25.11.2017

Od Mirany do Silvera

Silver podziękował mi za wycieczkę.
-Nie ma za..- tutaj przerwał mi nagły trzask. Dochodził zza moich pleców. Oczy basiora rozbłysły z zaskoczenia, po czym zaczął się cofać. Stanęłam osłupiała, nasłuchiwałam dalszych odgłosów. Silver wciąż wpatrywał się w trzaskającą przestrzeń za mną. Odwróciłam się w końcu.
Ujrzałam... w zasadzie, to sama nie wiem, co to było. Wyglądało trochę jak goblin, trochę jak wróżka.. W każdym razie to coś siedziało z kawałkiem patyka w szarej, pomarszczonej ręce i co chwilę nią machało, próbując rzucić na mnie czar. Stwór miał na oko tak z pół metra wysokości, był odziany w brudny, czerwony kubrak i stare szmaty miało na nogach. Ohydnego wizerunku dopełniały małe, zaropiałe, zielone oczy i naderwane skrzydełko nietoperza na plecach, przełożone przez specjalną dziurę w płaszczu. Drugi otwór też był, ale drugiego skrzydła nie zauważyłam.
-Eee..- zaczęłam z miną pełną obrzydzenia.- Ktoś ty?
Goblino- coś podniosło wzrok znad różdżki i wychrypiało coś w rodzaju... "Dhymrakingohhryk."
Bóg wie, co to oznaczało. Podczas "mówienia" stwór ukazywał pożółkłe, spróchniałe zęby, było ich jednak tylko kilka... Szczerze, to było do przewidzenia. Gnom znów opuścił głowę i zaczął coś skrobać na patyku. Nagle popatrzył się na mnie i splunął mi w twarz. Zamknęłam oczy i zaczęłam machać głową, by strząsnąć z siebie ohydną wydzielinę parszywego skrzata.
<Silver...?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz