27.11.2017

Od Aksela do Kaji

Wyłoniliśmy się po drugiej stronie wodospadu, przemoknięci do suchej nitki. Powoli wywlekłem się z zimnej wody i szybko ogarnąłem mniej więcej miejsce naszego pobytu. Znajdowaliśmy się w tunelu. Cholernie ciemnym tunelu. Kątem oka spostrzegłem również, że moja mała podopieczna się trzęsie, tak więc ,,pobrałem" wodę z jej futra i skierowałem z powrotem do jeziorka, z którego wyszliśmy. W tamtym momencie futro małej było tak napuszone, iż parsknąłem śmiechem, na co ona fuknęła coś pod nosem i z dumą próbowała odnaleźć się w przerażającej ciemności.
 - Gdzie teraz idziemy? - podpytała cicho.
 - Teraz... Przed siebie. - bąknąłem niewyraźnie.
Kompletnie nie znałem tych okolic, więc mogłem tylko udawać, że orientuję się w terenie.
 - Chodź za mną. Zaraz znajdziemy wyjście i uciekniemy przed twoją mamą. - Uśmiechnąłem się delikatnie, choć pewnie nawet tego nie zauważyła.
Przeszliśmy może sto metrów, gdy nagle za naszymi plecami usłyszeliśmy głośne huki. Ziemia jakby się zatrzęsła, a w górę poleciały tumany kurzu i pyłu. Zaskoczeni odwróciliśmy się za siebie, i jedyne co zobaczyliśmy to ogromne głazy, które odcinały nas od wyjścia z tunelu.
 - Wspaniale! - odparłem.
 - Co się teraz stanie? - spytała.
 - Teraz... Trzeba skołować sobie jakieś światło, a później znajdziemy wyjście... - starałem się mówić łagodnie, gdyż nie chciałem przestraszyć szczeniaka.

Kaja?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz