15.05.2021

Sokar CD. Rapid

     W oczach młodego wilka ukazała się trwoga, gdy mieszaniec toczący pianę z pyska ruszył z niebywałą prędkością w stronę wadery, która gdy tylko zdała sobie sprawę z tego, z czym ma do czynienia, natychmiastowo zbiegła z przerażeniem z drogi zwierzęciu, które zatoczyło się i przewróciło, próbując nadziać ledwie obudzoną wilczycę na swoje rogi. Sokar wzleciał w powietrze, w ostatniej chwili ratując się przed pazurami mieszańca. 
    Nie, nie, nie, nie, nie. Wszystko nie tak! 
    - Rapid, zwiewamy stąd! - krzyknął z powietrza, czując, jak jego serce niebezpiecznie przyspiesza w momencie zniżania się w stronę ziemi. Żeby lecieć szybciej, złożył skrzydła, które rozłożył przed samym stanięciem na zimnym gruncie, aby utrzymać równowagę. 
    - A-Ale rodzice...! 
    - Rapid mówię do ciebie! - warknął, popychając ją pod większą skałę, skąd przeteleportowała się wraz z Sokarem do ciemnej biblioteki w watasze. Wadera zrozumiała co się stało dopiero po chwili... 
    - Musimy tam wrócić! Sokar oni tam zostali...! 
    - Nie wiedziałem, że tam są mieszańce, Rapid. Zwykle żyją w ruinach, nie będę cię na to narażał... Jeden cios i stałabyś się taka jak one- rzucił z naciskiem. - Tamten wilk też był jak my. Bogowie...! Tam mógł być nawet gorszy potwór. To trupia dolina. Zaraz zaczęłyby się pojawiać umarlaki i... - westchnął strwożony. 
    - I...? 
    Wilk czuł się w obowiązku bronić Śnieżynkę przed każdym niebezpieczeństwem. Nie wyobrażał sobie, jak winny by się czuł, gdyby została zraniona.
    - Po trupich dolinach kręci się Trzygłowa Dama.

<Rapid?>

Od Kagekao

– Nie chcę tego robić… – wymamrotała rozpaczliwie, dalej leżąc na ziemi.
Nie ukrywałem zdziwienia spowodowanego jej nagłą szczerością.
– Czego robić?
Wadera położyła po sobie uszy, dalej wtulając się w najwyraźniej bardzo wygodną ściółkę leśną.
– Stado jest młode, nie mamy zbyt wielu wilków – zaczęła. – Tereny są zbyt duże, ale Alfa ani myśli o porzuceniu nawet skrawka ziemi. Każdy członek jest zmuszony patrolować tereny. Samemu. – Głos samicy zaczął się załamywać. – Posyła nawet szczeniaki. A wszędzie kręcą się ci zasrani przywołańcu. W tym miesiącu straciliśmy już małą Eliye. Nie miała nawet półtora roku. Znalazłam jej ciało przy rzece, a raczej to, co z niej pozostało. Gdybym była wtedy na patrolu zamiast niej, to ja zostałabym w taki sposób rozszarpana na strzępy – szlochała, a sierść na jej policzkach zaczęła powoli stawać się mokra. – Trudno znaleźć jakąkolwiek zwierzynę, dlatego jesteśmy znacznie osłabieni. Ale i tak, każdy, nawet bez wyszkolenia, musi patrolować okolicę.
Wysłuchiwałem jej wywodu spokojnie, dopóki sama nie zamilkła. Najwyraźniej decyzja o opuszczeniu tych terenów była podjęta w odpowiednim czasie.
– Czemu nie chcecie opuścić tych terenów? – zapytałem po chwili.
– Nie wiem, ale gdyby nie Alfa już dawno bym to zrobiła. Zabija każdego kto nawet pomyśli o ucieczce - wyjaśniła. – Jest strasznie przywiązany do tych terenów, sama nie wiem czemu.
Nielogiczne postępowanie ze strony Alfy wcale mnie nie dziwiło. Młode stada często posiadają takich niekompetentnych liderów, przez których taki zarodek watahy szybko umiera. Jedynie te nieliczne, których głowa ma trochę oleju w głowie, są w stanie przetrwać próbę czasu.
Choć jakby tak się zastanowić, przywiązanie do tych terenów może być bardziej logiczne niż mogłem sądzić. Z góry założyłem, że na tych terenach nie pozostał już nikt z Watahy Mrocznych Skrzydeł, jednak możliwość, że „Alfa” jest jednym z pozostałych wzrosła drastycznie, gdy wadera wspomniała o przywiązaniu do tych terenów.
– Jakie jest imię twojej Alfy?
– Scavenger.
I trop padł. Nie przypominałem sobie żadnego wilka o tym imieniu, choć może była to wina mojego dosyć samotnego trybu życia. Może jeżeli go zobaczę, to przypomnę sobie kim tak naprawdę był. Choć możliwość, że jest to ktoś nieznajomy również była wysoka, choć nie tłumaczyła by wtedy tego chorobliwego przywiązania.
Prócz ciekawości związanej z tożsamością zagadkowej alfy, miało to również drugi powód. Kazuri mogła równie dobrze dołączyć do nowo powstałego stada. Choć szczerze wolałbym by tak nie było. Jednak, jeżeli zrobiłaby to tylko by zwiększyć swoje szanse na przeżycie na tych terenach, byłbym w stanie to zrozumieć. Gdy opuszczaliśmy to miejsce, nie było tutaj żadnych istot zwanych przywołańcami. Mogły drastycznie zwiększyć niebezpieczeństwo tego terytorium, a jak wiadomo, w grupie zawsze bezpieczniej.
Wadera spojrzała na mnie po chwili milczenia z mojej strony. Fakt, trochę długo zajęły mi te przemyślenia.
– Chciałbym zobaczyć się z twoją alfą – postanowiłem.
– Ale Scaven – zaczęła.
– Nie obchodzi mnie jaki jest oraz co może ze mną zrobić. Ja, dowódca wojska Watahy Mrocznych Skrzydeł nie przestraszę się żadnej świeżej alfy, która nie jest w stanie zarządzać odpowiednio własną watahą.
Wadera spojrzała na mnie niepewna, jakby nie doceniała moich możliwości. Naprawdę, jestem ciekaw kto taki przewodzi tej grupie.
– Chyba nie mam wyboru… - mruknęła, wstając ociężale z ziemi. – Obóz jest w tą stronę – powiedziała, zaczynając iść w głąb lasu.

C.D.N

11.05.2021

Od Wichny do Lyna

 Lampa dżina? Co to ma znaczyć?
- Jeśli legenda jest prawdziwa, to to pudełko jest naprawdę cenne. Może zawalenie się jaskini było jakimś rodzajem zabezpieczenia przed kradzieżą? - powiedziałam, myśląc na głos.- Nie jestem pewna czy przywoływanie go jest dobrym pomysłem.
- Możliwe, ale pomyśl… mogłabyś odzyskać moce, moglibyśmy poprosić o coś, co byłoby korzystne dla całej watahy, dla wszystkich…
- Nie nakręcaj się, Lyn. Z mojego doświadczenia mogę ci powiedzieć tyle, że kiedy coś wygląda zbyt dobrze, najprawdopodobniej zatruje cię i zabije. Jak toksyczna żaba. Wiesz która…
Lyn spojrzał na mnie dziwnie i przekręcił głowę.
- No, taka czarna w pomarańczowe plamki? Nie kojarzysz? No cóż, nieważne, zostawmy ją. Nie zmienia to jednak faktu, że w życiu nie ma nic za darmo i rozwiązanie jakiejś głupiej zagadki na pewno nie jest jedyną ceną, jaką przyszłoby nam zapłacić za to ostatnie życzenie.
- A co w takim razie mogłoby się według ciebie stać? - spytał basior, jakby lekko zdziwiony, może poirytowany moją odmową? - Czy mogłoby się stać coś, z czym byśmy sobie nie poradzili?
- Cóż… Z tego co wiem, dżiny to szalenie potężne byty. Są niematerialne, pochodzą z innych wymiarów i tak dalej. Nie wiem co potrafisz, ale ja nie piszę się na walkę z dżinem. Nie jestem pewna czy byłabym gotowa do niej podejść nawet gdybym miała swoje moce. A uwierz mi, z nimi byłam dość potężna.
Basior wstał i zaczął chodzić wokół stosu ksiąg. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Przyzwanie dżina jest oczywiście kuszące, ale czy warte swojej ceny? Poza tym, rzeczywiście moglibyśmy mieć tylko jedno życzenie. Jak byśmy je wykorzystali?
- Lyn… Chciałabym rozwiązać do końca tę zagadkę. Ale przed tym musimy ustalić wszystko, każdy punkt planu i różne możliwości. Jeśli okaże się, że ta pozytywka nie jest tylko bujdą, może zdarzyć się wszystko. Musimy się przygotować.
- Zgoda. - Lyn stanął w miejscu. - To od czego zaczynamy?
- Ustalmy najpierw czego powinniśmy sobie życzyć. Wiedz, że marzę o odzyskaniu swoich mocy. Bez nich nie jestem sobą, tracąc je, utraciłam swoje życie. Myślę jednak, że życzenie można wykorzystać inaczej, lepiej.
- Jesteś pewna? Skoro bez mocy cierpisz…
- Im dłużej ich nie mam, tym ból jest większy, jednak ten dystans otwiera mi oczy. Nie jestem pewna kim się stanę, odzyskawszy tamtą cząstkę mnie, możliwe, że nie będę sobą z teraz. To już moje ryzyko i nie chcę marnować na nie cennej magii dżina.
- Rozumiem. Pomyślmy zatem nad czymś innym. - odpowiedział wilk i znowu usiadł koło mnie.

<Lyn?>


10.05.2021

Ej ludzie żyjcie xD

Nie wiem jak wy ale ja powoli kończę maturę więc wracam do życia o ile można to tak nazwać :)

PS do Rach - to bydle dalej rośnie jak brojler karmiony pełnowartościową paszą tuczącą na rzeź. Niedługo przekroczę 10k słów.
Tak, to jest zapowiedź czegoś dużego, co może wywalić stronę w pierony xD


~ An