21.11.2017

Od Percy'ego do Igazi

Wyszedłem z domu. Nie był do końca mój, należał do Lily, mojej "mamy". Jak miałem na nią mówić? Adoptowała mnie, więc tak jakby jest moją mamą, ale nie chciałem jej tak nazywać.
Gdzie by tu pójść? Ruszyłem jakąś ścieżką. Ptaszki wrzeszczały, woda płynęła, drzewa szumiały, wilk stał, trawa trzeszczała pod łapami... Chwila, co?! Jaki wilk? Popatrzyłem w tamtą stronę. Stała tam mała waderka. Nigdy nie szło mi dobrze z waderami...
- Cześć!  - powiedziała wesoło.
Zarumieniłem się. Nie otrzymała odpowiedzi, bowiem jej rozmówca odwrócił się i pobiegł przed siebie. Wpadłem zdyszany do pokoju. Nie... Pierwszy dzień w nowej watasze i dałem plamę. No ale cóż poradzić? Podszedłem do łóżka i rzuciłem się na nie. Chwilę potem usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu. Pewnie jakiś wilk do Lily. Niezadowolony rodzic, znajomy, a może po prostu listonosz. Nagle usłyszałem, że ktoś zbliża się do mojego pokoju. Kroki były lekkie i delikatne.
- Cześć - rzekła postać stojąca w drzwiach. - Mam na imię Igazi.
- A ja Percy... - szepnąłem. Nie byłem pewny, czy mnie usłyszała.
<Ignasiu? Troszeczkę krótkie, ale chyba przeżyjesz.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz