15.11.2017

Od Mateo na Event

Nie podobało mi się bardzo, że dorośli poleźli sami ratować watahę, a nas zostawili, chociaż Inga rzeczywiście zachowała się bardzo lekkomyślnie. Jednak ja tez chciałem pomóc pokonywać potwora z bajek dla dzieci! Podszedłem do Ingi.
- Chodź do kąta, żeby twoja mama nie usłyszała. - szepnąłem jej do ucha. Przytaknęła.
- Gdzie idziecie? - Cheeky spojrzała na nas czujnie.
- Pobawić się. W kącie. - zapewniła pośpiesznie waderka. Jej mama odwróciła się uspokojona.
Usadowiliśmy się więc niewinnie w kącie, na wypadek, gdyby nas obserwowała, i cicho zacząłem wyjaśniać Indze swój plan.
- Słuchaj, tutaj gdzieś musi być jakieś drugie wyjście. Nawet jeśli nie naturalne, to jakieś zwierzęta na pewno je zrobiły. - przytaknęła, więc kontynuowałem. - Osobno nie pomożemy na dworze, ale dwa szczeniaki razem to jakby pół dorosłego wilka, więc możemy się przydać. Ostatecznie twoja mama wyjdzie nas szukać, i mimowolnie też dołączy do walczących.
- Więc ucieknijmy! - Inga łobuzersko przechyliła łepek. Potwierdziłem i pobiegliśmy szukać wyjścia.
- Dzieci, gdzie wy biegniecie? - Cheeky zastąpiła nam drogę.
- Proszę pani, my tylko bawimy się w berka. Nie pobiegniemy bardzo daleko... - spojrzałem na nią błagalnie.
- Dobrze, idźcie. - westchnęła i obróciła się. - Ale pamiętajcie: obserwuję was!
No, teraz naprawdę już pobiegliśmy szukać tej dziury. Szedłem wzdłuż ściany, uważnie się jej przyglądając, ale nie widziałem żadnych szczelin. Traciłem nadzieję, gdy nagle zobaczyłem, jak Inga cicho mnie przywołuje. Podszedłem, kątem oka zerkając na Cheeky. Ładne mi pilnowanie. Rozłożyła się w kącie jaskini i zasnęła.
- Patrz! Te korzenie są luźno osadzone! - szepnęła waderka, wskazując na trawkę wystającą ze ściany. Przyjrzałem się jej. Wyglądała na jedną z trawek-mocarzy, które, gdy chce sie je wyrwać, okazują się tak głęboko zakorzenione, że zęby bolą. - To znaczy, że pod spodem jest warstwa piachu albo czegoś luźnego, przez co możemy się dokopać na zewnątrz! - dokończyła z dumą.
Ucieszeni, zaczęliśmy cicho kopać w ścianie, żeby nie zbudzić naszej 'strażniczki'. Okazało się, że pod kępką rzeczywiście jest piasek, który sięga aż do zewnętrza. Podążyliśmy świeżym tunelem na to zewnątrz. Co ciekawe, nie poczulem nawet najmniejszego powiewu.
- Patrz! Żuk! - krzyknęła radośnie Inga, skacząc w stronę Bogu ducha winnej istotce. Chciałem ją postrofować, żeby się przywołała do porządku, bo musimy iść, ale....jakoś tak.. samo wyszło.
- Leci tam! - zawołałem, zbiegając z górki za owadem. Waderka skoczyła w górę i strąciła go łapą z trasy przelotu. Upadł na ziemię, ja go przycisnąłem, a wtedy...
                                                                 ŚWIATŁOŚĆ
Yuko mi zabraniała, a ja się na nią obraziłam na chwilę, i i tak napisałam. Nie wiem, co w tym żuku siedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz