26.08.2021

Nowy wilczu~ Maverick

Autor grafiki: @/susitse.art na instagramie

Właściciel: z.koziej.zk@gmail.com lub @/muremzaowem na Howrse
Imię: Maverick, Mave, także Diabeł Bukowiny (nie cierpi tego przezwiska)
Wiek: 8 lat
Płeć: basior
Żywioł: Chaos, Iluzja
Stanowisko: Strażnik dzienny, zwiadowca
Cechy fizyczne: Z pozoru chuderlawy i wyróżniający się tylko kolorem sierści oraz jej szczególną obfitością na ogonie i grzywie, Maverick tak naprawdę jest silnym i zwinnym basiorem. Jego zdolności fizyczne może i nie wykraczają poza naturalne dla wilków w jego wieku, mimo to są wciąż imponujące.
Cechy charakteru: Maverick jest…. specyficznym wilkiem. Uwielbia towarzystwo, lecz jego charakter często działa na innych odpychająco. Basior bowiem uwielbia się droczyć, nierzadko mówiąc zagadkami, czy nadużywając pytań retorycznych. Nie robi tego ze złych zamiarów, po prostu nigdy nie nauczył się innego zachowania. Żeby nie malować Mave’a w tylko złych barwach, należy dodać, że potrafi być dżentelmenem, i to nie tylko wtedy, gdy uprzejmość mu się czymś odpłaci. Zazwyczaj nieprzewidywalny wilk posiada coś w stylu żelaznego zbioru zasad, których trzyma się zawsze i wszędzie, czy będzie to przepuszczanie wadery w kolejce do wodopoju, czy odpuszczenie leśnej zdobyczy głodniejszemu basiorowi.
Cechy szczególne: nietypowo wyraziście czerwony odcień futra oraz zakrzywione na końcówkach uszy, co m.in. przyczyniło się do pseudonimu “Diabła”
Lubi: Gdy ktoś zwraca się do niego pełnym imieniem (zwłaszcza gdy jest to przystojny basior), przebywać na wysokościach, droczyć się z innymi, jednak zachowując przy tym umiar chroniący go przed oberwaniem w pysk, a także mówić zagadkami. Jeżeli chodzi o banalniejsze rzeczy tego świata, które niezawodnie wprawiają go w lepszy nastrój, są to m.in. borówki i błyskawice.
Nie lubi: Być ignorowanym (pomimo swego wieku czasem nadal zachowuje się jak szczeniak), groźnych i niebezpiecznych sytuacji a także bycia podstawionym pod ścianę, w zasadzie wszystkiego, co sprawi że jest zmuszony zepchnąć na bok swoją wyrobioną przez lata, komfortową nonszalancką otoczkę.
Boi się: Choć lubi udawać, że nic go nie rusza, Mave jak niczego innego boi się ognia i jego destrukcyjnych właściwości. Ogniska czy pochodnie nie wzbudzają w nim zaufania, i rzadko gromadzi się wokół nich, jak czynią to inni wędrowcy.
Moce: 
 - potrafi sprawić, by przeciwnik widział (przez krótki czas) swój największy lęk, lub wręcz przeciwnie - to co kocha najbardziej. To najbardziej wymagająca z mocy, więc używa jej tylko w kryzysowych sytuacjach.
- jest w stanie częściowo, lub w całości (co wymaga nieco więcej energii i czasu) zniknąć! Jego ciało, choć nadal obecne w danym miejscu, staje się niewidoczne dla oka innych. Co ciekawe, oczy zawsze znikają najpóźniej, stwarzając dosyć nieprzyjemny dla gapiów efekt.
- opanował też sztukę przekształcania negatywnej energii (np. wynikającej ze złego humoru wilka, czy wręcz kłótni lub walki) na energię innego sortu. Dla przykładu: negatywną energię kłócących się wilków Mave może ukraść i zamienić w energię ciała, gdy jest głodny/zmęczony lub energię kinetyczną, gdy bardzo zależy mu na szybszej podróży. 
Historia: Mave urodził się jako jeden z czworga rodzeństwa, lecz także jako jedyny “kolorowy” szczeniak w całej watasze, w dodatku cały czerwony, co zostało odebrane jako zły znak. Na całe szczęście dla niego, dzięki ojcu - założycielu stada, miał zapewniony przywilej nietykalności. Cóż, do czasu pewnego nieszczęśliwego incydentu, pewnej dusznej, letniej nocy.. Wtedy to leśne tereny watahy objął przeraźliwy, piekielny wręcz pożar. Ściany ognia wysokości kilku metrów otoczyły wilki, uniemożliwiając im ucieczkę, a były one tak potężne, że żadne z mocy zagrożonych nie dały rady ich ugasić. Wszyscy zginęli. Wszyscy oprócz Mavericka. Z nieznanych przyczyn, płomienie nie tknęły go, gdy ten został wypchnięty przez matkę na zewnątrz, ku bezpieczeństwu (choć dziś podejrzewa, że mogły one mieć korzenie magiczne, zostać wzniecone przez innego wilka z mocami ognistych żywiołów). Uciekając wtedy co sił w rocznych łapach, nie obejrzał się za siebie, choć gdyby to zrobił, zobaczyłby, że oprócz niego z życiem uszedł także Flick, jego brat. Dopiero po latach dowiedział się o tym, i to w mało przyjemny sposób. Flick bowiem, przekonany, że śmierć rodziny jest winą “czerwonego diabła”, poświęcił swe życie tropieniu Mave’a w oczywistym celu zemsty.. I jak sam się zarzekł: nie spocznie póki jej nie dokona.
Zauroczenie: Na razie nikt, i choć traktuje takie sprawy z przymrużeniem oka, jest otwarty na względy basiora lub wadery :]
Głos: Cheshire Cat - Alice Madness Returns
Partner: -
Szczeniaki: -
Rodzina:
Shila - matka Mavericka, wysoka wilczyca o nieskazitelnie białej, iskrzącej się w słońcu sierści, to po niej odziedziczył żywioł Iluzji i przekorną naturę (nie żyje)
Gunther - ojciec Mavericka, niższy i bardziej przysadzistej postury biało-czarny basior, były alfa rodzimego stada Mave’a. Wyróżniał się niskim, tubalnym głosem i ogromną siłą wynikającą z żywiołu Skały (również zginął w pożarze)
Flick - jedyny ocalały z rodzeństwa Mavericka, rosły i silny basior o białej sierści i czarnym znamieniu na oku. Przejął po ojcu żywioł Skały a także wykształcił w sobie nienawiść do brata i chęć zemsty po zagładzie stada.
Jaskinia: Góry Zębiaste
Medalion: link
Towarzysz: -
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie:  brak
Dodatkowe informacje: 
- jak już pewnie dało się zauważyć, Mavericka ciągnie zarówno do płci własnej jak i przeciwnej. Nie jest on jednak zbyt dobrym romantykiem, więc kto wie czy z jego najskrytszych marzeń cokolwiek wyniknie </3 (rip mave byłeś bardzo dzielny)
- Mave nie darzy niechęcią brata, w zasadzie nie darzy go żadnym szczególnym uczuciem. Choć wiele razy otarł się o śmierć z jego powodu, traktuje go bardziej jak natrętnego owada, niż prawdziwe zagrożenie.
Umiejętności:
: Siła: 100
: Zręczność: 150
: Wiedza: 100
: Spryt: 200
: Zwinność: 150
: Szybkość: 50
:Mana: 50

19.08.2021

Od Arsena do Vili

Leżąc na polanie pełnej kwiatów i motyli jednego ciepłego wieczora coś przykuło moją uwagę w krzakach. Nie do końca chciałem się wychylać. Po prostu spędzając całe dnie na tej polanie nigdy wcześniej nie zauważyłem, żeby ktokolwiek przychodził tutaj w tych porach. Co prawda świetliki są naprawdę piękne w nocy do obserwacji na tej polanie, ale naprawdę rzadko ktoś przychodzi je oglądać. Postanowiłem najpierw zbadać gościa i ukryć się by lepiej mi się przyjrzeć. W mgnieniu oka wdrapałem się na największe i najbardziej zielone drzewo by nie być aż tak zauważalnym jak na dole. Nie mając pewności czy nieznajomy mnie widzi przyczajony obserwowałem sytuację.
Moim oczom ukazała się wadera. Czarna, smukła, szczupła wadera no pięknych oczach. Chcący przyjrzeć się bliżej lekko wyginałem się w łuk, jednak szybko zrezygnowałem, bo o mało co nie spadłem na ziemię. Z czasem zrozumiałem, że moje położenie jest po prostu niebezpieczne dla mnie i już nie było odwrotu. Musiałem tam siedzieć z nadzieją że wilczyca mnie nie zauważy, albo zejść i walczyć z nią w razie gdyby była nastawiona bojowo. Postanowiłem jednak trochę posiedzieć.
Wadera wiła się pośród wysokiej trawy i tańczyła z motylami. Widać było że lubi to co robi. Musiała przychodzić tu częściej, bo nowa jej ciała wyraźnie wskazywała na to, że czuje się tu bezpiecznie. Jak u siebie.
Moja sytuacja na drzewie była jednak zbyt krytyczna. Gałąź na której postawiłem siedzieć zaczęła się po prostu powoli załamywać pod moim ciężarem. Nie zdążyłem zareagować, aż nagle znalazłem się niestety na ziemi przyduszony wielką częścią drzewa przystrojona w bujne liście. Wiewiórki pewnie już mnie nienawidzą...
Wadera wystraszona przybrała groźna postawę i pokazała kły. Spadłem dosłownie parę kroków od niej. Nie chcę myśleć co byłoby gdyby postanowiła położyć się w cieniu...
- Co do diabła?! - wykrzyknęła.
- Ja... Przepraszam. Szukałem... Em... Patyka. - próbowałem wybrnąć.
- Patyka...? - zapytała zaskoczona i wyraźnie uspokojona moja osoba. Wyglądała na zaintrygowaną.
- Tak. Wpadł mi tutaj.
- Chcesz mi powiedzieć że patyk wleciał ci na drzewo? Takie wielkie? - zapytała kolejny raz.
- Hmmm... Nie. W zasadzie to nie do końca. Mógłbym Ci wszystko wyjaśnić gdybyś tylko pomogła mi się wydostać spod tej gałęzi. Chyba stłukłem sobie nieźle żebra i łapska...
Wadera postanowiła....

>Vila?<

Wilczu nowy; Elyot


Autor grafiki; DevaintArt (Twitter)

Właściciel; NevadaParadise (Howrse)
Imię; Elyot (Eljot – dla przyjaciół El/)
Wiek; 6 lat
Płeć; basior
Żywioł; Woda, Natura, Powietrze, Świtało i Dźwięk
Stanowisko; Strażnik powietrzny
Cechy fizyczne; Wysoki, muskularny, potężny i szeroki w łapach basior, o białej jak śnieg sierści z prześwitującymi błękitnymi plamami, błękitnymi oczami i wielkich, umięśnionych i potężnych skrzydłach.
Cechy charakteru; kochający, wierny, troskliwy i lojalny. Potrzebuje dużo uczucia i uwagi. Lubi walczyć, nie tylko o swoją ukochaną. Rodzinny, chciałby mieć pełną i szczęśliwą rodzinę. Obronny, wstawienniczy i sprawiedliwy. Ideał partnera i ojca. Spokojny, opanowany, ma wiele zainteresowań i talentów. Lubi podróżować, rozmyślać – jest filozofem – siać własne teorie na skomplikowane tematy. Jest inteligenty i szarmancki. Potrafi zaskoczyć.
Cechy szczególne; Turkusowe plamki na białym futrze, skrzydła i aureolka nad głową
Lubi; Burze, wyładowania atmosferyczne, las, spacery o zachodzie słońca, podróże, latanie i szybowanie, spokój, kąpiele.
Nie lubi; Owadów i szkodników, które wyjadają jego ulubione rośliny i owoce, które można jeść, albo wyrabiać z nich różne konfitury, mikstury.
Boi się; Raczej nie ma rzeczy, której by się bał.
Moce;
Kontrola nad wodą.
Kontrola nad powietrzem,
Kontrola nad naturą,
Kontrola nad dźwiękiem, głosami, załamaniem światła i ogólnie światłem
Historia; Urodzony na Północnym Skrzydle Gór Mroźnych na obrzeżach Wyspy Szkarłatnego Śniegu basior dorastał pod opieką matki i ojca. Iris i Neko kochali syna jak mogli, jednak żyli samotnie, odkąd Iris postanowiła związać się z Nekiem, który nie przypadł do gustu jej ojcu – Alfie jedynej i ogromnej watahy tamtych stron. Iris uciekła wraz z Nekiem kiedy ojciec dowiedział się, że postanowiła związać się na stałe z basiorem. Rodzina Iris nie akceptowała go, ze względu na skrzydła, które w genach dał synowi. Wysokie mrozy i ogromnie niskie temperatury zmusiły parę do powrotu do watahy. Neko gotów oddać życie za syna stawił się z ukochaną i małym szczenięciem przed rodzicami Iris, lecz okazało się, że ojciec Iris bardzo opłakiwał wraz z jej matką stratę jedynej córki... Kiedy zobaczył ich w swoim grodzie od razu jego serce wypełniło się miłością i przyjął córkę z partnerem na tereny Watahy. Zostali koronowani. Ojciec Iris wyszedł z głębokiej depresji, lecz zmarł w niedługim czasie, na ciężkie choroby. Matka Iris żyje dalej, jako Senior Tronu, a po dziś dzień Wyspą władają rodzice basiora. Ten jednak kochając podróżować migrował z rodzinnych stron w poszukiwaniu miłości, szczęścia i przygód. Co jakiś czas wraca na spotkania z rodziną, jednak nie są takie częste, z uwagi na 2000 km, które ich dzieli.
Zauroczenie: Stormy
Głos; Męski, stanowczy, ale jednocześnie miły. Kojący i przerażający w jednym. Niczym najmroczniejszy charakter najstraszniejszego horroru, ale w miłej i przyjaznej dla ucha wersji.
Partner; -
Szczeniaki; Chce mieć
Rodzina; matka Iris – Królowa Wyspy Szkarłatnego Śniegu
ojciec Neko – Król Wysypy Szkarłatnego Śniegu
Jaskinia; Za kamiennym wodospadem w dalszej części
Medalion: Link
Towarzysz; --
Inne zdjęcia; LinkLink
Przedmioty; -
Dodatkowe informacje; -
Umiejętności;
1) Siła; 250
2) Zręczność;100
3) Wiedza;150
4) Spryt;100
5) Zwinność;100
6) Szybkość;100
7) Mana; Pełna regeneracja po 12 godzinach

Od Arsena - wstęp

Mając w pysku resztki złapanego posiłku usiadłem na skraju rzeczki i przepijają orzeźwiającą wodą jedzenie zamyśliłem się. Zastanawiając się gdzie dziś można byłoby udać się i wygrzać na słońcu doszło do mnie, że jest idealna pogoda na medytację. W końcu letnie wieczory mają w sobie piękny klimat i można zapuścić się w bardziej dalekie i niebezpieczne tereny, bo nie od razu robi się tak ciemno. Tak też zrobiłem. Kiedy zapadł wieczór udałem się w głąb lasu, w którym jeszcze nie byłem i szedłem tak dłuższy czas. Po kilkunastu minutach las skończył się i zobaczyłem przed sobą ogromną skarpę, z której pięknie widać było zachodzące słońce. Wiedziałem już gdzie spędzę noc. Lubiłem spać poza domem i podróżować. To całkiem fajna sprawa zostać na dłużej gdzieś, gdzie nie wie się gdzie dokładnie się jest i po prostu zapaść w sen, ale oczywiście czujny. Medytowałem całkiem sporo, bo kiedy skończyłem moim oczom ukazała się gwiezdna noc spowiła spokojem i delikatnym, ciepłym wiatrem. Nie dość że wieczory są moją ulubioną pora dnia, to te, które mają w sobie najlepsza aurę zdarzają się zdecydowanie za rzadko... Rozmyślając nad kolejnym dniem i tym co przyniesie mi jutro na moje powieki napadł sen, który dość szybki objął mnie swoimi ramionami.

Na szczęście tego wieczoru sny były przyjemne, a noc naprawdę spokojna.

9.08.2021

Od Tsumi do Vespre

 Minęło trochę czasu od wcześniejszych zdarzeń. Albo raczej na tyle dużo, by zostać dorosłym szczeniakiem. Znaczy. Nie. To brzmi głupio. Po prostu wejść w wiek dorosły. Aktualnie jedyne co się bardziej zmieniło to fakt, iż wywalono na mnie te obowiązki, które do tej pory były na osobach z rady, bo byłam za młoda by to ogarnąć. Ah, wracaj do mnie wieku w którym było ci wszystko przebaczone! Ale wracając. Po tym, jak bogowie postanowili powybijać kilka półbogów, robiliśmy mały dil z sąsiadującą watahą... klanem? Która była do nas przyjaźnie nastawiona. Chociaż wracając do tych bogów, to po cholerę się wtryniali na te tereny? To nie są moje bożki! Nie zaakceptuję ich, nie ma mowy. Jedynym prawilnym jest Las. Ten to przynajmniej chociaż klimat jakiś ma, a nie to co tamci. Phe, podróby udające że są fajne. Ale o czym ja to...? Ah, no tak. 
- Um, przepraszam...? - usłyszałam nieznajomy głos, dochodzący gdzieś zza mnie. Odwróciłam głowę. Jakiś random stał na korytarzu, wychodząc z drzwi prowadzących do innej części pałacu. Jako iż tu był, oznaczało że ktoś go w puścił. A to znów oznaczało... że to ten ktoś, na kogo czekałam. 
- O, właśnie szłam cię szukać. Jesteś tym szamanem od Bryzy, prawda? Czy tam medykiem... eh, wybacz lekkie niedoinformowanie, mamy ostatnio trochę na głowie, właśnie w sumie dlatego tu jesteś. Nikt cię nie oprowadzał? Ah! I przypomnij mi swoje imię proszę - Fala słów wypłynęła z mojego pyska, najprawdopodobniej zalewając przybyłą tu waderę. Zazwyczaj pewnie bym się czaiła, nie wiedząc jak zacząć rozmowę, jednak nie miałam teraz na to czasu. Trzeba było nagromadzić jak najwięcej informacji. 
- Tak, tak. Jestem Violet, miło poznać. Zwój dałam takiemu ciemnemu basiorowi z jasnymi skrzydłami... nie popełniłam przez to jakiegoś błędu, prawda? - spytała z obawą w głosie. 
- Hm? Mnie też miło. Nie, nie popełniłaś błędu, wręcz przeciwnie. To ułatwiło sprawę - skrzywiłam się jednak lekko, gdyż zdałam sobie sprawę, że Vespre pewnie właśnie poszedł mnie szukać. Albo kogoś wysłał by zrobił to za niego. Mimo, że byłam blisko swojego pokoju, to jednak nadal poza nim, prawda? - Gdy tylko zbiorą się potrzebne osoby, zaczniemy wszystko omawiać. Pewnie ktoś już zaczął ich zbierać w jedno miejsce, tylko minie chwila zanim- - Tu urwałam, gdyż wadera patrzyła jakoś za mną. Podążyłam za jej wzrokiem, by dostrzec jakże dobrze znaną mi posturę. 
- Vespre! - zawołałam, do zbliżającego się wilka - Powiadomiłeś już szamanów? I gdzie papiery. - No, jednego medyka w sumie mamy z głowy. Antilia dość dużo przebywała w pałacu, więc szukanie jej nie sprawi większego kłopotu. Poza tym jeszcze przed chwilą z nią rozmawiałam, więc łatwo będzie odnaleźć jej osobę po zapachu. 

<Vespre?>

Nowy wilczu! Arsen


Autor: davezilla

Właściciel: AxelAx
Imię: Arsen Prime
Wiek: 5 lat
Płeć: Basior
Żywioł: Ogień, Natura, Umysł
Stanowisko: Pisarz
Cechy fizyczne: Arsen Prime to basior o jasnej, siwo-białej maści z czarnym brzuchem i całymi kończynami wraz z ogonem. Jego oczy są transparentne, czyli przezroczyste i nie mają żadnego koloru, chyba że Arsen postanowi jakiś przyjąć.Zazwyczaj jego oczy pokazują jego nastrój, albo nastawienie. Arsen ma duże i szpiczaste uszy, które na końcach również są czarne i muskają je delikatne płomyki, które podobnie otulają całe ciało i ogon Arsena. Jest to naturalne zjawisko wywodzące się z jego Żywiołu Ognia. Czarne pazury Arsena są w stanie przecięć skórę za jednym zamachem, a jego kły wbić się w ciało i doprowadzić do ucisku dwa razy większego, niż uścisk dorosłego niedźwiedzia, stąd nigdy nikt nie próbował konkurować z nim względem duszenia.
Cechy charakteru: Arsen to wbrew pozorom bardzo lojany i kochający basior. Traktuje każdego tak jak sam chciałby być traktowany, przez co często obrywa mu się za jego dobroć. Nie przejawia agresji, jest oaza spokoju, ale zdarza mu się stracić nerwy i głośniej krzyknąć, czy też wyjść bez słowa w ogromnej złości. Nie jest fanem rozwiązania problemów walką lub przepychankami. Arsen uwielbia romantyzm, poezję i książki, przez co wiele czasu spędza w naprawdę klimatycznych miejscach czytając lub rozmyślając nad sensem emocji i ich działaniem. Interesuje się Magią, która częściowo umie władać, więc też często można spotkać go po prostu trenującego różne, nowe zaklęcia. Arsen jest raczej towarzyski, ale większość swojego czasu spędza samotnie, bo w jego wcześniejszym stadzie raczej każdy zajmował się swoim nosem, a Arsen od początku jej istnienia był po prostu zupełnie inny.
Szczegóły: Płonące ciało, uszy oraz ogon i częste płomyki w oczach.
Lubi: towarzystwo, pracę zespołową, spokój, owoce o warzywa, dobre mięso, muzykę, romantyzm, poezję i czytanie, sztukę, relaks i pokojowe nastawienie
Nie lubi: kłamstwa, nieszczerości, zawziętości i upartości, usilnego dominowania go, manipulacji i celowych agresywnych zachowań prowadzących do sporów i kłótni
Boi się: straty swojej drugiej połówki w przyszłość jeśli takową zdobędzie, samotności i tego, że będzie taki jak swój ojciec
Moce:
1) Arsen zmienia kolor oczu, kiedy jego emocje, nastrój lub temperament się zmienia.

2) Arsen perfekcyjnie włada ogniem, co pozwala mu w pełni kontrolować Żywiołem Ognia od najmniejszego płomyka do największego pożaru.

3) Arsen za pomocą Żywiołu umysłu potrafi czytać w myślach innym stworzeniom i podsuwać im telepatycznie pomysły, rady czy po prostu rozmawiać z nimi swoim lub stworzonym przez niego głosem. Porozumiewania się także z Zaświatami, ale niestety nie może kontrolować tego co zrobią byty, z którymi rozmawia.

4) Arsen ze względu na odziedziczony Żywioł Natury włada także swoją postacią, co pozwala mu przybierać różne formy i postacie innych zwierząt, zmieniać kolor futra i oczu. Jest idealnie zakamuflowany dzięki temu w walkach lub na polowaniach.

5) Arsen ma także kontrolę nad naturą (roślinność)

Historia: W dalekich Górach Skandynawii, w Watasze Śmierci założonej przez Axela Prime - ojca Arsena Prime - 5 lat temu urodził się Arsen. Wilk odziedziczył charakter i wygląd swojej matki, która niestety zmarła przy porodzie. Poród był w środku zimy, matka Arsena była wykończona porodem i niestety jej organizm nie dał rady poradzić zarówno dziewięciu szczeniakom z jednego miotu jak i ogromnym mrozem. Ojciec Arsena był okrutny, podły i uznawano go za Władcę Śmierci. Nikt nie próbował z nim zadzierać, bo najmniejszy konflikt kończył się śmiercią przeciwnika. Axel zabijał wszystko co tylko stanęło mu na drodze. Arsen w okresie dorastania nie chciał bawić się w grę ojca i podbijać coraz większe tereny Skandynawii, tak jak nie chciała tego całego okrucieństwa jego matka. Była aniołem, który złe trafił i znalazł się w nieodpowiednim miejscu. Ojciec nadał mu imię Arsen Prime, bo urodził się pierwszy z całego miotu. Tylko on miał zdolności, które pod ręką ojca i wykorzystywane w złych zamiarach zadowoliły by Axela. Kiedy Arsen dorósł postawił się ojcu, na co ten wypowiedział mu wojnę i zaatakował go ze wszystkimi swoimi podwładnymi, jednak Arsen nie został sam. Wstawiło się za nim całe jego rodzeństwo. Ojciec w okrucieństwie i szale pozabijał wszystkie swoje dzieci, jednak Arsen wykorzystując swoje moce i umiejętności zawalczył z ojcem raz jeszcze, w wyniku czego Axel został strącony z Potężnych Skandynawskich Gór. Wataha rozpadła się po śmierci Króla, a Arsen zapowiedział śmierć ojca za wyrządzenie tylu krzywd innym i poniewierkę jego matki. Wilki już nigdy nie połączyły się w całość, a rozeszły po świecie i ślad o nich zaginął. Arsen natomiast wciąż szuka kontaktu z duchem swojej matki, by powiedzieć jej że jej oprawca nie żyje i może już zaznać spokoju, lecz jeszcze jej nie odnalazł.
Zauroczenie: Podoba mu się Vila
Głos: Może zmieniać tonacje dzięki Żywiołowi Natury, ale jest ochrypły, męski i bardzo niski. l
Partner: --
Szczeniaki:
chciałby mieć, ale boi się, że nie podoła
Rodzina: nie żyje
Jaskinia: Rzeki Pajęcze
Medalion: --
Inne zdjęcia: --
Dodatkowe informacje: --
Umiejętności:
1) Siła 150
2)Zręczność: 150
3)Wiedza: 200
4)Spryt: 100
5)Zwinność: 100
6)Szybkość: 100
Mana: Regeneruje się do całości od 18 do 20 godzin od momentu jej wyczerpania.

8.08.2021

Od Antilii cd. Nashi

Przeraziłam się, widząc, jak bardzo blisko Nashi znajduje się Steelfire. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie byłam w stanie nawet pisnąć, niczym wystraszony szczeniak. Czułam, że coś, a raczej ktoś, zabrał mi zdolność mówienia. Szara wadera odwróciła się, wyczuwając obecność mrocznego bytu. Demon przybrał postać dużego, ciemnofioletowego basiora o rubinowych tęczówkach otoczonych najczystszą czernią zamiast normalnych, białych oczach. Jego średniej długości futro falowało pod wpływem nieistniejącego wiatru a mięśnie ukryte pod czarną skórą, napięły się, sprawiając, że Steel wyglądał na jeszcze większego i silniejszego. Mocna szczęka oraz mocne rysy nadawały mu męskiego, władczego charakteru. Poruszał się z gracją i dumną a, jego poza onieśmieliła mnie oraz moją przyjaciółkę, nadal stojącą przed wejściem do mojej celi.
Wygląda zabójczo przystojnie… – pomyślałam. Lecz do głosu dobrały się wyrzuty sumienia oraz rozsądek, krzycząc, starając się przypomnieć mi co zrobił – o mało nie zamordował Nashi oraz mnie, oszukał i manipulował mną, tylko po to, by móc połechtać swoje ego pięknym ciałem.
Nashi napięła swoje mięśnie, przyjmując pozycję obronną. Czułam, jak w jej ciele buzuje moc, lecz nie była do końca jej moc. Była zbyt potężna jak na wilka, nawet będącego dzieckiem jednego z bogów, i wydawało się, że nie pochodzi z tego świata. W moim sercu zatliła się iskierka nadziei, że magia, jaką dierży w sobie szara wilczyca może z powrotem zakląć Steelfire lub go nawet zniszczyć, tak, by już nikomu nic się nie stało. Zaczęłam się nawet zastanawiać jakim cudem przeżyła upadek z takiej wysokości, ba – jak zdobyła taką moc!
Lecz wtedy coś zaczęło się z nią dziać. A drzwi do mojej celi trzasnęły z głuchym hukiem, ponownie więżąc mnie w ciasnej, kamiennej klatce.
Jej nogi zmiękły a je poza straciła pewność siebie. Nastroszone uszy opadły ku głowie a nastroszony ogon podkulił się. W oczach pojawił się strach, lecz było coś jeszcze… Czy to… Ona… jak? Modliłam się, abym nie miała racji.
– Witaj Ślicznotko – powiedział Steel, uśmiechając się czarująco do mojej przyjaciółki. – Co tutaj robisz?
Półboska wadera stała i patrzyła, omieniała urokiem demona. W jej oczach tańczyła iskierka zauroczenia. Przez chwilę zastanawiała się co powiedzieć…
– Ja… – zaczęła, lecz nie dokończyła.
– Jesteś córką Seikatsu, zgadza się? – zapytał bez ogródek Steelfire. Oczy zapłonęły, zupełnie jak ogień podsycony świeżym drewnem. Miałam ochotę krzyczeć, lecz nie mogłam powiedzieć pojedynczego słowa. Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Nienawidziłam być bezsilna a w tamtym momencie tak było.
– T-tak… – przyznała nieśmiało Nashi. – Jestem jego córką…
– Interesujące… – Ucieleśnienie złego ducha podeszło bliżej szarej wadery. Ich nosy niemal się zetknęły a oczy spotkały się. Nogi Nashi zaczęły lekko drżeć a oczy przybrały rozmarzony wyraz. Ciemny basior obszedł obok wadery, podnosząc swój ogon, muskając jej żuchwę. Czarny dym liznął jej głowę a wilczyca przymknęła swoje oczy, rozkoszując się dotykiem Steela. Otworzyłam pysk, chcąc wywołać jej imię, lecz nic się nie stało. Demon spojrzał przelotnie na mnie, delektując się moim cierpieniem.
– Wiesz, że miałem okazję poznać Twojego ojca? – Stanął przed moją przyjaciółką i usiadł, widocznie górując nad srebrną waderą. Uśmiechał się nadal, pokazując garnitur ostrych, prawie niewilczych zębów. Były one zbyt długie i zaostrzone.
– Naprawdę? – Iskierki w jej oczach zmieniły się w gwiazdy, lśniąc zainteresowaniem i rosnącym uczuciem.
– Zgadza się. Kiedyś udało nam się razem zasiać tyle niezgody oraz chaosu, że czegoś takiego świat nie widział wcześniej ani później...
Ponownie, otworzyłam pysk, by zwrócić uwagę Nashi, aby chociaż na chwilę wyrwać ją z tego przerażającego transu.
– Nashi, ocknij się…! – na wpół charknęłam a na wpół krzyknęłam.
Przyjaciółka spojrzała w moją stronę, na chwilę tracąc złudzenie, wyrywając się z objęć… zaklęcia miłości? Miałam wrażenie, że mam zwidy, lecz dobrze widziałam. Jej oczy przybrały przybrały subtelny, malinowy odcień. Tęczówki zachowują swój naturalny odcień, lecz pod pewnym kątem lub dzięki odbiciu światła można zobaczyć różowy blask. Efekt uboczny rzucenia na kogoś uroku zakochującego.
– On Cię zaklął…! – wychrypiałam, czując, jak powoli odzyskuję głos. Demon zaczął tracić koncentrację, co skutkowało odzyskaniem przeze mnie głosu a Nashi uwolniła swoją świadoomość i niezależność spod wpływu czaru rzuconego przez złego ducha.
Niestety, długo nie nacieszyłam się swoją wolnością słowa.
Niespodziewanie wyczułam niewidzialną pętle na swojej szyi, która zaczęła się szybko zaciskać. Poczułam nagły przypływ ataku paniki, próbując złapać oddech. Gdy udało mi się zgasić poczucie strachu, straciłam poczucie gruntu pod stopami, przez co poziom paniki gwałtownie wzrósł. Przed oczami widziałam czarne plamki, zza których Nashi próbowała zrozumieć co się dzieje. Steelfire natomiast głośno się śmiał swoim irytującym głosem – odgłos ten przypominał skrzypienie metalu o siebie, lecz miał on w sobie grozę.
– Zostaw… – zaczęła nieśmiało. – Zostaw ją! – krzyknęła, a jej sierść zaczęła lekko świecić. Uwolniła gromadzoną w swoim wnętrzu boską moc, żądając aby mnie uwolnił.
– A czemu miałbym to zrobić? – zapytał naiwnym głosem, jakby mówił do szczeniaka.
– Bo ja Ci każę…! – warknęła Nashi.
Powoli zaczynałam tracić przytomność. Wzrok i słuch zaczęły się ze sobą mieszać, aby koniec konców zlać się w jednolitą ciemność.
Wtedy nagle poczułam mocne uderzenie ale i również możliwość wzięcia oddechu. Wzięłam tak głęboki wdech, że aż zaczęłam się krztusić. Do moich uszu doszedł szczęk metalu o metal, który dla moich był jednym z najgłośniejszych dźwięków. Położyłam uszy przy głowie i cicho jęknęłam z bólu.
– Antilia! – zawołała moja przyjaciółka.
– Uciekaj… – szepnęłam, choć chciałam krzyknąć. – Uciekaj stąd…
– Nie zostawię cię… – powiedziała, próbując znowu zforsować zamek. Nagle coś uderzyło w szarą waderę, sprawiając, że uderzyła o przeciwną ścianę. Zsunęła się, po czym upadła z głuchym łoskotem na ziemię. Na szczęście szybko się podniosła i rzuciła do walki, pozbawiona resztek czaru zakochującego. Ciemne macki Steelfire'a zgęstniały, po czym zaczęły pełzać po ścianie, odczepiając się od ciała demona, stając się osobnym organizmem. Oba wilki zaczęły ze sobą walczyć, zarówno magią jak i siłą fizyczną.
Ja natomiast postanowiłam wydostać się z więzienia, chcąc pomóc Nashi pogrzebać to coś i uciec.
Zaczęłam grzebać w zamku, mając nadzieję, że zdołam rozgryźć jego mechanizm, lecz nic z tego. Nic nie widziałam z tej strony, więc skupiłam się na samych kratach klatki. Byłam mocno osłabiona, lecz czułam, jak moje ciało powoli się regeneruje – zarówno pod kątem fizjologicznym jak i magicznie. Nashi nadal walczyła z ucieleśnieniem demona, tym razem będąc w zapaśniczym uścisku, podczas którego jedno próbuje zranić drugiego i na odwrót. Spróbowałam rzucić zaklęcie otwierające różnego rodzaju zamki – urok nie wymagał specjalnej wiedzy czy dużej ilości energii magicznej, ba – wystarczyła szczypta. Chciałam pomóc mojej przyjaciółce jak tylko mogłam. Jak najszybciej się stąd wydostać. – dodałam w myślach.
Zacisnęłam powiek, chcąc, aby zamek magicznie się otworzył. Nic z tegoA ja jestem tak słaba, że nie posiadam nawet szczypty magii… – pomyślałam ponuro.
Spróbowałam jeszcze raz, wkładając w to gotujące się we mnie emocje – gniew, obawa, obrzydzenie… Czułam, jak wkrada się nowy rodzaj magii, wiedząc, że to przeciwieństwo mojego żywiołu białej magii, lecz miałam to gdzieś. Jeśli chcesz uratować siebie lub kogoś innego, korzystaj ze wszystkich możliwości jakie daje ci los – przypomniałam sobie słowa pewnego starego wilka, którego spotkałam, nim dołączyłam do watahy.
Skorzystałam więc z czarnej magii, z której zbudowany był Steelfire.
Zamek otworzył się z cichym kliknięciem, uchylając drzwi do celi.
Delikatnie je pchnęłam a te odsunęły się z lekkim skrzypem. Czmychnęłam szybko w cień, obserwując walkę córki boga oszustwa z demonem siejącym zniszczenie. Obserwowałam ich ruchy, czekając na dogodny moment, aby zaatakować Steela. Po kilku chwilach szala wygranej przechyliła się na korzyść złego ducha – przyszpilił Nashi do poziomu podłogi i był gotowy Teraz albo nigdy!
Rzuciłam się na ciemnego basiora, zrzucając go z szarej wadery. Zaczęliśmy się turlać aż pod ołtarz świątyni. Uderzyłam w jego podpory, lecz szybko się podniosłam. Coś czułam, że zaliczę tutaj kilka niezłych sińców lub innych poważniejszych urazów. Uśmiechnęłam się ponuro pod nosem. Czas się zemścić za używanie mnie jako marionetki!
Mimo, że byłam mocno osłabiona, dawałam z siebie wszystko. Nie byłam mistrzynią sztuk walki, choć bardzo bym chciała, lecz jestem dosyć wytrzymała, dzięki czemu mogłam dać Nashi czas na wymyślenie planu lub ucieczkę. Nie byłabym na nią zła, gdyby wybrała opcję drugą. Teraz jedynie czego chciałam to odpokutować swoje winy i pomóc mojej przyjaciółce szansę na wydostanie się z tej przeklętej jaskini.
Steelfire mocno ugryzł mnie w udo, ale ja zrewanżowałam się ciosem w brzuch (zastanawiałam się czy ma tan organy czy jest jedynie worem pełnym czarnej magii). Nagle poczułam ukłucie w karku, po czym z całej siły zostałam rzucona na ścianę. Poczułam niemalże wszystkie kręgi swojego kręgosłupa a nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
– Warto było? – zapytał demon, śliniąc się nade mną, a jego oczy świeciły coraz mocniej. – Twój gniew smakuje przepysznie…
Rzuciłam się na niego, lecz moje ruchy były powolne i do przewidzenia. Steel odsunął się a ja z hukiem zderzyłam się po raz kolejny z ołtarzem świątyni. Nie chciałam już wstawać, lecz ostrożnie rozejrzałam się za Nashi. Nigdzie jej nie widziałam. I bardzo dobrze… – pomyślałam. Spojrzałam ostro na przeciwnika. Podszedł do mnie i przygwoździł mnie do ziemi, przyciskając mój tors i jedną łapę do podłogi swoimi łapskami.
– Warto – powiedziałam tylko.
– Pamiętasz, jak ci mówiłem, że jesteś potężna? I że teoretycznie nie jesteś mi potrzebna, ponieważ nie żywię się białą magią…
Milczałam.
– Myliłem się. – Aż z wrażenia uniosłam jedną brew. – Twoje negatywne emocje dają mi więcej siły niż kilka zwykłych, skłóconych i zabijających się nawzajem wilków. – Oblizał pysk. – Zostało jeszcze znaleźć twoją koleżankę, bo jej złość jest również smaczna… – Poczułam jak mój żołądek robi fikołka. Nashi, mam nadzieję, że jesteś daleko stąd…
– Hej, przystojniaku! – zawołał znajomy głos. – ŻRYJ TO!
Obróciłam się w samą porę, żeby zobaczyć jak półboska wilczyca tworzy ogromna, oślepiającą kulę światła a następnie rzuca nią w demona. Gdy tylko najczystsza magia bogów dosięgła Steelfire'a, powstała ogromna eksplozja światła, nie mocy.
Gdy światło znikło, widziałam tylko ciemność. Czekałam, licząc, że efekt jest tymczasowy jednak z każdym uderzeniem mojego wystraszonego i zmęczonego serca obawa rosła.
Nashi potwierdziła to, czego się bałam.
– O bogowie, Anti… – Usłyszałam jej kroki, odwróciłam więc głowę w tym kierunku. Obym nie odwróciła się do niej tyłem…
– Twoje oczy… – zaczęła, lecz dokończenie chwilę jej zajęło. – Są szare i szkliste…
Westchnęłam. Czyli naprawdę oślepłam. Usłyszałam ciche szlochanie. Starałam się dotknąć ramienia przyjaciółki i ją przytulić ale machałam nogą w powietrzu. Poddałam się.
– To nie Twoja wina, Nashi – powiedziałam szczerze. Nie miałam do niej o to żalu, choć zastanawiałam się czemu jej czar tak na mnie zadziałał…
Może to kara od bogów za pomoc Steelfire'owi?
Szlochanie delikatnie ucichło a ja znalazłam szarą waderę i ją przytuliłam. Czułam jak jej łzy spływają mi na futro. Nieudolnie pogłaskałam ją po głowie.
– Na pewno… – szloch. – Nie jesteś… – szloch. – zła na mnie…?
– Oczywiście, że nie – powiedziałam stanowczo, by rozwiać jej wątpliwości, ale też i łagodnie, by nie poczuła się skarcona.
Po dłuższej chwili milczenia powiedziałam:
– Nashi, masz pomysł jak stąd się wydostać? – Zaśmiałam się nerwowo, zważywszy na to, że lot w tych warunkach i na ślepo może być samobójstwem.


Nashi? Przepraszam, ze tak długo czekałaś... ;__; Jakiś pomysł jak zejdziemy z niemal sztytu góry? ;P

7.08.2021

Od Wichny do Lyna

 Nim się obejrzałam, nastało lato, a fale upałów uniemożliwiły wielu wilkom, w tym mi, normalne funkcjonowanie, zmuszając do przebywania przez większość dnia w chłodnym ukryciu. Przez długi czas prawie nikogo nie widziałam. Mieszkając na uboczu nigdy nie spotykam zbyt wielu wilków, jednak ostatnimi czasy przychodziły do mnie dwa, może trzy znajome osobniki na krzyż po porady, o obcych nie wspominając.
Już prawie zapomniałam o przygodzie, którą przeżyłam razem z Lyniem. To było zarazem magiczne i straszne, dzięki temu znów poczułam dreszcz ekscytacji i zobaczyłam, że mogę tu zdobyć prawdziwych przyjaciół, ale… tak dawno się już nie widzieliśmy. Po ustaleniu, że musimy zostawić dżina na później, żeby jak najlepiej wykorzystać jego moce, każde z nas udało się w swoją stronę. I dobrze, przecież każde z nas ma obowiązki i własne życie…
Cały ten czas zgłębiałam ścieżki, którymi mogły wędrować odebrane mi moce. Niestety, nie udało mi się dotrzeć do istoty, która je przejęła i sądzę, że to niemożliwe. Poza tym myślę, że gdybym nawet ją odszukała, nigdy nie odzyskałabym SWOICH mocy, a po prostu moc, którą zabrałabym demonowi i mogłabym wykorzystać na swój sposób. W moim umyśle tworzyło się coraz więcej ścieżek i niewiadomych i powoli traciłam chęć do zgłębiania którejkolwiek z nich, jednak wiem, że nigdy nie ucieknę pragnieniu, które mam w genach - pragnieniu potęgi i… bezpieczeństwa, które zapewnić mi może jedynie własna siła.
Wiatr zabębnił w naczynia stojące przed moją jaskinią. To przypomniało mi, że miałam zebrać brakujące składniki na leki; nic niezwykłego, te najbardziej pospolite elementy zawsze kończą się najszybciej. Wyszłam w domu, przewiesiłam naczynia związane sznurkiem przez ramię jak torbę i ruszyłam do lasu.
Po drodze nie zdarzyło się nic niezwykłego. Ostatnimi czasy demony i istoty otchłani rzadko mi się ukazują, prawdopodobnie przez to, że dzień jest długi i promienie słońca wślizgują się nawet do najciemniejszych zakamarków lasu.
Wracając do jaskini, usłyszałam hałas, który dobiegał z jej kierunku. Czym prędzej pobiegłam za dźwiękami rozrzucanych naczyń i warczenia. U wejścia do nory spostrzegłam ciemne smugi wylatujące z otworu. Z daleka wyglądały jak czarny, smolisty dym, ale kiedy po cichu podeszłam bliżej, zaczęłam się domyślać co to takiego. Pomógł mi w tym odór, który wydzielały opary - połączenie siarki, mokrej ziemi i zgniłego mięsa. Wkroczyłam w ciemności jaskini. Całe wnętrze było pochłonięte przez cień, mimo że gdy wychodziłam, w norze panował jedynie półmrok. Po kilku krokach w głąb niemal nie widziałam już swoich łap.
Słyszałam jak walka gorzeje. W końcu, gdy stanęłam pośrodku głównej komnaty, zobaczyłam wijące się ciało dużego wilka, a nad nim smugę dymu, gęstszą i bardziej żywą niż reszta mgły, która wypełniła jaskinię. Demon nie zwracał na mnie uwagi, był zbyt skupiony na swojej ofierze. Podkradłam się jeszcze bliżej. Zaparło mi dech, kiedy w miotającym się wilku rozpoznałam Lyna. Wiedziałam, że muszę działać szybko, bo inaczej demon go zabije. Możliwe, że to ta istota, która dopadła go w dniu, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy, a jeśli nie, Lyn musi stanowić wyjątkowy cel dla mieszkańców Otchłani.
Nie wiedziałam co powinnam zrobić; demon wydawał się bardzo potężny. Teraz był w morderczym transie, był całkowicie skupiony na wbiciu swojego cienia w ofiarę, ale jeśli spostrzeże moją obecność, ani ja, ani Lyn nie będziemy mieć szansy na przetrwanie.
Wycofałam się dalej, w głąb jamy. Zatrzymałam się dopiero, kiedy piętami dotknęłam ściany przeciwnej wyjściu. Zamknęłam oczy i zaczęłam powtarzać inkantację, której nauczył mnie mój towarzysz - słowa, których brzmienie miało wyrwać go z Otchłani kiedy będę go potrzebować. Niestety, każde mroczne zaklęcie kosztuje. Niestety, dopiero w przyszłości dowiem się, co muszę oddać demonowi za przywołanie go.
Poczułam delikatną woń siarki dochodzącą zza moich pleców i ciężar, spoczywający na moich barkach.
- Jak mam się go pozbyć? - zapytałam z nadzieją, że towarzysząca mi istota zechce mi pomóc.
- Zobacz, jak jest zawzięty… Jak bardzo chce pochłonąć małego wilka w całości… Chcesz go tego pozbawić? Chcesz mu odebrać jedyną radość, jedyny cel życia? Kim jesteś, żeby zabierać drapieżnikowi ofiarę, którą śledzić cierpliwie miesiącami?
- Pomożesz mi, czy nie? - cicho warknęłam - Wisisz tylko na mnie i nic nie robisz. Beze mnie tułał byś się po Otchłani jak cielę. Przydaj się wreszcie na coś.
- Mamy siłę, żeby go zabić. Tak, MAMY, bo ty sama sprawisz mu niewiele więcej bólu niż komar gryzący krowę. To bardzo potężna istota, choć nie należy do elity. Jest, jakby to powiedzieć, wyższą klasą średnią wśród demonów. Z moją pomocą możesz wejść w niego i dopiero wtedy cokolwiek mu zrobić.
- Wejść w niego? Przecież on nie ma ciała… Masz na myśli, żeby przedostać się przez niego na drugą stronę? - przeszedł mnie dreszcz ekscytacji. Dawno już nie wchodziłam na skraj Otchłani, a nigdy jeszcze moją bramą nie był demon.
- Dokładnie! - byt lekko podskoczył na moich barkach - Widzisz jego łeb? To bardzo proste… W twoim przypadku wystarczy, że swoją małą główkę wsuniesz w jego czerep.
- To brzmi jak żart - zmieszałam się. Demon brzmiał, jakby robił sobie ze mnie żarty.
- Absolutnie nie żartuję - syknął mi do ucha - Kiedy to zrobisz, twoje ciało połączy się z jego tutejszym ucieleśnieniem i będziesz mogła dotrzeć do jego umysłu w Otchłani. Tik-tok maleńka, czas nagli - mruknął i popchnął moją głowę tak, żebym zobaczyła, jak mroczna istota wpycha swoje smoliste macki do pyska Lyna, chcąc go pochłonąć.
Czując na plecach obecność towarzysza, rzuciłam się do przodu, w kierunku wielkiego demona. Zauważył mnie dopiero, kiedy wkroczyłam w ciemną plamę jego “ciała”. Było już jednak zbyt późno i zdążyłam wsunąć pysk w miejsce, w którym jak przypuszczałam, znajdowała się jego głowa.
- Brawo - usłyszałam zadowolone syknięcie i poczułam nagle, że moja istota mnie opuściła.
Momentalnie poczułam, dlaczego koniecznym było, żeby demon mi towarzyszył. W jednej chwili moje ciało zaczęło coś jakby rozsadzać od środka, na całej powierzchni skóry zaś czułam wbijające się gwoździe. W mojej głowie słyszałam tylko szum, syczenie przywołujące na myśl powietrze uchodzące z balona. Czułam jak ziemska powłoka demona miażdży mnie w swoim wnętrzu. Zamknęłam oczy.
Wiedziałam, że przeszłam do Otchłani. Niczego na świecie nie da się przyrównać do przebywania po drugiej stronie. To jak świat bez materii. Oceany bez wody, ziemia bez cząstek, przestrzeń bez powietrza. A jednak kiedy w niej przebywasz, widzisz kształty, które znasz poniekąd ze swojego życia. Drzewa, jeziora, nawet zwierzęta. Otchłań dla każdego przyjmuje nieco inny kształt i dlatego właśnie dla mieszkańców świata materialnego jest tak bardzo niebezpieczna. Daje poczucie bezpieczeństwa, pokazując nam coś co znamy. Demony w Otchłani widzą tylko pustą, mglistą przestrzeń. Między innymi dlatego tak bardzo łakną ciał ziemskich istot. Przejmując czyjeś ciało, zaczynają dostrzegać po drugiej stronie kształty z pamięci danej istoty, a ich świat staje się dzięki temu nieco mniej pusty.
Spodziewałam się zatem lasu, ale ujrzałam tylko ciemność. Zrozumiałam, że weszłam w powłokę demona i tak, jak demony przejmują ciała istot żywych, ja przejęłam po części jego, żeby przejść na drugą stronę.
Czułam pulsującą w nim nienawiść i przebiegłą, pustą chęć odbierania życia. Gdy wybudziłam się całkowicie z odrętwienia, słyszałam jego obrzydliwe szepty w głowie. Groził mi, ale czułam, że zaczyna się bać. Skupiłam się na tym, by wypuścił Lyna, by zmusić go do opuszczenia, zaczęłam poruszać jego dryfującym umysłem i nakierowałam go na inną ofiarę. O tym, kto to był, chcę zapomnieć na zawsze, w tamtej chwili wiedziałam tylko to, że muszę uratować Lyna.
Demon wypuścił basiora z objęć, a ja ocknęłam się pod ścianą jaskini, którą otulało delikatne światło zachodzącego powoli słońca. Natychmiast poderwałam się z miejsca i doskoczyłam do jednej z półek, z której zdjęłam amulet ochronny z turmalinem powleczonym rubinowym prochem. Założyłam go na szyję wilka, który już po chwili ocknął się i wstał.
- Lyn, jak dobrze, że się obudziłeś! - zawołałam i odetchnęłam z ulgą. Do momentu obudzenia się z otępienia nic nigdy nie jest pewne. Teraz Lyn miał większe szanse na przetrwanie ewentualnych powikłań po ataku. Nadal może zdarzyć się wszystko...
- Dziękuję za pomoc - basior uśmiechnął się do mnie i postąpił kilka kroków. Po chwili zaczął się krztusić.
Domyśliłam się, co się stało. Demony nigdy nie odpuszczają tak łatwo i zawsze starają się wyssać z ofiary choć trochę. Ten konkretny prawdopodobnie zagnieździł się w Lynie i kiedy zmusiłam go do odejścia, jego cząstka i tak w nim pozostała. Niestety, sama wiedza o tym nie pozwala się z tym uporać i nie miałam pojęcia jak pomóc wilkowi przeżyć. Teraz jedynie amulet mógł go utrzymać przy życiu nieco dłużej, dzień, może dwa. To niewiele, ale bez kamienia ochronnego byłoby to najwyżej kilka godzin.
Musiałam szybko wymyślić jak mu pomóc. Mimo że nie znam basiora zbyt długo, nie mogłabym sobie wybaczyć jego śmierci, tym bardziej, że owładnięty przez demona mógłby nie umrzeć całkowicie. Prawdopodobnym jest, że stwór przejąłby ciało Lyna w celu torturowania go, wysysania powoli i wykorzystywania materialnej powłoki do wyrządzania zła na świecie.
Wyciągnęłam z szafy księgę lekko oprószoną kurzem. Otworzyłam ją i zaczęłam wertować w poszukiwaniu “przepisów” na egzorcyzmy, jak lubiłam je nazywać. Księga ta towarzyszy mi od dawna i zapisuję w niej wszystko co uda mi się odkryć lub usłyszę i chcę zachować na przyszłość. Tak właśnie stało się z kilkoma zapisami o egzorcyzmach. Sama tylko kilka razy je odprawiałam, ale poznałam wiele wilków, które miały duże doświadczenie w przeprowadzaniu tych niezwykle złożonych rytuałów.
Po około godzinie wreszcie znalazłam to czego szukałam. Przeczytałam zapiski i zatrzymałam się na punkcie, który mógł okazać się najbardziej problematyczny. Składniki, których trzeba użyć do olejów są proste, tak samo jak zioła, z których należy ugotować wywar, jednak nie wiem czy znajdę cztery inne wilki do pomocy. Tak, egzorcyzm musi być odprawiony przy udziale pięciu wilków. Zamyśliłam się. Na początku pomyślałam oczywiście o Antilii. Kiedyś ją spotkałam i wiem, że posiada dużą wiedzę, jest odpowiedzialna i odważna. Kenny również nadawał się świetnie do tego zadania jako, że jest głównym magiem watahy. Fluffiego nie poznałam, mimo że jest w radzie. Nie wiem jakie doświadczenie ma z mrocznymi mocami, ale jako wyrocznia na pewno wie jak radzić sobie z różnymi zagrożeniami. Liczę też na pomoc Igazi, która powinna być specjalistką w kwestii demonów jako egzorcystka. Teraz tylko muszą zgodzić się, by pomóc mi ratować Lyna.
Czas gonił, więc nie mogłam zrobić nic innego jak zostawić Lyna w pracowni i wyruszyć na poszukiwanie pomocy.
- Lyn - zwróciłam się do wilka słaniającego się na nogach. Było z nim źle - Idę szukać pomocy. Nie ruszaj się stąd, niedługo wrócę.
Basior nadal leżał nieprzytomny, nie chciałam go jednak zostawiać bez słowa. Możliwe, że nadal może mnie usłyszeć.
Najpierw odwiedziłam Antilię.
- To fascynujące… - powiedziała cicho Antilia - Jesteś pewna, że to demon?
- I to dość potężny - odpowiedziałam szybko - Dlatego potrzebuję pomocy aż tylu wilków. Musi być nas przynajmniej piątka, a przydałoby się więcej, gdyby któreś z nas opuściły siły. Gdybyś miała kogoś zaufanego, kogoś kto może podołać zadaniu, przyprowadź go, proszę. Każdy może się przydać, choćby dla samego wsparcia energetycznego.
Od niej pobiegłam do Kennego. Jego również nie musiałam długo przekonywać.
- Jestem tu w końcu magiem, prawda? - uśmiechnął się basior - Poza tym, nawet gdybym nie pełnił tu żadnej funkcji, nie mógłbym przejść obojętnie obok czegoś takiego!
Powtórzyłam Kennemu to samo, co powiedziałam Antilii. Basior skinął głową i odpowiedział, że postara się kogoś przyprowadzić.
Na koniec udałam się do Igazi, a następnie do Fluffiego. Znalazłam oba wilki, jednak nie mogły mi dać natychmiastowej odpowiedzi, czy uda im się przybyć na miejsce.
Nie byłam pewna co zrobić w takiej sytuacji. Co prawda Kenny i Antilia obiecali zapytać innych, czy mogą do nas dołączyć, ale nic nigdy nie wiadomo i wszystko może się zdarzyć, a czasu zostało niewiele. Chciałam już jak najszybciej wrócić do pracowni, by doglądać Lyna, jednak jeszcze po drodze zajrzałam do kilku znajomych wilków i poprosiłam je o pomoc. Nie potwierdziły przybycia, ale też nie odmówiły. Pozostała mi nadzieja, że nazajutrz przed moją jaskinią zjawi się niemały tłumek, a przynajmniej czwórka wilków.
Wróciłam do jaskini. Lyn nie poruszył się i leżał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam. Rozpoczęłam żmudny proces tworzenia naparów i olejów potrzebnych do egzorcyzmu. Cały czas słyszałam pomrukiwanie cierpiącego basiora, co niejako mnie pocieszyło, ponieważ oznaczało to, że nadal żyje.
Mieszałam zioła, wonna para buchająca z kotła wypełniła sale jaskini, a na podłodze pod blatem widoczne były plamy oleju. Pracowałam w pośpiechu, jednak byłam całkowicie skupiona. Niewiele potrafiło mnie zdezorientować, podczas pracy. Kiedy skończyłam, na moim biurku stało pięć czarek z naparami i pięć ampułek z olejkami. Byłam z siebie zadowolona.
- Zrobiłaś dla tego wilka wszystko co mogłaś… - powiedziałam do siebie.
- Tak, zrobiłaś dla niego wszystko co mogłaś… i chciałaś zrobić. - zawtórował głos zza pleców i zachichotał.
O dziwo jego słowa sprawiły mi przyjemność.
- Masz rację.
- Czyżby?
- Naprawdę chcę go uratować.
- Dlaczego?
- Ten wilk nie zasługuje na śmierć. Jeszcze nie, a tym bardziej na taką. - byłam pewna swoich słów. Lyn, którego znałam, był dobrym wilkiem.
- Każdy zasługuje na śmierć - sapnął demon - Każdemu jest ona pisana, więc każdemu przysługuje…- Nie łap mnie za słówka, zarazo - syknęłam. Rzuciłam się za siebie i kłapnęłam ostrymi zębami, jednak towarzysza już nie było. Oblizałam pysk i fuknęłam, wciągnąwszy przez nos drażniący odór siarki. Przykryłam Lyna kocem, a sama położyłam się spać. Musiałam być wypoczęta, by nie opaść z sił podczas rytuału. Z samego rana wyszłam przed jaskinię. Moim oczom ukazało się kilka wilków. Nie było ich wiele, ale miałam nadzieję, że tyle wystarczy, żeby utrzymać Lyna przy życiu. Nikt, łącznie ze mną, nie miał pojęcia czego możemy się spodziewać po tym egzorcyzmie.
- Zaczynamy - powiedziałam.

***


<Uwaga! To opowiadanie jest dla mnie wyzwaniem, bo chcę je poprowadzić współpracując z innymi członkami watahy. Fluffy i Igazi nie odpowiedzieli jeszcze na moje “wezwanie”, więc tylko o nich wspomniałam, niemniej nadal zapraszam do współpracy! A właściwie to zapraszam każdą chętną osobę do napisania pojedynczego opowiadania, jak z ich perspektywy wyglądał egzorcyzm.Jednak przed tym sama muszę napisać scenariusz tegoż. Wiem, że zgranie się może być trudne, ale myślę, że to może być ciekawe. Chętnych do uczestniczenia w historii proszę o kontakt, najlepiej na maila, prędko w miarę możliwości, żeby dalszy ciąg opowiadania (ostatni fragment z “listą” osób uczestniczących i nakreślonymi wydarzeniami) wpadł jak najszybciej <3 >


5.08.2021

Od Vili do Stormy

Biorąc pod uwagę powagę sytuacji, w jakiej postawiła mnie Stormy, wiedziałam, że muszę jej pomóc. Nie zniosłabym, gdyby nie mogła porozmawiać ze swoją mamą choć raz w życiu... Zarówno życiu Stormy jak i jej matki, ale tu już mowa o życiu w Zaświatach.  Wiedziałam też, że będę musiała przygotować waderę na to, co może zobaczyć w Zaświatach. Może to być jedna z lepszych przygód w jej życiu, jeśli nie miała wrogów i jej zmarli przodkowie, rodzina czy przyjaciele są do niej dobrze nastawieni... Jeśli nie...
Możemy nie wrócić z Zaświatów same.
- Dobrze Stormy... Musimy udać się nad Jezioro Dusz. Tam będzie najlepsza energia i miejsce do wykonania procesu przeniesienia Cię do Zaświatów. - powiedziałam, wstając od skończonego posiłku. - Musimy ruszać, akurat będziemy o zmroku, co spowoduje, że energia bytów, moce Zaświatów i zaklęcie, kóore na Ciebie rzucę będzie miało najsilniejszą moc. Muszę tylko przypomnieć sobie runę, którą muszę oznaczyć Twoją duszę na wypadek, gdybyś się zgubiła. - rzuciłam patrząc na wystraszoną minę wadery.
- Zgubiła? Zaświat jest... Jest aż tak duży? - zapytała przełykając ślinę. - Nie wiem czy sama sobie poradzę... Nigdy tam nie byłam Vila...
- Spokojnie Si. Nie zostawię Cie samej i pójdę z Tobą, ale nie mamy pewności, co zastaniemy po drugi stronie i jak obiorą nas byty, które zamieszkują Krainę Umarłych. - odpowiedziałam szybko z empatią, by uspokoić waderę. Od razu widziałam ulgę na jej pysku.

W końcu zebrałam się i powiedziałam waderze, że musimy iść. Był wieczór, a że wieczory w lecie są dość długie miałyśmy w opór czasu do przygotowania się, więc postanowiłam porozmawiać z Si o jej matce Nike, do której chce się wybrać.
- Wiesz Stormy... To może być dla Ciebie ciężkie, żeby wracać do przeszłości, ale niestety muszę wiedzieć coś o duchu Twojej matki... To znaczy... O Twojej matce za życia. Wiesz, Zaświaty tak działają, że wilk po śmierci trafiając tam, nie młodnieje, ani nie starzeje się,  więc zapewne zobaczysz Nike w takim stanie, w jakim umierała. Nie będzie to oczywiście straszny widok. Ciało, które się rozkłada nie ma nic wspólnego z duszą, do której Ty dzisiejszego wieczoru pójdziesz. - powiedziałam, zerkając na zaciekawioną waderę.
- Jasne, więc... Moja mama Nike to mieszkanka Wysoko Górskiej Watahy, która mieściła się na Dalekim Zachodzie. Poślubiła mojego ojca. Był najlepszym ojcem na świecie. Niestety moja mama nie miała kolorowo i... Umarła po porodzie. To było kilka godzin. Nie było dla niej ratunku. Była Aniołem, który tryskał szczęściem i miłością do każdego. Pragnęła być kochająca partnerką i matką. Bardzo mnie chciała, ale kiedy szaman postawił jej diagnozę... Chorowała na raka i niemający na to wytłumaczenia szaman powiedział, że ja jako nienarodzone szczenię mogę być powodem cierpień mojej matki. Nike niestety nie zaakceptowała tego, nie mogła pogodzić się z chorobą. Moja rodzina mówiła, że była piękną waderą. Była dobra, kochająca i uczciwa. Anioł. Po prostu Anioł. Mówili, że jej śnieżnobiałe futro pięknie podkreślał błękitny nosek i łapki. Chciałabym móc ją poznać. Mam nadzieję, że nie ma mi za złe. - powiedziała Stormy, opuszczając łeb.
- Nie martw się — powiedziałam, pocieszająco — Nike na pewno nie miałaby Ci za złe tego, że była nieuleczalnie chora. To nie Twoja wina. - rzekłam.
- Miała 5 lat. Tak jak mój ojciec. Ciekawe jak wyglądała. Wiesz... Nie miałam okazji jej poznać. - powiedziała Stormy.
- Z pewnością wygląda tak samo niesamowicie jak Ty. Myślę, że to po niej odziedziczyłaś takie piękne skrzydła.
- Tak myślisz? Też chciałabym, żeby to była prawda. - odparła Si opowiadając mi jeszcze trochę małych szczegółów usłyszanych o Nike od rodziny. Po niecałej godzinie byliśmy na miejscu. Słonce już prawie całkowicie zniknęło za horyzontem, więc zostało nam tylko przygotować się do procesu przejścia do Zaświatów. Musieliśmy tylko wybrać bezpieczne miejsce i wykryć jak najwięcej obecności bytów, by można było celować w jakiekolwiek 'zaduszone' miejsce po drugiej stronie.
- Si... Musisz coś wiedzieć przed tym wszystkim. Niektóre dusze, które mają złe zamiary, nie lubią Cię, albo po prostu uprą się na Ciebie w zemście za swój koniec czy życie na naszej Ziemi... One mogą chcieć Cię skrzywdzić. Niektóre z nich będą  próbowały zabrać Ci kontrolę nad swoją duszą i wrócić jako Ty do twojego ciała. Wtedy zostaniesz w Zaświatach na zawsze... Musisz się bardzo pilnować i nie możesz nikomu ufać oprócz mnie, dobrze? Niestety, ale Twojej matce też nie możesz do końca ufać. Nie mamy pewności co do jej zachowań i zamiarów. Może chcieć Cię wykorzystać i się ożywić Twoim kosztem. Nie możesz po prostu  we wszystko wierzyć. Musisz trzymać dystans i za każdym razem musisz zakończyć rozmowę z bytem i poprosić go, by za Tobą nie podążał, żeby Cię zostawił. Nie chcemy, by jakiś duch wydostał się z nami i próbował zrobić nam krzywdę w realnym świecie. Okej? - zapytałam Si czy wszystko rozumie.
- Jasne. Obiecuję, że nie będę nikomu ufać i będę się pilnowała tylko Ciebie Vi. - powiedziała, przytakując mi.
-  Daj mu swoją łapę. Dostaniesz ode mnie magiczną runę, która ochroni Cię w większej mierze przed złą energią i próbami napaści na Twoje ciało i duszę. Byty wykorzystują różne sposoby. Zarówno chakrę jak i litość ludzką. Musisz być czujna. - biorąc łapkę Si, wyznaczyłam magiczną runę na jej łapie i wymówiłam zaklęcie potwierdzające jej obecność w Zaświatach.
- Możemy już iść? - zapytała Si.
- Jeszcze chwilkę. Nie czuję jeszcze najsilniejszej energii. Usiać proszę przede mną, zrelaksuj się i zamknij oczy.  Wyobraź sobie, że Twój duch opuszcza Twoje ciało, a Ty fruwasz nad nim. Nie wykonuj gwałtownych ruchów. Wycisz się.

 Wadera wykonała wszystkie moje polecenia dokładnie. Jej ciało opadło na ziemię opuszczone, niczym śmierć. Wiedziałam, że jest  już po drugiej stronie. Szybko przeniosłam się do niej. Siedziała tak samo wyciszona i uspokoją pośrodku niczego, na wielkim głazie. Dookoła była pustka. Zaświat w tym miejscu wydawał się okopy, ale za plecami Si widać było światło.
- Jesteśmy Si. Nie bój się. Możesz otworzyć oczy... - powiedziałam.
- Wow... - wyszeptała Stormy rozglądając się. Kiwnęłam jej głową na znak, żeby za mną szła. Prowadziłam ja niewidoczną prawie ścieżką. W Zaświatach panowała noc. Nie było nic widać. Po kilku minutach zaczęły przylatywać do nas duszyczki zmarłych wilków i przyglądać się nam. Wyłaniały się z każdej strony obserwując nas, ale każde z nich nie odważyło się nic zrobić. Dusze wręcz kłaniały się i ustępowały nam drogi.
- Vi... Dlaczego one się nas... Boją? - zapytała Stormy.
- Kochana... Jestem Panią Ciemności. Każdy tutaj wie, kim był mój ojciec. Jestem Królową Zła. One nie odważą się mnie atakować, Ciebie tym bardziej, widząc Cię ze mną. Prędzej zaczną nas bronić, niż będą chciały nas zabić. Jedyne dusze, które mogą odważyć się Cię skrzywdzić to niestety te, które niegdyś były dla Ciebie najbliższe. Tak działa śmierć. - odparłam.

Po niedługim czasie dobrałyśmy do wielkiego urwiska. Po wypowiedzeniu w myślach odpowiedniego czaru pojawił się dla nas most, którym spokojnie przeszłam z waderą. Czułam obecność jej matki na wzgórzu.
- Stormy. Twoja matka jest na Wzgórzu Dusz. Musimy teraz wejść na samą górę... - powiedziałam, wskazując jej ogromne wzniesienie.
- Pewnie... Dam radę. - powiedziała Si nieco spięta rozglądając się dookoła czy nikt za nami nie podąża. Dusze innych wilków już dawno zostały w tyle. Oczywiście na moje żądanie zaraz znów mogłyby się tutaj znaleźć i nas chronić, ale miałam dobre przeczucia. Kilkanaście minut zajęło nam wejście na wzniesienie. Prowadziłam Stormy, zerkając na nią co jakiś czas. Nie chciałam jej rozpraszać rozmową. Widziałam, jak stresuje się spotkaniem. Wchodząc na górę, ukazało nam się stare, potężne i wysokie drzewo. Nie miało na sobie liści. Dookoła było wiele palących się pięknie lamp i świetlików. Było widać idealnie każdy zarys, bo światło było imponująco jasne i czyste jak na Zaświat. Obok drzewa siedziała wilczyca. Śnieżnobiała Nike z błękitnymi łapami i nosem. Odwrócona plecami, zatracona we własnych myślach. Podeszłam wraz z jej córką  bliżej. Dzieliło nas zaledwie kilka metrów, kiedy Nike odwróciła się. Moje oczy zaszły płomieniami, a wśród mnie zaczęły unosić się potężne smugi dymu i ognia. Nike wiedziała już, kto przyszedł.
- Vi... Córka Pana... Jaki zaszczyt mam Cię spotkać? - powiedziała Nike, kłaniając się przed nami.
- Wstań Nike... Przyprowadziłam Ci gościa. - rzekłam, a zza moich pleców wyłoniła się Si. Delikatnie i ostrożnie podeszła, by być na równi ze mną. Jej oczy powoli robił się wilgotne, a je ciało zaczynało się trząść. Ogon opadł, ukazując skruchę i tęsknotę.
- Nike. To Twoja córka. - powiedziałam i zniknęłam. Użyłam mocy niewidki, by móc bronić Si i być przy niej. Wiedziałam, że czuła moją obecność...
Kiedy zniknęłam...

>Stormy?;3<

Stormy do Vili

Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło. W trakcie posiłku po głowie krążyła mi wielce egoistyczna myśl. ~Vila rozmawia z duchami... Może mogła by? Nie... A może jednak?~  Sprawnie się oblizałam, czyszcząc tym samym pysk z resztek pokarmu, rozciągnęłam się, po czym wstałam i z poważną miną, starającą się zamaskować lekki stres i zmieszanie, stanęłam przed waderą.  
-Vila... Wiem że proszę o dużo, ale czy mogłabyś jakoś skontaktować się z duchem mojej matki Nike? - patrzyłam w błękitne oczy wilczyce, których źrenice nieco się rozszerzyły. Vila przysiadła z zaintrygowaną miną. 
-Nie wolałabyś sama się z nią spotkać? - spytała po chwili miło się uśmiechając, a mi spadł kamień z serca. Skinęłam głową, wdzięczna za to, że wadera nie gniewała się na mnie z powodu dość egoistycznej zachcianki. -Dobrze to na początek znajdźmy jakieś odpowiednie miejsce. Gdzie jest jest najlepiej wyczuwalna energia zaświatów? - pytanie Vi dało mi nieco do myślenia. W toku analiz zaczęłam skrobać na ziemi ogólna mapę naszych terenów. Ciemna wadera przypatrywała się moim poczynaniom. 
- Niektórzy widują duchy tutaj - powiedziałam wskazując wzdłuż rzeczki dusz. - osobiście uważam jednak, że najwięcej jest ich przy źródle- Vi przytaknęła ze zrozumieniem, po czym obie spokojnym krokiem ruszyłyśmy w wyznaczonym kierunku. Czułam lekki stres, w końcu miałam możliwość poznać mamę. Ciekawe jaka ona jest?~ pomyślałam

<Vila?>

Od Vili do Kennego

- Wiem, że są coraz bliżej... Też to czuję. - powiedziałam do basiora, widząc że z jego łapą nie jest najlepiej.
- Jak to? Jakim cudem potrafisz to co potrafią magowie? - zapytał w lekkim szoku Kenny.
- Naprawdę? Jestem prawie, że Królową Śmierci i Mroku po moim ojcu, który jeszcze nie tak dawno miał najpotężniejsze zdolności względem Najstraszniejszych Żywiołów na naszym świecie. Kto wie czy nie w innych światach... - zapadła cisza. Zaśmiałam się nagle, bo nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała tłumaczyć swoje zdolności w taki sposób, z jakże wielką grozą komukolwiek. Mimo, że całość zabrzmiała jak jeden wielki spektakl zarówno ja, jak i Kenny wiedzieliśmy, że zbliżają się do nas dziwne byty, które nie są przyjaźnie nastawione. Wiedziałam po co idą. Wiedziałam, że musimy je jakoś odpędzić, ale z łapą Kennego nie będzie to zbyt proste. Nieopodal nas zauważyłam wielką jamę. Kenny kończąc się śmiać opadł z zawstydzania i nieśmiałości jaka dotknęła go chwilowo, zanim zorientował się, że rozmawia z Córką Mroku.

- Musimy się schować Kenny. Nie dojdziemy w ciemności do bezpiecznych terenów Watahy, a ja nie będę ryzykować podróżą z Tobą na plecach przez ciemne lasy i kręte ścieżki, bo nie wybaczę sobie, jeśli mojemu sojusznikowi coś się stanie.- powiedziałam i bez zastanowienia pomogłam Kennemu doczłapać się do jaskini. Była naprawdę wielka i przestronna, widać było, że starczy dla nas bez problemu miejsca i jeszcze będę mogła coś tutaj przywlec na prowiant przez noc.
- Musisz tutaj zaczekać Kenny.
- Co? Gdzie idziesz? Nie możesz wyjść sama... - powiedział próbując wstać z kamiennej posadzi w głębi jaskini.
- Zaraz za jaskinią słychać dość duże zwierzę. Przyda nam się na noc jako jedzenie. Muszę też dostać się do bajorka które jest za rogiem. Daj mi pięć minut, nie będę się guzdrać. - powiedziałam szybko wybiegając z jaskini. Za sobą widziałam tylko Kennego, który znowu próbował usadzić się na posadzce.

Wróciłam dosłownie po pięciu minutach z zapasem wody, ale musiałam wrócić jeszcze raz za jaskinie i dotargać ogromną sarnę do jamy. Była dość ciężka ale z użyciem Magii nie było problemów.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał Kenny podnosząc się do siadu.
- Przecież nie jest aż tak wielka. Mam wiele więcej umiejętności i zdolności niż Ci się wydaje. I także jestem Magiem, ale troszkę mroczniejszym, niż możesz zrozumieć. - odparłam.

Spojrzeliśmy w wejście do jaskini i zobaczyliśmy, że zbliża się wichura. Nie mając czym zatkać wejścia wyjrzałam lekko ponad jaskinie. To był błąd.
- Kenny, jeśli wichura się rozpęta możliwe że głazy, które tutaj są zasypia nam wyjście. Są naprawdę duże i obszerne. Zdaje się że jesteśmy w jamie pod wielką, naprawdę wielką góra kamienia z ruchomymi odłamkami...

W tej samej sekundzie poczułam przypływ energii, która szybko i niebezpieczne zbliżała się do Kennego. Basior nie świadomy do końca mojej podstawy wstał i już pytając został osaczony moja bariera ochronną.
- Przy mnie nie odważą się zrobić Ci krzywdy. - powiedziałam.
- Bariera może naprawdę Cię wykończyć.- powiedział zmartwiony basior.
- Bariera nie wykorzystuje mojej energii. Jestem modyfikacją Kenny. Mogłabym nie spać i nie jeść kilka dni, a moje moce nie zmienią się ani trochę.
- To fascynujące. - rzucił Kenny chlipiąc wodę z drewnianej michy.

Czując pustkę i spokój odwołałam barierę. Jednak kiedy wstałam byt postanowił nam dokuczyć i czując silne fronty znad skały nagle nasze wyjście zostało zasypane. Jeden wielki łomot i trzask odbijających się od siebie głazów i kamieni. Świetnie. Jesteśmy w pułapce.
- Co teraz Vila? - zapytał Kenny z bladym jak ściana wyrazem twarzy.
- Spokojnie. Coś wymyślimy... Na razie nie mamy zbyt wiele sił, ale kiedy wichura ustanie na pewno damy radę coś zdziałać. Zostało nam małe okienko między głazami na górze wyjścia. Sprawdzę ja pogoda. - powiedziałam i pomaszerowałam w stronę luki. Wdrapałam się na skały które zniszczyły się na skutek uderzenia i wystawiłam pysk przez szczelinę. Ledwo połowa pyska mieściła się w dziurze. Zerkając tam, widziałam jedynie błyski i grzmoty. Rozpętała się ogromną burza i wichura.
- Musimy tu posiedzieć trochę dłużej. - odparłam. - Pogoda naprawdę szaleje...

Basior zerknął na mnie i...


>Kenny? Myślę że teraz możemy rozwinąć trochę opka, żeby nie było nudno ;3<

2.08.2021

Od Kennego do Vili

-Kompletnie nie wiem co powiedzieć - dokończyłem zdanie. - Pierwszy raz ktoś podzielił się ze mną jego przeszłością… Szczególnie że dopiero się poznaliśmy - zaśmiałem się.
Nie chciałem też mówić waderze, żeby się nie martwiła, bo na pewno ich kiedyś znajdzie… bo dawanie fałszywej nadziei jest okrutne. Nie ważne jak bardzo chciałem ją w jakiś sposób podnieść na duchu, pocieszyć to nie potrafiłem. Ale Vila wydawała się bardzo silna. I mimo tego, co się stało, potrafiła z radością opowiadać o swojej przeszłości.
-A co z tobą? - zapytała, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Moja mama zmarła podczas porodu, wychował nas ojciec… Mnie i trójkę mojego rodzeństwa. Kiedy został wezwany na wojnę, oddał nas pod opiekę starego maga, który nauczał mnie później magii. Gdy ojciec wrócił, był niezadowolony z tego powodu. Często się kłóciliśmy. Zdarzało się, że gdy odkryłem jeden ze swoich talentów, po prostu zamieniałem się w ptaka i odlatywałem, żeby nie umiał mnie wytropić.
-Potrafisz zamienić się w ptaka? - zapytała z zainteresowaniem.
-I nie tylko - uśmiechnąłem się i zademonstrowałem swoją moc. Częściowo zamieniłem swoje futro na pióra, jednak szybko wróciłem do wilczej formy. - Pewnego dnia moja siostra zachorowała. - kontynuowałem. - Stało się to tak nagle. Lekarze z naszej wioski nie dawali jej szans na przeżycie. Stwierdziłem, że skoro oni nic nie mogą zrobić, to ja spróbuję. Całe dnie i noce spędzałem na czytaniu ksiąg z zaklęciami. Kilka z nich dalej pamiętam. Gdy z moją siostrą było już bardzo źle, mój ojciec i bracia stracili całą nadzieję. Szykowali pogrzeb, nie odstępowali jej na krok. Żegnali się… I mieli mi za złe, że nie robię tego samego, tylko siedzę w księgach. W końcu znalazłem zaklęcie, do którego wymagany był pewien składnik… Już nie pamiętam jaki. Wiem, że po niego pobiegłem, a gdy wróciłem, dowiedziałem się, że moja siostra ma atak, który nie pozwalał jej oddychać i że lekarze nie mogą nic z tym zrobić. Jak najszybciej tylko potrafiłem, pobiegłem i ledwo postawiwszy łapę w jaskini, zacząłem recytować zaklęcie. Jeszcze wtedy nie potrafiłem w myślach ich wypowiadać. Uratowałem Aie, a tata stwierdził, że jestem gotów opuścić wioskę i zacząć własne życie. Zanim tu dotarłem, spotkałem wiele ciekawych istot i spotkałem kilka przygód… Ale to opowieści na inne dni.
Opowiedzenie tej historii sprawiło, że stałem się jakoś spokojniejszy. Teraz Vila znała moją historię, a ja jej. Dzięki temu mogłem choć trochę lepiej ją rozumieć. Wadera już chciała coś powiedzieć, lecz przerwałem jej:
-Powinniśmy stąd iść.
-Dlaczego - zapytała.
-Na terenach mieszka wiele stworzeń i nie wszystkie są przyjazne. - wytłumaczyłem. Nie chciałem straszyć Vili, ale niedaleko wyczułem nieznaną energię i postanowiłem dmuchać na zimne.
Ruszyliśmy przed siebie. Było ciemno, a gdy drzewa zakryły nam jedyne źródło światła, jakim był księżyc, nie było już nic widać. Nie mogłem użyć magii do oświetlenia drogi, bo to zdradziłoby naszą pozycję. Dlatego szliśmy powoli, rozmawiając cicho, by wiedzieć, że się nie zgubiliśmy. Po chwili oczy przyzwyczaiły się do ciemności i szło się już lepiej.
-Ała! - krzyknąłem po tym, jak wdepnąłem w coś ostrego. Uniosłem lekko przednią łapę do góry. 
-Jesteś cały? - zapytała Vila i zatrzymała się, a gdy udało się jej zlokalizować moją pozycję, podeszła.
-Nic mi nie jest. - odpowiedziałem i gdy tylko postawiłem łapę na ziemi, to pożałowałem. Szybko podniosłem ją, by nie potęgować bólu. - Jednak będziemy musieli iść wolniej.

<Vila?>