30.04.2017

Od Cheeky CD Iwo

Tak więc byłam nie przytomna. Znowu... jak wybudziłam się ze śpiączki Iwo krążył nade mną.
- O śpiąca królewna się obudziła... jak się czujesz?
- Okropnie... gdzie my jesteśmy?
- Ech... pod jakimś drzewem w tej krainie gdzie jest ten opiekun...
- Ach... no tak. Aua mój brzuch
- Co się dzieje? - zapytał przerażony basior
- Nie nic... to tylko skurcz. Wszystko jest okej...
Leżałam jeszcze jakiś czas pod tym drzewem, po czym wstałam i powiedziałam:
- Dobra. Idziemy dalej
Poszliśmy więc w stronę... na północ. Dokładnie nie wiem gdzie... Przeszliśmy około pół kilometra gdy nagle zaczął mnie okropnie boleć brzuch.
- Iwo!! Mój brzuch!!
- Co. Co się dzieje!!??
- Nie wiem... a co ja jestem?!
Nie miałam pojęcia co się dzieje...
- Przeteleportować nas do Rodinii? Albo Mel?
- Do Mel... JUŻ!!
- Nie. Ty tu zostań. Za kilka sekund jestem.
Basior przeteleportował się do jaskini Mel, i z nią z powrotem do mnie.
- Halo, halo... co to ma znaczyć - zapytała zdziwiona Mel
- BRZUCH!!! - krzyknęłam
Mel zaczęła mnie badać.
- Tak... to już blisko... - powiedziała zmartwiona
- Blisko... to znaczy kiedy?! - pytał Iwo
- No tak od 10 do 20 minut...
Minęło pięć minut, kiedy zapytałam:
- Długo jeszcze?!
- Nie... spokojnie już niedługo - powiedziała spokojnie Mel
No i zaczęło się... z mojej... no wiadomo... wyłoniła się główka szczenięcia. Zaraz po tym jej reszta. Była to czarna, skrzydlata wadera. Zaraz po niej mała brązowa główka. To był basiorek bez skrzydeł, był też niezwykle mały...  Dalej był mały czerwony demonowaty basior. On mnie przerażał, ale był niezwykle słodki na swój sposób. Potem była mała łaciata wadera. Była niezwykle słodka... Ostatnim szczeniakiem był kolejny basior. Pierwszy skrzydlaty basior. Był biały i miał bardzo dziwne znamię na czole. To mnie zaniepokoiło.
- Koniec?! - zapytałam zniecierpliwiona
- Tak... to już koniec - powiedziała spokojnie Mel
Teraz obok mnie leżało pięć niewinnych ciałek i Iwo, który wciąż był w szoku...
<Iwo?>

Od Iwona do Cheeky

Takie chodzenie mnie zmęczyło. W końcu nie wytrzymałem, i razem z Cheeky musieliśmy lecieć. Co było w tym wszystkim najgorsze? A no to, że gdy wadera była nieprzytomna rozmawiałem z Mel. Szczeniaki mogą się urodzić w każdej chwili. One na serio się szybko rozwijają. ZA szybko. Po paru minutach musieliśmy zrobić postój. Cheeky się szybko męczyła.
- Dobrze się czujesz? - zapytałem. Teraz krajobraz się zmienił nie było piankowo, tylko ponuro. Drzewa nie miały liści, trawa zrobiła się szara. Trochę jakby było po ataku winegr w poprzednich czasach na WMS.
- Echem. - potaknęła wadera, ale w jej oczach było widać coś innego. Popatrzyłem na nią z ukosa podnosząc brwi. Wadera przewróciła oczami.
- No dobra. Gorzej niż dobrze.
- A więc postój. - powiedziałem.
- Ale... - wadera zatrzęsła się. - Chyba.... - białka oczne poleciały jej do góry, po czym zemdlała.

***

Mam silne szczęki, które doskonale nadają się do rozrywania mięsa. Ale do ciągnięcia nie przytomnej wadery? Nie za bardzo. Zaciągnąłem ją pod korzenie takiego ogromnego, zeschłego drzewa. Zaczęło kropić gdzieś tak w połowie drogi. Kiedy już zaciągnąłem Cheeky pod to drzewo, lało jakby ktoś wylewał wodę z wielkiego wiadra, oraz... no cóż. Grzmiało. Co chwila niebo przeszywała błyskawica. Miałem ochotę znaleźć tą zjawę, i jej/jemu przywalić. Co dla mnie i dla niego skończyło by się bez szwanku, bo to przecież zjawa. Po chwili położyłem się obok wadery kładąc głowę na łapach. Po chwili usnąłem.

< Cheeky? >

Od Cheeky CD Iwo

Staliśmy teraz przed wielką 'niby bramą'... Dokładnie był to czekoladowy półokrągły blok. Weszliśmy przez bramę i nagle... wiem, że wyda się to dziwne, ale... wszystko stało się cukrowe... tak to było BARDZO dziwne
-Em... Iwo? Dziwne by było gdybym... poczęstowała się chmurką?
- Raczej nie...
No więc polecieliśmy w chmury i zjedliśmy kilka chmurek po czym zaczęło padać kakałko czyli deszcz. Powtórzę jeszcze raz. TAK WIEM, ŻE TO DZIWNE.
- No dobra. Koniec rozkoszowania się deszczem, chmurkami i tym całym... dziwactwem - powiedział Iwo - chodźmy szukać tego opiekuna.
- No dobra... - powiedziałam
- Okej... a więc to jest gdzieś... tam - krzyknął basior
Poszliśmy w stronę jeziorka z waty cukrowej. Przed nami był lasek z żelków. Matko Boska co tu tyle słodyczy? Jakaś słodka kraina... dosłownie...
- Daleko jeszcze? - mruknęłam zmęczona
- Troszeczkę...
<Iwo? Pomysłów brak>

Od Iwona do Cheeky

Huk to było najgorsze, co usłyszałem w tym dniu. Wybiegłem z jaskini. Winegry zaczęły demolkę. Nie wiem po co, ale ok. Jedna winegra spojrzała na mnie i wrzasnęła. Po chwili usłyszałem czyjeś myśli w mojej głowie. Szepty, mrożące krew w żyłach szepty. Zacząłem się zastanawiać, czy to się dzieje na serio, czy może Red dosypał mi czegoś do drinka.... Po chwili winegra zawyła z bólu i rozpłynęła się w powietrzu. Wszystkie inne popatrzyły w tamtą stronę z niepokojem i stały się jeszcze bardziej wściekłe. Z przerażenia. Szybko zapieczętowałem jaskinię i zwróciłem się do Pana Jaszczurki.
- MUSIMY DOSTARCZYĆ TE SZCZENIAKI!
- Przecież jeszcze się nawet nie urodziły. - mruknął
- Ale...
- ... Ale srale! - zawołał. - Ruchy! - po chwili ukazał się portal. Nie wiem jak duch uwięziony w książce może robić takie coś, ale się nie wtrącam.
- Co jest po drugiej stronie? - zapytała wadera.
- Miejsce, w którym mieszka opiekun. - warknął duch. - A teraz ruchy! - popatrzyłem na Cheeky. Mieliśmy takie samo zdanie. To NIE JEST dobry pomysł, ale innego wyboru nie było. Wadera już nabrała sił, zeszła ze swojego posłania i popatrzyła na portal.
- Na trzy. - mruknęła. - Raz, Dwa.... TRZY! - wskoczyliśmy do portalu zostawiając zrzędzącego Pana Jaszczurkę. Lednie przeskoczyliśmy przez portal, a już poczułem, jak wnętrzności zostały daleko w górze, a ja jestem daleko na dole. A czemu? Bo portal wychodził wysoko w chmurach. Po chwili zaczęliśmy spadać.

***

Zachowanie równowagi, zwłaszcza gdy jeszcze nie ogarnęło się co się dzieje, nie jest łatwe. A szczególnie kiedy spada się na plecach. Zdołałem się obrócić i teraz nurkowałem w dół. Cheeky poszła w moje ślady. Zahamowałem dopiero przy ziemi. Poczekałem na Cheeky. Gdy ta wylądowała zapytała.
- Gdzie my jesteśmy?
- Na terytorium tego opiekuna. - mruknąłem. - Ale jest tutaj za ładnie. - Przed nami wznosiła się wielka niby brama.

< Cheeky? Sorry, że tak długo >

od Avril C.D Judy

Gdy zobaczyłam jak Judy gdzieś szybko ode mnie ucieka, czym prędzej wzbiłam się w powietrze. Gdy już ją dogoniłam wylądowałam przed nią tym samym zagradzając jej drogę. Wadera spojrzała na mnie i najwidoczniej uświadomiła sobie, że mam skrzydła.
- Tak szybko ode mnie nie uciekniesz.- Po wypowiedzeniu tego wadera próbowała znów to zrobić. Gdy to zaułważyłam, używając swoich mocy ognia, zrobiłam ognisty okrąg wokół nas.Tylko ja mogłam sprawić, że zniknie. Teraz nie miała dokąd uciec. Była skazana na rozmowę ze mną.- A teraz mów o co ci chodzi.
Judy spojrzała na mnie z rezygnacją.

<Judy?>

29.04.2017

Od Cheeky CD Iwo

Gdy się obudziłam Iwo nie było w jaskini, ale byłam zbyt słaba aby polecieć go szukać. Po jakiś 15 minutach wleciał do jaskini.
- Nie wyglądasz najlepiej - powiedział ze zmartwieniem basior
- I nie najlepiej też się czuję... wszystko mnie boli...
- To nie jest najlepszy znak...
Miałam ochotę odpowiedzieć jakąś ripostą, ale nie miałam siły, co było naprawdę dziwne. Chciałam wstać, bo zauważyłam mapę na półce skalnej, ale wszystko mnie bolało, więc zapytałam tylko:
- Co to jest za mapa?
- Na niej jest zaznaczone miejsce, w którym mieszka ten cały opiekun.
W tej właśnie chwili do jaskini weszła Mel.
- Jak tam się miewamy? - zapytała z uśmiechem
- Jak mam być szczera... to nie najlepiej. Wszystko mnie boli.
- No tak... zwykle tak właśnie jest, ale niedługo powinno przejść. Zaznaczam POWINNO. Nic nie obiecuje.
No tak. Mel nie mogła mi niczego obiecać.
- Em... a jak długo będzie trwała ta moja 'ciąża'?
- Od tygodnia do dwóch tygodni, w miocie rodzi się od 3 szczeniąt, a przynajmniej jedno musisz oddać mistrzowi.
- No to teraz to już wiem wszystko. A jeszcze po ilu dniach będę miała oddać tego szczeniaka?
- Jak najwcześniej. Pamiętaj, że najprawdopodobniej będą to pół demony...
- Tak, tak pamiętam.
- Cheeky... mam pomysł - odezwał się Iwo
- Jaki?
- Pamiętasz tą jaszczurkę widmo no nie?
- No pamiętam...
- To może ja polecę po tą książkę i spróbujemy ją wywołać?
- No dobra tylko się pospiesz...
Iwo przeteleportował się w góry (o ile pamiętam tam była księga) i kilka minut później już był w mojej jaskini. Mel wyszło około 2 minuty temu, więc zostaliśmy sami. Po paru próbach przywołania naszego widmo w końcu pojawiła się ogromna jaszczurka
- O, to znowu wy
- Tak my... - powiedziałam
- Sprawa z winegrami rozwiązana?
- Można tak powiedzieć - odpowiedział Iwo
- Mówże jaśniej wilku - zniecierpliwiła się jaszczurka
- No więc - wtrąciłam się - powiem krótko duch mnie zapłodnił koniec kropka
- Co?
- No tak...
Ja przekręciłam się na drugi bok, a basior jeszcze chwilę gadał z jaszczurem. Nagle po za jaskinią wydobył się głośny huk...
<Iwo? Szybka jestem...>

Od Iwona do Cheeky

Gdy Cheeky poszła spać, ja zapieczętowałem jej jaskinię, przeteleportowałem się do biblioteki. Zacząłem szukać map. A zacząłem oczywiście od miejsca, gdzie były najbardziej zakurzone. W końcu znalazłem. Była to już zżółkła mapa z bardziej żółtymi plamami tu i ówdzie. Jak zobaczyłem, jaka odległość jest od naszej watahy do miejsca, gdzie mieszkał opiekun.... to mnie zamurowało. To było prawie na drugiej połowie kuli ziemskiej. Pięknie :S. Ale przecież można się tam teleportować, albo użyć jakiegoś portalu między wymiarowego. Po 2 godzinach wróciłam do jaskini wadery. Nadal leżała na swoim posłaniu. Mel powiedziała, że takie szczeniaki bardzo szybko się rozwijają. Czyli że co? Potem jeszcze coś wspomniała, że dalsze "wyjaśnienia" powie z czasem. Super. Mamy w watasze żywe USG. Położyłem mapę na półce skalnej i popatrzyłem na Cheeky. Spała spokojnie, co mnie uspokoiło. ... :S Zaczęło robić się ciemno. Znowu zmarnowałem cały dzień w bibliotece. Dzisiaj ulokowałem się w jaskini wadery. Nie było za wygodnie, ale co poradzić? Po pewnym czasie usnąłem. Pewnie miałbym piękne sny, gdyby nie to, że miałem koszmary. Wiem, masło maślane.  Śniły mi się rzeczy, których trudno opisać. W końcu nie wytrzymałem, albo mój mózg nie wytrzymał, i się gwałtownie obudziłem, przez co walnąłem głową o półkę skalną. No super. Właśnie robiło się widno, wschód słońca. Popatrzyłem odruchowo w stronę Cheeky. Wadera nadal spała. Wyszedłem cicho z jaskini i poleciałem w góry. Szybko znalazłem winegry, nie zrobiło to na nie wrażenia, natomiast to, że w środku był torturowany przez nie umarlak.... już mnie trochę zbiło z tropu. To tutaj on robi? Jęczał, kulił się i piszczał a oni na niego warczeli. Zrozumiałem kilka zdań.
1. Będzie dziedzic. Prawie wszystko gotowe
2. Dolina cieni za daleko
3. Portal
To wszystko, co udało mi się odszyfrować. Poleciałem z powrotem do Cheeky. Wadera już wstała i nie wyglądała najlepiej.

< Cheeky? Sorry, że tak długo >

Od Cheeky - Wataha Wilków Czarnej Perły

Za zgodą Alphy

Witam wszystkich bardzo serdecznie.
Chciałabym poinformować, że od niedawna mam swoją watahę, na którą serdecznie zapraszam:
Wataha Wilków Czarnej Perły - http://watahawilkowczarnejperly.blogspot.com/?m=1 <--- tutaj macie linka.
  Pozdrawiam Cheeky

Od Judy C.D Avril

Najpierw się lekko zaśmiałam, po czym zaczęłam śmiać jak wariatka.
- Kim ja jestem! Dobre. - znowu śmiech. - Judy z nudy. Mieszkam nieopodal, i mam w dupie, wszystko co powiesz.
- Jak na pierwszy raz spotkania z wilkiem, nie zachowujesz kultury.
- Nie ma takiego słowa w moim słowniku. - powiedziałam
- A możesz mi powiedzieć, skąd jesteś?
- Z daleka. To wszystko wyjaśnia, nie?
- Nie.
- Aha. Tu jest jakaś wataha, nie?
- No tak....
- No, to gdzie jest tutaj jakiś przywódca?
- Mamy alphe....
- No to marsz do niej, .... albo nie. Czekaj. Nic nie mów, że tutaj jestem
- Ale właśnie powiedziałaś...
- Ale to odwołałam.
- No tak. Tylko że...
- Dobra. Nic nie mów. Powiesz mi, jak się nazywa ta wataha?
- Wataha Mrocznych Skrzydeł ale...
- Dzięki. I... Pa! - powiedziałam szybko i uciekłam gdzie pieprz rośnie. ( czyli do mojej jaskini ) Nie miałam zamiaru na konflikty z watahą. Gdy byłam już przed wejściem do jaskini, drogę zablokowała mi wadera, którą spotkałam wcześniej... no tak. Ona ma skrzydła. Przeklęte skrzydła :S

< Avril? >

Od Avril C.D Judy


Po chwili zrozumiałam co się stało. Leżałam na jakimś wilku. Po paru minutach usłyszałam jak ktoś na mnie wrzeszczy. Trochę, ( a może nawet bardzo? ) się zdenerwowałam. Szybko zeszłam z wilka na którym leżałam. Gdy już to zrobiłam spojrzałam na niego. Była to wadera. Gdy się tak w nią wpatrywałam ona również to robiła tylko, że we mnie.
- Em... Hej...?- Trochę nie chętnie powiedziałam.
- Dlaczego na mnie wskoczyłaś?!- Wykrzykneła.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Nie chciałam.. Nie wiedziałam że tu stoisz! A tak schodząc z tematu... Kim jesteś? Nigdy wcześniej Cię tu nie wiedziałam.

<Judy? Sorry, że takie krótkie mam mało czasu.>

Od Cheeky CD Iwo

Byłam nieprzytomna... najprawdopodobniej leżałam w 'śpiączce' kilka dni i nie pamiętałam nic z dnia zdarzenia.
- O cześć Iwo. Co ty tutaj robisz?
- Siedzę przy tobie już kilka dni. Nareszcie się obudziłaś.
- Em... a co się stało?
- Powiem tak. Pamiętasz tą sprawę ze znikającymi winegrami?
- No tak, ale co to ma wspólnego z moją śpiączką?
- No więc sprawa jest rozwiązana...
- Tak? Znalazłeś szczeniaka?
- Nie... jakby to powiedzieć.... duch przeleciał... och jakże to okropnie brzmi... przez ofiarę...
- Mów przez kogo!
- Przez... - basior zaciął się - ciebie...
- CO?! Jak?!
- No więc duch wybrał za ofiarę jakąś małoletnią opiekunkę, więc skoczyłaś między ducha a waderę i wtedy przeleciał... będę się wystrzegał tego słowa... przez ciebie.
Byłam w totalnym szoku. Z jednej strony uratowałam komuś życie, a z drugiej zniszczyłam swoje.
- No dobra... stało się, ale kiedy te szczeniaki się urodzą i czy... ja... będę miała coś z... ducha?
- Z tymi pytaniami trzeba będzie zaczekać na Mel. Ona Ci pomoże i ja też będę cały czas przy tobie...
Byłam załamana... dobrze przynajmniej, że Iwo będzie przy mnie.
- Co z moją przyszłością, moimi szczeniakami, oczywiście te z własnej woli i nie z duchem...
- Cóż... tak jak mówiłem z tym trzeba czekać na Mel, która niedługo powinna się zjawić.
- Mam nadzieję, że to wszystko nie będzie trwało zbyt długo...
- Dobra gadanie gadaniem, ale teraz zjedz coś. Upolowałem ci kilka rzeczy, bo nie wiedziałem co zjesz.
Zjadłam więc tłustego królika i poszłam z powrotem spać.
<Iwo?>

Od Iwona do Cheeky

Drzewa! Te cholerne drzewa! Jedyne, co może powstrzymać taką zjawę, jest kamień runiczny. Och! Czemu ja na to nie wpadłem, kiedy byłem u Mel? Duch za cel wybrał jakąś młodą waderę, małolatę która zajmowała się szczeniakami. Zasyczało mi w uszach.
- Wybrał swój cel. - szepnąłem do Cheeky z grozą. Wadera patrzyła na ducha i przestraszoną waderę.
- Cheeky, o czym ty myślisz? - zapytałem. Wadera popatrzyła na mnie. W jej oczach było coś, co mi się nie podobało.
- Cheeky... - wadera w tym momencie, w którym duch chciał przelecieć przez ciało tej małolaty, ona skoczyła między niego a tą waderę, po czym upadła na trawę bezwładnie, gdy duch przez nią przeleciał.
- Cheeky! - krzyknąłem i do niej podbiegłem. Była nie przytomna.

***

Zaniosłem waderę do jej jaskini. Była zimna. Położyłem na jej posłaniu, przeteleportowałem, do jaskini Rodini, potem z nią do Mel, i z dwoma waderami z powrotem do jaskini Cheeky.
- Co się stało? - zapytała Rodinia podchodząc do niej.
- Zjawa... - powiedziałem i popatrzyłem na Mel. Szamanka przesłała mi porozumiewawcze spojrzenie. Wiedziała, o co chodzi. Zawsze popołudnia spędzała w bibliotece. Medyczka natomiast położyła łapę na czole Cheeky, po czym sprawdziła jej puls.
- Żyje, ale jest wykończona. Coś się jej stało? Ktoś wyciągnął z niej energię?
- To jest tajemnica. - odparłem. - Po prostu daj coś, no nie wiem. Jakieś leki. COKOLWIEK!
- No dobrze... ale.... - posłałem jej ostrzegawcze spojrzenie. Wadera postawiła na półce skalnej jakieś eliksiry, bandaże i fiolki. Podeszła do Cheeky, położyła łapę na jej oczach i przez chwilę tak na nią siedziała z zamkniętymi oczami. Gdy je otworzyła, nie miły już takiego blasku. No tak... jej moc.
- A teraz, mnie odholuj. - mruknęła zmęczonym głosem

***

Potem przez jakiś czas rozmawiałem z Mel. Powiedziała, że po takim duchu, najmniejsza ilość szczeniąt, to 3. Będą się rozwijały zbyt szybko. A po urodzeniu, będą znacznie silniejsze od innych. Na inne negocjacje jeszcze nie jest pora. Po istotnych informacjach przeteleportowałem ją do jej jaskini, a sam wróciłem do Cheeky i przy niej tak siedziałem. To było niebezpieczne, ale wykazała się odwagą.

< Cheeky? >

Od Cheeky CD Iwo

Kiedy się obudziłam nie było przy mnie Iwa, więc poszłam do jego jaskini z nadzieją, że go tam znajdę, ale nic takiego się nie stało. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że basior poleciał szukać szczeniaka. Ja musiałam się tylko chronić przed duchami. Stwierdziłam, że znów nie posłucham się Iwa i poszłam na poszukiwanie szczeniaka.
- Ciekawe gdzie jest teraz Iwo - pomyślałam
Nie zastanawiałam się nad tym długo, bo znalazłam się na polance, na której bardzo często bywają szczeniaki z innych watah. Były tam akurat trzy przedszkola, więc podeszłam.
- Em... dzień dobry - przywitałam się z opiekunką
- Dzień dobry moja droga. Czegoś potrzebujesz? - zapytała nauczycielka
- Tak.. jest mały problem, ale tego pani nie zrozumie..
Nagle zobaczyłam Iwo za drzewami polującego na najmłodszego szczeniaka.
- Ja... muszę już iść..
W tym czasie basior skoczył na szczeniaka, który zaczął piszczeć i się miotać. Nagle podeszła jakaś opiekunka i zaczęła się na niego wydzierać, że jak on może polować na jej szczeniaka i tak dalej. W tej chwili do akcji wkroczyłam ja.
- Cheeky co ty tu robisz?!
- No bo ja... chciałam pomóc
- Prosiłem cię żebyś została w jaskini!
- No tak, ale tam było tak nudno...
- Dobra. Nie ważne...
W pewnym momencie nad nami zaczął krążyć jakiś duch
- Kryć się, szybko!!! - krzyczał Iwo
Wszyscy schowali pod drzewami.
<Iwo? Co z tym duchem?>

Od Iwona do Cheeky

- Panie jaszczur. - odezwałem się.
- Tak?
- Ale jeżeli to widmo się będzie zjawiało za waderami.
- To zły znak. - odparł ze spokojem Pan Jaszczurka.
- Jak będzie się tutaj kręcił koło wader.. - warknąłem. - to.....
- Zaraz, a co on może zrobić waderze? - zapytała z niepokojem Cheeky
- Obiecujesz, że nie będziesz się trząść, nie dostaniesz padaczki, albo nie zaczniesz się drzeć?
- Tego nie mogę obiecać.
- No dobra. Jeżeli taka zjawa przepłynie przez waderę, to ją po prostu zapłodni.
- CO?! - wrzasnęła. Zakryłem jej szybko usta łapą. Winegry popatrzyły się w naszą stronę.
- Ciiiichooo.... - szepnąłem. - Będziesz spokojna? - Wadera powoli pokręciła głową.
- Szczeniaki od takiej wadery mogą być demonami, w połowie demonami, albo ewentualnie ale to zdarza się rzadko, całkowicie normalne, tylko z małą częścią demona.
- Mało pocieszające. - mruknęła Cheeky
- Wiem, ale...
- Ale, srale. - mruknął Pan jaszczurka. - Szczeniaka znaleźć trzeba.
- Ej, ale jeżeli winegry będą znikać, to ich po prostu nie będzie. Wataha będzie miała od nich spokój
- Ech... to tak nie działa. Winegry to wytwory umysłów wilków. Pamięć o nich zawsze pozostanie. Będą się tworzyć z myśli, strachu i niknącej nadziei. A jeżeli nie dostarczą następcy ich opiekuna... no cóż. Sam nas " odwiedzi" zabierając każde szczenie i zabijając pozostałych.
- Nie pocieszające.
- Ale tak się stanie, jeżeli winegry nie dostarczą szczeniaka. - Cheeky jęknęła. Popatrzyła w dal i tak już patrzyła. No w sumie nie dziwie jej się. Za mało jednak przeżyła. Zaczęło robić się ciemno. Świetnie, straciliśmy cały dzień. Miałem pewien plan. Zamknąłem księgę i powiedziałem do wadery.
- Chodź do jaskini. Tam omówimy sprawę.

***

Gdy wróciliśmy usiadłem na przeciwko wadery i powiedziałem.
- Jutro wyruszam na poszukiwanie szczeniaka. - powiedziałem. - Muszę go dostarczyć winegrą, a one muszą zanieść go do ich opiekuna. - wadera zmierzyła mnie wzrokiem.
- Chyba " musimy"
- O nie moja panno. Ty tutaj zostajesz.
- Chyba żartujesz.
- Niby czemu miałbym żartować? - zapytałem.
- Ale....
- Słuchaj starszych, a nie zbłądzisz. - zaśmiałem się. - a teraz idź spać. Jutro mnie tutaj nie będzie. - powiedziałem i wyleciałem z jaskini.

~ nazajutrz ~

Stałem na zewnątrz mojej jaskini. Na szyi miałem zawieszony nie tylko medalion, ale też eliksiry i tp. Popatrzyłem w niebo i wzbiłem się w powietrze. Po drodze wstąpiłem do jaskini Cheeky. Spała. W sumie to i dobrze. Poleciałem dalej, na poszukiwanie szczeniaka.

< Cheeky? Pomysł >

Od Cheeky CD Iwo

Tak więc poszliśmy na zwiady. Poszliśmy w góry, aby sprawdzić czy winegry dalej tam są.
~~w górach~~
W wyżłobieniu gór było z 8 winegr, które najprawdopodobniej rozmyślały skąd wziąć szczeniaka do 3 dnia życia. W pewnym momencie jedna winegra się rozpłyneła. Iwo spojrzał na mnie pytającym spojrzeniem, tak samo jak ja na niego. Wzięliśmy księgę, z której ostatnio 'pojawiła' się jaszczurka widmo. Przez około 5 minut próbowaliśmy przywołać to... coś. W końcu po dziesięciu minutach pojawiła się jaszczurka.
- Czego znowu chcecie?
- No tak... my w tej samej sprawie. Nie mamy pojęcia skąd wziąć szczeniaka... - wyjaśnił Iwo
- Ach... to jest już wasza sprawa... ale wiem, że jeżeli winegry w przeciągu następnego tygodnia nie dostarczą mistrzowi szczeniaka to zacznie on porywać wadery z najbliższej watahy, a że wasza jest najbliżej... cóż musicie się pilnować.
W tym właśnie zaczęłam panikować... w końcu byłam waderą. Iwo próbował mnie uspokoić, ale na marne...
- A więc mogę być pod ostrzałem? - zapytałam niepewnie
- Tego zaprzeczyć nie mogę - odpowiedział jaszczur
Po tych słowach zaczęłam panikować jeszcze bardziej.
- No więc musimy skombinować tego szczeniaka - powiedział Iwo
- To jest akurat pewne - powiedział widmo
- Em... ok, a co z tym złym widmo?
- Jakim złym widmo?
- No z tym co się nad nami kręcił kilka dni temu...
- A no tak... jego mocno się wystrzegajcie...
<Iwo? Mi akurat wena dopisuje xD>

Od Judy do kogoś

Chodzenie mnie trochę znudziło. Chodzenie, i uważanie, by nie wpaść przypadkowo na jakiś portal. Spodobało mi się tutaj, i nie miałam zamiaru się nigdzie wybierać. Zaczęłam krążyć po wodospadach, polanach, aż w końcu znalazłam jakąś jaskinię. No... nie do końca jaskinię. Pośrodku rosło ogromne drzewo, wydrążone od środka w dziwny sposób. Ktoś tutaj już mieszkał, ale pewnie nie żyje. ( Aaaa.... więc to chyba jego kości, widziałam przy wejściu! ) Zamieszkałam tam. Po paru dniach zaczęłam się oswajać z terenem, ale niepokoiło mnie to, że ciągle czułam zapach wilków. Wataha? To dlaczego nie widziałam żadnego wilka? W końcu wyszłam i poszłam na polowanie. Po paru minutach, coś poruszyło się w lesie. Odwróciłam głowę i... jakiś wilk wskoczył na mnie powalając na trawę.
- ZŁAŹ ZE MNIE TY POKRYTY FUTREM KAWALE MIĘSA! - wrzasnęłam. Czy to było mądre? No oczywiście, że nie. Ale nie pozwolę, by jakiś wilk mnie tak przygwarzgżał do ziemi.

< ktoś?>

Od Iwona do Cheeky

Szaman? No, zawsze i wszędzie. Mieliśmy jednego szamana, którego już znałem. A, przepraszam. Szamankę.
- No, to idziemy do Mel. - powiedziałem z uśmiechem. Cheeky zmarszczyła brwi.
- Czy to przypadkowo nie jest lek?
- Co? Nie. Idziemy do Melpomeny.
- Aha..... nie znam. - Uśmiechnąłem się.
- Nie szkodzi.

***

Po chwili byliśmy pod jaskinią mojej starej znajomej. Można by ją tak nazwać?
- Meeellll!- zawołałem do środka jaskini. - Przybywam! - po chwili z jaskini wyłoniła się wadera z mnóstwem dredów.
- O, hej Iwo. - popatrzyła na Cheeky. - A Ciebie nie znam
- Ja.... no... Cheeky jestem.
- Aha, miło poznać. Melpomena jestem. Dobra. A teraz w czym mogę służyć?
- Chodzi o winegry, duchy i...
- Duchy. Mam dość duchów. - mruknęła Mel. Wiedziałem o co jej chodzi.
- Dobra. Możemy wejść? - zapytałem. Wadera odsłoniła wejście, jako znak zgody.

***

Gdy opowiedzieliśmy jej, co się dzieje, ona tylko pokiwała w zamyśleniu głową, dała nam jakąś książkę, zapieczętowała jaskinię i wybiegła po zioła. My zostaliśmy z księgą na zewnątrz, po czym polecieliśmy z nią do biblioteki, z biblioteki wzięliśmy rady od Mel i... tyle. Wadera miała jakąś naglącą i bardzo ważną sprawę do załatwienia. To wszystko zajęło nam dużo czasu. Było już południe.
- Wiesz co? - zwróciłem się do Cheeky.
- Chmm?
- Chyba powinniśmy iść na zwiady.
- Nie jestem zwiadowcą.
- Wiem, ale tutaj chodzi o winegry.

< Cheeky? Pomysłów brak >

Nowy basior! Dante



- Twój adres e-mail albo nick na Howrse: kira.canes@gmail.com
- Imię: Dante
- Wiek: 3 lata i kilka miesięcy
- Płeć: Basior
- Żywioł: Ból
- Stanowisko: Wojownik
- Cechy fizyczne: Wytrzymały wilk obdarzony wyostrzonym wzrokiem i słuchem. Bardzo silny i wytrzymały.
- Cechy Charakteru: Nieugięty, niezłomny, odważny. Umie się podporządkować, jednak czasami robi to niechętnie. Ojciec nauczył go posłuszeństwa wobec innych;
- Cechy szczególne: Jego oczy zmieniają kolor w zależności od emocji. Gdy jest wściekły stają się bardzo ciemne.
- Lubi: Kontrolowanie Iliacoste
- Nie lubi: Przeciwstawiania się mu
- Boi się: Niczego
- Moce: Sprawia ból za pomocą siły woli
- Historia: Był drugim w kolejności synem Alfy watahy Wiecznego Płomienia. Jego brat miał zagwarantować pokój między watahą Wiecznego Płomienia, a watahą Białego Kła dzięki małżeństwu z siostrą Iliacoste - Katrin. Gdy wilczyca ucieka, a jego brat rusza na poszukiwania to Dante musi sparować się z Iliacoste. Ceremonia została przesunięta by przyszła para Alfa mogła do siebie przywyknąć. Z dnia na dzień Dante staje się coraz bardziej zaborczy w stosunku do wilczycy, która w końcu ucieka. Rozwścieczony Dante rusza jej śladem. Coste wymyka się mu, nie dając się złapać. Po jakimś czasie wilk gubi ślad. Po kilku miesiącach wędrówki ponownie czuje zapach ukochanej. Zaintrygowany, a zarazem wściekły rusza jej tropem trafiając na terytorium watahy Mrocznych Skrzydeł. Postanawia odzyskać Iliacoste i być z nią (za każdą cenę, nawet jeśli ona nie wyrazu zgody).
- Zauroczenie: W Iliacoste (Ona tego nie odwzajemnia)
- Partnerka: Na chwilę obecną nie ma;
- Szczeniaki: Nie ma;
- Jaskinia: Link
- Amulet: Link
- Coins: 0
- Towarzysz: Nie ma
- Rzeczy ze sklepiku: 0
- Rzeczy znalezione w op: 0
- Dodatkowe informacje: Nieugięty, wytrwały, wredny. Dąży do celu niezależnie od ceny. Prawie nigdy nie spuszcza wzroku.
- Umiejętności:
: Siła: 200
: Zręczność:100
: Wiedza:100
: Spryt:100
: Zwinność:100
: Szybkość: 100
: Mana: 100

Od Mateo CD Hakori


Jeże....? Co to jeże? Nagły błysk świadomości i wiedziałem już wszystko. Skuliłem się, a potem uciekłem. Nigdy nie potrafiłem zwijać się w kulkę, więc rodzeństwo się ze mnie śmiało. Ale przynajmniej byli. Nie to, co tu...
Wtedy uświadomiłem sobie, że już nie biegnę, tylko idę spacerkiem. Próbowałem odnowić w sobie ten stary strach, który kazał mi gnać przed siebie, ale nie udało się. Podniosłem więc oczy i zobaczyłem tamtego szczeniaka, który gapił się na mnie jak na wariata. Miałem przeczucie, że nie ostatni raz.
-Nie jedz mnie.-wydusiłem, choć zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
-Eeee...Spoko? Po co miałbym cię jeść?-zapytał z lekkim zdziwieniem. - Przecież jesteś wilkiem. Byłbym kanibalem!
-Wilkiem? Chyba mnie z kimś pomyliłeś. Ja....- wtedy coś mnie uderzyło. Zawsze byłem inny. Matka mówiła, że to urocze.. Inny, inny!
Gnany nagłym impulsem popędziłem w stronę rzeki. Nieznajomy pobiegł za mną, ale prawie tego nie zauważałem. Spojrzałem w dół, na nasze odbicia. Ja i on... Byliśmy tacy sami! Różniliśmy się kolorem, wielkością, ale..
Nagle straciłem przytomność.
<Hak?>

28.04.2017

Nowa wadera! Iliacoste



- Twój adres e-mail albo nick na Howrse: syriusz.black1998@gmail.com
- Imię: Iliacoste (w skrócie: "Ilias" lub "Coste", choć woli to drugie)
- Wiek: 3 lata
- Płeć: Wadera
- Żywioł: Umysł
- stanowisko: Psycholog (jeśli można - jeśli nie: kapłanka)
- Cechy fizyczne: Szybka, zwinna. Potrafi dość długo biec jeśli
zajdzie taka potrzeba, ma doskonały słuch i węch.
- Cechy Charakteru: Gdy trafia do watahy Mrocznych Skrzydeł jest
uderzająco spokojna i opanowana, bardzo cicha. Właściwie nie ma
własnego zdania. Można powiedzieć, że boi się nowych wilków, stara się
jednak tego nie okazywać. Nie lubi mówić o swojej przeszłości.
- Cechy szczególne: Właściwie nigdy nie patrzy innym wilkom w oczy.
Unika tego jak tylko się da. Mimo jej zachowania sposób poruszania się
Iliacoste przywodzi na myśl wilczycę wychowywaną na Alfę.
- Lubi: Słońce, obecność lasu, ciszę i śpiew ptaków, góry i spokój...
- Nie lubi: Przesadnej samotności, ani wielkich zgromadzeń.
- Boi się: Bezradności, ograniczeń, osaczenia, przeszłości;
- Moce: Kiedyś opanowała do perfekcji telekinezę (przenoszenie
przedmiotów mocą umysłu) jednak przez wydarzenia z przeszłości, które
odcisnęły się piętnem na jej psychice - większość umiejętności
związanych z żywiołem pozostaje poza jej zasięgiem.
- Historia: Należała do watahy Białego Kła graniczącej z watahą
Wiecznego Płomienia. Między tymi dwiema watahami od trzech pokoleń
panowała wojna. Przerwać ją miało małżeństwo przyszłych Alf - siostry
Iliacoste - Katrin - i Veriana. Katrin nie chcąc wiązać się z Verianem
opuściła tereny watahy dzień przed ceremonią. Verian nie chcąc żyć bez
wilczycy, którą kochał wyruszył by ją odnaleźć. Obowiązek zawiązania
pokoju między watahami spadł na Iliacoste i brata Veriana - Dantego...
Nigdy już nie widziała ani Katrin, ani Veriana... To co działo się
potem pozostaje tajemnicą skrywaną przez Iliacoste. Jedyne co
zdradziła to fakt, że przez długi czas wędrowała obawiając się zbliżać
do terenów zajętych przez inne watahy. Trudy wędrówki i osłabienie
zmusiły wilczycę do wejścia na teren Watahy Mrocznych Skrzydeł...
- Zauroczenie: Jak na razie nie. Została zbyt bardzo skrzywdzona.
- Głos: ( nie obowiązkowy. Nazwa piosenki )
- Partner: Może kiedyś będzie... Kiedyś gdy Iliacoste będzie na to gotowa...
- Szczeniaki: Na razie nie jest na to gotowa, po zatem nie ma z kim.
Marzy o szczeniętach.
- Jaskinia: Link
- Amulet: (widoczny na głównym zdjęciu)
- Coins: 0
- Towarzysz: Nie ma
- Inne zdjęcia: brak.
- Rzeczy ze sklepiku: 0
- Rzeczy znalezione w op: 0
- Dodatkowe informacje: Kiedyś nie była taka cicha i spokojna, a jej charakter
- Umiejętności:
: Siła: 45
: Zręczność: 100
: Wiedza: 135
: Spryt: 100
: Zwinność: 200
: Szybkość: 200
: Mana: (20) Dość wolno, żadna z niej wojowniczka;

Od Cheeky CD Iwo

Byłam... zadowolona! Okazało się, że Iwo mnie nie odrzucił. Poczułam ulgę. Rano obudziłam się troszkę późno, a to przynajmniej zrozumiałam z wypowiedzi Iwona.
- Czyli, że co teraz będzie - zapytałam niepewnie - to znaczy między nami...
- Narazie nie jestem pewien. Raczej przyjaciółmi nie zostaniemy, bo wyznałaś mi miłość, na którą ja się zgodziłem. A teraz zjedz tego królika.
Uśmiechnęłam się tylko i zaczęłam jeść królika, którego przyniósł mi Iwo.
- A tak w ogóle to gdzie my jesteśmy?
- Em... na polance.
- Aha.
No więc siedziałam sobie z moim partnerem? Przyjacielem? Nie wiem. Wtuliłam się w Iwona.
- Dziękuję - wyszeptałam
- Nie ma za co - usłyszałam w odpowiedzi
- Kocham Cię Iwo - wyznałam
Sama się zdziwiłam, że ośmieliłam się to powiedzieć. Jako odpowiedź Iwo objął mnie skrzydłem i wyszeptał:
- Ja Ciebie też...
Cóż. To zdarzenie można uznać za dziwne, albo romantyczne. Zależy. Ja tam uznałam, że to była najpiękniejsza chwila w moim życiu.
~~*~~
- Chodźmy. Wracajmy już do watahy - zaproponowałam
- Okej.
Stwierdziliśmy, że milej byłoby się przejść, bo przed nami był lasek. Szliśmy rozmawiając o tym co zaszło, o tym co będzie i o... winegrach i mieszańcach. Kiedy doszliśmy do watahy wpadłam na pomysł, aby zgłosić to zajście Lii, ale Iwo wolał jeszcze poczekać. Nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć w ciągu tych kilku następnych dni. Rozumiem go ja też bym poczekała.
- Em... dobra co z nami to już wiadomo, a co z tymi winegrami? W końcu musimy zająć się tymi szczeniakami, mistrzem i w ogóle...
- No tak... zapomniałem o tym. Trzeba będzie zapytać... kogoś o pomoc. Najlepiej szamana, bo on się na tym zna.
<Iwo? Co będzie z nami?>

Od Iwona do Cheeky

Przez chwilę stałem zamurowany, wpatrując się w falującą wodę, na której unosiło się piórko Cheeky. W ciągu całego mojego życia, miałem tylko 1 miłość, ale nic z tego nie wyszło. Popatrzyłem w chmury, zaczął wyłaniać się księżyc... w sumie.... rozpostarłem skrzydła i wzleciałem w górę. Przyspieszyłem i dogoniłem Cheeky. Popatrzyła na mnie swoimi zielonymi, pełnymi dziwnego blasku oczami. 
- Można by zobaczyć... - zacząłem. W sumie to zabrakło mi zasobu słów. 
- Czyli że.... - Cheeky zniżyła lot i teraz siedzieliśmy na jakimś niby moście w jaskiniach dziurawych..
- Z tego może coś wyjść. - powiedziałem. Wadera uśmiechnęła się i wtuliła w moją sierść po czym zamknęła oczy. Pewnie chciało się jej spać... nie dziwię się. W końcu obudziłem ją o 2 w nocy. Przez chwilę nie za bardzo wiedziałem co zrobić... w końcu otuliłem ją skrzydłem. To wystarczyło... na razie. Uniosłem oczy ku niebu. Z daleka usłyszałem znajomy wrzask mieszańca. Potwory... prędzej czy później trzeba będzie się z nimi zmierzyć. 

***

Rano przemieściłem śpiącą waderę na zimowy mech a ja sam poszedłem na polowanie. Gdy wróciłem, wadera siedziała i patrzyła w dal. 
- Coś zaspałaś. - zaśmiałem się. 
- Coś tutaj dziwnie. - mruknęła wadera.
- Ech... chcesz zająca?

< Cheeky? >

Od Hakori do... (?) Mateuszka

Jeszcze dwa kroki i... Hop! Złapałem mysz mocno, ale co to był za problem dla myszy? Wyślizgnęła się spod łap ta podła, szara kreatura i z piskiem uciekła gdzieś w trawę.
-Niech to! Znowu!- krzyknąłem poirytowany.
-Co znowu? - odezwał się ktoś za moimi plecami.
-Ooo, heeeeej...-ziewnąłem. No co, zmęczony tym polowaniem byłem. Odwróciłem się o.. do tyłu i zobaczyłem basiora, mniej więcej w moim wieku, czarnego.Był jakiś taki... skulony, a tuptał jak jeż po suchej ziemi.
-Czemu krzyczałeś?- zapytał.
-Bo.. nie udało mi się złapać tej myszy, którą chciałem.
-A.. czy nie mogłeś złapać innej? Skoro tamtej nie mogłeś, to złap drugą.
-Eee tam, myszy są nudne.. może złapię..zająca?- myślałem głośno.- Nie, zające zbyt dobrze słyszą.. Kaczka potrafi latać, tak jak w sumie każdy ptak... Już wiem! Złapię jeża! Jeże mają barrdzo ergonomiczny kształt, są miękkie, kolczaste.. Co mi tam, najwyżej trochę się pokłuję, ale będę miał satys..- To głośne myślenie przerwał mi basior.
-To może...ja już pójdę?- w jego oczach widziałem lęk. Czemu się bał? Odwróciłem się powoli do tyłu, żeby spojrzeć za siebie (logika), ale nic specjalnego nie ujrzałem. W tym czasie czarny basior zaczął biec.
-Ej, poczekaj!- krzyknąłem.- Czemu uciekasz?
I zacząłem go gonić.. a może uciekałem razem z nim?
-Jesteś.. jeżem.. czy.. co?- krzyczałem między oddechami.
-Nie, ale.. ale.. kolczatką!
Wariat jakiś.
<Masz te uszko?>

Od Cheeky CD Iwo

Byłam troszkę zła na basiora za to, że mnie wybudził z mojego pięknego snu, ale było coś o czym chciałam mu od dawna powiedzieć, a sam na sam z Iwonem przy wodopoju... tak to będzie idealna chwila.
-A więc... Co robiłeś, że aż tak Ci się nudzi?
-Em... stałem na nocnej straży jak co dzień, ale tam nie ma nic do roboty no i przyszedłem do ciebie.
-No tak. I z tej właśnie przyczyny wybudziłeś mnie ze snu... - powiedziałam - może to i lepiej - dodałam pod nosem
-Co?
-Nie, nic. Gdzie był ten wodopój? A tak, tam.
-No tak... z tym budzeniem cię to nie był najlepszy pomysł...
-Chem? Mówiłeś coś?
-A nie, nic ważnego...
Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu, a ja zastanawiałam się tylko jak powiedzieć mu te dwa magiczne słowa. Nie miałam ŻADNEGO pomysłu. Nic, totalna pustka.
~~*~~
Zdecydowanie w ciszy idzie się do wodopoju znacznie dłużej niż rozmawiając. Kiedy doszliśmy już na miejsce wskoczyłam do wody, aby się odświeżyć. Iwo zrobił to samo.
-Wiesz... muszę Ci coś powiedzieć...
-Tak? -zapytał Iwo
-No więc. Nie znamy się od dawna, jak zapewne dobrze wiesz, ale jest coś w tobie takiego... no. I uratowałeś mi... a z resztą co ja się będę trudzić...
-Nie, nie. Mów dalej - odparł Iwo
-No uratowałeś mi życie - ciągnęłam dalej - i... no...
Bardzo trudno mi się było wysłowić, ale w końcu wymruczałam:
-No... Kocham Cię i tyle.
Basior popatrzył na mnie ze zdziwieniem, jak by nie usłyszał. Bałam się, że mnie odrzuci, więc tylko poszybowałam w chmury, aby być sama. Po nie długiej chwili między chmurami zobaczyłam także Iwo.
<Iwo? Co ty na to?>

Od Iwona do Cheeky

Owszem. Inne szczeniaki z innej watahy? Mogą być ale.... przecież jeszcze można na kogoś nasłać ducha. W tedy były by dzieci demony. :S Albo przynajmniej szczeniaki pół demony. Popatrzyłem na Cheeky. Ofiarą takiego ducha może być każda wadera.
- Co się tak gapisz?
- Co? Ja w cale się nie....
- Daruj sobie tłumaczenia. - powiedziałam wadera ze wzrokiem mówiącym ,, ja wygrałam. Ty się zamknij"
- Echm..... - mruknąłem i popatrzyłem w niebo. Robiło się ciemno. - Ja już muszę lecieć. - Jak powiedziałem, tak też zrobiłem. Robiłem jako strażnik nocny, a że się ciemniło... musiałem zająć swoje stanowisko, i coś zjeść.

***

Latanie po terenach w nocy jest.... nudne. A szczególnie w tedy, gdy dzieje się NIC. Po pewnym czasie przysiadłem na gałęzi. Niebo było zachmurzone. Nie było widać gwiazd, za to nie było zimnego wiatru... no, prawie wogóle nie było. W końcu nie wytrzymałem. Nudy były zbyt wielkie, więc mimo, że była 2 w nocy poleciałem tam, gdzie pierwszy raz pomyślałem. Po chwili byłem już przed jaskinią Cheeky,.
- Haloooo! - zawołałem w głąb. Po chwili z mroku wyłoniła się znajoma mi twarz zaspanej wadery.
- Czego....
- Nudzi mi się.
- I po to mnie budziłeś?
- No....
- Dobra, chodź, bo mnie zaraz coś trafi. - mruknęła wadera, wyszła z jaskini i zaczęła iść w stronę łąki.
- Eeeee.... gdzie ty idziesz?
- Chem? Co? A.... no tak. Do wodopoju w tamtą stronę. - mruknęła, zrobiła obrót i poszła w drugą stronę... Chyba serio nie powinienem jej budzić.

< Cheeky? Coś mi się nudzi. >

Od Katrin do Demona

O co mu tak właściwie chodziło? Tego nie wiedziałam. Wpatrywałam się w zachód słońca, po czym popatrzyłam na Demona.
- Nic nie rozumiem. - powiedziałam.
- Otóż.... ja no,..... jestem....
- ?
- W połowie demonem. - powiedział szybko i odwrócił głowę. - To jakby dziedzictwo. Mam w krwi geny demona. Jeżeli nie chcesz się ze mną zadawać... zrozumiem to. - Przez chwilę siedziałam cicho, po czym się roześmiałam. Basior ze zdumienia odwrócił głowę i popatrzył na mnie.
- Myślałeś, że Cię tutaj tak zostawię, i będę unikać?
- No.... - uśmiechnęłam się i go pocałowałam trochę chyba zawstydzając, bo pomimo futra, przynajmniej w po jego oczach było widać, że się czerwieni.
- To ja idę do szczeniaków. - powiedziałam wstając. - Chyba jakieś wilki zgłosiły się na opiekunów, więc będę miała pomoc.
- Ta.... e... no... cześć. - Wyjąkał basior. Ja tylko się uśmiechnęłam i wróciłam do jaskini szczeniaków. Zgłosiły się dwa wilki. Basior Yukiya i wadera Mirana. Do szczeniaków dołączył nowy basior o imieniu Mateo. Szczeniaki ucieszyły się z nowego szczeniaka. Z opiekunów.... nie za bardzo, ale musiały się przyzwyczaić.

***
W następny dzień nigdzie nie mogłam znaleźć Demona. Co on? Pod ziemię się zapadł? W końcu znalazłam go koło wodospadu. Podeszłam do niego po cichu i odezwałam się.
- Cześć. - basior wzdrygnął się i popatrzył na mnie.
- Oducz się straszyć innych. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- To trudne zadanie. - powiedziałam i usiadłam obok niego.

< Demon? Wena u mnie w dobrym stanie >

27.04.2017

Nowy szczeniak! Mateo



- Twój nick: kotik
- Imię: Mateo
- Wiek: 1 rok
- Płeć: basior
- Cechy fizyczne: Mateo jest dość szybki i zwinny. Umie dobrze pływać. Przez puchate futerko wygląda na silniejszego, niż jest w rzeczywistości-był jednym z najsłabszych w miocie.
- Cechy Charakteru: Mateo jest raczej samotnikem, ma małe problemy w kontaktach międzywilczych (jak to napisać?), co nie oznacza jednak, że jest wiecznie smutny. Przeciwnie, jest wielkim optymistą. Często się zamyśla, co w jego przypadku oznacza nagłe "zawieszenie się", czasem w pół słowa. Oczywiście, można z nim normalnie porozmawiać - przecież nie robi tego co pół sekundy.
- Lubi: rozmyślać, motyle, żuczki, stawy, jeziora i wszelką wodę (szczególnie wodospady), skakać po gałęziach drzew, jego ulubionym daniem są przepiórcze jajka
- Nie lubi: ludzi, wtrącających się wilków, zadań domowych z historii
- Boi się:cierpi na koumpounofobię, boi się także przygniecenia gałęzią
- Historia: urodził się w Australii, w watasze, w której wszystkie wilki miały jeden kolor- jeden był cały czerwony, inny caly zielony itp. Urodzenie się czarnego wilka uznawano za zwiastun pecha, więc został porzucony. Znalazły go i wychowała rodzina kolczatek. Przez cały czas myślał, że też jest kolczatką (dlatego teraz ma lekkie problemy z prowadzeniem normalnej rozmowy). Jednak pewnego razu kolczatki pokłuły go przypadkowo kolcami, a on stracił przytomność. Nie pamięta, co się potem stało, ale gdy się zbudził, był w zupełnie innej strefie klimatycznej, otoczony innymi zwierzętami i roślinami. Na szczęście trafił do tej watahy.
- Głos: ciężko opisać, ale dość dziecięcy, miły, trochę wysoki jak na basiora (ale nie jakiś piskliwy).
- Jaskinia: mieszka sam w jakiejś norze po zającach, bo przypomina mu dom kolczatek
- Towarzysz: na razie brak

Od Cheeky CD Iwo

No i zostaliśmy sami. To znaczy ja, Iwo, księga i kilka winegr. Wlepiłam swoje wielkie pytające gały w Iwona, jakbym oczekiwała opowiedzenia tego co właśnie zaszło. Po chwili tej okropnie przerażającej ciszy powiedziałam:
-No więc wiemy już dlaczego winegry się rozpływają, ale CO my mamy z tym zrobić?
-No tego to ja akurat nie wiem, ale wiemy, że potwory zalegają z dostarczaniem szczeniaków mistrzowi, a szczeniaki z NASZEJ watahy się nie zaliczają, bo mają od dwóch tygodni wzwyż.
-No tak.... jest jedna opcja...
-A mianowicie? - zapytał mnie Iwo
-No więc można by podprowadzić jakieś szczenię z innej watahy i im podrzucić - powiedziałam dumna z tego, że cokolwiek wymyśliłam.
Dostałam natomiast pytające spojrzenie Iwa.
-Ty masz coś jeszcze w tej główce? Bo to jest najgorszy pomysł jaki słyszałem. Jak można jakiejś młodej parze uprowadzić dziecko?!
Stałam więc w milczeniu, aby nie denerwować basiora.
-No to żadnego pomysłu już nie mam - wymruczałam wreszcie.
-Szczerze mówiąc to ja też.
Próbowaliśmy jeszcze przez jakiś czas przywołać tą jaszczurkę widmo, ale ona najwyraźniej nie chciała z nami współpracować. Mruczałam coś pod nosem, ale to co mówiłam kompletnie nie miało sensu, bo próbowałam wymyśleć coś z tym szczeniakiem. Miałam totalną pustkę w głowie, a to samo można było wyczytać z nerwowego chodzenia dookoła i mruczenia 'myśl, myśl, myśl' Iwa.
-Masz jakiś pomysł? - zapytał po chwili jakże niezręcznej ciszy
-Nie. Nic. Pustka w głowie.
Jakoś nie bardzo zdziwiło to basiora. Mnie zresztą też.
-Dlaczego akurat teraz nie mogę niczego wymyśleć? - zapytałam sama siebie - Może Lia coś wymyśli?
-Lepiej nie mieszać w to nikogo z watahy...
< Iwo? Przepraszam, że takie krótkie, ale no. >

Od Iwona do Cheeky

Winegry gdzieś uciekły w czasie, gdy my przeszukiwaliśmy księgę. Wreszcie gdzieś na środku zobaczyłem znajome pismo. Zacząłem czytać. Po minie Cheeky mogłem się domyślić, że nic nie rozumiała. Nie dziwię się. Gdy zakończyłem pierwszy wers nad kartkami zaczęła gromadzić się błękitna mgiełka. Niby dym. Po chwili uformował się w... jaszczurkę. 
- Witam. - powiedział. Cheeky wydała z siebie zduszony okrzyk. 
- To mówi.
- A dlaczegoż miałbym nie mówić? 
- No bo....
- Och! Wy i te wasze wymówki! - zawołał duch i na jego głowie pojawił się równie widmowy jak on sam kapelusik. 
- Ech.... wybacz, ale my chcieliśmy się czegoś dowiedzieć o winegrach a nie o.... jaszczurkach widmo. - mruknąłem
- Co? - Pan jaszczurka wyglądał przez chwilę na urażonego. - Ach, Ach! No tak. Zapomniałem. Winegry... przecież po to tutaj zostałem zamknięty. - odchrząknął. - A więc tak. O co chodzi?
- Możesz mi powiedzieć, o co chodzi z.... " rozpływaniem " się winegr w powietrzu, jakimś ich mistrzu i parze w watasze?
- Rozpływanie się w powietrzu? Mistrz? To jest bardzo łatwe! - Cheeky wbiła w niego wyczekująco wzrok - E.... no tak. A więc, winegry jak prawie każde inne stworzenie ma swojego opiekuna, króla, mistrza, ojca, matkę...
- Dobra, dobra, rozumiemy. - przerwałem mu. 
- Chcesz słuchać czy nie?
- Tak ale... 
- No więc usadów swój szanowny tyłek na ziemi i słuchaj! - popatrzyłem na niego z naburmuszeniem ale się zamknąłem. - Jeżeli ich opiekun ma JAKIŚ problem, zwykle chodzi o potomka. Winegry porywają szczeniaka jakiejś pary i oddają mistrzowi. Jeżeli tego nie zrobią, z każdym dniem jeden potwór po drugim znika. - pociemniało mi przed oczami.
- A od ilu lat?
- Co?
- Od ilu lat porywają. 
- Szczeniak musi mieć najwyżej 3 dni. - odetchnąłem z ulgą. Czyli szczeniaki z naszej watahy się nie liczą. 
- Czyli wszystko łączy się w całość. - powiedziała wadera. - Codziennie ubywa po parę winegr, bo jakiś ich opiekun się wkurza, zalegają z terminem. Par w watasze jest wiele, ale wątpię, żeby były jeszcze szczeniaki. 
- No tak.
- Och... pozory mogą mylić. - mruknął duch
- Co masz na myśli?
- Duchy to przebiegłe stworzenia. - powiedział. - Jeżeli Cię napełnią... potrafią uczynić cuda. - po tych słowach księga zatrzasnęła się z hukiem.

< Cheeky? >

25.04.2017

Od Cheeky CD Iwo

-Tu dzieje się coś dziwnego... - rzekł Iwo
-No cholera nie gadaj - zażartowałam - Ej, ale ja kurwa dalej nic nie rozumiem...
-Jeszcze zrozumiesz
I staliśmy i przyglądaliśmy się tej przedziwnej 'dyskusji'. Po pewnym czasie kolejna winegra pisnęła przeraźliwie i się rozpłynęła.
-Cholera o co tu chodzi?! - zapytałam Iwo
-A skąd ja mam to wiedzieć....?
No cóż prawdę mówiąc faktycznie - nie mogłam go o nic winić, bo on sam widział to zjawisko (czy co to tam było) pierwszy raz na oczy.
-Ej, a może w bibliotece będzie coś na ten temat? - powiedziałam
-To bardzo dobry pomysł. Okej ja tu zostaję i patrzę na te em... zjawiska? A ty idziesz do biblioteki po jak najgrubszą księgę na temat winegr i tym podobnych. - zażądził basior
No w takim razie poleciałam do biblioteki i zaczęłam szukać czegokolwiek o winegrach. W końcu znalazłam cały dział poświęcony temu tematowi. Wzięłam najgrubszą księgę jaka była i poleciałam z powrotem do Iwona.
-Au, ale to jest ciężkie - mruknęłam
Zastałam Iwo patrzącego w sam środek wcześniejszego zbiorowiska. Nie dziwię mu się. Kiedy tam popatrzyłam zobaczyłam jakieś sześć winegr z około dwudziestu. Zaczęliśmy przeglądać tą książkę co chwila spoglądając w stronę ogniska, które winegry przed sekundą rozpaliły. Wreszcie znaleźliśmy jakąś stronę o jękach i rozpływaniu się winegr.
<Iwo? Może ty coś wymyślisz?>

22.04.2017

Od Iwona do Cheeky

Winegry były w grupie i o czymś dyskutowały.... ( o ile można to nazwać dyskusją ) albo raczej warczały, piszczały i wyły jak jakieś poparzeńce. Przeteleportowałem się bliżej. Na litość boską! Czemu nie mogły być to mieszańce? No CZEMU?! Język mieszańcy bym rozszyfrował bez najmniejszego wysiłku, ale winegry? No cóż. Noś o ataku, mistrzu i parówce. Stop, jednak nie parówce, tylko pewnej parze wilków w naszej watasze. Ile mamy tutaj oficjalnych par? Chyba tylko 2. A takich nie oficjalnych..... niech no policzę. 1.... może 2, jak liczyć zauroczenie Reda... chyba, że to się zalicza do oficjalnych. Po chwili jakaś winegra zaryczała i rozpłynęła się w powietrzu. Dość nie typowe... :S Czy winegry tak umieją? A ten ryk raczej nie był spokojny, albo wściekły, ale pełen bólu. Winegra i ból, to dobre połączenie, jeżeli chodzi o wspólnotę, ale winegra, która czuje ból? To nie wróży nic dobrego, zwłaszcza, że inne potwory rozpierzchły się zmieszane wrzeszcząc dziwnie,
Popatrzyłem w stronę, gdzie stała Cheeky, ale jej tam nie było, dlatego wręcz podskoczyłem, kiedy usłyszałem jej głos koło mnie.
- Te wrzaski mogą uszy wypalić. - mruknęła
- Chekky? Co ty tutaj robisz? Przecież mówiłem, żebyś została
- Ale nie zostałam. - odparła. Jaka ona była uparta. Ech...
- No dobra. Zrozumiałaś coś?
- Nie.
- To w pewnym sensie dobrze. - powiedziałem.
- Dlaczego?
- Ech..... może to jeszcze zrozumiesz. - powiedziałem i popatrzyłem na miejsce, gdzie ta winegra wyparowała.
- Tutaj coś się dzieje.

< Cheeky? Lepiej omówmy fabułę :S >

21.04.2017

Od Cheeky CD Iwo

Iwo gdzieś poleciał... Najprawdopodobniej w góry obejrzeć miejsce wypadku, ale nie dziwię mu się... winegra w górach to nie jest zwyczajny widok. Poleciał nad klif i zobaczył tam stado winegr z niewiadomej przyczyny omawiających... coś. Z pewnością było to Coś. Iwo z zaciętością wleciał do jaskini Rodinii.
-Cheeky... chyba mamy problem...
-Jejku... co znowu?
-Em... powiem tyle: winegry, dużo ich, spotkanie.
-No to po nas. Lecimy tam
-O nie droga panno. Ty tu zostajesz
-Ale już się dobrze czuję.
-Nawet najmniejszej mowy nie ma
No i poleciał. Sam. Beze mnie. Jak już oddalił się na tyle aby mnie nie widzieć odplątałam bandaże i poleciałam za nim. Kiedy doleciałam już do klifu zobaczyłam Iwo wpatrującego się w stado winegr. Podeszłam:
-No to faktycznie jesteśmy w kropce
-Miałaś zostać w jaskini. Dobra zostajesz tu, ale nie oddalasz się ode mnie - powiedział z niezbyt miłym wyrazem twarzy
-Okej
<Iwo? Sorry, że takie krótkie>

Od Demona CD Solis

Wpadłem do wody dzięki Solisowi. Teraz muszę się mu odpłacić, he he he...
Nie wynurzałem się, tylko spuściłem trochę bąbelków, żeby basior zerknął i tak się stało.
Dzięki skrzydłom wynurzyłem się szybko i złapałem Solisa za łapę tak, że wpadł do wody.
Kiedy on się kąpał w lodowatej wodzie, ja już leżałem na trawie w słońcu i się suszyłem.
- Nie wiem jak ty, lisie, ale ja bym już się nie kąpał w tym zimnym bajorku, zwłaszcza że są tam drapieżne ryby - uśmiechnąłem się niewinnie, a basior od razu wyskoczył z jeziora. - Tylko żartowałem.
- Ej! Zaraz normalnie ci zetrę ten uśmieszek z pyska! - wydawał się naprawdę wkurzony.
- Tylko spróbuj. Ciekawy jestem jak se poradzisz. Samiec od razu pognał za mną, a ja uciekałem. W końcu dotarliśmy na klif, gdzie skoczyłem i poleciałem w dół. Niestety on (Solis) nie miał skrzydeł. No cóż, szkoda lub też nie...
- Ej, wracaj tu!
- Nie doczekanie twoje.
- A jak cię poproszę?
- To też nic. Naucz się latać.
- Jak?! Ja przecież nie mam skrzydeł!
- To masz problem.
- Wkurzasz.
- Wiem.
...
<Solis? Następnym razem może będzie dłuższe>

Od Iwona do Cheeky

Noś mnie napadło. Teraz chodziłem w tę i z powrotem dookoła jaskini Rodinii. Po pewnym czasie wyszła z niej Cheeky cała w bandażach.
- Cheeky! Dzięki bogom nic Ci nie jest! - wadera uśmiechnęła się słabo.
- A miało mi coś być?
- No wiesz.... gdyby to był mieszaniec albo umarlak...
- Dobrze, wiem. - powiedziała wadera
- Jak się czujesz?
- No więc.... - zaczęła ale jej przerwałem
- Ej, chwila. Czy ty nie powinnaś leżeć, i odpoczywać?
- No.....
- Wio do łóżka! - powiedziałem.

***

Zacząłem latać po terenach. Winegra w górach to rzadkość. Raczej nie była głodna, atakując Cheeky, bo pewnie od razu by ją pochłonęła. Tutaj chyba chodziło o coś innego. Przyleciałem nad miejsce tego " wypadku" Nie było ani śladu winegry, nie było krwi, nic. Kompletnie. Brak zapachu mnie zastanowił, i zaniepokoił. Skoro nie było śladów, to znaczy, że albo coś tutaj nie gra, albo to się wogóle nie zdarzyło...

< Cheeky?>

20.04.2017

Nowa wadera! Sigma




- Nightmare Moon
- Imię: Sigma. Nie.lubi gdy mówi się do niej Gma. Ale za to uwielbia gdy zwraca się do niej Si ,bo kojarzy jej się to z muzyką.
- Wiek: 2 lata. Jest jeszcze młoda,z czego się bardzo cieszy.
- Płeć:Wadera
- Żywioł: Noc.
- Stanowisko: Obrońca Gamm.
- Cechy fizyczne: Sigma jest bardzo szybka i dosyć zwinna. Od dzieciństwa uwielbiała uprawiać sport. Posiada też ogromną siłę. Jest silna,bo kiedyś w życiu po prostu potrzebowała dużo siły,szybkości i zwinności aby przeżyć.
- Cechy Charakteru: Sigma jest odważna,miła i przyjazna. Dla swych wrogów jest poważną Sigmą,a dla przyjaciół zabawną Si.
- Cechy szczególne: Si wyróżnia się tym,że jest po prostu niepowtarzalna. Wiele wilków z innej watahy,często mówiły,że Sigma nie jest nie zastąpiona. Nie prawda. Każdy z nas jest inny. Jest inna także pod względem wyglądu. Wiele wilków ma przeważnie błękitne lub piwne oczy. Ona ma żółte.
- Lubi: Lubi pośmiać się ze swymi przyjaciółmi. Zawsze,kiedy wyśmiewają się między sobą,Si ostrzega że to dla zabawy. Nie ze złośliwości.
- Nie lubi:Nie znosi kiedy ktoś w nią wątpi. Wątpi w jej możliwości. Wiele wilków przekonało się,że gdy Sigma mówi,że coś potrafi to tak jest. Nie znosi kiedy ktoś z niej drwi.
- Boi się: Si śmiertelnie boi się kłusowników.
- Moce: Sigma sprawia,że podczas nocy pojawiają się gwiazdy.
- Historia: Si miała bardzo ciężkie życie. Jako dziecko musiała odejść od mamy. Nie dlatego,że ona jej nie chciała tylko po prostu ją zabili. Później wiodła spokojne życie,aż któregoś dnia wpadła w pułapkę zastawioną przez kłusowników.Przytrzasnęła sobie łapę,a jeden z nich próbował postrzelić Si. Ta jednak uciekła. Niestety, szybko ją złapano. Została zawieziona do rezerwatu. Po 2 dniach uciekła. Wykorzystała okazję,że zostawiono otwarte drzwi klatki. Biegła ale szybko się zmęczyła. Trudno było się szybko poruszać ze zwichniętą łapą. Gdy skończyła 2 lata dotarła do watahy.
- Zauroczenie: Na razie nie.
- Głos: Link
- Partner: Na razie nie ma. Bardzo by chciała...
- Szczeniaki: Si nie ma szczeniąt. Ale bardzo by je chciała mieć. Od zawsze kochała te małe,puchate kuleczki...
- Jaskinia: Link
- Amulet: Link
- Cioins: 0
- Towarzysz: Brak
- Inne zdjęcia:Brak
- Rzeczy ze sklepiku:0
- Rzeczy znalezione w op:0
- Dodatkowe informacje: Si jest bardzo nieśmiała. Zawsze gdzie nie idzie zabiera ze sobą amulet. Uważa,że on daje jej szczęście.
- Umiejętności:
: Siła:50
: Zręczność:100
: Wiedza:150
: Spryt:150
: Zwinność:150
: Szybkość:200
: Mana:Zależy. Czasami w tydzień,czasami w miesiąc.

Od Cheeky Do Iwo

''Ale tu nudnoooo!!" Wypowiedziałam te słowa wcale nie wiedząc dlaczego, ale fakt tu przy mojej jaskini normalnie NIC się nie działo. Cholera. Poszłam do Night'a, bo on mógł wiedzieć co można porobić. Dla żartu powiedział, żebym poszła na pole lawendy się jej nawdychać... Ale jednak czego się nie robi dla jakiejkolwiek rozrywki. Na polu spotkałam Iwo. Nie wiedziałam co on tam robi, ale podeszłam.
-Hej Iwo. Co robisz?
-O hej Cheeky. A chodzę sobie po polu. A ty?
-Próbuje się czymkolwiek zająć.
-Chodź pokażę Ci coś. - Odparł Iwo
Zapowiadało się ciekawie, więc poszłam
~~*~~
-Cholera gdzie my jesteśmy?
-W górach. Tu gdzieś są jakieś potwory.
-To po co tu przyszliśmy?
-Będzie fajnie. Chodź! - przekonywał mnie Iwo
No nikt nie zgadnie gdzie my poszliśmy. Prosto w paszczę lwa jak to się mówi. Czyli pod samą granicę winegr jak dobrze pamiętam. Przeszliśmy przez granicę i nie powiem nie byłam tak zestresowana w towarzystwie Iwa.
-Emm Iwo?
-Tak Cheeky?
-Zdaje mi się, że ktoś nas śledzi.
I mój czuły jak u każdego wilka węch mnie nie zawiódł. Nie długo po tym rzuciła się na mnie winegra. Starałam się bronić, ale potwór mnie obezwładnił. Iwo stał wryty w ziemię. Dopiero po chwili zorientował się, że mogę umrzeć. Przyszedł mi na pomoc. Nareszcie. Udało mu się odepchnąć winegrę i wziął mnie na grzbiet, jako że byłam nie przytomna. Najprawdopodobniej zaniósł mnie do Rodinii, bo właśnie tam z bandażami na dwóch łapach i brzuchu się obudziłam.
<Iwo? Wena dopisuje :3>

18.04.2017

Od Lii do Cassie

Ja mam dowodzić "armią" magicznych stworzeń? JA?! No chyba się jej coś pomyliło. Dopisać do mojej listy ,, Minusy bycia alphą"
1. NIENAWIDZĘ być w centrum uwagi
2. NIENAWIDZĘ jak mnie ktoś wywyższa
3. NIENAWIDZĘ jak ktoś zwraca się do mnie z nadmiernym szaczunkiem, i traktuje mnie jak sztywniarę.
4. NIENAWIDZĘ jak kimś mam dowodzić. No... czasami.
Popatrzyłam z obawą na Cassie. Czy ona oszalała? Szara myszka dowodząca arią. Brawo
- Cass... to nie jest dobry pomysł.
- Lia, weź porządnie palnij mowę i po problemie. - :S
- Eeeeee.... - zaczęłam zwracając się do zwierzaków - macie misję. - rozłożyłam przed nimi wieeeeelką mapę z czerwonymi kropkami ( laboratoriami ) - Tutaj są inne ośrodki takie jak te. Musicie iść, i uwolnić zwierzęta z tych laboratoriów. Podzielcie się na grupy i uwolnijcie innych. Po tym zadaniu, zabierzemy was do naszego świata. - powiedziałam. Zwierzaki zaczęły piszczeć, albo się śmiać.... nie wiem. Otworzyłam z Cassie klatki. Zwierzęta od razu się pogrupowały, zaczęły drukować na drukarce kopie mapy i zaczęły się rozpierzchać po kraju. Było 63 grupy. A laboratoriów było 70.
- Cass. - powiedziałam. - Musimy zająć się osobiście 7 ośrodkami.
- Eh, jak ja lubię dramaty - wzdechnęła Cassie z uśmiechem i popatrzyła na ogon czarnego wilka i mruknęła w zamyśleniu.  - będę musiała go zakonserwować.

***

Byłam głodna. Wyszłyśmy więc z laboratorium, zostawiając basiora na pastwę losu. Może jeden z pracowników tam przyjdzie i go uwolni? Nie wiem.  Do mojego nosa od razu wdarł się odór smogu ale także... o tak... znam ten zapach aż za dobrze.
- KFC! - Powiedziałam z uśmiechem.
- Co?
- Byłam kiedyś w świecie ludzi, i jadłam w KFC. Kocham to! - już miałam wyjść zza naszego schronienia, gdy się mocno zastanowiłam.
- Mówimy, jesteśmy magiczne i władamy mocami.
- No tak
- Czy ludzi to ździwi? - zapytałam sarkastycznym tonem. Dotknęłam Cassie. Po chwili stał przede mną biały pudel, z różową obrożą z diamencikami.
- Ej! - zaprotestowała wadera. Nie mogłam powstrzymać chichotu.
- Dobra, dobra. Już zmieniam. - Teraz zamiast pudla, miałam przed sobą psa rasy: Alaskan malamute. Wypielęgnowana samica z białą obrożą, z imieniem.
- Teraz lepiej. - powiedziała. Ja zmieniłam się w psa haskiego, kremowego z czarną obrożą. Tak samo z imieniem.
- No, teraz można iść.
- Dziwnie się czuję w tym ciele.
- Wiem, a teraz chodź. Głodna jestem. - Po chwili byłyśmy już koło KFC. Zapach był niesamowity. To żarcie było nie zdrowe, ale dobre. A szczególnie, jak jest ostre. Szczęście się do nas uśmiechnęło. Kosz, był pełny, jednemu pany spadła na ziemię tortilla, i jeszcze można wybłagać. Kocham wyciągać od ludzi żarcie.

< Cassie? >

17.04.2017

Od Lii Odpowiedź na: Zjawiska Niewyjaśnione

" Patrzy na post z kamienną miną i zwraca się do Evana: Zjawiska są BARDZO wyjaśnione. "
Dziękuje o Evanie, za napisanie posta ( co nie było konieczne ). Ale do rzeczy. Byłam w Horyńcu Zdroju i narobiłam całą masę zdjęć, choć nie wiem po co. No i tyle. Bay!

Lia

Od Cassie CD. Lii

Wyjęłam czarny ogon z wody i otrzepałam go. Podeszłam do samicy, stojącej przy jakichś mapach, aby dowiedzieć się, co ją tak przeraziło. Gdy tylko znalazłam się tuż przy papierach, otworzyłam szerzej oczy. Takich instytucji było mnóstwo. MNÓSTWO.
- Kurwa - rzuciłam, uderzając pyskiem o blat stołu. - Kurwa, kurwa, kurwa! - powtórzyłam jeszcze kilka razy w nadziei, że owa czynność rozwiąże wszystkie moje problemy.
Niestety, walenie łbem w metalową płytę przyprawiło mnie tylko o ból czaszki, natomiast przypadkowe wyzwiska bynajmniej nie przyniosły pożądanego efektu.
- Nigdy nam się nie uda! - jęknęła Lia, najwyraźniej podzielając moją opinię o całej tej sytuacji.
Nagle w mojej obolałej głowie zrodził się pewien pomysł.
- Lia, chodź na chwilę... - mruknęłam, wskazując wzrokiem na pomieszczenie, w którym przez ostatnie kilka dni byłyśmy przetrzymywane.
Wadera szybkim krokiem weszła za mną do pokoju. Wiele magicznych stworzeń wciąż siedziało w owym więzieniu, czekając na 'wyrok'.
- Baczność żołnierze! - wrzasnęłam na wejściu.
Każde stworzenie momentalnie poderwało się z miejsca, wykonując mój rozkaz. Dopiero po paru sekundach zrozumiały, że wcale nie musiały tego robić, gdyż to tylko ja.
- Cass, chyba na serio ci odwala - westchnęła z udawaną powagą Alpha, lecz zaraz sama zaczęła się śmiać.
- Spójrz - zaczęłam, nie zważając na uwagę samicy. - Każdy z nich jest wyszkolony na wojownika. Taki był plan tutejszych naukowców. Zrobić z nich maszyny do zabijania. Ale teraz ich umiejętności w walce mogą nam się przydać! - pisnęłam podekscytowana.
- Czekaj, ale niby jak?
- Hej! Kto z was nienawidzi ludzi?! - krzyknęłam, a spotkawszy się z jednym wielkim "JA!" kontynuowałam. - My też! Dzisiaj was uwalniamy! Ale takich ośrodków jest znacznie więcej! Potrzebujemy pomocy! Jesteście z nami? Chcecie pomóc naszym magicznym braciom wydostać się z niewoli ludzi?! - ponownie usłyszałam wspaniały chórek "TAK!".
Posłałam Lii znaczące spojrzenie i trąciłam ją łokciem.
- Jesteś Alphą, to ty masz władzę nade mną i teraz też nad tą 'armią'. Dowodzisz - szepnęłam.
[ Lia? ]

Od Silver'a CD. Mirany

Kiedy tylko przedziwny stwór zaatakował samicę, odruchowo rzuciłem się, aby jej pomóc. Udało mi się odepchnąć 'zwierzę' od Mirany, która poszybowała w powietrzu, lądując z hukiem pod pobliskim drzewem. Warknąłen wściekle, przyjmując pozycję obronną. Wiedziałem, czego chcę. Zabić. Zabić tę bestię. Poczułem w sobie narastający gniew, jednak szybko udało mi się opanować negatywne uczucie. Dałem upust swojej mocy. Wtargnąłem do umysłu przeciwnika, sprawiając mu przy tym potworny ból. Istota zawyła rozpaczliwym tonem, co przywróciło mnie do rzeczywistości. 'Puściłem' napastnika, a ten momentalnie uciekł w kierunku lasu. Popędziłem do ledwo przytomnej wadery.
- Mirana? - szepnąłem.
Miała dość poważne obrażenia, w tym głęboką ranę na brzuchu.
Wydawała się jakby nieobecna. Wciąż utrzymywała świadomość, lecz najwyraźniej zbyt mocno cierpiała, aby wykonać jakikolwiek ruch. Zacisnąłem usta, niepewnie sięgając po torbę samicy. Powinna mieć tam jakąś apteczkę czy coś... Przejrzałem jej pakunek. Widok niewielkiego, białego pudełeczka z czerwonym krzyżykiem na środku wywołał u mnie drobne, ledwo słyszalne westchnienie ulgi. Jej rana była głęboka, wymagała szycia. Nie znam się na tym zbyt dobrze, jednak nie mam wyboru. Przeniosłem wzrok na Miranę, chcąc jakoś zapytać ją o pozwolenie na ten ryzykowny zabieg w wykonaniu amatora, lecz wadera już zupełnie odpłynęła. Straciła przytomność. Może to lepiej? Nie będzie czuła bólu...

~~~*~~~

Otarłem wierzchem łapy zwilżone potem czoło. Prawdopodobnie mi się udało. Na szczęście samica przez całą 'operację' spała jak zabita. Eh, głupia przenośna, zważywszy na jej obecny, niezbyt stabilny stan. Usiadłem obok niej, czekając, aż się wybudzi. Miałem poczucie winy. Dlaczego do tego dopuściłem? Nie potrafiłem skutecznie jej obronić...

[ Mirana? ]

Wyniki Eventu "Jajka wielkanocne"

 Witam
       Jest już 2017-04-17 co znaczy że event "Jajka wielkanocne się zakończył". Ci którzy brali udział są zmuszeni napisać w komentarzu pod tym postem które jajka wybrali i linki do ich opowiadań, by nie było że kłamali. Czas macie do końca kwietnia, wtedy to dodam nagrody do waszych kont. A tutaj co było pod jakim numerkiem:
1. 20 CS
2. 1 szafir
3. Dopalacz
4.5 srebra
 5. Jajo
6. 1 rubin
7. Siła życia
8. 20 Szafirów
9. Tęczowe pióra
10. Złota Karta
11. 5 cs
12. 8 cs
13. Dopalacz
14. 50 CS
15. 5 szafirów
16. Złota Karta
17. Księga Zaklęć
18. Tęczowe pióra
19. 2 CS
20. Jajo
21. 10 CS
22. 20 srebra
23. 5 srebra
24. Dopalacz
25. 8 CS
26.10 ametystów
27. Kamień Filozoficzny
28. Tęczowe pióra
29.30 srebra
30. Zatrucie
31. 25 Diamentów
32. 1 rubin
33. 50 rubinów
34. Dopalacz
35. 5 diamentów
36. Złota Karta
37. Tęczowe Pióra
38. 10 rubinów
39. Jajo
40. 10 szafirów
41. 5 diamentów
42. Jajo
43. Tęczowe pióra
44. Dopalacz
45. 1 diament
46. 10 srebra
47. 10 szafirów
48. Siła życia
49. 6 cs
50. 1 CS
                                   
                   Życzę miłego dnia
Yuko    

16.04.2017

Jajka wielkanocne!


Witam
    Wszystko uzgodnione z głównym adminem, spokojnie
Z powodu nadchodzących świąt wielkanocnych (których niektórzy nie obchodzą) postanowiliśmy dodać (uwaga, uwaga) Event, pod nazwą "Jajka wielkanocne". Polegać będzie na tym że do wielkanocy (16 kwietnia) będzie można kupować jajka wielkanocne w których są "niespodzianki".

Jedno jajko- 2 coins
Po kupieniu jajka proszę o napisanie opowiadania jak owe się znajduje.

Jedno jajko- jedno opowiadanie
Nie chcę widzieć czegoś takiego że kupiliście sobie gdzieś z 10 jajek i napisaliście jedno opowiadanie o tym że je znajdujecie. Maksymalnie można kupić 50 jajek, w takim wypadku trzeba napisać 50 opowiadań (logiczne). Można wplatać znalezienie jajka w inne opowiadania.

 A jak owe jajka wyglądają?
Każde jajko jest kolorowe, z wielkim napisanym numerkiem. Numerki na jajkach są zależne od tego które jajko wybierzecie. Numerków jest 50 (od 1 do 50).

Kiedy dostanę nagrodę z jajka?
Po zakończeniu Eventu. Można wtedy napisać opowiadanie jak z nich "wykluwają" się przedmioty.

Jak kupić jajko?
Po prostu napisz na Hw (JeffKiller) lub e-mail (kociaki660@wp.pl) które jajko kupujesz (numerek). Oczywiście musisz posiadać coins.

Pozdrawiam i życzę miłej zabawy
Yuko

15.04.2017

Od Megami "Jajko wielkanocne"

Niedługo Święta Wielkanocne.Wszyscy teraz szukają jajek, ukrytych na terenach watahy.Mi nie chce się w to bawić. (...)
Poszłam do lasu.Usiadłam koło pewnego krzewu.Zobaczyłam coś białego.Białego i owalnego.
Tak jak się domyśliłam, było to jedno z tych jajek.Początkowo nie zwracałam na nie uwagi.Ale z czasem zaczęło mnie kusić.Spoglądałam raz na las, raz na jajko.W końcu próbowałam je wyciągnąć z krzewu.Jednak jajko ciągle wyślizgiwało mi się z pyska.Bałam się, że je rozbiję chodź i tak prędzej czy później będę musiała to zrobić.W końcu nosem wyturlałam je z krzewu.Rozejrzałam się dookoła.Nikogo nie było w pobliżu.Poszłam razem z jajkiem do jaskini.

Od Cheeky jajko numer "33"

Przebiegłam już chyba wszystkie krzaki, drzewa, jaskinie wszystkich wilków (za co ogromnie przepraszam) ale jajka nigdzie nie było... Tak bardzo wczułam się w poszukiwanie tego jajka, że nie zauważyłam, że jest już koło przejścia na dolinę szarości. Od razu zawróciłam, bo już w myślach miałam obraz jak umarlaki mnie atakują. Ale coś bardzo błyszczącego przykuło moją uwagę... tak to było moje jajko! Było niestety strzeżone przez cztery umarlaki, więc stałam się niewidzialna i poleciałam do potworów. Niestety mają one strasznie czuły węch, ale udało mi się chwycić jajko przed ich obudzeniem. Jajko miało ogromny napis "33". Okropnie się zmęczyłam, więc poleciałam z jajkiem do jaskini i momentalnie zasnęłam.

14.04.2017

Zjawiska Niewyjaśnione Udokumentowane

Hej! W związku z nieobecnością naszej (o, wielka Lio, przebacz) Alfy powstał ten post. Wszyscy na pewno nie możemy wprost się jej doczekać. Nikt nie wie, dlaczego zniknęła. Porwali ją? Napiła się krecika? Zombi ją zamieniły? Wyjechała do rodziny na święta? Nikt tego nie wie. *muzyczka z Archwum X w tle*. Jak my sobie poradzimy w ten niepewny czas? Trzeba czekać, nic nam innego nie pozostało, więc wyposażcie się w kilkudniowy zapas cierpliwości i czekajcie...

Uwaga

Elo! Nie będzie mnie od jutra, do poniedziałku.

13.04.2017

Od Troi CD Thomas

Od Troi CD Thomas

Przez tą opiekuńczość Thomas stał się trochę irytujący.
- Na pewno nie chcesz się spotkać z lekarzem? - Pytał za każdym razem gdy miał okazję.
- Nic mi nie jest - Mruknęłam wkurzona, gdy zapytał sto dwudziesty trzeci raz. Oczywiście, Alpha Lia została pospiesznie powiadomiona o wypadku. Ja zaś, postanowiłam pójść do wodopoju i w tamtą okolicę, jeszcze przed zachodem słońca. Wcześniej naprawiłam sobie słuchawki ( kabelki były nietknięte, tylko plastikowa obudowa się wygięła, więc ją wymieniłam na lepszą ) . Wzięłam mały, skórzany plecak i włorzyłam do niego kilka przydatnych rzeczy. Dobrze wiedziałam, że to głupie przeszukiwać okolicę, gdy zaczyna zachodzić słońce. Lepiej by było jutro rano, ale byłoby tam pełno wilków, które chciałyby zaspokoić pragnienie z rana. Natomiast przed nocą gromady wilków umykają, w postrachu za ,,ludzkimi" kłusownikami. A poza tym ciągnęła mnie tam ciekawość. Nie mogłabym spać. Poszłam zostawiając kartkę, na której pisało, że wrócę za godzinę.

< Thomas? >

12.04.2017

Od Melpomeny, cd: Iwo


Gdy Iwo odszedł, wzięłam niepewnie do łapy fiolkę. Obok mnie leżało kilka rodzajów ewentualnych odtrutek. Co prawda eliksir nie powinien teoretycznie mieć negatywnych skutków ubocznych, ale nigdy nie wiadomo...
Przytknęłam brzeg kryształowego naczynia i zacisnęłam oczy. Palący, kwaśny płyn spłynął w dół mojego gardła. W pierwszym odruchu chciałam go wypluć, ale pierwsze odruchy nauczyłam się tłumić już dawno. Mikstura smakowała jak kwas, a przynajmniej tak, jak sądzisz, że mógłby smakować kwas. Pomimo tej drobnej niedogodności, nie wydawał się wypalać dziur w moich organach wewnętrznych, co uznałam za dobry znak. Może jednak nie jest trujący.
Nagle ostry, palący ból przeniósł się z gardła na moje gałki oczne. Mogłam niemalże poczuć, jak neurony spalają się, by po chwili uformować na nowo, ucząc się przesyłać informacje, których nie przesyłały wcześniej.
Magia w gruncie rzeczy nie różni się tak bardzo od nauki.
Cała moja uwaga skupiła się na bolących, oczach, ale moja skóra się nie poddała, uparcie wysyłając do biednego, przemęczonego umysłu wieść o chłodnym, przeszywającym wietrze, który nagle zerwał się na jeziorem.
Gdy te okropne sensacje wreszcie ustąpiły, zorientowałam się z zaskoczeniem, że leżę na ziemi, a moje łapy wciąż lekko drżą, jakby w napadzie padaczki.
Wstałam, z pewną podejrzliwością testując wytrzymałość nóg.
Gdy dokładnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, prawie przewróciłam się z wrażenia.
Basior stał na samym środku tafli jeziora. Jasne płomienie dusz zgromadziły się na brzegach, jakby wolały trzymać się z dala od stwora. Jego sierść była czarna, z białymi, opalizującymi oczami, niczym perły wciśnięte w oczodoły. Z tylnej części jego ciała spływały luźne, leniwe strumienie czystej ektoplazmy. Przekrzywiał głowę, jakby z zaciekawieniem.
- Nie spieszyłaś się. - stwierdził.
Spojrzałam w jego niezwykłe, puste oczy, czując przypływ odwagi. Byłam szamanką. To właśnie robię. Tu jestem na pewnym gruncie, to jest mój żywioł, w tym czuję się pewnie.
- Prosiłeś o pomoc, więc ci jej udzieliłam. - odparłam spokojnie, dotykając łapą medalionu. Zamknęłam na chwile oczy, by spojrzeć na jego aurę. Różowa, z drobnymi smużkami niebieskiego, oznaczającego spokój. Nie miał złych intencji. - Czego ode mnie oczekujesz?
Duch powoli odwrócił się do mnie tyłem. Dobrze wiedzieć, że mi ufał. Jednak gdy ujrzałam jego plecy, zrozumiałam, co tak naprawdę próbował mi przekazać.
Nawet śmierć nie była w stanie zaleczyć ran po odcięciu skrzydeł. Plecy broczyły czarną mazią, na podobieństwo krwi, która już nie płynęła w jego żyłach. Krawędzie były poszarpane, a duchowe pozostałości skóry zwisały w smutnych strzępach.
- Och...
- Wiesz, co to za egzystencja? - rozbrzmiało jego ponure pytanie. - Nie powiem: życie, bo tego nawet nie można nazwać życiem. Spędziłem na tej  ziemi już zbyt wiele czasu. Stałem się potwornością. Chcę tylko uwolnienia.
Pokiwałam głową.
- Czego potrzebujesz?
Spojrzał na mnie i odniosłam wrażenie, że w jego spojrzeniu zaczynam dostrzegać odrobinę emocji... Tak niewiele, a jednak wystarczyło, by moje serce ścisnęło się ze wzruszenia, jak w imadle. Być może jego historia, jego rany, jego smutek... Wszystko to skumulowało się, by ostatecznie przepełnić czarę.
- Zostałem przeklęty przez boga, od boga więc nadejść winno moje wybawienie. Potrzebne mi błogosławieństwo bogini wolności. Nie wróci mi żywiołu, ale zyskam dzięki niemu dość siły, by móc samemu zdecydować o moim losie. A wtedy, możesz mi wierzyć, bez wahania wybiorę odejście.
Tego się obawiałam.
Miałam już do czynienia z demonami, ale moja relacja z bóstwami była, kolokwialnie mówiąc, na bakier. Zresztą, najprawdopodobniej nie powinnam robić sobie z tego powodu wyrzutów - wszak niewiele wilków w ogóle kiedykolwiek nawiązało kontakt z bóstwem - ale nie potrafiłam wybaczyć sobie tego, że nie pomogę Enaworstosowi. Na samą myśl o tym, że miałabym odpuścić i przejść obojętnie, bezczynnie obok jego tragedii napełniała mnie wstrętem i sprawiała, że przez moje żyły przechodził prąd. Musiała coś z tym zrobić, inaczej oszaleję!
Basior musiał dostrzec udręczony wyraz mojego pyska, ponieważ prędko dodał:
- Nie martw się, nie musisz przenosić się do świata bogów. Wystarczy kapłan, który odprawi odpowiednią ceremonię i pobłogosławi moją duszę w boskim imieniu.
Kapłana? He he he...
Saraya to kolejny byt, z którym raczej nie utrzymuję najserdeczniejszych kontaktów. Ta drobna wadera była chyba moją bratnią duszą - tyle, że dokładnie odwrotnie. Nie uznawałam tego, czemu poświęciła życie, a ona gardziła ścieżką, którą ja uznawałam za jedynie słuszną. Powiedzmy, że zrobiła na mnie wrażenie, gdy pomimo pozornie smukłej, drobnej postury bez najmniejszych oporów wygarnęła mi, co sądzi o takich wiedźmach jak ja. Cóż, bywa.
Byłąm pewna,że nasza kapłanka nie zechce mnie wysłuchać, a kogokolwiek bym jej nie przyprowadziła, natychmiast zdewaluuje go w jej oczach sama znajomość ze mną. Muszę znaleźć jakiś inny sposób.
*********************************************************************************************************
- Iwo! - wykrzyknęłam.
Basior nie wydawał się nawet szczególnie zaskoczony moim widokiem. Odrobinę drgnęła mu brew, gdy ujrzał za moimi plecami Bardzo Posępnego Enaworstosa, ale jego umysł dość prędko przyswoił ten fakt.
- Mel? O co tym razem chodzi? - spytał natychmiast. Widocznie był już przyzwyczajony do pomagania mi. No proszę, wypracowaliśmy razem całkiem niezły system.
- Iwo, myślę, że Enaworstosa już poznałeś. - stwierdziłam z uśmieszkiem. Wilk posłał gdzieś w przestrzeń spojrzenie pod tytułem "Bardzo was wszystkich nie lubię". - Słuchaj, jest sprawa. On potrzebuje błogosławieństwa od tutejszego boga wolności. Tego błogosławieństwa musi udzielić kapłan. Problem w tym, że Saraya raczej za mną nie przepada. Czy mógłbyś zabrać tego tu naszego koleżkę do niej i namówić ja, by odprawiła na jego duszy stosowną ceremonię? Na pewno bedzie wiedziała jak. Na swój sposób jest równie kompetentna, jak ja.
Iwo westchnął. Ja go chyba kiedyś wykończę z tymi moimi dziwacznymi prośbami...
- Zgoda, poproszę, choć nic nie obiecuję.

Od Lii do Cassie

Cassie mnie trochę jakby.... zdziwiła. Przeraziła? Nie, to nie odpowiednie słowo. Coś pomiędzy zdziwieniem a niepokojem.
- Cass, dobrze się czujesz? - zapytałam. Ona jakby się obudziła z jakiegoś snu zimowego.
- Co? A, tak...
- Nie jestem pewna. - odparłam. - Ale ok. - Popatrzyłam z kwaśną miną na basiora. Podeszłam do niego i powiedziałam z uśmiechem.
- Posiedzisz sobie w klatce. - powiedziałam z uśmiechem.

***

Spytacie może, z kąt mieliśmy klatki, skoro naszą rozwaliłam? Proste. Uwolniliśmy inne zwierzęta ( wszystkie ) i przenieśliśmy je do innych wymiarów,a basiora... umieściliśmy w obesranej klatce dla ptaków, która była akurat rozmiarem dla niego.  ( no, prawie ). Zaryglowałam drzwi, zasunęłam rolety w pomieszczniu i usiadłam na przeciwko wilka z kością która była w "lodówce"
- Z kat jesteś, po co jesteś, jak się nazywasz, i po co ci była Cassie do reprodukcji. - powiedziałam pytając spokojnym tonem o czym zmarszczyłam brwi. - Nie koniecznie w tej kolejności.
- A niby czemu mam mówić? - zadrwił basior.
- Bo jak nie, Cassie się jeszcze raz odegra. - odparłam. - ale tym razem bez magii.
- Nic nie powiem! - warknął.
- Ok, najpierw przynudzanie. - odparłam. - Co powiesz o mitologii Greckiej, Egipskiej, Rzymskiej, o bogach Asgardu... Nic nie wiesz? WSZYSTKO CI MOGĘ POWIEDZIEĆ! Zacznijmy od Grecji. - I tak zaczęłam ględzić o powstaniu świata, tytanach, bogach, potworach... gdy skończyłam na współczesności ( a on nadal nic ) zaczęłam o innych mitologiach. Zajęło mi to cały dzień i pół nocy. Głos mi już zchrypł. Basior już zaczął podsypiać.
- Dobra. Będziesz gadał.
- Nie.
- Cassie. Twoja kolej! - zawołałam. Wadera weszła do akcji z moim ostrym piórem.. chyba wyciągnęła go z gardła mojej byłej ofiary... po chwili... no cóż. Nie będę tego opisywać, ale wilk został bez ogona...
- A teraz będziesz gadał? - zapytałam.
- Jestem Eshontor. - jęknął. Brak ogona chyba cholernie boli - Jestem w innego wymiaru, Jestem... - syknął - tutaj po to, by wyłapać wszystkie stworzenia. A jeśli chodzi o reprodukcję.... - tutaj mimo bólu uśmiechnął się szaleńczo. - dla przyjemności.
- Debil. - mruknęłam. Cassie natomiast obrzuciła go milionem wyzwisk piorąc jego ogon w wodzie. Weźmie go na trofeum czy co?
- Ile jest takich laboratoriów? - zapytałam. Basior wskazał głową na stertę papierów. Podeszłam i aż mnie zamurowało. Na mapie było MNÓSTWO takich ośrodków. Ile zwierząt musiało byc w takim razie w klatkach?
- Eeee.... Cassie?- wadera popatrzyła na mnie
- Chm?
- Czeka nas duuuuuuuużo roboty.

< Cassie? >

Od Thomasa CD Troja

Od Thomasa CD Troja

Zobaczyłem liczne zbiegowisko wilków wokół jeziora. Zaniepokoiło mnie to. Zerknołęm w stronę jeziora. Na środku tafli wody leżały części samolotu. Samolotu Troi. Skrzydło machiny było ułamane, a Troja oglągała usterki. Mimo tylu gapiów, przecisnąłem się przez tłum i podbiegłem do wadery. Troja nie miała żadnych obrażeń. Jej futro było mokre od wody, a słuchawki, które zawsze nosiła na syi, były jakoś dziwnie wygięte. Przez te słuchawki otrzymywała wszelkie instrukcje, dotyczące pracy. Obejrzałem ją całą wzrokiem. Troja miała zaniepokojony wyraz twarzy.
- Coś trafiło w samolot - Odrzekła - To nie przez samą machinę.
Zdziwiło mnie to, ale i wkurzyło. Czy ktoś myślał, że da radę zgładzić Troję?

<Troja?>

Od Mirany do Silvera (^^)

 Nie wierzę, żę Silver się zgodził! Cała byłam rozpromieniona. Chociaż z drugiej strony... ledwo go znałam. Eee, tam! Przecież trzeba jakoś poznać drugiego wilka! Rozglądnęłam się po grocie.
 Co by tu jeszcze.. o! Doskoczyłam do wiązanki ziół leczniczych leżących na półce skalnej w mojej jaskinii. Zawsze mogą się przydać.Pomyślałam, że nie wypada przychodzić gdziekolwiek z pustymi rękami (a raczej łapami) i wzięłam ładny kamyk, który znalazłam podczas podróży do tej watahy. Jestem tu dopiero od niedawna, a już wracam. Uśmiechnęłam się pod nosem.

~~~~~~~~~~~~~~****~~~~~~~~~~~~~

Przytruchtałam na miejsce spotkania z lekką torbą na grzbiecie. Silver już tam czekał. Pogoda wyraźnie nas wspierała, świeciło słońce, wiał ciepły wiatr.
-O, jesteś już- przywitał się ze mną basior.- Ile miałem na ciebie czekać?
Atmosfera znacznie się rozluźniła.
-A, sorki, po prostu chciałam wziąć wszystkie potrzebne rzeczy... Właśnie, ile na mnie czekałeś?- zapytałam z uśmiechem.
-Nie długo, z siedem..
-Siedem minut?
-Nie, wiesz, siedem godzin.- odparł Silver i wybuchnął śmiechcem. Tak, śmiechcem, nie śmiechem. I mnie nim zaraził. Gdy się już w miarę uspokoiliśmy, zapytałam:
-To co, idziemy?
-Jasne!-wiedziałam, że odpowie twierdząco, ach ta moja intuicja..C':

~~~~kilkadziesiąt minutek później...~~~~
Szliśmy sobie tak i gadaliśmy przez całą drogę. Patrzyłam to na Silvera, to na ptaki na drzewach, to na niebo.. Byłam lekko rozkojarzona, ale dobrze pamiętałam drogę. Dookoła kwitły jabłonie, ich zapach był wszędzie. Opowiedziałam mu swoją historię, swoje przeżycia, on opowiedział mi o sobie,ogółem wszystko pięknie. ZBYT pięknie. Nagle coś wyskoczyło z krzaków i wyskoczyło na mnie. Byłam biegła w walce, ale to coś przewyższało mnie co najmniej o trzy głowy, było też ze dwa razy cięższe. Majtało mną w powietrzu, waliło o pobliskie drzewa, dotkliwie mnie poraniło. Oczy zaszły mi czerwienią, zdążyłam zobaczyć tylko, jak Silver próbuje mi pomóc. Ale nie straciłam przytomności. Bylam cały czas świadoma. Słyszałam  szum wiatru, warki tego stworzenia, które mnie napadło, krzyki Silvera, śpiew ptaków w oddali.. Nagle uderzyłam o ziemię. Usłyszałam wycie. Ale nie było to wycie wilka. Widocznie tamto coś wypuściło mnie z bólu i uciekło. Czułam ból. Ale nie tylko ból. Czułam się też lekko... zawiedziona? Ja, jedna z najlepszyh uczennic Matki Airin, pokonana w walce z jakimś stworzeniem, które... było dwa razy cięższe ode mnie... W sumie to miałam małe szanse na wygraną. Usłyszałam kroki i głos Silvera.
-Mirana?

<Silver? Wena kwitnie>

11.04.2017

Od Silver'a CD. Mirany

Parsknąłem głośnym śmiechem, będącym połączeniem rozbawienia oraz zbierającej się we mnie euforii.
- Mira, ty chyba nie wiesz, z kim rozmawiasz! - wykrzyknąłem radośnie, szturchając waderę w bok.
Samica uniosła pysk, najwyraźniej mocno zaskoczona moją reakcją.
- Całe swoje życie spędziłem na wędrówce! Mam duszę podróżnika! - wyjaśniłem. - Zawsze w drodze, zawsze na szlaku - zacytowałem fragment poezji Walta Whitmana, który idealnie do mnie pasował.
Mirana aż pisnęła z radości.
- Jutro. Z samego rana - zakomunikowałem, po czym odwróciłem się i pognałem do własnej jaskini.
Daleka droga, kilka tygodni... Wspaniale! Spakowałem do torby podróżnej najpotrzebniejsze rzeczy. Tego dnia nie potrafiłem już się skupić. I pomyśleć, że jutro wyruszam w nieznane z niemalże obcą mi osobą. Ale to właśnie tak można nawiązać głębszą relację. Mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Każda wędrówka sprawi mi radość. Każda.

~~~*~~~

Następnego ranka chwyciłem tylko swój pakunek, a następnie wybiegłem z groty. Dotarłem w umówione miejsce przed Miraną, toteż usiadłem na miękkiej trawie. Nie pozostawało mi nic innego, jak czekać. Pogoda zdecydowanie nam dopisywała. Słońce przyjemnie przygrzewało, osuszając resztki porannej rosy. Melodyjny świergot ptaków tworzył cudowną symfonię w koronach drzew. Chłodny wiatr szelszczący wśród liści delikatnie targał moją sierścią. Już za niedługo ponownie poczuję to, za czym tak bardzo tęskniłem. Wolność.

[ Mirana? W drogę! ^^ ]

Od Mirany c.d Silvera

-Może się gdzieś wybierzemy?- zapytał. Nagle przez głowę przebiegła mi myśl: Może zabiorę go do Przytułku?
-Chcesz może.. nie..
-No powiedz, śmiało!- Zachęcał mnie Silver.
-Chcesz…
-Tak?
-Chcesz ze mną wyjść poza teren watahy?- to pytanie, niby proste, ale kosztowało mnie wiele wysiłku, bo nie chciałam nikogo na nic narażać.. A podczas „podróży” mogło się coś stać..
-A..- basior wydał się zaskoczony moim pytaniem- konkretnie gdzie?
-No...n-no… Chciałabym pokazać ci miejsce, gdzie nauczyłam się prawie wszystkiego, co teraz umiem.. Ale.. po namyśle.. t-ta podróż trwa kilka tygodni… Więc raczej nie.. Ale może byś jednak chciał?- podniosłam głowę, pokazując zaczerwienioną.. twarz? Pysk? Nie wiem, w każdym razie spojrzałam na niego z nikłą nadzieją.

<Silver, zgodzisz się, czy nie?>

Od Cheeky CD Silver

Stałam nad wilkiem, a on momentalnie odpłynął. Po prostu zemdlał. Przyglądałam się całej walce z winegrą (bo to chyba była winegra, ale nie mogłam się jej dokładnie przyjżeć) widziałam jak potwór zadał wilkowi cios w brzuch, oraz jak wilk przebił tchawicę stwora.
-Halo, halo słyszysz mnie? - zapytałam
Niestety nie uzyskałam odpowiedzi. Zabrałam więc wilka do wodospadu aby przemyć ranę, ale to nic nie dało. Wilk był ciężki, bo to basior, ale jakoś wzięłam go na grzbiet i poleciałam z nim do Rodinii.
-Rodinia! Bardzo potrzebuję pomocy!
-Tak Cheeky? Co się stało - spytała wadera
-Wilk pobił się z winegrą i ona zadała mu naprawdę mocny cios w brzuch, musisz mu pomóc!
-Okej, już patrzę
Rodinia długo oglądała ranę, ale z jej miny dało się wyczytać, iż rana była bardzo głęboka (gołym okiem to widziałam) i niebezpieczna.
-Powinien z tego wyjść - odezwała się wreszcie lekarka - założymy opatrunek i podamy leki przeciw bólowe.
-Długo potrwa leczenie? - zapytałam
-Nie długo oprzytomnieje, ale ile leczenie potrwa nikt nie wie...
Siadłam przy łóżku Silver'a (bo przy okazji dowiedziałam się jak ma na imię) i czekałam aż się obudzi.
<Silver? Wena dopisuje>

Od Silver'a

Wziąłem głęboki wdech, rozkoszując się chłodem górskiego powietrza. Nie mam pojęcia, po co wybrałem się na spacer po górach, jednak temperatura, jaka tam panowała, odpowiadała mi znacznie bardziej niż na słonecznych nizinach watahy. Obecnie już schodziłem ze szczytu, opuszczając powoli malownicze tereny. Po zaledwie kilkunastu minutach wróciłem do wiosennego lasu. Mam dziwne wrażenie, iż niegdyś moje życie było ciekawsze. Mogłem wędrować całymi dniami, gdzie tylko mnie łapy poniosły. A teraz? No cóż, trochę nudno... Ale dziwny i zakręcony los jest nieprzewidywalny - nigdy nie wiadomo, co postanowi dla mnie przygotować danego dnia. Nieco podniesiony na duchu ruszyłem przed siebie. Nie znałem za bardzo tutejszych terenów, więc moim głównym celem było zwiedzanie okolicy. To także pewnego rodzaju forma podróży, jednakże nie do końca... To tak jakbyś zwiedzał miasto, do którego właśnie się wprowadziłeś - niby nowe miejsce, ale za niedługo stanie się już twoim domem. Idąc w zamyśleniu przed siebie nawet nie zauważyłem, iż las zaczyna rzednąć, a teren wokół robi się coraz mroczniejszy. Chłodny powiew wiatru przeczesał moją sierść, wywołując u mnie dość nieprzyjemne dreszcze na całym ciele. Zdawało się, jakby z każdym moim krokiem otoczenie przybierało coraz bardziej szarą barwę. Początkowo myślałem, że to jedynie kwestia cienia, lecz kiedy dosłownie wszystko zabarwiło się na ten kolor porzuciłem swoją poprzednią teorię. Wtem usłyszałem jakiś dziwny dźwięk, przypominający połączenie wycia z warczeniem. Odruchowo zastrzygłem uszami, rozglądając się uważnie dookoła. Nagle z krzaków wyskoczyła straszna poczwara. Istota w kształcie wilka, jednak nieco większa, stanęła przede mną. Nie posiadała oczu, a w ich miejscu była jedynie pustka. Zniekształcony pysk, postrzępiona sierść oraz krzywe, lecz przerażająco ostre zęby dodawały upiorności owemu stworzeniu. Potwór skoczył na mnie, rzucając mi się do gardła, ale w porę odepchnąłem go tylnymi łapami. Bez dłuższego namysłu popędziłem w stronę, z której przyszedłem. Mogłem niemalże poczuć oddech napastnika na karku. Odór z jego pyska przypominał nieco zapach siarki. Biegłem przed siebie, nie zwracając uwagi na nic. Nawet gdy opuściłem tę dziwną, szarą krainę istota nie dawała za wygraną. Nie miałem wyboru, musiałem stanąć do walki. Gwałtownie zahamowałem, po czym, wykorzystując moment zaskoczenia, skoczyłem na bestię. Długa szarpanina była męcząca i bolesna. Nie mogłem użyć magii, gdyż szanse na skupienie się w obecnej sytuacji były znikome. Wreszcie udało mi się dobrać do szyi przeciwnika, wbijając mu kły w tchawicę. Stworzenie padło martwe na ziemię. Wygrałem, chociaż... Za parę minut mogę podzielić jego los. Będzie remis. Ledwo trzymałem się na nogach, kręciło mi się w głowie. Nie byłem medykiem, ale z łatwością mogłem wystawić sobie niezbyt pocieszającą diagnozę: głęboka rana na brzuchu oraz kilka mniejszych w innych partiach ciała, utrata sporej ilości krwi. Znając moje szczęście wda się jeszcze jakieś cholerne zakażenie. Wspaniale. Spróbowałem zrobić kilka kroków na chwiejnych nogach, lecz zaraz upadłem na ziemię. Syknąłem z bólu. Wtem ujrzałem jakąś wilczą postać. Nie mogłem przyjrzeć jej się dokładniej, gdyż obraz przed moimi oczami zakrył się lekką mgiełką. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, poczułem jak odpływam. Zamknąłem oczy, mając cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś zdołam je otworzyć. Straciłem przytomność.

< Ktoś? >