31.03.2018

Od Demo do Finna

- Ja idę patrol do lasu. A ty jak chcesz to możesz iść ze mną.
- I tak nie mam nic innego do roboty. - burknął basior.
- No to chodź. - mruknęłam zaczynając iść w kierunku lasu. Finn zrównał ze mną krok. Zbliżał się powoli wieczór, więc mieliśmy ładne widoki na naszym "spacerku". Trochę gadaliśmy, trochę kłóciliśmy. A jedną z takich bardzo miłych wymian słów i przemyśleń przerwał nam jakiś szelest. Powtórzył się jeszcze parę razy więc ciekawość mnie zżerała, ale nie tylko ona irytacja też z każdym dźwiękiem rosła.
- Nawet w lesie nie ma ciszy... - wymamrotałam. Ale podreptałam w stronę z której dobiegał dźwięk. Sprawcą irytującego dźwięku by ledwo żywy lub na wpół martwy jeleń. Miał głębokie nacięcie wokół szyj. Zwierze było też całe w jakiejś dziwnej mazi.
- No to mamy już jelenia w sosie na kolacje. - zażartował zielonooki. Podeszłam bliżej by sprawdzić co to za substancja.
- Ta tylko ten twój sosik to niezła trucizna. - zaśmiałam się sztucznie. - Wiem co mówię, siedzę w truciznach od dawna.

<Finn?>

Od Finna Do Demo

Kiedy nareszcie skończyliśmy nasze najcudowniejsze wypieki świata trzeba było trochę posprzątać w tej jaskini. Najpierw to ja się sam muszę umyć z tego kremu, w którym w sumie jestem cały. Szybko oblałem się strumieniem wodnym i przy okazji polałem jaskinię tak, by wszystko się wyniosło razem z nią. W końcu po godzinie sprzątania jaskinia była czysta. Wytrzepuję sierść z resztek mąki, które gdzieś tam wzięły i się wplotły w mój grzbiet. Prostuję skrzydła i spoglądam na waderę, która poprawia sobie grzywkę. Może i jej towarzystwo nie jest tak okropne? Jakoś się przyzwyczaiłem. Może nawet kiedyś ją polubię? Śmieję się lekko pod nosem
- A więc co teraz będziemy robić? - odzywam się do samicy
< Demo? >

Od Demo do Finna

Podzieliliśmy się robota ja zajęłam się owocami a Finn wyrabiał ciasto. Potem przygotowałam foremki. Rozlaliśmy substancje do papierków, wcześniej dodając owoce, a potem wstawiłam je do piekarnika.
Następnie zajęliśmy się babką. Szybko wyrobiliśmy wszystko. A w trakcie babeczki już były gotowe.
Teraz babka musiała się wypiec. Więc zaczęliśmy dekorować babeczki.  Zrobiliśmy przeróżne przy okazji kłócąc się parę razy. Bo my normalnie rozmawiać nie możemy.  Znowu byłam cała mokra a basior był cały w kremie. 
Po paru godzinach nareszcie się uwinęliśmy z tymi wypiekami. Teraz zostało nam tylko posprzątać ten bajzel jaki tu powstał.

<Finn?>

Od Finna Do Demo

Zaczyna się walka na mąkę. Niczym w "It", tylko, że nawalamy się mąką, a nie kamieniami. No biorąc pod uwagę to, że jak ktoś ci walnie kamieniem w pysk, to masz pysk rozwalony, a mąką co najwyżej ci podrażni oczy, albo drogi oddechowe. Nic szczególnego. Oboje bombardujemy się ogromnymi ilościami białego proszku, który swoją drogą mógłby być czy ja wiem... środkiem odurzającym na przykład. Nie no, taki żarcik. Nie jestem ćpunem. Kiedy już cała jaskinia wypełniona jest mąką godzimy się na rozejm. Jakoś nie pałam miłością do sprzątania, więc szybko siłą woli wyniosłem jakieś parę kilogramów mąki na zewnątrz
- Już możemy robić te babeczki? - śmieję się
- Jasne - mówi wadera i rzuca we mnie jajkiem. Super. Cały jestem upierdzielony w tym cholerstwie. Szybko opłukuję się lekkim strumieniem wody, przy okazji mocząc nim samicę. Jak ona się śmiesznie wkurza. Podchodzę do prowizorycznego blatu kuchennego i zaczynam wyrabiać ciasto na te właśnie małe pyszne wypieki
< Demo? >

Od Demo do Finna

Przygotowałam wszystko co było potrzebne do zrobienia jakiegoś ciasta. Mam nadzieje że wyjdzie... mistrzem to ja w gotowaniu pieczeniu czy czymś takim to ja nie jestem. Wszystko rozkładałam na stoliku. Było tego troszeczkę... worek mąki jajka i inne duperele. Po jakimś czasie wrócił Finn z owocami.
-Sporo tego. -  mruknęłam podwędzając jedną malinkę. - Robimy babeczki i jakieś ciasto co proponujesz?
- Nie wiem babkę?
- No to będzie babka. - rzekłam po czym ruszyłam do miejsca w którym miała się odbyć mordęga zwana potocznie wyrabianiem ciasta.
- Od czego zaczynamy?
- Może od babeczek.
Sięgnęłam po mąkę, ale jakiś debil (czyt. Finn) postanowił się zabawić i mnie przestraszyć. Co spowodowało rozsypaniem się mąki wszędzie.
- No i co żeś narobił. - warknęłam.
- Ja? nic. - mówiąc to tłumił w sobie śmiech. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak komicznie wyglądamy. Zgarnęłam trochę mąki ze stołu i rzuciłam nią w basiora. On za to odpowiedziała mi tym samym. Rozpoczynając wojnę.

<Finn?>

Od Demo..... na wielkanoc xD


Vergil i Shell - "Stary, te jajka to chyba przeterminowane" - cz. 1

Vergil

W czasie podróży przez las, spotykałem kolejne wilki. Zupełnie mi nieznane. I dobrze. Im mniej znajomych, tym lepiej. Wystarczy, że pod łapami pałętał mi się ten dzieciak szczęścia, Mateo czy inny ciul. Wszystko jedno. Irytował mnie i tylko to się liczyło.
Wtem z moich myśli o zniszczeniu świata i jego wszystkich istot swoim urokiem osobistym, wyrwał mnie huko - szum oraz błyszczący cosiek, z gracją sunący po niebie. Chociaż nie wiem, czy OGROMNE JAJKO może się sunąć z gracją. Prewencyjnie schowałem się za drzewem, skąd obserwowałem, jak obiekt spada na ziemię, wzbijając w powietrze tony śniegu i ziemi. Mimo, że nie chciałem, musiałem to sprawdzić. A co jak tam jest coś cennego?
Pobiegłem więc ile sił w swoim chudym ciele na miejsce katastrofy. Trochę to zajęło, ale na szczęście, jajka nie dało się przeoczyć. Nie mówię już o rozmiarach, które były imponujące. Skorupka była pokryta jakimiś kolorowymi malowidłami. Inni zwali to bodajże pisanką. Dla mnie to jednak był efekt podania jednorożcowi środka przeczyszczającego i pozwolenie mu na odwiedzenie fermy kurczaków. Cokolwiek by to nie było, nie brzmiało zachęcająco. W żadnym stopniu.
Zdyszany, zatrzymałem się na skraju krateru, łapiąc powietrze w obolałe płuca. Muszę ponownie zacząć ćwiczyć, a nie obżerać się jak pan i władca.
Ujrzałem kątem oka ruch. Ktoś również tu był i chciał sprawdzić MOJE jajko. Warknąłem głucho, w kilku skokach znalazłem się na dnie i położyłem łapę na skorupie, w tym samym momencie, gdy zrobił to basior. Zmierzyłem go wzrokiem pełnym furii. Był dziwny, taki niestabilny. Co jakiś czas znikał czy mrygał. W dodatku prawie w ogóle nie oddychał. O borzu wszechszumiący, dlaczego ja zawsze trafiam na takich przedstawicieli wilczej rasy?
- Moje. - Powiedziałem jedynie, prostując ogon. Basior przechylił łeb na bok, dociskając mocniej jajko. Te zaczęło się niebezpiecznie osuwać. Zignorowaliśmy to jednak - byliśmy zbyt zajęci walką o pisankę niż tym, co się z nią dzieje.
- Nie. Byłem pierwszy. - Usłyszałem w odpowiedzi. Po kręgosłupie przeszedł mi dreszcz, kiedy usłyszałem jego elektroniczny głos. Cholera, co to jest?
- Wcale, że nie!
- Wcale, że tak.
- Nie-e!
- Tak!
- Czekaj. - Opuściłem spojrzenie na nasze łapy. Były o wiele niżej niż wcześniej. Nieubłaganie zsuwały się do bezdennego krateru, który lśnił wszystkimi kolorami tęczy. Ta barwność przeraziła mnie bardziej niż możliwość upadku.
- Przechodzę w stan czuwania..- Mruknął wilk, a jego oczy stały się liniami kodu. W dodatku zaczął piszczeć jak maszyna. Co za..!
- Ruszaj swoje pika - dupsko, bo zlecimy obaj! - Krzyknąłem, próbując wskoczyć po zwałach ziemi na bezpieczny brzeg. Nic z tego. Na każdy mój krok, zsuwałem się o dwa w dół. Po krótkiej chwili, znaleźliśmy się już na skraju przepaści. Dopiero wtedy basior zamrugał i złapał się łapami ściany. Jego łapy już dyndały w powietrzu.
- Co to ma znaczyć?
- Nie wiem, cholera, ziemia nas pożera! - Próbowałem z całych sił wrócić na stabilne podłoże. Jednak złość oraz irytacja nie pozwalała mi myśleć.
- Ziemia to planeta, nie żywi się wilkami. - Skomentował racjonalnie pika - dupek. Rzuciłem się na niego w pierwszym odruchu, nie przewidując faktu, że w tym czasie basior zniknie. Zacząłem spadać. Nieznajomy zerknął na mnie przez bark ze zdziwieniem na pysku.
- Ty ciulu! - Mój głos rózniósł się echem po kominie. Dna nie było widać, a ja spadałem coraz szybciej. Wtedy zobaczyłem chyba najgłupszą rzecz w moim życiu - idiota się puścił. Ale nie z jakąś waderą, basiorem, kto go tam wie. Po prostu zaczął spadać razem ze mną. Szybko się zrównaliśmy. Posłałem mu spojrzenie pełne nienawiści. Gdzie się jeszcze tacy idioci uchowali, to ja nawet nie.
- Chciałem dotrzymać ci towarzystwa. - Odpowiedział na moje nieme pytanie, a mi nie zostało nic innego, jak liczyć na to, że zginę od siły upadku. Borzu, dlaczego ja zawsze trafiam na takich idiotów?

30.03.2018

Od Finna Do Demo

- Chętnie - uśmiechnąłem się na wpół ironicznie i postawiłem torby z zakupami na podłodze. Ile ona tego nakupiła? Pewnie zapas na parę kolejnych lat. Rozglądam się po wnętrzu jaskini. Też nic szczególnego. Przytulna, przestronna. Nie jest ciasne, ale nadal własne, co nie? Śmieję się lekko pod nosem - Zaczynamy od gotowania, czy od dekorowania jaskini? - skoro ma być u niej, to niech ona rządzi. Byle by mnie nie zarządziła na śmierć, a znając życie na pewno by chciała
- Zaczniemy od dekorowania, bo jeszcze nie mamy składników na ciasta i inne... potrawy - mruknęła
- Jak wolisz - zaśmiałem się lekko i wbiłem jednego z plastikowych kurczaków w kępkę mchu. Uroczy zwierz. Szkoda, że nie prawdziwy, chociaż i tak nie mógłbym go zjeść, bo jakiś post mamy, czy coś. Patrzę na torby wypełnione aż po brzegi świątecznymi dekoracjami. Przecież my się z tym cholerstwem w życiu nie uwiniemy! Masakra po prostu. Zacząłem grzebać w zakupach i wyciągać kurczaki, zajączki i inne duperele. Najbardziej podobały mi się baranki. Mają ten swój... urok
~Parę godzin później, jaskinia udekorowana c:~
Cóż. Jaskinia może i jest, gotowa, ale ja cudem uniknąłem śmierci kilka razy. Niebezpieczna szara wadera. A wydaje się być taka spokojna i cichutka... chyba. Uśmiecham się lekko pod nosem, a samica tylko patrzy na mnie z głupkowatym wyrazem twarzy
- To co? Gotowanie z Finnem i Demo? Załóżmy może kanał kulinarny? - zaczynam się śmiać, jednak waderze chyba nie przypadł do gustu mój humor. Udało mi się ją złamać i lekko zaśmiała się pod nosem
- Idź ty lepiej po owoce, może to ci się uda - prycha lekko
- No już, już. Nie zjedz mnie tylko - śmieję się i wychodzę z jaskini. Powoli kieruję się do lasu, by zdobyć te jakże rzadko spotykane małe, okrągłe, albo i nie do końca przedmioty, jakimi są maliny, jagody i inne... takie tam
< Demo? U mnie akurat weny nadmiar xD >

Od Demo do Finna

- No to nich będzie, że tak. - powiedziałam - No to w takim razie idziemy do mnie.
- Co? - usłyszałam cicho za sobą.
- Coś mówiłeś? - spytałam ale nawet nie czekałam na odpowiedź tylko poszłam w stronę sklepu z dekoracjami. A basior podążył za mną. Kupiłam różne rzeczy od wstążek po słomiane króliki. Wpakowałam wszystko do toreb, wyszło ich aż trzy, wypakowane po brzegi. Zostawiłam wszystko przy moim nowym tragarzu i pobiegłam po jajka, bo niestety ostatnio mi się skończyły. Pogadałam ''chwilkę'' ze znajomą i wróciłam z paczką jajek. Ujrzałam tylko zirytowaną minę u basiora.
- Dłużej się nie dało? - warknął.
- Dało - mruknęłam podnosząc siatki z zakupami. Finn patrząc jak się męczę chyba się zlitował i zabrał ode mnie parę z nich. przez kilka minut szliśmy do mojego domu.

Przez całą drogę myślałam nad tym czy miałam burdel w mojej jaskini czy nie... moja skleroza jest na bardzo wysokim poziomie. Gdy tylko wkroczyliśmy do środka naszym oczom ukazał się na wpół bajzel. Na prędkości sprzątnęłam.
- Rozgość się. - mruknęłam.

<Finn? i don't have my drunk cherry i nie mam weny>

29.03.2018

Od Mateo do Vergila

Pięknie. Rodzeństwo porozbiegało się na wszystkie strony świata i zniknęło w krzakach. Jeśli coś im się stanie, wszystko pójdzie na mnie, a do pomocy mam tylko prawie obcego basiora, który zresztą się do niej zbytnio nie kwapi. Dobrze, że w mojej głowie zaczynał już kiełkować plan.
- Możesz poczuć atmosferę rodzinnego szczęścia, robiąc ciastka. Kilka może nawet zjesz - rzuciłem, wchodząc do jaskini.
- Dlaczego nie miałbym sobie po prostu pójść? - usłyszałem jego głos, dobiegający sprzed wejścia.
- Bo, po pierwsze: nie wiem, do innego miałbyś mieć do roboty, a po drugie: ciastka są dobre. Och, zapomniałem wspomnieć, że to są tereny Watahy Mrocznych Skrzydeł. Więc jeśli nie chcesz zostać stąd wykopany przez Alfę... - przystanąłem i obejrzałem się na niego. Co prawda Lii nie chciałoby się pewnie robić nagonki na przypadkowego wędrowca, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Vergil westchnął i wszedł za mną do środka.                                                                                 
- A można wiedzieć, skąd taki nagły zapał do pieczenia? - zapytał z przekąsem.
- Bo jeżeli szczeniaki nie nażarły się jeszcze czekoladowych zajców, to gdy tylko wyczują słodycze, zaraz przybiegną. A żadnych na stanie nie mamy - odparłem, wchodząc do kuchni i otwierając szafkę z potrzebnymi produktami. Na szczęście, niczego nie brakowało. Zabraliśmy się do pieczenia. Co prawda Vergil czasem marudził na bezsens naszych działań, ale ostatecznie chyba mu się podobało odciskanie kurczaków z masy. A może tylko wyżywał się na cieście...? Dzięki Bobslejowi ciastka wyszły całkiem dobrze, a z jego roboty nowoczesnym piekarnikiem upiekły się błyskawicznie. Prosto z piekarnika wynieśliśmy je na zewnątrz, żeby rozchodzący się zapach był jak najlepiej wyczuwalny. Nie podjadać się nie dało, i ostatecznie basior zamiast kilku zjadł prawie połowę, ale przynajmniej działały. Po pięciu minutach znikąd pojawił się Tobias, potem Kalli, i trzeba ich było powstrzymywać przed zjedzeniem całej reszty słodkości. Po wyczerpujących pertraktacjach udało się ustalić, że Temisto, Ren i Nicol powędrowali na poszukiwanie jajek, a oni też chcieli, ale zostali z tyłu i wyczuli ciastka.
- Możeeemy iiiiść? - zapytały szczeniaki, robiąc słodkie oczka. Kazałem im obiecać, że w drodze nie będą się oddalać, a potem, ku zniecierpliwieni Vergila, ruszyliśmy na polowanie na pisanki.
- Nie chciałbyś może dołączyć do watahy? - zapytałem go po drodze.
<Vergil?>

Od Tori o Wielkanocy


Patrzyłam na krzątających się rodziców i rodzeństwo. Nie wiedziałam czemu tak bardzo ą zdenerwowani, aczkolwiek na Boże Narodzenie bardziej byli zestresowani. Siedziałam sobie w moim kącie, już z naszykowanym koszykiem. U nas była inna religia, więc postanowiliśmy się wybrać do ludzi. Wikliniany koszyk z białą serwetką był już gotowy. Ja ogólnie byłam gotowa, tylko wszyscy wokół mieli jakieś nie spokojne wyrazy twarzy.
- Mogę wyjść na dwór? - spytałam
- Mhm, jasne. Wychodź - powiedziała mama robiąc ciasto. Tata przed chwilą wyszedł do pracy, więc nie potrzebowałam zbytnio jego pozwolenia. Wydreptałam na pole, i rozprostowałam skrzydła. Jakikolwiek wzlot w powietrze powodował upadek. Seven już umiał latać... otrzepałam się jak po wyjściu z wody. Zaczęłam iść powolnym krokiem, gdy wpadłam na...
- hej Tori - odezwał się znajomy głos
- Idziesz do Kai? - spytałam czarno-niebieskiego szczeniaka który stał przede mną.
- Tak właściwie to chciałem się jej spytać, czy nie pomogłaby mi złapać zająca... potrzebny mi jest...
- Taki kremowy?
- Dokładnie
- Już go złapała, idź do mojego domu, znajdziesz ją tam... tylko się pośpiesz, bo wbrew zakazowi może go zjeść - Raven kiwnął głową i pobiegł w stronę, z której właśnie szłam - Raven? - zawołałam za nim. Szczeniak się zatrzymał
- Chcesz z nami spędzić święta?
- Zobaczymy... nie chcę robić kłopotu - to powiedziawszy pobiegł dalej. Na pewno nie będzie sprawiał kłopotu... rodzice na pewno się zgodzą...

28.03.2018

Od Lii ,, Nadal mam wene. Piszę"

Po 3 godzinach, miałam już wyślaczkowane 3 jajka z gliny... pomaluję je później, ale najpierw muszę iść do kogoś, kto by mi te glinki wypalił. Nie będę zawracać łba Lunie, bo pewnie ma już dość kłopotów. Demo zajęta a z większością nie utrzymuję kontaktów. Zrobiłam kwaśną minę. Została mi Tenshi, ale ta zajmuje się teraz pamięcią Lily. No to trza do pieca... którego nie mam, więc trza iść do zamku.
- Dobra, skończone? - spytałam. Szczeniaki miały już chyba po 13-16 pokolorowanych wydmuszek a wiatr dodatkowo je wysuszył.  Liczba szczeniaków nam ostatnio zmalała po czystce, więc nie będzie zbytnio problemu z szukaniem wydmuszek.
- Tak - odparł Seven. Reszta szczeniaków przytaknęła.
- No, to dajcie mi je - odparłam wyciągając przed siebie otworzoną torbę. Rodzeństwo podchodziło do mnie wkładając wydmuszki do środka. Po chwili wyleciałam i rozniosłam je na polanie koło szkoły. Każde w jakimś stopniu ukryłam, ale wcześniej zapisałam ich ilość. Łącznie było ich z 60. Potem zgromadziłam na placu wszystkie szczeniaki. Łącznie było ich 9, (nie liczyłam Kiiyuko bo ma już ponad 2 lata) co dawało też chwilę wytchnienia dla ich rodziców. Szybko wyjaśniłam reguły gry. Wzięłam sobie zapas energetyków.... od których chyba się uzależniłam xD Szczeniaki po wyjaśnieniu reguł szybko się rozbiegły po polanie szukając jajek z niespodzianką, a ja sobie siedziałam na środku pijąc piknego Monstera. Oczywiście granice były wyznaczone, a w taki sposób, że skierowałam tak powietrze, że kręciło się szybko wokół wyznaczonego terenu z jajkami tak, że było go widać. Szczeniaki wróciły po jakiejś godzinie i pół na moje zawołanie. Zliczając wszystkie wyszło 58. 2 nie znaleźli. Po chwili każdy zaczął rozdłubywać jajka i wybierać z niego słodycze. oczywiście nie wszystkie, bo jeszcze do koszyka.

Takie cuś

Wstawię sobie to tutaj, zgoda? xD 
Mamy tutaj Rachel w wersji... pączka? Nie wiem co to tak właściwie jest. 
Jakość genialna, wiem o tym >D 
I skorupki nie pasują do siebie ale w tamtym momencie o tym nie myślałam....



Od Silvera do Mateo

- Ja? Przecież mam - odpowiedział z dumą i podszedł do krzaka, zrywając owoce - Jestem Mateo, a ty to Silver racja?
- Zgadza się.
- Nie spodziewałem się tutaj nikogo, skąd znasz to miejsce? - zapytał basior.
- Poznałem je przez przypadek. Którejś nocy, kiedy nie mogłem zasnąć spacerowałem po lesie i jakoś tak wyszło, a ty?
- Już nawet nie pamiętam. - odpowiedział. Mateo wydawał się być miłym wilkiem.
- To jakieś plany na Wielkanoc? - zapytałem leniwe.
- Takie jak co roku. Czas spędzony w gronie rodzinnym, a ty?
- Sam, nie mam rodziny.
- Przykro mi. - odpowiedział niepewnie i na tym zakończyliśmy rozmowę.
Dalej zbieraliśmy owoce co jakiś czas wymieniając się spojrzeniami. Kiedy skończyliśmy zaproponowałem basiorowi, że go odprowadzę, bo mam po drodze, a on przystał na moją propozycję. Przez całą drogę rozmawialiśmy o świętach. Po 30 minutach byliśmy już pod jaskinią.
- Mieszkam 10 minut stąd . Możesz wpaść czasem jeśli chcesz. - zaproponowałem.
- Jasne. - odpowiedział

[Mateo? ]

Od Mateo do Silvera

Bobslej znowu gdzieś wybył. O ile jego nieobecność nie sprawiała większej różnicy w dzień powszedni, to z racji zbliżających się świąt sytuacja w jaskini osiągała poziom krytyczny. Kiedy nie ma się kto zająć dzieciarnią prawie dosłownie biegającą po suficie, dom wygląda jak pole bitwy, a w kącie dalej zalegają igły z ostatniej choinki, bardzo ciężko nie przypalić wielkanocnej babki. I makowca. I wszystkiego innego, co nadawało się kiedyś do jedzenia.
Udałem się więc na poszukiwanie owoców na nowe ciasto, z myślą, że gdyby nawet ono nie wyszło, to zawsze można z nich zrobić kisielek. Na grzbiecie miałem koszyczek, niestety, różowy, w jeszcze bardziej różowe kurczaczki, tuż przy, tym razem fioletowo-...różowych, pisankach. Sadyści, przyznać się, który to projektował..? Gdyby ktoś jeszcze tu był, spaliłbym się pewnie ze wstydu. Ale nie ma nikogo. Uff.
Szybko uchwyciłem nikły zapach leśnych jagód. Zeskoczyłem ze ścieżki w, oczywiście kolczaste niczym jeżozwierz, krzewy. Kilka sekund gwałtownego przedzierania się, i kurczaczki skończyły z cierniami w swoich różowych głowach. Ja też, ale przynajmniej nie byłem koloru waty cukrowej.
- Ha! Jeden - zero dla mnie - mruknąłem, po czym stanąłem jak wryty. Przede mną, tuż obok matecznika kuleczek leśnej rozkoszy, stał basior. Silver...? Chyba tak. Obok siebie miał duży kosz na truskawki. Gdzie tu sprawiedliwość?
Otrząsnąłem się, i najszybciej, jak mogłem, zdarłem z grzbietu wielkanocny koszyczek z demonicznymi kurczętami, usiłując jednocześnie wyglądać na jak najbardziej wyluzowanego.
- Widzę, że nie tylko mnie spaliła się babka - powiedziałem, oczyma histerycznie szukając miejsca, gdzie mógłbym schować to dziadostwo.
- Za dużo do upilnowania - westchnął Silver. O, jak ja dobrze to znam. - Na szczęście jest dużo jag...Co to za demoniczne kurczaki!?
Niech to szlag! Już prawie je upchnąłem pod ten głaz!
 - Eeee... To? To jakiś śmieć, na pewno nie mój. Dzieci generują śmieci, jak to się mawia - odparłem z nerwowym śmiechem.
- Dobrze... Ale jak chcesz zbierać owoce bez koszyka? - zapytał basior z powątpiewaniem.
Wtedy przyszło mi coś do głowy. Niedawno odkryłem u siebie pewną moc... Skupiłem się na poharatanym naczyniu zagłady, i zdołałem je siłą umysłu zmienić w zwyczajny kosz. Bogu dzięki.
- Ja? Przecież mam - odpowiedziałem z dumą i przeparadowałem z koszykiem do krzaka, po czym przedstawiłem się.
<Silver?>


27.03.2018

Od Lii ,,Weny dostałam"

Dostałam małą rodzinę do ogarnięcia na święta, w której skład wchodziły szczeniaki Equela I Rose, oraz Kaję i Nitaena. Rodzice mieli jakieś inne ważne sprawy, więc ranek spędzają U mnie. Z trudem ogarniałam biegające wszędzie małe kulki futra. Skrzywiłam się.
 - Dobra, siadać na miejscach... - burknęłam ze zrezygnowaniem. Szczeniaki po kilku wywrotkach usiadły na swoich miejscach. Zdjęłam jedną słuchawkę, by słyszeć co mówią szczeniaki.
 - Dam wam skorupki jajek, a wy je ładnie ozdobicie, zgoda? - posłużyłam się wiatrem by przywołać wikliniany kosz z masą skorupek jajek w środku. 
- A pani co będzie robić? - odezwała się Kaja stawiając skorupkę na wytworzone przeze mnie wiry powietrzne by farba nie została na grzybie, oraz żeby się zbytnio nie pobrudzić I nie porobić plam na jajku. Skorupka zaczęła się unosić. 
- Jajka I inne ozdoby z gliny - odparłam formując powietrzem z gliny kształt jajka płaskiego od spodu, i przy okazji sięgając po farby genialnej jakości, jakieś brokaty, i inne duperele razem ze wstążkami przed szczeniakami. Te od razu wzięły pędzle I zaczęły malować. Chyba największe wrażenie zrobiła złota farba. 
- A pani z kim będzie spędzać święta? Mateo mówił, że ten czas podobnie jak Boże Narodzenie spędza się z rodzinom
 - Nie mam rodziny - mruknęłam pogrążona w wycinaniu wzorów na jajku - Hestia zginęła podczas czystki, a Lexi spędzi święta ze znajomymi. 
- To znajomi? Przyjaciele? - Nie odpuszczała waderka
 - Sama - mruknęłam wyjmując puszkę z Monsterem - Chce ktoś? - spytałam. Nitaen podniósł łapę, lecz szybko ją opuścił gdy zauważył wzrok siostry. 
- To energetyk! Rodzice by nas zabili! -szepnęła 
- Nie? To nie - wzięłam łyk. - kiedyś w waszym wieku zostałam w sklepie gdzie sprzedają alkohole. Likiery były dobre, ale potem nie pokazywałam się przez trzy dni w domu - zaśmiałam się.
 - Co jest w środku tych jajek? - spytała Tori trzepiąc wydmuszką. 
- niespodzianka - uśmiechnęłam się. - potem porozrzucam je po polanie, a wy je będziecie musieli szukać. - Czekoladka - mruknął Nitaen węsząc koło skorupki.
 - Masz dobry węch - stwierdziłam 
- Ale tylko do jedzenia - Tora szturchnęła brata.

26.03.2018

Od Silvera do chętnego (Wielkanoc)

Ostatnie dni były dla mnie bardzo pracowite. Ciągłe sprzątanie i gotowanie było moim najczęstszym zajęciem przez miniony tydzień. Co roku te święta spędzałem sam, bez przyjaciół i rodziny. W tym roku również nie miało się nic zmienić. 

Kończyłem właśnie malować ostatnią pisankę, kiedy poczułem zapach spalenizny. Gwałtowanie wstałem z miejsca i wyciągnąłem ciasto z piekarnika. Miała mi wyjść babka z owocami, a wyszło co wyszło. Westchnąłem zrezygnowany, bo musiałem iść do lasu nazbierać owoce na nowe ciasto. Upewniłem się, że wszytko jest wyłączone i ruszyłem w miejsce gdzie na pewno je znajdę.

Przeskoczyłem duży korzeń i już byłem na miejscu. W samym środku lasu znajdowały się krzewy z owocami o , których mało kto wiedział, albo nikomu nie chciało się tu przychodzić, bo krzewy zawsze były pełne. Od razu wziąłem się za zrywanie, ale coś oderwało mnie od pracy. W krzakach obok coś zaszeleściło. Przygotowywałem się do obrony, ale z nich wyszedł wilk, a ja automatycznie rozluźniłem się.
- Widzę, że nie tylko mi spaliła się babka. - stwierdził wilk.

[Ktoś coś?]

Od Shella to Meetou

Samica wydawała się być niezwykle interesującym obiektem. Zwłaszcza dlatego, że była pierwszym żywym osobnikiem ze swojego gatunku. W mojej głowie pojawił się pomysł, aby zaciągnąć ją do lasu i tam zbadać. Dogłębnie. Pokroić, obedrzeć z futra, mięśni, ścięgien, sprawdzić stan kości, przepytać, zbadać odruchy i rozwój psychiczny.
Niekoniecznie w takiej odległości.
- Podaj mi swe dane. - rozkazałem, unosząc 'ogon'. Nadal nie byłem pewny, czy ta nazwa jest poprawna.
Samica przechyliła swój dziwny pysk na bok, jakby analizowała podsunięte dane. Zaiste, ta rasa jest warta uwagi. I oszczędzenia na jakiś czas.
- Meetou! - oznajmiła niezwykle zadowolona z siebie wilczyca, prostując się dumnie. Jej ośrodek rozpoznawczo - myślowy, zwany w skrócie mózgiem, musiał wydzielać krytycznie duże ilości endorfin. To mogło zaburzyć całe działanie powłoki.
- A ty? - Wilczyca zaczęła skakać wokół mnie, poruszając tą anteną na boki.
- 398Z8COQuTmqiIaA1Hmic9FNc9xZnmqHxH25r7pZfTZfOGIjIc6XXnSN/gU=. Ale w skrócie, nazywaj mnie Shellem. Czy mogę cię pokroić na kawałki ostrym narzędziem, Meetou? -

Od Finna Do Demo

Patrzę na odbiegającą waderę. Mówię lekko podniesionym głosem - A może by tak Wielkanoc spędzić razem? - śmieję się lekko, bo wiem, że samica odmówi. Coś tam ostatnio słyszałem o tej całej Wielkiej Nocy. Jakieś święto, które się obchodzi z rodziną, lub znajomymi, a że to jest jedyna moja "znajoma", jeśli mogę ją tak nazwać, to czemu by nie? - oczywiście jeśli nie masz żadnych planów z szanowną panią Alfą - prycham lekko. Właśnie. Ciekawe jak ma na imię
- Że co przepraszam bardzo? - wadera albo udaje zdziwienie, albo serio się tego nie spodziewała
- No Wielkanoc - tłukę się lekko łapą po czole - Wiesz co to, czy nie?
- Jasne, że wiem - prycha - po prostu się tego... niespodziewałam - uśmiecham się zwycięsko
- Nie ma za co - śmieję się. Po chwili słyszę od wadery ciche "Co?", więc odpowiadam równie krótko "nic" i czekam na jej odpowiedź - Czy ty chcesz żebym ja z nudów usnął? - prycham lekko
- Niesamowicie tego chcę - mówi cicho, na co wywracam tylko oczami i ponownie pytam
- Ale tak, czy nie?
< Demo? Proszę bardzo. Wielkanoc jak malowana :D >

Od Demo do Finna

- Co masz zamiar teraz robić? 
- No to mnie zdziwiłeś. - powiedziałam patrząc na niego jakby stał się przed chwilą jakimś kosmitą, ma co Finn się tylko zwycięsko uśmiechnął.- Ale wracając do twojego pytania... to idę się wysuszyć. - mruknęłam podrzucając grzywkę, która chłosnęła wodą w basiora. - Przepraszam. - powiedziałam szczerze. Stworzyłam ogień który mnie osuszył i przy okazji basiora też. Ale jak zwykle gdy tak się susze stałam się pusiatą kulką. Finn gdy tylko odwołałam otaczające nas płomienie padł na ziemie zwijając się ze śmiechu. Futro ty moje... jak ja cie nienawidzę powtarzałam sobie w myślach. Zdmuchnęłam kosmyk z oka i przeskoczyłam nad basiorem kierując się w stronę mojego mieszkania. Odwróciłam się jeszcze w stronę duszącego się ze śmiechu basiora.
- Ha ha bardzo kurka śmieszne... - mruknęłam w jego stronę.

<Finn? robimy coś z Wielkanocą?>

Od Finna Do Demo

Kiedy patrzę jak wadera zmienia się w pył prycham i mówię:
- Nie będzie takiej potrzeby - wtedy orientuję się, że nadal spadam, więc szybko zaczynam majtać łapami i próbuję rozłożyć skrzydła, jednak kiedy to nie skutkuje po prostu zaczynam unosić się za pomocą siły mojego jakże wielkiego umysłu. Staję powoli na ziemii i patrzę na turlającą się ze śmiechu waderę. Zalewam ją ogromnym strumieniem wodnym, przez co zaczyna się krztusić i teraz ja zwijam się ze śmiechu - Ze mną nigdy nie wygrasz - mówię przez śmiech
- Jeszcze się zdziwisz - prycha wadera wytrzepując się
- No nie wiem, nie wiem - nadal się śmieję - Też się możesz zdziwić - odchrząkuję lekko i zaczynam coś sobie nucić. Lekko przymykam oczy, ale szybko je otwieram, biorąc pod uwagę obecność samicy i jej hmm... nieprzewidywalność. Wywracam lekko oczami i staram się rozprostować sparaliżowane skrzydła. Prycham lekko - Zostaw moje skrzydła w spokoju - po tym czuję ulgę i prostuje je - Dziękuję - śmieję się lekko
- Ależ nie ma za co - prycha
- Co masz zamiar teraz robić? - sam sobie się dziwię. Zwykle byłem introwertykiem, więc takie pytanie z mojej strony to jakaś nowość
< Demo? >

Od Demo Do Finna

Szłam sobie spokojnie zamyślona przed siebie nie mając konkretnego celu swojej wędrówki. Gdy tu nagle zostałam wywrócona do góry łapami. Pisnęłam przestraszona i pomimo moich prób obrócenia się do normalnej pozycji to nic nie dawało. Mój nos i podłoże dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Po chwili coś zaczęło mną "majtać". Od razu wiedziałam czyja to sprawka.
- Finn puszczaj mnie! - wrzasnęłam.
- Już cię odstawiam - powiedział z wrednym uśmieszkiem na mordzie. Ten zamiast normalnie postawić mnie na ziemi rzucił mną wysoko w górę. Spadałam ze sporą prędkością ku dołowi, widziałam zwycięski uśmieszek na tej durnej japie tego durnego basiora. Moja cierpliwość ma granice. W ostatnim momencie zmieniłam się w pył i uderzyłam w podłoże rozwiewając się w każdym kierunku. Po mojej przemianie pozostałam w postaci dymu i przyglądałam się lekko zdziwionej minie Finna próbując jak najlepiej zapamiętać tą jakże cudowną minę. W końcu jeszcze nie pokazywałam mojej mocy przy nim. Podniosłam go a jego zdziwienie było jeszcze większe gdy znalazł się w czasie mniejszym niż sekunda jakieś 300 metrów nad ziemią ze sparaliżowanymi skrzydłami. 
- To masz mały trening twoich mocy...- szepnęłam mu wprost do ucha. Po czym zmaterializowałam się tracąc umiejętność latania przez co zaczęliśmy spadać. - Miłego lotu. - Powiedziałam z uśmiechem. - Spokojnie jak coś to cie złapie. - zachichotałam i zmieniłam się w pył.

<Finn?>

Wilkanoc!

Witajta!
Z okazji obchodzonej przez większość Polaków Wielkanocy, ogłaszamy... te, no, watahową Wilkanoc! Polegać ona będzie na tym, że:
1. Od dzisiaj, aż do następnej soboty (07.04.) można pisać opowiadania o tym, jak nasza postać obchodzi Wilkanoc (czy jakiś jej odpowiednik). Do wyboru jest kilka kategorii wilkanocnych 'aktywności': strojenie jaskini, malowanie jajek, sprzątanie, gotowanie. Pamiętajcie też , by ten czas spędzić wspólnie z rodziną*! Im więcej aspektów uwzględnicie w op (ale rozwiniętych!), tym na więcej niespodzianek możecie liczyć podczas Świątecznej Uczty! 

2. Świąteczna Uczta odbędzie się 8. kwietnia, w niedzielę. (godzina jest jeszcze do ustalenia i zostanie podana niedługo). Uczestniczyć w niej będą ci, którzy napiszą przynajmniej jedno opowiadanie o Wilkanocy. W przygotowaniu jest wiele atrakcyjnych nagród i niespodzianek... Ale czy czas spędzony wspólnie z innymi członkami watahy nie jest najważniejszy? :3

3. Dla uzdolnionych plastycznie też coś jest: również do 07. 04. nadsyłajcie naszej kochanej Alfie swoje piękne prace o tematyce wielkanocnej! Narysujcie nam piękne zajączki, kurczaczki, baranki, jajka, zróbcie wielkanocną palemkę (co z tego, że po czasie...), czy co tylko chcecie, byle związane z tematem. Prace o tematyce prawdziwej Wielkanocy i tego, czym tak naprawdę ona jest, również z radością przyjmujemy.

4. Na czas Wilkanocy zostanie (chyba) otwarta Arena! Oczywiście, nie będziemy się zabijać w tak wspaniałe święto; potyczki zmienią się całkowicie... Jak? Czas pokaże. 
Przygotujcie się, bo właśnie nadchodzi Wilkanoc!
Zakaz jedzenia zajaców, królików, baranków, kurczaków. Do odwołania.

*Nie masz rodziny? Załóż ją, lub świętuj z przyjaciółmi! O... Nie masz przyjaciół? Świętuj ze znajomymi! Jeśli ich również masz okrągłe zero, to... to zawsze możesz pobawić się z insektami na łące! A jeśli nawet one nie chcą z tobą gadać, skacz z mostu wyjdź do ludzi i znajdź sobie nowych kolegów :D!


Od Finna Do Demo

Kiedy wadera skończyła mnie już odprowadzać, co zajęło naprawdę dużo czasu pokazała mi jaskinię, gdzie mam zamieszkać. Nic szczególnego. Jak to mówią - ciasne, ale własne. Odzywam się ponuro
- To... dzięki, czy coś - prycham lekko - Wiesz, że i tak nie dam co spokoju? - śmieje się lekko patrząc na waderę. Mimo, że nie darzę jej jakimś wielkim uczuciem nawet "lubienia" jej, to postanowiłem, że troszkę ją pomęczę, co jest doprawdy jednym z moich lepszych pomysłów. Samica unosi brew i spogląda na mnie
- Wiesz, że i tak prędzej, czy później umrzesz? Nieważne z czyjej ręki - prycha i lekko wywraca oczami
- No tak. Życie to tylko kwestia czasu - z nudów znów zaczynam nią "majtać" na boki siłą woli, co najwyraźniej nie należy do jej ulubionych rzeczy - Może kiedyś dam ci spokój - odwracam się na pięcie. Czuję jak wadera podpala mój ogon, więc bez pośpiechu gaszę płomień. Rzucam jeszcze przez ramię - To też nigdy ci się nie uda - i wchodzę do mojej uroczej jaskini. Jutro sobie ją jakoś urządzę, a narazie wystarczy mi to, co już tu jest, czyli parę gałązek i dość duża kupka świeżego, czystego i suchego mchu. Siadam na niej i rozglądam się po jaskini. Parę półek, coś, z czego kiedyś będzie można fotel zrobić i tyle. Kładę się na improwizacji łóżka i zaczynam podnosić różne kamyczki nadal siłą woli
< Demo? >

Od Demo do Finna

Jak zwykle chodziłam sobie po lesie... I musiałam... po prostu musiałam kogoś znaleźć bo ten las tak odwiedzany jest, że... ehh... Zauważyłam nowego koleszke leżącego nad klifem. Pierwszą myślą było zepchnięcie go z tej wysokości, ale odgoniłam bardzo kuszącą myśl. Chwile na niego patrzyłam, a potem podeszłam i siadłam obok niego.
- Czułem cie już od dawna... - burknął i nawet nie podniósł na mnie wzroku.
- Jak chcesz mogę cie oprowadzić. - odezwałam się moim ponurym głosem, wpatrując się w tafle wody. - Mamy nawet spore tereny. A ze mną się nie zgubisz.- mówiłam dalej próbując być miłą.
- Było by kurna miło - warknął wywracając oczami. - chociaż z takim przewodnikiem to się na pewno da rade zgubić. - prychnął.
-No to chodź... - mruknęłam wstając.
Oprowadzanie go zajęło mi, aż do wieczora. Pokazałam mu parę ciekawych miejsc. Najczęściej odwiedzane miejsca oraz tam gdzie ma zamieszkać Finn czy coś...

<Finn?>

Od Finna CD Demo, a może ktoś inny...

Gdy widzę, kiedy wadera odbiega, to zalewam ją raz jeszcze ogromnym strumieniem wodnym i krzyczę:
- Sorki! To też przez przypadek! - i zaczynam się śmiać. Odwracam się na pięcie i, tym razem na skrzydłach, wzbijam się w powietrze. Po pewnym czasie nawet to mi się nudzi, więc zlatuje na ziemię i siadam... gdzieś. Nie znam tych terenów, a ani rzekoma "Alfa", ani jakże milutka szara nie pokazały mi terenów. Cóż, jakoś sobie poradzę. Podchodzę do jakiegoś klifu, na dnie którego jest woda. Postanawiam poćwiczyć trochę siłę woli i zrzucam się z kamienia. Po chwili jednak unoszę się, ale nadal na skrzydłach - Cholera - próbuję raz jeszcze i tym razem udaje mi się unieść siłą umysłu. Siadam zmęczony na klifie i rozglądam się dookoła. Chyba duże są te tereny. Wzdycham lekko i kładę się na ziemii, kładąc głowę na łapach
< Demo? A może ktoś inny...? >

25.03.2018

Od Demo CD Finn

- A kto tu chciał cie zabić? - mruknęłam susząc sobie futro i niezauważalnie podpalając ogon Finn'a - Bawić się nie potrafisz? - powiedziałam obdarzając go wielkim uśmiechem. Po czym znów wróciłam do mojej kamiennej miny.
- Skoro chcecie zabawy to ją dostaniecie. - powiedziała dumnie i zgasił swój ogon.
- Ta... ta... nie mogę się doczekać... - mruknęłam - Pa! - pomachałam mu na przegnanie i pobiegłam w las, bo czemu nie.

<Finn? Sry że psuje ci charakterek ale mi lekko nie łapam go>

Od Finna CD Demo

- Chciałabyś - prycham i swoimi jakże przydatnymi mocami zalewam waderę wodą - Sorka, to przez przypadek - wywracam oczyma i strumień kieruję na siebie w celu zmycia z siebie resztek krwi. Prawdopodobnie jest tam nie tylko moja krew, a też tamtej wadery, bo co jak co, ale bronić się potrafię. Groźna jest trochę. Śmieję się lekko pod nosem - Myślałem, że populacja w watasze jest ważna, a tymczasem ta "Alfa" próbuje mnie zabić. Całkiem tego nie kumam - mówię opuszczając strumień, a po chwili całkowicie go "gasząc". Zaczynam bawić się siła mojej woli i powoli przesuwam ciemną waderę to do przodu, a to z powrotem do tyłu mając z tego niezły ubaw. Kiedy ta zabawa już mi się nudzi, to zaczynam nią lekko podrzucać i spuszczać na ziemię, niestety nie na tyle, by coś jej zrobić, bo tamta niebieska by mnie zabiła. Kiedy widzę jej rozwścieczony wzrok unoszę się na bezpieczną wysokość, jednak nadal nie używam skrzydeł, a wyłącznie siły umysłu
< Demo? Nie zabij mnie, bo może być śmiesznie, hehe >

Od Demo do Finna

Szłam powoli popijając resztki monstera, gdy jakiś bezmózg nie szanujący cudzego spokoju dosłownie na mnie wpadł, miażdżąc przy okazji. Powoli wstałam, i popatrzyłam na to co na mnie wleciało. Te same irytujące skrzydła. 
- Coś marnie wyglądasz - uśmiechnęłam się kpiąco. No bo wyglądał marnie. Czarne pióra były w nieładzie, futro poplamione z niewielkimi wyrwami, oraz ślady krwi i wgłębienia. Czasem podpalenia. Uniosłam brwi widząc cienie, które pojawiły się chwilę potem. Chcąc nie chcąc musiałam je odwołać. 
- Nie naciskaj jej na odcisk. Mi z resztą też - burknęłam, i wlepiłam wzrok w głębie jego oczów. Gdy ten zaczął się dziwnie na mnie patrzeć palnęłam: 
- Masz zeza - z moją zwykłą, kamienną miną i niewzruszonym głosem. Otrzepałam się i wyminęłam basiora zostawiając go w tyle.

<Finn?>

Od Finna do ee nie wiem w sumie. Pewnie Demo lub Lia XD

Wywracam oczami, którymi za moment świdruję całą waderę. Po chwili prycham lekko i siadam na przeciwko niej na tyłku rozglądając się po pomieszczeniu. Nawet przytulne
- Więc - wadera mówi i uważnie mi się przygląda - Jak masz na imię i co robiłeś na naszych terenach - zaczyna lekko powarkiwać jak traktorek, myślę sobie. Prycham lekko
- A kim ty jesteś, żeby mnie pytać o takie rzeczy?
- Alfą, tak się składa - wadera warczy jeszcze bardziej
- Oh, przepraszam droga Alfo. Zwę się Finn - ponownie prycham - łaziłem sobie, chyba było widać
- Dokładnie - również prycha
- Nie wiem. Zobaczyłem las, to se do niego wszedłem, łaziłem se, a potem twoja przyjaciółka na mnie napadła - znudzony zaczynam sobie podnosić różne przedmioty siła umysłu i niektórymi rzucam w kąt, po czym je podnoszę i odkładam na miejsce, by pani "Alfa" się nie czepiała. Patrzy na mnie z niezrozumieniem i pyta:
- Co ty w ogóle robisz?
- Podnoszę sobie twoje rzeczy, nie widać? - wywracam oczami
< Lia, czy tam Demo? >

Od Demo do Finn

- Nie ładnie tak napadać na nieznajomych. - powiedział basior. Na co tylko wywróciłam oczami.
- Nie ładnie tak przebywać na czyichś terenach. - burknęłam naśladując jego głos. - Dobra a teraz idziesz ze mną do alfy albo się wynosisz lub zrobię z ciebie dywan.
-Zrobisz co?
-Co wybierasz? - spytałam jak najsłodziej potrafiłam z moją kamienną miną która mówi ,,nie żartuje, serio zrobię z ciebie dywan'' - Hymm?
- Alfę?- spytał niepewnie, gdy wyjęłam mój sztylet.
- No to za mną i żadnych sztuczek bo cie uśpię - rzekłam ruszając w stronę domu Lii. A on ruszył za mną.
- A tak właściwie to Finn jestem.
- Demoness - mruknęłam w odpowiedzi. Basior próbował jeszcze parę razy przerwać cisze, ale po piątym razie, gdy go zignorowałam zrezygnował i szedł spokojnie.

W końcu doprowadziłam tego przybłędę do domu mojej przyjaciółki. Zapukałam i wbiłam jak do siebie, bo czemu nie, wrzeszcząc:
- Siema Lia.
- Cześć. - usłyszałam w odpowiedzi z drugiego pokoju, gdzie podreptałam w zacieszu. Gdy weszłam do pomieszczenia zobaczyłam Lie siedzącą na kanapie i popijającą puszkę Monstera. Na stoliku przed nią zauważyłam drugi egzemplarz energetyka. Zgarnęłam go i dosiadłam się do wadery.
- Mam dla ciebie prezencik.
- Jaki?
- Taki... - powiedziałam wpychając basiora do środka.
- O kolejny przybłęda...
- Nom.. to ja spadam! - krzyknęłam i wybiegłam z Monster'em. Zostawiając Finn'a i Lie samych. Poszłam się przejść.

<Finn?>

24.03.2018

Od Finna Do Chętnego

Przechadzam się spokojnie po lesie, przy okazji podśpiewując sobie przeróżne piosenki, wszystkie, jakie znam. Zachwycam się tym, co mnie otacza, a przynajmniej się staram, bo w sumie ciężko jest, kiedy nie wiem, czy nadal jestem na "niczyich" terenach, czy też już wkroczyłem na obcą przestrzeń. Moje obawy zdecydowanie wzmacnia coraz to wyraźniejszy zapach obcych wilków. W każdym razie jakoś się mogę obronić, bo... bo tak. Wzdycham lekko i idę dalej przed siebie. Co jakiś czas widzę jakiegoś jelenia uciekającego na mój widok, ptaki, które mają na mnie zupełnie wyrąbane, albo wiewiórki, które wbiegają na drzewa, by uniknąć konfrontacji ze mną. Nigdy nie rozumiałem tych wszystkich stworzeń. Niby tak bardzo się nas, wilków, boją, ale jednak czasem po prostu do nas podchodzą, bo "czemu nie". Wywracam oczami i staram się nie zwracać uwagi na otaczające mnie nowe zapachy. Na chwilę przerywam swój koncert, który daje przyrodzie i nasłuchuję, gdyż wydaje mi się, że ktoś właśnie mnie wyczaił i się zbliża, by zrobić mi "coś" za wkroczenie na nie swoje tereny. Gdy nic takiego się nie zdarza po prostu wzruszam ramionami i idę dalej. Po chwili zaczynam czuć ostry zapach jakiegoś wilka. Naprawdę bardzo ostry. Musi być świeży. Przystaje na chwilę, jednak to nie okazało się dobrym pomysłem, gdyż ktoś naskakuje na mnie od tyłu i przygważdża mnie do ziemii. Siłą umysłu, która jest moją ulubioną, ściągam z siebie wilka i powoli obracam się przodem do niego. Odzywam się szybko:
- Nie ładnie tak napadać na nieznajomych
< Ktoooosiuuuu >

Nowy wilk! Finn


Twój adres e-mail albo nick na Howrse: karino 1
Imię: Finn
Wiek: a kto tam wie? Coś około 3 lat i 7 miesięcy, ale nie liczy ani dni, ani nocy, czy nawet miesięcy, lub lat.
Płeć: chyba zauważyłeś? Dla bardzo nie spostrzegawczych - basior
Żywioł: śnieg, mróz i umysł
Stanowisko: Wojownik powietrzny
Cechy fizyczne: szybki, w miarę. Czy ja wiem... na pewno na polowaniach dobrze sobie radzi, tak jak wyżej. Jakąś tam prędkość potrafi osiągnąć, ale kto tam wie jaką. Ma dobrą kondycję, nie męczy się na długich dystansach, nawet dobrze zbudowany. Zwinny, niezły byłby z niego gimnastyk, jednak coś mu przeszkadza - halo, wilkiem jest. Hmm, co by tu jeszcze... no tak. Nieźle skacze, całkiem dobrze się wspina, w walce radzi sobie równie dobrze, jak na polowaniu, więc chyba jest ok. Jak na basiora, to mieści się w wielu wąskich przejściach
Cechy Charakteru: No więc... Finn jest dość podejrzliwy. Nie bardzo ufa wilkom, które dopiero poznał. Dużo potrzeba, by otrzymać jego pełne zaufanie, jeśli to jest w ogóle możliwe, bo jeszcze nigdy to się nie zdarzyło. Chyba. Potrafi być niezłym romantykiem, jednak czasem nie jest ani romantyczny, ani miły, ani nic. Jest po prostu chamski, no. Tak czasami jest. Ale miły też potrafi być. Zarówno miły, jak i troskliwy. Jest opiekuńczy, jednak najpierw musi dobrze poznać danego osobnika
Cechy szczególne: -
Lubi: przeważnie spokój i ciszę. Pzygody, czasami (ale tylko w dobrym towarzystwie) niebezpieczeństwo, wypoczywać na łonie natury, śpiewać
Nie lubi: przechwalania się, kłamstwa, tak zwanego "atencjowania" się. Jest dość wybredny i wielu rzecz nie lubi
Boi się: eee... balonów
Moce: psychokineza (błagam, ni mówcie mi, że nie wiecie co to), telekineza... jakieś tam poboczne, wiele jeszcze nie odkrytycj, wywoływanie śniegu, deszczu, zamrażanie wody
Historia: Cóż. Urodził się w normalnej watasze, jakoś na drugim końcu świata. Miał normalną rodzinę - matka, ojciec, siostra. Po pewnym czasie jednak wszystko diametralnie się zmieniło i Finn został zmuszony (tak, dosłownie wypchnięty) do opuszczenia watachy. Tak jakoś sobie łaził po naszej cudownej ziemii i trafił tu. No, tak to wyglądało mnie więcej. W skrócie
Zauroczenie: zależy jak na patrzeć...
Głos: Calpurnia - City Boy (zna ktoś? Nie? Bywa)
Partner: eeee... nie
Szczeniaki: brak
Jaskinia: zwykła jaskinia, nic szczególnego. Parę kamieni, zagłębienie w ziemii... to mu wystarcza
Amulet: nie posiada. Nie wierzy w szczęście przesądowe
Coins: 55
Towarzysz: brak takowego
Inne zdjęcia: w nocy - Link
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: Eee... sterta kamieni, kilka szyszek i parę wiewiórczych ogonów
Dodatkowe informacje: Ma niesamowity głos i uwielbia śpiewać
Umiejętności:
: Siła: 120
: Zręczność: 80
: Wiedza: 300
: Spryt: 100
: Zwinność: 75
Szybkość: 75
: Mana: 50

21.03.2018

Od Lii do Łosia

Nie ma to jak dosłownie walnąć w irytującego, nowego członka watahy. Wyglądał jak tortilla z Mc'Donadls. Czyli dość marnie.
- Pomóc panu, czy pan sobie sam poradzi? - spytałam unosząc brwi, pryz okazji stając przy nim.
- Nie, poradzę sobie - burknął po czym poturlał się w jedną stronę, potem wyprostował jedno skrzydło. Przez chwilę dostał zawiasu by pomyśleć co zrobić dalej, bo drugie skrzydło miał zawinięte pod siebie i na siebie pod spodem.... skrzydła.
- Może jednak pomóc? - przekrzywiłam głowę.
- Nie, już mówiłem, że sobie poradzę - Jak powiedział, tak zrobił. Po chwili stał na czterech własnych łapach, i patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Zrobiłam krzywą minę. Ten zapach... już go gdzieś czułam.
- Czy my się kiedyś nie spotkaliśmy? - spytałam marszcząc brwi.
- Em... nie, raczej nie..
- Oke, to zapomnij o pytaniu - powiedziałam szybko i czując że dostanę zaraz doła, udałam się do swojej jaskini. I... dostałam doła. Siedziałam sama w swojej ciemnicy na grzybie z głową pod czerwonym, milutkim kocem. I tam zostałam. BOŻE JAKIE MOJE ŻYCIE JEST BEZNADZIEJNE. Zaczęłam marudzić w swoim umyśle, słuchając nightcore. Manga mi się skończyła. II części "kotów" w empiku nie było, a książki Riordana już wszystkie przeczytałam. Moja depresja zaczęła mi mącić w głowie. Tak siedziałam do nocy. I tak raczej nie zasnę. Wyszłam na zewnątrz w kocu na głowie, więc wyglądałam jak duch. Mojego kocyka mi był szkoda, więc wzięłam mój drugi mniej fajny, a z futer szczeniaków kocyka nie zrobię, bo Demo zrobiła z tego dywan. Powiem że: całkiem miły.
Tylko że o niego za bardzo dba, i nie można od razu na niego wchodzić, tylko najpierw umyć łapy. Wyszłam sobie na skałkę przy wodospadzie i tam zostałam.



< Lełosiu? >

19.03.2018

Od Srebra do Yukiś

Byłem już strasznie głodny i Yuki najprawdopodobniej też. Straciłem jakąkolwiek chęć na polowanie, bo chciałem już iść spać. 
- To może, żeby było szybciej połączymy siły i zapolujemy razem? - zaproponowałem na co ona lekko zmarszczyła nosek.
- No nie wiem. Zwykle poluję sama. - odpowiedziała leniwym głosem.
- Nie daj się prosić. Im szybciej upolujemy cokolwiek tym szybciej wrócimy do swoich jaskiń.
- Niech będzie. - powiedziała i zaczęła iść w głąb lasu. Ruszyłem za nią nie chcąc jej zgubić. Szliśmy w przyjemnej ciszy, bo żadne z nas nie rwało się do rozmowy. Słuchałem śpiewu ptaków i nagle poczułem zapach dorodnej sarny. Przystanąłem na chwilkę i wsłuchiwałem się, wąchając moje otoczenie. Yuki patrzyła na mnie jak na debila, a ja wyczułem nasze śniadanie na obok strumyka.
- Strumyk.
- Co strumyk?
- Przy strumyku jest sarna, może kilka. - oznajmiłem spokojnie.
- Czujesz je?
- A ty nie?
- Czuję delikatny zapach jakiegoś zwierzęcia, ale na pewno nie powiedziałabym, że to sarna i gdzie ona jest.
- Mam od urodzenia świetny węch...po ojcu. - powiedziałem robiąc pauzę, ale ruszyłem znów przed siebie, a Yuki za mną.

[Yuki? Wiem to nie jest bardzo konstruktywne]

Od Lily Do Ktosia

Wiem, że jest już za późno na zabijanie, ale pisać zawsze można, no nie? W sumie Liliusz i tak by nie zabijał...

Biegłam przez polanę. Dookoła wszystko płonęło. Na drzewach wisiały wilki skępowane sznurami, a na ziemi walały się zwłoki. Z bólem oglądałam znajome mi twarze. Na szczęście większość z moich przyjaciół utrzymała się przy życiu... Nagle poczułam uderzenie w bok. Przetoczyłam się po ziemi przez parę metrów. Kiedy uniosłam głowę w stronę, z której nadszedł atak, ujrzałam jakiegoś wila w masce. Oszołomienie nie pozwoliło mi jednak dojrzeć, kto to... W dodatku miał na sobie maskę i inne takie pierdółki, które pomagały mu pozostać anonimowym. Stał, zdziwiony, z wyciągniętymi w moją stronę sztyletami. Szybko skoczyłam na równe nogi (a może jednak łapy...?). Zdziwienie wymalowane na pysku napastnika ustąpiło chytremu uśmiechowi. Dobrze, że na wypadek stworzyłam wokół siebie barierę ochronną. Wyglądem przypominała bańkę, a składała się z magii.
- Co ty robisz?! - wrzasnęłam oburzona w stronę wilka. - Jestem oznakowana!
Na te słowa obkręciłam się wokół własnej osi, pokazując lśniące esy floresy na futrze. Widocznie wilk się tym nie przejął, ponieważ skoczył w moją stronę, tym razem próbując odciąć mi głowę sztyletem. Wzburzyłam wokół siebie wodę i - przy okazji odrzucając napastnika - wzbiłam się w powietrze. Z góry wataha wyglądała jeszcze gorzej, ale tym razem w oko wpadło mi wielkie ognisko. Przynajmniej z mojej perspektywy wyglądało to jak ognisko... Podleciałam do owego 'ogniska'. Okazało się, że był to stos wilczych zwłok, oblany benzyną i podpalony. Na szczycie znajdowały się Cheeky i Katniss. Okropnie krzyczały. Widać było, że cierpią. Nie znałam ich zbyt dobrze, ale były matkami moich uczniów... Miałam ochotę je uwolnić, wszystko zatrzymać, odwołać, ale... Nie mogłam. Noc Oczyszczenia żądziła się swoimi prawami. Chwila! Jeśli tu są te wadery, to gdzie ich dzieci? Może to i nie moje szczeniaki, ale uczniów traktuję trochę jak własne szczenięta... Chyba jestem zbyt dobra dla dzieci. No ale cóż, taka praca, takie życie. Nieopodal zauważyłam Lię. Postanowiłam do niej podbiec. Może i miała maskę oraz była opleciona jakimiś bandażami, ale zawsze rozpoznam własną Alphę, zwłaszcza, że już od dawna należę do tej watahy.
- Li-arghghh... - krzyknęłam zduszenie, ponieważ ktoś wparował we mnie z boku. Już wcześniej zlikwidowałam barierę, ale nie poczułam, żeby coś mnie zabolało... No, nie licząc kilku nabitych siniaków przy upadku na ziemię. Podskoczyłam, oczekując powtórki z historii. Stał przede mną wilk. O nie, jeśli to kolejny atak, będę walczyć.
<Ktoooosiuuuu? Chcesz zrobić Lily krzywdę, czy po prostu jesteś ciamajdą i na nią wpadłeś?>

18.03.2018

Od Lii ,,Idę na czystkę"

Paczyłam na waderę wiszącą na ścianie. Katniss patrzyła na mnie z przerażeniem, a Demo męczyła Cheeky, szyjąc skóry na dywanik z jej szczeniaków. 
- Zaczęłam wyrywać jej pazury. Jedno z najbardziej bolesnych tortur. Odcięłam jej ogon, i rzuciłam Demo - Masz, breloczek do plecaka - zaśmiałam się. Katniss mnie nie poznawała. Miała zamglony wzrok. W sumie, to po co jej on? Szybkim ruchem wyrwałam jedno oko, potem drugie. Samica zaczęła się wyrywać i wydzierać. Zapach krwi doszedł do moich nozdrzy. 
- Miło było mi cię poznać - powiedziałam i wykręciłam jej łapę. Złamana kość przebiła skórę, i teraz była na wierzchu. Nie miałam zamiaru, by zbyt wcześnie umierała, miałam zamiar zrobić stosik. Potem podeszłam do Cheeky...
- Zabij mnie... nie mam po co żyć - mruknęła niewyraźnie. Uśmiechnęłam się. Psychika jej bardziej dzisiaj ucierpi niż fizyczna część. 
- Ej....zaczyna być już jasno - powiedziałam patrząc na czerwone światło słońca wschodzącego na horyzoncie. 
- Zbieramy zwłoki? 
- Szybko nam to zejdzie - powiedziałam i wykręcając wszystkie łapy Cheeky wyszłam na zewnątrz. Demo wzięła Katniss, ja powlekłam Cheeky. Dywanik może poczekać. Poszłam w miejsce, gdzie kiedyś była palona Blade. Trawa w tym miejscu już odrosła. Nie miałam zamiaru palić drzew, marnowanie drewna na jedną czystkę było bezcelowe. Szybko się uwinęłam. Zebrałam wszystkie zwłoki, które nie były spalone, i dałam to na jeden stos. Wisielce, które były na drzewach, oraz wilki spalone zostawiłam w spokoju, bo:
1. Nie chciało mi się ściągać z drzew pięknych ozdób
2. Spalone były spalone, więc po co je jeszcze palić. Krew była wszędzie. Kończyny, skrzydła, oraz kości. Rzeka która zwykle była czyta, teraz była brunatno-malinowa. Gdy wszystkie ciała były na jednej kupie, wbiłam w sam środek wielki pal. Demo pomogła mi przywiązać do niego wadery. Jeszcze tylko godzina do końca. Samica polała zwłoki benzyną, po czym usadowiła się obok mnie. 
- Macie szczęście. Bo to koniec, waszej męki - uśmiechnęłam się, a moja towarzyszka podpaliła stos trucheł. Wadery powoli zaczęły się palić żywcem. 
- No to co, uczta? - zapytałam, zagłuszając wrzaski wader. Gdy siedziałyśmy i jadłyśmy soczyste mięso, świt zalał tereny watahy. Było to krwawe światło, przypominające krew, która się tej nocy polała. Po chwili usłyszałyśmy 6 sygnałów, oznaczających koniec czystki. Z ulgą zdjęłam maskę. 
- Demo, teraz idziemy spać - mruknęłam zdejmując bandaże. - Za długo tu siedziałam. 

< Demo? Czy to może jednak koniec. >

Od Demoness ,,Idę na czystkę''

- Możesz pomęczyć psychicznie Cheeky, jeśli chcesz - mruknęła Lia biorąc jakąś broń.
- Wiesz mam nawet coś na ta okazje. - lekki uśmiech wdarł mi się na usta. Miałam to zrobić później ale jak jest okazja to czemu nie skorzystać. Wyciągnęłam worek z moimi zdobyczami. Sięgnęłam po pierwszą z nich... to był chyba Iwan... ale pewności to ja nie mam z moja pamięcią. Cheeky przyglądała mi się przerażona, gdy brałam sztylety, siekierkę i inne potrzebne mi przyrządy do zrobienia moich nowych dywaników. 
- Po co ci te truchła? - spytała Lia, z zaciekawioną miną.
- Zrobię sobie dywaniki. Co ma się marnować w grobie.. - odrzekłam z kamienną miną.
Zaczęłam odcinać głowę, potem zabrałam się za łapy. Wszystko robiłam przed naszą ofiarą. Gdy skończyłam zabrałam się za kolejny etap, którym było obdzieranie ze skóry bardzo obrzydliwe i bezduszne zajęcie. Moja towarzyszka odcięła powieki wadery by nie przestawała patrzeć. Następnie przypaliłam trochę moje dzieło by pozbyć się krwi. Lia za to zaczęła już swoje tortury. Powoli i boleśnie odcinała drugie skrzydło Cheeky. Krzyki roznosiły się po całym pomieszczeniu napawając mnie i moją towarzyszkę satysfakcją. Ja zebrałam moje rzeczy i poszłam na zewnątrz wywiesić ciała na drzewa by pozbyć się z nich tej upierdliwej krwi oraz przemyć mój nowy dywan. Na szczęście jakiś strumyk był blisko, ale zbyt czysty to nie był. Większość chyba pomyślała że to najlepsze miejsce na grobowiec. Ehh... Moją frustracje jednak szybko przegoniły krzyki naszej ofiary które było słychać nawet tutaj, syczenie ognia i kapiąca, wszechobecna w tym miejscu krew. Odwróciłam się i razem z moim dywanikiem i uśmiechem na twarzy, zakrytej przez maskę wróciłam do konającej z bólu Cheeky i kata Lii. Nie mogę się doczekać tego kiedy będzie błagać o śmierć.

<Lia?>

Od Lii ,, Idę na czystkę"

Siedziałam sobie wygodnie przed jaskinią Cheeky. Dobrze zaryglowane drzwi, plus magia wokół nie robiła na mnie wrażenia. Patrzyłam na to z kamienną miną. - Demo - powiedziałam znaczącym, ale nadal bezuczuciowym głosem. Wadera podeszła do zaryglowanego wejścia do jaskini. - Puk puuk - zawołała pukając przez drewno. Cisza. - Czy zastałam panią Cheeky? - Nie chcemy kłopotów - usłyszałam odpowiedź po dłuższej chwili. - Ciekawe - Burknęłam podchodząc. Dotknęłam łapą ściany jaskini. Bariera roztrzaskała się jak szkło. Moja postać zaczęła się zmieniać, i już po chwili byłam małych rozmiarów, czarnym smokiem. Zamachnęłam się ogonem, i walnęłam w kruche drewno. Wszystko pękło, a do jaskini wdarło się światło ognia oraz księżyca. Lodowaty wiatr wpłynął do środka nosząc za sobą zapach spalonych ciał. Wadera podobnie jak jej poprzedniczka rzuciła się na mnie, lecz jakoś nie zrobiło to na mnie wrażenia. Otwarłam paszczę, i gdy ta była koło mojego pyska, odgryzłam jej skrzydło. Wiedziałam co to dla wilka wolności oznacza. Bezużyteczną już teraz kupę piór wyplułam obok. Wadera była w szoku, co wykorzystałam, by ją ogłuszyć ogonem. Demo już się zajęła szczeniakami śpiewając znaną mi kołysankę. W końcu wyszła z jaskini, z pyskiem I łapami we krwi. Szczeniaki już były martwe. W końcu doszłam do mojej pięknej piwnicy. Z racji tego, że dbałam o moje rzeczy, narzędzia tortur były umyte I wypażone. Czyste czekały na spełnienie swojej roli. Powiesiłam wadery na ścianie, przypinając do metalu hamującego magię. - Demo... - Tak? - Chcesz się jeszcze zabawić czy zostajesz na tortury? - Na razie zostanę. - Możesz pomęczyć psychicznie Cheeky, jeśli chcesz - mruknęłam wyciągając moje pierwsze narzędzie

<Demo?>

Od Yukiś c.d Srebro

- Mam na imię Silver, a ty? – zapytał ówcześnie się przedstawiając. Przy nim czułam się niczym jakiś kurdupel. Co prawda, należałam do tych wyższych wader, jednak basior stojący przede mną musiał być jakimś gigantem. By utrzymywać z nim kontakt wzrokowy musiałam lekko zadzierać głowę. Jestem ciekawa czy w swojej pierwotnej formie byłabym również taka mała przy nim…
- Yuki – odezwałam się w końcu – pisownia dowolna, jednak wolę by pisano znakiem „śnieg” , chociaż i tak większość zapisuje moje imię tak jak słyszy – rzekłam. Szczerze, najchętniej ominęłabym ten dialog, jednak coś powstrzymywało mnie od teleportacji w inne miejsce.
- Dosyć nietypowe imię, patrząc na okolice w której się znajdujemy – stwierdził.
- Już lepsze japońskie imię niż „Srebro” po angielsku – odparłam, na co on tylko skrzywił pysk. Już chciał coś powiedzieć, gdy nagle komuś z nas głośno zaburczało w brzuchu. Niemiły skurcz żołądka dawał mi znać, że to raczej ja byłam źródłem dźwięku. Jednakże kiedy brzuch przestał burczeć, było jeszcze chwilę słychać ten „krępujący” dźwięk. Więc oboje jesteśmy głodni?
<Silver? Nie mam weny, ale piszę, wszystko wychodzi mi drewnianie ;_;>

Od Mateo "Czystka w domciu"

Dziś była Noc Oczyszczenia. Ta nazwa wcale nie pasowała do krwawej jatki, w której członkowie watahy wyrzynają się nawzajem. Ziemia pokryje się zwłokami, spłyną strumienie krwi. Jedno wiedziałem: czysto na pewno nie będzie. Wyjrzałem przez okno; pierwsze obleczone w czerń postacie przemykały między jaskiniami, było słychać krzyki i błagania o litość. Większości wilków  w sumie nie znałem, ale... większość to nie wszyscy. Zaciągnąłem zasłony. Nie zamierzałem brać w tym udziału.
- Nic nam nie zrobią? - zapytała cicho Nico, kuląc się w kącie. Reszta szczeniaków bawiła się, ale jakoś niemrawo, co chwilę spoglądając na drzwi. Ren natomiast wyglądał, jakby nie czuł strachu, nawet próbował przecisnąć się przez szparę pod nimi na dwór. Szybko go stamtąd wyjąłem.
- Nie, spokojnie - wymamrotałem z szczeniakiem zwisającym z pyska. Wreszcie udało mi się go odłożyć na fotel.
- A co tam się dzieje? - Kallisto spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami.
- To takie... Halloween dla dorosłych. Taka... zabawa - odparłem. Ta. Niewątpliwie dobrze się tam bawili, sądząc po szaleńczych wrzaskach i chichotach, dobiegających z oddali.
- A ty nie poszedłeś? Przecież jesteś dorosły.
- Ja... Ja nie lubię takich gier. I nawet nie myślcie o wymykaniu się z domu - zakończyłem stanowczo, patrząc na kochanego braciszka, który właśnie usiłował odsłonić okno. Westchnąłem i ściągnąłem go na podłogę. Załapałem się na tym, że bardziej niż o Lexi, Hestię, Igazi, czy nawet mamę i ojca martwiłem się o... Nieważne. Nie myśl o niej.
- Opowiedzieć wam bajkę?
- Taaak! - ucieszyło się rodzeństwo.
- A na jaki temat?
- O duchach!
- Tylko śmieszną!
- Dobrze - uciszyłem wszystkich, i zacząłem opowieść. - Dawno... A może całkiem niedawno, w jaskini siedziała piątka szczeniaków. Na zewnątrz trwało Halloween - to prawdziwe, ale one nie mogły wyjść, bo...
- Dlaczego nie? - zapytał buńczucznie Ren. Miałem ochotę wystawić go na ten dwór, skoro tak bardzo chciał.
- ...bo wcześniej nie posłuchały starszych i nabroiły - kontynuowałem. - Siedziały więc same w domu, ale nie nudziły się. Na zmianę wymyślały opowieści o szkieletach z gumy i różowych zombie, tym samym rozśmieszając się nawzajem. Zupełnie się nie bały, aż do chwili, kiedy w oknie pojawił się biały kształt...
Na dworze huknął piorun. Światło na ułamek sekundy zalało pomieszczenie; zaczęła się burza. Szczeniaki zadygotały. Odchrząknąłem.
- Tylko jedno ze szczeniąt go widziało. Rodzeństwo myślało, że żartuje, i nie chciało mu uwierzyć. Kilka minut później szczeniak znikł.
Temisto wrzasnęła. Wszyscy na nią spojrzeliśmy; wpatrywała się w odsłonięte okno z przerażeniem.
-D-d-d-uuch....- wyjąkała. - Tam był duch! Ja nie chcę zniknąć!
Była tak spanikowana, że uznałem, że nie może żartować. Przytuliłem ją.
- I nie znikniesz. Spokojnie. To tylko historia. Pozwólcie, że skończę. Wszystkie szczeniaki zaczęły szukać tego jednego, a kiedy
naprawdę się martwiły, to on nagle wyskoczył zza kanapy i krzyknął "Niespodzianka!".
Rodzeństwo nie zareagowało. Dzieciaki wpatrywały się w drzwi, w które coś z uporem łomotało. Za oknem przemknął biały kształt. Tem mówiła prawdę. Błysnęła błyskawica. Szczeniaki przytuliły się  z piskiem do siebie, kiedy zawiasy stęknęły, i... Biały Kształt wszedł do środka. A na imię mu było Kiiyuko.
Kiedy rodzeństwo jeszcze zajęte było ogarnianiem, że nic mu nie grozi, zdążyłem z powrotem zaryglować drzwi i wyciągnąć szmatę.
- Nie dość, że straszysz mi dzieci, to jeszcze wybrudziłaś podłogę...- zganiłem ją, starając się ukryć ulgę w głosie.
- Też się cieszę, że cię widzę - odburknęła.
- Dobra, bezdomna hołoto, zostań tu sobie na noc. Ale wytrzyj się.
Wadera wykonała polecenie i usiadła na dywanie. Mimo początkowo mieszanych uczuć, szczeniaki szybko ją pokochały dzięki Kijowym zdolnościom do opowiadania. Ja zresztą też, ale z innych powodów  położyłem się blisko nich. Niedługo potem rodzeństwo zasnęło, przy akompaniamencie śmiechów szaleńców wciąż dokonujących mordu. Kiiyuko też rozłożyła się na podłodze. Zdałem sobie sprawę, że już nie martwię się o los innych podczas tej rzezi. Próby wskrzeszenia żalu w sercu tłumiła teraz fala ulgi...
...płynąca od siedzącej obok wadery, odezwał się głos w mojej głowie.

Nie wcinaj mi się w narra- CO TY TAM GADASZ?

No sorry, że bawię się przy oglądaniu twojego życia jak przy telenoweli. I NIE KRZYCZ NA MNIE, jak nie chcesz, to se idę - obruszył się Duch Hakoriego. Pomyśleć, że go kiedyś lubiłem.


Od Demoness ,,Idę na czystkę''

Poprawiłam maskę, gdy skończyłam ze szczeniakiem. Zauważyłam że Katniss się budzi. Wyciągnęłam sztylet z ciała jej dziecka i do niej podeszłam, by po jakże cudownej piosence Lii, ponownie ją uśpić.
- Przenosimy ja teraz?- spytałam towarzyszki.
- Ta bo jeszcze zginie szybką śmiercią.- odparła posyłając mi szaleńczy uśmiech z pod lekko odchylonej maski.
Podniosłam bezwładną waderę i ruszyłam za idącą już w stronę, jak to ja nazywam, torturowni.
Szłyśmy spacerkiem, podziwiając wisielców, zmaltretowane ciała lub palące się zwłoki. Ale jedna rzecz przyciągnęła moją uwagę. Ktoś uciekał przed innym mordercą. Szybko zrzuciłam z siebie Katniss i zmieniłam się w pył, by po chwili pojawić się niedaleko uciekiniera.
-Jest mój!- krzyknęłam do zostającego już w tyle mordercy. Sięgnęłam po moja ukochaną kose i wbiłam ją parę centymetrów od niego. Jego mina była cudowna. zeskoczyłam z drzewa na którym się zmaterializowałam wyciągając moje sztylety. Wbiłam je głęboko w przednie łapy mojej ofiary przytwierdzając go tym do ziemi.
-A więc nadszedł czas... - zaczęłam tak jak moja towarzyszka śpiewać. - Noc już trwa. Jak potoczy się historia twa? - powolutku podchodziłam do biednego oszołomionego i już na pewno nie trzeźwo myślącego basiora. - Smutek zmieni w szczęścia krzyk w mig! - sięgnęłam po kolejny zatruty sztylet. - Niechaj trwa nasz radosny bal - przejechałam po boku ofiary sztyletem, a trucizna zaczęła paraliżować jego ciało. - odejdzie żal. Chodź! Tańcz i klaszcz! - wyk bólu rozniósł się do o koła po kolejnych głębokich cięciach. - Odrzuć smutku płacz.- Wyrwałam kose z ziemi i wzięłam zamach - Niech noc szczęścia, śmiechu trwa! - skończyłam śpiewać, tak samo jak żywot basiora gdy odcięłam mu głowę moją kosą. Krew pokryła ziemie niczym krwisto-czerwony dywan. A ja zebrałam broń i wróciłam do Lii ze swoją zdobyczą.
- No nareście... jak długo można mordować? - spytała Lia
- Długo... przy okazji wiesz może kto to bo ja jakoś nie kojarze? - spytałam ciekawa
- Chyba Night.
- Aha... - mruknęłam przyglądając się jeszcze łebowi który przytaszczyłam.
- No chodź już! - wrzasnęła Lia. Wywaliłam głowę za siebie i podreptałam za waderą w masce, po drodze biorąc Katniss.


<Lia? Tyle chyba ci starczy co?>

Od Silvera do Yuki

- Tak, jestem zmęczona, jednakże chciałam odpocząć spacerując sobie po lesie. – spojrzała na mnie nienawistnie. Byłem lekko poirytowany jej zachowaniem, ale nie dawałem tego po sobie poznać.
- W takim razie miłego spaceru. Dobranoc. - powiedziałem i ruszyłem znów przed siebie nie oczekując żadnych słów, jednak mimo to byłem ciekaw jak wadera ma na imię.

~Następny dzień~

Z samego rana ruszyłem na polowanie, aby mieć już to z głowy. Szybkim krokiem udałem się na polanę i od razu upatrzyłem sobie zdobycz - piękną, tłustą sarnę. Po cichu przemknąłem się przez gęstwiny i schowałem się pomiędzy trawami czekając na dobry moment do ataku. 
Już miałem skakać ku zwierzynie kiedy poczułem czyjąś obecność. Kiedy się odwróciłem ujrzałem tą samą waderę co wczorajszej nocy. Skrzywiłem delikatnie pyszczek i wyprostowałem się. Byłem wyższy od niej o głowę co nie powiem dawało mi wielką satysfakcję. Wadera spojrzała na mnie zdziwiona prawdopodobnie nie spodziewając się nikogo o tej porze tutaj.
- Co ty tutaj robisz tak wcześnie? - zapytała obojętnie.
- Mi również miło tutaj kogoś widzieć tak wcześnie. - odpowiedziałem sarkastycznie, a na jej pysku mogłem zobaczyć cień uśmiechu.
- Miałeś zamiar upolować tę sarnę, która właśnie pobiegła w głąb lasu? - powiedziała, a ja odwróciłem się i rzeczywiście moje dzisiejsze śniadanie uciekło. Zawarczałem ze złości, bo musiałem teraz iść gdzieś indziej.
- Spokojnie, kiedyś wróci. - parsknąłem na jej odzywkę.
- Silver.
- Co?
- Mam na imię Silver, a ty?

[Yuki?]

Od Lii ,, Idę na czystkę"

Patrzyłam na moją pikną maskę. Nie chciałam zbytnio zdradzić kim jestem, więc na większości ciała miałam bandaże, na włosy związane w byle jakiego koka, oraz moją kochaną maskę. 
Moja wyglądała mniej więcej tak, ale wilcza. Założyłam ją i wyciągnęłam moje pikne mieczyki oraz sztylety. Jeszcze tylko pół godziny do nocy, do mojej jaskini weszła Demo. 
- Masz kogoś na oku? - spytałam. 
- Łażę za tobą, co mi się trafi to zabiję - wadera wzruszyła ramionami. 
Zauważyłam jej broń i uśmiechnęłam się krzywo.
- Ktoś jeszcze idzie?
- Yuko na pewno - mruknęła wadera. Wyszłam na zewnątrz. Było już ciemno, a wiatr ziębił ciało. Miałam tylko 12 godzin na tortury. Obok mnie stanęła Demo, niebieska maska z czarną krwią obok dziur na oczy, miała na czole. Ja w sumie też nie miałam zamiaru jej jeszcze zakładać. Mogłam jeszcze wziąć coś do strzelania...  Zaczęłam węszyć, Katniss powinna być w swojej jaskini zabarykadowana z młodymi, Cheeky tak samo. Iwo był gdzieś poza terenami watahy. Wciągnęłam powietrze. Czułam zapach spalenizny. Po chwili do moich uszu doszedł dźwięk pierwszego sygnału syreny. Potem drugi, trzeci... aż wreszcie doszło do szóstego. 
- Czas zacząć zabawę - uśmiechnęłam się i założyłam maskę, podobnie jak moja towarzyszka. 
Wbiegłam na kamień. Słyszałam już z daleka śmiechy i krzyki, oraz wystrzały. Zbiegłam z górki i pobiegłam w stronę domu Katniss, po drodze zabijając kilka wilków. Demo miała ubaw zwieszaniem ich na drzewach za ogony, a potem podpalanie żywcem. 
- Ding dong, co ty tutaj robisz, przyszłam się pobawić, ale czemu w moim domu... - zaczęłam nucić szeptem przed wejściem do jaskini wadery. Usłyszałam jakiegoś szczeniaka z jej głębi. 
- Ding dong, nie mów nic nikomu, szybko drzwi otwieraj, nie zostawiaj mnie na mrozie... - nuciłam rozwalając magię która barykadowała jaskinię. Demo weszła pierwsza nucąc coś po łacinie, przy okazji rozświetlając jaskinię ogniem. W rogu siedziała Katniss ze szczeniakami, która rzuciła się na moją towarzyszkę, lecz ta wytworzyła dym z ognia, po czym uśpiła waderę. 
- Zerkam zza zasłony, widok mrozi mi krew w żyłach, cofam się spłoszony, ma głupota mnie zgubiła... - uśmiechnęłam się szyderczo podchodząc do szczeniaków z kłębów dymu. Ashley siedziała skulona w rogu, a Koiru stał przed nią udając silnego, lecz w jego oczach widziałam przerażenie. Demo która wywlekła już waderę na zewnątrz i wróciła, szybko wyciągnęła Ashley za kark, wbijając swoje kły głęboko w jej skórę. Samica zaczęła się wyrywać i skomleć, lecz ta wyciągnęła ją na zewnątrz tak jak matkę. Ja zajęłam się jej bratem.Gdy wszyscy byli na zewnątrz, zauważyłam cień wilka, przebiegał Vergil. Gdy nas zobaczył, skinął głową, odkiwnęłam, po czym uśmiechnął się szyderczo i pobiegł dalej. Domyślałam się kogo ma na celu. Słyszałam jakieś błaganie o życie. Ktoś nie zdążył wejść do jaskini... 
Ashley już leżała martwa przed jaskinią. Koiru ledwo dyszał. Demo dobiła go sztyletem. Popatrzyłam na Katniss, wybudzającą się ze snu. Uśmiechnęłam się pod maską.
- Ding dong znowu grę wygrałam, lecz cóż to, Ding dong nikt nie został nikt - To jedyne co usłyszała, przed kolejnym straceniem przytomności. 
Teraz po Cheeky, i jej szczeniaki. 

< Demoness? Tylko mi nie mów że nie masz weny>

Noc Oczyszczenia czas zacząć!

Zaczynamy od godziny 19:00 (Załóżmy że 13:00 to 19)

Witajcie. Przez 12 godzin, od 19:00 do 7:00 każda zbrodnia włącznie z morderstwem będzie dozwolona. Noc rozpoczyna 6 sygnałów syreny. Dozwolona będzie także broń klasy czwartej i niższa. Służby policyjne, pogotowie oraz straż wstrzymują się od jakiejkolwiek działalności. Życzę miłej nocy.

Osoby które przeżyją: 

Seven
Raven
Tobias
Ren
Nitaen
Mateo
Kallisto
Temisto
Nicol
Tori
Tora 
Kiiyuko
Kaja 
Igazi
Vergil
Shell
Leo
Silver
Iwo
Solis
Evan
Equel
Lexi
Castiel
Royal 
Hazin
Mirana
Cassandra
Rose

Lily
PERCY

Tenshi
Demoness
Meetou
Megami
Kagekao
Yuko
Luna
Lia

Od Evana c.d Chętny


Gdy otworzyłem powieki, poczułem ulgę. To był tylko sen… Na szczęście. Po ostrym świetle oświetlającym jaskinie mogłem wnioskować, że było teraz, co najmniej przedpołudnie.  Westchnąłem i wstałem. Czułem suchość w pysku, co oznaczało, że najwyższa pora pójść do wodopoju. Wstałem i wyszedłem z jaskini, uprzednio kładąc rozczochrane kosmyki mojej sierści. Przeszłem z stępu do powolnego truchtu i zacząłem powoli przemieszczać się po terenach watahy. Wczesnowiosenne ptaki śpiewały swoje kojące nerwy utwory. Dzisiejszy dzień zapowiadał się pięknie, i w ogóle nie dawał do myślenia co stanie się dzisiejszej nocy. Nawet ja wtedy nie wiedziałam jak duża będzie wtedy rzeź… Idąc zauważyłem sylwetkę obcego mi wilka.
<Chętny? To nie pisała Efcia :3>

Od Kiiyuko


Biegłam przez las w poszukiwaniu zwierzyny. Nic nie jadłam od pełnej doby, czym można wytłumaczyć moje zdesperowanie w polowaniu. Czułam niemiłe skurcze żołądka. Kiedyś słyszałam że jeżeli żołądek będzie za długo „pusty”  będzie sam się trawił. Nie uśmiechała mi się myśl „pożerania” od środka, dlatego tak bardzo chciałam coś znaleźć. Z powodu utraty energii zaczęłam biegać coraz wolniej, aż w końcu przeszłam do energicznego kłusu. Zaczęłam nabierać łapczywie powietrza. Nie powiem, zmęczyło mnie to ciągłe bieganie. Wtem do moich uszu doszedł odgłos cichego stąpania po ściółce. Zając, wiedziałam po delikatnym odgłosie kroków. Przeszłam do przykucu myśliwskiego. Po zlokalizowaniu źródła dźwięku zaczęłam zbliżać się do biednej ofiary.

C.D.N

Tyle z siebie wykrzesiłam :3

Od Temisto do kogokolwiek

Szkoła jest super! Pisanie literek jest fajowe! Błyskawicznie skończyłam zadanie i zaczęłam rysować na kartce z zadaniem różne zwierzaczki, kwiatuszki i tym podobne. Narysowałam dwa motylki, pięć kwiatuszków i jednorożca! Jeszcze teraz tylko dorysować tęcze... Hm... Ciekawe co będzie na obiad. Głodna jestem... Jest i tęcza! Eee... Czy tęcza ma pięć kolorów? I czy jest w nich różowy? Bo nie jestem pewna czy dobrze narysowałam... Trudno! I tak jest piękna!
Podczas gdy ja rysowałam sobie słodkiego Zdepresjowanego misia koalę moje rodzeństwo oczywiście musiało coś odwalić... Kalli i Tobias się pokłócili, trafili do dyrektora i takie tam...
O nie! Lekcja się skończyła... Nico i Ren gdzieś poszli, chyba poczekać na Kalli i Toby'ego. Łeeeh, czekanie jest nudne, idę poczekać na mamę albo tatę przy wyjściu. Ciepło dzisiaj... Idealna pogoda, żeby sobie pohasać!
Zaczęłam gonić za motylkami próbując je złapać. Wszystkie były białe albo żółte... O, jest i jeden zielony!
Nawet nie zauważyłam, że odbiegłam już spory kawałek od szkoły. Motyle jakby mnie gdzieś prowadziły... Nagle zauważyłam jednego motyle innego niż wszystkie... Był większy i był
kolorowy... Końce czułków mu świeciły... Śliczny!
Podskoczyłam, żeby go złapać, ale on tak jakby rozpłynął się w powietrzu. Hm... Dziwne...
Reszta motyli odleciała. Wpatrywałam się jeszcze chwilę w miejsce, gdzie przed chwilą latał ten wielki kolorowy motyl, aż jakby z transu wyrwał mnie czyjś głos.
- Co tu robisz?

<Ktosiuuu? :3>

Od Ignasi


Obudziłam się. Miałam bardzo fajny sen. Latałam na mlecznobiałym pegazie o orlich skrzydłach. Miód malina dla moich zszarganych nerwów. Ostatnio miałam coraz więcej nauki. Przez wejście do nory dostawały się słabe promyki słońca. Kochałam wstawać razem z świtem. Parę miesięcy temu w końcu znalazłam jakieś miejsce, w którym mogłabym „osiedlić się na stałe”. Zaczęłam szybkimi, ale zarówno delikatnymi ruchami czyścić swoją zmierzwioną sierść. Bardzo lubiłam dbać o moje puchate futerko. Dodawało mi uroku. Gdy wszystkie sklejki zostały rozklejone zajęłam się grzywką. Ułożyłam ją na prawy bok, czyli tak jak zwykle. Wyszłam z nory i skierowałam się do szkoły. Nie miałam ochoty jeść śniadania, z powodu zbyt bardzo obfitej kolacji.
C.D.N


Od Nico CD Ren

Cicho westchnęłam. Teraz mam dwa razy więcej roboty... Ale czego się nie robi, żeby pomóc braciszkowi... Brak mi asertywności. Ale chociaż mnie przeprosił! Ale jednak nie brzmiało to jak prawdziwe przeprosiny powinny brzmieć... Eh... A może będzie dla mnie milszy jak zrobię za niego to zadanie... Może. Ukradkiem wzięłam od niego kartkę i zaczęłam na obu przepisywać tekst.
Pisanie literek jest łatwe... A... B... C.. i tak dalej.
Z monotonnego przepisywania literek wyrwał mnie pisk mojej siostry - Kallisto. Nauczycielka tylko ją uciszyła i wróciła do czytania swoich książek. Zła wadera... Nie lubię jej. Straszna jest.
Wróciłam do przepisywania literek... G... H... I... J... K...
Moja siostra wrzasnęła. Wszyscy oderwaliśmy się od pisania i popatrzyliśmy na nią. Strącała coś sobie z głowy... Zauważyłam, że Tobias się cicho chichotał. Ona też to zauważyła bo zaczęli się kłócić. Koniec końców nauczycielka zaprowadziła ich do dyrektora. Akurat chwilę później lekcja się skończyła. 
Postanowiłam, że pójdę pod "gabinet" dyrektora i tam na nich zaczekam, jak dobra siostrzyczka.
- A ty gdzie idziesz? - zapytał Ren podchodząc do mnie.
- Idę zaczekać na Kalli i Toby'ego... - odpowiedziałam cicho.
- Idę z tobą!
- Okej...
No i poszliśmy.

<Ren?>

Od Ravena do Kai

-I co teraz? -Spojrzałem przestraszony na wilczycę...- Nawet z czarami nie pokonamy sami tego niedźwiadka
-Wiem...-Kaja skuliła ogonek.
-Musimy Poczekać aż znów zaśnie, albo pójdzie...
-Nie mamy tyle czasu...
-Hmmm... mam pomysł! Przygotuj się to ucieczki -Cichutko wypowiedziałem zaklęcie i jeden taki wielki sztylet poleciał i hukną w brzozę.. A Miś pobiegł za hałasem
-Teraz Kaja! Uciekaj!
Biegliśmy przed siebie... nie patrząc gdzie.. po kilku minutach byliśmy już na bezpiecznym terenie
-Rav... Gdzie jesteśmy? -Kaja przytuliła się do mnie z kulonym ogonkiem
-Sam nie wiem.. chyba się zgubiliśmy!

<Kaja?>

Od Kallisto CD Tobias

Siedziałam sobie spokojnie na lekcji, rysowałam te dziwne literki i nagle poczułam coś dziwnego, co trafiło w mój pyszczek. To było... trochę mokre? Ble! Otarłam łapą pyszczek i spojrzałam na łapę. Był na niej jakiś robal. Bleeee!
Odruchowo pisnęłam i strząsnęłam robala z łapy.
- Cisza! - mruknęła nauczycielka i wróciła do czytania swoich książek.
Rozejrzałam się po sali doszukując się miejsca z którego mógł ten ohydny robal przylecieć, aż tu nagle znowu coś mnie trafiło, tym razem w miejsce trochę nad okiem. Wrzasnęłam i szybko starłam robaka. Inne szczeniaki w klasie zaprzestały pisania i spojrzały na mnie zdziwione. Tylko Tobias siedział i cicho chichotał...
- TOBIAS! - wrzasnęłam. - To ty rzucasz we mnie tymi robalami, tak?!
- Nie rzucam, spluwam. - odpowiedział i zaczął się jeszcze głośniej chichotać.
- Ty... Głupi, arogancki, egoistyczny, bezczelny... Bachorze! - krzyknęłam na cały głos.
Nauczycielka wstała ze swojego siedzenia zaaferowana naszą kłótnią.
- Dosyć! Wy dwoje - wskazała na mnie i na mojego brata. - Do dyrektora, ale już!
- Ale... - zaczęłam.
- Żadnego ale, do dyrektora! Jeszcze sama was tam zaprowadzę!

<Tobias?>

Kto Ginie, a kto Żyje? Masz na dole.

No, więc tutaj mamy wszystkie wilczki (jakby kogoś brakowało, proszę napisać w komentarzu). Czerwone to te, które nie napisały jeszcze opowiadania więc w Nocy Oczyszczenia zginą. A zielone to te które napisały, i mają wolne. A tutaj legenda dla niekumatych:
Czerwony - giniesz;
Zielony - żyjesz i możesz zabić;
Ciemnoniebieski - nieobecność.
UWAGA! Od teraz aż do końca Nocy nieobecności NIE PRZYJMUJEMY.
Przypominamy, że trzeba napisać opowiadanie do 18. marca (2018 r.).
Do zabijania dozwolona jest broń od klasy czwartej w dół. Życzę udanej nocy :D (Ta, bedziemy tymi debilami z tego filmu, co uważają że są ważni xD)

Lia
Luna
Yuko
Kagekao
Megami
Demon

Meetou
Demoness
Ike 
Rose
Hestia
Raven
Katniss
Cassandra
Tenshi
Shimer
Lily
Kenia
Kira
Mirana
Troja
Cheeky
Koshya
Hazaki
Melody
Rodinia
Dark Star
Katrin
-------
Hazin
Chris
Equel
Royal
Aksel
Aoba
Night
Red
Thomas
Evan
Blue
Yukiya
Erotare
Leonardo
Solis
Psychopata
Iwo
Silver
Marcus
Vergil
Shell
Leo

---------
Igazi
Ashley
Kaja
Taravia
Lexi
Nicolle
Kiiyuko
Chackie
Abi
Raye
Kallisto
Temisto
Nicol
Tori
Tora 

Mateo
Koiru
Nitaen
Phantome
Iwan
Hares
Ethan
Ares
Castiel
Seven
Raven
Tobias

Ren

Od Rena c.d Nicol


Siedziałem znudzony na lekcji czytania i pisania. Mamy przepisywać jakiś tekst na kartkę. Jeszcze czego. Nie miałem wcale ochoty na pisanie jakiś liter.
- Psst, Nicol – szepnąłem do mojej siostry wychylając się trochę z ławki. Waderka spojrzała na mnie pytająco trzymają ołówek w pysku. – Zrobisz za mnie zadanie? Proszę? – Zapytałem robiąc „słodkie oczka”.
- Nie możesz zrobić tego sam? – zapytała półgłosem trzymając w kiełkach rysik.
- Mógłbym, ale wolałbym jakby zrobił to ktoś bardziej doświadczony – odpowiedziałem.
- No dobra… - westchnęła. – Ale mam jeden warunek.
- Jaki?
- Spokój w klasie! – Zarządziła Nauczycielka, rozglądając się po klasie. Zacząłem udawać, że coś robię. Po chwili przyglądania się szczeniakom powróciła do swojej poprzedniej czynności.
- Przeproś mnie za dziś rano – powiedziała po chwili. Przewróciłem oczami wyobraźni.
- Przepraszam – powiedziałem od niechcenia. – To zrobisz za mnie?
- Yhym  - mruknęła powracając do swojej poprzedniej czynności.
<Nicol? :3>


Od Solisa do kogokolwiek

Jej! Niedługo wiosna! Ciepło! Słoneczko! Ćwierkanie ptaków! Jeeeeej! Wreszcie przeszedł mi depresyjny humor, który ostatnio dosyć często mnie nękał... To chyba przez to wszechobecne błoto... Tak, błoto i rozpaćkany śnieg. ZŁO. Dzisiaj był akurat w miarę słoneczny i ciepły dzień. Spacerowałem sobie tu i tam... Na szczęście nie ma nigdzie błota, przechodzą mnie dreszcze na myśl o nim...
Wszedłem sobie do lasu. Kilka ptaków świergotało... No wiosna no! W sumie... Dopiero teraz ogarnąłem jaki widok w lesie jest nudny. Ciągle tylko drzewa, drzewa, krzaki, drzewa drzewa, drzewa, krzaki... O, wiewiórka! Rudy stwór siedział sobie przy krzaczku. Skoczyłem w tamtym kierunku, jednak nie udało mi się złapać wiewiórki. Głupi rudzielec! Mam pecha, bo za krzakiem był mały spadek i poleciałem prosto na pysk. Ała.
- Spłoszyłeś mi zwierzynę, pacanie! - odezwał się jakiś głos.
Podniosłem pysk z ziemi i ujrzałem przed sobą wilka.

<Ktoś?>

Od Tobiasa c.d Kallisto


Gdy mama odprowadzała nas do szkoły, nie mogłem się powstrzymać od zbierania wszelkiego rodzaju robactwa. Wiedziałem że jedna z moich sióstr się bardzo boi robaków, więc z myślą iż podrzucę jej na lekcji parę żuczków i dżdżownic, zbierałem ochoczo insekty. Gdy w końcu doszliśmy do szkoły, musieliśmy trochę poczekać aż reszta szczeniąt przyjdzie.
Do Sali weszła pani zrzęda. Zadała nam jakieś zadanie, a sama była zajęta czytaniem jakiś książek. Korzystając z okazji że nauczycielka jest zajęta swoimi sprawami, a reszta szczeniąt skupia się na zadaniu, zwinąłem kartkę z zeszytu w rurkę i zabrałem żuczka do buzi. Splunąłem robakiem w stronę siostry.

<Kallisto? >:3 >

17.03.2018

Uwaga ludu

- 18. 03 koniec czasu na pisanie opowiadań! Opowiadania przyjmujemy do godziny 13. Potem aż do godziny 0:00 inni mają czas na napisanie dowolnej liczby opowiadania o nocy. Jeśli ktoś nie chce może zostać w jaskini, i dobrze się zabarykadować. (Tam też możemy wejść :) ) Zostanie to jeszcze wspomniane jutro rano.

Od Yuki c.d Silver

Po długim analizowaniu run z ksiąg pożyczonych od Cieni byłam bardzo zmęczona, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Siedzenie przez długie godziny nie jest dobre dla zdrowia. Wstając poczułam przeszywający ból całego ciała. Stawy tylnych łap strzyknęły wywołując następną falę niemiłego uczucia. Jeżeli Cienie nadal będą zadawać mi tak dużo pracy, w końcu nie będę zdolna do samotnych polowań. Co, jak co, ale o kondycję trzeba dbać. Zdmuchnęłam świeczkę, a raczej jej pozostałości i wyszłam na dwór rozprostować nogi.
Idąc powoli z spuszczoną głową przez las zaczęłam czuć się coraz lepiej. Świeże, nocne powietrze koiło mój nos, który przez poprzednie kilkanaście godzin był maltretowany smrodem starych książek i dymu z świeczki. Spokojny szum drzew pozwalał mi się uspokoić, a ciemny las nie męczył moich oczu tak jak niewyraźne, małe runy. Narastający, cichy dźwięk biegu, który w zwyczajnych okolicznościach, co najmniej by mnie trochę zaniepokoił, był teraz niczym muzyka klasyczna dla moich uszu. Choć przyznam, że to porównanie jest trochę bez sensu. Gustuję w ostrzejszej muzyce, a plumkanie na skrzypcach wprawia mnie w jeszcze większą agresję. Cóż poradzę, że akurat to określenie byłoby bardziej treściwe dla większości czytających. Ale mniejsza o to.
Wtem, usłyszałam ciche pohukiwanie sowy. Zadarłam głowę do góry by móc „pobawić się” w szukanie źródła dźwięku. Wiedziałam, że raczej nie zobaczę sowy, jednak zawsze warto spróbować. Bieg jakiegoś stworzenia nabierał na sile, co dopiero teraz przykuło moją uwagę. Zwolniłam kroku i zaczęłam bacznie obserwować otoczenie wokół mnie. Zdawało mi się, że tylko w książkach akcji podczas napięcia zamierało całe środowisko dookoła bohatera. Sowa przestała huczeć, wiatr ucichł, a jedyne, co było słuchać to coraz to głośniejszy dźwięk równomiernego uderzania łap o ziemię. Spojrzałam w prawo, gdyż byłam przekonana, że to właśnie z tej strony biegnie tamto stworzenie.
Jednakże szczęście mi nie było pisane. W tym samym momencie, kiedy moje oczy przyglądały się bacznie krzakom, coś uderzyło mnie w bok. Uderzenie było tak silne, że straciłam równowagę i spadłam kilka metrów dalej. To coś, co we mnie walnęło okazało się być szaroniebieskim basiorem. Wstał pospiesznie i powiedział:
- Emm... przepraszam, że na ciebie wpadłem. Zamyśliłem się i tak jakoś cię nie zauważyłem – rzekł pospiesznie nawet na mnie nie patrząc. Skrzywiłam pysk czując narastającą złość.
- Jeżeli nie widzisz, co masz przed sobą to lepiej idź już spać – powiedziałam ostrym tonem, sama wiedząc, iż to, co powiedziałam nie zraniło go jakoś szczególnie.
- Widzę doskonale, jednak mam przeczucie, że Pani musi być trochę zmęczona, patrząc po tym, że nie potrafi uszanować czyiś przeprosin i woli marudzić zamiast oddalić się bez słowa – odszczeknął młodziak. Co prawda, wyglądał na młodego. Dałabym mu coś pomiędzy drugim a trzecim rokiem życia, jednakże to nie upoważniało go do nazywania mnie „Panią”. Nie jestem jakaś bardzo stara. Przecież mam tylko pięć lat.
- Tak, jestem zmęczona, jednakże chciałam odpocząć spacerując sobie po lesie. – Spojrzałam na niego nienawistnie.
<Silver? Dialog ssie :’D>