8.11.2022

Od Dastana do kogoś

    Bór szumiał nad moją głową. Gigantyczne i stare jak świat drzewa całkowicie przesłoniły mi niebo. Gąszcz liści praktycznie nachodził na siebie, tworząc grubą warstwę, która ledwo co przepuszczała światło. Na dole panował głęboki mrok.
    Południowa część terenów była raczej rzadko uczęszczana. Kiedy byłem szczeniakiem, starsi straszyli mnie tą częścią lasów. Opowiadali o łunach światła, które przechadzały się w ciemności. Ekscytowały i hipnotyzowały przechodniów, tańczyły z nimi i zamieniały się we wszelkie pragnienia. Przechodzień wpadał w trans, z którego nie mógł się wybudzić, wtedy świetliste łuny wprowadzały go w głąb bagien, skąd już nigdy nie wychodził.
    Brawo idioto, więc co tutaj robisz? No cóż… Nie wiem. Zawsze ciągnęło mnie do tej części lasu, a teraz nic nie stoi mi na przeszkodzie, żeby zbadać co to takiego.
    Prześwitujące przez grubą warstwę liści promienie słońca zaczęły znikać. Domyślałem się, że nadchodzi noc, a ja powinienem znaleźć odpowiednie schronienie. Rozejrzałem się po wokół. Teren był falisty, jednak nie posiadał żadnych zagłębień, ani jaskiń. Nieopodal mnie rosło drzewo. Dość mocno pochylone, abym mógł na nie bezpiecznie wejść i przeczekać do wschodu słońca.
    Drewno zatrzeszczało pod moimi łapami kiedy wykonałem pierwszy skok. Już o wiele delikatniej wskoczyłem na wyższą gałąź i przycupnąłem. W momencie kiedy miałem się położyć, usłyszałem głębokie ziewnięcie.
    — Halo? — zapytałem z wyraźnym zdziwieniem w głosie. Nie spodziewałem się znaleźć tutaj kogokolwiek w środku drzemki. 

<Ktoś?>

7.11.2022

Nowy członek! Powitajcie Dastana


✧ Właściciel: Corde (Corde#8499)
✧ Imię: Dastan
✧ Przezwiska: Brak
✧ Wiek: 4 lata
✧ Płeć: Basior
✧ Żywioł: Mróz, Burza, Lód, Śnieg
✧ Stanowisko: Strażnik nocny
✧ Cechy fizyczne: Dastan to potężny, biały basior ze srebrnymi znaczeniami na całym ciele.
Jego sierść w słońcu wygląda tak, jakby była pokryta małymi kawałkami lodu. Jego ogon jest o wiele
krótszy od normalnego. Dlaczego? Nigdy tego nie ujawnił.
✧ Charakter: Dastan należy do wybuchowych charakterów. Ma w sobie ogromne pokłady
energii, którą nie zawsze potrafi spożytkować w odpowiedni sposób. Czasem po prostu nie
potrafi się kontrolować. Jest zdecydowanie ekstrawertykiem, uwielbia kontakt z innymi. Wilki też
raczej lubią z nim przebywać. Bywa sarkastyczny, a jego emocje zmieniają się w ułamku
sekundy. Pomimo otwartego podejścia do innych sam jest dosyć skryty. Bardzo nie lubi
rozmawiać o swojej rodzinie i przeszłości. A już na pewno nie o tym, jak stracił część ogona...
✧ Cechy szczególne: Krótki ogon
✧ Lubi: Zabawę, burzę, mróz, wilki, sarny, lepienie bałwanów
✧ Nie lubi: Kłamstwa
✧ Boi się: Swojej starszej siostry
✧ Moce: Potrafi władać śniegiem, przywołuje burze śnieżne, zmienia pogodę, tworzy lodowe
tornada.
✧ Historia: Dastan nie lubi mówić o swojej rodzinie. Jego przeszłość dla niego samego jest nie
do końca jasna. Z dzieciństwa pamięta zielony las, który otaczały wysokie góry i pewną
kruczoczarną waderę. Tą samą, która uciekała z nim kiedy las płonął i tą samą, która pokazała
mu w którą stronę ma biec, kiedy odgłosy wycia były coraz bliżej. Do watahy trafił po paru
tygodniach głodu i tułaczki. Same początki były dla niego bardzo ciężkie, wciąż toczyło się za
nim przeraźliwe wycie. Z czasem przyzwyczaił się do nowej rodziny i postanowił sobie zrobić
wszystko, żeby ich ochronić
✧ Zauroczenie: Brak
✧ Głos: The White Buffalo link
✧ Partner: Brak
✧ Szczeniaki: Brak
✧ Rodzina: Ma starszą siostrę.
✧ Jaskinia: Zachód 5
✧ Medalion:

✧ Towarzysz: brak
✧ Inne zdjęcia: klikklik
✧ Przedmioty kupione w sklepie: brak.
✧ Dodatkowe informacje: Podczas burzy i w tylko jemu wiadomych okolicznościach jego ciało
ewoluuje, na grzbiecie pojawiają się łuski.


╔════════════*.·:·.☽✧ ✦ ✧☾.·:·.*════════════╗


 Siła: 300| Zręczność:100 | Wiedza: 200 | Spryt:200 | Zwinność:100 | Szybkość: 200

6.11.2022

Vitany CD Wichny

  Następnego dnia pobiegłam do lasu. Znajdował się niedaleko, a występowała tam bogata roślinność. Spojrzałam na listę. Na samym jej początku znajdowała się roślina o nazwie "Zielistka czerwona".

Rozglądałam się wokoło. Szybko zauważyłam ten krzew. Urwałam kilka listków i schowałam na polanie pod kamieniem, żeby jak zerwę wszystko, wrócić po nie. Następny był ostropest. Znalazłam go dość boleśnie. Nadepnęłam na niego... Krzyknęłam z bólu. Nagle w odpowiedzi usłyszałam jakiegoś wilka, który kazał mi się uciszyć i oczywiście on też się zadarł. Śmierdziało mi to hipokryzją, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Szybko, lecz ostrożnie zerwałam roślinę i zaniosłam pod kamień. Następny był rokitnik. Owoce tego krzewu przypominały chorobę np. dębu, gdzie to z drzewa wyrastały kulki. Tylko że rokitnik to krzew, a nie choroba. Pośród chyba największych gęstwin tego lasu znalazłam tę roślinę. Urwałam gałąź z jego owocami i wróciłam do kamienia. Następnie był rumianek. Z tym kwiatkiem nie było problemu, znalazłam łąkę porośniętą rumianeczkiem. Zerwałam go mnóstwo (tak na zapas) i zaniosłam tam gdzie zawsze. Następna była pigwa, z początku myślałam, że to gruszka, ale jednak nie. Znalazłam małe drzewo, z którego ściągnęłam kilka mini gruszek. Kusiła mnie chęć zakosztowania tego znakomitego owocu, więc go z jadłam. Był tak kwaśny, że nie da się tego opisać. I znowu powtórka z rozrywki związana z kamieniem. Następny był ostrokrzew. Okazało się, że rósł zaraz obok pigwy, ale był problem, były dwa krzaki. Jeden z czerwonymi śliskimi owocami i jeden z szorstkimi. Pomyślałam, że zerwę dwa i powiadomię Wichnę o całym zajściu. I znowu kamień... Następnie byłam woda źródlana. Znalazłam podaną rzekę i wzięłam wodę. Słoik z wodą wzięłam z sobą. Bo już się nie mieścił pod kamieniem. Pobiegłam nad jezioro, gdzie miałam znaleźć sól. Miałam miarkę ze sobą. Delikatnie wyłowiłam całą miarkę. Lekko poparzyłam łapę. Pobiegłam do kamienia i zabrałam wszystkie rzeczy z listy. Wróciłam do jaskini Wichny.
— Wichna! — krzyknęłam.
— Kto to?— Zapytała
— Ja, znaczy Vitany — szybko poprawiłam.
— Masz rzeczy z listy? — Dopytała.
— Tak.
    Nagle z niedalekiej gęstwiny wyskoczyła Wichna. Podeszła do mnie. Dałam jej rośliny. Wyraźnie była zadowolona ze mnie.
— Popatrz tam — wskazała gęstwinę Wichna.
Zauważyłam, że były tam różne koce itp.
— To twoje miejsce do odpoczynku, a teraz idę do swojej jaskini, poukładać rośliny.
Całkowicie zapomniałam o problemie z ostrokrzewem, ale już nie będę jej przeszkadzała. Może sama zauważy, ale rodzi się w mojej głowie pytanie:
"Czy mogę zostać twoim uczniem?"

<Wichna?>

Od Oleandra do Lait

    Oleander martwym wzrokiem wpatrywał się w jeden punkt. Próbował zapanować nad oddechem. Wdech nosem, wydech pyskiem. I jeszcze raz. Nagły napad kaszlu przerwał niezręczną ciszę, która panowała pomiędzy nim a martwym ciałem łani. Znów gonił za zdobyczą, jakby od tego miało zależeć jego życie, a przecież tak nie było. Inaczej. Właściwie zależało, ale co z tego, jeśli był w stanie wykończyć się tuż przed finalizacją polowania? Choć musiał przyznać, że rzadko kiedy dane mu było wysilać się aż tak bardzo. Samica była wyjątkowo waleczna. Basior opadł ciężko obok swojej zdobyczy i przymknął oczy. Strużki krwi wypływały z jego pyska i barwiły czerwienią stokrotki, na których leżał. Mruknął przeciągle i nie obejrzawszy się, zasnął.

✧─── ・ 。゚★: *.✦ .* :★. ───✧

    Wilk zastrzygł uszami, słysząc, że coś się zbliża. Na początku nie wiedział, gdzie jest. Zerwał się na równe łapy i rozejrzał dookoła. W głowie wciąż trochę buczało, a gardło paliło żywym ogniem. Zwierzyna leżała nietknięta na swoim miejscu. 
— Szaa... Ktoś się zbliżaaa... — Głosik wypowiadający to zdanie był przeraźliwie piskliwy i wydawało się, że dobiega z oddali. Oleander pokręcił energicznie głową i zaczął szukać intruza, jednak nikogo nie widział. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Pomarańczowe promienie tańczyły radośnie po przejrzałych skrawkach traw i paproci, które poruszane przez wiatr, bujały się w dźwięk melodii wybijanej w pobliskim źródełku.
— Słodki chłopcze, zamknij oczka, 
Ukryj smutki w norze skoczka,
I nim spojrzysz nań dwa razy, 
Przyznaj żeś jest zakochany.
— To nie jest zabawne, jeszcze nie jest ze mną tak źle — burknął pod nosem. — No dalej, drwij ze mnie pyskiem w pysk — powiedział trochę głośniej. Miał szczerą nadzieję, że ten jeden raz po prostu mu się przesłyszało. Nikt nie znał jego małego sekretu. Stał wyprostowany i gotowy do ataku. 
— Taki z ciebie chojrak wilku... Dobrze więc, ukarzę się. — Szepnęło stworzenie.
Był gotowy na wszystko. Skulił uszy i obnażył kły, choć od samego początku intruz nie wydawał się groźnym przeciwnikiem. Wtem zza niewielkiej magnolii wyleciała mglista ćma. Dość spora o mętnej, nieokreślonej barwie. Oleander zmarszczył brwi i po prostu się jej przyglądał. Nocny motyl roześmiał się dziecięcym głosem i przysiadł na jego różowym nosie.
— Nie rób wielkich oczu wilku, to moja ziemia.
— Dlaczego już nie mówisz wierszem? — zapytał prawdziwie zaciekawiony basior.
— Rymy mi się skończyły — westchnął. — I inspiracja — dodał.
— Więc skąd pomysł na ten wierszyk? Nawet spójny, choć mało ambitny?
    Motylek zamyślił się i poruszył energicznie skrzydełkami. Przeszedł się po pysku wilka w tę i z powrotem. Czarnymi oczkami wpatrywał się w jego szkliste ślepia i zaczął mówić.
— Wiesz, widziałem kilka razy wilka podobnego do ciebie. Przemykał niczym cień, nigdy się nie zatrzymywał, był całkowicie pochłonięty tym bezsensownym chodzeniem. Dlaczego chodzisz, a nie latasz? Inne wilki latają, a ty jesteś taki przyziemny i na dodatek wydajesz się kruchy...
Oleander się zdenerwował. Jakiś głupi robak śmie mu wypominać brak skrzydeł i kruchość, jeszcze czego! 
— Wybacz moje poboczne myśli — odpowiedział szybko motyl, wyczuwając napięcie swojego towarzysza — już wracam do tematu! — krzyknął. — Pewnego dnia wilk się zatrzymał. Osobiście byłem w szoku, bo zawsze chodził! — kolejny raz uniósł głos. — Po prostu stał i patrzył w dal. Trochę rozmarzony, może ździebko rozczarowany? Nie mogłem się oprzeć, musiałem sprawdzić, co go tak zaciekawiło. Podleciałem bliżej i przysiadłem na błękitnym bratku. Okazało się, że to wadera. Chyba była złota, żółtawa? Jakoś tak. Nie mogę sprecyzować, ponieważ nim rozsiadłem się na kwiatku, ta już zniknęła. Podobnie jak ty. I kolejny raz tamtego dnia zostałem sam.
— Dlaczego uważasz, że to byłem ja i dlaczego rozczarowany?
— Bo tylko ty tutaj przychodzisz codziennie i dobrze wiesz, o co mi chodzi z rozczarowaniem malującym się na pysku — odpowiedział szybko.
    No tak miał rację, przyznał w myślach.
— Skąd myśl, że mogę do niej żywić jakiekolwiek uczucia? — zapytał niepewnie.
— Oczy nie kłamią głuptasie. A teraz znikam, bo ona się zbliża...
    Tylko tym razem kłamały. Ponieważ on sam nie wiedział, kogo tak właściwie szuka.
Oleander chciał jeszcze coś odpowiedzieć, ale nim otworzył pysk, ćma już odleciała. Jedynym śladem, który pozostawiła, był srebrzysty pył, zalegający na jego pysku.
Basior warknął i zaklął pod nosem. Głupie stworzenie tylko zawracało mu głowę. Z tego wszystkiego zdążył zgłodnieć. Już przymierzał się do konsumpcji zdobyczy, gdy kolejny raz tego dnia ktoś postanowił zakłócić jego spokój.
— Kogo znów piekielny Nester niesie!
— Hm... Mnie? — odpowiedział mu delikatny głos.
Wilk uniósł głowę, słysząc znajomy dźwięk. Nigdy wcześniej nie spotkał jego właścicielki, myślał tak, aż do teraz. Lait pracowała w bibliotece, Oleander w terenie. Nie miał czasu na czytanie książek, unikał wszystkich, a z radą bądź alfą spotykał się o nieokreślonych, najczęściej nocnych porach. Dopiero teraz sobie uświadomił, że jednak ją widział. Kilka tygodni temu, podczas oficjalnego dołączenia do stada, wymienili się miłymi spojrzeniami i ukłonem. Parę dni później podczas powrotu do jaskini słyszał, jak jedna z wader radośnie opowiadała o najnowszych książkowych pozycjach w bibliotece. Ten entuzjazm podniósł go na duchu. A później już go nie słyszał. Rozważał różne opcje, między innymi szaleństwo. Teraz z ulgą stwierdził, że to jeszcze nie jego pora.
— Wybacz mi, myślałem, że to ćma wróciła.
Lait stała niepewnie i przyglądała się Oleandrowi, a on odwzajemnił się tym samym. Była nieduża, zgrabna. Emanowała spokojem i ciepłem. Nie była złota, a tym bardziej żółta. Jej sierść przypominała późnojesienne popołudnie.
— Masz na myśli mglistą ćmę? — zapytała po dłuższej chwili. Jakby dopiero teraz oswoiła się z jego towarzystwem.
— Tak, spotkałaś kiedyś jakąś?
— Nie, podobno najczęściej rozmawiają z tymi, którzy mają niedługo odejść z tego świata.
— Ach świetnie się składa — parsknął śmiechem.
— Bawi cię to? — uniosła brew i wykrzywiła pysk w grymasie.
— Trochę szokuje z racji, że przed chwilą z nią rozmawiałem — odpowiedział, uśmiechając się krzywo.
Zapadła cisza. W końcu po dłuższej chwili Lait się odezwała.
—  Nie może być tak źle, choć faktycznie dziś nie wyglądasz zbyt zdrowo.
— Bywało gorzej. Jesteś głodna? — zmienił temat. — Upolowałem łanię i raczej nie dam rady sam jej zjeść.


<Lait? Mam nadzieję, że to zakończenie cię nie zrazi. Nie wiem jeszcze jakimi żartami może rzucać waderka, więc dokończenie tej sztywnej (bądź nie, przyszłość zależy od ciebie) rozmowy zależy od ciebie.>

4.11.2022

Powitajmy nowego członka! Oleander

✧ Właściciel: HarbingerGhost (howrse), Fever (doggi), Harbi#9894
✧ Imię: Oleander
✧ Przezwiska: brak
✧ Wiek: 6 lat
✧ Płeć: Basior
✧ Żywioł: Woda
✧ Stanowisko: Dyplomata, Zabójca
✧ Cechy fizyczne: Jest wysoki i dobrze zbudowany, ale trudno mu utrzymać dobrą kondycję. Jego ciało pokrywa gęste futro o trzech kolorach - białym, złotobrązowym oraz czarnym. Na szyi sierść jest nieco dłuższa. Przez grzbiet przebiega długa, czarna pręga, zwężająca się u nasady ogona. Oczy barwy błękitnej często przywodzą na myśl kryształ, niemal zawsze są zaszklone. No i nos, różowy, jak u świnki, chociaż matka wolała go porównywać do barwy oleandra, stąd też imię basiora.
✧ Charakter: Lubi igrać z ogniem, ale stara się nie przekraczać granicy. W swoim krótkim, lecz intensywnym życiu wiele przeszedł, przez to woli dodatkowo nie narażać swojego zdrowia. Potrafi oczarować nie tylko wyglądem i manierami, ale również słowem. Jest inteligentny i trochę przebiegły. Tą drugą cechą woli się nie chwalić. Nie należy do wilków towarzyskich, ale też nie stroni od wszelkiego kontaktu z innymi. Nie chce, aby ktoś go oceniał przez pryzmat choroby, której nawroty są dość destrukcyjne dla jego organizmu. Stał się samotnikiem z wyboru. W pracy jest rozważny, podczas dyplomacji zawsze stara się obrać najbardziej korzystną dla watahy opcję. Jako zabójca jego mózg pracuje na najwyższych obrotach. Nie jest to zajęcie, z którym należy się obnosić. Według Oleandra zabijanie innych wilków jest ostatecznością. Kilka razy to on miał szansę odgrywać rolę ofiary z głupiego powodu, nie było przyjemnie. Zawsze wtedy u jego boku stawał brat, ratował go z opresji, lecz w końcu musieli się rozstać. Czasami lubi zatopić się w marzeniach tam, gdzie życie jest prostsze.
✧ Cechy szczególne: Jego biała sierść na szyi często tak naprawdę jest różowa, a to wszystko za sprawą niedomytej krwi.
✧ Lubi: Spokój.
✧ Nie lubi: Swojej choroby przez którą "wypluwa" powoli płuca i nie tylko.
✧ Boi się: Śmierci.
✧ Moce: Może oddychać pod wodą. W podstawowym stopniu panuje nad tym żywiołem, może tworzyć wiry, poruszać wodą oraz ją przywoływać. Nigdy jakoś szczególnie nie polegał na swoich mocach.
✧ Historia: Urodził się w niewielkiej watasze jako potomek alf, ale szansa na to, że w przyszłości pozostanie przywódcą stada była marna. Właściwie nie rwał się do władzy. Nadzieje całej rodziny były pokładane w jego najstarszym bracie. Oleander był chorowity, wątły i co chwilę wpadał w tarapaty. Rodzice oraz rodzeństwo zawsze mu pomagali i starali się wybić głupoty z głowy, ale na niewiele się to zdawało. Ocknął się dopiero, gdy życie stracił starszy o rok brat. Była zima, Eventie oraz Harbinger przekomarzali się na tafli zamarzniętego jeziora. Warstwa lodu była gruba, a mimo to pękł i młodszy z nich - Eventie - wpadł pod wodę. Nie było naocznych świadków, nikt nie wie dlaczego Harbinger nie ratował brata. Krótko po wypadku najstarszy basior odszedł, nim postanowiono go wygnać, a tytuł następcy tronu przypadł Oleandrowi. Nie był z tego powodu zadowolony. Wilki mu nie ufały, z resztą on sam tego nie robił. Chodził rozstrojony, ledwo panował nad sobą, jak mógł przejmować się kilkunastoma innymi stworzeniami. Uznał, że ucieczka będzie najlepszym rozwiązaniem. Nie chciał być odpowiedzialny za nikogo poza sobą. Jako samotnik zmagał się z prześladowaniem i ciągłą walką o życie. Podczas wędrówki dolegliwości dawały o sobie znać, bywały dni kiedy po prostu leżał, liczył się z tym, że już nie wstanie, po prostu umrze, a kruki zajmą się ciałem. Z nadejściem wiosny jego stan się ustabilizował. Z wielką nadzieją ruszył przed siebie w poszukiwaniu nowego domu. Miał zamiar rozpocząć nowe, bezpieczne życie. Może przepełnione kłamstwami, ale w tamtym momencie to nie miało zbyt dużego znaczenia...
✧ Zauroczenie: Próbuje zdusić uczucie w zarodku, ale niezbyt dobrze mu to idzie. Jego uwagę zwróciła Lait.
✧ Głos: Zachrypnięty i ostry.
✧ Partner: brak
✧ Szczeniaki: brak
✧ Rodzina: Matka Loyane, ojciec Pi, rodzeństwo: Harbinger Ghost, Kaoma, Eventie, Koda, Stella
✧ Jaskinia: Zachód 5
✧ Medalion: Srebrny, okrągły. Widnieje na nim oko w ogniu.
✧ Towarzysz: -
✧ Inne zdjęcia: -
✧ Przedmioty kupione w sklepie: -
✧ Dodatkowe informacje
- Często poluje w samotności, ponieważ musi pożerać ogromne porcje jedzenia.
- Choruje na bliżej nieokreśloną chorobę, która atakuje jego układ krwionośny, pokarmowy i oddechowy. Objawia się ona napadami kaszlu z krwią, wymiotami, bólami oraz zawrotami głowy. Przez to zdarza się, że jest po prostu wyłączony z życia.


╔════════════*.·:·.☽✧ ✦ ✧☾.·:·.*════════════╗


Siła: 100 | Zręczność: 150 | Wiedza: 200 | Spryt: 150 | Zwinność: 100| Szybkość: 100



Od Drago do Vitany

    Jako iż dołączyłem do watahy, postanowiłem zwiedzić jej tereny. Nie były one małe. Rozciągały się przez wiele kilometrów. Mimo upałów dawałem radę paradować w  słońcu, nie czułem gorąca. Utrzymywałem moją temperaturę ciała w odpowiednim parametrze. Mimo wielkich łap, dzięki którym podróżowanie może być mniej meczące, chciałem w końcu usiąść gdzieś i popodziwiać widoki. Znajdowałem się na południowych terenach. Przechodziłem niedawno koło pałacu wróżek, lecz tam nie miałbym upragnionego spokoju. Znalazłem ścieżkę i podążałem nią. Doprowadziła mnie ona do lasu. Ruszyłem zatem w głąb dzikiej puszczy. Zielona trawa oraz promienie słońca przenikające przez liście. Znalazłem jakiś wygodny mech i ułożyłem się w nim. Nie zastanawiałem się nawet, czy ktoś mógłby tu być. Błoga cisza nie mogła trwać wiecznie, usłyszałem, jak szeleszczą krzaki niedaleko mnie. Wstałem i ustawiłem się w pozycji do ataku. 
— Kto tam? Wyłaź! — krzyknąłem, wystawiając kły. 
— Co... Kto... Ja? — odparł głos z przerażeniem. Po jego barwie wywnioskowałem, iż była to wadera. 
— Tak ty, słyszałem Cię — wyprostowałem się, nie byłem już w pozycji do ataku.
— Czego chcesz?  Kim jesteś? — krzyknęła przerażona.
— Eh... To ja powinienem zadawać takie pytania, spokojnie sobie leżałem, gdy nagle coś, a raczej ktoś zaburzył mi spokój. Więc proszę, wyjdź — odparłem spokojnym tonem.
Z krzaków wyszła niższa ode mnie wadera o zielonym futrze. Wydawała się być sporo młodsza.
— No, to czego chcesz? — odparła spokojnie
— Czemu zakłócasz czyjś spokój ? — zapytałem.
— Mam zrozumieć, że to ja przeszkadzam? — odpowiedziała zirytowana.
Rozejrzałem się wokoło. 
— Raczej tak, nikogo innego tu nie widzę, a gdy się kładłem, nikt się tu nie pałętał  — odparłem. — Nie denerwuj się tak.
No tak hormony jej zapewne latały jak oszalałe. 
— He... Coś jeszcze? — zapytała wykończona.
— Jak Cię zwą młoda damo ? — odparłem z lekkim uśmiechem. 
— Vitany — odparła, jakby ją ktoś zmuszał — a ty? 
— Zwę się Drago Ergon, lecz możesz mi mówić Drago — usiadłem. — Jeżeli nie chcesz rozmawiać, nie zmuszam Cię — odparłem łagodnie. 
— Nie, jak coś masz do powiedzenia, to słucham — mruknęła zdystansowana, okazując chyba tylko minimalne zaciekawienie, które wypierało powoli resztki zdenerwowania.
— Jestem nowy w watasze, oglądałem właśnie tereny. Należysz do niej?
— Tak, ale od niedawna —  odparła.
— Hmm, w takim wypadku co Ciebie tu sprowadziło? Z rodziną tu powędrowałaś ? — zapytałem zaciekawiony.
— Rodziny nie mam... — Smutek można było dostrzec w jej oczach. — Gdybym tu nie przywędrowała, to bym zapewne zginęła.
— Rozumiem, nie będę drążył tematu.  Lecz jesteś młoda, więc na pewno będziesz potrzebowała nauki magii, czy posiadasz już jakieś zdolności? 
Nie chciałem poruszać na pewno bolesnego dla niej tematu. W młodym wieku nie ma rodziny. To naprawdę okropne, sam wiem, moja matka zginęła młodo. Ojca nie miałem, a na ojczyma nie było co liczyć. 

<Vitany?>