20.11.2017

Od Royal'a

Biegłem przed siebie, zagłębiając się coraz dalej w leśną gęstwinę. Przedzieranie się przez drzewny labirynt w tym przypadku było uzasadnione, bowiem ucieczka przed wygłodniałym Umarłym o wilczej posturze wymagała sporo wysiłku. Mógłbym stanąć do walki, to fakt. Problem tkwił jednak w tym, że na krótko przed owym spotkaniem stoczyłem bój z pewnym Mieszaniem. To brzmi aż nieprawdopodobnie, aby w ciągu niecałej godziny zostać zaatakowanym przez dwójkę krwiożerczych potworów. No proszę, jakie mam szczęście w życiu! Chyba powinienem zagrać w totolotka. Łapy powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Mój oddech z każdą kolejną sekundą stawał się coraz płytszy, a ja powoli traciłem siły. Najwyraźniej odniesione obrażenia były znacznie poważniejsze niż zakładały moje początkowe przypuszczenia. Zmrużyłem delikatnie oczy, zbierając resztkę swoich sił, aby wytworzyć swoją iluzję. Była słaba, niematerialna, z wyglądu półprzezroczysta, przypominająca nieco cień. Mimo to, wystarczyła, aby zmylić przeciwnika. Upiorny stwór pognał za tandetną imitacją mnie samego, zaś ja opadłem wykończony na miękką trawę. Przede mną rozciągała się rozległa polana, upstrzona barwnym kwiatami. No proszę... Czyżby jakimś cudem to miejsce uchowało się przed siłą jesieni? Intensywny ból w okolicach klatki piersiowej zdawał się tylko pogłębiać. Zacisnąłem powieki, mając głupią nadzieję, że uśmierzy to moje cierpienia. Z trudem przywróciłem się na plecy, ażeby nie podrażniać bardziej rany. Wtem usłyszałem czyjeś kroki.
- Hej - rzuciłem beztrosko, chociaż nawet nie widziałem zbliżającej się postaci. - Jak tam Ci mija dzień?

[ Ktoś? Coś? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz