23.10.2020

Od Tsuri'ego do Eve

 Najpierw jej świadomość znika, po czym pojawia się i mówi że musi mieć amulet. A ja w tym czasie nie mam zielonego pojęcia co się tak właściwie dzieje. Zlustrowałem ją wzrokiem, po czym westchnąłem powoli, wydobywając z siebie prawie całe powietrze, tym samym analizując co właściwie zaszło. Nie miałem jakiejś szczególnej ochoty wchodzić w jej duchowe sprawy. Dla mnie to co się tu działo już przerastało moje aktualne oczekiwania. W końcu kiwnąłem głową, zamykając oczy. 
- No dobra - podrapałem się za uchem - Aktualnie przeszliśmy prawie całą watahę, połowę drogi porwani przez prąd wodny. - W mojej głowie zaczęła pojawiać się mapa terenów, z kilkoma białymi lukami tam, gdzie jeszcze nie byłem. Eve cierpliwie czekała, aż mój mózg przetworzy wszystkie posiadane przeze mnie informacje - No dobra. Najłatwiej byłoby czekać na handlarzy magicznymi przedmiotami, ale to może zająć jakiś miesiąc. Można też iść do takich krasnoludów żeby zrobili na zamówienie, ale to za daleko. W sklepiku aktualnie raczej nic takiego nie znajdziesz. - Przez chwilę była cisza przerywana jedynie szumem spadającej wody i wiatru. 
- Może poprosić dusze? - spytała, unosząc wzrok
- By ci znalazły? 
- Zginęło tutaj wiele stworzeń. Poza tym, przed nami żyło wiele pokoleń. Kiedyś na pewno ktoś tu zginął posiadając na sobie amulet, czy coś.... 
- Zaraz. Skoro możesz prosić dusze o takie rzeczy, to równie dobrze można by w ten sposób sprawdzić wiele tajemnic tych terenów. Poza tym -zamyśliłem się. Mój mózg zaczął przetwarzać wszelkie możliwości, nie koniecznie te najlepsze- Ej, w sumie jesteśmy teraz niewidzialni, nie? Wiesz ile moglibyśmy teraz zrobić? - Wadera spojrzała na mnie, unosząc brwi 
- Chyba zbyt wiele wolnego czasu, nawet w kryzysowej sytuacji, doprowadza cię do stanu w którym zbyt bardzo odpływasz 
- Przepraszam - mruknąłem, patrząc wzrokiem gdzieś w bok. 
- Odpoczniemy trochę i możemy ruszać na poszukiwania. Najbardziej skore do pomocy dusze pewnie będą koło tych bardziej czystych miejsc, typu stare drzewo
- Podniebne ścieżki? Ruiny?.... Lignum? 
- Albo rzeczka z duszami - odpowiedziała, kiwając z potwierdzeniem głową. 
- Tylko teraz pytanie - położyłem się na zimnych, wilgotnych kamieniach, obrośniętych nieco mchem - Gdy już po odpoczynku będziemy chcieli ruszyć dalej, co zrobimy z tymi upierdliwymi ptaszyskami? 

<Eve?>

Od Wichny do Aidena

 - A Ty? Opowiesz mi coś o sobie? Chciałbym Cię bliżej poznać... - usłyszałam słowa Aidena po chwili ciszy. Oczywiście spodziewałam się tego, że zacznie pytać, w końcu to całkiem normalne, skoro on mi odpowiedział. Ja jednak nie zamierzałam opowiadać mu swojego życia. Nie ma potrzeby, żebym chwaliła mu się swoimi "dokonaniami", tym bardziej, że po jego słowach w pomieszczeniu atmosfera zrobiła się odrobinę cięższa. Wolałabym jej bardziej nie zagęszczać, przynajmniej na razie.

- Muszę cię zmartwić, ale nie mogę opowiedzieć ci co działo się ze mną przed przybyciem tutaj. Nie powinnam ci też mówić kim tak naprawdę jestem. Na razie musi ci wystarczyć to, że znam się na leczeniu odkąd doznałam, cóż, odrodzenia. Stałam się zupełnie nową osobą i zdecydowałam raczej pomagać innym niż ich krzywdzić. Na twoje szczęście - skinęłam głową w stronę jego pogryzionej łapy. Basior nie wydawał się usatysfakcjonowany moją odpowiedzią, ale nic nie mogę na to poradzić. Moja przeszłość powinna pozostać między mną, moimi ofiarami a posłańcami "drugiej strony".

- Cóż... Szczerze miałem nadzieję, że czegoś się o tobie dowiem, ale muszę obejść się smakiem - uśmiechnął się na wyraz chwilowej rezygnacji - Może w takim razie powiesz mi coś więcej o tym zagrożeniu, które na mnie czyha? 

Wiedziałam, że wilkowi w końcu znudzą się te wszystkie tajemnice, ale co ja mu powinnam właściwie powiedzieć?

- To jakiś rodzaj mrocznej, potężnej siły... - zaczęłam - Przypuszczam, że węże, na które trafiłeś były zainfekowane przez coś albo były nosicielami jakichś innych stworzeń, które teraz chcą na tobie żerować. Obawiam się, że może nie być łatwo je zgubić.

- Wiesz czym mogą być te stworzenia?

- Trudno powiedzieć... Widziałam je przez chwilę w twojej aurze, później mnie zaatakowały, mimo że byłam od ciebie dość oddalona. Może poczuły się zagrożone? to by wykluczało demony, one raczej nie odczuwają strachu. W tej chwili nazwałabym to po prostu pasożytami. - czekałam na jego reakcję.

W tym samym momencie poczułam zapach siarki i lekki dotyk na moich plecach. Ucisk zaczął stawać się coraz silniejszy, na końcu czułam jakby przygniatało mnie wiele kilogramów. Ledwo udało mi się nie zachwiać. Nie chciałam, żeby Aiden coś zauważył. Jednocześnie przypomniało mi się do czego zmusiły mnie stworzenia, które przyprowadził do mnie wilk.

- Nawet nie wiesz ile na to czekałem... - obrzydliwy syk dobiegł do mojego ucha - Gdybym wiedział, że tak łatwo pójdzie, o ile tylko poczujesz oddech śmierci, już dawno pomógłbym ci w jego odnalezieniu... Lot w czeluście wąwozu, ciosy dzików na polowaniu, dopiero teraz widzę ile okazji przegapiłem - usłyszałam cichy, gulgoczący śmiech - Będziemy się świetnie bawić, moja miła.

Demon zniknął, a ciężar na moich plecach razem z nim.

- Pasożyt nie brzmi pocieszająco, tym bardziej jeśli nie jest on czymś materialnym co można wytępić - Aiden wreszcie odpowiedział.

- Masz rację. Jestem gotowa ci z nim pomóc, po to tutaj jestem. - zastanowiłam się nad demonem, który się do mnie przyczepił - I myślę nawet, że znam kogoś, kto może nam pomóc. Niestety, na pewno nie za darmo. A teraz musimy wymyślić od czego zacząć. Jestem prawie pewna, że niezbędne będzie coś w rodzaju sanktuarium albo źródła mocy, dzięki któremu będziemy mogli ustalić coś więcej na temat tego "czegoś". Co o tym myślisz?


<Aiden?>

21.10.2020

Od Demoness do Aidena

Gdy dołączyłam do watahy postanowiłam odnaleźć brata. Musiałam mu tyle opowiedzieć. Wiele działo się przez te lata, ale przede wszystkim zmienił mi się kolor sierści i zmieniłam imię po tym co się stało, gdy pozabijałam tych ludzi. Znalazłam go siedzącego na skraju jeziora. Podeszłam do niego i zagadnęłam.
- Cześć, Aiden pamiętasz mnie?- zapytałam go uśmiechając się do niego tak samo jak za pierwszych paru miesięcy życia.
- Nie, spotkałem cię kiedyś?- zapytał i napiął mięśnie.
- Tak, ale sporo się od tego czasu zmieniłam ostatni raz, gdy cię widziałeś to uciekałeś w głąb lasu przed ludźmi, a ja zostałam schwytana w sieć.- odpowiedziałam
- Skąd wiesz co się stało z moją rodziną- warknął.
- Ja wiem o tobie więcej niż ktokolwiek inny, znałam cię od początku, od urodzenia- mówiłam dalej spokojnym tonem głosu cały czas patrząc mu w oczy.
- Nie wierzę nie może być moja siostra nie żyje, a poza tym byłem jednym czarnym wilkiem z rodziny- powiedział.
- Tak, ale jak już mówiłam zmieniłam się o 180 stopni. Nie nazywam się już Anais, bo jestem inna. Uwolniłam się zabijając tych, którzy mnie porwali i potrafię rzeczy straszne, po tym co zrobiłam zmieniłam imię na Demoness- odpowiedziałam.
- Ale to nie wyjaśnia, dlaczego masz czarne futro, moja siostra miała szaro-białe- warknął.
- Przed zabiciem ludzi moje futro było faktycznie popielate, ale gdy ich zabiajałam zmieniłam się w demona i po powrocie do własnego ciała juz moje futro było jakie jest teraz- odpowiedziałam.
- Zaraz zaraz ty się zmieniasz w demona- wykrzyknął.
- Tak, ale to nie jest teraz najważniejsze. Przemyśl proszę to wszystko i spotkajmy się tutaj jutro w południe- mówiąc to odeszłam zostawiając mojego brata sam na sam z jego myślami.
***Nazajutrz***
Wstałam i pierwsze co zobaczyłam to jasne światło słońca. Wyszłam na zewnątrz chłodne jesienne powietrze przyniósł do mnie wiatr, a wraz z nim zapach zwierzyny. Uśmiechnęłam się mimowolnie i moje oczy zmieniły kolor na wściekle niebieski, zaraz jednak się opanowałam i zaczęłam węszyć tuż przy ziemi. Był to średniej wielkości zająć, pewnie tegoroczny podsunął mi mój rozum. Parę sekund później zwisał martwy z mojego pyska. Zjadłam go pośpiesznie i oblizałam się z zadowoleniem. Moja straszniejsza natura próbowała dojść do głosu jednak uświadomiłam jej, że nie muszę jej uwalniać za każdym razem, gdy idę coś zabić. Zajęłam się różnymi rzeczami i nie zauważyłam, gdy wybiło południe. Gdy uświadomiłam sobie ten błąd zmieniłam się w demona pozwalając by wypełniła mnie ta niesamowita siła. Głos w mojej głowie znów się odezwał idziemy coś zabić zapytał. Nie ale potrzebuje twojej pomocy odpowiedziałam. Gnałam już po chwili z prędkością niedostępna dla innego wilka. Zanim jednak dobiegłam do jeziora, zmieniłam się z powrotem w swoją zwykłą wersję. Aidena już siedział na skraju jeziora, gdy mnie zauważył.
- Spóźniłam się- powiedział cierpko.
- Dobra dobra- odpowiedziałam.
- No więc...- powiedział nagląco.
- Czy mi wierzysz?- zapytałam.
<Aiden?>

Od Aidena do Wichny

Wadera pytając o mnie wydawała się pytać, jakby o moje życie, co zdziwiło mnie nieco, bo nikt wcześniej o mnie nie pytał, ani w żadnym stopniu się nie interesował moją przeszłością.

- Cóż... Należałem z rodziną do jakiejś watahy , ale niestety nie wiem jakiej. Byłem jeszcze wtedy w łonie matki wraz z rodzeństwem. Pewnego dnia matka z ojcem musieli uciekać, bo na stado został przeprowadzony atak ze strony ludzi. Mój ojciec chcąc nas ocalić pomógł usadzić moją mamę w jakimś bezpieczniejszym miejscu niż siedlisko stada i wybiegli do lasu. Mama była już bliska porodu, więc cudem udało jej się na czas znaleźć norę do wydania nas na świat. Mimo to po jakimś czasie ludzie wraz z psami myśliwskimi i tropiącymi odnaleźli moich rodziców. Jedynie ojciec z nimi wtedy walczył, bo matka już miała zaczątki porodu, te wszystkie skurcze i wiesz... Po prostu rodziła. - spojrzałem na Waderę po raz pierwszy od momentu, w którym zacząłem opowieść. Słuchała w bezruchu. - Ojciec został brutalnie zameldowany na jej oczach... Ludzie odeszli, zostawili nas w spokoju. Do czasu... Moja matula wydała na świat trzy młode, z czego jeden z nich, który teraz byłby moim bratem zmarł... Był zbyt słaby, żeby przetrwać. Urodziliśmy się na przełomie jesienno-zimowym. Warunki mu na ro nie pozwalały... Przeżyłem z moją siostrą. Matka wychowywała nas tylko rok, bo kolejny raz odnaleźli nas ludzie. Moja mama była bardzo odważna. Do dzisiaj pamiętam jak zasłaniała nas ciałem przed czymś w rodzaju oszczepów i siatek, wyrywała się na przód w kierunku broni i ludzkich zabawek, które strzelały. Mówią na to spluwy, pistolety. Kazala mi i mojej siostrze uciekać, więc ruszyliśmy przed siebie, ale coś nas zatrzymało. Cisza. - uśmiechnąłem się smutno pod nosem przypominając sobie jak często jej doświadczam - Moja matka zawyła przeraźliwie i odwróciwszy do nas łeb jeszcze raz warknęła na znak ucieczki. Spływała z niej krew i łzy, była rozszarpana przez oszczepy i noże. Podziurawiona przez naboje broni... To było straszne. W jednej chwili świat się zatrzymał, wszystko było w zwolnionym tempie. Moja siostra zdezorientowana sytuacją w ułamku sekundy została złapana w sieć, a skomląc z przerażenia zwiałem w las. Nie dogonili mnie. Później, po dość dłuższym czasie wróciłem tam. Do „domu”. Warowałem przy mamie, starałem się ją obudzić, nakarmić i napoić. Nic nie skutkowało. Zostałem sam. Widząc, że moja pozbawiona zębów, rozerwana, pokłuta i rozstrzelona matka nie oddycha, nie mówi i leży w bezruchu kilka godzin postanowiłem odnaleźć siostrę. Zamknąłem mamie oczy, przykryłem liśćmi i pożegnałem się z nią, obiecywałem że odnajdę Anais. Nigdy mi się to nie udało... Myślę, że ona nie żyje.

Skończyłem historię i posiłek w jednym czasie z waderą. Kiedy na nią spojrzałem miała szeroko otwarte oczy ze zdumienia, przeszkolone jakby miała płakać.

- To okropne... Aiden ja... Przepraszam. - powiedziała samiczka kuląc się przede mną. Wyglądała na smutną i zdenerwowaną.

- Spokojnie, tak po prostu wygląda moje życie. Powiem Ci ciekawostkę. Ponadto jako jedyny z rodziny urodziłem się tak umaszczony. Cala moja rodzina była biało-popielata. Jestem jedynym czarnym wilkiem z całego mojego świata. - uśmiechnąłem się chcąc rozluźnić atmosferę.

- Wow, to naprawdę piękna opowieść. Pełna bólu, cierpienia, a jednocześnie tak pochłaniająca i okropnie śliczna, że jestem pod wrażeniem Twoich przeżyć. Malo który wilk przeżywa bez matki czy ojca mając zaledwie rok. - podsumowała wadera, najwidoczniej ciężko jej uwierzyć w moją historię, ale tak już jest. To moje życie i chociaż bardzo ciężko mi z tym, że nie miałem normalnej historii, to nigdy nie przestanę mówić o moich rodzicach. Najpiękniejsze charaktery jakie kiedykolwiek mogły mieć ze mną styczność. Gdyby tylko odnalazła się Anais...

- A Ty? Opowiesz mi coś o sobie? Chciałbym Cię bliżej poznać... - zaproponowałem.


> Wichna? :>>

20.10.2020

Od Eve cd Tsuri

 Kapliczka - święte miejsce wolne od złych demonów i czarnej magii. Eve doskonale wyczuwała pozytywną energię płynącą z tego miejsca. Czuła coś jeszcze, inną energię, ale sama nie do końca wiedziała co to. Postanowiła jednak zachować ten fakt dla siebie. Wzięła głębszy wdech i powoli podeszła pod sam ołtarzyk. Skłoniła się i w tej pozycji zaczęła się cicho modlić do znanych jej bogów o oświecenie i ratunek z tej sytuacji. Tsuri przez chwilę jej się przyglądał, leżąc na progu kapliczki. W pewnym momencie ciemna wilczyca przechyliła się w bok i z tłumionym hukiem upadła na ziemię. Duch łasiczki pisnał i zniknął, wylatując przez marmurową ścianę, to nie na jej nerwy.
-Eve?- spytał Tsuri, ale biały basior nie uzyskał odpowiedzi. Wstał więc i podszedł do wadery, po czym szturchnął ją nosem - Eve? Nie wygłupiaj się.- zwrócił się do niej próbując ją ocucić. Nie mógł jednak tego zrobić młoda wilczyca weszła bowiem w stan głębokiego snu. Tsuriemu nie pozostało nic oprócz czekania, aż jego towarzyszka się obudzi. 

*****W śnie*****

Eve stała przed takim samym ołtarzykiem, jak ten przed którym modliła się zaledwie chwilę temu, z tym jednak wyjątkiem, że ten znajdował się na pięknej, równinnej łące. Gdy rozejrzała się dookoła wszystko po chwili zakryły chmury, a z nich wydobył się przyjemny żeński głos. Po ciele Eve przeszedł dreszcz, a w piersi wadera poczuła ciepło, które zaczęło rozchodzić się do wszystkich jej kończyn. 
-Dziecko... - powiedział głos zwracając się do ciemnej wadery- Twa moc się budzi, ona pozwoli Wam wyjść z tej sytuacji.
-Ale... nie wiem jak ją kontrolować, nie mam jeszcze Amuletu - odpowiedziała Eve spuszczając głowę. Nie szukała wzrokiem rozmówcy, wierzyła bowiem, że byłą to któraś z bogiń. Powoli analizowała każde powiedziane do niej słowo. Obawiała się błędów jakie może popełnić, nie chciała swoimi budzącymi się dopiero mocami sprowadzić na nich kolejnych kłopotów. Głos zaśmiał się pobłażliwie
-Wszystko w swoim czasie. Powinnaś już wracać do swego przyjaciela, martwi się o Ciebie.
-A co z tymi demonicznymi krukami? - Spytała zanim obraz zaczął jej się rozmywać. Wszystko się zatrzymało, głos zamilkł a po chwili dodał bez jakichkolwiek emocji
-Skup się na drodze do celu- Wszystko zawirowało zmieniając się w czerń. 

*****W kapliczce****

Eve poderwała się do siadu, łapiąc gwałtownie wdech. Zdeżyał się przy tym głową z Tsurim.
-Of! - stęknął basior i opasował łapą bolące miejsce.
-Przepraszam - powiedziała Eve i również pomasowała głowę. -Chyba wiem już co powinniśmy zrobić, ale najpierw muszę zdobyć Amulet. - powiedziała po chwili patrząc w oczy Tsuriego. 

<Tsuri?>
1.Zmieniłam styl narracji, jak pewnie widać. Uczę się i jednocześnie zastanawiam nad mieszanym trybem narracji, dlatego możesz dać znak, jak Ci to odpowiada. 2.Czas płynie nieubłaganie i zaczęłam sklejać formularz dorosłego, dlatego postanowiłam ruszyć z losem Eve do przodu. Możesz mi w tym pomóc Podpowiem, że Eve szuka fioletowego kolczyka "wkrętki", a konkretnie to z kryształkiem Ametystu. Pozdrwaim ;3

Od Fluffiego do Nuty

 Był to zwykły dzień, kiedy Fluffy spał sobie na półce skalnej w swojej jaskini. Poprzednia noc go ostro wykończyła, gdyż razem z kilkoma innymi wilkami spędził całą noc w bibliotece, poszukując książki o magicznych stworzeniach, którą Shira gdzieś zapodziała. Obudziło go jego burczenie w brzuchu. Wstał i podszedł do półki z zapasami po coś do jedzenia. Były tam różne owoce i zioła. Nie było jednak pożywnego mięsa. Udał się więc do rzek pajęczych, żeby zapolować na coś małego. Zobaczył kilka królików biegających po leśnych ścieżkach,  sarny czające się w trafie i dziwne istoty skaczące po skałach. Nie miał jednak ochoty na gonitwę i wolał coś prostszego do złapania. Wszedł więc do płytkiej, delikatnie płynącej rzeki. Złapał kilka ryb, a następnie sobie je zjadł. Potem położył się na skale i zaczął się suszyć. Po powrocie miał zamiar wrócić w spanko, gdyż nie do końca się wyspał. Jednak nie było mu to pisane. Na ścianie jaskini wisiał przyklejony liścik.


"Witam. Byłam u ciebie, ale nie zastałam cię w środku. Prosiłabym cię, żebyś przyrządził miksturę na kaszel, gdyż ja muszę udać się do brunatnego lasu. Nie będzie mnie do jutra, a mikstura jest potrzebna do wieczora. Gotowy napar zostaw na półce w sklepie wonny".


Basior popatrzył smutno na liścik i postanowił od razu wziąć się do pracy. Nie był może jakimś mega dobrym alchemikiem, ale na lekarstwach się znał. Udał się więc do biblioteki po książkę z przepisami, a następnie do ogrodów pałacowych po potrzebne zioła. Gdy wyciągnął łapkę po kwiaty, usłyszał szelest i kichnięcie. Odwrócił się i zobaczył rudą, puszystą kulkę buszującą w krzaczkach.



<Nuta?> ~Proszę, Nutka. Jest pierwsze opowiadanie ;3

Od Wichny do Aidena

 Przez długi czas przyglądałam się basiorowi z zainteresowaniem. Bardzo wprawnie przygotowywał jedzenie, czego szczerze się nie spodziewałam. Obserwowałam jak dorzuca kolejne składniki i szykuje je do podania. W pracowni zaczął unosić się piękny aromat ziół i pieczonego mięsa. Wilk wydawał się odzyskiwać siły, miałam więc nadzieję, że moje antidotum zadziałało odpowiednio i nie spowoduje żadnych powikłań. Jedyne do mnie zaniepokoiło to ciemna aura, która coraz bardziej wzbierała wokół niego. Nieświadomie zaczęłam mierzyć basiora wzrokiem jakby był obiektem badawczym, jak przez lupę, próbując określić czym dokładnie jest smolista łuna. Nie zauważyłam kiedy on odwrócił się w moją stronę.

Poczułam jakby coś wyrwało mnie z czasu. Przez chwilę nie znajdowałam się już w mojej pracowni, ale w pustej przestrzeni, jakby próżni. Nic nie słyszałam, widziałam tylko zarys smug czarnego dymu, który odczepił się od nieznajomego i podążył za mną. Po chwili zaczęłam słyszeć ciche, syczące głosy, dochodzące to do jednego, to do drugiego ucha. Nie rozlegały się w przestrzeni, tylko jakby w mojej głowie.

Nie raz doświadczyłam już przeniesienia do Otchłani, ale jeszcze nigdy nie wyrwano mnie ze świata tak brutalnie. Przejście zawsze odbywało się po długich przygotowaniach, medytacji, rozmowach z istotami, które miały być moimi przewodnikami albo pomocnikami. Tym razem to było coś innego. Coś wciągnęło mnie na drugą stronę wbrew mojej woli jak zakładniczkę.

Nagle coś dotknęło mojej sierści na grzbiecie i zaczęło przesuwać się w stronę głowy. Poczułam, jak coś śliskiego oplata powoli moje nogi i coraz bardziej się zaciska. Spojrzałam w dół i zobaczyłam czarne, nieprzeniknione macki pochłaniające powoli całe moje ciało. Nie mogłam się ruszyć i zaczęłam panikować. Do głowy przyszło mi tylko jedno rozwiązanie. Jeśli mi się nie uda, prawdopodobnie zginę. Nie chcę tego robić. Muszę to zrobić.

Nabrałam powietrza, o ile można mówić o powietrzu w tym miejscu. Jadowity odór sparzył mi drogi oddechowe jak żrący kwas. Wreszcie wydusiłam z siebie kilka słów, które utknęły w niemej próżni. Macki coraz szybciej mnie oplatały, połowa mojego ciała pogrążyła się już w cieniu. Moje białe futro zamieniało się w popiół.

Zaczęłam zapadać się w nicość.

W ostatnim momencie, kiedy na powierzchni pozostała już tylko moja kufa, poczułam jak coś wyszarpuje mnie z odmętów. Usłyszałam wrzaski, przeraźliwe krzyki i odgłosy rozrywanego ciała. Uścisk zelżał, ale nadal czułam ciężar czarnego cielska. Po chwili i on zniknął. Moim oczom ukazała się znajoma postać, której nigdy nie chciałam zobaczyć w pełni. Ujrzałam stworzenie, które towarzyszyło mi od miesięcy, a które zawsze kryło się w innych formach. Głos, który zawsze słyszałam przy swoim uchu. Zobaczyłam jak unosi kończynę. Wykonał drobny ruch i nagle znalazłam się z powrotem w mojej pracowni.

Wilk wpatrywał się we mnie jakby nigdy nic. Dało się poznać, że w tym świecie nie minęła nawet sekunda. Wzięłam głęboki wdech i z ulgą powitałam świeże, chłodne powietrze. Powoli wypuściłam je z płuc. Spróbowałam sprawiać wrażenie jakby nic się nie stało. Niestety, w ogóle mi się to nie udało. Patrzyłam na basiora jak na wybuchającą gwiazdę, która śle w moją stronę miliardy śmiercionośnych odłamków. On za to złapał ze mną kontakt wzrokowy i czekał aż coś powiem.

- Słuchaj… Jak ty właściwie masz na imię? - zapytałam, otrząsając się. Widziałam, że basior patrzy na mnie jakoś szczególnie.

- Aiden. Przepraszam, zapomniałem, że wcześniej się nie przedstawiłem. Wyglądasz na zmieszaną, coś się stało?

- Nie… Chociaż tak, tak, chyba się stało. Jednak nie wiem jeszcze co. Przypuszczam jednak, że to może mieć związek z tym, co cię ukąsiło. Możliwe, że przeniosło na ciebie coś, jakby chorobę. Obawiam się, że możesz mieć przez to kłopoty.

- O czym mówisz? Przecież to był tylko wąż. Może i jadowity, ale nadal wąż…

- Jeszcze nie wiem co to, naprawdę. Wiem tylko tyle, że zaprezentowało mi przed chwilą próbkę swoich mocy. Jak mówiłam, to może być coś w rodzaju rozszerzającej się choroby, tyle że nie z tego świata. Z tego drugiego, poza osłoną śmiertelności… Nie wiem jak ci to wytłumaczyć, tak żebyś nie uciekł albo nie uznał mnie za wariatkę. Chcę ci pomóc.

Aiden cały czas spoglądał na mnie z niekrytą ciekawością. Mówiłam chaotycznie, może nawet nie powinnam mu wspominać o swoich przeżyciach sprzed kilku minut. Oczywiście nie zamierzałam ujawnić mu wszystkiego, tym bardziej tego kto mnie uratował. Czułam jednak, że musi wiedzieć, że coś może mu grozić.

- Może usiądźmy i zjedzmy - odezwał się - i przy okazji powiesz mi coś więcej?

- Nie obiecuję, ale tak, usiądźmy i zjedzmy.

Aiden postawił przede mną naczynie z jedzeniem, po tym wziął swoją i usiadł naprzeciwko mnie. Wzięłam kilka gryzów w milczeniu. Z zadowoleniem przyznałam, że to, co przygotował było wyborne.

- Może najpierw ty powiesz mi coś o sobie? - zagadnęłam - Wpadłeś tutaj właściwie bez słowa i nie wiem nawet kim jesteś. Chciałabym wiedzieć kogo leczę i z kim jem. - uśmiechnęłam się do niego zachęcająco.


<Aiden?>

19.10.2020

Event z okazji Święta Zmarłych

Droga społeczności! 

Zbliża się święto zmarłych, ale to nie czas by się smucić. W tym roku obchodzimy je na wesoło, czyli jako: Dia Todos los Santos. Czas więc na zabawę wraz ze zmarłymi! Łapcie za farbki i pędzle! Pomalujcie wasze pyski aby przypominały czaszki, przystrójcie się w kwiaty, przebierzcie się za waszych bliskich zmarłych i tańczcie z duchami. Zbudujcie ołtarzyk dla duchów i złóżcie im hołd. Ozdóbcie go w kolorach tęczy, niech to będzie wesoły czas, albowiem czas się radować ze spotkania. Nie zapomnijcie również o wspólnym posiłku! W tym roku polecamy cukrowe czaszki, babeczki i ciasta w  motywie czaszki oraz wiele, wiele innych.  Koniecznie spróbujcie huesos de Santo - czyli marcepanowych kości świętych. 


Ogłaszamy również 2 konkursy z nagrodami, a oto i one:


1. Naj aktywniejszy wilk
Wilk o największej ilości opowiadań wstawionych w czasie trwania eventu zostanie nagrodzony, dzień po jego zakończeniu. Nic trudnego ;3
Wskazówki: W opowiadaniach powinniście zawrzeć wątek święta. Kto wie kim okaże się ten podejrzany przebieraniec zza rogu? Może to ktoś z watahy, a może duch? A może masz szansę złapać złodzieja słodyczy? Odbijesz słodkości, czy przyłączysz się do kradzieży? 
Obowiązkowo: oznacz opowiadanie odpowiednią etykietą "cukrowa czaszka


2. Konkurs plastyczny: "Wilk Dia Todos los Santos"
Wskazówki: masz pomysł na Wilka z makijażem? Może to czas by zaprezentować waszą postać z garścią słodyczy, albo w towarzystwie ducha? 
Obowiązkowo: Wyślij podpisaną pracę na discorda w #twórczość. W opisie podaj imię wilka (nawet jeśli masz ich kilka to tylko jeden wilk dostanie nagrodę) oraz podpisz: "Konkurs". ZGŁASZAMY TYLKO JEDNĄ PRACĘ! 


Event trwa od 20 października do 3 listopada, do godziny 23:59


Tak więc życzymy powodzenia i miłej zabawy ;3

~Administracja

13.10.2020

Od Aidena do Wichny

Wadera stanęła ze świeżym jedzeniem w wejściu i spojrzała na mnie badawczo.

- Przyniosłam Ci jedzenie. - powiedziała. Uśmiechnąłem się lekko.

- Dziękuję, ale niegrzecznie będzie wykorzystywać Twoją dobroć do najedzenia się. W podzięce złożyłem koc i chyba odłożyłem na miejsce. Nie będę Cię dłużej zajmował głupotami. - poczułem się jak idiota, kiedy ogarnąłem, że pogryziony przez węże dotarłem do niej i nawet nie powiedziałem co się stało. Poczułem się jak przegryw. Padłem jak mucha, jak w ogóle to możliwe, że jeden mały wąż omal mnie nie zabił?

- Chyba żartujesz? Nie jesteś jeszcze w pełni zdrowy. Musisz tutaj zostać, zdrzemnąć się, a ja w tym czasie dokonam obserwacji. Muszę jeszcze sprawdzić na przestrzeni doby bądź dwóch w najgorszym przypadku, czy trucizna w pełni została usunięta z Twojego organizmu. Detoksykacja jaką Ci zrobiłam była w pełni uniwersalna, ponieważ nie wiedziałam jakie wąż dokładnie Cię pokąsał. - wadera wyjaśniła mi wszystko po czym w skrócie dodała jak tu trafiłem, nic kompletnie nie pamiętałem.

- Dobrze, ale pozwól, że zrobię w zamian za to jedzenie. Chciałbym się jakoś odwdzięczyć, a mam nawet pomysł na tego bażanta. - uśmiechnąłem się robiąc krok w stronę wadery. Odwzajemniła uśmiech i speszyła się. - Jestem Aiden. Dziękuję za pomoc i opiekę. - ukłoniłam się po czym zabrałem od niej pożywienie i skierowałem się w stronę ogniska.

- Wichna. Jestem Wichna. Gdybyś potrzebował ziół i przypraw to wszystko znajduje się po Twojej lewej na szafce ze szkatułkami. - uśmiechnęła się siadając obok mnie i patrząc na moje ruchy. Zgrabnie zabrałem się za przygotowywanie ruszta z drewna. Po piętnastu minutach składania patyków i gałęzi w idealny kształt wziąłem się za bażanta. Szybko, ale starannie i dokładnie przygotowałem go, zdarłam pióra i usunąłem niejadalne kończyny, z dziobem i głową. Opaliła go delikatnie nad ogniskiem po czym umieściłem na ruszcie. Wcześniej obsmarowali go wywarem z Czarnego Bzu, Orchideii i Miodu, aby nadać aromatu i smaku. W między czasie przygotowałem coś w rodzaju dodatku do mięsa z owoców, które przyniosła Wichna. Musieliśmy odczekać jednak jakieś piętnaście minut, aż mięso osiągnie odpowiedni stopień pieczenia. Nie mogłem popisać się surowym jedzeniem. Wadera uważnie mi się przyglądała, jakbym był jej celem. Od góry do dołu. W końcu odwróciłem się do niej i nawiązałem kontakt wzrokowy. Zrobiło się jakoś... Jakoś inaczej.

Wichna w końcu odezwała się pierwsza...


> Wichna? Wybacz że tak długo to trwało ,praca :c<

Od Aidena do Makreli

- Wyrzuć to z kieszeni, mówię serio. - zaskakujące było to, jak bardzo ciekawa była tych wynalazków. Nie chciałem, żeby komuś stała się krzywda. Warto było zbadać ten teren.

- Ale dlaczego? Przecież to tylko ludzka zabawka! Możemy razem z nią coś pokombinować? Proszę, takie cacka to unikaty! - krzyknęła wręcz z podekscytowaniem, a ja widząc dym unoszący się z kieszeni zamarłem. Boże... Przecież to się zaraz tam zapali...

Nie czekając ani chwili dłużej szybkim i zwinnym ruchem lapy powaliłem waderę na ziemię. Starałem się zrobić to jak najdelikatniej, żeby nic ją przypadkiem nie zabolało i chyba akurat mi się udało, ponieważ teren był bardzo zakrzaczony i trawiasty. Wadera była spanikowana i wystraszona, ale nie próbowała ze mną walczyć. Leżała w bezruchu, jak żuk w momencie zagrożenia czekając, aż odpuszczę. Nie mogłem jednak dać jej się tym bawić. Może z wyglądu jestem potworem, mam grubą skórę, ciemne futro i przeszywające spojrzenie, a moje ukształtowanie i postawa pokazują jakim jestem „nieustraszonym wojownikiem”, ale w głębi od zawsze chciałem tylko spokoju, pokoju i tego, aby nikomu nie stała się krzywda. Ludzie to potwory, a samiczka najwidoczniej tego jeszcze nie doświadczyła...

- Przepraszam, ja... Nie rób mi krzywdy! Już sobie stąd pójdę jeśli wpadłam na Twoje terytorium... - wadera spojrzała na mnie błagalnie, a ja myślałem jak wyjąć dymiące ustrojstwo z jej kieszonki. Dym unosił się coraz bardziej i bardziej nad torbą, aż samiczka spojrzała to na mnie, to na torbę i tak kilka razy, aż zorientowała się dlaczego tak reaguję. Minęła dosłownie chwila, chociaż ta scena dłużyła się z mojej perspektywy okropnie. Jęki przerażenia wadery zmusiły mnie do natychmiastowego reagowania. Złapałem kłami za torbę samicy i najmocniej jak mogłem szarpnąłem nią, żeby rozerwać pas i móc z niej to ściągnąć. Kiedy udało mi się rozerwać solidny pasek torba zaczęła się palić. Wadera oniemiała. Zostawiłem ją w tym miejscu i z płonącym gadżetem ile sił w nogach pobiegłem w las. Omijałem drzewa, krzaki i krzewy, aby jak najdalej od naszej dwójki zostawić ten cały szajs. Czym ona się tak ekscytowała?! - pomyślałem zły na siebie, że pozwoliłem temu tak długo zostać w jej torbie. Upuściłam ustrojstwo w jakiś średniej wielkości wykopany dół i zawróciłem na pięcie bez zatrzymania. Biegłem jeszcze szybciej niż wcześniej. Musiałem dobiec do miejsca naszego spotkania, żeby znaleźć się w bezpiecznej odległości. Kiedy wybiegałam z lasu za sobą usłyszałem dość głośny huk. Wybuchło...

- Nie! Nie! Nie! Pomocy! Tam zginął wilk! - samiczka we łzach w oczach skomlała i nawoływała pomocy, ale z znikąd ratunku. Nerwowo obracała się i szukała kogoś wzrokiem. Kiedy się pojawiłem zamarła.

- Naprawdę myślałaś, że pobiegłem tam z tym, żeby rozerwało mi głowę? - uśmiechnąłem się. Dymiący wrak za nami byl okropnym widokiem w zaistniałej sytuacji.

- Ty żyjesz... Ty żyjesz! - wadera zaczęła skakać i łasić się do mnie, ale łzy nie zniknęły. - Myślałam, że umarłeś w tym lesie! Z moją torbą i tą zabawką i... I moja torba! Pewnie została zniszczona...- samiczka posmutniała wyraźnie wspominając o kieszonce w której schowała palącą się zabawkę.

- Spokojnie, pomogę Ci w zrobieniu, albo dobraniu nowej. Apropo... Chciałbym Cię przeprosić za tę akcję, wiesz... Mam nadzieję, że powalenie łapą Cię nie bolało. Chciałem Ci pomóc, rozumiesz sama. Jestem Aiden. A Ty?


> Makrela, przepraszam że tak długo, ale praca ;c<

10.10.2020

Od Kennego cd Allen

Jak tylko szczeniak odszedł, zawołałem Jasona z którym przed chwilą rozmawiałem. Basior pojawił się przede mną. Skarżył się ostatnio na problemy z Alem. Demon nie potrafił przejąć kontroli nad jego ciałem. Tak na wszelki wypadek postanowiłem mieć go na oku. W końcu to Al był tym co potrafił walczyć. Poprosiłem więc o trzymanie się blisko mnie przez następny tydzień, chyba że będzie poprawa. Wróciliśmy więc do jaskini i poszliśmy spać. Następnego dnia, koło południa udałem się w towarzystwie Jasona do sierocińca. Nie zdążyłem jeszcze wejść do środka, a Allen już skakał dookoła mnie.
-Oszczędzaj siły na trening – powiedziałem, a on zatrzymał się i czekał na mój ruch.
Odwróciłem się i zobaczyłem jak indoraptor obwąchuje Jasona. Spojrzałem na szczeniaka i kiwnąłem głową w stronę dwójki. Młody szybko załapał o co mi chodziło i zawołał do siebie towarzysza. Sprawdziłem czy z wilkiem wszystko dobrze i ruszyłem na polanę. Po dotarciu na miejsce poprosiłem Jasona o przypilnowanie Haxa.
-Nie bój się, on wyczuwa strach i będzie próbował cię odgonić. W razie czego krzycz – powiedziałem i widząc minę wilka zaśmiałem się
Zapytałem szczeniaka czy jest gotowy.
-Dzisiaj trzy ćwiczenia. Pierwsze z nich to bieg. Musisz mnie złapać. - wypowiadając ostatnie zdanie zamieniłem się w sokoła. Allen swoją postawą dał znać, że jest gotowy. Wzbiłem się więc w powietrze i lecąc nisko, co jakiś czas zerkałem w tył. Po kilku minutach biegu, zatrzymałem się i czekałem aż młody doczołga się do mnie.
-Trzeba poćwiczyć nad tym – powiedziałem, kiedy szczeniak usiadł przede mną. Pozwoliłem mu odpocząć i kiedy powiedział, że jest gotowy wróciłem z nim tam gdzie zaczynaliśmy. W tym ćwiczeniu poprosiłem o pomoc Jasona. Basior ukrył się gdzieś w lesie, a zadaniem Allena było znaleźć go i podkraść się do niego. Zmieniając się w sowę, poleciałem za wilkiem. Obserwowałem każdy jego ruch. Chodził z głową przy ziemi, co jakiś czas dźwigając się i rozglądając dookoła. W końcu (przy pomocy) odnalazł on „zdobycz” i teraz musiał tylko podkraść się do niej. Na początku szło mu świetnie. Uważał na każdy krok i nie spuszczał oczu z wilka. Jednak za szybko chciał skończyć i Jason zauważył go. Cierpliwość – trzeba poćwiczyć. Ostatni test to walka. I tu poszło mu najlepiej ze wszystkich. Mimo przegranej zauważyłem wolę walki i nadzwyczajną siłę.
-Na dzisiaj to koniec. Poćwiczymy nad dzisiejszymi problemami i gdy znikną weźmiemy się za następne. A teraz zadanie. Codziennie biegasz z Haxem, bo twoja kondycja płacze.
-Okay – powiedział szczeniak
-Za dwa tygodnie przychodzisz tutaj i ćwiczymy. A teraz wracaj – po tych słowach Allen i Hax poszli w swoją stronę, a ja i Jason w swoją.



Od Allena cd Nashi

 -Wybacz Nashi, ale jestem zmęczony – powiedziałem i po pożegnaniu się udałem się do pokoju, gdzie zasnąłem obok Haxa.
Następnego dnia udałem się na zajęcia na których praktycznie wcale nie uważałem. Po wszystkim niemal natychmiast wybiegłem z budynku i pobiegłem szukać Kennego. Chciałem poprosić go o trening. Zobaczyłem go z jakimś innym wilkiem, jednak kiedy tylko mnie zaóważyli, nieznajomy odszedł, a drugi basior podszedł do mnie.
-Co tutaj robisz? - zapytał i spojrzał na Haxa – robicie? - poprawił
-Chciałem się zapytać, czy mnie potrenujesz?
Wilk zamyślił się i przez dłuższy czas milczał. W końcu się odezwał:
-Dzisiaj nie mam czasu. Ale przyjdź do mnie jutro – uśmiechnął się a ja szczęśliwy spojrzałem na indoraptora który zamruczał. Wróciłem do sierocińca i resztę dnia spędziłem na zabawie z resztą szczeniaków.


<Kenny?>

Od Wichny do Aidena

Stałam i patrzyłam na basiora przede mną. Mówił nieskładnie i ledwo trzymał się na nogach. Szybko wyczułam zbierające się wokół niego cienie, co oznaczało, że jest bliski przejścia na “tamten” świat. Czyjaś śmierć w mojej pracowni to ostatnie czego w tej chwili potrzebowałam! Nagle wilk upadł, jego oczy się przewróciły, ukazując przekrwione białka. Musiałam działać szybko, a nie wiedziałam nawet dokładnie co mu się stało.
Co on bełkotał na wejściu? Że pogryzły go węże? Tak, ale oczywiście nie wiedział jakie… Zdecydowałam się przygotować uniwersalne antidotum i preparat na wzmocnienie organizmu. Przykryłam nieznajomego kocem i rzuciłam się do flakonów ze składnikami na lekarstwa. Sięgnęłam też do szafki z truciznami… Błyskawicznie rozpaliłam płomień pod kotłem i zaczęłam mieszać mikstury. Przepisy znam na pamięć, zresztą w tej sytuacji działałam, opierając się głównie na intuicji i nadziei na to, że uda mi się uwarzyć coś skutecznego. Przez cały czas słyszałam za sobą ciężkie dyszenie basiora. Co i raz zerkałam przez ramię. Cóż, szkoda by było, gdyby taki okaz padł i zmarnował się tak szybko.
Po kilku minutach trzymałam gotowe, jeszcze parujące preparaty. Wzięłam ze stołu dużą misę i nalałam do niej źródlanej wody ze zbiornika przyczepionego do ściany. Podeszłam do basiora i wprawnie wlałam mikstury do jego rozchylonego pyska. Po chwili, gdy zaczął się wybudzać, podsunęłam mu wodę, którą najpierw powąchał, po czym wziął kilka łyków.
- Masz wyjątkowe szczęście, że udało ci się tutaj dotrzeć - odezwałam się, żeby przerwać ciszę. - węże, na które trafiłeś musiały być bardzo jadowite. Nie wyczuwam u ciebie żadnych innych nieprawidłowości. No, może oprócz głodu. Okropnie burczy ci w brzuchu.
Basiorowi wyraźnie ciążyły powieki. Nie odpowiedział, a jedynie spojrzał na mnie, przymykając to jedno, to drugie oko.
- Możesz się tutaj zdrzemnąć. Poszukam czegoś, co mógłbyś teraz zjeść. Radzę ci nigdzie się stąd nie ruszać.
Wyszłam z jaskini i ruszyłam do lasu, z nadzieją, że szybko trafię na coś jadalnego. Na szczęście prędko znalazłam sporo owoców i samotnego bażanta. Zawróciłam do pracowni.
Kiedy weszłam do środka, zastałam tam basiora, siedzącego, już całkiem przytomnego. Zauważyłam, że złożył koc i odłożył go na półkę. Spojrzał na mnie.
- Przyniosłam ci jedzenie. Przy okazji, mam na imię Wichna, mi mi cię poznać - przedstawiłam mu się. Wilk lekko się uśmiechnął.

<Aiden? Sorry, że tak długo>

5.10.2020

Od Allena cd Strażniczka Pełni

-To kto teraz liczy?- zapytała Pełnia i wszyscy spojrzeli na mnie.
Zacząłem się kłócić, jednak jeden na trzech nie miałem szansy. Odwróciłem się tyłem i zacząłem liczyć. Po zakończeniu, rozejrzałem się szybko dookoła, czy nie ma żadnych śladów, które pomogłyby mi, ale kiedy nic nie rzuciło mi się w oczy pobiegłem przed siebie. Długo... i to bardzo długo zeszło mi na znalezienie kogokolwiek. Pierwszą znalazłem Pełnie i to tylko dlatego, że wadera postanowiła mnie wystraszyć, kiedy przechodziłem obok krzaków. Szliśmy razem szukając pozostałej dwójki i rozmawiając o jakiś pierdołach. W końcu znaleźliśmy Moon. Na samym końcu znaleźliśmy indoraptora, który uciął sobie drzemkę na gałęzi drzewa.
-Teraz ja liczę! - krzyknęła Pełnia
-Wybacz, ale muszę iść do Kennego – powiedziałem i zacząłem iść
-Poczekaj, pójdziemy z tobą. – odwróciłem się żeby spojrzeć na waderę, a ta uśmiechnęła się do mnie. Kiwnąłem głową i po chwili była już koło mnie. Szliśmy spokojnie w stronę jaskini basiora. Podczas naszej wędrówki zatrzymaliśmy się tylko raz, bo zauważyliśmy stado pięknych motyli, które wyglądały jakby były zrobione z niebieskiego szkła. Pewnie przyglądalibyśmy się im dłużej, jednak Hax postanowił sobie zapolować i kiedy tylko skoczył w ich stronę, motyle odfrunęły. Dosyć szybko znaleźliśmy się przed jaskinią wilka. Co prawda nie zastaliśmy jego, tylko Jasona. Ten zaproponował, żebyśmy poczekali, bo Kenny ma wrócić za niedługo. Zamiast poczekać na niego przed lub w jaskini, postanowiliśmy przejść kawałek i się zawrócić. I tak cztery raz, aż w końcu pojawił się basior. Szedł dziwnie jakby... kulał? Kiedy podszedł bliżej zauważyłem, że był on ranny. Wyglądał na zmęczonego, ale mimo to kiedy nas zobaczył, uśmiechnął się. Jason spojrzał na wilka i wywarczał coś w stylu „pogadamy o tym później” i zniknął w jaskini.
-Co się stało? - zapytałem
-Nic ważnego – odpowiedział i zmienił temat – co tu robicie?
-Przyszedłem się o coś zapytać, ale już wiem – powiedziałem szybko. Zapytam się basiora o trening jak będzie w lepszej formie.
-Rozumiem... A ty? - spojrzał na Strażniczkę Pełni

<Pełnia? Wybacz, że tak długo>

3.10.2020

Wilczu nowy Demoness

Autor grafiki: Awkwardos


Właściciel: marysia.cocieto27@gmail.com
Imię: Demoness, w skrócie Nes albo Demo
Wiek: 5 lat
Płeć: wadera
Żywioł: Śmierć, Muzyka, Materia, Dusza
Stanowisko: Strażnik Nocny
Cechy fizyczne: Wysoka, szczupła, czarna wadera. Nad ogonem są pióra, A sam ogon przypomina czarną mgłę. Tylne łapy przy stopach posiadają dłuższą sierść. Poduszki są złote. Ma czarny nos. Na głowie są duże uszy. Demo posiada duże i twarde, czarne pazury. Ma bardzo długie łapy. Niektóre części futra są pokryte delikatnymi piórkami. Sierść odstaje prawie wszędzie, jednak wbrew pozorom jest bardzo miękka.
Cechy charakteru: Złośliwa, cyniczna, ironiczna i sarkastyczna- te cztery słowa doskonale opisują Nes. Jednak oprócz tych cech jest jeszcze wybuchowa, impulsywna i uparta. To nie tak, że ma tylko wady, ma też plusy jednak są one ukryte pod grubym płaszczem nienawiści. Gdy się przed kimś otworzy to jest miła, wyrozumiała, dowcipna etc. etc. Długa rozłąka z rodziną i śmierć źle na nią wpłynęły, stara się pogodzić to wszystko i się jej uda, przynajmniej kiedyś. Może kiedy spotka się z bratem wszystko wróci do normy.
Cechy szczególne: Jej oczy zmieniają kolor w zależności od tego co czuje ( zwykle
Lubi: Noc, Śpiewać w nocy i w dzień (Ma piękny głos ale wstydzi się śpiewać przy innych)
Nie lubi: krytyki, ludzi
Boi się: ludzi, odrzucenia
Moce:
- Śpiewem potrafi uśpić, wtedy zostaje wymazana z wspomnień
- Potrafi czytać w myślach
- Może wyjąć z siebie lub kogoś duszę i z powrotem ją włożyć do ciała jeśli tego chce, ale to kosztuje ja bardzo dużo wysiłku i leży potem przez 2 tygodnie (nie wie, że to potrafi)
- Kiedy się wkurza zamienia się w demona (Potrafi się kontrolować)
- Potrafi sprawić, że wyrosną jej skrzydła
- Może wytworzyć coś na kształt cieni, które mogą przekazywać wiadomości albo kogoś zranić
Historia: Pewnego dnia na świat przyszły dwa młode wilczki. Żyły sobie szczęśliwe, aż tu nagle zabili im tatę. Parę dni minęło i zabili mamę, jej braciszek uciekł, a ją porwali ludzie. Żyła sobie u nich do drugiego roku życia, aż nagle ja wkurzyli, ona zmieniła się w demona i ich pozabijała. Uciekła do lasu i zaczęła szukać jej brata. Wpadła na jego nikły trop i ruszyła jego śladem. Po paru dniach weszła na teren watahy i została zaprowadzona przed oblicze tamtejszej alfy, która była szczeniakiem i przyłączyła się do watahy j tak teraz sobie żyje na tych terenach, do dnia dzisiejszego, a jej duch pewnie będzie straszył na tamtejszych terenach.
Zauroczenie: Może znajdzie się ktoś kto będzie potrafił się przebić przez jej cynizm.
Głos: Jej głos ma to do siebie, że dla każdego brzmi tak jak on bądź ona wyobraża sobie najpiękniejszy głos
Szczeniaki: Brak partnera=Bark szczeniaków
Rodzina: Brat Adien, rodziców zabili ludzie
Jaskinia: Południe nr. 4
Medalion: Jej medalion to łuska zmiennoskrzydłego smoka.
Towarzysz: -
Inne zdjęcia:
Kiedy zmienia się w demona: Link
Jak wyrastają jej skrzydła: Link
Stan furii: Link
Przedmioty kupione w sklepie: brak
Dodatkowe informacje: - Jej śmiech jest czarujący, ale niezwykle rzadki. Więc prawie nikt go nie słyszał.
- Kiedy jest w stanie furii lepiej zwiewać, nie potrafi się wtedy kontrolować i może nieświadomie wyrządzić komuś krzywdę (staje się to tylko wtedy, gdy się bardzo boi lub jest straszliwie wkurzona).
- Ma różne rodzaje śpiewu jeden z nich ma specjalną moc (patrz wyżej), a inne są niegroźne.
Umiejętności:
: Siła: 50
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 150
: Zwinność: 150
: Szybkość: 150
:Mana: 100