19.11.2017

Od Kii do Luny, Kakała itp.

-Zgadnij.- zasugerowała ciemna wadera. Darłam się dalej.
-Przestań! Ona chce żyć!- basior patrzył na mnie jak na idiotkę. Nagle z krzaków obok wybiegł Mateo, a za nim... latająca iskra? Szary wilk wrzasnął i odsunął się na bezpieczną odległość od płomyczka. Mame Mateo zaśmiała się złośliwie >:D
-Kii? Co ty tu...?- zapytał Mateo, ale nie dokończył. Zaczął szybko poruszać nozdrzami. Do mojego noska dobiegł swąd spalenizny. Zza basiorka powoli wychynęła strużka dymu. Źrenice Kagekao powiększyły się niemal do rozmiaru całej tęczówki.
- SZATANY! - wrzasnął dziko, cofając się w podskokach. - LAS SIĘ PALI!
Rzeczywiście, strużka dymu powiększała się. Mateo pisnął i podbiegł do Luny z nadpalonym ogonem. Teraz było widać zalążek pożaru w pełnej okazałości. Dym powoli płynął ku nam.
- Szybko, uciekamy! - pośpieszyła nas wadera, i popędziliśmy jak najdalej od ognia. Kagekao szybko nas wyprzedził, panikując i wyzywając latającą iskierkę od szatanów.
Nie na wiele się to zdało, bo wiatr wiał w naszą stronę i pożar szybko się rozprzestrzeniał.
- Mamo, zrób coś! - krzyknął Mateo. Zagapiwszy się na niego, potknęłam się i o mało co się nie wywróciłam.
- Właściwie... - mruknęła Luna, ostro hamując.- Płomyk! Pomóż!
Iskra spojrzała na waderę wyzywająco i rzekł niskim, złowrogim głosem:
-Nie.
<Luna! Ratuj nas!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz