12.11.2017

Od Iwana do....

Chodzę sobię tam i tu, aż tu nagle... SARNA. Tuż przede mną pojawiła się gigant sarna (albo łoś. Nie rozróżniam) postanowiłem więc ją pogonić. Biegłem za nią ze dwa kilometry, a ona ani razu się nie zatrzymała. W końcu stwierdziłem, że chyba jednak się zgubiłem. Postanowiłem ruszyć drogą, którą tu przyszedłem. Szedłem tak i szedłem, szedłem, szedłem, aż w końcu zorientowałem się, że to samo powalone drzewo mijam już chyba piąty raz. No pięknie. Zgubiłem się. Sam. W lesie. Na dodatek już się ściemnia. Najlepsza niedziela ever. Usiadłem na tym pniaku i zacząłem płakać. No w końcu się zgubiłem, co nie? Byłbym tak płakał całą noc, ale do mich uszu dotarł szelst liści, a mój nos uderzył zapach wilka. Ale nie był to obcy wilk. Był to wilk z watahy. Podszedłem do krzaków i wtem ów wilk rzucił się na mnie:
- Nie rób mi krzywdy! Ja się tylko tu zgubiłem! - krzyknąłem
< Wilku chętny na ospisanie? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz