Moją jedyną reakcją w tym momencie było spalenie buraka. Te wielce niezręczną dla mnie chwilę przerwał Mateo spadający z drzewa wprost na Kagekao... Czekaj, co? Mateo spadł z wysokiego drzewa wprost na Kagekao przy tym go miażdżąc. Teraz obaj leżeli na ziemi, Mateo siedział na Kagekao spłaszczonym niczym placek.
- Przestaniesz kiedyś molestować moją mamę? - spytał szarpiąc basiora za uszy.
- Jakbyś nie zauważył, to jestem jej partnerem i nie przestanę jej molestować. Poza tym chcesz rodzeństwo, prawda? Jak ma powstać twoje rodzeństwo bez molestowania?
- Kagekao! - spojrzałam na niego karcącym spojrzeniem.
- No co? - zrobił niewinną minę.
Westchnęłam. Kagekao podniósł się z ziemi z Mateo na grzbiecie.
- No, szczeniaku, a teraz ze mnie złaź.
- No ale jestem zmęczony... Tyle czasu wdrapywałem się na to drzewo... Zostań moim konikiem, proszę... - Mateo zrobił słodkie oczka.
- W życiu. - mruknął.
- Proszęęęęęęę, będziesz miał okazję sprawdzić się jakim byłbyś ojcem... - Mateo dalej próbował go przekonać.
- Hm...
- Jak się zgodzisz, to nie będę już was śledził...
- Kusząca propozycja. - uśmiechnął się chytrze.
- No to jak się już namyślisz, to chodźmy na polowanie, bo zgłodniałam z tego wszystkiego. - powiedziałam, po czym spojrzałam wyczekująco na Kagekao.
<Kagekao?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz