18.11.2017

Od Meetou do Haźina

Ciemność. Przeleciałam sobie spokojnie obok ciemnych kształtów, przypominających świnie tańczące sambę. Chwila, co? Obejrzałam się jeszcze, tylko po to, żeby stwierdzić, iż faktycznie były to świnie. Dlaczego mam tak chorą wyobraźnię, że w moim śnie są jakieś wieprze?
Wtem przed sobą zobaczyłam światełko. O, jak ładnie świeci...
"Nie!" pomyślałam sobie, nie wiem dlaczego czując potrzebę zapisania tego w cudzysłowie. "Nie! Przecież to śmiertelne światełko! Nie leć tam!"
Niestety, nie mogłam podążyć za ta myślą, gdyż zdałam sobie sprawę, że nie mogę się zatrzymać. Wcześniej jakoś nie zwróciłam uwagi na ten przymus. Dotarło do mnie również, że to wcale nie jest sen, tylko przedsionek śmierci.
- Nieeeee! - wrzasnęłam. Miłe światełko zmieniło się nagle w pędzący ku mnie pociąg, a świnie chichotały szyderczo....
~~po drugiej stronie...~~
- Nie! - wrzasnęłam dziko, podnosząc się. To już nie była kraina ciemności, tylko jakiś w miarę biały świat. Wszystko rozmazywało mi się przed oczami. Machnęłam głową, żeby pozbyć się mroczków. Wreszcie się unormowało, więc uniosłam łepek. Przede mną stali Hazin i jakiś ktoś, patrzący na mnie wystraszonym wzrokiem.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, a raczej zapytała z trwogą.
- Tak, tak. - mruknęłam. Rzeczywiście, ktoś nieprzytomny nagle podnoszący się z dzikim krzykiem raczej nie budzi miłych odczuć, więc miała prawo się zdenerwować. Podniosłam się. - Już sobie pójdę.
- Nie, trzeba ci jeszcze zrobić badania! - krzyknęła wadera. Hazin przytaknął.
- No dobrze... - opadłam na miejsce z rezygnacją. Nie cierpię badań.
- Najpierw zastrzyk... - rzuciła wadera. Spojrzałam na nią w popłochu. W łapie trzymała strzykawkę napełnioną zielonym płynem.
- NIEEEEE! - wrzasnęłam znów, wytrącając jej narzędzie tortur. Szybko zebrałam się i wyleciałam z pomieszczenia, wybijając szybę w oknie. No fajnie. Teraz pomyślą, że uciekłam z domu wariatów.
Na zewnątrz opadłam na trawę i śmignęłam do lasu. Będzie mnie może szukać z tym swoim zastrzykiem, ale w życiu nie złapie. Kątem oka spostrzegłam trującą krzewinkę, która o mało co nie przyprawiła mnie o wieczny spoczynek w krainie świńskich tancerek.
- Obrzydliwe zielsko. - mruknęłam z pogardą, po czym z czystą przyjemnością je spaliłam.
<Hazin?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz