się w niego.
- Jeśli nie chcesz dalej opowiadać, to tego nie rób — szepnął mi do ucha, przywracając mnie na ziemie. Wspomnienia wciąż żywe paliły mnie od środka. Tylko on wiedział, jak do mnie dotrzeć. Jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło, bym się uspokoiła.
- Nie, chcę, byś wiedział. Wracając do tematu, wszystko się dla mnie skończyło. Nie mogłam już nigdzie sama wychodzić, czy spotykać się tak często ze znajomymi. Zamiast tego zamienił mi to, co kochałam, w ciężką pracę nad moją przyszłością. Miałam stać się odpowiedzialną wilczycą, by kiedyś dumnie reprezentować nasz ród. Wiesz... mój ojciec był, jest i będzie nadal potężnym władcom i choć mało kto wie o jego istnieniu, to nawet on nie jest w stanie powstrzymać wojny i kłótni między naszymi rodzinami. Jedyną opcją jest mój ślub z męskim potomkiem przeciwnej strony, która mieszkała nieopodal naszych terytoriach. Pech chciał, że doczekali się tylko syna. Gdyby urodziła im się córka, to być może któryś z moich braci, zostałby połączony, a nie ja. - Mój przyjaciel zacisnął szczękę, wbijając ostre pazury w ziemie. Spojrzałam w jego wściekłe oczy. Jego klatka piersiowa unosiła się rytmicznie, a ciało delikatnie drżało.
- Exa..
- TKNĄŁ CIĘ? - zapytał, przerywając mi w pół słowa. Szybko zrozumiałam, o co pytał i uśmiechnęłam się uspokajająco.
- Nie, nie miał prawa się do mnie zbliżyć, aż do ślubu, do którego nie doszło i nie dojdzie. - odpowiedziałam pewnym siebie głosem, po czym zbliżyłam się do niego. Wypuścił z siebie całe powietrze, po czym gestem łapy, przywołał mnie do siebie. Dosłownie rzuciłam mu się w objęcia.
- Gdybym tylko wiedział... nie pozwoliłbym na to... nie zostawiłbym Cię tam samej, a zabrał ze sobą. - zaśmiałam się serdecznie, po czym położyłam mu łapę na wargach.
- Co było, to było. Przeszłość zawsze boli, ale najważniejsze, że już nie wróci. - przekręciłam głowę na bok, zerkając na niego — Nie jestem przeznaczona temu dupkowi! - krzyknęłam głośno, zabierając łapę z warg przyjaciela, po czym zaczęłam skakać wokół Exana jak dziecko — Mój ojciec szybko się zorientował, że nie jest odpowiednim kandydatem dla mnie. Wraz z drugim alfą doszli do wniosku, że znajdą inne rozwiązanie. - Przystanęłam na chwilę, by nabrać powietrza do płuc. - Tata przeprosił mnie za to, do czego doprowadził. Zmienił się i to na lepsze. Mogłam na nowo zacząć żyć i choć wciąż byłam pod jego nadzorem, nie kontrolował mnie już. Pozwalał mi wychodzić i normalnie funkcjonować. Gdy dorosłam i wybrałam swoją ścieżkę, przyszedł do mnie i rzekł, że przyszedł czas, abym poznała nieco świata. Nie mógł mnie już niczego więcej nauczyć.
- Puścił swoją córeczkę, swoje oczko w głowie samopas?
- I tak i nie. Proponował mi kilka watah, lecz odmówiłam dołączenia. Miałam zatem ruszyć do innego królestwa, z którym mamy przyjazne stosunki. Oczywiście... po drodze zboczyłam nieco z kursu i posiedziałam także w innych sforach, które znajdowały się po drodze. Nie mogłam wszak nic na to poradzić. Taki już los samotniczki, która opuściła domowe zacisze. Nigdzie nie potrafiłam jednak zagrzać miejsca, czy odnaleźć się wśród rówieśników. Zawsze znajdowałam jakieś „ale".
- Wszędzie dobrze, ale przy mnie najlepiej? - zapytał, unosząc jedną brew do góry.
- Żebyś wiedział. - zaśmiałam się. - Mam nadzieję, że skoro już się spotkaliśmy, to będziesz mi towarzyszył nie tylko w obowiązkach i tym razem nigdzie mi nie zwiejesz? - zapytałam, zerkając z uśmiechem na niego z ukosa.

Exan? Mam nadzieję, że nie zanudziłam xD

Od Exana



Noc rzucała swój płaszcz na leśną polanę, księżyc zawisł na granatowym niebie, ciskając srebrzyste lance światła na wykwitłą roślinność. Blask ogniska migotał, zataczając wokół siebie jasny okrąg. Dostałem przydział do jaskini, miałem jedynie czekać, aż alfa zdecyduje się mnie przyjąć, by omówić ze mną obowiązki, wobec watahy. Wpatrując się w tańczące ognisko, nad zwęglonym drewnem, zastanawiałem się, co porabia moja rodzina, gdy ja jestem oddalony od nich kilkanaście mil. Czy mój surowy ojciec nadal trzyma się na swym tronie, czy matka wraz z bratem i siostrą czują się dobrze. Czy żałowałem, że odszedłem? Ogień był jedynym źródłem, przy którym mogłem spokojnie rozmyślać. Chociaż dobrze pamiętam słowa mojego ojca " Czas, abyś odleciał spod cienia mych skrzydeł" Czyżby chciał ze mnie zrobić prawdziwego basiora, jeśli wstąpię w szeregi innej watahy. Nauczyć się samodzielności? No to spełniłem jego wolę i oto jestem... Wiatr wzbudził swą siłę, sprawiając, że ogień rozpalił się bardziej, jego blask poszerzył swe granice.
Myślę, że nie żałuję niczego~ Głos myśli przemówił w mojej głowie.
Westchnąłem tylko i złożyłem się w dość spory kłąb, ogonem zakrywając łapy. Obudziłem się przy zwęglonym drewnie, stłoczonych w stos, otoczony przez uformowany z kamieni okrąg. Być może alfa teraz będzie gotowa mnie przyjąć? Wstałem, przeciągnąłem się leniwie i ziewnąłem głośno, chociaż szczerze?... nie chce mi się nic... dosłownie. Siedziałem jeszcze przy wypalonym ognisku, skupiając myśli na pustym brzuchu. Ch**era... Alfa powiedziała wyraźnie... "Jutro rano..." No nic.. musiałem się jakoś zmusić do podniesienia swych czterech liter i skierowania się w stronę pałacu. Jednak, jak to ja... jak zwykle zabłądziłem, gdyż znalazłem się w pałacowym ogrodzie, bogatym w kolorowe rośliny... dosłownie istna orgia barw. Tam kogoś spotkałem. Był to basior, który przedstawił się, jako Alastair.
- Wybacz.. zabłądziłem, gdzie jest pokój Alfy?
- Zabłądziłeś?- spytał zdziwiony.
- Tak, zabłądziłem, czy to cię dziwi? Jestem tu nowy.
- Czy mnie to dziwi? No trochę.. idź do Sali przyjęć-Basior wskazał mi kierunek, gdzie miałem iść. Minąłem niskie krzewinki z czerwonymi liści, a powyżej wzniesienia znajdowała się jej wysokość. Alfa przeznaczył mnie do szeregów wojowników i strażników dziennych oraz zapoznał mnie ze swoimi obowiązkami względem watahy. Pokazano mi punkty na mapie watahy, gdzie musiałem patrolować, wraz ze swoim towarzyszem. Dowiedziałem się od alfy, że to jest wadera. Teraz na myśl przyszła mi osoba wstrętna, zimna i mało przyjazna, lecz jestem basiorem! Synem Alfy potężnej watahy ze wschodu, nie powinienem się bać obowiązków, zwłaszcza jeśli będę musiał je wykonywać, przy kimś mniej przyjemnym. Jednak to spotkanie sprawiło, że ten czas stał się, jednym wielkim zaskoczeniem. Moim towarzyszem... jest...
- Reiko?
Ledwo ją mogłem rozpoznać, lecz jej piękne ametystowe oczy utwierdziły mnie w przekonaniu, że to właśnie ona! Sporo wyrosła, ale nie tak bardzo, jak ja. Jej piękna sierść lśniła, kobiece kształty przyprawiały mnie o dreszcze przyjemności, które jak prąd przepłynęły przez moje ciało. Jej zapach... te oczy... nie sądziłem, że ją jeszcze kiedyś spotkam.
- No cześć, Exan! Kopę lat! - podeszła do mnie, a ja bez wahania objąłem ją umięśnioną łapą, a ona przyległa do mnie, jak mała dziewczynka do pluszowego misia.
- No więc.. przedstawienie was uważam za zbędne, zajmijcie się obowiązkami.
Słowa alfy mało co do mnie docierały, w chwili, gdy w objęciach mam najlepszą przyjaciółkę i najpiękniejszą waderę, którą los i czas rozerwał między nami więź. Jej głos był słodszy, od najlepszego owocu i aksamitny, jak płatek egzotycznego kwiatu. Doprawdy.. wyrosła i stała się dojrzałą waderą... a pamiętałem ją, jako młody szczeniak, wiecznie z zadartym ogonem i dziecięcym humorem. Gdy ją obejmowałem, czułem jej kobiecy zapach, który doprowadzał mnie do szaleństwa! Sam nie wiedziałem, ile czasu spędziliśmy w objęciach.

<Reiko?>

23.04.2020

Od Nashi- Wybredny Kurczak

Kilka dni temu każdy z watahy dostał Kurze jajo. O dziwo zaraz, następnego dnia  wykluły się kurczaki. każdy z nich posiadał swój koszyk, który służył im jako gniazdko, a my jakże kreatywne duszyczki postanowiłyśmy je ozdobić. My to znaczy ja i Eve, bo to ona miała oko do szukania ozdób i jako pierwsza ozdobiła swój koszyk i zawiązała różową kokardę swojemu pisklaczkowi. Nie zauważyłam, by ktoś jeszcze tak bawił się przy opiece nad tymi żółtymi kuleczkami.
-A to heca!- wyrwało mi się, gdy siedząc na swoim oknie karmiłam kremową, puchatą kulkę z piórek. Pisklak posiadał ciemne, jak koraliki oczka i drobny pomarańczowy dzióbek. Poruszał się na patykowatych, również pomarańczowych nóżkach. Maluch był pewien energii tak, jak ja, ale był też wybredny. Ptak ten bowiem nie jadł wszystkiego, tylko wybierał sobie największe ziarenka.
-Co powiesz na to, że w końcu nadam Ci imię?- Spytałam pisklaka, który spojrzał mi w oczy, jakby rozumiał, co mówię. -Mam kilka propozycji... -położyłam pysk na łapach, tak, że ptaszek był na wysokości moich oczu.- Co powiesz na Księżniczka?- Kurczak wyprostował się i wypiął pierś do przodu. Z wysoko uniesioną głową wskoczył mi na pysk i dziabnął mnie w nos. Zrzuciłam tego wrednego ptaka, tak, że wylądował na poduszce i chwyciłam się łapą za nos. Usłyszałam niezadowolone piszczenie pisklaka.
-Cicho. Nie moja wina, że imię Ci się nie podoba. Nie możesz mnie tak dziobać! Jeśli inny kurczak Ci się spodoba i powie, że nie jesteś w jego typie, to też go dziabniesz?- powiedziałam niezadowolona, dalej masując swój nos. Po minucie siedziałam już normalnie i patrzyłam na tą kulkę piórek z góry, aby podobna sytuacja się nie powtórzyła.
- Jak nie Księżniczka, to może Księciunio?- dodałam po chwili. Ptak mierzył mnie wzrokiem z przymrużonymi oczami, aby po kilku sekundach wydać z siebie:
-Pi, pi pi pi pi. Pi pi pi- i usiadł na tym swoim miękkim tyłku, a ja zignorowałam fakt, ze go nie rozumiem i mu odpowiedziałam
-uznam to za tak.- Mówiąc to złapałam koszyk leżący obok i ostrożnie wepchnęłam do niego ptaszka. Z koszykiem w pysku udałam się na przeszukiwanie sierocińca i terenu blisko niego. Po dwóch godzinach chodzenia uzbierałam trochę kwiatów i trawy. Poprosiłam też Eve żeby mi pożyczyła dwie wstążki: czerwoną i niebieską, ponieważ miała ich dużo. Już w swoim kącie, a raczej na przywłaszczony, przeze mnie parapecie ozdabiałam koszyczek pisklaka. Księciunio, jednak nie chciał mi pomóc i cały czas wszystko przestawiał.
-Ej kogut, lepiej mi tego nie niszcz, bo pójdę pożyczyć różową wstążkę od Eve i Pisanki, a potem zmuszę Cię byś w niej chodził.- (Tak, kurczaczek Eve nazywa się Pisanka i jest całkiem urocza) Po tych słowach Księciunio tylko siedział, aż skończę. Gdy koszyk był gotowy wzięłam niebieską wstążkę i ostrożnie zawiązałam ją na szyi ptaszka, wiążąc przy tym najładniejszą kokardkę, jaką umiałam zrobić. Koniec końców i tak była krzywa, ale Cii... Nikt nie musi o tym wiedzieć ;)

Exan

Autor grafiki: Grypwolf


Właściciel: marcinekj995 (howrse) WolfExan (wattpad)
Imię: Exan Whitemare
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Żywioł: Iluzja, Ogień
Stanowisko: Wojownik, Strażnik dzienny
Cechy fizyczne: Exan Whitemare jest potężnie zbudowanym i wysokim basiorem, który charakteryzuje się czerwono-białą sierścią oraz bujną, długą szkarłatną grzywą. Od głowy do krótkiego, ale puszystego ogona rozlewają się czerwone barwy, natomiast od połowy pyska przez brzuch rozchodzi się biel. Jego oczy są czerwone, wyrażające grozę, ale to tylko pozory. Jego długie uszy oznaczone są kolczykami, łapy owinięte są bandażami.
Cechy charakteru:
Exan,to po prostu zwyczajny basior, o racjonalnym podejściu do życia i powiedzmy sobie szczerze, że nie wmówisz mu, iż życie to piękna bajka, którą czyta się małym szczeniaczkom na dobranoc. Wilk ten to filozof w skórze wojownika, który zawsze spogląda na wszystko ze złej strony (próbuje myśleć pozytywnie, ale życie go nauczyło, że na tym świecie tak się nie da). Jednak bywają chwilę, gdy Exan ściąga maskę kamiennego wyrazu i potrafi obdarzyć kogoś ciepłym uśmiechem, zamienić kilka miłych słów, albo szczerze, ale uprzejmie porozmawiać. Nie uważa siebie za jakiś ideał, nie ukrywa, że są lepsi od niego, więc nauczył się żyć w neutralnych stosunkach do innych. Jest bezstronny, więc nie spodziewaj się, że przyzna komuś rację w sytuacjach konfliktowych, ani że stanie po czyjejś stronie. Na co dzień, wilk ten jest opanowany, trudno go wyprowadzić z równowagi... krótko mówiąc, podchodzi do konfrontacji olewacyjnie, ale nie myśl sobie, że ustępując, okazuje oznakę słabości. Po prostu przyjął sobie w życiu zasadę " Zejdź z drogi głupcom, abyś i ty nie zniżył się do ich poziomu" Kiedy trzeba walczyć, to trzeba.Nienawidzi chamskich wilków, którzy widzą czubek własnego nosa, lub są wysoce przekonani o własnej wartości- według niego jesteś żałosny, jeśli wywyższasz się ponad wszystkich. Dla niego istnieje tylko równość.Nikomu nie narzuca swojego towarzystwa "Nie pchaj się tam, gdzie cię nie chcą"- Jak mawiał pewien wilk, którego już niestety nie pamięta. Zgrywa zamkniętego przed wszystkimi, tajemniczego... ale tak na prawdę i on potrzebuje towarzystwa. Nieważne czy wadery lub basiora. Ważne, żeby miał do kogo pysk otworzyć. Po alkohol sięga tylko towarzysko, gdy atmosfera jest miła, przyjazna, jednak po paru kieliszkach ma przysłowiową "Ułańską Wyobraźnię". Po alkoholu, Exan spostrzega świat nieco inaczej, jako prosty,w którym jest wszystko możliwe- nawet serce twardej waderki. Podsumowując, to wilk towarzyski, ale nie narzuca się zbytnio, ponieważ bierze sobie do serca zdanie innych. Cichy i bezstronny, ale zapomniałem dodać, że jeśli wymaga tego sytuacja, potrafi stanąć po słusznej stronie. Dba o maniery i nie wymaga tego od innych. Wadery traktuje więcej, niż tylko erotyczny obiekt westchnień. Wadery traktuje z równością i szacunkiem... zawalczy o to, co należy do niego.
Cechy szczególne: Czarne symbole pod oczami i na łapach, Uszy ozdobione w kolczyki.
Lubi: Exan to basior z rozległymi zainteresowaniami, ale najbardziej ceni sobie czas, spędzy na spacerach, kąpieli czy polowaniach. W wolnych też chwilach trudno oderwać go od książek (zaskoczenie, co?). Basior to też osobnik z bogatą fantazją, więc próbuje przelać ją na papier, czy to w postaci tekstu czy szkicu.
Nie lubi: tak samo, jak wyżej: Sprzeciwów - To jedyne, co Exan nieakceptuje. Nie lubi, gdy dyskusje wychodzą na niczym. Niepotrzebnych konfliktów i walk. Niemądrych działań. Szczeniąt, gdyż uważa, że nosząc ciężar rodzica na swych barkach, to zbyt wielki obowiązek, a poza tym, te małe larwy działają mu na nerwy.
Boi się: Exan ma Agofobię, czyli strach przed bólem oraz boi się zdrady przyjaciela bądź partnerki.
Moce:Podstawy magi ognia- Exan, władając nad tym żywiołem jest w stanie uformować z ognia praktycznie wszystko, wszystko zależy od tego, jak Exan jest skupiony.
Iluzja- Exan z racji tego, że jest mieszańcem rasy Ognia i Iluzji dzięki tej drugiej rasie, jest w stanie panować nad iluzją. Ona może mu zapewnić mentalną tarczę, która jest w stanie go obronić przed urokami i owładnięciem przez złe moce. Ponadto jest możliwe, iż za pomocą iluzji Exan może stworzyć zjawę rzeczy materialnych- w tym przypadku broń białą jak np miecz.
Tarcza Ognia- Exan formułuje wodną tarczę przed sobą, która przechodzi w stan stały (obsydian) cechujący się ogromną wytrzymałością. Tarcza zatrzymuje wystrzelone pociski przez wrogów.
Ognista pułapka- Exan jest w stanie ukształtować ogromną ognistą kulę, w której więzi swojego przeciwnika. Ponadto kula jest wypełniona palącym pyłem wulkanicznym, więc ofiara na dodatek jest podduszana w wirującej kuli.
Historia: Exan Whitemare jest trzecim dzieckiem i drugim synem Alfy innej watahy - Cyrusa Whitemare -Uważanego za brutalnego i bezlitosnego, ale też sprawiedliwego. Dlatego też Exan nieraz doświadczył silnej ręki Ojca oraz drastycznych metod jego wychowania. Exan często lękał się jego obecności, ale nigdy nie był świadkiem, aby ojciec skrzywdził jego matkę, czy brata. Po prostu starał się być "Panem swego Rodu" Gdy Exan osiągnął wiek dorosły, Ojciec posłał go do wojska, co było dobrym pomysłem. Exan odkrył tam swój żywioł do walki, lecz jednocześnie odczuwał brak akceptacji ze strony innych wojowników. Więc często trenował sam. Dewiza jego Rodu brzmi " Ostrza cień dla wrogów, pomocna dłoń dla lojalnych"
Jego matka Daeranea poza ojcem była jedynym wsparciem dla niego. Często broniła go i swojego starszego syna przed gniewem Alfy. Nie była byle uległą waderą, którą można było okręcić wokół palca. Jest twardą Panią Alfą oraz dobrą matką.
Zauroczenie: -
Głos: Counting stars - Onerepublic 
Partner: Brak
Szczeniaki: Nie lubi szczeniąt.
Rodzina:
Ojciec - Cyrus Whitemare - Wilk Ognia
Matka - Deraenea Whitemare - Wilk Iluzji
Najstarszy brat Vaynarys- Wilk Ognia i Iluzji
Starsza siostra Taerneys - Wilk Ognia
Reiko - Nie są rodziną, ale traktują ją, jak siostrę,
Jaskinia: Wschód 2
Medalion: Link
Towarzysz: Nie posiada
Inne zdjęcia: Link
Przedmioty kupione w sklepie:
Dodatkowe informacje: Chętnie odpisze na opowiadanie :3
Umiejętności: 
Siła: 200
: Zręczność:100
: Wiedza:100
: Spryt:100
: Zwinność:100
: Szybkość:100
:Mana: 100

22.04.2020

Reiko

Autor grafiki: Oliwia Czyzak


Właściciel: [Doggi] Evanescence, [Howrse] Evanescence97, Tittelle.Tittelle@gmail.com
Imię: Od narodzin jej rodzicom trudno było wybrać dla niej odpowiednie imię, które, choć w połowie pasowałoby do jej żywiołowego charakteru. Ojciec, zaślepiony całkowicie miłością do swej najstarszej córeczki, nie godził się na byle jakie nazwanie jego oczka w głowie. W końcu jednak po wielu kłótniach i dyskusjach wraz ze swoją partnerką nazwali ją Reiko.
Wiek: 3 lata 4 miesiące. Trudno uwierzyć, że ta mała, dopiero niedawno narodzona wilczyca, jest już dorosła i gotowa na nowe przygody.
Płeć: Wadera
Żywioł: Lód, Powietrze, Muzyka, Czas
Stanowisko: Strażnik Dzienny
Cechy fizyczne: Reiko jest smukłą i dostojną waderą, z którego pyszczka nie znika zadziorny uśmieszek. Jej patrzące na wszystkich wesoło ametystowe oczy, otoczone są ciemnofioletowymi okręgami, nadającymi jej urokliwego i lekko zalotnego wyglądu. Prawe z nich zakrywa postrzępiona jasnofioletowa grzywka z ciemniejszymi końcówkami. Grzywka zlewa się z bujną i puszystą sierścią na szyi, która w zimne dni chroni ją przez zmarznięciem. Długi ogon wadery od dziecka odznaczał się niezwykłą puszystością, zaś smukłe i długie łapy są tego samego koloru co reszta sierści, lecz tylna ich część opatula granatowy odcień. Małe podeszwy łap są koloru oczu.
Cechy charakteru: Reiko jest inna od wilków, które zna. Jej specyficzne poczucie humoru zabija nudę, przekształcając ją w śmiech i często wymyśla niesamowite historie, które później opowiada najbliższym. Fioletowooka wadera jest towarzyska i szybko nawiązuje nowe przyjaźnie, wręcz ciągnie ją do innych wilków. Ubóstwia aktywność fizyczną, w każdej istniejącej postaci, czy to pływanie, bieganie, czy też polowanie. Wyjątkami są dni w pracy, gdzie musi zachowywać się należycie, oraz dni wolne, kiedy to niemożliwym jest, wyciągnięcie jej z przytulnego gniazdka. Kocha przygody i chętnie chodzi na polowania lub zwykłe spacery z przyjaciółmi. Często zdarzają jej się różne wypadki przez to, że zawsze chodzi z głową w chmurach. Nie uważa się za bardzo potężną, ale jeśli jej nie docenisz, licz się z... pewnymi nieprzyjemnościami z jej strony. Oprócz tego jest niezwykle szybka, wysportowana i zwinna. Wygląda dość spokojnie i nawet uroczo, lecz gdy ktoś ją zdenerwuje, potrafi zaleźć za skórę, a nawet zabić. Choć sama tego nie widzi, to samica jest bardzo odważna, lecz boi się śmierci i łatwo ją złamać bądź zirytować.
Potrafi porządnie odpyskować, gdyż nie jest idealna i nie zgrywa nikogo idealnego. Jest po prostu sobą, z czego jest zadowolona. Bywa naprawdę bezczelna, a wręcz zarozumiała, a przede wszystkim — nierozgarnięta. Spryt nigdy nie należał do jej mocnych cech, aczkolwiek w sprawach sercowych jest podstępna...
Nie jest też pewna, czy bycie sobą i niepodlizywanie się innym to wady, no ale cóż... Dla nowych osobników stara się nie okazywać uczuć, co wyraźnie odbija się na jej pyszczku oraz postawie ciała, lecz gdy tylko kogoś bliżej pozna, automatycznie zmienia swoje nastawienie. Ma napady melancholii, która uderza w nią nagle, ilekroć jest sama. Jako kolejną wadę można tu podać złośliwość, którą okazuje tylko w stronę samic, które w jakiś sposób zagrażają jej pozycji, lub próbują odebrać upatrzoną ofiarę. Nie jest w końcu nieśmiertelna, lecz nie śpieszy jej się na drugi świat i w żadnym razie nie pozwoliłaby się degradować do niższej rangi. Mówiąc krótko — a kij wie, jaka jest naprawdę. Wszystko wyjdzie w praniu.;
Cechy szczególne: Raczej niczym się nie wyróżnia. Jest ładna, wesoła, jak wiele innych stworzeń na tym świecie. Wyróżnia ją jedynie charakterek.
Lubi: Wadera uwielbia śpiewać, flirtować i tańczyć, choć tego ostatniego, nigdy nie odważyłaby się zrobić przy drugiej osobie; Kocha Nutelle, chociaż jej nie je. Nie pytajcie, skąd ma ten cały zapas słoików;
Nie lubi: Najbardziej na świecie nie lubi samotności, nadmiernego hałasu, kłamstw i zdrad i ostrego jedzenia; Zarozumiałych i chamskich osób, bez względu na swój charakter; Nie cierpi przestrzegać zasad, głównie tych, które jej nie pasują. Przykład? Najlepszym przykładem jest zachowanie ciszy bądź kulturalne zachowanie — takim "pierdołą" mówimy nie albo przynajmniej według Reiko; Bezmyślnych postanowień, które przynoszą tylko kłopoty;
Boi się: Samotności; Brak akceptacji ze strony innych;
Moce:
=> Icefirespark — Reiko wytwarza dość silną energię, przypominającą płonące, lodowe ognisko, które iskrzy się z całego jej ciała. Każdy, kto zetknie się wtedy z nią, pada na ziemię, trzęsąc się z bólu | Nie może tego zbyt często używać, gdyż zaraz po tym traci przytomność;
=> Uzdrowienie maną — Dzięki pocałunkom potrafi przerzucać swoją manę na innych, uzdrawiając ich rany. Niestety moc działa tylko na powierzchowne zadrapania i skaleczenia;
=> Hipnoza — Wilczyca posiada naprawdę piękną barwę głosu, lecz rzadko kiedy śpiewa. Powodem tego jest hipnoza, w jaką wpada każdy, kto usłyszy jej piosenkę;
=> Fala dźwiękowa — Tak zwany ogłuszający krzyk. Rei krzyczy przeciągle, wytwarzając potężną falę dźwiękową, która ogłusza i odbija przeciwników na kilka metrów
=> Potrafi czytać z gwiazd.
Historia: Słońce chybiło się już powoli ku zachodowi, ustępując miejsca złowieszczej nocy (...)
Dalsza część w pełnym formie bo to jest za długie o.o (Pełny Profil)
Zauroczenie: Jeszcze nikogo nie poznała, ale wszyscy są wolni i do wzięcia, więc może któryś okaże się tym jedynym.
Głos: Jest mimem, który nie ma głosu.
Partner: Nie miała i jak na razie nie ma.
Szczeniaki: Nie śpieszy jej się do założenia rodziny.
Rodzina:
=> Elrondis — ojciec Reiko. Ten pewny siebie i figlarny albinoski samiec o oczach błękitnych jak niebo, mierzący 80 cm i ważący 65 kg, dla bliskich był wzorem, którego szanowali wszyscy przyjaciele. Mogłoby się wydawać, iż ktoś taki nie byłby dobrym opiekunem i ojcem dla malutkiej wilczycy, która dopiero rozpoczynała swoją wędrówkę po świecie. Nic mylnego! Wręcz przeciwnie, gdyż to właśnie od niego Rei otrzymywała najwięcej miłości i wsparcia. Był odpowiedzialnym ojcem i partnerem, który każdą wolną chwilę poświęcał ukochanej i na opiekę nad swoimi dziećmi. Marny żywot tego, kto ośmieliłby się tknąć jego rodzinę.
=> Loravani — najcudowniejsza istota na świecie, czyli matka Rei. Piękna, niebieskooka wilczyca o ciemnym jak burza umaszczeniu i zabawnym poczuciu humoru. To właśnie ona, opiekowała się swoimi dziećmi, nie bacząc na obowiązki, jakie na niej ciążyły. Odważna, sprawiedliwa a nade wszystko zadziorna.
=> Mayhem — starszy brat Reiko, który swoją arogancją, bezczelnością i impulsywnością, doprowadza ojca do białej gorączki. Młody, ledwo 5-letni samiec nie kwapi się, by się sparować i założyć rodzinę, gdyż według niego, zamknie mu to drogę ku wolności. Odetnie od flirtów z samicami i odizoluje od przygód. Zamknie w małej, ciasnej klatce, w której pod pozorami spokoju i dorosłości, będzie musiał żyć. Mimo swojego ciężkiego charakteru zawsze beczał na swoje młodsze rodzeństwo. Chronił i otaczał opieką, jak i również odganiał adoratorów swojej jedynej siostrzyczki.
=> Amarioch — starszy o kilka minut brat Reiko odznaczał się wyjątkową dojrzałością i spokojem, którą odziedziczył po ojcu. Już od małego z łatwością rozstrzygał spory między innymi osobnikami i z łatwością odnajdywał się w skórze wojownika. To właśnie było jego powołaniem i ku temu kroczył, pewnym siebie ruchem. W tej spokojnej pogoni za marzeniami, zawsze znajdował czas dla swojej siostry, którą zabierał na wycieczki i z którą uczył się polować. Choć próbował ukryć swoje uczucia, Rei wiedziała, że braciszek Mayhem był jego idolem i wzorcem, któremu chciał dorównać. Może kiedyś się to uda.
=> Exan Whitemare — choć nie są rodziną, Reiko zalicza go do grona najbliższych. Najlepszy i jedyny bliski przyjaciel, jakiego posiadała samica w czasie swojego dzieciństwa. Pomimo zakazów rodziców, wymykała się z jaskini, by pobawić się z owym samcem. Ich przyjaźń kwitła, zmieniając się w głębsze uczucie, lecz ich drogi rozstały się któregoś dnia. Zostały jednak wspomnienia i niezapomniane historie, które na zawsze połączyły te dwa małe wilczki.
Jaskinia: Jezioro Górskie
Medalion: Brak
Towarzysz: Brak
Inne zdjęcia: Brak
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje: Reiko z natury jest bardzo żywiołowa, więc po całodniowej aktywności, resztę wolnego czasu spędza na spaniu. Najlepiej gdzieś blisko morza. Łatwo ją więc zlokalizować; Bardzo kocha BIAŁE króliczki i ich świeże mięsko, które smakuje zupełnie inaczej, jak innych rodzai królików; Lubi opowiadać historie swojego życia i jest zadowolona, kiedy ma okazję podzielić się chociaż jedną z nich, a przy tym trochę ponarzekać na ten beznadziejny świat; Jej marzeniem od zawsze było wybranie ścieżki wojownika, ale bała się, że znając umiejętności walki, może wyrządzić komuś jeszcze większą krzywdę;Jeżeli zaśpiewa naprawdę wysokim altem, jest w stanie uśpić inną osobę. Można to nazwać narkozą na zawołanie;
Umiejętności:
: Siła: 100
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 200
: Zwinność: 100
: Szybkość: 150
: Mana: 50

Od Eve cd. Tsuri

Zrezygnowana, zmęczona i przerażona udałam się do Rose. Wilczyca odwróciła się w moją stronę
-Są jakieś zioła na sen, albo na uspokojenie?- spytałam drżącym głosem. Wadera uśmiechnęła się pokrzepiająco, po czym poszła w kierunku jakiegoś kufra i zaczęła szukać odpowiednich rzeczy.
-Mogę wiedzieć, co się stało?- spytała zatroskanym głosem
-Raczej mi nie uwierzysz...- odparłam z brakiem jakiejkolwiek nadziei i chęci na coś więcej niż sen.
Wadera cicho westchnęła słysząc moją odpowiedź, a po chwili podała mi niebieskawo-zieloną papkę.
-Zjedz, tuż przed położeniem się. Zioła nie są zbyt silne, ale działają prawie natychmiast. Jeśli, będziesz czegoś potrzebowała, to nie bój się mi powiedzieć.- skinęłam głową, na znak zrozumienia, po czym zabrałam miseczkę z papką i powoli udałam się w kierunku mojego legowiska. zjadłam zioła, a po niepełna minucie spałam już na miękkim kocyku.

****Sen****

Szłam białym, kamiennym chodnikiem, przez pustkę. Emanowałam białym, delikatnym światłem, a wkoło mnie latały Białe motylki, które pozostawiały za sobą delikatne smugi pastelowych światełek.  Szłam dalej przed siebie, a im dłużej szłam tym więcej "iskierek" dołączało do mnie. Dostojne jelenie, majestatyczne orły, Niesamowite jednorożce i nawet wróżki. Było ich jeszcze więcej, ale nie byłam w tanie wymienić wszystkich stworzeń mi towarzyszących. Każda istota była biała i pozostawiała za sobą pastelowe smugi światła. Było tak spokojnie i przyjemnie. nagle usłyszałam znane mi już, nie zidentyfikowane głosy i jeden nowy, kobiecy. Zatrzymałam się, a wraz ze mną białe zwierzęta. Rozglądaliśmy się dokoła, a naszym oczom ukazały się trzy kruki i basior, którego widziałam na obrazie. Pierwszy kruk posiadał czerwone oczy, był największy i był uosobieniem drugiego głosu. Jego czarne, jak smoła pióra  wydawały się szorstkie, a wyraźnie zaznaczony czarny dziób dodawał mu grozy. Drugi ptak był nieco mniejszy. Była to samica, właścicielka nowego głosu. Kruk ten posiadał błyszczące, aksamitne pióra o dostojnym wyglądzie. Ptak patrzył się na mnie złotymi oczami, po czym przepędził z czerwonookim  wspólnikiem część iskierek. Najmniejszy z kruków był pisklakiem. Posiadał na sobie jeszcze trochę puchu, ale mógł bez problemu latać z pozostałymi ptakami. Miał błyszczące, niebieskie oczy. Młody ptak również zaczął przeganiać białe iskierki, a ja nie mogłam się ruszyć, jakby coś mnie zamurowało. Niemalże wszystkie stworzenia, z którymi szłam zostały przepędzone. Zostały tylko motyle, a jeden z nich usiadł na moim nosie. 
-Te słabe motylki nie będą Cię wiecznie pilnowały. Kiedyś będziesz musiała się z nami zmierzyć. Sama...- Powiedział czarny basior o szmaragdowych oczach, po czym zjawa z obrazu się rozpłynęła. Wraz z nią zniknęły kruki, które szalenie się śmiały, znikając w ciemności. kamienny chodnik i motyle również zaczęły znikać. Został tylko jeden owad i lekko łaskotał mnie w nos, gdy zmrużyłam oczy powstrzymując kichnięcie sen się skończył.

***Następnego dnia, w sierocińcu****

Kichnęłam, budząc się przy tym. W powietrzu latał biały motylek, jak z mojego dziwnego snu. Owad zrobił kółko nad moją głową, po czym wyleciał z przez okno. Rozciągnęłam się ziewając przy tym trochę. Usłyszałam szepty Nuty, Nashi i Allena:
-Cicho, nie przestraszcie tego kruka- mówiła Nashi
-Nashi nie przesadzaj. Nie ucieknie, jest poza naszym zasięgiem- odpowiedziała jej siostra
-Nuta ma trochę racji. Wątpię byśmy tam doskoczyli.- Zerknęłam na grupkę rówieśników, po czym mój wzrok przykuł kruk, który po chwili na mnie spojrzał. Jego czarne oczy na moment zmieniły barwę na czerwony, a w mojej głowie rozległ się lekko ochrypły, męski głos:
~Nie martw się Eve... Mamy Cię na oku- Ptak zerknął na zgromadzonych "Myśliwych". Miałam wrażenie, że uśmiechnął się pobłażliwie, a gdy Nashi próbowała do niego doskoczyć odleciał, jakby nigdy nic. Kątem oka zauważyłam Tsuriego, który przypatrywał się temu zdarzeniu. Nie wiem, czy widział zmianę koloru oczu kruka, ale jestem przekonana, że tak jak reszta szczeniąt, nie usłyszał głosu. Przecież, gdy ktoś coś usłyszał powiadomił by resztę, albo szukałby źródła głosu nie?

<Tsuri?>
Co robimy teraz?

21.04.2020

Od Ambrose CD Iwo

- Pomóc w czymś? - Usłyszałem od idącego w moją stronę wilka.
Był ciemny i wydawał się przyjazny. Może go stąd nie przegoni?
- Um...  - Zacząłem, patrząc w bok. - Kim jesteś? J-Jesteś z tej watahy...?
Jąkałem się trochę z obawy, że basior uzna mnie za zagrożenie. Poza tym, jeśli nie należał do watahy, to ja będę musiał go przegonić. Żadna z opcji nie wydawała mi się dobra, dlatego cierpliwie czekałem, aż odpowie.
- Mieszkam tu od jakiegoś czasu - odparł spokojnie, trzymał się na bezpieczną odległość. - Jestem z watahy.
Odetchnąłem wolno.
- To dobrze - posłałem mu spojrzenie ulgi.
- Jesteś nowy? - Zapytał, nim zdążyłem pomyśleć nad następnym zdaniem.
- Oh, tak. - Odparłem nieco śmielej. Basior nie sprawiał wrażenia groźnie nastawionego. Postanowiłem rozluźnić spięte mięśnie, oraz przejść do zwykłej rozmowy.
Spojrzałem w niebo, a ptaki przeleciały swobodnie nad naszymi głowami. Machnąłem nerwowo ogonem, słysząc nagle głos basiora.
- Ee...zgubiłeś się, czy coś? - zapytał, unosząc brew. Wydawał się nieco znudzony?
- Nie wiem - odpowiedziałem beztrosko. - Gdzie jestem? Jest tutaj twoja jaskinia?

<Iwo?>

20.04.2020

Noelle


Właściciel: Kozusza (how) natalia0452@gmail.com
Imię: Noelle
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: Kosmos, Głos
Stanowisko: Pisarz/Poeta
Cechy fizyczne: Nie odziedziczyła wzrostu po rodzicach, ale dzięki temu, że jest mniejsza od niejednej dorosłej wadery, mieści się w nie jedną szparę. Jej futro jest w trzech odcieniach szarości. W dodatku na pysku i na łopatkach (z obu stron) ma wybielone futro, które wygląda jak szrama po walce. Noelle ma jasnobłękitne oczy, które podczas używania mocy zmieniają kolor na śnieżną biel. Mimo swojej małej postury, która może zmylić innych, jest wytrzymała i silna.
Cechy charakteru: Noelle często odpływa myślami, co często doprowadza innych do frustracji. Stara się dojrzale podchodzić do każdej sprawy. Wie, że nie zawsze to się udaje. Potrafi być irytująca. Na pozór radosna ekstrawertyczka, która potrzebuje momentów osamotnienia. W momencie przytłaczających uczuć potrafi siedzieć cicho przez długi czas, a czasem nawet znikać na kilka dni. Ciężko przychodzi jej rozmawianie na niektóre tematy (zwłaszcza o uczuciach). Mimo tego, stara się mówić szczerze i nie owijać w bawełnę.
Cechy szczególne: Podczas używania mocy kosmosu oczy przybierają biały kolor.
Lubi: Uwielbia patrzeć jak natura budzi się do życia z końcem zimy.
Nie lubi: Próbować nowych rzeczy, płakać przy innych
Boi się: Że nie da rady opanować swoich mocy, że zrobi komuś krzywdę oraz boi się pająków (te stworzenia mają o parę odnóży za dużo!).
Moce: Potrafi modulować głosem, dzięki czemu może wpłynąć w pewnym sposób na innego osobnika (np. uspokoić). Potrafi zmaterializować mapę gwiazd na pobliskiej tafli wody czy gęstej mgle. Nadal doskonali zmaterializowanie gwiezdnej materii aby nią wystrzeliwać w przeciwnika – niestety gwiazdy są niestabilną energią i trudno znaleźć taką, która jest niedaleko i jeszcze nie wygasła.
Historia: Jej wcześniejsza wataha została zaatakowana przez tamtejszych wygnańców. Jako jedyna schowała się w szparze między skałami i była świadkiem jak tamci zagryźli całą jej rodzinę. Od tamtego momentu stara się powstrzymywać łzy. Bojąc się o własne życie w szparze spędziła kilka dni bez jedzenia i picia. Wiedziała, że nie może tu zostać. Odchodząc z rodzinnych stron zabrała medalion po mamie. Rok wędrowała w poszukiwaniu nowego „domu”. Niedługo potem napotkała Indrę i razem z nią szukała nowej watahy.
Zauroczenie: brak
Głos: Fleurie - Hurricane
Partner: brak
Szczeniaki: brak
Rodzina: Zagryziona przez wygnańców. Jednakże Indrę traktuje jak siostrę.
Jaskinia: Zachód 3
Medalion: Link
Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: brak
Przedmioty kupione w sklepie: brak
Dodatkowe informacje: Białe futro na pysku i łopatkach iskrzy się lekko jedynie podczas pełni
Umiejętności: 
: Siła: 100
: Zręczność: 80
: Wiedza: 100
: Spryt: 150
: Zwinność: 200
: Szybkość: 170
:Mana: 60

19.04.2020

Od Iwo do Ambrose

Nie miałem zamiaru zajmować się tymi szczeniakami. Serio. Problem w tym że nie za dużo było chętnych do tej roboty. Niby dobrze, gdyż nie siedziałem całymi dniami w bibliotece, nie wiedząc co ze sobą zrobić, jednak przesiadywanie pod ziemią w sierocińcu nie jest lepsze, gdy przy każdym wychodzeniu na zewnątrz, modlisz się by słońce nie wyżarło ci oczu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu spałem w jaskini którą sobie zaklepałem, wraz z kilkoma innymi wilkami, bez budzenia w nocy i próśb o interwencję w ściągnięciu z kogoś śpiącego truchła albo podanie ziół na sen. Przyjemny ciepły wietrzyk~ Może moje myśli były marudne, jednak sytuacja w jakiej teraz się znajdowałem, sprzyjała całkowicie mojemu samopoczuciu. Rozległy trawiasty teren, rzeczka i nagrzane kamienie. Nie licząc tych chmur które starały się najwyraźniej popsuć mój dzień wolny, swoim cieniem. Prychnąłem z niezadowoleniem. I tu pojawia się kolejna, nowa niespodzianka. Otworzyłem oczy, po chwili cieszenia się ciszą, by ujrzeć zbliżającego się w moją stronę wilka. A raczej rozmazaną plamę, gdyż mój wzrok zaczął szwankować od pewnego czasu. Wciągnąłem więc powietrze, jednak watr nie pomagał w zidentyfikowaniu zapachu. Słyszałem o nowych wilkach w watasze. Zawsze starałem się nie omijać nowych, by potem nie było że wszyscy znają kogoś od pół roku a ja nawet typa na oczy nie widziałem. Przymknąłem powieki, by wyostrzyć sobie pole widzenia. Okulary miałem w jaskini, a nie chciałem się tam teraz teleportować, gdyż obecny osobnik mógłby zniknąć
- Pomóc w czymś? - spytałem ciemnego wilka z niebieskimi akcentami, gdy ten był wystarczająco blisko

<Ambrose?>

18.04.2020

Indra

Autor grafiki: Volinfer 


Właściciel: symarilius (how) nova.ziemia@gmail.com
Imię: Indra
Wiek: około 4 lata, straciła rachubę podczas podróży
Płeć: wadera
Żywioł: woda, mróz, iluzja
Stanowisko: odkrywca nowych terenów, zaganiacz
Cechy fizyczne: niska i drobna, proporcjonalnej budowy (ani chuda, ani gruba, ani umięśniona), chociaż ma dosyć długie łapy, niezbyt silna i szybka, za to bardzo wytrzymała, może wędrować godzinami bez konieczności dłuższego odpoczynku, po większym wysiłku potrzebuje dłuższego czasu na regenerację frustracja
Cechy charakteru: Ciekawska, przy sposobności rozbierze wszystko na części pierwsze, lubi mieć kontrolę nad sytuacją. W bezpośrednich kontaktach z innymi raczej wycofana i ostrożna, bardzo długo była zdana na samą siebie. Bardzo chciałaby być częścią stada, zazdrości bardziej towarzyskim wilkom. Zdarza się jej być kąśliwą i złośliwą, czy nie utrzymać języka za zębami, chociaż stara się być raczej uprzejma. Jest perfekcjonistą, nie lubi zobowiązań, boi się, że nie wywiąże się wystarczająco dobrze. Jest pacyfistą.
Cechy szczególne: krótki ogon – wynik nieszczęśliwego wypadku
Lubi: wędrować, poznawać nowe (tereny, rzeczy), opisywać je (targa ze sobą mapy – cały jej dobytek), WODĘ - nieważne czy to rzeka, strumień, jezioro, staw, czy bagno – mokre? już to kocha!, Noelle i swojego sokoła, myśleć
Nie lubi: upałów, suszy, trzymania się schematów, niekontrolowanych uczuć
Boi się: suszy, utraty kontroli, stworzeń z ilością nóg większą niż 4, smoków, zobowiązań, dzieci, zasadniczo innych wilków też trochę się boi
Moce:
- odporna na niską temperaturę, wielostopniowy mróz nie robi na niej wrażenia, natomiast wysokie temperatury znacznie ją osłabiają (nie ma wpływu na tą zdolność),
- krótkotrwale może ochłodzić temperaturę powietrza wokół siebie o kilka stopni, a wodę nawet zamrozić (wymaga wysiłku),
- jej futro nie nasiąka wodą – niezwykle przydatne podczas deszczu, niezwykle irytujące podczas kąpieli (nie ma wpływu na tą zdolność),
- przy odpowiednim skupieniu może poruszać cząsteczkami wody; dotyczy to jednak oddziaływania typu delikatne rozrzedzenie mgły w celu poprawy widoczności, czy miejscowe spłycenie rzeki w celu połowu ryb, niż przemieszczania większych mas wody – to stanowczo wykracza poza jej umiejętności, (wymaga wysiłku)
- tworzy proste iluzje, szczególnie skuteczne, jeśli są umieszczone na lustrze wody; niezbyt przydatna, aczkolwiek szpanerska, umiejętność (wymaga wysiłku)
Historia: Przyszła na świat w watasze zamieszkującej jałowe tereny. O pożywienie konkurowali z sąsiednią watahą, kontrolującą okoliczne urodzajne ziemie. Niegdyś i jej rodzina zamieszkiwała ten obszar, ale wraz z kilkoma innymi wilkami zostali przegnani i zmuszeni do życia poza nimi. Walka o pożywienie stawała się coraz bardziej zacięta, aż nabrała formy cichej wojny. Co rusz wilki z obydwu stron konfliktu, które odważyły się zapuścić za daleko, ginęły bez śladu. Któregoś razu padła decyzja o przegnaniu dominującego stada i przejęcia kontroli nad żyznymi terenami. Jednak żywione latami uraza i nienawiść doszły do głosu i plan gwałtownie przerodził się w niekontrolowaną rzeź (A może właśnie taki był od początku). W tym momencie pierwszy raz Indra poczuła, że nie zgadza się z tym co robi, ale uczestniczyła w walce, bo przecież tak było trzeba. I wtedy zobaczyła ją. Przerażone szczenię wciśniętę miedzy kamienie. Wtedy coś w niej pękło. Te wilki prawie się nie broniły, to oni dopuszczali się właśnie bezrefleksyjnego mordu. Ta mała chciała żyć tak samo jak ona, nie mogła jej teraz tak po prostu zabić. Ta noc była dla niej ciężka. Zrozumiała w jakim do tej pory żyła kłamstwie. Jej rodzina, którą uważała za ofiary systemu, okazała się być degeneratami, wyrzutkami społeczeństwa. Wróciła na miejsce bitwy, prawdopodobnie targana wątpliwościami i wyrzutami sumienia. Zobaczyła wtedy tą samą małą wilczycę, stojącą nad ciałami poległych. Obserwowała ją przez chwilę z ukrycia, wahała się czy powinna ją dobić tu i teraz, czy darować jej życie. W międzyczasie wilczyca odeszła. Wtedy podjęła decyzję, która zmieniła resztę jej życia – poszła tropem niedobitka. Z początku wiedziona ciekawością, jednak w miarę opuszczania znajomych terenów wiedziała, że rusza po coś więcej, że serce wiedzie ją ku prawdziwej wolności. Przez pierwsze pół roku wędrówki obserwowała szczenię z ukrycia, z czasem zaczęła jej dyskretnie pomagać, jednak nie za często, aby pozostać niezauważona. W międzyczasie znalazła na ziemi wypchnięte z gniazda słabe pisklę sokoła. Zabrała je ze sobą i odchowała na towarzysza. Pewnego razu wilczyca ją zauważyła. Chciała wtedy uciec, pewna, że ją pamięta. Nie mając jednak realnych szans na ucieczkę, czekała gotowa odpowiedzieć za swoje błędy. Noelle była jednak pewna, że widzi ją po raz pierwszy, chciała zdobyć towarzysza podróży. Od tamtej pory podróżowały razem, aż trafiły tutaj.
Zauroczenie: -
Głos: Regina Spektor – Pound of flesh  niech was to nie zmyli, śpiewać nie potrafi
Partner: -
Szczeniaki: -
Rodzina: wataha wygnańców, kocha ich, chodź czuje do nich coś na kształt odrazy, traktuje Noelle jak siostrę
Jaskinia: zachód 3
Medalion: Kamień księżycowy umocowany za pomocą rzemieni na lewej tylnej łapie. Dostała go od ojca w formie nieszlifowanego kryształu. W jej rodzinnych stronach nie praktykowano nauczania żywiołów – każdy wilk odkrywał swoje zdolności sam, szlifując swój kamień w miarę doskonalenia talentu. Dlatego też kształt jej amuletu nieustannie się zmienia, choć nosi go zawsze w tym samym miejscu.
Towarzysz: Arastus
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: -
Dodatkowe informacje: kiedy wyrusza w podróż zabiera że sobą mapy przytroczone do pleców rzemieniami – stanowią one najcenniejszą rzecz jaką posiada; Arastus lubi siadać jej na łopatkach, czasem tak podróżuje, nie ma nic przeciwko; skrywa swoje pochodzenie w tajemnicy, boi się, że Noelle odkryje prawdę, ukrócony ogon jest pamiątką po tym feralnym dniu, jednak utrzymuje, że utraciła go w wyniku wypadku – przygniótł go spadający głaz
Umiejętności:
: Siła: 60
: Zręczność: 140
: Wiedza: 130
: Spryt: 160
: Zwinność: 150
: Szybkość: 80
:Mana: 80

16.04.2020

Od Tenshi do Shiry

Patrzyłam z uwagą w pękające smocze jaja, a jedyny ruch jaki tworzyły moje mięśnie to ruch uszu, które wyłapując dźwięki ruszały się na różne strony. Reszta ciała była skamieniała, a obok mojej głowy latała książka z pustymi kartkami czekającymi na zapełnienie, oraz pióro. Wszystko utrzymane za pomocą magii. Shira usadowiła się powyżej, na jakimś konarze. Pierwsze pękło ciemniejsze jajo. Ze środka wygramolił się czarno-granatowy smok, z białymi, nietoperzowymi skrzydłami i pustym zakończeniem ogona. Usłyszałam Hermesa, siadającego na drzewie, chwytając się pazurami kory, która zaczęła się kruszyć w dół na jaja. Świetna pomoc, nie ma co. Nie miałam pojęcia czy im pomagać, czy raczej pozwolić, by same sobie poradziły z tą przeszkodą. Kremowy smok zleciał, by obwąchać nowo wyklutego. Spiorunowałam go wzrokiem, mając na uwadze fakt, iż może te młode zagryźć. On jednak nie przejawiał agresji. Raczej zaciekawienie. 
- Teraz będziesz się bawić w ojca, czy starszego brata? - burknęłam cicho, kontem oka dostrzegając jak Shira uśmiecha się sama do siebie. Potem, z mniejszą trudnością niż poprzednie, pękło drugie jajko. Można by powiedzieć, że przepołowiło się na pół, co było... dziwne. Ze środka wychyliła się biała, cieniowana odcieniami granatu i fioletu, głowa. Tak. Ta też została obwąchana. 
- Tak szczerze, to on się chyba najlepiej zna na opiekowaniu nowo wyklutymi smokami - Powiedziała biała wadera, która przyglądała się temu całemu przedstawieniu. Zignorowałam zdezorientowane pióro, które czekało aż będzie miało co pisać. No nic, po prostu Hermes opowie co tak właściwie trzeba robić. 
- Ta.... muszę przyznać ci rację - Powiedziałam zamykając na chwilę oczy, by stworzyć ziemniaczaną twarz, robiąc coś z mięśniami. - Postaraj się żeby nie spadły - spojrzałam na kremowego samca.- I nie jestem pewna czy przypadkiem nie lepiej by było gdyby były na pewniejszej powierzchni, a nie strome kamienie tworzące wodospad. Samiec spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem. Nie musiał nic mówić. Wiedziałam co chciał powiedzieć. To ja usadowiłam te jaja wysoko i pod osłoną by nie były narażone na atak z ziemi, a z góry pod drzewem nic nie widać. Powiedzmy, że to forteca nie do zdobycia.
- Nowo narodzone smoki mogą jeść już gryzonie, czy raczej piją mleko? - usłyszałam pytanie Shiry, skierowane do Hermesa. 

<Shira?>

15.04.2020

Od Ambrose


Gdzieniegdzie nadal leżały szczątki śniegu, gdy Ambrose zmierzał w stronę nieznajomych terenów. Właściwie, to odkąd dołączył do Watahy Mrocznych Skrzydeł, bardzo dużo zwiedzał. Tutejsze terytoria były rozległe, a ich różnorodność również niemała. Co rusz spotykał nowe stworzenia, które ganiał, by złapać i obejrzeć, albo zwyczajnie mijał.Pogoda mu sprzyjała, ładna, słoneczna oraz wietrzna. Strumienie powietrza przywiały mu do nozdrzy zapach jakiegoś innego wilka. Zaciekawiony poszedł jego tropem, dochodząc w nieznajome tereny. Zgadywał, że niedaleko musiała być jaskinia tego wilka, skoro zapach był tak intensywny.
Rozglądał się, depcząc trawę, a niebo zaczęły zakrywać chmury.
- Oby nie padało - szepnął do siebie, łapą drapiąc ziemię.
Wyczulił zmysły, nasłuchując. Z zachodu dało się słyszeć szybkie kroki, zapewne mieszkańca tych stron. Lekkim krokiem Ambrose ruszył w jego stronę, nie idąc jednak głównym szlakiem, a poboczem. Ciekaw był, czy ten wilk również jest z watahy oraz czy chciał się poznać.

<Ktoś coś przygarnie sesje? :3 >

13.04.2020

Od Allena cd Nashi

Warczenie Nashi sprawiło, że się ogarnąłem. Nie mogłem przecież pozwolić by coś jej się stało. Gdyby był tu Hax to by nas obronił. Ale go nie było dlatego postanowiłem wykorzystać całe zebrane doświadczenie w walce. Wstałem powoli i zmieniłem formę. Ból spowodowany pojawiania się kości przeszył moje ciało, ale zniknął tak szybko jak się pojawił. Stanąłem koło wadery, która nie odrywała wzroku od krzaków. Za sobą słyszałem ciche sapanie mojego ogona. Po kilku minutach wpatrywania się w zielone ślepia postanowiłem zaatakować. Pierwsza zasada z laboratorium - zaatakuj zanim zostaniesz zaatakowany. Skoczyłem więc w krzaki i okazało się że był to duży zając z rogami. Jego dziwne oczy musiały być wynikiem mutacji. Stworzenie jak tylko ujrzało mnie zaczęło uciekać. Wyszedłem z krzaków i stanąłem przed Nashi.
-To był zając... dziwny zając - powiedziałem i uśmiechnąłem się
-Allen? - zapytała patrząc na mnie z przerażeniem
Po chwili zdałem sobie sprawię że to pierwszy raz jak pokazałem moją trzecią formę. Pokiwałem głową, ale nie miałem zamiaru przemieniać się z powrotem. Musieliśmy bezpiecznie dotrzeć do sierocińca, a Haxa dalej nie było widać.
-Wracajmy - powiedziałem uważając na ogon, który aktualnie postanowił porzuć patyk w pobliżu
-A co z Haxem? - zapytała
-Tak jak mówiłaś, jest silny... Na pewno da radę - uśmiechnąłem się ale w głębi bałem się o niego
Zaczęliśmy więc iść przez las, lecz droga zajmowała nam wieki. Za każdym razem gdy coś słyszeliśmy zatrzymywaliśmy się i czekaliśmy czy dźwięk się powtórzy. Jak tak ostrożnie to sprawdzaliśmy. Jak nie to biegiem ruszaliśmy przed siebie. W końcu dotarliśmy do sierocińca. Kości na moim ciele zniknęły. Usłyszeliśmy szelest na drzewie nad nami. Już chcieliśmy uciekać do środka kiedy z drzewa zeskoczył indoraptor. Całą tylną łapę miał zakrwawioną, tak samo jak pazury na przednich kończynach. Jednak zapach obu krwi był inny. Stwierdziłem więc że załatwił wroga przed którym nas ostrzegał. Jaszczur powoli podszedł do nas i jak tylko był blisko zniżył się tak że jego pysk był na równi z moim.
-Nie masz mnie za co przepraszać - uśmiechnąłem się a w moich oczach pojawiły się łzy. Hax ostrożnie mnie przytulił po czym spojrzał na Nashi. Cicho zamruczał i wszyscy udaliśmy się do środka. Zanim jednak rozstałem się z waderą i ruszyłem do pokoju powiedziałem:
-Dziękuję za... no wiesz to w lesie... i za cały ten dzień. Jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką.
Po tych słowach udałem się do pokoju i spojrzałem na Haxa. Zapytałem go czy to coś co spotkał mogło pochodzić z laboratorium. Jaszczur pokiwał głową twierdząco, a ja westchnąłem. To nie znaczyło nic dobrego. A co jeśli nas szukają? Otworzyłem okno i wyszedłem przez nie. Nie wiem jak długo spoglądałem w obraz przed sobą.

<Nashi?>

Od Nashi CD Allen

Słowa Allena mnie zaniepokoiły, ale mimo to nie zadawałam niepotrzebnych pytań i szłam razem z nim w kierunku sierocińca. Gdy Allen się zatrzymał i usiadł na ziemi, znowu doznałam uczucia strachu.
-Allen? Dobrze się czujesz? Słabo Ci? - pytałam, ale ten nie odpowiedział. Usiadłam więc przed nim i doznałam olśnienia. Pewnie martwi się o Haxa.
- Spokojnie... Wszystko będzie dobrze. Hax jest dużym i silnym jaszczurem, nic mu nie będzie. - nadal nie reagował, a jego oddech stał się szybszy i płytszy, co spowodowało u mnie nagły przyrost stresu- Hax ma ostre zęby i pazury. A jego oczy i nos niczego nie przegapią. Niedługo do nas przyjdzie. Zobaczysz...- Starałam się brzmieć przekonująco, basior jednak dalej nie reagował, a ja postanowiłam zmienić nieco strategię. Usiadłam więc tuż obok Allena i wyciągnęłam łapę z zamiarem głaskania go po plecach. Ten sposób czułości mnie uspokajał, a kto wie? Może na fioletowego basiora też to zadziała? Ostrożnie zbliżyłam łapę do pleców Allena. Gdy tylko dotknęłam jego napiętych pleców, basiora przeszedł dreszcz. Zaczęłam powoli go gładzić po plecach i cicho mówić mu do ucha:
-Hej, będzie dobrze... Jestem obok i będę tak długo, jak będzie trzeba.

Nie wiem, ile tak siedzieliśmy. Może było już po obiedzie? Trochę zgłodniałam, ale ignorowałam ten fakt najbardziej, jak potrafiłam. Oddech Allena się unormował, ale nadal siedział w tej samej pozycji. Ja natomiast, nadal gładziłam go po plecach i od czasu do czasu powtarzałam "Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu z Tobą." nadal miałam nadzieję, że to zadziała. Do sierocińca było jeszcze daleko. Nie było szans, aby Rose usłyszała moje wołanie. Gdy by nie odległość, to prosiłabym o jakieś zioła dla Allena. Nie ryzykowałam też wołania kogokolwiek innego. Hax ostrzegł nas rykiem, a to znaczy, że działo się coś złego. Najlepiej było siedzieć najciszej, jak się dało i wracać do domu, ale nie było nawet szans, abym "odkleiła" Allena od ziemi i niosła go taki kawał. Nie jestem taka silna, a zmęczenie robi swoje. Gdy zdałam sobie sprawe, o nadchodzącym zachodzie słońca moja nadzieja zaczęła pryskać, w brzuchach zaczęło nam burczeć, a w moim sercu narastał niepokój. Przestałam powtarzać formułkę, a zamiast tego wyostrzyłam moje zmysły. Słyszałam szum wiatru. Nagle trzasła gałązka, w krzakach przed nami. Szturchnęłam Allena. Chciałam uciekać, ale nie mogłam zostawić przyjaciela... Mam nadzieję, że przyjaciela. Gdy w zaroślach pojawiły się zielone, świecące oczy nie myślałam długo i stanęłam przed Allenem. Nastroszyłam futro i cicho warczałam. Byłam w pozycji obronnej. Mogłam w każdej chwili zaatakować lub odskoczyć. Nie wiedziałam, co się stanie, ale nie opuszczę Allena. Na pewno nie w chwili, gdy mnie potrzebuje.

<Allen?>
Kto jest w krzakach? Chce nam zrobić krzywdę? Gdzie jest Hax i czy zdołasz się otrząsnąć? 

12.04.2020

Allen cd Nashi


Miejsce które pokazała mi Nashi było piękne. Tyle kwiatów to w życiu jeszcze nie widziałem. Haxowi najwidoczniej też nie podobało bo położył się niedaleko nas i przymknął oczy.
- To... Co teraz robimy? Chciałbyś coś jeszcze zobaczyć? - zapytała a ja zamyśliłem się
To miejsce bardzo mi się podobało, jednak chciałem zobaczyć więcej! Nie wiadomo kiedy następna taka okazja się trafi... znaczy zawszę mogę się wymknąć ale to nie będzie to samo. Zdecydowałem więc przejść się kawałek dalej i zobaczyć co tam jest. Ale zanim ruszymy w drogę postanowiłem trochę się pobawić.
- Powiem ci jak mnie dogonisz - uśmiechnąłem się i odsunąłem się od Nashi
Wadera wstała i od ruszyła za mną. Co jakiś czas stawałem w miejscu i kiedy chciała mnie złapać w ostatnim momencie uskakiwałem. W pewnym momencie potknąłem się i wylądowałem pyskiem na ziemi. Korzystając z tego momentu Nashi podbiegła do mnie i po tym jak odpowiedziałem jej że nic mi nie jest pacnęła mnie łapą i krzyknęła że wygrała. Powiedziałem jej, że chcę zobaczyć jak najwięcej. Jednak zanim udaliśmy się na zwiedzanie terenów usiedliśmy, żeby złapać oddech.
- Gdzie jest Hax? - zapytała rozglądając się
- Prawdopodobnie coś mu źle pachniało - odpowiedziałem i wstałem zaczynając powoli iść przed siebie
- Jak to źle pachniało? - dogoniła mnie
- Chodzi o to że Hax pamięta nasze zapachy. Zapamiętuje nas jako przyjaciół dlatego nie reaguje jak zbliżacie się do mnie, ale jeśli pojawi się nieznajomy zapach idzie to sprawdzić bo możliwe że ta osoba ma złe zamiary... Jak sprawdzi to wróci
Kiedy szliśmy przez łąkę na naszej drodze pojawiły się zające więc przystanęliśmy żeby je poobserwować. Kiedy zwierzęta rozbiegły się kontynuowaliśmy naszą przechadzkę. Zeszliśmy do lasku. Zaczęliśmy się ścigać. Za linię mety miał nam robić zaschnięty pień znajdujący się na środku drogi. Po krzyknięciu start ruszyliśmy przed siebie. Wadera wyprzedziła mnie nieznacznie i kiedy chciałem się z nią zrównać usłyszałem głośny ryk. Stanąłem w miejscu i rozejrzałem się. Po chwili można było usłyszeć jeszcze dwa ryki, a później nastała cisza.
- Powinniśmy wracać - powiedziałem
Wadera spojrzała na mnie pytająco i podeszła do mnie, a ja przeciągnąłem się i powiedziałem jej że śnił mi się koszmar i dlatego jestem zmęczony. Przyspieszyliśmy kroku i zaczęliśmy kierować się w stronę sierocińca.
- Hax! - krzyczałem mając nadzieję że indoraptor pojawi się przy mnie ale go dalej nie było.
Zaraz tu będzie. Nic mu się nie stało, jest silny. Na pewno zaraz się pojawi. A co jeśli go znaleźli? Mnie też znajdą. Nie to niemożliwe. A co jak coś go zaatakowało i potrzebuje pomocy? Moje łapy odmówiły posłuszeństwa. Usiadłem na ziemi i próbowałem skupić się na złapaniu oddechu ale myśli o tym że nie ma przy mnie Haxa nie pozwalały mi się uspokoić. Usiadła przede mną Nashi i coś mówiła, ale jej nie słyszałem.

<Nashi?>
Mamy tutaj Panic! at the disco

Nowy wilku! Ambrose



Autor grafiki: hw: 200lis, e-mail: tae@onet.com.pl
Właściciel: e-mail: tae@onet.com.pl hw- 200lis
Imię: Ambrose (zdrobnienia: Ambro, Rose)
Wiek: 4 lata
Płeć: basior
Żywioł: lód, mgła, iluzja
Stanowisko: 
▪️zwiadowca
▪️taktyk
Cechy fizyczne: Ambrose to masywny wilk, ze szczupłymi łapami. Ma mocne mięśnie oraz silną szczękę z długimi kłami. Uszy znajdują się zaraz za wąskimi, wygiętymi nieco do góry rogami. Są bardzo mocne i twarde, mogące poważnie zranić. Jego futro jest czarne z elementami mroźnego błękitu i turkusu. Na pysku ma w takich kolorach "maskę", a za oczami na polikach kryształy w kształcie wąskich lider V, oraz okrągłe małe. Wszystkie w kolorach mroźnego błękitu. Jego łapy również zdobią kryształy, wyglądające jak fragmenty lodu. Ma też takie na klatce piersiowej oraz puszystym ogonie. Na grzebiecie, właściwie na początku kręgosłupa trwają różnokolorowe, duże kryształy. Zależnie od padania słońca mogą mieć barwy zarówno niebieskie, złote jak i fioletowe. Na jego lewym udzie wyryte są runy. To blizny, które zostawiły mu różne stworzenia, jakie spotkał na swojej drodze. Chronią go i mu pomagają. jego oczy są białe, bez tęczówek i źrenic, z jasnoniebieską obwódką.
Cechy charakteru: Ambrose jest wilkiem wychowanym przez los. Nie miał złego dzieciństwa, jednak urodzony z rogami, jako ten "odmienny" był z początku odrzucany przez poprzednią watahę. W czasie zabaw z innymi szczeniakami przypadkowo ranił je wyrostkami na głowie, co skutkowało końcem zabaw i ostrą karą od alfy. Ukazała się wtedy jego wrażliwość. Naprawdę chciał mieć dobre kontakty z rówieśnikami, ale przez rogi nie mógł - często izolował się, by płakać, albo bez celu włóczyć po lesie. Spokój i ciszę również lubi, długie spacery, biegi, zapasy, to jest coś! Kiedy podrósł, miał około roku, nauczył się walczyć bez użycia rogów, rozwinął u siebie samozaparcie, upartość oraz wolę walki. Jest nieugięty, jednak przez wrodzoną wrażliwość często nie potrafił wygrać pojedynku. Zazwyczaj chodzi wyluzowany, śmieje się, lubi robić innym psikusy - głównie dlatego, by zobaczyli, że mimo złego wyglądu wcale nie jest przerażający. Oczywiście potrafi taki być, silny, groźny, odważny, ciekawski oraz rządny przygód. Nie poddaje się dzięki byciu upartym. Jeśli chodzi o cechy bardziej romantyczne, już mówię, że nie jest typem romantyka. Porozmawia, okaże wsparcie lub współczucie, ale sam z siebie nie domyśli się, że te wszystkie miłe słowa czy tulenie znaczy coś innego jak właśnie przyjacielskie interakcje. Jest dobrym przyjacielem, zaufanym, chętnym do kontaktów z innymi. Nie jest zbyt strachliwy, oczywiście, boi się wielu rzeczy, ale potrafi je przezwyciężyć. Zazdrości u niego nie spotkacie, tak samo jak przesadniej szczodrości. Pamiętliwy, ceniący sobie towarzystwo oraz dobrą radę. Jest mściwy, bardzo. Chętny do współpracy, potrafi się podporządkować, jak i dopasować do roli przywódcy. Mądry, interesujący się gwiazdami, bóstwami, potworami. Często wędruje w ich poszukiwaniu, poznawaniu lub by je zwyczajnie podziwiać. W nocy, walcząc z bezsennością uspokaja się, patrząc na miliony gwiazd, bądź chmury, które je zasłaniają. Jest marzycielem. Dla wroga będzie bezwzględny, jeśli uzna to za konieczność, bezlitosny i okrutny. Bardzo często rzuca sarkastyczne uwagi, żarty, lub czarny humor. To jego ulubiona forma przekomarzanek, przez co może uchodzić za wrednego. Jeśli ktoś nie życzy sobie, żeby do niego mówił sarkazmem - wystarczy powiedzieć. Ambrose ma dobrą pamięć i zakoduje sobie, by do tego wilka mówić bez cienia sarkazmu. Przy pierwszym spotkaniu jest niepewny i czujny. Do śmiałych to on nie należy, a przez długą, samotną wędrówkę nie potrafi za dobrze zaczynać znajomości, ale ma chęci! Nieśmiały przy pierwszych kilku słowach, potem ośmiela się i nawet rzuca żartami! Potrafi być agresywny, nieufny oraz ostry. Jest też bardzo szczery, bezpośredni.
Cechy szczególne: Rogi na głowie, kryształki na łapach, grzbiecie, ogonie, głowie oraz klatce piersiowej, blizny w kształtach run na lewym udzie, oraz duże kryształy na początku kręgosłupa
Lubi: Ceni sobie zarówno towarzystwo jak i spokój. Cisza, długie spacery, zapasy oraz walki, bardzo upodobał sobie wyprawy w poszukiwaniu potworów. Kocha wręcz patrzeć na gwiazdy, poznawać je. Lubi rozmawiać, słuchać rozmaitych historii, by później je przekazać dalej. Przygody, niebezpieczeństwa oraz adrenalina również mile widziane! Bardzo podoba mu się pływanie, często szuka jezior, by tam to robić, albo łapać ryby.
Nie lubi: Deszczu, nie cierpi, gdy jego futro robi się mokre, oraz brudne. Czyścioch z niego. Rozmaite jaszczurki, węże i takie oślizgłe stworzenia to coś, co przyprawia go o wymioty.
Boi się: Oślizgłych robali, jadowitych stworzeń, morskich potworów, przepaści, wściekłych karmicielek
Moce: 
▪️dzięki żywiołowi iluzji, Ambrose tworzy swoje własne klony - jednak są one astralne
▪️żywioł lodu pozwala mu na tworzenie go pod łapami, jako drogę, bądź inne, nieskomplikowane przedmioty
▪️za pomocą żywiołu lodu zamraża wodę, parę odwraca w wodę, a następnie mrozi itd
▪️ dzięki żywiołowi mgły może stworzyć "mglistą barierę ochronną". To po prostu kłęby gęstej mgły, jednak na tyle niebezpieczne, że można się w nich zgubić
Historia: Urodzony w watasze na północy, pełnej śniegu oraz zlodowaceń. Wychowany przez matkę, która cały czas, aż do jego odejścia z watahy zastanawia się, skąd do licha ma te rogi. Przez przypadkowe ranienie rowniesnikow rogami, został przez nich odepchnięty. Zaczął obawiać się o swoje kontakty, dlatego wymyślał żarty, pracował nad walką bez użycia rogów, aż w końcu mu się udało. W międzyczasie, gdy błąkał się po lesie, rozwinął u siebie zamiłowanie do gwiazd i astrologii, różnych stworzeń, generalnie do eksploracji. Po osiągnięciu wieku dojrzałości płciowej, gdy odkrył,że tak naprawdę nie poznał żadnej z wader, poza swoją siostrą, więc nie angażował się w walki. Został w jedną wciągnięty przez samicę, która skrycie go lubiła. Odmówił pojedynku, a kiedy go do niego zmuszono, zranił mocno przeciwnika, ostatecznie odchodząc z watahy. Nie chciał więcej spięć z kimś, kogo do cholery nie zna! Ponieważ poza rodziną nikt nie chciał utrzymywać z nim kontaktów. Wyruszył w podróż, którą pokochał, poznał tyle różnych rzeczy, stworzeń, smaków oraz ziół. Opanował też sztukę przetrwania.
Któregoś razu, gdy wędrował na południe, dotarł do oceanu. Wszedł do niego, by poszukać ryb, wiedział bowiem, że są jadalne. Spotkał zamiast tego ogromnego wodnego jaszczura, a zwiewał tak, że mu się łapy plątały! Ostatecznie wrócił tam, niesiony głodem. Znalazł jakąś zdechłą niedawno rybę, więc wyłowił ją i zjadł. Zła nie była, ale przyprawiła go o ból żołądka oraz wymioty.
Szedł brzegiem oceanu, mocząc łapy w pianie, gdy poczuł nagle dotyk na ogonie. Odwrócił się, odsłaniając kły. Dojrzał dziwne stworzenie, przypominające mu konia, które widział podczas podróży. Powiedziało mu, iż nauczy go magii lodu, by mógł przebyć ocean. Wyśmiał je, nie wierząc w coś takiego. Tej samej nocy, gwiazdy, na które patrzył, zaczęły wirować. Nie rozumiał tego, ale gdy przybył na plażę, zrozumiał czemu. Ta sama istota, unosząc się nad taflą wody, otoczona smugami powietrza rzucała zaklęcia. Nigdy nie widział czegoś takiego, był urzeczony, przepełniony ciekawością jak i przerażeniem. Tak właśnie rozpoczął nauki, które trwały rok, opanował zaawansowane sztuki, które pozwoliły mu przebrnąć przez ocean.
Dotarł na ląd, ciepły klimat, duże drzewa. Pierwszym, co go spotkało było koniowate stworzenie ze skrzydłami. Miało rogi i duże ciało. Przedstawiło się jako Peryt. Ambrose był jednak zbyt zmęczony, by z nim rozmawiać, że padł na brzegu. Peryt zabrał go wgłąb lasu, a gdy się obudził, czuł ciepło i przyjemne powietrze. To dziwne stworzenie, wraz z innymi pasło się, wysyłając do lasu swoją energię. Wstał, nieco przerażony i zbity z tropu. Uciekł w popłochu, a gdy te zaczęły go gonić, przyspieszył, s końcu spadając z wysokiej góry w dół. Prosto do jeziora, gdzie z kolei spotkał malutkie stworzonko, ładnie świecące. Pomogło mu wyjść na powierzchnię. Przez około rok żył w tych dziwnych lasach. W tym czasie spotkał wiele niebezpieczeństw, które pozwoliły mu przebudzić skrywaną moc - iluzji oraz mgły. Stworzenia uczyły go, jak jej używać. Okazało się, że wraz z rogami odziedziczył po kimś właśnie te dwa żywioły, oraz umiejętności. Nie rozumiał tego, ale w gruncie rzeczy zaakceptował. Gdy przyszedł czas, by ruszył dalej, stworzenia wyryły mu na udzie runy. Wędrował, aż nie natrafił na te watahę.
Zauroczenie: -
Głos: Link
Partner: Nie posiada.
Szczeniaki: Nie posiada.
Rodzina: Matka - wilczyca polarna, z czarno białym futrem, niebieskimi oczami,
ojciec - wilk, który jakimś cudem wygrał walkę o serce jego matki, duży, masywny, szary, z brązowymi oczami,
Rodzeństwo - jedna siostra, z podobnym umaszczeniem co on, jednak bez rogów i kryształów
Jaskinia: północna jaskinia nr 1
Medalion: Link
Towarzysz: -
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie:  -
Dodatkowe informacje:
▪️nie jest pewny, czy pociągają go wadery, czy basiory. Patrzy na charakter, nie na wygląd.
▪️ Lubi zjadać mrówki, ale tylko te czarne, bo są całkiem smaczne.
▪️Jeśli nic nie upoluje, idzie na ryby.
▪️ma grube futro, które linieje.
Umiejętności: 
: Siła: 105
: Zręczność: 100
: Wiedza: 175
: Spryt: 130
: Zwinność: 100
: Szybkość: 120
:Mana: 70

11.04.2020

Od Nashi cd Allen

Nie spałam prawie całą noc. Myślałam o tym, jaka byłam bezczelna zadając to pytanie Allenowi. Samo wypowiedzenie słowa laboratorium sprawiło, że jego postawa drastycznie się zmieniła, a zachowanie Haxa tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że popełniłam błąd. Leżałam na swoim parapecie i obwiniałam się o to, że mogłam zniszczyć moje kontakty z Allenem.
-Jaka ja jestem głupia!- krzyczałam szeptem do siebie- Dlaczego nie mogłam po prostu ugryźć się w język? Teraz na pewno wszystko zniszczyłam, Allen się do mnie nigdy więcej nie odezwie, a ja nawet nie będę mogła zagadać bo Hax mi nie pozwoli podejść!- Z moich oczu wypływały wodospady łez. Starałam się tłumić szloch, aby nie obudzić dziewczyn. Obwiniałam się jeszcze pół godziny, po czym się poddałam i dalej płacząc patrzyłam się na gwiazdy. Po kilku godzinach zasnęłam. Rano obudziła mnie Nuta i kazała mi obudzić Eve, po czym udaliśmy się do Holu, gdzie czekali na chłopaki. Rozejrzałam się z cichą nadzieją po zgromadzonych, ale nie widziałam Allena. Może jeszcze śpi? Z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie okrzyk Nuty
-Hirvi jesteś Mrozem!- gdy rogaty basior to usłyszał z automatu podskoczył do mnie, lecz ja szybko zrobiłam unik i zaczęłam uciekać. Bawiliśmy się tak pół godziny, aż zostałam zamrożona. Nagle usłyszałam za sobą dobrze znany mi już głos.
-To co pokażesz mi to miejsce o którym wczoraj mówiłaś? - moje serce przyśpieszyło, a ja cała napełniłam się pozytywną energią.
-Pewnie! Chodźcie za mną- uśmiechnęłam się do Haxa i Allena, po czym radosnym krokiem ruszyliśmy na górską polanę. Przechodziliśmy przez las, aż teren zaczął się wznosić. Drzew ubywało, a na ich miejscach pojawiały się krzewy i kwiaty.
Pogoda była cudowna, a ziemia była jeszcze lekko błotnista po deszczu. W powietrzu unosiły się rozmaite zapachy kwiatów, deszczu i wiosny. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, tak jakby wczorajsze pytanie w ogóle nie padło. Po godzince drogi, gdy byliśmy na szczycie wzniesienia znowu zwróciłam się do chłopaków.
-Oto moje ulubione miejsce w wataszy- powiedziałam i zrobiłam lekki rozbieg po czym zjechałam w dół zbocza śmiejąc się. Wylądowałam wśród różnokolorowych kwiatów. Hax i Allen dołączyli do mnie. Allen również zjechał po zboczu, a gad zszedł spokojnym krokiem. Gdy basior zatrzymał się kilka metrów dalej, po czym dwoma sprawnymi skokami pojawił się obok mnie. Wskakując w kępę kwiatów sprawił iż pyłki uniosły się w powietrze, co spowodowało u mnie atak kichania
-Apsik, Apsik, Apsik
-Na zdrowie- zaśmiał się cicho Allen
-Tak, tak. Dziękuję- odpowiedziałam robiąc dziwną minę, ponieważ pyłki łaskotały mnie jeszcze w nosie. - To... Co teraz robimy? Chciałbyś coś jeszcze zobaczyć?- spytałam i czekałam na odpowiedź leżąc w złocistych krokusach.

<Allen?>
Co teraz? 

Od Tsumi do Nuty

O ludziach słyszałam wiele, jednak nigdy nie myślałam, że jakiegoś spotkam. No, myliłam się. A zaczęło się to, gdy patrzyłam jak reszta szczeniąt, wraz z Rose i Iwo idą poza sierociniec na polanę górską, by zaznać trochę witaminy D. Ignorując fakt iż będzie teraz dużo owadów i możliwość spotkania węży.... zaraz. Kiedy one w ogóle się pokazują? Nie miałam zielonego pojęcia, jednak sam zapach mieszaniny górskich kwiatów był piękny. Spojrzałam kątem oka na Rose, która rozglądała się pewnie za jakimiś ziołami, co chwila zanurzając swój pysk w trawie. Iwo w tym czasie wypełzł ze swojej bibliotecznej nory i tłumaczył szczeniakom że nie powinny się za daleko oddalać. Upatrzyłam sobie górkę  umytych i poukładanych nagrzanych kamieni, które zachęcająco wyglądały. W dodatku w zacisznym miejscu, obok wystającego z lasu drzewa. Nie patrząc na zgodę innych, potruchtałam w tamto miejsce, po czym po dwóch skokach byłam na górze. Cieplutkooo~ mogłabym zamienić się w pudding i rozpłynąć. Ta chwila jednak nie mogła trwać wiecznie, trza było iść na stronę, a potem.... potem właśnie było ciekawie. W drodze powrotnej, gdy już miałam stanąć w ciepłej plamie światła, zobaczyłam w oddali, na prawo, czerwono-bordową plamę sierści. Przekrzywiłam nieco głowę, marszcząc brwi. W jak daleki teren  było określone ,,oddalanie się"? Bez zbędnego rozkminania, podreptałam w jej stronę. Lasek znajdował się poniżej łąki, do tego nieco dalej niż się spodziewałam. Zatrzymałam się, gdy rozpoznałam z bliska szczeniaka, a mój mózg usilnie próbował sobie przypomnieć jej imię. Ale, zostawiając na bok samicę. (dopiero po chwili przypomniałam sobie jej imię) gdzieś w krzakach leżała małpa. W sensie, brzydka małpa. Nie miała ani ogona, ani sierści. Była podrapana, brudna i miała na sobie jakieś łachy. Tak. To była serio brzydka małpa.
- Czy to jest człowiek? - spytałam podchodząc nie pewnie, spodziewając się, iż wadera na mnie nawrzeszczy żebym nie wtykała nosa w nie swoje sprawy. Ta jednak, spojrzała na mnie swoimi zaintrygowanymi, żółtymi oczami.
- Pierwszy raz jakiegoś widzę! - powiedziała, stojąc nad śpiącym człowiekiem - Chciałam go obwąchać, ale bałam się że się obudzi.
- Nie lepiej powiedzieć Rose że tu coś jest...? Albo chociażby mogłabym powiedzieć Arietesowi albo-
-Nie, nie! Żadnych dorosłych! Od razu by wszystko zepsuli - powiedziała zdecydowanie, przybierając inny wyraz pyska. - Zakazaliby zbliżania się i tym podobne, a ja chce się nieco o tym czymś dowiedzieć.

<Nuta? Masz swoje opo. A teraz odpisuj xD>

Od Vi cd Shira


Zastanowiłam się przez chwilę. Jaki gatunek? Nie wiem... To była spontaniczna decyzja i nie do końca zaplanowana. Shira widząc moje zakłopotanie stwierdziła, że pokaże mi parę stworzeń. Na początku pokazała parę zwykłych. Pokazała mi małe puchate króliczki, parę kotów, ptaki. Problem był w tym, że koty jak tylko próbowałam podejść syczały na mnie. Króliki uciekały, a ptaki odlatywały. Jedynym zwierzęciem które ode mnie nie uciekło była sowa. Ta bacznie mi się przyglądała i nawet dała się pogłaskać. Potem udałyśmy się do magicznych stworzeń. Były tam gryfy, jaja smoków, magiczne koty, nawet feniks. I tu zaczynał się problem. Wszystkie stworzenia wyglądały świetnie. Zapewne każde z nich byłoby świetnym towarzyszem, ale mi marzył się jakiś większy stwór który mógłby być przy mnie cały czas i pomagać mi w szukaniu przedmiotów, przenoszeniu ich albo w walce. Najbardziej z wszystkich spodobał mi się gryf. Ale nie chciałam zwykłego gryfa. Chciałam coś niezwykłego! Westchnęłam głośno i spojrzałam na waderę.
-Jakie stworzenia ci się najbardziej spodobały? - zapytała uśmiechając się
Zastanowiłam się chwilę po czym odpowiedziałam:
-Ze zwykłych zwierząt sowa a z magicznych gryf...
Przez chwilę pomiędzy nami panowała cisza. Shira chodziła w te i z powrotem poważnie nad czymś myśląc. W końcu postanowiłam przerwać ciszę.
-A twoim zdaniem co do mnie pasuje?

<Shira?>

Od Shiry CD Vi

- Dziwne... - mruknęłam - pomóc?
Wadera sama zaczęła zwinnie sprzątać bałagan, ale zaoferowanie pomocy wydawało mi się jak najbardziej na miejscu.
- Nie, dziękuję, poradzę sobie.
- No dobrze. To do zobaczenia w takim razie! - pożegnałam się i zebrałam do wyjścia.
Szłam sama przez las, aż do mojej jaskini. Zastałam tam Raylę bezczelnie rozwaloną na moim legowisku. Co ona sobie wyobraża? Jednak, wyglądała dosyć... Uroczo. Nie chcąc jej budzić zwyczajne wlazłam na nią i usadowiłam się na jej cielsku.

*skip do tego drugiego odpisu*


Szłyśmy przez las, a Rayla ziewnęła potężnie. Jak zwykle co rano wyszłyśmy na krótki spacer, aby rozprostować nogi. Rzeźkie powietrze wypełniało me płuca, a słoneczne promyki przyjemnie tańczyły na białym futrze. Nie napotkałyśmy dotychczas nic wartego uwagi, aż na horyzoncie pojawiła się już dobrze znana mi sylwetka. Vi! Zawołałam waderę, a ona podeszła i również się przywitała.
- Shira, mogłabym cię o coś poprosić? - zapytała.
- Jasne - odparłam bez zastanowienia. Cokolwiek by to nie było, pewnie i tak się zgodzę.
- Tak sobie myślałam... Wydaje mi się, że doskwiera mi samotność, a ty jesteś hodowcą...
- Chcesz towarzysza? Super! - podskoczyłam - jaki gatunek byś preferowała? Mogę też coś doradzić.
Cieszyła mnie wizja wykonania swojego pierwszego zlecenia.

<Vi?>

Od Shiry CD Tenshi "zabawa w hodowanie" #9

Oh, to cudownie! Już niedługo będą gościć w jaskini małe, żywe smoczęta! No, może nie takie małe, zważając na rozmiary ich rodziców jak i samych jajek. Ciekawe jak będą wyglądać? Jakie będą z charakteru? W końcu przyjdzie czas, kiedy się dowiemy.
- No, to musimy dalej czeeekać - mruknęłam.
Tenshi westchnęła, jeszcze raz oglądając jajka z każdej strony, jakby dla upewnienia szukając najdrobniejszych pęknięć.
- To ja sprawdzę czy nikt niczego nie potrzebuje i lecę do domu, późno się robi - oznajmiłam.
Zostawiłam dzisiaj Raylę w domu, bo nie chciała iść. W sumie takie niemalże codzienne latanie z domu do jaskini hodowlanej zaczynało robić się uciążliwe, ale co mam zrobić? Dawno temu zauważyłam, że kiedy jeszcze mieszkaliśmy na starych terenach Tenshi najczęściej zostawała właśnie w jaskini hodowlanej, a do tej swojej zaglądała raczej rzadko. Hah, pewnie z czasem ze mną będzie tak samo. 
Szybko przemknęłam pomiędzy wszystkimi stworzeniami, ale wyglądało na to że żaden nie wymagał już większej uwagi. Nasza nowa grota była ogroomna, a co za tym idzie - ogromny był również teren po którym rozproszyły się zwierzaki. Gdy skończyłam chciałam jeszcze oznajmić Tenshi, że idę do domu, ale zastałam ją... Śpiącą. Widocznie musiała zasnąć przy pracy. 
- Dobranoc Tenshi - szepnęłam, aby przypadkiem jej nie obudzić. Niech śpi, co jej szkodzi. 

***
*kolejne kilka dni później*


- Heej Tenshi! - zawołałam donośnie, przekraczając próg groty. 
- Chodź, szybko! - usłyszałam głos gdzieś z góry.
Szybko domyśliłam się, że dźwięk dochodzi z miejsca, w którym trzymałyśmy smocze jaja. Oh, czyżby to już? Zerwałam się do lotu, żeby było szybciej. Jak myślałam, przywitał mnie widok wadery z wlepionym uważnym wzrokiem w duże jaja.
- To już? - rzuciłam retorycznie.
Dostrzegłam, że na jednym z jajek pojawiło się większe pęknięcie.
- To już! - podniosłam głos podekscytowana.
W końcu, zobaczymy efekty naszej pracy!

<Tenshi?>