14.11.2017

Od Mateo do Igazi

Wystawiłem głowę z jaskini i rozejrzałem się. Nikogo nie było na ścieżce, tak jak za każdym z ostatnich 54 razów. Westchnąłem cichutko - nikogo, z kim można by było porozmawiać. Luna wyszła z domu, nikt inny tu nie mieszka Na razie xD. Zebrałem się w sobie, odliczyłem do dziesięciu i wystawiłem głowę ten ostatni, pięćdziesiąty szósty raz.
Drogą szła puszysta, łaciata waderka.
Momentalnie podskoczył mi poziom hormonów szczęścia i jak z procy wystrzeliłem z jaskini na ścieżynkę. Przynajmniej taki był plan, bo lądując, potknąłem się o otoczak i, mówiąc kolokwialnie, wyglebałem się na piach. Pojęczałem sobie sekundę, po czym podniosłem się na nogi i odwróciłem się do nieznajomej, gapiącej się na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Cześć! Jestem Mateo, a ty? - zawołałem.
- Eeee.... -zająknęła się, a potem wydukała: - Ja... jestem Igazi.
- Więc... Pobawisz się ze mną? - zapytałem, przekrzywiając głowę.
< Ignasiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz