- Spokojnie, poradzę sobie. Muszę tylko dojść do siebie. Przyda mi się chwila samotności, a ty pewnie masz coś do załatwienia.
Cicho przytaknął. Przez chwilę się wahał, ale potem wyszedł. Kiedy zostałam sama, weszłam do salonu. Było gorąco, więc otworzyłam okno. Wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Nagle przed coś czarnego przeleciało mi tuż przed nosem. Nie zwróciłam na to uwagi.
Znowu. Czarne coś ZNOWU mi przeszkodziło, tylko tym razem mogłam mu się lepiej przyjrzeć. W miejscu, w którym przerwałam czytać siedział czarny motyl. To on był przyczyną "przerwy" w czytaniu. Ogółem... Jakby tu go opisać? Cały. Czarny. Żadnych żywych kolorów.
Przeraziłam się. Patrzyłam w osłupieniu na stworzenie. O nie. Tylko nie to. Zły omen. Obawa. Przestroga. Zupełnie jakby sama Śmierć przyszła do mnie. Tylko czego mogła chcieć...?
Nie mogłam się powstrzymać. Krzyknęłam. Był to długi, przeciągnięty pisk. Chwilę potem do jaskini wpadł Evan. Zamroczyło mnie. Popadłam w otchłań wiecznej ciemności. Czy to mój koniec?
<Evan? Nie miałam pomysłu... Czyżby powtórka z historii?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz