30.12.2019

Od Shiry CD Tenshi "zabawa w hodowanie" #6

- Musimy się śpieszyć. To już 2 dzień jak się rozłożyli w górach, jutro będą się zbierać pod wieczór. Trzeba będzie lecieć. - oznajmiła Tenshi.
Spokojnie przeanalizowałam to, co powiedziała. Lecieć? Super!
- Lećmy więc! - zawołałam nieco zbyt entuzjastycznie, po czym wbiłam się w powietrze.
Tenshi zaraz uczyniła to samo, żeby nie zostać w tyle. Fajnie się tak leciało z kimś u boku. Trzeba przyznać, że dawno tego nie robiłam. Cudownie było podziwiać widoki razem z waderą. Lecąc nie za wysoko widziałyśmy dokładnie każdy szczegół. Ja dostrzegłam nawet bawiące się gdzieś w dole szczeniaki. Las z góry wyglądał wyśmienicie. Chłodny, zimowy wiatr targał nasze futra ile wlezie, szum jego drażnił wrażliwe uszy. Oczywiście cała droga nie mogła trwać spokojnie.
- Kto pierwszy do tamtej chmury! - krzyknęłam i rzuciłam się w stronę wskazanej chmury.
Zaskoczona i nieco zdezorientowana Tenshi oczywiście nie dała za wygraną, niemal od razu ruszając w pościg. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że będzie taka szybka. No, trafił mi się trudny przeciwnik. Zamachałam silniej potężnymi skrzydłami, ale nie dało to wyczekiwanego efektu. Nadal zostawałam w tyle. Co prawda mogłabym użyć tutaj magii wiatru, ale po co. Nie chciałam oszukiwać. Wysiliłam się na jeszcze większe przyspieszenie. Ha! Jednak powoli ją doganiałam! 
Koniec końców Tenshi i tak wygrała, z impetem wlatując w biedną małą chmurkę. Nie dzieliła nas duża odległość, ale jednak.
- Ha, wygrałam! - wydyszała zadowolona wadera.
Wytknęłam jej język w odpowiedzi, ale na moim pysku wcale nie było widać złości. Obydwie głośno się roześmiałyśmy. 
Później droga mijała jakoś szybciej. Co chwila popisywałyśmy się jakimiś powietrznymi akrobacjami, jedna po drugiej śmigała wywijając pętle czy inne takie. W końcu stwierdziłyśmy, że musimy się kiedyś nauczyć sztuczek od tej drugiej. Nie tak długo potem, nareszcie dotarłyśmy na miejsce. Wylądowałyśmy już dosyć zmęczone. Setki stoisk i tysiące towarów. Tam zabawki, tu broń, jeszcze gdzie indziej jedzienie. Tu i ówdzie przetaczały się czyjeś sylwetki, panował ogólny gwar.
- No, to jesteśmy - rzuciłam w stronę wadery.

<Tenshi?>

29.12.2019

Nowy wilk! Abir


Autor grafiki: [Snow-Body] 


Właściciel: cruise@o2.pl
Imię: Abir, oznaczające 'zapach'.
Wiek: 3 lata. Sam jednak twierdzi, iż gdyby zliczyć przeżyte lata poprzednich jego wcieleń, wyszłoby tego około setki.
Płeć: Basior.
Żywioł: Jego żywiołem jest Energia.
Stanowisko: Nauczyciel Zielarstwa.
Cechy fizyczne: Abir jest wilkiem szczupłym z trochę poniżej przeciętnym wzrostem. Posiada jednak długie łapy, które wizualnie dodają mu ów wzrostu nieco więcej. Jest także właścicielem miękkiego, pofalowanego ogona i dłuższego futra na klatce piersiowej czy szyi. Ma długie uszy, które niegdyś pomagały mu nieco schłodzić się w upalnych promieniach słońca. Mięśnie na jego ciele, choć tak naprawdę znikome, zdają się być w miarę widoczne, a jego sylwetka wydaje się być zadbana przynajmniej w jakimś stopniu. Posiada mimo to widoczne niektóre pary żeber, które jednak niezbyt mu przeszkadzają. Jego ciemne futro przyciągało ciepło, co kiedyś mu bardziej przeszkadzało, teraz jednak jest tak naprawdę na jego korzyść. Lekka sylwetka, jasne oczy, delikatny kształt pyska i sposób poruszania się sprawia wrażenie, jak gdyby ten miał być samicą.
Co do jego umiejętności fizycznych, nie są one zbytnio rozwinięte. Nie jest silny, wręcz przeciwnie, co jest powodem tego, że nie przepada za walką wręcz i zazwyczaj ją odpuszcza. Choć ma naprawdę ostre zęby, zacisk jego szczęk również nie jest mocny, co nie pomaga mu w polowaniu na większą zwierzynę. Nie jest też zbytnio wytrzymały, bywa, że szybko się męczy. Jest jednak bardzo szybki, potrafi rozwinąć naprawdę duże prędkości, a przy tym zachować przyczepność do podłoża i wymijać wszelkie przeszkody na swojej drodze za sprawą swojej gibkości i zwinności, co czyni go idealnym myśliwym, jeśli chodzi o małe, szybkie pożywienie, jak na przykład wszelkiego rodzaju gryzonie i zające.
Cechy charakteru: Jest on wilkiem, który z pozoru sam nie wie czego chce. Cały czas ukrywa swoje prawdziwe oblicze za maską, która, jak jeszcze nie nie zdążył się przekonać, powoduje więcej szkód aniżeli daje jakiekolwiek korzyści. Odrzuca każdą próbę zawarcia z nim przyjaźni zastawiając się tym, iż osoby, które ów przyjaźń chcą mu okazać, nie są ani trochę tego godne. W rzeczywistości jednak jest tak bardzo samotny, co ciągnęło się za nim od naprawdę wczesnego dzieciństwa, że obawia się, iż potencjalnego przyjaciela straci bardzo łatwo ze swojej winy. Nie chce więc zawierać znajomości, by po krótkim czasie je utracić i ponownie zostać samemu.
Wiele osób nazwałoby go bez wahania narcystycznym. Jedynie on, tylko on i wyłącznie on. W rzeczywistości jednak jedynie stara się przypodobać innym. Skoro w końcu jego oczy dostrzegą to, co chcą zobaczyć inni, wtedy będzie dobrze, racja? Cały czas stara się coś w sobie zmieniać, dowartościowywać się na innych, byleby tylko wmówić sobie, że inni faktycznie zaakceptują kogoś z jego wyglądem. On bowiem zupełnie się sobie nie podoba, myśli więc, że skoro on nie potrafi zauważyć w sobie żadnej cechy uważanej za powszechnie ładną (choć być może tylko wydaje mu się, że ów cechy istnieją?), to nikt w nim tego nie zauważy, a wtedy spotka się z jeszcze większym odrzuceniem i samotnością. Nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego tak sobie wymyślił, łącznie z nim samym. Być może za sprawą tego, że nie dostawał wystarczającej ilości uwagi, kiedy był jeszcze zupełnie mały?
Nikt nie nauczył go, jak należy postępować wobec reszty. Podczas witania się z kimś jest zupełnie zagubiony, nie ma pojęcia co robić, co powiedzieć, o czym rozmawiać. Każde spotkanie z wilkiem wykazującym chęć jakiejkolwiek rozmowy z nim powoduje w nim skrycie ciekawość, zafascynowanie ów osobnikiem, zainteresowanie tym, co chce mu przekazać, choć z zewnątrz wychodzi to zupełnie inaczej i sprawia wrażenie, jak gdyby wcale go to nie obchodziło. Kiedy jednak wkręci się w rozmowę, a ktoś zechce poznać go bliżej, z pewnością jego próby zbliżenia się staną się zupełnie natrętne, jak gdyby wciąż był szczenięciem domagającym się uwagi, poszukującym atencji u innych. Bardzo potrzebuje bliskości, wręcz desperacko domaga się jej przy bliższym zapoznaniu. To tylko uświadamia w tym, jak bardzo samotny i pozostawiony samemu sobie był i nadal jest.
Cechy szczególne: Naturalnie jest to dość delikatny, niepodobny do samca wygląd, liczne bransolety ze szczerego złota na trzech jego łapach i niebieskie kwiaty zdobiące jego futro, a także wysoka, ozdabiana obroża. Na jego grzbiecie znajdują się dwie pary oczu z jednym dodatkowym, o niebiesko-czarnej barwie z domieszką złota. Kolejnym znakiem szczególnym jest jego nietypowe umaszczenie głowy, z lekka przypominające czaszkę, a także znak znajdujący się nad jego oczyma. Same jego tęczówki również zasługują na uwagę ze względu na to, iż choć z daleka wydają się być zupełnie białe, z zupełnego bliska zauważyć można tęczowe światełka odbijające się w nich.
Lubi: Do rzeczy tego typu można z pewnością zaliczyć jego złotą, drogocenną biżuterię oraz niebieskie kwiaty wplecione w ogon, o wyjątkowo słodkim zapachu. Dodatkowo lubi podziwiać wschody i zachody słońca.
Nie lubi: Oczywiście być niedocenianym, pozostawionym samemu sobie, nie będąc czyimkolwiek zainteresowaniem. Najmniejszy błąd w nim wywołuje w nim dość spore kompleksy, więc mimo wszystko nie lubi siebie, jak mogłoby się to w końcu wydawać.
Boi się: Pozostania samemu. Choć z reguły odpycha od siebie innych, którzy, jak twierdzi, 'nie zasługują na jego towarzystwo', w głębi siebie nie chce, aby Ci zostawiali go bez niczego przy duszy. Cierpi także na pnigofobię, tj. lęk przed uduszeniem się.
Moce: Nie potrafi zbyt wiele, bardziej nadrabia to umiejętnościami hodowli wszelkich roślin i posługiwania się ziołami. Jedyną jego mocą, którą opanował do perfekcji, teraz jedynie poznając więcej jej zastosowań, jest przekazywanie dobrej czy złej energii innym. Za jej pomocą potrafi diametralnie polepszyć lub zepsuć komuś humor, a efekt działania pod wpływem tej umiejętności nasila się w zależności od tego, jak bardzo ów delikwenta zna. Im lepiej, tym moc działa silniej.
Mocą, której nie poznał i której obawia się używać, bo w końcu źle może się to dla niego skończyć, jest umiejętność dość interesująca. Wiążąc się z kimś, kogo niespodziewanie spotka nieszczęśliwy wypadek i wyląduje na skraju śmierci, Abir może oddać tej osobie część swojej duszy, ratując ją tym samym od śmierci. Od tej pory jest z nią związany do końca swojego życia. Kiedy któreś z tej dwójki zginie, duchowa druga połówka także zwyczajnie umiera.
Historia: Abir urodził się w, jak już można było domyślać się z wcześniejszych opisów i jego wyglądu, Egipcie. Nie mając nikogo z rodziny prócz ojca, szybko zaczął wymykać się spod kontroli. Ciekawy więc świata szczeniak szybko, wraz ze swoim zapałem do poznawania wszystkiego wokół, zostawał gaszony przez odpowiednie służby i wszystkich wokół. Kto, w gorących stronach, gdzie piasek przypalał opuszki łap przy każdym choćby kroku, więc wszystko trzeba było pospiesznie robić nocą, gdzie niebezpieczeństwo czyhało na bezkresnych pustkowiach co krok, miał znaleźć czas na wychowanie młodego wilka czy na zapewnienie mu odpowiedniej nauki? Przywykł więc do tego, że wszyscy wokół robili za niego wszystko, co potrzebne, 'by było szybciej'. Szybko zaczął postrzegać siebie jako kogoś, kto musi spełniać pewne wymogi. Dbał o swój wygląd jak najbardziej mógł, próbując się dowartościować wywyższaniem się nad innymi. Szły za tym oczywiście kompleksy, gdy choć skaza pojawiła się na jego ciele. Zdawał się szczęśliwie żyć dopóki dnia swoich drugich urodzin nie obudził się zupełnie sam. Wilki z 'watahy', jeśli tak można było nazwać tę dość liczną grupę, które kręciły się zazwyczaj wokół, padły trupem w nocy, prawdopodobnie zatrute przez wężowy jad. Odkrył kilka ukąszeń na swoim ciele i był to dzień, kiedy postanowił wynieść się z rodzinnych stron. Podróżował więc przez ogromne, rozległe pustynie zupełnie samotnie, z ubogim zapasem wody i amuletem, który znalazł przy swoim posłaniu tamtego poranka. Odkrył tamtego czasu swoją moc, a także zainteresował się wszelką różnego rodzaju naturalną medycyną. Zaczął hodować zioła i podobne rośliny, które miały pomóc mu w wytwarzaniu kolejnych to interesujących rzeczy. Lekarstwa, trucizny i temu podobne inne środki opanował niemalże do perfekcji. Z czasem, gdy zaczął wkraczać na nieznane mu tereny, prędko odkrył, że pustkowie zaczyna zamieniać się w zupełnie inne tereny. Oczywistym było, że są to tereny Watahy Mrocznych Skrzydeł.
Zauroczenie: Obecnie nie ma nikogo takiego. Nikt nie zdołał wpaść mu w oko jak do tej pory.
Głos: [Alex Turner] 
Partner: Nie posiada, nigdy nie związał się z nikim.
Szczeniaki: Zgodnie z powyższym również nie ma żadnego potomstwa i tak jest, że z pewnej przyczyny nigdy nie będzie posiadał szczeniąt.
Rodzina: Matki nigdy nie zdołał poznać, zmarła w dniu narodzin miotu, wychowywał się wśród służby jedynie z jednym z rodziców u boku. Nie było mu jednak dane nigdy poznać ojcowskiego imienia. Rodzeństwo zmarło tuż po porodzie.
Jaskinia: Snuje się najczęściej gdzieś po terenach watahy, cały czas znajduje nowe nory w których zatrzymuje się na dzień, tydzień, miesiąc. Cały czas jednak gdzieś podróżuje, a wszystkie rzeczy zabiera ze sobą.
Medalion: [Klik] 
Towarzysz: Obecnie brak.
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie:  -
Dodatkowe informacje:
• Jego imię jest imieniem żeńskim w Egipcie.
• Wysoka, przypominająca kołnierz, zatrzaśnięta na metalowe szczęki obroża na jego szyi, jak sam mówi, 'pomaga mu utrzymać szyję i krtań tak, by mógł swobodnie oddychać'. Bez niej także dałby sobie radę, jednak w związku z własną fobią boi się jej zdejmować w obawie, oczywiście, przed uduszeniem się.
• Łatwo z wyglądu pomylić go z waderą.
• Posiada na swoim ciele wiele ukąszeń jadowitych węży, od których pozyskuje w ten sposób jad potrzebny do łączenia z wszelkiego rodzaju mieszaninami z ziół czy mikstur. Jest na niego swego rodzaju odporny w pewnym stopniu.
• Oprócz zielarstwa interesuje się także po części alchemią.
Umiejętności:
• Siła: 50
• Zręczność: 70
• Wiedza: 140
• Spryt: 140
• Zwinność: 150
• Szybkość: 150
• Mana: 100 - 19h

24.12.2019

Świętaaaa ^^

A więc moi drodzy. PRAWDĄ JEST ŻE UMIERAMY ale to nie znaczy że mam całkowicie zapomnieć o rewolucji w styczniu.

A więc

Wszystkim wam życzę weny do bloga w najbliższym czasie oraz samych najlepszych rzeczy!
Wesołych świąt! ^^

21.12.2019

Od Tenshi do Shiry

Chciałam iść na targi. Dokładniej na czarny rynek. Oprócz dziwnych towarów można tam było znaleźć legalnie (lub nie) sprzedawane rasy. To było w sumie jak handel niewolnikami więc legalne być nie mogło. 
- Chcę kupić samca smoka - powiedziałam spokojnie - albo zdobyć. Będąc szczerą na tych terenach nie za wiele smoków posiadamy. W sumie mają własną wolę - wzruszyłam ramionami- niektóre wyhodowane stworzenia chcą czekać lub szukać towarzyszy na terenach watahy. Inne w ogóle nie chcą mieć towarzysza, inne szukają poza watahą, a większość z nich po prostu uważa te tereny jako swój dom. Tak na prawdę nikt ich tu na siłę nie trzyma. Jak chcą, to sobie pójdą. Jedynym warunkiem jest to, że mają mnie o tym wcześniej powiadomić. No, teraz również ciebie. Zauważyłaś że jaskinia hodowlana nie jest za bardzo tłoczna? To dlatego że niektóre sobie po prostu swobodnie latają czy chodzą po terenach. Oczywiście zdarzają się przypadki, gdzie idą bez poprzedniego uprzedzenia... - tutaj przerwałam na chwilę, gdyż zauważyłam że ścieżka jest bardziej kamienista. Westchnęłam wydobywając z pyska kłęby pary. Ni to ciepło, ni to zimno. Powalona ta pogoda. Przez chwilę przez myśl mi przeszło, że ktoś pewnie hoduje sobie wilki, jednak szybko mi ta myśl odpłynęła, wraz z dziwnym uczuciem lekkiej żenady. 
- Chcesz, kupić samca... a co z samicą? - spytała wadera po chwili ciszy. 
- Na watasze obecnie znajdują się tylko dwa smoki - wyjaśniłam - jednym z nich jest samiec. Drugim z nich samica. Tak więc mamy jeden bezpłatny wybór. Już rozmawiałam z waderą od tego smoka, ta z kolei ustalała to ze smokiem. Zgodziła się, pod jakimiś drobnymi warunkami.... - Nie wydawało mi się żeby te warunki były serio "drobne" no ale niech będzie. Wskoczyłam na kamień, by zaraz potem wskoczyć na udeptaną ścieżkę.
- Mogę wiedzieć, jak nazywa się smok i wadera? 
- Samicą jest Lia -mruknęłam węsząc- towarzyszką:Crystal. 
- A
- Musimy się śpieszyć. To już 2 dzień jak się rozłożyli w górach, jutro będą się zbierać pod wieczór. Trzeba będzie lecieć. 

<Shira? Trochę bez planu pisane>

12.12.2019

Od Jasona


Spacerowałem po terenach watahy. Alastair siedział dzisiaj wyjątkowo cicho i trochę zaczynałem się martwić. Ale gdy zdałem sobie sprawę, że zapewne siedzi cicho, bo jest obrażony z tego powodu, że o 3 w nocy obudził nas przemianą bo zachciało mu się pobiegać i nakrzyczałem na niego, stwierdziłem że zaraz mu przejdzie i nie ma panikować. Szedłem ścieżką przez las gdy nagle wyskoczył na mnie Kenny. Wyglądał jak szczeniak, który właśnie dostał na urodziny jakąś zabawkę czy coś... Nie zwracając zbytniej uwagi na basiora kroczyłem dalej.
- Co robisz? - z uśmiechem zrównał ze mną krok
- Spaceruje - odpowiedziałem
- Mogę z tobą?
- Jak chcesz...
I kroczyliśmy razem w ciszy. Co chwile spoglądałem na niego. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale boi się mojej reakcji. Westchnąłem i zatrzymałem się.
- Chcesz coś powiedzieć? - spojrzałem na niego i ten jakby nareszcie zrzucił ciężar który na nim spoczywał zapytał czy może mi zadać kilka pytań na mój temat. Po jego zachowaniu łatwo dało się rozpoznać, że pierwszy raz rozmawia z kimś opętanym. Nie żebym znał wielu takich co już mieli do czynienia, ale ten basior wydawał się najbardziej zainteresowany. Zgodziłem się odpowiadać na jego pytania do momentu aż nie będą zbyt męczące albo intymne. Oczywiście kiedy tylko Al usłyszał o pytaniach od razu zapomniał, że jest obrażony i wyraził chęć wzięcia udziału. Kenny zaprowadził mnie więc do wielkiego kamienia i usiadł na nim, spoglądając na mnie z góry... jak sędzia.
-To moje pierwsze pytanie brzmi czy kłócicie się o kontrolę nad ciałem
-Jeszcze do tego nie doszło - odpowiedziałem - Ale jakby chciał wystarczy krzyż albo woda święcona czy jakiś egzorcyzm i to go osłabi
-A-aha... dobra... Czy myślicie i czujecie to samo?
~Tak jakby. Znam myśli Jasona, a on zna moje. Potrafię wyczuć kiedy jest smutny, albo zły i on również potrafi wyczuć moje emocje. Jesteśmy jednością no! Pomyśl o nas jak o jednym wilku. Jednak fizycznie czuje tylko ta osoba, która ma kontrolę nad ciałem. Dlatego jak jest niebezpiecznie to ja przejmuję kontrole.
-Awwww. Jak to jest kiedy nie jesteś sobą? Znaczy jak drugi ma kontrolę?
-Jakby widzisz wszystko, słyszysz, ale nie czujesz i nie możesz się ruszyć.
~Wyobraź sobie ciemny pokój w którym nie ma nic po za tobą. Masz na ścianie wyświetlany obraz tego co się dzieje teraz. Mniej więcej tak. Nie da się tego dokładnie opisać.
-Okay, czaję... Nie przychodzi mi nic więcej do głowy... Ale jak coś to mogę przyjść i zapytać?
~Pewnie młody, wpadaj kiedy chcesz.
Siedzieliśmy jeszcze słuchając Kennego, który opowiadał jego historię życia i oglądając jak zamienia się w różne stworzenia. Gdy zaczęło się robić chłodniej ruszyliśmy do jaskini. Po drodze spotkaliśmy niedźwiedzia i Alastair przejął kontrolę by nas obronić, ale nie było to potrzebne, bo Kenny zaczął się z nim bawić. Wytłumaczył nam, że świetnie dogaduje się z zwierzętami i żebyśmy wracali, bo on jeszcze chwilę spędzi na graniu w berka i chowanego.
-Możesz wracać do domu Al - powiedziałem i poczułem jak demona przepełnia radość. Po kilku godzinach byliśmy w jaskini i czekaliśmy na Kennego. Kiedy w końcu przyszedł poszliśmy spać.

11.12.2019

Od Shiry CD Vi

- Nic... Znaczy spaceruję... A wy? - zapytała wadera.
- No, my też! - powiedziałam wesoło - nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli byśmy się dołączyły? - dodałam.
Vi wyglądała przez chwilę, jakby się wahała, ale ostatecznie zgodziła się na wspólny spacer.
- Super! - podskoczyłam wesoło.
Szłyśmy sobie powoli, obserwując niebo i otoczenie. Las jesienią był taki piękny! Tyle kolorów, które możnaby wymieniać godzinami, tyle liści, którymi można się świetnie bawić... Właśnie, liście!
- Poskaczmy sobie po liściach! - wypaliłam bez większego zastanowienia i rzuciłam się w pierwszą najbliższą kępę kolorowych liści opadłych z drzew. Tarzałam się w nich jak dziecko, śmiejąc się przy tym donośnie. Zaraz jednak przestałam na chwilę, bo Vi dalej stała w miejscu! Strzepnęłam niesfornego listka, który przyczepił mi się do sierści na głowie.
- Chodź, Vi! - zawołałam - prooooszę!
Zrobiłam w kierunku wadery maślane oczka.
- No nie wiem... - mruknęła Vi, jakby bez przekonania.
- Dawaj!
Zaczęłam machać mocno skrzydłami, pomagając sobie przy tym odrobinkę magią wiatru, aby rozrzucić trochę liści. I zadziałało, najróżniejsze liście zaczęły fruwać naokoło białej wadery. Na szczęście nie musiałam już dłużej jej prosić, bo po chwili skoczyła ze śmiechem w moją stronę. Jej, udało się! Obie bawiłyśmy się jak głupie, w końcu nawet Rayla się do nas przyłączyła. Jakiś czas później zrobiłyśmy sobie małą przerwę, aby choć trochę odsapnąć.
- I co, warto było, prawda? - uśmiechnęłam się.


<Vi?>

Od Shiry CD Tenshi "zabawa w hodowanie" #5

- Może...? - zaśmiałam się cicho, rzucając spojrzenie waderze.
Nie czekając, czy Tenshi coś odpowie, bezceremonialnie wepchałam się do środka. Jednak wchodząc, zatrzymałam się, aby jeszcze chwilkę popatrzeć na te małe śpiące stworzonka. Były takie urocze! W dodatku, wyglądały na bardzo mięciutkie. Przez chwilę walczyłam ze sobą, aby nie podejść i nie pomiziać ich na pewno bardzo puszystych futerek. Nie Shira, daj im spać. Kiedy jeden z nich ziewnął, nie mogłam się powstrzymać przed cichym "aww".
- Chodź już - popchnęła mnie nagle Rayla, wyrywając mnie z zachwytu.
Spojrzałam się na nią morderczo, ale posłusznie weszłam do środka. Tenshi już czekała.
- Toooo... Co robimy? - zapytałam, podchodząc bliżej.
- Będziemy hodować smoki.
- C-co?
- Noo, smoki - odpowiedziała, jakby to było oczywiste.
- Ale smoki? Tak od razu smoki?
Wadera energicznie pokiwała głową i wyciągnęła mnie pospiesznie z jaskini. Rayla widząc to, ruszyła za nami. Słońce wciąż było niezbyt wysoko na niebie, jednak nie dawało wystarczającego ciepła. No ale, w końcu jesień jest, zima się zbliża. Lubię zimę.
Z zamyślenia wyrwał mnie kamień, o którego nieomal się potknęłam. Zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem gdzie idziemy, więc postanowiłam zapytać:
- A tak właściwie to gdzie się wybieramy?


<Tenshi? Wybacz, że taki gniot. I że taki krótki. I że tyle musiałaś czekać...

Od Vi cd Robin



Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się.
- Jestem Vi, szaman. Przepraszam za wcześniej... chwila załamania.
- Rozumiem - odpowiedział Robin.
- Co tu robisz o tak późnej porze? - zapytałam spoglądając na jezioro z którego przed chwilą wyskoczyła rybka, by po krótkiej chwili ponownie zniknąć pod powierzchnią wody. - Może to tereny watahy, ale kręci się tu dużo nieprzyjaznych stworzeń...
- Zgubiłem się - odparł trochę ciszej
Odpowiedziałam mu, że to nic ponieważ ja również dalej się gubię bo tereny watahy są tak duże i jak się chce zwiedzać to lepiej z kimś. Zaproponowałam mu również pomoc w odnalezieniu domu. Było już ciemno, niebezpieczeństwo mogło się kryć na każdym kroku, a idąc razem byłoby troszkę bezpieczniej. Robin jednak odmówił dając do zrozumienia, że gdybyśmy znaleźli jaskinię, to musiałabym wracać sama. Ja jednak odparłam, że lepiej znam teren więc żeby się nie martwił bo trafię do swojej jaskini, unikając niebezpiecznych miejsc.
- Jak nie to będziemy tu siedzieć i marznąć a zaraz pewnie staniemy się pożywką dla jakiś demonów, albo dziwnych stworzeń które się tu kręcą... O! Kenny ostatnio mówił, że widział Wendigo!
Basior po chwili zastanowienia się zgodził się. Uśmiechnięta i zadowolona z siebie, że nareszcie mogę pomóc ruszyłam za wilkiem, który skierował się w stronę z której wcześniej przyszedł. Nie będąc pewna o czym mogę rozmawiać z Robinem, szłam w milczeniu. Mogę powiedzieć, że czułam się pewniej idąc z kimś, jednak dalej reagowałam na każdy dźwięk. Sama siebie nastraszyłam mówiąc o potworach i demonach. W pewnym momencie potknęłam się o coś i zdenerwowana przystanęłam. Skupiłam się na przestrzeni przede mną i już po chwili znalazł się tam świetlik. Robaczek ten mało oświetlał więc skupiłam się bardziej i po chwili wokół nas latała mała chmurka świetlików. Teraz lepiej! Widziałam wszystko co było przed nami i co najważniejsze co mam pod łapami.
- Gratuluje, że nareszcie na to wpadłaś - powiedział jeden z głosów
Na ten komentarz jedynie wywróciłam oczami i wznowiłam marsz. Postanowiłam przerwać ciszę zadając pytanie i tak po chwili zaczęła się całkiem ciekawa rozmowa o wszystkim i niczym, która została przerwana przez ryk. Oboje się zatrzymaliśmy, a ja zniszczyłam iluzję. Teraz nie widziałam kompletnie nic. Staliśmy chwilę, chcąc upewnić się czy jest bezpiecznie. Niczego więcej nie usłyszeliśmy. Przywróciłam więc iluzję, jednak nie była ona tak mocna jak przed chwilą i co chwilę jakiś robaczek to znikał, to pojawiał się. Im dalej szliśmy tym bardziej byłam zmęczona, aż w końcu moja moc całkowicie się wyczerpała i świetliki zniknęły. Najgorsze było to że przez ciemność nie wiedziałam nawet gdzie jesteśmy.
- Dobra, nie mam już więcej mocy i nie mam pojęcia gdzie jesteśmy - przyznałam - trzeba coś wymyślić... Jakiś pomysł?

<Robin?>

3.12.2019

Od Robina CD Vi


Zastrzygłem uszami, słysząc śpiew niosący się gdzieś z oddali. Zamknąłem na chwilę oczy, wsłuchując się w piosenkę. Wiedziony ciekawością rozpocząłem poszukiwania osobnika odpowiedzialnego za ten utwór. Nim jednak zdążyłem to zrobić, wszystko ucichło. Spojrzałem na pożółkłe korony drzew. Złote liście błyszczały w niczym niezmąconym blasku księżyca. Czas o tej porze roku mijał tak szybko, że nie zdałem sobie nawet sprawy z tego, kiedy dzień ustąpił miejsca nocy. Rozejrzałem się wokół i doszedłem do niezbyt przyjemnego wniosku, że tak właściwie nie mam pewności co do swojej obecnej pozycji. Zachciało mi się wieczornych spacerków po ledwo znanych mi terenach i oto rezultat tego działania. Zamknąłem oczy i wypowiedziałem słowa, których nauczyła mnie stara szamanka spotkana przeze mnie kilka lat temu. Otworzyłem oczy. Jak jednak powinienem był się spodziewać, po duchach tego lasu nie było ani śladu. Te leśne istoty bywają bardzo kapryśne i psotne. Sprawy nie polepszał fakt, iż byłem nowy w tym lesie, jego magiczni domownicy nie musieli zechcieć przybyć na moje wezwanie. Westchnąłem ciężko. Nie miałem innego wyboru, jak tylko samemu odnaleźć ukrytą gdzieś jaskinię. Nim jednak ruszyłem, spostrzegłem małego duszka przyglądającego mi się zza drzewa. Może jednak las nie pozostał całkowicie głuchy na mojego wezwanie. Powoli podszedłem do stworzonka.
- Hej. - Przywitałem się. - Starałem się mówić cicho, tak by go nie spłoszyć. - Zechciałbyś mi pomóc?
Istotka skinęła przytakująco głową.
- Wskazałbyś mi drogę do domu? - Zapytałem.
Duszek ponownie skinął głową i zaczął biec. Natychmiast ruszyłem za nim. Malec miał wskazać mi drogę do domu, ale nie odnosiłem wrażenia, abyśmy faktycznie się do niego zbliżali. Zamiast tego zacząłem słyszeć ciche niejednostajne pluski wody. Zatrzymaliśmy się na skraju lasu tuż przy jeziorze.
- Jeśli chcesz mnie zabić to szybko. - Usłyszałem.
Spojrzałem na wilczycę, która wypowiedziała te słowa. Nie wyglądało na to, aby był tam ktoś prócz nas, czy mówiła więc do mnie? Spojrzałem na duszka, który mnie tu przyprowadził, jednak już go obok mnie nie było. Tak typowe dla tych figlarnych istotek. Podszedłem bliżej wilczycy.
- Obawiam się, że byłoby to niezgodne z pełnioną przeze mnie funkcją. - Powiedziałem, siadając obok.
Samica wzdrygnęła się lekko. Spojrzałem na taflę wody, w której odbijało się nocne niebo. Jedynie pluski ryb mąciły panującą wokół ciszę. Po chwili milczenia samica spojrzała w moją stronę. Dopiero teraz dostrzegłem jej zupełnie czarne oczy i czerwoną ciecz wypływającą spod powiek.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem, gdyż w połączeniu z dość smukłą sylwetką wilczycy wzbudziło to we mnie niepokój.
- Tak. - Odparła dość nieśmiało samica.
- Czy to... - Zacząłem, wskazując na oczy wadery, choć nie miałem nawet pewności czy mnie widzi - ...normalne?
- Tak, nic mi nie jest.
Skinąłem głową na znak, że rozumiem. Ponownie nastała chwila ciszy.
- Mam na imię Robin, jestem tu nowy. A Ty?

<Vi? Nie można nazwać go szczególnie taktownym, ale mam nadzieję, że nie zraził już kogoś do siebie w ten sposób XD>

25.11.2019

Od Vi


Kolejny nudny i spokojny dzień. Odwiedził mnie tylko Kenny, który w poszukiwaniu nowych znajomości w watasze (mówił że czuje się samotny i chce nawiązać nowe przyjaźnie). Zapytał czy może popatrzyć na to co robię. Pomógł mi nawet w układaniu składników do odpowiednich szufladek. Przed wyjściem zaproponował mi żebym poszła z nim poszukać nowych przyjaciół, ale wystraszona tą propozycją odmówiłam. Ten szybko zniknął mi z pola widzenia i mogłam wrócić do swoich obowiązków, czyli czekania na jakiegoś nieszczęśnika... Niestety (lub na szczęście) rzadko ktoś potrzebował pomocy. Po kilku godzinach czekania, zasnęłam. Obudziłam się z myślą pójścia nad jezioro. Dawno tam nie byłam, a zapewne jesienią jest tam pięknie. Ruszyłam więc przed siebie. Jak wiadomo jesienią bardzo szybko robi się ciemno i krótko mówiąc nie widziałam nic. Szłam powoli spoglądając w niebo na gwiazdy i księżyc, co było błędem bo potknęłam się o wystający korzeń. Po tym wydarzeniu już mnie nie obchodziło co jest u góry i jak pięknie to wygląda, tylko szłam prawie przy ziemi uważając na każdy obiekt od liści po kamienie znajdujący się na mojej drodze. Wyglądałam jakbym się skradała, co mogło być złym pomysłem, bo ktoś omylnie mógł pomyśleć że chce zaatakować, ale nie chciałam ponownie wylądować pyskiem na ziemi. W końcu bez innych wypadków czy niemiłych spotkań dotarłam do jeziora. Rozejrzałam się dookoła by upewnić się czy jestem sama. Usiadłam blisko jeziorka i spoglądając na taflę wody w której odbijał się księżyc zaczęłam śpiewać piosenkę. Brakowało mi tego. Po zakończeniu utworu skuliłam się i nie miałam zamiaru wstawać... nawet po tym jak usłyszałam że ktoś jest nie daleko. Jakoś te wszystkie bolesne wspomnienia wróciły i łzy same pchały mi się do oczu.
- Jeśli chcesz mnie zabić to szybko - powiedziałam nie wiem nawet do kogo. Mogła to również dobrze być jakaś sarna, albo wiewiórka. Nie chciałam jednak wykonywać żadnego ruchu. Muszę tylko odgonić te złe myśli i tyle. Do tego czasu poleżę sobie i popatrzę w tafle wody. Znaczy taki miałam zamiar, gdy nagle poczułam, że coś/ktoś jest coraz bliżej.
<Chce ktoś dokończyć?>

24.11.2019

Nowy wilk! Robin



Właściciel: anako [howrse/ doggi]
Imię: Robin
Wiek: 6 lat
Płeć: Basior
Żywioł: Natura
Stanowisko: Nauczyciel zielarstwa, Medyk
Cechy fizyczne: Wysoki, a jednocześnie proporcjonalnie zbudowany wilk. Mięśnie widoczne, aczkolwiek nie są wyraźnie podkreślone. Ciało wilka porasta gęsta i niego kręcona sierść. Wyraźnie dłuższa na karku i ogonie. Znaczna część futra wilka ma kolor czekoladowy. Wyjątkiem od tej reguły są skarpetki na przednich łapach oraz kark, z którego nieco spopielała, biała barwa sierści ciągnie się przez klatkę piersiową aż do podbrzusza. Prócz tego, miejscami na sierści występują plamki o barwie mieszające oba kolory. Oczy samca są zielone, z charakterystycznymi złotymi obwódkami wokół źrenic.
Cechy charakteru: Początkowo Robin może wydawać się dość trudnym w obyciu basiorem. Nie jest zbyt gadatliwy, bardzo rzadko się uśmiecha, często daje wrażenie znudzonego i ignorującego to, co się do niego mówi. Gdy jednak komuś uda się przetrwać początkowy chłód, jaki roztacza wokół siebie ten wilk, okazuje się, że jest on naprawdę sympatyczny. Chętnie utnie sobie z tobą pogawędkę na niemal każdy temat i poda pomocną łapę. Podniesie na duchu dobrym słowem lub też zwyczajnie dotrzyma towarzystwa. Z czasem dostrzeżesz nawet częstszy uśmiech na jego pysku. Robin ma tendencje do duszenia w sobie wielu rzeczy i niechętnie mówi o swojej rodzinie czy relacjach ich łączących. Ze swoimi problemami woli sobie radzić sam i ciężko mu przychodzi proszenie innych o pomoc. Basior bywa też nieco przewrażliwiony, doszukując się spisków przeciwko sobie tam, gdzie ich nie ma. Do większości wilków w watasze pozostaje neutralny. Bliżej zaznajomione z nim wilki mogą u niego zauważyć wahania nastroju, zdarza się, że na nawet niewielkie kłamstwa lub nawet niewielkie nadszarpnięcie zaufania reaguje złością. Z tego właśnie powodu basior dość niechętnie wchodzi w jakieś znajomości, zdaje sobie sprawę, że jest wielu, których zwyczajnie będzie to męczyć.
Cechy szczególne: Dość rzucające się w oczy nieco pstrokate ubarwienie. Poza tym dość widoczne blizny na uszach towarzyszące mu już od dziecięcych lat.
Lubi: Basior bardzo ceni sobie spokój jaki daje mu natura, nie pogardzi przy tym jednak towarzystwem kogoś znajomego. Samiec ma też ciche zamiłowanie do nocnych spacerów, zwłaszcza w bezchmurne noce.
Nie lubi: Robin bardzo nielubi przebywania w zatłoczonych miejscach. Powoduje to u niego dyskomfort psychiczny i stara się wystrzegać takich sytuacji jak ognia.
Boi się: Niezrozumienia i brata.
Moce:
• Potrafi doprowadzić do bardzo szybkiego wzrostu roślin.
• Czasem może spojrzeć w przeszłość poprzez pamięć drzew.
• Może przywoływać leśne duszki do pomocy
Historia: Spory fragment życia, przeplatany cienkimi nitkami szczęścia, o którym basior raczej niechętnie się wypowiada. Urodził się w dość sporej watasze zamieszkującej częściowo pustynne tereny. Pierwszy rok życia minął mu dość spokojnie, nie mógł narzekać na ten okres swojego życia. Z czasem jednak wszystko stało się znacznie mniej sielankowe. Robin nigdy nie był szczególnie towarzyski, jednak z wiekiem jego samotnicze zapędy zaczęły coraz bardziej oddalać go od pozostałych. Zaczęto uznawać go za dziwaka, jak więc można się domyślić, musiał się mierzyć z gnębieniem oraz wyzwiskami ze strony innych, także własnego brata, który nie szczędził mu kąśliwych uwag oraz bardzo chętnie wykorzystywał Robina do pokazania swojej siły. Jedynym kto w tamtym czasie tak naprawdę przejmował się samcem, była jego kuzynka. Samica jako jedyna reagowała na przemoc, którą inni stosowali w jego kierunku. To ona była tym, co pomimo niesprzyjającego otoczenie trzymało go w rodzinnej watasze tak długo. Z czasem jednak czara goryczy się przelała. Basior nie mogąc wytrzymać ciągłego poniżania, oddał bratu i uciekł, bojąc się konsekwencji płynących z popełnionego przez siebie czynu. Biegł, póki nie zabrakło mu tchu. Bał się tego, co może zrobić jego brat, gdyby ten jednak postanowił wrócić. Nie zostało mu więc nic innego jak pójście przed siebie. Ta bezcelowa tułaczka zajęła mu blisko 3 lata. W tym czasie zatrzymał się w kilku watahach, w żadnej z nich nie udało mu się jednak zagrzać miejsca na dłużej. Nie do końca wiadomym jest dlaczego, gdyż wilk nie mógł narzekać na krzywdzące zachowanie ze strony innych. Mimo to odchodził i wędrował dalej. W ten sposób w końcu dotarł do WMS, któż wie, czy to właśnie w tym miejscu nie zdecyduje się zostać już na zawsze.
Zauroczenie: Nie lubi dzielić się takimi informacjami.
Głos: Alex Nackman - Follow Your Star 
Partner: -
Szczeniaki: -
Rodzina:
• Petrel i Vinni - Rodzice. Pomimo iż wielokrotnie powtarzali iż kochają Robina nigdy nie byli w stosunku do niego jakoś szczególnie opiekuńczy czy choćby wspierający.
• Kion - Brat wilka z jednego miotu. W młodym wieku często znęcał się na Robinem, nic więc dziwnego, że nie są obecnie w najlepszych stosunkach.
• Evie - Młodsza siostra. Niewiele można powiedzieć o niej i jej relacji z Robinem. Samiec odszedł z domu jakieś kilka tygodni po jej narodzinach więc nie mieli okazji dobrze się poznać.
• Sonya - Kuzynka oraz najlepsza przyjaciółka Robina, w młodym wieku często spędzali razem czas i są ze sobą bardzo związani.
Jaskinia: Nieduża i prosta jaskinia. Składająca się z trzech pokoi. Dwóch niewielkich, pełniących kolejno rolę sypialni oraz magazynu oraz ostatniego, zdecydowanie większego pomieszczenia służącego za salon. Całość jest raczej skromnie urządzona. Samo wejście do jaskini ukryte jest wśród skupiska nieco przerzedzonych krzaków.
Medalion: Jego medalion nosi postać szerokiej, skórzanej bransolety z metalowym zdobieniem w kształcie drzewa.
Towarzysz: -
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: -
Dodatkowe informacje:
• Pomimo iż samcowi zdarza się uśmiechać, już od kilku lat nikt nie widział aby ten się śmiał.
• Z biegiem czasu jaki spędzał na nauce zielarstwa jego organizm uodpornił się na część trucizn.
Umiejętności:
: Siła: 90
: Zręczność: 110
: Wiedza: 220
: Spryt: 160
: Zwinność: 100
: Szybkość: 100
: Mana: 20

16.11.2019

Dd Nadara do Mazikeen

Szkło rozprysło się o kamienie, kiedy fiolka po krótkim balansowaniu na półce, wreszcie spadła. Migocząca ciecz rozpłynęła się, wnikając w szczeliny pomiędzy głazami. Nieduży, zbity z praktycznie trzech kawałków drewna kredensik drgał jeszcze przez moment, poczym z powrotem znieruchomiał. Obok niego, na sztywnych, nadal drżących nogach, dysząc i przeklinając się w duchu, stał basior. W chwili gdy pojemnik turlał się po półce, Nadar wbił w nią wzrok, wiedząc, że już nie zdąży jej złapać. Nie zdążył. I cały czas patrzył w to samo miejsce. Substancja zaczęła powoli wypalać kolejne źdźbła trawy, które stawały jej na drodze.
- Oddychaj… - Nadar wypuścił głośno powietrze z płuc. Przecież wcale w jednej chwili nie stracił kilku tygodni pracy. I oczywiście stworzył tylko jedną dawkę specyfiku przez niedostępność surowców. Jak mogłoby być inaczej, o ironio?
Basior ostrożnie przekroczył stróżkę żrącego płynu i stanął przed prostą szafką, którą kilka dni wcześniej przyciągnął do leża. Ktoś musiał wcześniej wyrzucić ją na obrzeża lasu, choć nie mógł sobie przypomnieć, żeby którykolwiek z wilków z watahy robił takie rzeczy. Zamyślił się na chwilę.
- Coś cię gryzie? – usłyszał głos, dobiegający zza jego pleców. Obrócił się, ale nikogo nie dostrzegł. Nie odpowiedział.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak.
Nadar nie wiedział kto do niego mówi, ale nie miał ochoty na żarty. Co prawda zdarzało mu się rozmawiać z demonami, ale one nie martwiły się o jego problemy życiowe. Nie zdziwiłby się, gdyby troska okazała się podstępem.
- Tygodniami pracowałem nad nową recepturą lekarstwa, ale wszystko poszło na marne… - odpowiedział w końcu.
- Lekarstwa? Przecież to twoje „lekarstwo” wyżarło całą trawę na około! – głos się zaśmiał.
- W odpowiedniej dawce wszystko może być lekarstwem… - odpowiedział niepewnie. Basior nie lubił zagadek ani sytuacji, nad którymi nie panował. Po chwili dostrzegł kątem oka jakiś kształt, nieco mniejszy od przeciętnego wilka. – Kim jesteś?
- Jestem tobą, ale i kimś inny.
- Nie lubię zagadek. Nie mam na nie czasu. – zebrał kilka niezbitych fiolek, które ocalały przy upadku.
- To nie zagadka – postać roześmiała się – Musimy się w końcu poznać – Słychać było wyraźnie, że mówiąca się uśmiecha..
- Nie wiem kim jesteś i nie mam na ciebie czasu. Odejdź.
- Dobrze, mogę sobie pójść, chociaż tylko przechodziłam… - w uszach Nadara rozbrzmiał inny głos, żywszy i bardziej wilczy. Obejrzał się i spojrzał na wychylającą się zza skały waderę. Speszył się.
- Przepraszam, nie mówiłem do ciebie. Kim jesteś?
<Mazikeen?>

11.11.2019

Nowy basior Velganos




Właściciel: che.bloody@gmail.com
Imię: Velganos; w skrócie: Velg
Wiek: Niewspółgrający z młodym, zdrowym wyglądem; Gdy go zapytasz, powie, że ma około może pięciu lat. Żyje jednak zdecydowanie dłużej. Czasami wydawać by się mogło, że za długo. Okrutna, powszechnie niechciana starość dotyka tylko jego ducha i mentalności.
Płeć: Basior
Żywioł: Nie często się przyznaje, ale – MROK i CZARNA MAGIA. CHAOS oraz ŚMIERĆ. Potencjalny odbiorco – nie zagłębiaj się w to, nie ryzykuj.
Stanowisko: Strażnik Nocny; Zabójca; Wojownik; Pretenduje na Dowódcę Wojska ze względu na żołnierską przeszłość i służbę oraz bagaż krwawych, wojennych doświadczeń.
Cechy fizyczne: Masz dobre ślepia? To dobrze patrz. Velganos jest dużym i masywnym wilkiem. Mięśnie przy niemalże każdym, nawet najmniejszym spięciu, uwydatniają się, podkreślając spory gabaryt; Dzięki wielkim łapom, ma siłę i energię. Powiedziałbyś wręcz – kawał bydlęcia. Ale – nie biega za szybko. Coś za coś. Basior z krwi i kości. Charakteryzują go również mocne szczęki o stalowym zacisku i twarda czaszka, która przyjęła na siebie już niejeden porządny łomot [prawdopodobnie bez żadnych złamań i pęknięć na szwach]
Cechy charakteru: Poznaj, zaprzyjaźnij się  - zobaczysz. A nóż warto. Zniechęć do siebie, , zawrzyj wrogi pakt – szybko przekonasz się, że tu już nie warto. Zadzior, indywidualista, buntownik. Nie myśl o nim źle, nie oceniaj książki po okładce [wilka po futrze]. Cechują go dobro oraz waleczność. Nigdy nie zdradza. Czy to na służbie, czy w prywatnych relacjach. Wie co to honor.
Cechy szczególne: Wyjątkowo gęsta czarna sierść; błyszczące ślepia w kolorze głębokiego bursztynu; niewidoczny na pierwszy rzut oka tatuaż na tylnej łapie po wewnętrznej stronie – znak, symbol z okresu wojny; jeśli zechcesz, kiedyś na pewno o tym opowie.
Lubi: Naturę, spokój i wolność; ta – zawsze i wszędzie, w każdym metafizycznym aspekcie
Nie lubi: Jak się nawdycha grzybów halucynogennych
Boi się: Oprócz – czasami – samego siebie, to istnieje taka rzecz
Moce, umiejętności: Nie chwali się nimi, używa w momencie ostatecznej konieczności. Zamieszkujący serce mrok to potężna, nieodwracalna, czasami przez niego samego niechciana siła. Wypaczona, czysta energia, niosąca zło, spełniająca najgorsze sny. Chaos działający jak narkotyk. Zakopał go w sobie i ani myśli brudzić się łapami w tej przeklętej, nekromanckiej ziemi. Velganos potrafi stworzyć tak zwaną Osnowę – rzeczywistość stworzoną z całkowicie niewidzialnej energii psychicznej pochodzącej z uczuć, myśli i pragnień wszystkiego, co żyje. Kiedy Osnowa zagości w umyśle potencjalnego nieszczęśnika, jego równowaga zostaje zachwiana i tworzy się nikczemny, wyniszczający duszę Chaos. Basior nie korzysta z tej praktyki. Nie chce jej, nie przyznaje się, traktuje jak klątwę. Z chwalebnych umiejętności to zdolność szybkiej regeneracji ran i głębokich uszkodzeń ciała.
Historia: [autor obiecuje, że uzupełni z czasem :]]
Zauroczenie: brak
Partnerka, szczeniaki, rodzina: brak
Jaskinia: Rozległa, jeszcze do końca nie odkryta, wysoko na wzgórzu
Towarzysz: brak

9.11.2019

Stormy opuszcza... a może jednak nie?

Stormy idzie do adopcji. Można będzie sobie ją przerobić i stworzyć z niej własną postać. Znajduje się aktualnie w specjalnej zakładce.

5.11.2019

Od Jasmine "Fioletowy odcień światła"

- Proszę, oto świeczki z wosku pszczelego, tylko się nie poparz ofiaro żyia. I umyj pysk, bo masz polepiony do miodu - ponownie sarknął basior cynicznnie się uśmiechając
Pfff - niezauważalnie zaczerwieniając się, Jasmine oblizała swój pysk, aby pozbyć się lepkiej substancji. Następnie zpowrotem odwróciła się pyskiem do basiora.
- Pff, każdemu się mogło zdarzyć ubrudzić, miód jest lepki i się lubi kleić do wszystkiego
- Zwłaszcza takiej oferime jak ty - bezczelnie odpowiedział Seikatsu
- A spierdalaj buraku - warknęła wadera ponownie się czerwieniąc
- Oo nie bo się obrażę - wilk dramatycznie się zatoczył
- Widzisz tę patelnię? Zaraz przybierze ona kształt twojej głupiej miny pod wpływem mocnego zetknięcia się z twoim głupim pyskiem
- Oj nie denerwuj się pysiaczku - zaakcentował ostatnie słowo
- Pomysł z patelnią coraz bardziej mi się podoba
- A mi mniej, wolę równy pojedynek
- A patelnia to oszukajstwo?
- Tak.
- Ale to by wyrównało nasze siły biorąc pod uwagę to, że jesteś większy
- Ale to by wciąż było oszustwo - przedrzeźnił początek zdania basior
- Ale to by było bardziej sprawiedliwe
- Ale to by oznaczało twoje większe szanse
- Ale to by ma oznaczać moje większe szanse
- Ale to by wciąż było oszustwo
- Ale to by bez patelni oznaczało Twoje większe szanse
- Ale to by bez patelni oznaczało wyrównane szanse
- Ale to by bez patelni to by było tak kiepsko
- Ale to by bez patelni to by było tak sprawiedliwie
- Ale to by bez patelni to by było tak bez szans dla mnie
- Ale to by bez patelni to by oznaczało że z patelnią posługujesz się lepiej, co z kolei oznacza że jesteś kurą domową
- Ale to by bez patelni to by... CZEKAJ CO. NIE PORÓWNUJ MNIE DO TEGO MARNEGO PTAKA.
- Ale to by bez patelni to by... hm, a co jeśli jesteś marnym ptakiem?
- Ale to by bez patelni to by phi, sam jesteś marnym ptakiem
- Ale to by bez patelni to by ptaka to ja mam, a nie nim jestem i to wcale nie takiego marnego - rzucił wilk z uśmiechem zawodowego pedofila numer sześć
- Ale to by bez patelni to by... DOBRA STOP. KONIEC TEJ BEZSENSOWNEJ ROZMOWY. DOŚĆ.
- HA WYGRAŁEM - niewiele myśląc Seikatsu uszczypliwie wystawił Jasmine język, której mimochodem na ten widok kącik pyska uniósł się do góry
- W dyskusji, nie w pojedynku więc nie bądź taki pewny siebie
- W takim razie zapraszam na zewnątrz, w dwie sekundy wygrana będzie moja - na te słowa wadera rzuciła się w stronę patelni prawie ją chwytając w zęby, jednak dosłownie ułamki sekund przed zaciśnięciem się kłów na rącze narzędzia całego sporu zaryła pyskiem w blat na którym rzeczona patelnia była położona. Wilk pociągnął ją za ogon.

Nie puszczając wadery wywlukł ją przed jej jaskinie na miękką trawę pokrytą gdzie-niegdzie żółtymi jesiennymi listkami. W momencie kiedy puścił jej ogon Jasmine poderwała się do uciecki, czego Seikatsu oczywiście "się nie spodziewał". Dał jej fory i ona o tym wiedziała. Popędziła przed siebie nawet się nie odwracając. Doskonale sobie zdawała że ma za sobą drugi ogon... i ptaka - przemknęło jej w myśli za co się natychmiastowo zrugała. Niespodziewanie wilk zrobił coś co lubił - znikł waderze z pola widzenia, aby niespodziewanie pojawić przed nią, na co ona wbiła łapy w ziemię stając niemal na przednich kończynach. Prawie wpadła w miękkie futro Seikatsu, jednak udało się jej odskoczyć i pognać w lewo. Niewiele brakło i ponownie zęby czarnofutrego zacisnęły by się na jej puchatym ogonie, jednak ta zdążyła go porwać. Wskoczyła na dwa razy wyższe od siebie skały chcąc skakać na następne skalne półki, jednak nie przewidziała że będą one śliskie, przez co osuną się jej łapy i zacznie spadać w dół. Na szczęście w ostatnim momencie tuż przed uderzeniem w ziemię zdążyła się okręcić i pokracznie wylądować na czterech łapach. Od takich akrobatycznych rzeczy zdecydowanie był Tobi, jej nie wychodziło to najlepiej.

Seikatsu wykorzystując moment słabości wadery doskoczył do niej chcąc chwycić Jasmine za skórę na karku. Ta jednak wykorzystując fakt bycia mniejszą wywinęła mu się starając się od niego uciec, co tym razem jej nie wyszło. Basior skoczył na drobne ciało wilczycy przygniatając ją do ziemi. Pomimo usilnych prób wyrwania się, wilk był za ciężki żeby go z siebie zrzucić. Seikatsu nachylił się Jasmine
- Hmm? Mówiłaś coś o jakiejś wygranej robaczku? -cicho powiedział nad jej uchem
- Pfff - drobne ciało wadery zaczęło się okręcać pod basiorem tak, aby jej brzuch przylegał do brzucha półboga.

Kolorowofutra pomimo że może nie była silna czy szybka, była sprytna. Wiedziała że dużą część przygniatającego ją cielska stanowi futro.
- To że mnie przygniotłeś nie oznacza że Ci przyznam że wygrałeś - powiedziała patrząc się mu ciągle w oczy. Bardzo powoli nie przerywając kontaktu wzrokowego podwijała tylne łapy pod siebie wykorzystując grubośc jego futra i nawijając dalej - więc sobie nawet nie myśl że mógłbyś wygrać
- Szczeniaczku nie masz innego wyjścia jak przyznać mi zwycięstwo. I tak nic już nie zdziałasz.  Wygrałem. Powiedz To - basior wrednie się uśmiechnął
- Chciałbyś! Stara prawda głosi że marzenia się nie spełniają, więc fakaj się - cel został osiągnięty. Jasmine podwinęła tylne kończyny na tyle, aby móc odepchnąć nimi od siebie silnego wilka i szurając grzbietem po ziemi dziwdziwnyminymi ruchami odepchnąć się od niego. Nie czekając aż basior zacznie myśleć co się stało (chociaż kto to tam wie czy on ma czym myśleć) niezdarnie wystartowała przez siebie zataczając się trochę ze śmiechu, a trochę z wykonanego wysiłku.

 Seikatsu otrząsnął się z zaskoczenia, po czym ponownie skoczył na waderę tym razem tak, aby nie pozwolić jej się okrecić tak jak wcześniej
- Twoja prędkość ucieczki jest wolniejsza niż twój tok rozumowania
- Tak samo jak twój czas reakcji ulany cwelu
- Jeśli tak się bawimy, to Cię zmuszę żabyś przyznała mi rację debilko
- Chciałbyś, powodzenia życzę
- Jesteś pewna?
- Tak.
Paskudny uśmiech wykwitł na twarzy basiora, a w jego oczach pojawiły się złośliwe ogniki. Patrząc Jasmine w oczy (która odwróciła łeb, żeby obserwować tego cwela menela) powoli się schylił wisząc nosem nad jej obojczykiem. Wadera zrozumiała co się za chwile odjaniepawli i przerażona spojrzała na wilka
-Seikatsu nie rób tego. Nie wolno, zły piesek. Siad. Leżeć. Waruj. Turlaj się. Dostaniesz jedzenie. NIE WAŻ SIĘ ZŁOŚLIWA BESTIO MI TEGO ROBIĆ

Nieustępliwy złośliwy wilk zaczął obwąchiwać waderę pod łapą i w innych miejscach jeżdżąc pyskiem po jej ciele i doskonale zdając sobie sprawę z tego że ją to łaskocze. Pomimo jej błagań przez śmiech nie przestawał, tłumacząc to sobie wrodzonym sadyzmem, jednak gdzieś w głębi duszy zdawał sobie sprawę z tego że lubi słyszeć jej śmiech. Czego oczywiście jej nie powie. Ledwo żywa od śmiechu wardera piszczała i próbowała się wyrwać, co jej oczywiście nie wychodziło. Ona wiedziała czego on chce, a on wiedział że ona wie czego on chce, bo ona też wiedziała że on wie, o czym on doskonale zdawał sobie sprawę.
-DO... DOBRA! PODD...DAJE SIĘ! WYGRAŁEŚ!
Usatysfakcjonowany Seikatsu po jeszcze chwili tortur odsunął się od Jasmine
-Wiedz... że... Cię... nienawidzę - wydyszała wilczka która mając teraz zmierzwione futro wyglądała jak naelektryzowana puszysta kulka bez początku i końca. To jedna z was długiego futra.

Obydwa wilki nawet nie zauważyły kiedy na dworze zrobiło się ciemno. Podtwierdzając późną godzinę po krótkim spojrzeniu na położenie księżyca Seikatsu zdał sobie sprawę z tego, że nie ma gdzie przenocować i najprawdopodobniej szykuje mu się nocka pod gwiazdami. Sam lekko zmęczony przewrócił się na grzbiet patrząc w niebo i na ułamek sekundy pogrążając się swoich myślach. Chwilę później dołączyła do niego Jasmine.
- Wiesz że trzeba się zwijać do domu, co nie? - ponownie ziewnęła wadera
- Ja tu śpię, dobranoc
- Co - niezrozumiałym wzrokiem popatrzyła na niego wilczka
-  No będe sobie tu spać, fajne gwiazdki, miękka trawa... - wilk zamilkł widząc jej wzrok
- Ty masz jakieś ujemne IQ debilu. Jest jesień. Prawie zima. Przymrozki co rano. Powiedz mi, nie chcesz się przypadkiem leczyć na głowę?
- Ale mi tu wygodnie - posłał waderze cyniczny uśmieszek
- Okej, jak chcesz, dobranoc - Jasmine wstała i poszła do swojej jaskini nie wierząc że zna takiego debila. Po pół godzinie kiedy miała iść spać zrozumiała że ten baran nie żartował i tam zostanie. Dlaczego na tym świecie są tacy idioci...
Bijąc się z myślami wzięła do pyska swok3 koce po czym wyszła na zewnątrz i podeszła do śpiącego wilka narzucając je na niego. Meh, a powinna pozwolić aby zmarzł mu tyłek.
Lustrując basiora niespodziewanie zobaczyła jego wpatrując się w nią oko.
- Co ty robisz? - usłyszała jego zachrypnięty głos
- Pf, a nie widać? Stwierdziłam że mam za dużo kocy w domu i trzeba je wyrzucić
- To mogłaś je wyrzucić do śmieci
- Właśnie to zrobiłam - wyszczerzyła się złośliwie wadera
- Onje, po raz drugi tego dnia ranisz moje uczucia - sarkną basior 
- Onje, jak mi przykro - również sarknęła wadera - Tak właściwie czemu nie pójdziesz spać do domu?
- Bo nie mam tu swojego domu - tym razem zaziewał basior - przyszedłem w odwiedziny. A teraz dobranoc
 - Dobranoc - niespodziewanie Jasmine położyła się koło Seikatsu wytrzymując jego sceptyczne spojrzenie - no co, ja będąc w nocy na obcym terenie wolałabym nie spać sama - burknęła zirytowana. Ostatnim czym poczuła i usłyszała zanim zasnęła było uczucie narzucania na nią kocyka i niedowierzająco-zdegustowane prychnięcie basiora. 


 

1.11.2019

Event październikowy

Dżem dobry ludzie! A więc tak (wszystkie skargi odnośnie poprzedniego eventu proszę kierować do Leniwca bo ona to organizowała ja w to nie wnikam) otóż podszedł pomysł, by zrobić taki konkursik tym razem rysowniczy ^^ Będzie taki halloweenowo/jesienny połączony po prostu ze świętem zmarłych. Są dwa tematy. Można zrobić bardziej gore, lub takie zwykłe, proste, przedstawiające jesień czy dane święto. Ostatnim razem mieliśmy w ten czas czystkę, jednak na razie czuję że sytuacja tego nie wymaga, więc w sumie można świętować ^^  Można narysować coś na wybrany temat z podanych poniżej. A więc tak:



Tematy:
(możecie je zinterpretować jak chcecie)

  • Dynia
  • Dekoracje
  • Liście
  • Grzyby
  • Jarzębina
  • Krajobraz 
  • Kostium 
  • Jedzenie
  • Cukierki 
  • Kot
  • Czarownica 
  • Jesień 
  • Świeczki

  • Szkielet
  • Kwas
  • Cień 
  • Zjawa
  • Skrzydła 
  • Mutacja 
  • Upadek 
  • Mgła
  • Koszmar





Czas macie w sumie od dnia dzisiejszego, do 31 października. Przy wysyłaniu (do mnie bo raczej nikomu innemu by się nie chciało przyjmować) proszę podać temat na jaki się narysowało dany rysunek. Lepiej żeby prace związane były z watahą. 


Nagrody: HAHAHA nie ma tak xD Nagrody to taka niewiadoma. Powiemy na końcu konkursu przy rozdawaniu.

I jeszcze coś. Że blogger usunął możliwość ankiety (już dawno) tak więc będzie ona z innej strony, jiiii... to w sumie tyle.

Miłego rysowania ^^


31.10.2019

Od Jasona



Nic sobie nie robiliśmy z szarych chmur, które nagle pojawiły się nad nami. Jednakże gdy zaczęło padać, rozległ się grzmot i błyskawica uderzyła w drzewo niedaleko nas zaczęliśmy biec i gdy tylko ujrzeliśmy jaskinię, wskoczyliśmy do niej. Chcieliśmy przeczekać ulewę jednak okazało się że ktoś tę jaskinie zamieszkuję i zostaliśmy wyrzuceni. Przez chwilę staliśmy w deszczu zastanawiając się co zrobić. Po krótkiej dyskusji skończyło się na dalszej drodze w deszczu...
- Jak nie zachoruję to będzie cud - powiedziałem
~Nie zachorujesz~ odparł Al ~ Po pierwsze jesteś w połowie mną więc nie możesz zachorować a po drugie nie mam zamiaru wysłuchiwać później twojego zrzędzenia...
W końcu po kilku godzinach przestało padać. Byłem zmęczony ciągłą drogą i oddałem kontrolę Alaistarowi. Ten zadowolony z takiego obrotu spraw skakał wszędzie, zaglądał do każdej dziupli i wspinał się na każde wzgórze. W końcu powiedział, że usłyszał coś dziwnego. Powiedziałem mu, żeby tam nie szedł bo mogą to być kłopoty, ale mnie nie posłuchał. Ujrzeliśmy basiora, który chciał przejść po moście na "wyspę złudy". Miejsce, które swoją iluzją wabi do siebie nieostrożne wilki, by potem móc je zabić i zebrać ich duszę.
~Skąd o tym wiesz?
-Mama mi o tym czytała. Kazała mi się trzymać z daleka.
Alaistar oddał mi kontrole nad ciałem. Nie chcąc się w nic wplątywać stałem i przyglądałem się całej sytuacji. Al wołał bym mu pomógł, bo później będzie miał u nas dług i posprząta po nas bałagan. Ale widząc przerażenie basiora, gdy most się załamał przypomniała mi się tamta noc. Rzuciłem się do spadającego wilka. Złapałem go, gdy byliśmy już niebezpiecznie blisko ziemi i spoglądając w miejsce, na którym to niedawno stałem prze teleportowałem się. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i wszyscy przeżyliśmy! Spoglądałem na nieznajomego, by ocenić czy był ranny. Nie widziałem jednak żadnego skaleczenia.
-Było blisko...
~No i kto miał rację by tam iść?~ powiedział dumnie Al
Spojrzałem na krainę ukazującą swój prawdziwy wygląd i stwierdziłem że pora ruszać w dalszą drogę. Kiedy już stawiałem krok usłyszałem:
- Dziękuję
- Nie ma sprawy - odpowiedziałem zadowolony, że udało mi się coś zrobić dobrze
~Ej! A nie wiesz gdzie jest jakaś wataha?
Na całe szczęście odpowiedział twierdząco i nawet zaproponował, że nas zaprowadzi. Pozwalając Alowi się dołączyć ruszyłem przed siebie. Po drodze opowiedziałem Kennemu (tak się przedstawił) o demonie we mnie. Fajnie się z nim gadało. Widać było, że nas słucha i nawet pytania zadawał. Od dawna nie miałem kontaktu z innym wilkiem. Przez całą podróż ich unikaliśmy... W końcu doszliśmy do Alfy, która na moje szczęście zechciała taki wybryk natury w swojej watasze. Na koniec Kenny zaproponował nam jeszcze pomoc w szukaniu jaskini, ale gdy nic nie znaleźliśmy to zaproponował nocleg u siebie, aż nie znajdziemy nic własnego. Coś mi się wydaje, że tu po raz pierwszy zdobędę ~Zdobędziemy!~ prawdziwego przyjaciela... a może tylko mi się tak wydaje...

Nowy basior! Jason

Właściciel: Mika913
Imię: Jason/ Alastair ( w skrócie Al)
Wiek: 4 lat
Płeć: basior
Żywioł: Materia, śmierć, iluzja, umysł
Stanowisko: Szpieg
Cechy fizyczne: Jason jest przeciętnego wzrostu wilkiem. Nie jest jakiś super silny i szybki... po prostu przeciętny wilk. Natomiast kiedy pojawia się Al staje się wysoki, silny i zwinny.
Cechy charakteru: Jason jest spokojnym wilkiem. Potrafi bardzo dobrze ukrywać swoje emocje, ale czasami zdarza się że już nie wytrzyma. Ma trudności z zaufaniem i znajdywaniem przyjaciół. Natomiast Alastair jest śmiały i uwielbia powodować kłopoty i sam w nie wpadać. Nie potrafi kłamać.
Cechy szczególne: Jason - nic. Alastair - symbol na czole i białe oczy bez źrenic.
Lubi: Demony, czarną magię.
Nie lubi: Być porównywany do innych.
Boi się: Egzorcyzmów (jest przywiązany do Ala)
Moce:
- Ma w sobie demona (Al). Kiedy się "przemienia" staje się większy, silniejszy i szybszy niż normalnie jest. Jest także odporny na wiele chorób.
- Kontakty z demonami. Potrafi przyzwać i kontrolować je. ( przyzwać może tylko te, które spotkał i ma z nimi w miarę dobre stosunki)
- Potrafi się teleportować do miejsc w których był lub tak daleko jak widzi
- Potrafi przemienić się w coś czego boją się stworzenia w pobliżu
- Telekineza i telepatia
Historia: Kiedy był małym wilczkiem często bawił się niedaleko przepaści razem ze swoim najlepszym przyjacielem. Pewnego razu byli tak pochłonięci dobrą zabawą i swoim towarzystwem, że nie zauważyli jak blisko krawędzi są. Parę sekund później słychać było tylko krzyk Jasona, który zwisając nad przepaścią, walczył o przetrwanie. Ki - bo tak nazywał się jego przyjaciel - stał w miejscu i patrzył tylko na towarzysza z przerażeniem. Basior całych sił próbował się wpiąć, ale łapy ciągle mu się zsuwały. Łzy napływały mu do oczu. Krzyczał do przyjaciela by ten mu pomógł, lecz ten tylko stał. Po chwili Ki pobiegł w stronę lasu. Młody basior już myślał, że został porzucony przez Ki'ego i że jego krótkie życie dobiegło końca, gdy nagle zobaczył postać biegnącą w jego stronę. Gdy postać była już na tyle blisko, że basior rozpoznał w nim ojca, poczuł naglę nadzieję. Dorosły wilk podbiegł do niego i pomógł Jasonowi wdrapać się na szczyt. Basior bojąc się przepaści odbiegł od niej i czekał na tatę. Kiedy jego ojciec postawił jeden krok, lód pod nim złamał się i otchłań pochłonęła jego rodzica. Jason na wiele tygodni zamknął się w sobie, obwiniając się za śmierć taty. Nie chciał jeść, rozmawiać, wychodzić na dwór. Długo trwało, zanim zaczął ponownie normalnie funkcjonować. W wilczej szkole nikt nie chciał do niego podejść. Uważali go za mordercę, bo nie chcieli go wysłuchać jak to było naprawdę. Został zupełnie sam. Nawet Ki przestał się do niego odzywać. Dlatego też nie wspomina tego okresu dobrze. Jednakże pewnego dnia podeszła do niego grupka. Składała się z trzech basiorów i dwóch wader. Zaprosili go do jakiejś zabawy, którą organizowali. Jason pragnąć kontaktu z rówieśnikami, zgodził się. Zjawił się o wyznaczonej godzinie i w wyznaczonym miejscu. Nie było tam nikogo, więc uznał, że padł ofiarą głupiego żartu. Kiedy już chciał wracać do domu, pojawili się. Jedna z wader miała ze sobą dziwną księgę, natomiast basior niósł w pysku nożyk. Jason mając złe przeczucie chciał uciec, ale jeden z wilków wskoczył na niego i przygwoździł do ziemi. Z przerażeniem patrzył na każdy ruch oprawców. Kiedy skończyli rysować coś na ziemi, wadera szepnęła coś na ucho basiorowi, który siedział na małym, przestraszonym i bezbronnym wilku. Szczeniaki ustawiły się dookoła nich i zaczęły mówić coś w niezrozumiałym języku. W pewnym momencie wadera z księgą kiwnęła głową i powiedziała "zrób to". Po tych słowach Jason poczuł na grzbiecie zimną stal. Zawył z bólu. Wszystko dookoła niego rozmazywało się. Jedyne słowa jakie udało mu się usłyszeć przed tym jak zemdlał to "ofiarę" i "grzesznika". Kiedy się obudził był w swojej jaskini. Nikogo nie było, co go zmartwiło. Głowa bolała go niemiłosiernie, jednak postanowił wyjść z domu i poszukać rodzicielki. Kiedy był o krok od wyjścia pojawiła się jego mama, która kiedy tylko go ujrzała przytuliła go czule. Wytłumaczyła mu, że wczoraj znaleźli grupkę wilków martwą w miejscu w którym mówił matce, że będzie. Kiedy basior zapytał jak się znalazł tu, odpowiedziano mu że sam przyszedł. Zdziwiony tym pomyślał, że był tak zmęczony że zapomniał o tym.
~Mniej idiotów na tym świecie
Usłyszał głos. Jego matka spojrzała na niego ze zdziwieniem zmieszanym z przerażeniem. Był to dobry znak, bo nie był szalony i nie słyszał głosów w głowie. Ale gorzej bo nie wiedział co to było. Następne dwa dni spędził w jaskini, ponieważ rodzicielka bała się go wypuścić samego, a sama nie czuła się na tyle dobrze by wyjść. W końcu po wielu próbach przekonania jej pozwoliła mu wyjść, ale tylko do małego strumyczka nieopodal watahy. Zadowolony z decyzji matki szybko wybiegł z jaskini i udał się na miejsce. W trakcie drogi cały czas czół niepokój. Jednak po dotarciu na miejsce od razu się rozweselił. Tak dawno tutaj nie był! Kochał to miejsce, a szczególnie uwielbiał bawić się tu z Ki...
~Zapomnij o nim, to była przyjaźń z litości.
- Kto to powiedział? - zapytał wystraszony. Rozejrzał się dookoła jednak nikogo nie zobaczył.
~Podejdź do wody.
Basior wykonał polecenie. Spojrzał na taflę wody, w której ujrzał swoje odbicie... chociaż nie do końca swoje. Na czole miał dziwny znak a jego oczy były całkowicie białe. W pierwszej chwili odskoczył jak oparzony i chwilę się wahał, czy podejść jeszcze raz. Jednak ostatecznie to zrobił.
~Dobra reakcja młody. Jednak przyzwyczajaj się. Teraz jesteśmy jednością.
Demon - jak się okazało wytłumaczył Jasonowi wszystko. Okazało się, że tej nocy, gdy znaleziono jego oprawców martwych, przyzwany został demon. Przez odprawiony rytuał miał zostać w ciele basiora, który siedział na Jasonie, ale dzięki temu że jeszcze żył Alaistar - bo takie imię nosił demon - uratował go łącząc z konającym wilkiem swoją część duszy. Skazał się na wieczne życie z basiorem (gdyby próbowali pozbyć się w jakikolwiek sposób demona umarłby Jason, a gdy umrze Jason zniknie też Alaistar), ale nie przeszkadzało mu to w żaden sposób. Był szczęśliwy, W piekle nazywany był odmieńcem, bo posiadał uczucia, empatię, był zdolny do kochania, co było niezgodne z panującymi tam prawami. Demon też przyznał się do zabicia tamtych wilków. Naglę rozmowę przerwała im matka. Było już ciemno i wadera wystraszyła się że coś mogło się stać. Przez wiele miesięcy basior i demon rozmawiali, ćwiczyli przemianę i swoje moce. Zostali najlepszymi przyjaciółmi. W końcu basior poszedł do matki. Chciał jej powiedzieć, że ma w sobie demona i że chce wyrwać się wreszcie z tej watahy i zacząć nowe własne życie. Zaczął więc:
- Mamo mam ci coś do powiedzenia. Bo wiesz, mam w sobie...
- Wszystko wiem maluszku - powiedziała matka - kiedy przyszedłeś tamtej nocy było w tobie coś dziwnego. Rozmawiałam chwilę z tym czymś co w tobie jest. To dzięki niemu żyjesz i byłam mu tak wdzięczna...
~Nie ma za co ~ odezwał się Al
- Nie przerywa się kobiecie! - krzyknęła matka - spodziewam się też, że chcesz opuścić tą watahę... Matki wiedzą takie rzeczy. Obiecajcie, że będziecie uważać.
- Obiecuję - powiedział Jason
~Obiecuję~ powiedział demon
- Trzymam was za słowo chłopaki - wyszeptała z łzami w oczach i przytuliła ich jeszcze na pożegnanie. Po tym wyruszyli w drogę...
Zauroczenie: Brak.
Głos: Call Me Karizma - Monster (Under My Bed)  (Jason - ten zwykły głos, Al - ten bardziej zachrypnięty)
Partner: Brak.
Szczeniaki: Brak.
Rodzina: Wychowywała go tylko matka. Ojciec zginął kiedy był szczeniakiem.
Jaskinia: Kenny przyjął go do swojej jaskini (do momentu gdy sam sobie coś znajdzie)
Medalion: Link
Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje: Jason i Al nie widzą kolorów. Kiedy obaj są "obecni" widoczna jest tylko połowa symbolu na czole i tylko jedno oko jest białe.
Umiejętności:
Siła : 112
Zręczność: 112
Wiedza: 115
Spryt: 115
Zwinność: 116
Szybkość: 114
Mana: 116


PS: TROCHĘ puzyno dodałam xDD

20.10.2019

Od Kennego


Przemierzałem las wraz z Haku w poszukiwaniu jakiegoś pięknie wyglądającego miejsca, które mógłbym uwiecznić w moim szkicowniku, który miałem w torbie na swoim grzbiecie. Ostatnio miałem problemy z pomysłami i też wszystko co ostatnio przelewałem na papier wyglądało okropnie! Dlatego, mimo bólu łap od kilkugodzinnego chodzenia, nie poddawałem się. W końcu moim oczom ukazał się stary most, który wyglądał jakby miał się załamać w każdej chwili. Jednak druga strona wyglądała pięknie. Mimo jesieni drzewa wyglądały jakby dopiero kwitnęły. Miały fioletowe liście, które lśniąc tworzyły coś na wzór bariery. Na ziemi były niebieskie kwiaty, których jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem. Nagle zza drzew wyszły małe, białe liski i stanęły w miejscu nieruchomo, jakby pozowały! Wyjąłem szkicownik i przybory. Nie byłem pewien, czy dalej znajduję się na terenie watahy dlatego postanowiłem zrobić szkic i dokończyć wszystko bezpiecznie w jaskini. Za każdym razem, gdy zerkałem w stronę tego pięknego miejsca, chciałem tam iść. Tylko na chwilę... przyjrzeć się tym kwiatom... Wstałem z miejsca i podszedłem bliżej mostu. Postawiłem jedną łapę na nim i usłyszałem syk. Był to Haku, który po krótkiej chwili pojawił się przede mną.
- Spokojnie, tylko sprawdzam jak wytrzymałe to jest - uśmiechnąłem się lekko do niego. Postawiłem drugą łapę. Deska pode mną zaskrzypiała i to wszytko... czyli jest bezpieczny! Zerknąłem jeszcze raz w stronę tej magicznej krainy po przeciwnej stronie. Lisy poruszyły się i teraz stały przy drewnianej konstrukcji, jakby czekały na mnie. No nie ładnie przyjmować zaproszenia! Powoli wkroczyłem na most. Zrobiłem kolejny krok i kolejny i byłem już w połowie drogi, gdy nagle deski zniknęły. Zacząłem spadać. Zamknąłem oczy i nie myślałem już o niczym. Strach zapanował nade mną. Jestem za młody, by zginąć! Nagle poczułem, że ktoś mnie łapie i poczułem uderzenie o ziemię.
- Było blisko - usłyszałem
~No i kto miał rację, by iść w tą stronę? - usłyszałem drugi głos.
Otwarłem oczy i zobaczyłem basiora, który mi się przygląda. Rozejrzałem się w poszukiwaniu źródła drugiego głosu, ale nikogo nie znalazłem. Po chwili podpełznął do mnie Haku i przyłożył głowę do mojego pyska. Podniosłem się z ziemi.
- Dziękuję - powiedziałem spoglądając na nieznajomego
- Nie ma sprawy...
~Ej! A nie wiesz gdzie jest jakaś wataha?
Spojrzałem zdziwiony na basiora. Wydawało mi się że posiadał dwa głosy... Może to szok po wypadku. Odpowiedziałem mu, że sam do jednej należę i że mogę mu pokazać drogę. Ten zgodził się więc wróciłem po swój szkicownik, który zostawiłem gdy postanowiłem pójść sobie do tej magicznej krainy. Kiedy spojrzałem w stronę miejsca, które kilka minut temu malowałem, już nie wyglądało tak samo. Drzewa były uschnięte, kwiaty zwiędnięte, a zamiast, pięknych, białych lisów leżały tam rozkładające się ciała. Zabrałem szkicownik i schowałem go do torby. Podszedłem wilka i w jego towarzystwie wróciliśmy do watahy. Dowiedziałem się że nazywa się Jason i że ma w sobie demona, który nazywa się Alaistar. Zaprowadziłem go do alfy, a kiedy po krótkiej chwili od niej wyszedł zaproponowałem mu pomoc w szukaniu jaskini. Jason chętnie ją przyjął, ale po godzinach szukań w końcu zaprosiłem go do siebie.

14.10.2019

Od Vi Cd Shira


Cały tydzień spędziłam w jaskini robiąc porządki i przygotowując się do Halloween. Tworzyłam mikstury, talizmany i totemy potrzebne do ochrony przed różnymi stworami. Po za tym uczyłam się różnych zaklęć, rytuałów oraz odnowiłam zaklęcia ochronne wokół mojego terenu. Halloween to dzień w którym między światem zmarłych i żywych zanika granica. Niebezpieczeństwo może czaić się na każdym kroku, dlatego wolę być przygotowana na wszystko. Kiedy jednak zaczęłam czytać jakie stwory mogą się pojawić na jakich terenami i jak można się ich pozbyć, rzuciłam książką i wyszłam z jaskini. Byłam już zmęczona i jedyne o czym marzyłam to chwilę się przejść i poobserwować jak zmienił się las. Idąc przed siebie jedyne na czym się skupiłam to jak pięknie wyglądają teraz liście w barwach od złotej do czerwonej na drzewach. Jedyne co było słychać to od czasu do czasu szelest liści pod moimi łapami. Chciałam spędzić tak jeszcze trochę czasu, ale wiedziałam, że muszę wracać i przygotowywać się dalej. Trochę zawiedziona spojrzałam jeszcze raz w przestrzeń przede mną i pomyślałam że jeszcze kilka minutek nie zaszkodzi. Przecież cały tydzień przesiedziałam więc mogę sobie pozwolić! Kiedy chciałam ruszać usłyszałam jak ktoś mnie woła, a kiedy spojrzałam w tamtą stronę zauważyłam znajomą wilczycę. Uśmiechnęłam się na widok wadery i jej towarzyszki.
- Hejka - przywitałam obie
- Co tu robisz? - zapytała Shira spoglądając na mnie
- Nic... znaczy spaceruję... a wy?

<Shira?>

5.10.2019

Od Tenshi do Shiry

Patrzyłam za odchodzącymi, a gdy zniknęli mi z oczu, wychodząc po śliskich, gładkich, ciemnoszarych kamieniach by zniknąć w małym wyjściu, westchnęłam przekręcając głowę na bok by zaraz potem usłyszeć odgłos strzykającej kości. W tamtym roku robiłam chyba coś na jesień przed czystką. Jak na razie na czystkę się niby nie zapowiadało, ale jednak coś mi mówiło że powstanie jakieś wydarzenie.
- Hermes, choć. Idziemy grzebać w ziemi. - westchnęłam ze zrezygnowaniem po raz kolejny, po czym nie czekając na to, aż smok się ogarnie, po płaskich omszonych kamieniach, zaczęłam schodzić w dół, w stronę płynącej poniżej wody. Gdy zrobiło się zbyt stromo, rozprostowałam skrzydła po czym wylądowałam z pluskiem w płynącej zimnej, a za razem przeźroczystej wodzie, stojąc na małych, czarnych, gładkich kamyczkach. Skręciłam nieco w lewo, po czym wyszłam na wilgotne kamyczki tego samego rodzaju co w wodzie. Poczekałam na smoka, który wylądował na wystającej gałęzi. Poszłam nieco dalej, gdzie dziwnie uformowany kamień, obrośnięty mchem i paprociami robił zadaszenie.
- Nada się? - spytałam towarzysza. Smok tylko kiwnął głową. teraz wystarczyło to jakoś uporządkować....


***time skip***

Nie spodziewałam się nikogo o wczesnej porze. A powinnam. Obudził mnie pysk Hermesa patrzący na moje truchło z wyraźnym wyrazem na pysku że jeszcze chwila a by mnie wrzucił do strumienia kilka metrów w dół. 
- Co jest - mruknęłam wstając z uklepanego dołu ziemi. 
- Masz gości - powiedział lekko po czym wyszedł na zewnątrz. Otrzepałam się zmywając z siebie sen, po czym dla lepszego obudzenia zamiast normalnie przejść pod wodospadem, przeleciałam przez niego, dostając ciarek gdy zimna woda zmoczyła mi nagle grzbiet. Tak, spałam tym razem w tej biblioteczce. Jesień to moja ulubiona pora roku, jednak w tych mini pomieszczeniach było tak ciepło, że równie dobrze mogłoby być lato. Mgła postanowiła się osadzić w tej niby grocie, tworząc dziwny, unikalny klimat. Wylądowałam obok białej wadery, która przyglądała się śpiącym stworzonkom które właśnie sklepiały się w kulkę by jak najmniej wilgoci dostało się do ich futer. 
- Nie za wcześnie trochę? - spytałam podchodząc bliżej

< Shira? Jak nic nie robimy to hodujemy smoki xD>

Odchodzą!


A więc tak. Odchodzą: Six (brak zdj)

Michio





Kali





Noe



Dobra ludzie, jak tak dalej pójdzie i będą odchodzić postacie z wyższymi rangami to wszyscy tutaj poumieracie. Z mojej przyczyny. Przerobię was na buty.

1.10.2019

Od Kennego cd Krzemień


Po upadku zmieniłem się w wilka. Nie spodziewałem się tu nikogo, a w szczególności człowieka. Przez mój brak czujności zostałem trafiony w prawy bok. Bolało jak diabli, ale chwilowo miałem ważniejsze sprawy na głowie. Farmer podszedł do mnie i wycelował. Powoli naciskał spust. Umrę! Nie! Nie mogę... obiecałem Ai, że kiedyś ją znajdę i pokaże jej moje szkicowniki z miejscami w których byłem i opowiem jej o moich przygodach. Chciałem uciec, odskoczyć w bok, ale nie potrafiłem się ruszyć. Zamknąłem oczy i nagle usłyszałem krzyk. Po chwili wystrzał. Otwarłem oczy i zobaczyłem Haku, który ukąsił farmera w szyję. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że mnie uratował, ale z drugiej strony może zostać ranny! Pomimo bólu wstałem i zacząłem uciekać do lasu.
- Haku! - zawołałem i wąż poleciał w moją stronę. Oplótł mi się wokół szyi. Człowiek biegł za nami ze swoją bronią krzycząc coś. Krzemień będzie mógł oddalić się bezpiecznie. Biegnąc ile sił w łapach skakałem do różnych krzaków z nadzieją, że mężczyzna mnie zgubi. Ale nie, gościu nie odpuszczał. Normalnie każdy by zrezygnował z dalszej gonitwy i poszedłby po to po co naprawdę przyszedł. Jednakże człowiek ani razu w całym pościgu nie wycelował do mnie z broni. Widząc, że nie chce mnie zabić biegłem w przód. Trafiłem na pole na którym nie było nic. Nic po za wysoką trawą! Wskoczyłem między źdźbła trawy i kucnąłem. Po chwili przybiegł mężczyzna. Skradałem jak najciszej umiałem. W końcu zatrzymałem się i modląc się o to by mnie nie znalazł czekałem. Farmer chodził i szukał. Był coraz bliżej mnie. Nagle zatrzymał się. Był tak blisko, że ze strachu wstrzymałem powietrze. Po dłuższej chwili odszedł... znaczy tak myślałem. Wypuściłem powietrze i już miałem czołgać się w przeciwną stronę do tej którą obrał facet a tu nagle ktoś złapał mój ogon. Ze strachu poskoczyłem w miejscu. Farmer wydarł się i wyciągnął za swojego pasa nóż. Działając odruchowo ugryzłem go. Puścił mnie po czym ponownie pobiegłem do lasu. Biegłem dalej na wchód. Czując, że powoli tracę siły przebiegłem przez mały strumyczek i wskoczyłem do najbliższego krzaka. Haku puścił się mojej szyi i szybko wyminął mężczyznę. Jednakże człowiek nie wyglądał na zainteresowanego mistycznym stworzeniem. No spoko. Zamieniłem się w wiewiórkę i modląc się by farmer nie miał czegoś do tych gryzoni wdrapałem się na drzewo. Na moje szczęście zignorował mnie w tej formie i pobiegł dalej. Odczekałem chwilę by upewnić się czy nagle nie postanowi wrócić, ale na szczęście nie było go nigdzie widać. Zamieniłem się w wilka. Dobra! Teraz trzeba wrócić i odszukać Krzemienia, żeby dowiedzieć się czy z nim wszystko w porządku. Zszedłem z drzewa i zacząłem iść w stronę z której przybiegłem. Szło mi się coraz gorzej. Byłem bardzo zmęczony i wydawało mi się że rana z każdą minutą mocniej boli. Mój towarzysz po krótkiej chwili wrócił do mnie i pełznął koło mnie. W oddali widziałem strumień, który niedawno mijałem. Ale wydawało mi się że z każdym krokiem coraz bardziej się oddala. Spojrzałem na Haku. Obserwował każdy mój ruch. Mogłem wyczuć od niego niepokój i strach. Zboczyłem ze ścieżki i położyłem się przy starym pieniu.
- Znajdź coś czym mogę zatamować krwawienie - powiedziałem do towarzysza, a ten pospiesznie odleciał. Spojrzałem na ranę, ale nie byłem w stanie ocenić, jak bardzo źle jest. Nigdy w swoim życiu nie walczyłem i nie zostałem poważnie zraniony. Zazwyczaj gdy znajdowałem się w niebezpieczeństwie moi bracia przybiegali mi na pomoc. Jakby wyczuwali, że coś mi grozi i wiedzieli gdzie dokładnie się znajduję. Z rozmyśleń wyrwało mnie syczenie. Zobaczyłem, że mój przyjaciel ma jakąś szmatkę i linę. Nie wiedziałem gdzie to znalazł, ale teraz nie było to ważne. Położył mi kawałek materiału do rany i obwiązał liną. Podziękowałem mu i wstałem. Trzeba iść dalej. Łatwo było wrócić. Wystarczyło tylko iść za śladami krwi. Co jakiś czas odwracałem się żeby zobaczyć czy nie widać gdzieś w oddali farmera. Na moje szczęście nikogo nie było. Kiedy byłem już tak blisko miejsca w którym ostatni raz widziałem basiora łapy odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłem na ziemię. Nie umiałem się ruszyć. Spojrzałem na towarzysza.
- Mógłbyś poszukać Krzemienia i sprawdzić czy wszystko z nim ok? To ten wilk, który znajdował się z nami na polu. Musiałeś widzieć... - poprosiłem
Przez chwilę Haku się wahał. Podpełznął do mnie i zwinął się przy łapach. Uśmiechnąłem się i wytłumaczyłem mu że kiedy odnajdzie basiora to też sprowadzi do mnie pomoc. Kiedy tylko to usłyszał rozwinął skrzydła i odleciał. Chwilę po tym usłyszałem "Kenny? Trzymaj się!" i zobaczyłem zielony dym. Z dymu utworzyła się postać wilka. Mam zwidy? Ten podszedł do mnie i obejrzał usiadł przy mnie.
- Kim jesteś? - zapytałem. Byłem pewien, że coś powiedział. Już miałem poprosić o powtórzenie, ale usłyszałem syk Haku. Postać zniknęła, a ja straciłem przytomność.

< Krzemień? Haku cię znalazł? >



30.09.2019

Od Shiry do Vi

Leniwie przeciągnęłam się na swoim posłaniu. Leżałam na plecach i tępo gapiłam się w sklepienie mojej jaskini, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Stęknęłam głucho.
- Chodźmy na grzyby spacer - nagle nie wiadomo skąd pojawiła się nade mną wielka głowa Rayli.
- Po co - jęknęłam - na dworze jest nudno.
- Tu też. Wolisz tu leżeć i gnić czy się trochę poruszać?
- Ale przecież my ciągle łazimy na te spaceryyy.
- Nie dyskutuj! - i tyle było z leżenia plackiem w posłaniu, gdyż ta gnida właśnie wyciągała mnie za ogon z wygodnego legowiska.
- No już już, wstaję - mruknęłam i podniosłam się z ziemi, a następnie otrzepałam.
Czemu ta przerośniętą kocica ma dzisiaj taki dobry humor?
Powlokłam się za nią, marudząc pod nosem. Ona natomiast, szła z wysoko uniesionym ogonem, jakby zjadła najlepsze śniadanie w życiu. Spacerowałyśmy już spory kawałek czasu, i kiedy już miałam kłaść się na ziemię, nagle dostrzegłam znajomą mi sylwetkę, i jakoś tak się rozweseliłam.
- Cześć Vi! - zawołałam radośnie, podchodząc w stronę wilczycy.


<Vi?>

29.09.2019

Od Shiry CD Tenshi "zabawa w hodowanie" #4

Rozejrzałam się po "pomieszczeniu". Jeju, ile tu było... Wszystkiego!
- Oh, wow dużo tego - wypaliłam bez większego namysłu.
Popatrzyłam na waderę wzrokiem typu "mogę?", a ona kiwnęła głową zachęcająco, więc podeszłam do pierwszej lepszej półki. Sięgnęłam ostrożnie jedną z księg, ale zaraz wypadło z niej kilkanaście kartek, pergaminów czy co tam jeszcze było. Ups...
- Przepraszam! Nie wiedziałam że-
- Nic się nie stało. Tutaj większość książek tak wygląda.
Tenshi podeszła do mnie i zaczęła zbierać papiery. Nie wiedziałam, czy mam jej pomóc, bo może ona to jakoś układa, a ja nie wiem jak, czy coś... Ale sięgnęłam po jeden zagubiony kawałek pergaminu po mojej prawej. Spojrzałam na niego aby przeczytać jego zawartość. Był tam narysowany jakiś mały stworek, a wokół rozpisane różne informacje o nim.

- Masz takie coś? - zapytałam pokazując Tenshi papierek.
- No mam.
- Pokaż!
- I myślisz, że znajdę akurat tego małego zwierzaka w tej wielkiej jaskini?
- No, niekoniecznie - przyznałam.
Gdy Wadera skończyła układać papiery, a ja przejrzałam jeszcze parę książek (tym razem uważałam żeby nie powylatywały z nich papiery), przyszło mi do głowy, że nie ma z nami Rayli. Gdzie ona się podziała? Mam nadzieję, że nie urządza sobie uczty z małych zwierzątek. Poza tym, nawet nie zauważyłam kiedy, ale słońce powoli zaczynało się zniżać, a w pomieszczeniu, w którym się znajdowałyśmy (a było ono oświetlane słońcem) robiło się coraz ciemniej. To ile ja tu siedzę?
- Może poszukam mojego tygrysa? - zapytałam.
- Ok to chodź - powiedziała i poprowadziła mnie z powrotem, tą samą drogą którą przyszłyśmy. Chwilę później doszłyśmy do... CO TU SIĘ-
Rayla bawi się z tym stworkiem z pergaminu! Rayla! Bawi się! No, teraz mogę mówić, że widziałam już wszystko.
- Rayla? - zawołałam.
Tygrysica odwróciła głowę w moją stronę.
- Chodź, idziemy do domu.
Towarzyszka mruknęła coś pod nosem, ale otrzepała się i podeszła do mnie.  
- To my się będziemy zbierać - zwróciłam się do Tenshi, podchodząc do wyjścia.
Gdy wychodziłyśmy, wadera jeszcze zawołała:
- To do zobaczenia!
Zatrzymałam się jeszcze na chwilę.
- Wpadnę jutro!
I ruszyłyśmy do naszej jaskini.



<Tenshi?>

22.09.2019

Od Vi "Lekcja na przyszłość"



Kiedy księżyc świecił wysoko na niebie wyszłam przed jaskinie i rozpaliłam ognisko. Wsypałam do niego proszek i czekałam. Po chwili w płomieniach ukazał się jednorożec z jak się mogę domyślić krwią na rogu. Po chwili pokazał się wąż zmieniający w ptaka i ogień zniknął. Na początku nie za bardzo rozumiałam przekazu, ale później domyśliłam się że może chodzić o stworzenie ze srebrzystymi piórami, które spotkałam kilka razy na mojej drodze. Ostatnio się nie pokazywał i martwiłam się o niego. Postanowiłam uratować go przed niebezpieczeństwem które ukazało mi się w płomieniach. Bez przygotowania wyruszyłam w drogę. Nie byłam senna, bo spałam w dzień... Było tak nudno, że nie wiem nawet kiedy zasnęłam. Obudziłam się kiedy słońce już zachodziło. Szłam do przodu nie wiedząc gdzie dokładnie mam się udać. Liczyłam na szczęście. Po dłuższej chwili błąkania się pośród drzew i krzewów, wpadania w dziury i potykania się o kamienie usłyszałam rżenie. Udałam się w tamtą stronę i na środku kwiecistego pola zobaczyłam brązowego konia z rogiem. Zaczęłam się rozglądać za ptakiem lub innym stworzeniem, które miałoby srebrzystą maść. Niczego takiego nie znalazłam. Może nie o to chodzi? Może coś źle zrozumiałam. Nie dane mi jednak było w spokoju pomyśleć bo kiedy tylko jednorożec mnie zobaczył, zaszarżował. Uniknęłam ataku i ze zdziwieniem spojrzałam na stworzenie. Koń powtórzył czynność jeszcze kilka razy z tym samym skutkiem. Zaczęłam uciekać. Myślałam, że jak się oddalę to odpuści, ale ten ruszył za mną. Biegłam przed siebie jak najszybciej mogłam, ale mimo tego koń był coraz bliżej. Nagle z drzewa zeskoczył inny wilk. Mistyczny koń od razu zaatakował jego. Ten nie cofnął się tylko stał w miejscu... czy on chce zginąć? Róg zahaczył o jego ucho. Ten zaszarżował jeszcze raz, ale tym razem zatrzymał się przed moim wybawcą.
- Dzięki - powiedziałam nie ruszając się z miejsca
Wilk nic nie odpowiedział. Przez chwilę patrzył na odchodzące zwierze. Kiedy stworzenie zniknęło z pola widzenia basior odwrócił się do mnie i teraz zauważyłam, że ma rogi. Ostatnio spotkałam takiego wilka... tak zaprowadziłam go do alfy.
- Wystraszyłaś go swoim wyglądem - zaśmiał się
- Miałam szczęście, że tu byłeś - powiedziałam i uśmiechnęłam się - Jestem Vi.
- Tak pamiętam. Tutejszy szaman.
- Dokładnie... A ty?
- Kenny - przedstawił się. Po tym zaproponowałam mu opatrzenie rany, ale ten odmówił. Powiedział, że sama się zagoi, bo nie jest poważna. Jeszcze raz mu podziękowałam i wróciłam do swojej jaskini. Teraz już rozumiałam o co chodziło rano. Już nigdy nie będę bawić się w przepowiednie z ogniem.

20.09.2019

Od Lucasa c.d Krzemienia


- No, opowiadaj młody: Kto cię, do jasnej cholery, tak urządził? - zapytał wilk, szukając czegoś w niższej części jaskini. Po chwili wrócił, niosąc ze sobą kilka różnorodnych roślin i wrzucając je kolejno do garnka, spojrzał się pytającą na mnie z powodu dalszego braku odpowiedzi.
Przez chwilę biłem się sam ze swoimi myślami, nie wiedząc jak wiele byłem w stanie mu powiedzieć. Najbardziej obawiałem się już nie samej reakcji, a po prostu prawdopodobnego wyśmiania mnie za opowiadanie niemożliwych rzeczy. Sam wciąż ciężko przetrawiałem swoją sytuację i czując się, jak gdyby będąc w lekkim amoku, potrzebowałem momentami upomnieć swoją własną świadomość, że to wciąż jest prawdziwa rzeczywistość, w której dalej się znajduję. W przeszłości zdarzało mi się ignorować osoby wierzące w podobne zjawiska, a teraz świat śmiejąc mi się prosto w twarz, pokazywał mi jak bardzo ograniczałem wcześniej swoje własne myślenia i zamykałem się w bezpiecznej bańce. 'Przecież to tylko wygłupy, nic się nie stanie' - rozbrzmiał w mojej głowie znajomy głos, który usłyszałem podczas tamtego wieczoru jako ostatni.
Starszy wilk kontynuował przygotowanie jedzenia, które wydzielało coraz intensywniejszy i bardziej apetyczny zapach. Najwidoczniej postanowił nie naciskać, widząc moją niewyraźną minę po zadanym przez niego pytaniu. Wciąż czułem jednak, że powinienem przyznać się mu przynajmniej do części mojej historii. Wiedziałem, że podzielnie się nią pomogłoby mi w utrzymaniu ciężaru, który spadł na mnie niespodziewanie i przytłoczył mnie swoją obecnością.
Pomimo tego, ciągle narastające uczucie strachu i niepokoju, uniemożliwiało mi to. Próbując zapanować nad swoimi emocjami, zacząłem rozmyślać nad tym w jaki sposób mógłbym ująć część, którą chcę mu przekazać.
Krzemień w tym czasie zdążył już wszystko przygotować i napełniając całą miskę jeszcze parującym się wywarem, zerknął lekko na mnie. Po chwili podszedł i podsunął mi moją porcję praktycznie pod mój nos, najwyraźniej nie licząc na to, że jestem w stanie całkowicie się podnieś z wciąż świeżą raną. Wyprostowałem się jedynie odrobinę, aby mieć wygodniejszy dostęp do jedzenia, które już kusiło mój węch swoją wyrazistą wonią. Patrząc na delikatnie wygięte krawędzie misy, wziąłem lekki wdech i zamiast zacząć jeść postanowiłem pierw odsłonić przygotowany wcześniej przeze mnie fragment.
- Można powiedzieć, że to nie było celowo wymierzone w... moją osobę. - Skrzywiłem się, wypowiadając zdanie, które w moich myślach brzmiało o wiele lepiej. Mając delikatnie nakreślić zarys całego wydarzenia, jedynie skomplikowałem i utrudniłem sobie wyjaśnianie zaistniałej sytuacji. - Dobrze znałem osoby, które mi to zrobiły, zresztą równie dobrze one znały również mnie. Jakby to ująć... doszło do dość sporego nieporozumienia między nami - mówiłem, próbując obejść się bez najistotniejszej części, która o wszystkim tak naprawdę zadecydowała. - Zostałem przez nich uznany za kogoś obcego w tamtym momencie i nie miałem możliwości wytłumaczenia się. Konkretniej próbowałem nawet wszystko im wyjaśnić, ale bez większego efektu. Tak jakby... nie było między nami żadnego sposobu na nawiązanie rozmowy. Byłem dla nich pewnego rodzaju intruzem, którego chcieli się pozbyć, aby teoretycznie pomóc mi. Dlatego nie mam im tego wszystkiego za złe, ale jednak... bardzo prawdopodobne jest, że już nie znajdę okazji, aby się z nimi skontaktować, a tym samym opowiedzieć co tak naprawdę się wtedy stało, że mnie nie rozpoznali.
Wilk patrzył na mnie z lekko uniesioną jedną brwią, jak gdyby do końca nie rozumiejąc co mu próbuję przekazać, owijając wciąż w bawełnę. Przełknąłem nerwowo ślinę, zastanawiając się jak inaczej mógłbym jeszcze to ująć, aby lepiej go naprowadzić na swoje myśli. Wciąż uważałem, że powiedzenie wszystkiego wprost mogłoby nie być najrozsądniejszą dla mnie decyzją. Nie znałem w końcu jeszcze jego stosunku, jak i również reszty watahy, do miejsca z którego pochodziłem. Mogłem zakładać jednak, że w normalny okolicznościach nie zostałbym raczej zbyt miło przez nich przyjęty.
W tym momencie czułem się obcy również tutaj. Pomimo powstałych między nami podobieństw fizycznych, nic mnie z nikim tu nie łączyło. W każdej chwili mogli się mnie po prostu pozbyć. Nie miałem także już swojego dawnego miejsca, do którego mógłbym wrócić, aby zobaczyć znajome twarze. Nigdy nie ciągnęło mnie do kłamania, i nawet w tak ekstremalnej sytuacji, wolałem podawać delikatnie zakrytą prawdę niż zmyślony fałsz.
- W krótkim czasie dość... znacząco się zmieniłem, jeśli chodzi o wygląd - wymamrotałem, czując jak bicie mojego serca przyspiesza z powodu napełniającego mnie strachu. - Mam na myśli całokształt. Gdyby ktoś znajomy w tym momencie na mnie spojrzał nigdy nie powiedziałby, że to jestem ja. W dużej części to moja wina. Zrobiłem coś z czego się wyśmiewałem, że i tak nie zadziała, a inni mnie jedynie do tego namawiali. Była więc to moja decyzja. Głupia, nieświadoma decyzja. Nikt z mojej grupy prawdopodobnie się nie spodziewał, że ten drobny "eksperyment" wyjdzie. Nie wiem co teraz z tym zrobić. Myślę, że raczej nie ma sposobu, aby to wszystko cofnąć. Nie czuję się też dobrze z tym, że miałbym tutaj zostać. To nie jest raczej.. mój świat - mruknąłem na koniec, po czym w końcu przeszedłem do jedzenia, lekko już ostygniętej zupy.

<Krzemień? Wybacz mi, że tak długo mnie nie było.>

16.09.2019

Od Stormy cd. Cyana

Oprowadziłam Cyana po wszystkich terenach watahy. Na samym końcu udaliśmy się do Wodospadu Księżyca. Przyznam, że to moje ulubione miejsce na terenach watahy. Daje spokój ducha, który jest mi ostatnio potrzebny. Jeszcze nie widzieliśmy wodospadu, ale można było usłyszeć już delikatny szum wody.
 – Miejsce, które zaraz zobaczysz jest moim ulubionym. mam nadzieję, że tobie też przypadnie do gustu – zwróciłam się do basiora. Ten niepewnie przytaknął. Już kilka sekund później naszym oczom ukazał się wodospad z krystalicznie czystą wodą. Unosiła się nad nią delikatna, srebrna mgiełka.
 – Pięknie tu, prawda? – spytałam. Widziałam lekki podziw na pysku Cyana, co bardzo mnie cieszyło. Powoli ruszyliśmy dalej...
                                                                                                                                                           ***Jakiś czas później – po rozmowie Cyana z Alfą***

Cierpliwie czekałam na Basiora, który rozmawiał z Alfą. "Mam nadzieję, że go przyjmie. Cyan jest bardzo miły, cichy i spokojny. Nie będzie sprawiał problemów. Przynajmniej mam takie wrażenia po dniu spędzonym razem..."
W końcu niewielki basior wyszedł.
 – I jak? Przyjęto cię? Jakie masz stanowisko? – spytałam z nadzieją.
 – Szaman – odpowiedział tylko swoim cichym głosikiem, ale to wystarczyło. Pożegnałam się i powiedziałam:
 – Do zobaczenia. - Uśmiechnęłam się tylko i odleciałam do mojej jaskini. Zadowolona z siebie zasnęłam...
Obudziły mnie szmery. Zerwałam się z łóżka jak poparzona. Rozejrzałam się po pokoju. Zapaliłam światło i zerknęłam za okno. Stały tam Cienie, ze swoim przywódcą
 – Do.... zzzobaczenia... – powiedziały i zniknęły. Przerażona zerknęłam na bransoletkę od Vi. Kryształ miał już niebieską barwę, ale to mnie nie martwiło. Zauważyłam na nim małe, czarne pęknięcie.
 – Obawiam się, że Vi mi już nie pomoże...
Ruszyłam do mojego schowka. Z najgłębszych zakamarków wygrzebałam półtorej sakiewki różnorodnych kamieni szlachetnych i półszlachetnych. Do tego miałam koszyk pełen suszonych ziół. Włożyłam sakiewki do koszyka z ziołami i chwyciłam go w zęby. Wyleciałam z domu. Szybko zaleciałam na pewną łąkę. Zebrałam trochę fluorescencyjnych kwiatów i wplotłam je w moją sierść i w koszyk. W ten sposób świeciłam w ciemności i może odstraszałam cienie... może...
Leciałam do Cyana. Może on będzie wiedział, co zrobić.


<Cyan? >