28.12.2020

Od Delty CD Antilia

Nieprzyjemne uczucie miażdżącego mnie ciała nie było zbyt przyjemne, jednak mój umysł dobrze podpowiadał mi, że muszę wytrzymać jeszcze chwilę. Czułem jak wadera z każdą chwilą coraz mocniej przylega do mojego ciała. Nie dawało mi to ani komfortu ani wyboru. Musiałem działać. Nie widząc innego wyjścia niż użycia mojej mocy zmusiłem całą swoją egzystencję do delikatnego uniesienia śniegu. Na szczęście masa ta zdążyła się już zatrzymać ułatwiając mi powolne i męczące przekładanie każdej kolejnej drobinki. Skupiony na swoim zadaniu nie zwróciłem uwagi na zwiększającą się coraz bardziej przestrzeń wokół nas, tak bardzo niestabilnie trzymającą się wyłącznie z moją pomocą. Warknąłem cichutko. Takie użycie mocy nie było dla mnie proste, jednak w przeciwnym wypadku skończyć się to mogło śmiercią. A ja jestem na to jeszcze za młody. Takie przekładanie śniegu po drobince chwilę trwało, jednak koniec końców nawet do moich zaciśniętych oczu dotarł promyczek światła. Niczym nadzieja wdarł się przez niewielką dziurkę, którą już udało mi się wydrążyć siłą umysłu. Nie miałem pojęcia jak długo to trwa. Po prostu walczyłem o życie, już nie tylko swoje. Od mojej pracy oderwało mnie szarpnięcie za kark i moje namoknięte i zmarznięte ciało owiał chłodny wiatr. Wadera poniosła mnie kawałek, a kiedy otworzyłem oczy, porzucając moje starania do utrzymania śniegu z dala od nas, przestrzeń jaką utworzyłem zapadła się pod własnym ciężarem.
-Było...blisko- sapnęła wadera oglądając się na zapadlisko
-Aż za blisko- odparłem szeptem siadając przy niej. Tak wielki wysiłek zmęczył moje i tak wymęczone ciało.
-Imponujące że umiesz dokonać takich rzeczy, z pomocą... właściwie jakiej mocy użyłeś? Nie wspominałeś nic o umiejętności...nawet nie umiem tego nazwać.- spojrzała na mnie swoim przenikliwym wzrokiem.
-Telekineza. Dość męcząca rzecz kiedy musisz unosić każą drobinkę śniegu z osobna, ale jak widać możliwe.
-Imponujące.- nastała chwila ciszy w trakcie której położyłem się przy niej na śniegu. Byłem padnięty z powodu wysiłku do jakiego dzisiaj zmusił mnie los. - Idziemy do mnie.- mruknęła wadera. Wyczułem w jej głosie dozę niepewności i zawahania. Niewiele myśląc, zmęczony, zapadając się w śniegu po głowę ruszyłem za waderą. Byłem zdziwiony, że jestem w stanie jeszcze chodzić, jednak mroczki przed oczami wskazywały że już nie długo.
-A jak to daleko?- wyszeptałem ,ale chyba to już nie dotarło do jej uszu. Niedaleko zaszliśmy kiedy znowu musiałem sobie przysiąść, ponieważ moje biedne łapki odmawiały posłuszeństwa.
-Nie mogę dalej- mruknąłem spuszczając głowę w dół i kładąc się na zimnym śniegu. - Nie mam siły...
A potem było tylko ciemno.

<Antilia?>

23.12.2020

Od Antilii CD Delta

 Wichura wyła na zewnątrz, rozrzucając ogromne ilości śniegu, która przykryje martwą ziemię warstwą grubego, białego puchu. Burza rozszalała się na dobre, lecz nie wygląda na to, aby szybko przeszła. Dzięki bogom, że udało się znaleźć kryjówkę. Nieważne, że jest niewielka i ledwie udało nam się tutaj zmieścić. Mało który wilk chciałby skończyć jako lodowa rzeźba… Poczułam zimny dreszcz. Stworzyłam niewielką kulę ognia, by dać nam, chociaż odrobinę ciepła. Nie daje dużo ciepła tak jak gorąca kula ciepła, lecz to zawsze coś.
– Dziękuję… – zaczął nieśmiało Delta – …że mnie tam tak nie zostawiłaś.… – Duży obłoczek z jego pyska pary uleciał ku górze. Robiło się coraz zimniej, a zanim nora się nagrzeje do nieco wyższej temperatury, minie trochę czasu. Spojrzałam najpierw na wilka, a następnie na siłę szalejącego żywiołu na zewnątrz. Wsłuchałam się w szum wiatru, szukając rytmu.
– Nie zostawia się swoich w potrzebie… – odpowiedziałam po krótkiej chwili. Płatki śniegu zbite w grupę wirowały szaleńczo na porywistym wietrze. Wpatrywałam się w ciemne chmury, zastanawiając się, ile jeszcze potrwa ta burza. "Nie możemy zostać tutaj zbyt długo" – pomyślałam. Nawet z moją wiedzą i zdolnościami magicznymi nie wytrzymamy w tej norce zbyt długo z prostego powodu – nie mamy pożywienia. Moja magia nie jest w stanie wyczarować kawałek mięsa z niczego.
– Jak myślisz, ile potrwa ta śnieżyca? – zapytał Delta po pewnym czasie.
– Nie wiem – powiedziałam szczerze. – Ale mam nadzieję, że szybko się skończy.
Po tym nastąpiła długa cisza, przerywana szumem zamieci na zewnątrz. Widziałam, jak mój towarzysz przymierza się do zadania mi pytanie, lecz gdy już chce je powiedzieć, rezygnuje i znowu myśli. Ja cierpliwie czekałam, aż się doczekałam.
– Naprawdę nie pamiętasz niczego?
Przyznam, że lekko mnie zaskoczyło to pytanie. Uniosłam lewą brew i spojrzałam na wilka.
– A jaki miałabym powód, żeby kłamać? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Delta zamyślił się na chwilę, żeby po chwili ponownie mnie zapytać o mój życiorys.
– Jakie było twoje pierwsze wspomnienie, po tym jak straciłaś pamięć?
– Nie lubię opowiadać o sobie – odparłam bez emocji.
– Dlaczego?
Westchnęłam.
– Im mniej wiesz o kimś, tym trudniej go zranić – przytoczyłam swoje motto, które ukształtowałam na początku swojej drogi. Przymknęłam oczy, przywołując obraz z przeszłości, gdy szukałam pomocy. Gorzko pożałowałam swojej decyzji, lecz to doświadczenie mnie dużo mnie nauczyło.
– Co się stało? – Delta zalewał mnie swoimi pytaniami. Odpowiadałam na nie mijającymi odpowiedziami, by czas przestał się tak ślimaczyć.
– Powiedzmy, że zaufałam komuś, kto nie zasługuje na taki dar.
– Niektórzy rzeczywiście nie powinni otrzymać zaufania innych… – przytaknął wilk. Spojrzałam mu w oczy, chcąc zobaczyć, czy on jest godny zaufania. Dwukolorowe oczy lśniły delikatnym blaskiem szczerości. Było w nim coś, co sprawiało, że nie czułam się… inna. Jakbym znalazła bratnią duszę, choć od dawna mówiłam sobie, że nikt taki nie istnieje…
– Obudziłam się w jakimś lesie, podczas deszczu – powiedziałam po prostu, przerywając martwe milczenie. – Nie wiem, ile tam byłam, ale byłam mocno wyziębiona i wyczerpana. W tamtej chwili byłam pewna jedynie swojego imienia. O ile jest moje… Od tamtej pory tułałam się po świecie, aż w trafiłam na tę watahę. Instynkt podpowiedział mi, że to jest mój dom.
Basior przyglądał mi się swoimi dwukolorowymi oczami i słuchał w milczeniu. Po chwili zaskoczył mnie.
– Moja matka zmarła przy porodzie a ojciec mnie porzucił – powiedział cicho. Wziął głęboki wdech, po czym kontynuował. – Wychowałem się w sierocińcu, ale byłem bardzo blisko pewnego medyka imieniem Nue. To on pokazał mi metody leczenia oraz zielarskie sztuczki, których potem mnie nauczył…
– Nikt mnie nie uczył o medycynie, po tym jak straciłam pamięć… Po prostu… Wiem i tyle.
– Jak to? – spytał Delta, lekko niedowierzając.
– Nie pamiętam jedynie swojej rodziny i nie mam z nimi żadnych wspomnień. Nie wiem, kim byłam, gdzie żyłam…
– Przykro mi.
– Nie ma czego żałować, bo nie wiem, czy w ogóle jest co żałować. – Nie wiem dlaczego, ale parsknęłam śmiechem. Delta również lekko się uśmiechnął. Ja również uniosłam kąciki ust.
Nagle coś mnie tchnęło i wyjrzałam na zewnątrz, chcąc zobaczyć aktualną pogodę. Burza minęła, lecz słońce chyliło się ku zachodowi. "Ile myśmy tu siedzieli?" – zapytałam siebie samą w myślach.
– Chyba burza minęła… – powiedziałam i zaczęłam powoli wychodzić z niewielkiej jamy. Trochę mi to zajęło, ale udało mi się wyjść, przy okazji gubiąc kilka piór. Delcie szybciej zajęło wyjście ze względu na niewielki rozmiar jego ciała. Rozejrzeliśmy się po niemalże oślepiającym pejzażu. Śnieg błyszczał w promieniach słońca zmierzającej ku krańcu horyzontu na zachód. Konary drzew zostały przykryte grubą i ciężką warstwą białego puchu. Sam śnieg na ziemi sięgał mi do łokci, co utrudniało przemieszczanie się po lądzie, a zwłaszcza Delcie. Widziałam jedynie czubek jego głowy oraz dwukolorowe tęczówki.
– Zima jest ładna, ale wolę wiosnę, jak mogę normalnie chodzić po ziemi – przyznał. Zaśmiałam się, przyznając mu rację. Lekki wiatr przedarł się pod moje futro, przez co zadrżałam.
– Ruszajmy – powiedziałam i postawiłam krok przed sobą. Nagle usłyszałam głuchy huk. Przypominał on pękanie Wielkiego Lodowca na dalekim południu, gdzie miałam okazję być. Instynktownie spojrzałam w górę i zobaczyłam, jak tona masy śniegowej leci w naszym kierunku ze szczytu.
– UCIEKAJ! – wrzasnęłam, mając gdzieś czy spowoduje kolejną lawinę. Ruszyłam przed siebie, lecz zobaczyłam, że towarzyszący mi basior nie ma jak się ruszyć. Podbiegłam najszybciej, na ile pozwalała mi zaspa śnieżna, w której byliśmy, i chwyciłam go za kark. Nie zdążyłam zrobić kilku kroków, kiedy lawina zmiażdżyła mnie całym swoim ciężarem, aby potem ciągnąć wraz z prądem płynącego śniegu.
Było zimno i ciemno, zupełnie jak wtedy, gdy obudziłam się obdarta ze wspomnień.

(Delta? Śniegu u nas nie ma to przynajmniej można zaszaleć tutaj xD) 


17.12.2020

Od Delty CD Antilia

Biegliśmy dłuższą chwilę. Moje małe łapki starały się dotrzymać tępa waderze, jednak nieustannie musiałem przyspieszać. Dobrze, że mam genialną wręcz kondycję. Jednak i mnie to po jakimś czasie zmęczyło zwłaszcza kiedy pierwszy śnieg zaczął spadać na ziemię. Nie miałem bladego pojęcia gdzie i kiedy się znalazłem, po prostu podążałem za waderą. A śnieg przybierał na sile. Grzmoty nie pozostawały mu dłużne, razem z chmurami nadchodząc coraz bardziej i zakrywając niebieskie dotąd niebo. Wadera biegła jednak zaparcie dalej chcąc znaleźć jakieś schronienie. Jednak mi nie było to dane. Moje nogi poplątały się powodując moje bliskie spotkanie z twardą ziemią. Wtedy też nowo poznana koleżanka zatrzymała się zaglądając na mnie.
-Oh. Wstawaj. Zaraz nas zasypie.- zostałem pociągnięty za sierść w górę. Wtedy też miałem szansę się rozejrzeć. Nie mam bladego pojęcia gdzie byliśmy, a śnieg który uparcie padał coraz mocniej ograniczał moją wizję. Wstałem jak wadera kazała i ruszyłem ponownie za nią. Zerwał się dość siny wiatr, który utrudniał mi poruszanie się z dużą prędkością. CO silniejsze podmuchy z łatwością przesuwały mnie po coraz to bardziej wilgotnym gruncie, a otaczające nas coraz gęściej pnie gołych drzew nie dawały za wiele ułatwienia. Przeciwnie, wiatr pomiędzy nimi szalał jeszcze bardziej. Koniec końców wyczerpany usiadłem patrząc na zatrzymującą się przede mną waderę
-Nie mogę dalej- westchnałem wyczerpany , a kolejny śliny podmuch wiatru wsadził mój pysk w odrobinę puchu leżącego już na ziemi. Podniosłem się ostatkiem sił.
-Delta...- zaczęła.
-Idź. Schowaj się. Nie takie burze już przeżyłem kiedy podróżowałem - zaśmiałem się gorzko.
-Nie mam zamiaru cię zostawiać idziemy! Gdzieś niedaleko musi być jakieś schronienie.- widziałem błysk w jej oku. Dlatego podniosłem się na chwiejnych łapach. Moje ciało zużywało bardzo dużo energii na utrzymanie temperatury , więc wadera musiała zwolnić kroku aby nie zdmuchnął mnie mocniejszy powiew wiatru. Koniec końców szliśmy w silnej zawiei pełnej śniegu i nawet niekiedy odłamków lodu.
Nie wiem ile szliśmy i jak daleko. Czas zamazał mi się w pamięci i umyśle skupiając jedynie na myśli o znalezieniu schronienia. Jak za zawołanie zostałem brutalnie pochwycony za kark jak szczenię ( co prawda moje tylne łapy i ogon wlokły się po ziemi) i wrzucony do suchego aczkolwiek ciemnego i ciasnego miejsca. Przypominało to niewielką szczelinę w jakiejś skale. Moja towarzyszka wcisnęła się obok mnie zaglądając na szalejący na zewnątrz śnieg. Było na tyle ciasno ,że gdyby nie był mały i skulony to we dwoje moglibyśmy się to nie zmieścić. Antilia mimo swojego, także widocznego zmęczenia stworzyła nam kulkę ciepła. Nie pamiętałem już przez całe to zamieszanie i wysiłek jak dokładnie to nazwała, ale jednak pomogło odrobinę.
-Dziękuję. - odezwałem się w końcu - Że mnie tam tak nie zostawiłaś.

<Antilia?>

16.12.2020

Od Stormy cd Pełnia

 Odwróciłam się brzuchem do góry, gdy usłyszałam okrzyk bojowy Pełni. Waderka wpadła na mnie, po czym obie spadałyśmy przez chwilę w dół, aby kilka metrów nad ziemią ponownie rozłożyć skrzydła i nad nią poszybować. 
-Co tu robisz Pełnio? nie powinnaś za mną lecieć. Ostatnio dużo obcych wilków kręci się po naszych terenach, nie wszyscy są nastawieni na dołączenie do watahy. Nie chcę by któryś Ci coś zrobił. - Pełania już chciała mi odpowiedzieć, gdy stwierdziłam że zrobiłam się lekko mokra od dotyku młodej wilczycy -I dlaczego jesteś mokra? Przeziębisz się. Zimno jest. Lecimy się wysuszyć. - powiedziałam stanowczo i pociągnęłam młodą waderkę za sobą
-Ale mamo. Mi jest ciepło- jęczała niezadowolona. Po drodze zaczął padać śnieg. W domu było jeszcze ciepło, dlatego bez problemu się osuszyłyśmy. Stromi wyłożyła nie za długie kazanie na temat tego, że Pełnia musi zacząć dbać o swoje zdrowie. Koniec końców dała się jednak namówić na to by wspólnie poleciały na patrol wzdłuż północnych granic.

Szłyśmy przez  brunatny las, podążając za śladami krwi i jej słabym zapachem. najprawdopodobniej była to jakaś sarna. Padający śnieg znacznie utrudniał nam obserwacje. Nie przypuszczałam nawet, że pogoda aż tak się zepsuje. Cały czas starałam się mieć Pełnię na oku, aby czasem nie zgubiła, obecnie niebezpiecznie było by lecieć, jeszcze by nas zniosło daleko za granicę, a wtedy na pewno nikt nie przybyłby z pomocą. Było by to zbyt ryzykowne. Nagle rozległ się szelest. Przykazałam  Pełni gestem łapy, że ma być cicho i iść przy samej ziemi. ja również niemalże przykleiłam się do podłoża i tylko powoli sunęłam do przodu. Nagle zza zaspy wyskoczył...


<Pełnia?>
Wybacz, że tyle czekałaś. Co wyskoczyło zza zaspy?

15.12.2020

Od Antilii DC Delta

 Powoli wyszłam z wody, patrząc swojemu towarzyszowi. Miał on to "coś" w sobie… Nie mówię tu o jego niezdarności czy niewielkim wzroście, ale o czymś, czego jeszcze nie widziałam… Nagle oprzytomniałam. Czemu się tak zachowuję? Dlaczego tracę czujność? Czemu ten wilk tak na mnie działa…? Odłożyłam pytania na potem i wróciłam do rzeczywistości. Mam nadzieję, że nie zamyślałam się za długo, ale raczej nie. Delta siedział tam gdzie przedtem. Nie zadawał też pytań w stylu "czy wszystko w porządku". Przypatrywał mi się jednak. Już miałam pytać czemu, aż przypomniałam sobie, że zapytał mnie o moje żywioły. Rozłożyłam skrzydła, nie tylko po to, by otrzepać lotki z reszty wody.
– Myślę, że już znasz jeden z moich żywiołów – powiedziałam, składając skrzydła z powrotem wzdłuż ciała.
– Zgaduję, że to wolność – odpowiedział. – Ale wydaje mi się że masz chyba jeszcze jakieś moce…
Przytaknęłam. Zimny wiatr wdarł się między moje futro. Zauważyłam, że zimno bardziej doskwierało Delcie niż mi. Niestety, rzeczywiście robiło się coraz zimniej. Zima chyba przyspieszyła tempo swojego nadejścia. Zza północno zachodniego krańca horyzontu wychodziła masa ciemnych, śnieżnych chmur. Wiatr zaczął szumieć głośniej gdy tylko zauważyłam zmianę pogody. Wpadłam na pomysł jak pokazać mu mój trzeci talent. Wprawdzie nie znam (jeszcze) zaklęć na utrzymanie grzejącej kuli lecz znałam kilka sztuczek na ogrzanie organizmu, nie tylko przy pomocy leczniczych roślin. Cicho wypowiedziałam zaklęcie, nie tylko na mnie ale też i na Deltę. Basior przyglądał mi przez chwilę. Nagle skoczył na równe nogi, patrząc na swoje ciało, zastanawiając się co się dzieje. Zrobił kółko wokół własnej osi po czym wbił we mnie spojrzenie. Ja spokojnie usiadłam, czekając na ruch z jego strony.
– Co to było? – zapytał, nie ukrywając zaskoczenia, po czym popatrzył na mnie. – To twoja sprawka?
Przytaknęłam, kiwając głową.
– Magia?
– Biała magia – uściśliłam. – Posiadam również żywioł iluzji, który wbrew pozorom nie jest gałęzią wiedzy magicznej tylko osobnym działem.
– Nie wiedziałem… – mruknął wilk. – Masz jeszcze jeden żywioł?
Wstałam i spojrzałam w środek ciepłego źródła. Skupiłam się na ciepłej wodzie podgrzewaną energią geotermalną. Wyobraziłam sobie pięknego wierzchowca o bujnej grzywie i smukłej sylwetce… Po kilku chwilach woda zaczęła się poruszać a po sekundzie wynurzył się koń, zupełnie taki, jak sobie wyobrażałam. Stworzenie utworzone z wody podążało w naszym kierunku. Delta zaczął powoli się wycofywać przed nim lecz ja go powstrzymałam. Położył uszy lecz przestał wdrażać plan ucieczki. Koń majestatycznie wyszedł z jeziorka i zaczął mnie okrążać, elegancko kłusując. Basior podszedł do mnie, nadal przyglądając się istocie stworzonej z wody.
– To znowu ty? – spytał, patrząc jak koń biega. Ja w odpowiedzi znowu kiwnęłam głową.
– Zrobiłaś to przy pomocy magii?
– Nie – odpowiedziałam. – Moim czwartym i ostatnim żywiołem jest woda. Mogę na przykład tworzyć źródła wody, oddychać pod powierzchnią czy tworzyć kreatury…
– Kreatury?
– Tak je nazywam. Ta moc nazywa się "Creator" tak więc nazywam te stworzenia kreaturami. Kreatury o wyglądzie lonia nazywam Equus.
Koń z kłusu przeszedł do stępu, zbliżając się do nas. Zatrzymał się dwa metry od nas, po czym powoli zaczął podchodzić do Delty. Skoro ja górowałam nad niewielkim basiorem to te same koń był zdecydowanie większy od niego. Equus zniżył łeb, sygnalizując coś.
– O co mu chodzi? – spytał wilk o dwukolorowych oczach. Cechą mocy Creatora jest to, że twórca jest w stanie nawiązać więź ze powołanym do życia stworzeniem z wody.
– Chce, abyś przestał się go bać. Na dowód tego pozwolił Ci, abyś go pogłaskał – odpowiedziałam, podchodząc od boku do nich obojga. Delta lustrował equusa, myśląc czy przyjąć propozycję czy jednak odmówić. Myślę, że ostatecznie wygrała ciekawość, ponieważ z błyskiem w oku ostrożnie wyciągnął łapę w kierunku wodnego pysku. W końcu wilcza łapa zetknęła się z głową wodnego konia. Delta wydał z siebie śmiech, który był jednocześnie nerwowy ale i szczęśliwy.
– To… To niesamowite… – powiedział  basior. Nagle zakręciło mi się w głowie. Na moment zamknęłam oczy, chcąc pozbyć się nieprzyjemnej karuzeli. Tam jednak coś zobaczyłam…
"Wokoło były strzeliste szczyty gór. Śnieg był na około nas. Najpewniej był to środek zimy. Naprzeciwko mnie stał jakiś wilk, chyba basior. Był młodszy ode mnie o co najmniej dwa lata. Z daleka bardzo przypominał mi Deltę… Przed nim stał equus, zupełnie taki, jaki stworzyłam dla mojego towarzysza. Był jednak nieco mniejszy… Wilk wyciągnął powoli łapę w stronę konia a ten zbliżył do niej swoją łapę. Nieznajomy zaśmiał się serdecznie, po czym wypowiedział jedno słowo – "niesamowite". Equus cofnął się, po czym stracił cząstkę życia i rozpadł się, tworząc kałużę na zamarzniętym śniegu."
Nim otworzyłam oczy, usłyszałam rżenie konia. Gdy uchyliłam powieki, zobaczyłam jak equus staje dęba a następnie rozpadł się. Przerażony Delta cofnął się do tyłu, nie wiedząc co się dzieje i jak ma zareagować. Spojrzał na mnie lecz ja nie zwracałam na niego uwagi. próbowałam ponownie odtworzyć wspomnienie. Niestety, urywek coraz szybciej zacierał się. Chwyciłam twarz nieznajomego wilka, by chociaż tego nie stracić. Nie zacisnęłam nawet, gdy basior podszedł do mnie i o coś zapytał. Ja mamrotałam pod nosem, próbując zaklęć pamięci. Nagle coś mnie dotknęło a ja podskoczyłam w reakcji obronnej. To był Delta, który przerwał utrwalanie twarzy wilka, którego kiedyś znałam.
– Nienienie… – zaczęłam mamroczeć i zacisnęłam powieki. Próbowałam przypomnieć sobie tamtego basiora ale nic z tego. Wspomnienie przepadło, podobnie jak pozostałe urywki…
– Nie… – jąknęłam.
– W-wszystko w p-porządku…? – spytał nieśmiało Delta.
– Nic nie jest w porządku – wymamrotałam.
– Co-o się s-s-stało?
– Cierpię na amnezję wsteczną. Co jakiś czas widzę urywki swojego życia nim straciłam pamięć – odpowiedziałam lakonicznie. Pogoda jakby reagowała na mój nastrój, ponieważ zerwał się silny, mroźny wiatr z północy. Ja jednak twardo opierałam się sile natury.
– Próbowałaś… – chciał zapytać ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
– Oczywiście, że tak – warknęłam, może nieco za ostro. – Nic na mnie nie działa. Jedynym sposobem na odzyskanie pamięci jest samo przypomnienie sobie. Jednak gdy tylko przypomnę sobie coś, natychmiast o tym zapominam – dodałam nieco łagodniej lecz nadal chłodnym tonem. Chłodnym niczym…
– Czemu zrobiło się tak zimno…? – Pytanie nie było skierowane do kogoś konkretnego. Była to raczej głośno wypowiedziana myśl… Spojrzałam na ciemne chmury nadciągające z północy. To była burza śnieżna. Wewnątrz kłebowiska widać było błyski błyskawic.
– Niedobrze… – mruknęłam. – Nie dotrzemy do centrum nim burza nas dopadnie – powiedziałam, patrząc na Deltę. – Musimy się ukryć i przeczekać tą burzę.
– Tylko gdzie?
– Nie wiem… Ale musimy się spieszyć. – Ruszyłam na południe, mając nadzieję, że trafimy na cokolwiek. 

(Delta? Jak każda kobieta An ma huśtawki nastrojów xd) 

10.12.2020

Od Delty CD Antilia

Przyglądałem się niepewnie tafli wody w której odbijały się niewyraźnie okoliczne drzewa, które dawno już porzuciły liście. Woda rzeczywiście wyglądała na ciepłą, jednak ja osobiście nie przepadałem za takim sposobem utrzymywania higieny futra. Jednak dość to niestosowne zacząć się myć w sposób jaki nauczyły mnie Lwice z dalekiej, naprawdę dalekiej północy. Nie chcąc jednak pozostawać jakoś w tyle przysiadłem sobie na brzegu zamaczając łapy w wodzie. Nie bardzo wiedząc też co mam mówić przymknąłem oczka na chwilę się relaksując odrobinę. Jednak nie byłem w stanie zrobić tego do końca. Wbrew pozorom dalej nie ufam tej waderze.
- tak. Okolica jest zaiste piękna. Nawet jeśli aktualnie taka pusta. Tak bardzo żałuję że nie dotarłem tu wcześniej. Wiesz... Wiosną , albo latem. Wszystko musi tu zapierać dech. A teraz jedyne to zabiera powietrze to narastający chłód. Nie żebym narzekał. Mam grube futerko, ale jednak...- rozgadałem się nieco więcej po skończeniu swojej wypowiedzi ostatecznie spojrzałem na waderę. Zamoczona tak w wodzie myślała chwilę. Potem zbliżyła się.
- Tak. Wiosną wszystko tu wygląda na prawdę pięknie- odparła rozglądając się z widocznym zadowoleniem. Zamahałem delikatnie tym moim przydługim ogonem.
- Nieco schodząc z tematu. Jaki jest twój żywioł?- nie słyszałem w jej głosie teraz ani kszty tego pierwszego zimna jakim mnie obdarzyła.
- Przede wszystkim przeważa u mnie żywioł życia i umysłu. Jest we mnie jakaś odrobinka natury podobno ale jedyne co umiem zrobić to nieco popędzić roślinki w och rozwoju. Nic wielkiego. - wzdycham wykładając się wygodniej. Chwilę trwała kompletna cisza, więc nasłuchując zamknąłem oczy. Słyszałem jak wadera mruczy coś pod noskiem i plusk wody. Na sekundy to wszystko ustało , a potem poczułem pociągnięcie. Silne na tyle aby z łatwością przerzucić moją nędzną wagę i posturę przez kamyk i wpakować do wody. Cały mokry wynurzyłem się spod tafli otrzymując w odpowiedzi jedynie chichot. Nieudolnie dopłynąłem do brzegu gdyż moje łapy stanowczo odbiegały od standardowej wysokości i nie sięgały dna. Ku mojej uldze im bliżej brzegu tym płycej. Wylazłem na brzeg trzepiąc się mocno i czując że jak zwykle moje tylne łapy rozjeżdżają się na boki, a ja aż se przysiadam
-Woda jest zaiste ciepła czyż nie?- dpytuje dalej wadera. Zerkam na nią spode łba ale wracam na swój kamyczek
- Tak... Woda jest ciepła, ale ja jestem stanowczo za mały. - śmieję się i zawijam ogonem. Będę schnąć następne parę, jak nie paręnaście godzin. Cóż. Przynajmniej woda była ciepła.
- A ty? -
-Co ja?- wadera spojrzała na mnie niezrozumiale
- A ty? Jakie masz żywioły? - dopytałem drapiąc się jak pies za uchem. Eh...głupie nawyki z podróży. Wiele wilków postrzega mnie za nie za dziwnego...

<anti , luzik nie trzeba przecież od razu odpisywać ni? To tylko ja taki nadgorliwy zawsze jestem ;) >

Od Wichny do Lyna

 Determinacja Lyna mnie zaciekawiła. Nie często spotykam wilki, które aż tak chcą nawiązać ze mną relację. Muszę przyznać, że całkiem miło jest czuć, że ktoś się o ciebie troszczy. Po tym jak opuściłam basiora, spędziłam leniwy dzień, próbując przecisnąć się przez wąską wyrwę do zaświatów, którą zawsze zostawiał za sobą mój “towarzysz”. Niezbyt mi to wychodziło, ponieważ cały czas myślałam o wilkach, które niedawno poznałam. Oba basiory wydawały się naprawdę sympatyczne. Nie ułatwia mi to życia tu, nie ma co. Wolałabym być sama, żeby móc szybciej dopiąć swego. Poza tym, nie wiem nawet jak działa teraz moje ciało. Co będzie jeśli do kogoś się przywiążę, a potem, dajmy na to, przeżyję go i będę dalej żyć w samotności i tak w kółko, i w kółko, i w kółko, i w- ciąg moich myśli urwał się, kiedy dostrzegłam blask między drzewami. Rozejrzałam się i wsłuchałam w delikatny szum wiatru, ale nie wyczułam żadnych wilków. Podążyłam w stronę światła i moim oczom ukazał się spory staw. W jednym jego krańcu huczał niewielki wodospad. Poczułam dziwne wibracje dochodzące od wody. Bardzo ciekawe, pomyślałam. Wpatrywałam się w taflę, kiedy za moimi plecami stanął Lyn. Zaskoczyło mnie, że poczułam drgnięcie w klatce piersiowej, coś jak skurcz powodowany przez śmiech. Chyba ucieszyłam się, że wrócił.
- Czytałaś to? - rzucił mi pod nogi jakąś książkę. Spojrzałam na opasłe tomiszcze, ale nie poznawałam go. Materiałowe obicie odchodziło płatami od twardej okładki, strony były pozadzierane i brązowawe. Książka musiała mieć wiele lat.
- Nie czytałam. Co to? - nawet nie przeczytałam dokładnie tytułu. Ku mojemu zdziwieniu nie chciałam spuszczać Lyna z oczu. Ciekawił mnie.
- “Jak zdobyć moce żywiołów”. Pomyślałem, że to może cię zaciekawić.
- Miło, że pomyślałeś, ale obawiam się, że nic z tego nie będzie. Nie interesują mnie umiejętności związane z żywiołami.
- Jak to? Czy wcześniej nie powiedziałaś mi, że próbujesz odzyskać utracone moce?
- Tak, jak najbardziej tak powiedziałam, ale niestety, moja natura jest nieco inna. Nie wiem, czy w ogóle byłabym w stanie nauczyć się mocy żywiołów.
- Ale raczej nie zaszkodzi spróbować! Nic cię to nie kosztuje, a możesz za to wiele zyskać - Lyn się uśmiechnął. Może i ma rację? Może powinnam przestać się tak upierać?
- Może i tak… Ale nie teraz. Może miałbyś ochotę na małą przygodę? Coś mi mówi, że w tym jeziorku coś siedzi. Nie wiem co, ale czuję, że coś jest z nim nie tak. Myślę, że kryje coś ciekawego i chcę to sprawdzić, a skoro już tu jesteś, to możemy iść razem.
Basior przez chwilę się zastanowił, ale nie spodziewałam się innej odpowiedzi niż twierdząca.

<Lyn? Zaczynamy przygodę?>

6.12.2020

Od Antilii do Delty

 Patrzyłam na drobnego wilka siedzącego przede mną. Zdecydowanie gotowałam nad nim jeśli chodzi o wielkość i budowę ciała. Jednak siła mięśni to nie wszystko – umysł może być czasami bardziej wymagającym przeciwnikiem. A ja nie wiedziałam, jak bardzo sprytny jest ten niepozorny basior naprzeciwko mnie…
– Do jakiej watahy należysz? – zapytałam chłodno. Nie sądziłam, że może jeszcze bardziej się skulić, ale zrobił to. Unikał kontaktu wzrokowego ze mną, a to znaczyło wiele… Ja jednak wiedziałam.
– Okłamujesz mnie? – zapytałam jeszcze zimniej. Wtedy wilk ożywił się, stając się swoim przeciwieństwem.
– N-n-nie! – zawołał zdecydowanie głośniej, lecz potem mówił ciszej. – Dopiero w-wczoraj dołączyłem d-d-do Watahy Mrocznych Skrzydeł…
Przysiadłam na ziemi. Trawa delikatnie kołysała się w rytm lekkiej bryzy znad południa. Dni robiły się coraz zimniejsze, a ja czułam po kościach, że zima zbliża się dużymi krokami. Za kilka dni powinien spaść pierwszy śnieg. Będę musiała zdobyć opał do pieca oraz poszukać odpowiednich uroków w Głównej Bibliotece. Nigdy nie wiadomo kiedy będzie trzeba się ogrzać, a ja niestety zdążyłam zapomnieć, jak się tworzyło takie uroki.
– Wczoraj, mówisz? – zapytałam łagodniej, na co Delta kiwnął energicznie głową.
– Najpewniej zrobili to kiedy miałam odprawę przed patrolem… – mruknęłam pod nosem. Nie lubiłam czegoś takiego, ponieważ wtedy mogą wyniknąć niebezpieczne sytuacje, nawet takie, w których jedna ze stron odnosi obrażenia.
– Przepraszam za to… najście – powiedziałam i odwróciłam się. Już miałam rozłożyć skrzydła i udać się w swoim kierunku, lecz nieznajomy wilk zawołał:
– P-poczekaj!
Odwróciłam głowę w stronę głosu. Niewielki basior spojrzał na mnie swoimi dwukolorowymi oczami. Podszedł powolnym krokiem do mnie a ja cierpliwiem czekałam.
– Chciałem zapytać cz-czy… mogłabyś mnie oprowadzić po o-okolicy?
Myślałam chwilę nad odpowiedzią. Wprawdzie powinnam teraz wrócić i złożyć krótki raport, ale z drugiej strony podczas oprowadzania Delty mogę dalej patrolować tereny, które zostały mi przydzielone, aby upewnić się, że na pewno nikogo tutaj nie ma. Zgodziłam się, a na tę wiadomość basior lekko się zrelaksował. Przestał się tak kulić w sobie i podniósł uszy wysoko. Oczy nabrały pewnego błysku… Nie wiem, co on miał w sobie.
– Chodźmy więc… – powiedziałam i ruszyłam przed siebie wolnym tempem. Delta podążał za mną, trzymając niewielki dystans. Widziałam, jak patrzy na wodospad oraz na otaczający nas krajobraz… Pomyślałam o pewnym miejscu, który powinno mu się spodobać. Wybrałam drogę przez górską łąkę. Późną wiosną wyglądałaby pięknie, ale teraz była wczesna zima, tak więc wszystko przeszło w stan hibernacji. Soczyste kolory przybrały ziemiste odcienie, by jak co roku obudzić się z głębokiego snu, gdy zimny śnieg ustąpi miejscu ciepłe promienie słońca. Rozmokła ziemia lepiła się do łap. "Dobrze, że tam idziemy" – pomyślałam. Nienawidziłam uczucia mokrej ziemi na łapach. Nigdy nie uważałam się za przesadną pedantkę, ale uczucie gromadzącej się kolejnej warstwy ziemi nie należy do przyjemnych. Po prostu nie lubię tego i tyle. Wilk nadal trzymał się z tyłu i całą drogę obserwował otoczenie, najpewniej zapamiętując nazwy tych miejsc oraz ich krótki opis – do czego służą, czy tutaj polujemy, jaka roślinność tutaj jest itp. Basior przytakiwał ciągle, sygnalizując, że przyswaja podawaną przeze mnie wiedzę na temat terenów watahy.
Gdy powoli zbliżyliśmy się do celu, zapytałam go od niechcenia, czym będzie się zajmował w naszej watasze.
– Przyjąłem stanowisko medyka i nauczyciela zielarstwa… – odpowiedział spokojnie, bez zająknięcia się. "Chyba przestałam w nim budzić grozę…" mruknęłam w głębi duszy, o mało powstrzymując chichot. Obróciłam głowę i spojrzałam na niego. Delta podniósł lewą brew nad żółtym okiem.
– Co jest? – zapytał.
– Ja też jestem medykiem… – powiedziałam i ruszyłam dalej. Delta przez chwilę stał w miejscu, po czym szybkim truchtem podbiegł do mnie.
– Czyli… będziemy pracować razem? – spytał wilk.
– Nie wiem – odparłam szczerze. – A chciałbyś? – Tym razem to ja podniosłam jedną brew. Basior długo myślał nad odpowiedzią, sądząc po jego zmyślonej (albo nieobecnej) minie. Zanim udzielił mi odpowiedzi, dotarliśmy na miejsce.
Dolne, gorące źródła, niezależnie od pory roku zawsze były piękne. Subtelne smugi pary unosił się znad ciepłej, turkusowej wody. Roślinność wodna cały rok były soczyście zielone a grzybienie białe akurat zakwitały. Sprawdziłam łapą temperaturę wody. Była przyjemnie ciepła jak zawsze. Zaczęłam powoli wchodzić do wody, przyzwyczajając ciało do wyższej temperatury. Uniosłam delikatnie skrzydła nad wodą, mocząc jedynie ostatnie lotki. Spojrzałam na Deltę, który zastanawiał się, co teraz ma zrobić.
– Jeśli chcesz, to wejdź do wody. Ale i tak musisz przyznać, że ta okolica jest bardzo ładna. – Uśmiechnęłam się bardzo subtelnie.

(Delta? Mam ostatnio dosłowne urwanie głowy więc odpis trochę mi zajął ><)

3.12.2020

Od Delty CD Antilia

- Kim jesteś? - pytanie zaskoczyło mnie pomimo, że wiedziałem iż ktoś nadchodzi i zbliża się. Niepewny i roztrzęsiony obróciłem głowę w kierunku głosu.
-Ja? - spytałem niepewnie. Pewnie durniu, że ty! Nikogo wokoło tutaj nie ma! - J...Jestem Delta...Ja...j..ja niedaw..wno dołączyłem... do watahy- zniżam głos z każdym słowem. Wadera przyglądała mi się chwilę po czym postąpiła krok w przód powodując u mnie szybką reakcję. Odskoczyłem w tył stając na równych nogach, co prawda te trzęsły mi się niemiłosiernie, ponieważ wadera była większa i zapewne też szybsza ode mnie, więc ledwo mogłem na nich ustać. Nie mam szans na ucieczkę jeśli zdecyduje się mnie zaatakować. Dorwie mnie zanim zdążę postawić dwa kroki i nawet jeśli jestem mały i zwinny, nie uniknę ciosu. Nie ma szansy. W mojej głowie zamajaczył też niedaleki stromy spadek kierujący się prosto do ujścia wodospadu.
- Nowy? - mruknęła wadera niczym do siebie. Postanowiłem się nie odzywać i udając spokojnego usiadłem, aby zachować chociaż resztki godności. Wzrok zwróciłem w kierunku horyzontu, który pięknie mienił się błękitem. Bezchmurne niebo spokojnie biegło wraz z obrotem ziemi, który z każdą sekundą przybliżał mnię albo do śmierci, albo chociaż jakiejś rany. Nie doczekałem się jednak żadnej z tych rzeczy. Wadera jedynie przysiadła sobie naprzeciwko mnie mierząc moją marną posturę swoimi błękitnymi oczyma, które swoją drogą mają dość ładny kolor. Mój umysł na chwilę odleciał w czasy niedalekie dla mnie, a zarazem odległe. Pamiętam jak wczoraj, że spotkałem niewiele wilków o takim kolorze ślepi, a jeden wbił mi się w głowę mocno. Może to głupota, ale ta wilczyca przypomniała mi tą małą kuleczkę o oczach koloru królewskiej krwii. Kuleczkę tą poznałem jeszcze zanim przebyłem morze i dobrze pamiętam, że to ona wtedy mało nie umarła gdyby nie ja przypadkowo przechodzący pod drzewem. Szczeniak tak mocno wtedy we mnie uderzył, że nawet mi zaświeciły się gwiazdy, a teraz wspomnienia o tej nieszczęsnej kupce sierści niepotrzebnie zakrzątały mi w głowie. Nie muszę przypominać sobie smutnej przeszłości, ale kiedyś z pewnością wrócę na taj mały grób, aby położyć na nim jaskry dla małej Jaskierki.
Za ziemię sprowadził mnie ruch wadery, która odwróciła głowę od mojego, zapewne przeszywającego wzroku.
-CO tu robiłeś?- zadała mi kolejne pytanie, jakby niekoniecznie doczytała się w moim zachowaniu, że kompletnie nie mam ochoty i nawet do końca możliwości szybkiego składania słów w pełne i co najważniejsze sensowne zdania. Tępo przez chwilę lustrowałem jej oblicze, słuchając szumu spadających ton wody, aż wadera nie warknęła na mnie ponaglająco.
-Siedzę!- odpowiadam od razu kuląc się nieco i spuszczając po sobie uszy. Ogon, o ile to możliwe tylko mocniej pociągnąłem do siebie w geście czystej uległości wobec towarzyszki.
-Siedzisz...- lakoniczne odpowiedzi wadery na niewiele mi się zdawały. Starałem się odkryć jakie ma wobec mnie zamiary. Czy chce mnie skrzywdzić? I po co jej wiedza o mnie?!
-Ile masz lat? - kompletnie zbijała mnie z tropu pozostając zimną, z kamienną twarzą, a jednocześnie odwracając wzrok, przez co nie mogłem odczytać ani jednego uczucia z jej twarzy.
- 4 - odszepnąłem. Nastała długa chwila ciszy, a mój umysł znowu odleciał. Tym razem przypomniał mi się basior, z bardzo daleka. Tamta wataha ciągle była mroźna i skuta wiecznym lodem. Basior ten miał tak samo piękną sierść jak ta wadera. A był też niezwykle niebezpieczny. Wiele dni uciekałem przed jego szponami, unikając śmierci często ledwie o włos. Koniec końców ocaliłem mu życie i zniknąłem słysząc tylko prze wielki basior znajdzie mnie i odwdzięczy się kiedyś za ocalony żywot.
- po co ci...ci..t..to wiedzieć?- spytał w końcu nieśmiało Delta . Wadera spojrzała na niego kątem oka i jedynie coś mruknęła pod nosem pesząc czarną kulkę, która jeśli by mogła schowałaby się teraz najchętniej…

<Antilia?>

1.12.2020

Od Antilii do Delty

 Ktoś mnie ścigał. Albo coś. Uciekałam na oślep, biegnąc przez gęstwinę leśnego poszycia. Księżyc w pełni świecił jasno, ujawniając przeszkody swoich jasnym światłem. Kolce krzewów boleśnie kaleczyły moją skórę lecz ja nadal biegłam. Kontrolę nad moim ciałem przejął pierwotny instynkt. Tylko jedna myśl – uciekać. Czułam ostre kamienie pod łapami oraz lepką ciecz na nich ale nie zwracałam na to uwagi. Wybiegłam z gęstego lasu na pustą polanę, na której nie było nic prócz krótkiej trawy i kęp chwastów. Odwróciłam się, szukając oprawcy. Zaczęłam się cofać, ostrożnie stawiając kroki za sobą. Usłyszałam jakiś wrzask ale nie był to krzyk spowodowany strachem a raczej… chęcią zemsty i zadawania bólu. Gdy chciałam unieść się w powietrze, zauważyłam, że nagle nie mam swoich skrzydeł. Głośny trzask po mojej lewej. Odwróciłam mechanicznie głowę w stronę odgłosu. Niespodziewanie Księżyc ukrył się za warstwą chmur, chowając swoje światło za nimi. Gdy wróciło, padał na mnie ogromny cień. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam coś, co rozwarło paszczę wielkości ogromnego dębu i…

Obudziłam sierż krzykiem, cała oblana potem. Ciężko oddychałam przez senny wysiłek. Przetarłam zmęczone oczy i rozejrzałam się dookoła. Siedziałam na chmurze, która leniwie przesuwała się w stronę południowego krańca. Spojrzałam na wschód, gdzie słońce powoli wschodziło. Pomarańczowe światło malowało korony nagich drzew i łąki w dole. Wstałam i przeciągnęłam się aby pobudzić krążenie. Przetrzepałam pióra, chcąc pozbyć się starych aby szybko wyrosły nowe. Przed zimą oraz podczas późnej wiosny zawsze zmieniałam upierzenie w skrzydłach. Gdy w końcu pozbyłam się starych lotek, rozłożyłam skrzydła i skoczyłam. Szum w uszach oraz mocne uderzenie powietrza działają na mnie pobudzająco. Szybko podjęłam decyzję, że zrobię szybki patrol nim wrócę do watahy. Były idealne warunki do szybowania. 

Gdy już miałam wracać, coś zauważyłam a raczej wyczułam. Jakiś czas temu znalazłam pewnie zaklęcie, które wykrywa obce wilki w pobliżu. Urok był prosty ale również skuteczny. Zniżyłam lot i wylądowałam w północnej części lasu niedaleko Wodospadu Niedźwiedzi. Rozejrzałam się i ponownie rzuciłam zaklęcie tropiące. Nagle na gołej ziemi zabłyszczały ślady wilczych łap. To chyba wadera, sądząc po wielkości. Chociaż… Wciągnęłam w nos zapach lasu oraz nutkę obcej woni. "Jednak to basior" – powiedziałam w myślach, ruszając za tropem. Po pewnym czasie ślady zaprowadziły mnie do rzeki wodospadu. Na melancholijnym tle rysowała się delikatna sylwetka gościa. Był drobnej budowy oraz chyba nie zauważył mojej obecności. Siedział na samotnym kamieniu plecami do mnie. Szczerze mówiąc, ułatwia mi to robotę. Zakradłam się od tyłu, cały czas monitorując mowę ciała turysty oraz otoczenie. Jednak chyba mnie wyczuł, ponieważ z każdą chwilą coraz bardziej przykładał ogon do ciała. Nie ma sensu się chować. Przybrałam normalną postawę, przyglądając się przeciwnikowi. Nie wygląda na wojownika lecz nigdy nie należy lekceważyć drugiego wilka.
– Kim jesteś? – zawołałam a mój głos odbił się echem od pustej przestrzeni. Wilk odwrócił się do mnie, ukazując dwukolorowe oczy.
– Ja? – zapytał cicho.
Przytaknęłam. Nieznajomy przez chwilę myślał nad odpowiedzią aż w końcu powiedział…

(Delta? Miło mi :)