27.11.2017

Od Kagekao c.d Luna

Wstałem, gdy blady świt. Szczeniaki oraz Luna jeszcze spały, więc postanowiłem zrobić im śniadanie. Wyszedłem z jaskini i zacząłem szukać czegoś jadalnego. Po długich chwilach w końcu poczułem intensywną woń ofiary. Był to dorodny jeleń, aż miło, że taki się trafił. Po później jesieni bardziej spodziewałbym się wychudzonej sarny.

***

Gdy już go upolowałem, słońce przebyło już jedną czwartą nieba. Nie powiem, dziś była niezwykle ładna pogoda. Zarzuciłem truchło na plecy i pokłusowałem do jaskini. Dziś były dni wolne od wszelakich prac, więc pewnie Mateo będzie w domu. Chociaż… Może będzie z swymi koleżankami. Mam nadzieje, że koleżankami… Nie chciałbym być już dziadkiem. Jestem na to jeszcze za młody. Nawet nie jestem prawdziwym Ojcem! Mateo jest na szczęście tylko moim przybranym synem. Na szczęście… Gdy wszedłem do jaskini, nie zobaczyłem tego co chciałem zobaczyć. Luna wymiotowała. Akurat gdy wróciłem…
- Luna! – Podbiegłem do niej zrzucając zdobycz z grzbietu. – Wszystko dobrze?!
- Źle się czuję… - powiedziała, gdy przestała rzygać.
- Pójdę po lekarkę… - pognałem po Rose.

<Luna? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz