-Haaziiiin! Obudź sięę! - waliłam basiora łapą po pysku. Nie budził się od 5 minut, a ja nie miałam siły ciągnąć go do medyka. W końcu nie wytrzymałam i z całej siły zdzieliłam go po plecach.
- Nie zbliżaj się do mnie! - wrzasnął, podrywając się nagle. Całym ciężarem ciała zwalił się na mnie, biedną i niespodziewającą się takiej reakcji. Krzyknęłam rozpaczliwie, przygnieciona do podłoża. Szybko obróciłam się jednak na plecy i zepchnęłam z siebie Hazina mocnym ruchem łap.
Otumaniony wciąż coš pokrzykiwał o ataku i nieczystych mocach, ale wreszcie oprzytomniał i spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Co się stało? - zapytał niepewnie.
- Panie miszczu strażaku, wdepnąłeś w trujące węgielki. Co si się śniło, tak poza tym? Bo ja tam miałam tańczące świnki..... - przekrzywiłam głowę z zaciekawieniem.
<Hazin? Sorry za długość, ale tablet..>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz