30.06.2020

Od Stormy cd Ziyow

Zachowanie samicy było komiczne, przez co z trudem udawało mi się zachować powagę. Z jej słów zrozumiałam tylko, że nazywa się Ziyoł. Na dwóch łapach podeszła do malowidła z jedną z bram między wymiarowych i wskazała go łapą. Przechyliłam lekko głowę by lepiej się przyjrzeć całemu zdarzeniu. Wadera nie wyglądała na groźną, a na pewno nie była taka niebezpieczna, gdy próbowała chodzić na dwóch łapach. Podeszłam więc trochę bliżej i próbowałam sobie przypomnieć, gdzie znajdowała się ta brama.
-Ta brama jest przy źródłach- stwierdziłam po chwili.- wilczyca chyba nie bardzo mnie zrozumiała bo lekko przechyliła głowę- mogę cię tam zaprowadzić. Ale nadal nie rozumiem po co.

Wadera znowu wskazała malunek portalu. Coś powiedziała, ale nie bardzo rozumiałam. Patrzyłam na nią jak na idiotkę i próbowałam wywnioskować o co chodzi, ale słabo mi szło. Oboje westchnęłyśmy. Wilczyca zmieniła taktykę. Wskazała na siebie, na bramę i znowu na siebie. Potem położyła łapę z jednej strony magicznego przejścia i powoli ją przesunęła na drugą stronę.
-Już wiem! trafiłaś tu przez portal i chcesz wrócić- Z emocji mimowolnie zamerdałam ogonem. Teraz to przybyszka patrzyła na mnie jak na idiotkę. Postanowiłam zabawić się w kalambury, w końcu inaczej się raczej nie dogadamy. Wskazałam na portal, na waderę i na siebie, po czym siedząc pokazałam przednimi łapami coś, co miało być chodzeniem. Ziyoł chyba zrozumiała, bo skinęła głową. Tak więc powoli szłyśmy w kierunku źródeł. Co kilka minut zerkałam na wilczyce, która uważnie obserwowała otoczenie. W sumie ja się jej nie dziwię, skoro wszystko jest dla niej nowe i nie wie czego się spodziewać. równie dobrze mogłabym ją zabrać na ścięcie, w końcu i tak się nie skapnie, chyba, że zobaczy gilotynę. Nie wiem czemu uśmiechnęłam się pod nosem na tę myśl, gdy dotarłyśmy na miejsce ukazała nam się "brama". Nie miałam na razie pomysłu jak ją uruchomić, ale na pewno była to ta brama. Wadera nagle wyrwała się do przodu i podbiegła do kamiennego łuku. Oglądała uważnie przejście, sprawdzała łapą, czy może przejść, jednak nic się nie działo. Po jej ogonie wywnioskowałam, że się zawiodła, ale po minie widziałam, że myśli. Usiadłam trochę dalej i myślałam nad tym, jakby tu uruchomić to magiczne przejście.

<Ziyow?>
Jakiś pomysł?

Od Eve cd Tsuri

Na dźwięk tych słów zmroziło mnie. Zmrużyłam oczy i usiłowałam sobie przypomnieć wszystko co wiedziałam o życiu w zaświatach, o duchach i zjawach.
-Nie mogliśmy umrzeć...- stwierdziłam po chwili otwierając szeroko oczy i patrząc na Tsuriego. - Ja prawie się utopiłam, a duchy się nie topią... -stwierdziłam, a po chwili zauważyłam że basiora przeszedł dreszcz. - Zimno Ci?- spytałam
-Trochę
-To dobrze. Bardzo dobrze, że czujesz zmianę temperatury. - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam aby dodać sobie i Tsuriemu otuchy. -Nie wiem jednak dlaczego widzisz duchy...

Odsunęliśmy się od siebie i siedzieliśmy chwilę obserwując otoczenie, a Lux siedziała mi na głowie. Przyznam że z bliska Stare Drzewo robi wrażenie, a te jasne iskierki dodają temu miejscu uroku.
-Skoro wiemy gdzie jesteśmy możemy chyba wrócić do sierocińca. Może to, że widzisz duchy to jakaś moc która Ci się ujawniła? - odezwałam się przerywając dość długą ciszę. Tsuri skinął głową, wstaliśmy i powoli ruszyliśmy w stronę sierocińca. Po drodze widzieliśmy wiele duchów, ale nigdzie nie zauważyłam czarnych, prześladujących mnie dusz. Zupełnie jakby zniknęły. Wszyscy byliśmy jacyś zamyśleni, nikt się nie odzywał gdy w końcu weszliśmy do budynku zastaliśmy go w ciszy. Nasi rówieśnicy ucinali sobie popołudniową drzemkę. Szliśmy korytarzem w kierunku naszych pokoi, gdy nagle do naszych uszu doszły głosy
-Nie mogę znaleźć Tsuriego i Eve. Arron mówił, że byli w bibliotece ale nie widział ich potem. Obawiam się, że coś im się stało - powiedziała Rose. Pobiegłam w kierunku skąd dobiegała rozmowa zatrzymałam się przed dwiema wilczycami, Rose i jakąś szarą skrzydlatą waderą. Wadery chyba mnie nie zauważyły. Szara wilczyca milczała, przytulała naszą opiekunkę. Zanim odpowiedziała dobiegł do nas Tsuri
-Spokojnie, nie możemy siać paniki. Zacznę poszukiwania i poinformuję patrole. To jeszcze dzieci, nie mogły odejść daleko.

-Nie jestem dzieckiem!- wyrwało mi się. Na moje szczęście albo nie, nikt nie zareagował oprócz białego basiora obok mnie. Tsuri chwilę się zamyślił po czym podszedł do Rose i chciał ją dotknąć, by ta na niego spojrzała, ale ku naszemu zaskoczeniu jego łapa przeleciała przez ciało wilczycy. Oboje staliśmy jak wryci. Po chwili jednak również podeszłam do Rose i zamachnęłam się łapą. Tak jak u Tsuriego moja łapa przeleciał przez ciało wadery. Moje źrenice przybrały kształt szparek, napięłam mięśnie i wstrzymałam oddech. Machałam tą łapą i machałam, ale nie mogłam wyczuć ciała naszej opiekunki.

-Co jest!? To nie może tak działać! Przecież nie umarliśmy!- na moje krzyki Tsuri aż się cofnął i dziwnie ma mnie popatrzył, ale nic sobie z tego nie robiłam. Byłam wściekła na siebie za moją niewiedzę i nieostrożność w bibliotece. Odsunęłam się od wilczyc i nerwowym krokiem szłam do swojego pokoju, wykrzykując swoje myśli.
-To nie możliwe! Nie mogliśmy umrzeć! Po prostu nie mogliśmy! - słyszałam jak basior szedł za mną, zostawiłam otwarte drzwi i dwoma susami doskoczyłam do mojego posłania. Spod białego kocyka wyciągnęłam dość spore pudełko, a z niego notatnik. Zaczęłam wertować strony w poszukiwaniu moich notatek rozmów z iskierkami. Tsuri i Lux stali z boku i uważnie mi się przyglądali. Moja złość zamieniła się w bezradność i smutek, gdy tylko znalazłam zapiski rozmowy z duchem Starego Joe. Opadłam na poduszki i ukryłam pysk w łapach. Obserwujący zbliżyli się by przeczytać co sprawiło tak nagłą zmianę mojej postawy. Ich oczy natrafiły na tekst:

"[...] podróżowałem między światami i wymiarami. Któregoś razu trafiłem do Wymiaru Cienia. To tam swoje życie po śmierci prowadzą duchy, które nie chciały jeszcze zakończyć swojej podróży na Ziemi. [...] Próbowałem skontaktować się z wilkami z watahy, ale byłem dla nich jakby duchem. Widziała mnie tylko jedna szamanka. Powiedziała reszcie, że zmarłem [...] To była moja ostatnia podróż, nigdy nie wróciłem do właściwego wymiaru. Nie wiedziałem jak mam to zrobić. Zmarłem ze starości."

- Nawet wielki podróżnik nie umiał wrócić. Umrzemy tu i to już na prawdę...- jęknęłam, nie czułam woli walki o przetrwanie. Było mi jakoś dziwnie, pusto. Trwaliśmy w ciszy, Lux się we mnie wtuliła próbując mnie pocieszyć i czekaliśmy na nie wiadomo co. Czekaliśmy aż do momentu gdy wkoło nas pojawiła się mgła. Poderwałam się do siadu, gdy usłyszałam złowieszczy śmiech kruków. Tsuri się do mnie zbliżył, nasza sierść się najeżyła. Gdzie są te przeklęte ptaszyska? rozglądaliśmy się po pomieszczeniu aż natrafiliśmy na trzy pary złowrogich oczu. Mgła znikła a po chwili pojawiły się przed nami kruki, które znowu tańczyły swój taniec i śmiały się okrutnie. Spojrzałam na basiora z wyrazem pyska "Co robić?"

<Tsuri?>
No i proszę. Jakoś tak miałam pomysł a potem nagle zmieniłam to opowiadanie z 5/6 razy i wyszło to... Mam nadzieję, że nie zmęczyło Cię czekanie. 

28.06.2020

Ziyow do Stormy ,,Nowy świat przegrane wejście"


Upadek z tak wysoka nie należał do najprzyjemniejszych, gdy się podniosłam na "Cztery łapy?!" Co! No właśnie coś tu nie grało miałam łapy jak pies. W mojej głowie pojawiło się tysiąc myśli nie docierały do mnie bodźce z zewnątrz. Dopiero po chwili uspokoiłam oddech i spojrzałam w stronę osoby, która chyba zwracała się do mnie. Jakie było moje zdziwienie, że to był szaro niebieski wilk i to do jasnego Boga z skrzydłami. Przeklnęłam troszkę głośniej, a po uszach samicy czy tam samca zrozumiałam, że nie zrozumiała. Chciałam podnieść się na dwie tylne łapy ale uznałam po chwili ze wygodnie mi będzie na czterech, a w sumie będąc i tak pod murem usiadłam na zacnym psim tyłku i odchrząknęłam.
-Ziyoł, jestem Ziyoł kapitan drużyny Esta. -nie wiem czy mnie rozumiała bo w sumie ja ją w ni w ząb, uznawałam pytania z kontekstu. Po chwilo do moich oczu dotarł ledwo widoczny rysunek, a ogon który się oplutł koło mnie podczas siadania, zaczął się lekko unosić i opadać. Odwróciłam głowę i ujrzałam podobny malunek z czymś podobnym do portalu. Podniosłam się na tylne łapy i powoli z małym trudem na tylnych łapach dodreptałam po malunku i lewą łapą wskazałam na portal. Sugerując, że to przez niego tutaj jestem. Musiałam rozpoznać teren, by nie dać się wrobić, ale ona tak na pewno ona, nie wiedziała co tu robię jak i ja miałam nadzieje, że mi pomoże.

<Stormy. Pewnie, pięknie wyszło>

26.06.2020

Od Osami cd. Kiomi

Mieli mnie przenieść do innego sierocińca. Stałam tuż przed nim i rozglądałam się dookoła kiedy usłyszałam ,,Osami! Wejdź proszę!”. Wtedy pomału weszłam do sierocińca, było tam wiele osób w tym mała biała wadera z ognistymi skrzydłami, która po chwili po prostu odleciała. Chwilę rozmawiałam z innymi po czym poleciałam w stronę skrzydlatej waderki która bawiła się liściem. Usiadłam za nią i powiedziałam:
- Emmmm… Hej. Mam na imię Osami. Chcesz się poznać?- zapytałam.
- Wiem. Rose mówiła.- spaliła liść i uformowała kulę.
- Wow, ale ładnie! Mogę?
- Jasne. Tylko nie poparz się ani nie rozkładaj rąk. Powiększysz ją i nie dasz rady utrzymać.- delikatnie pchnęła kulę w moją stronę. Dobrze sobie z nią poradziłam.
- Skąd to potrafisz?- zapytała..
- Widziałam jak się kiedyś taką bawiłaś.
- Jasne.
- Mam do ciebie jedno pytanie.
- Słucham.
- Pobawimy się razem?- zaproponowałam.
- Why not. Co ty na kąpiel? Jest dzisiaj bardzo gorąco.
- Ok. Lećmy.
Zapikowałyśmy do wody. Położyła się na dnie. A ja zanurkowała wcale nie głęboko. Utrzymywałam się w wodzie w jednej pozycji przez dłuższą chwilę, przypatrując się waderze, a później wystrzeliłam szybko z wody. Ona popłynęła za mną i spytała:
- Coś nie tak, Osami?
- Nie, tylko zauważyłam w jednym z kamieni odbicie mojego towarzysza, więc chciałam do niego polecieć.
- A jak wygląda twój towarzysz?- zapytała
- Jest to jednorożec.
I w tym momencie zza moich pleców wyłonił się mój towarzysz- Shiroi.
- Ale piękny!- Wykrzyknęła wadera.-A jak ma na imię?
- Shiroi.
- Ładne imię. Lecimy dalej?
- Tak, oczywiście.
Poleciałyśmy wysoko i skręciłyśmy w lewo. Leciałyśmy tam dłuższą chwilę gdy nagle pomyślałam o jednej rzeczy i się zatrzymałam. Waderka stanęła kawałek dalej po czym zawróciła do mnie.
- Coś się stało?- zapytała
- W Sumie tak jakby.
- Czyli?
- Nie przedstawiłaś się.- uśmiechnęłam się lekko.
- A no tak. Jestem Kiomi.
- Bardo ładne imię
- Dziękuje.
- Wiesz co, Kiomi, trochę się zmęczyłam. Może polecimy na to drzewo obok i się zdrzemniemy.
- Tak, oczywiście.
Po 10 minutach usłyszałam niepokojący dźwięk dochodzący z drzewa obok. Poleciałam kawałek bliżej i zobaczyłam dziwną postać. Zawołałam Kiomi, która powiedziała że to…

<Kiomi?>

Od Kiomi do Osami

Jak zawsze wstałam stosunkowo wcześnie. Większość szczeniaków w sierocińcu jeszcze spała. Nagle weszła do środka Rose. Zleciałam z półki i poleciałam w stronę legowisk. Tylko ja tam nie sypiałam. Rose poleciła mi, bym każdego obudziła. Tak też zrobiłam. Gdy już wszyscy wstali, nasza opiekunka odchrząknęła, po czym powiedziała donośnym głosem, że do sierocińca przyjdzie nowa waderka. Od razu pośród szczeniakami rozległy się szepty, szmery i tym podobne. Rose krzyknęła „Osami! Wejdź proszę!”. Wtedy do środka powoli wsunęła się drobna, czarna, skrzydlata wadera. Skrzydła kontrastowały z ciałem, ponieważ były białe w czarne prążki, a całe futro czarne w białe wzorki. Miała też białe oczy z jasno szarymi źrenicami. Wyglądała jakby była ślepa, jednak zgrabnie omijała legowiska i wilki, co świadczyło jednak o czym innym. Z wypowiedzi Rose można się było domyślić, że ma na imię Osami. Zmierzyłam ją tylko wzrokiem, i po prostu odleciałam za swoje miejsce, przywitać się z Sasuke i poodbijać może kulę, czy pobawić w berka powietrznego. Usiadłam i obudziłam feniksa, na co on tylko mruknął. Ponowiłam próbę. Tym razem leniwie wstał i się przeciągnął. Powiedział, że leci na polowanie. Dałam mu jedynie wskazówkę, gdzie znajduje się moja kryjówka, by mógł coś zjeść bez wysilania się. Na pewno coś tam zostało. Sama postanowiłam pobawić się trochę. Poleciałam na zewnątrz i wróciłam z największym liściem, jakiego znalazłam. Dotknęłam go pośrodku i powstrzymywałam ogień od dotarcia do krawędzi tak długo, jak to było możliwe. Kontem oka zobaczyłam, jak ciemny kształt leci w moją stronę. Bez problemu domyśliłam się, że to Osami. Usiadła mi za plecami i powiedziała:
- Emmmm… Hej. Mam na imię Osami. Chcesz się poznać?- zapytała.
- Wiem. Rose mówiła.- spaliłam liść i uformowałam kulę.
- Wow, ale ładnie! Mogę?
- Jasne. Tylko nie poparz się ani nie rozkładaj rąk. Powiększysz ją i nie dasz rady utrzymać.- delikatnie popchnęłam kulę w stronę nieznajomej. Zaskakująco dobrze sobie z nią poradziła. Zmieniła kolor na czarny, zmniejszyła, rozmnożyła i złączyła z powrotem, po czym odesłała gwałtownie do mnie. Chyba się lekko oparzyła, jednak nie spodziewałam się, że tak dobrze nad nią zapanuje:
- Skąd to potrafisz?- zapytałam.
- Widziałam jak się kiedyś taką bawiłaś.
- Jasne.
- Mam do ciebie jedno pytanie.
- Słucham.
- Pobawimy się razem?- zaproponowała.
- Why not. Co ty na kąpiel? Jest dzisiaj bardzo gorąco.
- Ok. Lećmy.
Zapikowałyśmy do wody. Położyłam się na dnie. Osami zanurkowała wcale nie głęboko. Utrzymywała się w wodzie w jednej pozycji przez dłuższą chwilę, przypatrując się mi, lub czemuś co znajdowało się obok mnie, a później wystrzeliła szybko z wody. Popłynęłam za nią i spytałam:
- Coś nie tak, Osami?
- ???

<Osami? P.S. Te znaki zapytania maskują wypowiedź wadery.>

25.06.2020

Osami



Właściciel: doninika1991@gmail.com
Imię: Osami
Wiek: 9 miesięcy
Płeć: wadera
Cechy fizyczne: Osami jest drobną, czarną waderą. Ma miękkie, czarne, całkiem długie futerko i pokaźny ogonek. Na jej głowie sierść jest dłuższa, co przypomina grzywkę. Na całym ciele, symetrycznie ma białe wzorki. Ma także kontrastowe, białe skrzydełka, stosunkowo nieduże, jednak bardzo mocne. Są na nich czarne prążki. Na jej pyszczku znajduje się mały, czarny nosek oraz duże, białe oczy z jasno szarymi źrenicami. Wygląda, jakby była ślepa, jednak doskonale widzi w ciemności.
Cechy charakteru: Osami mimo kontrowersyjnego wyglądu jest uroczą, miłą, wrażliwą waderką. Jest bardzo tolerancyjna i wyrozumiała.
Cechy szczególne: Na pewno cechą wyróżniającą Osami spośród tłumu są jej białe wzorki jak i nietypowy towarzysz- jednorożec.
Lubi: Nocne spacerki, zabawę z Shiroim oraz drzemki na drzewach.
Nie lubi: arogancji, egoizmu, narcyzmu i kaczek
Boi się: bycia w centrum uwagi
Historia: Osami została zesłana na Ziemię przez demony w celu zniszczenia jej. (Ma bardzo niebezpieczne i unikalne moce, jednak nie umie ich jeszcze używać.) Była jednak za młoda by wyrządzić komu jakąkolwiek krzywdę. Postanowiła zrobić odwrotnie, jak jej kazano. Stała się waderą, jaką jest teraz, a jeśli komuś coś kiedyś zrobiła, to nadepnęła na łapkę. Shiroiego poznała podczas wędrówki przez las. Miała zwichnięte skrzydło, a jednorożec pomógł jej i od tamtego momentu są przyjaciółmi.
Zauroczenie: -
Głos: Link
Rodzina: -
Jaskinia: Północ 5- sierociniec
Towarzysz: Shiroi
Dodatkowe informacje: -
Coins: 5

Od Solary CD Aarona

- Ale najpierw odprowadzę ciebie- powiedział, po czym wstał i spojrzał na mnie. Ruszyliśmy w kierunku mojej jaskini. Przez całą drogę milczałam, chociaż Aaron próbował mnie nakłonić do rozmowy. Dopiero, gdy dotarliśmy do mojej jaskini zdecydowałam się odezwać.
- Lepiej nie wchodź jeden z moich węży nie przepada za nocnymi odwiedzinami.
- Dobranoc- powiedział i chyba ruszył do swojej jaskini.
- Dobranoc- powiedziałam i weszłam do swojej jaskini. Ułożyłam się na posłaniu i zasnęłam.
***Rano*** 
Obudziło mnie uderzenie w głowę. Okazało się, że to Sanar zrzucał na moją głowę kamyczki.
- Co ty sobie wyobrażasz?- zapytałam rozeźlona.
- A to, że jest prawie 10 godzina- odpowiedział.
- No i co z tego. Wczoraj nie spałam do późna- odpowiedziałam i lekko nastroszyłam futro, by się naładować elektrycznością, pomału się ładowałam, gdy uznałam, że wystarczy dotknęłam węża. Trzasnęło, błysnęły iskry i usłyszałam wściekły syk Sanara. Po cichu zaczęłam się wycofywać, aż zniknęłam z pola rażenia. Wiedziałam, że zacznie mnie szukać, by się zemścić. Poszukałam jeziora, które wcześniej znalazłam i zanurkowałam do dna. Tak jak się spodziewałam w jaskini była gigantyczna jaszczurka. Po chwili patrzenia się na siebie przemówiła.
- Uciekaj pókim dobry- syknął przez zęby.
- Mam pewną propozycję dla ciebie- odpowiedziałam. Jaszczur przyglądał mi się przez chwilę z zaciekawieniem, po czym spojrzał na mnie wyczekująco.
- Niedługo nad brzegiem pojawi się dość spora żmija, twoim zadaniem będzie przestraszenie jej- odpowiedziałam. Chwilkę zastanawiał się nad odpowiedziom po czy zapytał.
- A co będę z tego miał?
- To, że będę ci winna przysługę- odpowiedziałam.
- Umowa stoi- zgodził się jaszczur. Później wyszłam na brzeg i zawołałam żmiję, przypełzła niemal natychmiast. Chwilę mnie ganiał, a potem weszłam do wody, by zawołać jaszczurkę. Sanar, gdy go zobaczył uciekał czym prędzej ścigany moim śmiechem. Nie przepadał za jaszczurkami, a szczególnie za tymi ogromnymi.
- Dziękuję- powiedziałam do jaszczurki i poszłam w swoją stronę. Stwierdziłam, że wypożyczę sobie jakąś książkę o roślinach porastających te tereny.
~ Przy okazji odwiedzę też Aarona~ pomyślałam. Po chwili znajdowałam się przed drzwiami biblioteki. Uchyliłam trochę drzwi i wślizgnęłam się do środka, nie widziałam Aarona przy biurku więc stwierdziłam, że zrobił sobie przezwę albo robi teraz coś innego. Zatrzymałam się przy chyba odpowiedniej półce i zaczęłam szukać. Po chwili usłyszałam znajomy głos.
- Cześć Solara. Czego szukasz?- zapytał.
- Stwierdziłam, że skoro przeczytałam książkę o gatunkach zwierząt to czas na rośliny- odparłam.
- I nie szukasz na odpowiedniej półce- zaśmiał się.
- Aha- odpowiedziałam i również się zaśmiałam. Po czym poszedł między półki i wrócił z książką. Poszliśmy do biurka, żeby ją odnotować w wypożyczonych…

<Aaron?>

24.06.2020

Od Stormy CD Ziyoł

Od kiedy dołączyłam do rady oprócz patroli i opieki nad Pełnią przybyło mi kilka nowych obowiązków. Nie przeszkadzało mi to jednak, lubiłam to co robię a obserwowanie jak Pełnia rośnie w oczach tylko dodawało mi energii. Byłam przekonana iż młoda wilczyca w przyszłości bez problemu wypełni swoje przeznaczenie. Wracając jednak do mnie, odkąd opuściłam stare tereny cienie mi już nie dokuczają, a jedyna pamiątka po nich to bransoleta z wyblakłym diamentem. Zostawiłam ją tak na wszelki wypadek, ale wątpię by była mi jeszcze potrzebna. Po wspólnym polowaniu z Pełnią i udanym posiłku wadera zajęła się zabawą, a ja ruszyłam na patrol. Przeleciałam wzdłuż granic watahy i bacznie wypatrywałam czegoś podejrzanego. Na szczęście nic ciekawego się nie działo. Ostatni punkt mojego patrolu znajdował się w pałacu, gdzie następnie miałam czekać i służyć radą każdemu, kto będzie jej potrzebować. Szłam korytarzami, aż usłyszałam trzask i czyiś syk w jednej z komnat. Otworzyłam drzwi i weszłam do mieszczenia. W oczy od razu rzuciła mi się biała postać z czarnymi akcentami na ciele. Z wyglądu trochę przypominała lisa
-Kim jesteś i co robisz w pałacu? - spytałam. ton głosu miałam pewny siebie, u niektórych budzący grozę. Wpatrywałam się w postać, starając się wyłapać każdy jej najmniejszy ruch. Kątem oka zauważyłam, że okno było otarte. Pewnie tak się tu dostał pomyślałam i skupiłam całą swoją uwagę na przybyszu. Rozłożyłam skrzydła blokując drogę ucieczki, miałam cichą nadzieję, że przybysz nie ma jakiś mocy super skoku, albo lewitacji i nie ucieknie przez okno, które znajduje się jakieś 5 metrów nad nami. Postać nie odpowiadała patrzyła na swoje łapy, chyba starała się uspokoić oddech, ponieważ ruch jej klatki piersiowej powoli zwalniał. Wyglądała na zszokowaną i analizującą to co przed chwilą się stało. Nie wygląda jakoś specjalnie groźnie Zmieniłam ton głosu na bardziej spokojny i powtórzyłam pytanie
-Kim jesteś i co robisz w pałacu? - złożyłam skrzydła gdy postać na mnie spojrzała. Wcześniej nie widziałam jej pyska, teraz jednak mogłam stwierdzić, że to wilczyca z a la maską na pysku i o czerwonych oczach. Wadera nadal milczała teraz uważnie badała mnie wzrokiem. Nie wiedziałam jak postąpić w takiej sytuacji, nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji. Postanowiłam cierpliwie czekać na kolejny ruch wadery. Mięśnie miałam lekko spięte w każdej chwili mogłam zrobić unik, czy też ponownie zablokować skrzydłami przejście. Mój wzrok był pełen ciekawości i pewności siebie, która w tej chwili miała pokazywać moją dominację. być może taka postawa zniechęci do ataku, ale kto wie? W mojej głowie kłębiły się pytania:*Kto to? Co tu robi? Nie jest wilkiem z watahy, nigdy jej tu nie widziałam. Zaatakuje? Odezwie się w końcu? Może to niemowa? Będziemy się tak na sienie gapić w nieskończoność?! Grr... jaka szkoda, że nie ma na razie nikogo w pałacu oprócz nas...

<Ziyoł?>
Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Nie wiedziałam jak zareagujesz i postanowiłam zostawić to tak :^

Od Kiomi cd Sokar

Sokar udał się za mną na poszukiwana towarzysza. Byłam mu bardzo wdzięczna, nie wiem ,czy sama dałabym radę go znaleźć. Lecieliśmy, szliśmy, rozmawialiśmy. Sokar okazał się być naprawdę miły, pomocny i współczujący. Przy nim moje samopoczucie znacznie wzrastało. Podczas poszukiwań pokrzepiał mnie i zapewniał, że go znajdziemy. Bardzo się martwiłam, że może mu się coś stać. Po dłuższej wędrówce stwierdziłam, że można znowu poszukać go w powietrzu. Wzbiliśmy się ku górze, gdy nagle za plecami usłyszałam świst piór przecinających powietrze z zawrotną prędkością. Szybko odwróciłam się i zobaczyłam tylko jak mój przyjaciel uderza w pobliskie drzewo z ogromnym impetem. Na szczęście w koronę, nie pień:
- SASUKE!- krzyknęłam- Nic ci nie jest?! Jesteś cały?!
- Tak, tak…- odpowiedział.
- Całe szczęście. - odparłam z ulgą. Wtedy podleciał do nas Sokar.
- Dziękuję ci z całego serca. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna.- skierowałam słowa w jego stronę.
- To nic takiego.- odpowiedział- Ale może będziemy już wracać? Robi się naprawdę ciemno.
- Racja. Sasuke, dasz radę polecieć?- zapytałam feniksa.
- Raczej tak. Ale nie za długo. Jestem strasznie zmęczony.
- Nie ma sprawy. Wskakuj na skrzydło.- usiadłam na gałęzi prostując skrzydło, by mój przyjaciel zmniejszył się, i wszedł po nim na grzbiet.
Razem polecieliśmy w stronę sierocińca. Lot minął raczej bez większych komplikacji. Stosunkowo szybko wróciliśmy, po czym Sokar niepostrzeżenie, nie budząc nikogo, wrócił do swojego legowiska, a ja z kompanem na naszą ulubioną półkę. Zanim zasnęłam, błagałam, by nie spotkać we śnie tej przerażającej postaci. Na szczęści nie tym razem.

                                                   <NASTĘPNEGO DNIA>

Ponownie wstałam wcześnie i tak jak ostatnio, udałam się na polowanie. Raczej bez większego wysiłku udało mi się zdobyć trzy, całkiem spore zające. Złapałam je za uszy i poleciałam schować w tajemnej skrytce. Jednego spokojnie skonsumowałam, po czym wróciłam pobawić się z Sasuke. Czuł się znacznie lepiej niż wczoraj. Uformowałam niewielką kulę ognia, którą wzajemnie do siebie odbijaliśmy. Czasami udawało mi się zmienić barwę ognia z pomarańczowego, na czerwony, niebieski i zielony. Z góry widziałam, że wszystkie szczeniaki już wstały. Tylko Allen jeszcze spał, ale zaraz przyszła Nashi, obudziła go i poszli się razem bawić. Nagle czyjaś łapa dotknęła mojego ramienia. Odruchowo obróciłam się, odbijając przy tym kulę w górę, zamiast do Sasuke. Roztrzaskała się o sufit delikatnie go uszkadzając. Z góry spadło kilka drobnych kamyczków. Nie zwróciłam na to zbytnio uwagi. Za mną stał Sokar. Dalej trzymając mnie za ramię spoglądał w górę:
- Przepraszam- powiedział.
- To nic. Sakuke kiedyś odbił tak jedną i dlatego jest tu ta dziura.- skinęłam w kierunku dziury, którą wylatywałam z sierocińca.
- O rany, musiała być ogromna!- stwierdził.
- Nie. Była takiej wielkości jak tamta. Ale nie umiałam wtedy robić kul z czystego ognia, więc zaklęłam ją wokoło kamienia. No i ten kamień chyba eksplodował- zaczęłam się głośno śmiać, a Sokar razem ze mną.
- Co powiesz na szybki wypad na jagody?- zaproponował.
- W sumie czemu nie. Chodźmy.
Wylecieliśmy razem z sierocińca i skręciliśmy w stronę pola. Sasuke poleciał za nami. Szłam pomału w głąb jagodowej puszczy, zjadając po kolei słodkie owoce. Trzymałam się blisko ściany. Nagle nie poczułam pod łapą gruntu. Przechyliłam się i wpadłam w swego rodzaju tunel, który wypluł mnie w ślicznej, błyszczącej, kryształowej jaskini. Usłyszałam z góry krzyki Sokara:
- Kiomi!!! Gdzie jesteś? Odezwij się!
- Jestem tutaj! W dole!- wtedy zobaczyłam nosek basiora wściubiony u wlotu tunelu.- Idziesz do mnie? Tu jest naprawdę bardzo pięknie!
- Nic mi nie będzie?- zapytał, dbając o swoje bezpieczeństwo.
- Nie, spokojnie.
- A jak wyjdziemy?- zapytał.
- Wylecimy. Przecież masz skrzydła. To idziesz?
- Jasne!
Pięć sekund potem był już na dole. Powiedział:
- Wow! Tu serio jest przepięknie.- odparł zachwycony widokiem.- Mam do ciebie małe pytanie.
- Słucham cię.

<Sokar? Przepraszam, że tak strasznie późno>

23.06.2020

Od Kiomi do Solary

Nie czułam się dzisiaj najlepiej. I nie tylko psychicznie, ale fizycznie też. Może to przez pogodę. Niby ciepło, a jednak jakoś dziwnie. Jakby zbierało się na burzę. W sumie i tak praktycznie nie było widać u góry koloru niebieskiego. Ale postanowiłam się za siebie wziąć. Zbyt długie zostawanie sam na sam z myślami prowadziło w najciemniejsze zakątki rozmyślania XD. Stwierdziłam, że zamiast tylko leżeć i czekać na… w sumie nie wiem na co, lepiej spędzić ten czas produktywnie. Wstałam więc wcześnie rano i udałam się na polowanie. Wiewiórka to za mało. Może lepiej porwać się na coś większego. Jak… jelonek? Zobaczyłam lekki ruch liści i trzask gałązek. Zaraz potem zza krzaków wyłoniła się główka malutkiej sarenki. Nigdzie jednak nie było mamy. Idealnie. Po udanym pościgu zaniosłam jelonka do mojej tajemnej skrytki na jednym z drzew w mało uczęszczanej części lasu. Ogarnęła mnie niepohamowana chęć na jagody. Poleciałam więc w kierunku sierocińca i poszłam na jagodowe „pole” za nim. Zanurkowałam w obsadzonych malutkimi, słodkimi, fioletowymi koralikami krzewach. Były dość wysokie. Nawet nie musiałam ich zrywać. Praktycznie same opadały z krzewów po dotknięciu choćby gałązki. Nie weszłam wcale tak głęboko w pole, a nagle w coś uderzyłam. A właściwie kogoś. Była to stosunkowo niewielka, brązowa wadera ze ślicznym białym ogonem. Miała na łapach bransoletki. Miała piękne, złote i niebieskie oczy i dość duże, silne pazury. Nie zdążyłam jej się dobrze przypatrzeć, kiedy zapytała:
- Co tutaj robisz malutka?
- Nie jestem taka mała…
- Oj jesteś.- przedrzeźniała się ze mną delikatnie, uśmiechając się przy tym czule.
- Więc to tutaj robisz?- zapytała ponownie.
- Przyszłam na jagody… teraz są wyjątkowo słodkie.- wepchnęłam kilka do pyszczka.
- Masz rację. Często tu bywasz?
- Jak mam ochotę na jagody to tak.
- Jasne. A daleko stąd mieszkasz? Może cię odprowadzę?- zaproponowała.
- Nie, niedaleko.- spuściłam głowę i ogon, położyłam po sobie uszy.
- Ojej, co się stało?
- Nie, nic. Po prostu… ja mieszkam tutaj.- skinęłam głową w stronę sierocińca.
- To takie złe, że tam mieszkasz, że aż ci smutno?
- Nie. Po prostu raczej nie za dużo mam tam zajęć. Całymi dniami tylko leżę i bawię się mocami razem z Sasuke, albo nie robię nic. Tylko myślę. Jedyną waderą, jaka się do tej pory ze mną bawiła jest Pełnia. Ale ona została niedawno adoptowana. Cieszę się jej szczęściem, ale pomimo to, że się czasem widzimy, brak mi jej.- odpowiedziałam.
- To smutne. Co ty na małe polowanko na poprawę humoru?
- Właściwie, to właśnie z takiego wróciłam. Bezpiecznie ukryłam zdobycz. Może chce Pani ze mną zjeść?
- Dlaczego nie. Tak w ogóle, nie znam twojego imienia.
- Kiomi jestem. A Pani?
- Solara.
- Miło Panią spotkać.
- Mi ciebie również. To idziemy?
- Jasne.
Poszłyśmy w stronę drzewa, w którym schowałam jelonka. Droga była całkiem nie długa. Gdy dotarłyśmy na miejsce, poleciałam i zciągnęłam go z drzewa, po czym razem miło zjadłyśmy i rozmawiałyśmy trochę. Pani Solara okazała się naprawdę miła. Fajnie że ją spotkałam. Całkiem sporo nas łączyło. Miło i przyjemnie spędziłyśmy spory kawałek czasu. Jednak nie wiedziałam, jak się do niej zwracać. Zapytałam więc:
- Przepraszam, ale jak mam do Pani mówić?
- Możesz mi mówić…

<Solara? Przepraszam, że tak długo czekałaś>


22.06.2020

Ziyoł do Członka Rady "Nowy świat i przegrane wejście"


-Co! Jak śmiałeś wydać nas władzy! -Donośny i twardy głos unosił się prawie, że w całym budynku stojącym w głębi lasu. Poza pomieszczeniem, w którym znajdowali się mężczyźni, wszystkie światła były pogaszone, a nieprzytomni członkowie tutejszej grupy leżeli nieprzytomni lub zabici na zimnej posadce. Cztery osoby z maskami zasłaniającymi im twarze. Jedna postaci ubrana w czarny strój dała znak głową, wtedy jej towarzysz rozwalił jednym rzutem żarówkę. Gdy nastała ciemność, trójka zamaskowanych postaci wkroczyła do pomieszczenia i zabiła wszystkich obecnych oprócz informatora. Po akcji postacie ściągnęły maski i wzięły głęboki wdech.
-Ta adrenalina nigdy mi się nie znudzi. - powiedział czarnowłosy chowając broń.
-Na emeryturze zemrzesz z jej braku. -Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Dobra bierzmy Terosa i wracajmy do domu. -powiedziała dziewczyna uwalniając informatora, jej kolega wziął go pod pachę i ruszyli odstawić go do bazy. Po powrocie do domu i zażyciu kompieli dziewczyna o ciemno brązowych włosach wchodzące w czerń, położyła się na miękkim materacu. Do pomieszczenia weszła jej towarzyszka z ręcznikiem na głowie.
-Już po misi? -spytała zaskoczona widokiem młodszej dziewczyny na łóżku.
-Tak, bardzo lekkie zadanie mieliśmy. -zaczęły wymieniać się wrażeniami z pracy. Nagle w głośniku rozbrzmiał głos informatora.
-"Grupa alfa i esta maja natychmiast wyruszyć na stare ruiny" -dziewczyny zerwały się na równe nogi i po zebraniu sprzętu ruszyli w stronę ruin. Po dwóch godzinach byli na miejscu nikogo tam nie było.
-Po co nas tu wezwali? Przecież wszystko jest na swoim miejscu.
-Nie mam bladego pojęcia. -powiedziała dziewczyna zanim zaczęli przeszukiwać pomieszczenia. Dziewczyna ruszyła wąskim korytarzem aż dotarła do wielkiej sali tronowej, a raczej ruiny dawnej sali. Ciemnowłosa przeglądała stare malunki gdy do niej dołączył zespół.
-Masz coś Ziyoł?
-Stare freski na ścianie tylko... -Nie skończyła wypowiedzi, gdyż z krótkofalówek rozbrzmiał rozkaz powrotu do bazy i to natychmiast, no tam gdzie się mieli znaleźć zaraz miała pojawić się anomalia. Zaczęli się zbierać gdy za ich plecami otworzył się portal i zaczął wciągać jedna z nich. Ziyoł chwyciła osobę która, była wyciągnęła ją stamtąd zajmując jej miejsce.
-----------------------
Portal otworzył się parę metrów nad kopułą, wypluwając wilka prosto na nią. Wilczyca wciągła pazury, zatrzymując się na obramówce okien. Po parokrotnym uderzeniem łapami w szkło, okno uchyliło się i wilczyca wpadła do środka prosto na stół, wydając syk przez zęby.

21.06.2020

Od Aarona cd. Solary

- Przyjdź przed wschodnią bramę pałacu jakoś o dwudziestej - powiedziała nerwowo Solara i nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, wadera zniknęła w drzwiach biblioteki. Pozostałem sam w pustym pomieszczeniu. Po mojej głowie krążyło wiele myśli. Skąd nagła propozycja Solary? Dlaczego odeszła bez pożegnania? Machnąłem poirytowany ogonem. Chciałem poznać tajemnicze intencje spotkanej wilczycy. Znaliśmy się dość krótko, stąd nie wiedziałem, co może znaczyć podobne zaproszenie.
Przyjście na czas okazało się znacznie trudniejsze, niż sądziłem w pierwszej chwili. Zaraz po wyjściu Solary do biblioteki zaczęli przychodzić coraz to nowi interesanci. Służyłem im więc pomocą niemal do zmroku. Ostatni gość długo nie potrafił zdecydować, który z tomów poezji woli. Ten za długi, ten za krótki, inny posiadał za mało rymów, inny za dużo. Westchnąłem ciężko. Dość męczący wilk na szczęście wybrał wymarzoną książkę i niezwykle zadowolony opuścił moje miejsce pracy. W końcu mogłem udać się na umówione spotkanie z Solarą. Miałem nadzieję, że wilczyca poczekała na mnie chwilę dłużej. Przeproszę ją zaraz po tym, jak dotrę na miejsce!
Zgodnie z przewidywaniem wadera siedziała znudzona przy starym dębie. Na mój widok rozpromieniła się serdecznie. Cieszyłem się, że nie zwątpiła w moje pojawienie się. Cóż, robiłem co w mojej mocy, aby dotrzeć na czas.
- Aaron! - wykrzyknęła na powitanie. Ja podszedłem bliżej rzucając szybkie "Dzień dobry".
- Przepraszam za zwłokę. Problemy w pracy - wyjaśniłem krótko, po czym od razu przeszedłem do rzeczy. - W jakim celu poprosiłaś mnie o spotkanie?
Solara chwilę wahała się z odpowiedzią. Rozejrzała się nieznacznie, jakby to miało jej pomóc.
- Ja... po prostu chciałam spędzić z tobą trochę czasu - odparła, spoglądając na mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie w odpowiedzi.
- W takim razie, co powiesz na spacer? - zaproponowałem, wskazując łbem ciągnącą się przed nami drogę.
- Z przyjemnością!
Wadera dołączyła do mnie, po czym wspólnie udaliśmy się w drogę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nasza konwersacja przyciągnęła się aż do późnej nocy. Zatrzymaliśmy się dopiero przy ogromnym jeziorze. Blask gwiazd odbijał się od spokojnej toni, tworząc jasną poświatę. Widok zapierał dech w piersiach. Moje oczy lśniły, kiedy podziwiałem owy krajobraz. Naprawdę przepiękne miejsce!
- Dziękuję za propozycję spotkania - powiedziałem, po upływie dłuższej chwili. - Cudownie się bawiłem, ale pora, bym wracał do domu.
Solara spojrzała na mnie smutno. Nim jednak zdążyła cokolwiek odrzec, przerwałem jej:
- Ale najpierw odprowadzę ciebie.
Nie wyobrażałem sobie, iż mógłbym pozostawić waderę samą. Nawet jeśli moja droga do domu potrwa dłużej niż zwykle, poczuje się lepiej, że świadomością, iż wilczyca bezpiecznie dotarła do siebie. Bez słowa wstałem z miejsca i spojrzałem wymownie na towarzyszkę, licząc, że poprowadzi mnie do miejsca, które zamieszkuje.

<Solara?>

20.06.2020

Od Solary CD Aarona

- Ja nazywam się Solara. Chętnie pójdę na polowanie- odpowiedziałam. Ruszyliśmy w kierunku lasu nasłuchując odgłosów zwierząt. Nagle obok nas trzasnęła gałązka. Przywarłam do ziemi i stałam się niewidzialna. Poruszałam się bezszelestnie w kierunku zwierzęcia. Aaron najwyraźniej nie zauważył, że zniknęłam, skupił całą swoją uwagę na ofierze. Okazało się, że to zając. Po pół godzinnej pogoni upolowaliśmy ze cztery zające, dopiero wtedy poczuliśmy się najedzeni. Moje futro przybrało normalny kolor, ale po moim medalionie przebiegały czerwone i różowe refleksy, jednak zaraz je stłumiłam. Aaron po zjedzeniu swoich zajęcy zapytał.
- Potrafisz zmieniać kolory? Po tym jak gałąź trzasnęła straciłem cię z oczu- oznajmił.
- Tak potrafię- odpowiedziałam i zamigotałam różnymi barwami.
- Fajnie- powiedział i znowu zamilkł. Zaczęłam z nim rozmawiać na różne tematy. Po chwili przypomniałam sobie, która jest i z bólem przerwałam rozmowę. Pożegnałam się i pobiegłam w stronę swojej jaskini. Na śmierć zapomniałam, że obiecałam wężom, iż wychodzę tylko na pół godziny. Tymczasem na dworze spędziłam jakieś dwie i pół godziny. Gdy dotarłam do jaskini okazało się, że wszystkie węże śpią. Po cichu weszłam do jaskini i ułożyłam się u boku Sanara.
***Rano*** 
Przeciągnęłam się i zobaczyłam, że wszystkie węże już się obudziły i gdzieś zniknęły, nawet Exiri. Udałam się do biblioteki, by odwiedzić Aarona i z nim porozmawiać.
~ Wczoraj przyjemnie się rozmawiało~ pomyślałam. Po chwili byłam już przed drzwiami biblioteki, gdy weszłam do środka zobaczyłam, że Aaron krząta się przy biurku.
- Cześć Solara- powiedział, gdy mnie zobaczył.
- Cześć- odpowiedziałam i ruszyłam w stronę basiora. Ten nie przerywał zajęcia, sprawdzał książki potem jakąś kartkę, a następnie odkładał książkę na jej miejsce, na półce.
- Przyjdź przed wschodnią bramę pałacu jakoś o dwudziestej- powiedziałam i nie dając mu czasu na odpowiedź zniknęłam za drzwiami. Przez resztę dnia zajmowałam się różnymi sprawami. Pomogłam Exiri, spławiłam Inkara i Sanara wmawiając im, że są głodni i wysyłając ich na polowanie. Po uporaniu się ze wszystkimi wężami zajęłam się sobą, poszłam na polowanie. Zbierałam kwiaty i uplotłam z nich parę wianków, które zawiesiłam w swojej jaskini. Potem przyniosłam świeża wodę w wiadrze. Później zamiotłam całą jaskinię. Przez resztę wolnego czasu czesałam futro i nuciłam sobie piosenki. Gdy szłam na umówione miejsce, mój medalion przybrał różowy kolor, przez całą drogę, próbowałam skłonić go do przybrania jakiejś poważniejszej barwy jednak na próżno. Gdy dotarłam na miejsce, zaczęłam czekać. Czekałam pięć minut, dziesięć minut, dwadzieścia minut. Już zaczęłam tracić nadzieję…

<Aaron? Przyjdziesz?>

19.06.2020

Od Tsumi do Vespre

Wraz z pierwszymi promieniami słońca, wpadającymi do mojego pokoiku przez szyby..... straciłam całą siłę i resztki chęci do życia, gdy tylko otworzyłam oczy. Moja wena na cokolwiek się wyczerpała, podobnie jak... w sumie wszystko. To jest ten moment, kiedy wiesz że cały dzień będzie beznadziejny i nic ci się nie będzie chciało. Utkniesz w lagu chcąc, ale jednocześnie nie chcąc nic robić, przez co walczysz sama ze sobą, dostając apatii i depresji na jakiś czas, aż ten stan minie. Wyciągnęłam łapy w górę, po czym przewaliłam się na bok, tyłem do słońca. Nie dane mi jednak było siedzieć i umierać przez resztę dnia w spokoju.
- Tsumi.... - usłyszałam zmaltretowany głos. Z racji mojego braku snu, nie specjalnie docierało do mnie co się teraz dzieje, a dźwięki były strasznie wyostrzone i drażniące mój mózg.
- Weź idź.. - przykryłam swoją łapą pysk.
- Ale Tsumi.... - Otworzyłam jedno oko, drugie pozostawiając nadal w spoczynku.
- No co.
- Co ja.... boli mnie głowa. - Burknął siadając - Co się stało? Było przeterminowane i jakoś gazy podziałały.... zaraz... na ciebie nie...? - próbował spoić ze sobą słowa, by tworzyły pełne zdanie.
- Co? Nie, nie - zaczęłam się rozbudzać - Okazało się że alkohol przeterminować się nie może, więc to nie o to chodzi. Wpadłeś do beczki z miodem, podłoga była już w nie najlepszym stanie, w miejscu w którym akurat byłeś. Można powiedzieć, że się upiłeś.
- Czyli... ty nie?
- Nie, ja nie.
- I czemu śmierdzę jakbym zażył jakiejś kąpieli w zgniłej trawie i ziołach
- Bo tak w sumie było - wzruszyłam ramionami
- Zaraz, co.
- No - uśmiechnęłam się szeroko - nie żeby coś, ale chciałeś wylizać kota. Biedak ma teraz przez ciebie traumę

<Vespre?>

Od Aarona cd. Solary

Nigdy nie przepadałem za latem. Z niemałą więc niechęcią przyjąłem fakt rozpoczynającej się pory roku. Słońce od samego rana paliło niemiłosiernie, pozbawiając mnie ostatnich motywacji do życia. Przeciągnąłem się nieznacznie na posłaniu, próbując odnaleźć jakiekolwiek chęci by wyściubić nos na podobny gorąc. Nie miałem jednak zbyt wielkiego wyboru. Jeśli się nie pośpieszę, spóźnię się do pracy. 
Ze zmrużonymi oczami od jaskrawego światła słonecznego opuściłem jaskinię. Z ogonem powłóczonym po pokrytej piachem ścieżce, ruszyłem w stronę swojego stałego miejsca pracy. Nie miałem nawet czasu na poranne polowanie. Stwierdziłem jednak, iż wytrzymam głód i wybiorę się na porządne łowy wieczorem. Zawsze też mogę przekąsić coś w pracy. 
Przywitały mnie bogato zapełnione regały książek. Już z pierwszymi krokami owiał mnie znajomy, charakterystyczny zapach starych tomisk. Była to jednak woń niezwykle przyjemna. Uniosłem do góry uszy i przemieszczając się pomiędzy dębowymi pułkami, dotarłem do niewielkiej wielkości biura. Zerknąłem również na leżącą na pulpicie karteczkę z wyznaczonymi na dzisiaj zadaniami. Polegały na tym, co zwykle - odkurzenie książek, sprawdzenie stanu okładek czy zajęcie się pracą papierkową. Należało do niej głównie skatalogowanie najnowszych wypożyczeń czy zwrotów. Postanowiłem więc zacząć od tego. 
Zajęcie przerwało mi niegłośne skrzypienie drzwi. Podniosłem wzrok zza kartki papieru, aby ujrzeć wchodzącą do biblioteki waderę. Ciemnobrązowa nieznajoma rozejrzała się po przestronnym pomieszczeniu, po czym powolnym krokiem, ciągnąc za sobą jasny ogon ruszyła w jego głąb. Chwilę błądziła pomiędzy regałami, kiedy zatrzymała się przy jednym z nich. Odłożyłem swoją pracę na bok. Może potrzebuje mojej porady? 
- Czy mogę jakoś pomóc? - zapytałem, pochodząc bliżej niej. - Jakiej książki szukasz?
- Szukam książki o zwierzętach zamieszkujących tereny watahy - wyjaśniła bez chwili zawahania. - Jest tu taka?
- Tak, jest, zaraz ci ją podam. - Doskonale wiedziałem, jaki tom mógłby się spodobać waderze. Ruszyłem w znajomym mi kierunku, aby po chwili wrócić z "Encyklopedią ras". 
- Idealnie! - odparła na widok przyniesionej przeze mnie książki. - Mogę ją wypożyczyć?
- Oczywiście. - Chwilę później poprosiłem wilczycę, aby podeszła do pulpitu, gdzie dokończyliśmy formalności. Trwało to niedługo, dosłownie minutę później wadera dziękując, opuściła bibliotekę. Ponownie zostałem sam. 
***
Kończyłem właśnie zmianę. W ciągu całego dnia służyłem pomocom każdemu, kto jej ode mnie oczekiwał. Poukładałem starannie książki, odkurzyłem stare tomy i wytarłem podłogę. Niemal padałem ze zmęczenia. Kiedy miałem już zamykać bibliotekę, budynek odwiedziła wadera, która rano wypożyczyła encyklopedię. Wydawało się, że dość spieszyła się, aby dotrzeć tutaj przed zamknięciem. 
- Przyszłam zwrócić książkę - wyjaśniła na wejściu, podając mi tom. Podziękowałem i odznaczyłem książkę w spisie wypożyczonych dzieł. 
- Szybko ci poszło. - Uśmiechnąłem się delikatnie, odkładając książkę na miejsce.
- Tak, była niezwykle wciągająca - nieznajoma stwierdziła z niemałym przekonaniem. Przytaknąłem, kierując się w stronę wyjścia. Wilczyca w milczeniu ruszyła za mną. Choć mogło mi się wydawać, zdawało mi się, iż widziałem na jej pysku delikatne zamieszanie.
- Jestem Aaron - przedstawiłem się w międzyczasie, kiedy zamykałem drzwi do biblioteki. - Wybieram się na polowanie. Może masz ochotę mi towarzyszyć? 
Nic nie stało mi na przeszkodzie, aby poznać lepiej nieznajomą waderę.

<Solara?>

Od Ambrose CD Solary

- Co tam tak długo robiłaś? - Zapytałem z ciekawością.
Wadera otrzepała się z wody, po chwili patrząc na mnie. Nigdzie nie widziałem tego jej węża, ale wiedziałem, że gdzieś się kręci.
- Pod wodą jest wiele ciekawych rzeczy - zaczęła.
- I smaczne rybki - wszedłem jej w słowo.
Na myśl o łowieniu zaburzało mi w brzuchu. Od wczoraj nic nie jadłem, a ryba z tego zbiornika nie wydawała się złym pomysłem.
- Ta, ryby też tam są - skomentowała, niezadowolona z faktu, iż jej przerwano.
- Możesz dokończyć później? Złowię sobie obiad, dobra? - To było trochę niegrzeczne z mojej strony, ale naprawdę byłem głodny.
- Eh, no dobra - rzuciła, przewracając oczami.
Usiadła niedaleko w cieniu, a jej wąż magicznie się pojawił. Zjeżyłem sierść, obserwując oślizgłe stworzenie.
Wszedłem do wody, obserwując mój dzisiejszy posiłek. Ryby pływały szybko i chaotycznie, jednak nie powinienem mieć problemu ze złapaniem jakiejś.
Odczekałem chwilę, by skoczyć na jedną z nich, łapiąc pazurami. Zaczęła mi uciekać, a ja, miotając się z nią w wodzie, kłapałem zębami w nadziei, iż ją zabiję.
W końcu poczułem krew, a po chwili ryba zwisała w moim pysku. Wyszedłem z wody, ociekając nią. Jako wilk z północy, posiadałem grube futro, teraz jednak była pora linienia. Otrzepałem się, a kilka kłębków czarnej sierści poleciało na trawę.
Kichnąłem, czując wodę w nosie, później drugi raz. Gdy uporałem się z nadmiarem cieczy na sobie, poszedłem na bok. W odległości od wadery, której towarzyszył wąż położyłem się.
- Dalej nie mogłeś? - Zapytała, a moje czujne uszy doskonale wyłapały każde słowo.
- Słyszę cię. Teraz możesz mówić. - Zachęciłem ją, zaczynając oddzielać ości od mięsa.
To trudna sztuka, ale popłaca. Wyjąłem szkielet, a wadera zaczęła mówić.
- Była tam jaskinia. Głęboko pod wodą. Bardzo jasna, ładna i przestrzenna. Oczywiście jej właściciel też tam był, jednak udało mi się uciec w porę.
- Jakiś wąż wodny? Nie powinnaś mieć z nim problemu - zerknąłem na jej pytona.
- Nie wąż, jaszczurka. Ogromna w dodatku. - Sprostowała, wywracając oczami na mój brak wiedzy, który skwitowalem wzruszeniem ramionami.
- Jedno i to samo. Obrzydlistwo. - Mruknąłem. - Mówiłaś coś, że masz więcej węży? Mam nadzieję, że są wytresowane!
Prychnęła, a Exiri odwróciła teatralnie głowę, jakby obrażona moimi słowami. Że co? Wąż się obraził? Poważnie?
- Ew, samice. - Burknąłem, wracając do jedzenia rybki.

<Solara? >

Od Vespre c.d Tsumi

Obudził mnie przeraźliwy ból głowy, nasilający się i słabnący w rytm bicia mojego serca. Pulsował tak mocno, że nie byłem w stanie określić jego centrum. Tak jakbym zamiast mózgu miał jeden mięsień sercowy, który wywiera ciągły nacisk na każdy nerw w mojej czaszce. Mojego stanu nie polepszało uczucie, jakbym właśnie zszedł z karuzeli. Czułem jakby podłoga przekręcała się o parędziesiąt stopni w jedną stronę, żeby w błyskawicznym tempie powrócić do swojego poprzedniego stanu, umożliwiając powtórkę z rozrywki.
Zacisnąłem już i tak zamknięte oczy, jakby to cokolwiek miało pomóc. Do moich nozdrzy dotarł niezbyt przyjemny zapach ziół. Intensywność tego smrodu powodowała, że ból czułem również w okolicach kufy. Nie trzeba było długo czekać, aż podrażnił mój węch do tego stopnia, że zaczęło mi się kręcić w nosie, w wyniku czego kichnąłem dosyć głośno i gwałtownie. Gdyby nie poduszka, najpewniej przywaliłbym pyskiem o podłogę.
Nagły i głośny dźwięk tylko dołożył swoje pięć groszy do mojego okropnego stanu. Sam nie spodziewałbym się, że może być jeszcze gorzej. Otworzyłem oczy, które natychmiast przymrużyłem. Mamy jakąś apokalipsę, że jest aż tak jasno? Słońce zniża się do ziemi czy jak? Pierwszy raz poczułem ból oczu, który był nie mniej mocny co reszta moich dolegliwości.
Nadal jestem chory? Próbowałem przypomnieć sobie co się wczoraj stało. Jakbym się nie starał, nie pamiętałem nic od momentu wyjścia z kryjówki z beczkami. Czyżby ten miód pitny był już sfermentowany i zostałem zatruty? Ciekawe, czy Tsumi będzie coś wiedziała. Podniosłem się do siadu, zbierając siły by wstać na cztery łapy. Dalej kręciło mi się w głowie, co jednak musiałem jak na razie przeboleć. Nie wpadło mi do głowy, czy może nie powinienem w tym stanie wstawać.
Po krótkiej chwili, podczas której niestety moje dolegliwości się nie złagodziły wstałem i ruszyłem w stronę korytarza. Mam nadzieję, że Tsumi będzie w swojej komnacie. Nie chce jej ganiać po całym pałacu, nie wiedząc gdzie ona w ogóle obecnie przebywa.

<Tsumi?>

Od Tsumi do Vespre

Dalsza droga wydawała się przeciągać w nieskończoność. Koty po pewnym czasie postanowiły mi pomóc, gdyż nie chciałam wzywać moich opiekunów. To mogłoby skończysz się poinformowaniem Zahiry o tym co się stało, zdradzenie świetnej kryjówki, dostaniem kary i reprymendy. Oj nie, nie mogłam na to pozwolić. Przynajmniej nie pachnęliśmy już alkoholem. Zdecydowałam się na dłuższą drogę (czyt: Wschodnia brama), gdyż główna jest częściej używana, a chciałam zaprowadzić szczeniaka do jego pokoju bez możliwości spotkania się z kimkolwiek.
- Kiri, weź idź na zwiady - powiedziałam cicho do kotki, która szybko wbiegła na korytarz i w stronę głównego pałacu. Ja w tym czasie schowałam się za kolumnami wraz z Vespre, który zdawał się coraz bardziej odpływać, majacząc coś o rewolucji i że będzie powstanie. Poczekaliśmy chwilę, aż w końcu przybyła Kiri.
- W sumie wolne. Tamashi zaszył się pewnie gdzieś w lochach, Arietesa nie widzę, może załatwia coś z Rose w sierocińcu. A Zahira.... z nią nie wiem, więc trzeba na bieżąco sprawdzać.
- Pani pszefodnik będzie nas prowadzić - mruknął Vespre, patrząc na kotkę - Ona zacznie rewolucję
- Tak, tak. Wiadomo - odpowiedziałam omijając temat. Po chwili próbowaliśmy dotrzeć do jego pokoju. Schody były nie lada wyzwaniem, ale po raz pierwszy cieszyłam się, iż pałac jest mało zaludniony.
- A teraz spać - burknęłam, gdy wraz z pomocą kotów wepchnęłam go do posłania.
- AAAaaale - zaczął - nie zasnę bez kołysanki - odpowiedział leżąc na plecach.
- Zaśniesz jak utracisz tlen - mruknęłam, ciskając w jego pysk poduszką - snem wiecznym - Po tych słowach wyszłam, wcześniej mówiąc Yoru, by został i go pilnował, tym samym obiecując mu iż założę hodowlę jakiejś odmiany kocimiętki, a ja szybko wybiegłam z pokoju, nie wiedząc czy lepiej powiedzieć Zahirze że Vespre jest zmęczony i śpi, żeby mu nie przeszkadzać, czy lepiej nic nie mówić i tylko zniknąć, a kotom powiedzieć żeby poinformowały ją za mnie

<Vespre?>

Od Tsuri do Eve

W pierwszych chwilach nie miałem pojęcia co się dzieje. Czułem tylko nie przyjemne doznanie spadania, jednak również chłód i mokro, przy okazji nie mogąc oddychać. Czarne prądy wodne, zdawały się tworzyć wiry, które postanowiły zabawić się moim ciałem, rzucając je na boki, niby marionetkę w tańcu. Po chwili jednak wir ustał, a ja poczułem nie przyjemne mrowienie, jakby cząsteczki mojego ciała postanowiły się rozszczepić i znaleźć w zupełnie innym miejscu i w sumie... tak właśnie było. Gdy tylko dostrzegłem błysk światła, instynktownie zacząłem machać łapami, próbując wydostać się na powierzchnię. Gdy tylko mój nos wydostał się z wody, gwałtownie wciągnąłem powietrze, co było błędem, gdyż od razu zacząłem się dusić. Szybko wyszedłem na brzeg, po czym zacząłem wypluwać wodę z płuc. Rozejrzałem się zamglonym wzrokiem po okolicy. Jesteśmy przy Starym Drzewie? Po chwili zacząłem panikować. Gdzie Eve? Wszedłem nieco dalej w wodę, gdyż i tak byłem mokry to co mi szkodziło. Przy jednym z kamieni zauważyłem dryfujące spokojnie niebieskie futro. Wskoczyłem do wody, kawałek podpływając, złapałem zębami mokre futro, które najprawdopodobniej zbyt mocno wziąłem, bo pod wpływem bodźca zaczęło się rzucać, walcząc o tlen. Próbując udźwignąć swój ciężar i wyciągnąć waderę z wody, mocniej machnąłem łapami, aż wreszcie moje opuszki dotknęły dna. Wyszedłem z wody ciągnąc za sobą samicę, którą puściłem dopiero gdy poziom wody był nie groźny niczym kałuża, dając jej czas na wyrzyganie z siebie wody. Otrzepałem się, zmieniając z lejącego makaronu w puchatą kulkę, po czym podszedłem wycieńczony pod kamień, by paść na nie wygodne, mokre kamienie, gdzieniegdzie upstrzone mchem. Bądźmy szczerzy, rodzeństwo miało więcej siły niż ja, poza tym wyciągnąć ponad rocznego szczeniaka z wody zdawało się mnie przerastać. Chwilę poleżałem, po czym otworzyłem oczy, by zaraz potem wstać i sprawdzić co robi niebieski topielec. Tak więc zatrzymałem się gwałtownie, gdy obok siedzącej, próbującej wysuszyć swój ogon samicy, dostrzegłem duszka wydry. Zmarszczyłem brwi podchodząc.
- Twoja towarzyszka zawsze mogła zmienić swoją formę dla wszystkich widzialną? - spytałem patrząc na nią.
- Co? - odwróciła do mnie wzrok, który nabrał już normalnego wyrazu, nie przypominającego topielca.
- No ta wydra. Czemu... - urwałem, gdyż zauważyłem też coś innego. A mianowicie masę innych duszków. W wodzie ryby, znikające i pojawiające się ssaki, również te nie zmaterializowane pod postacią latających jasnych kulek, lekko migoczących lub całkowicie znikających. Czy one po śmierci nie trafiały do zaświatów? Czy same wybrały dalsze życie na ziemi, by obserwować co się dzieje? Chwila... - Eve.... -spojrzałem waderze w oczy, z nie ukrywanym lękiem - czy my umarliśmy?

<Eve?>

Od Vespre c.d Tsumi

– Zaciągnij mnie do pałacuuu – rozkazałem jej.
– Rusz to dupsko w końcu – ponagliła zniecierpliwiona.
– Nie.
– Jak nie wrócisz do komnaty to mama też będzie zła.
Nic więcej nie mówiłem. Wstałem z trawy i podbiegłem do zielonkawej waderki trochę chwiejnym truchtem. Gdy byłem już blisko Tsumi przypadkowo nadepnąłem tylną łapą na moją przednią, w wyniku czego jeszcze raz wylądowałem na trawie, prawie podcinając koleżance łapy.
– Jak bardzo ty jesteś pijany – zapytała, ale nie miałem ochoty odpowiadać, uznając to za pytanie retoryczne.
Leżałem teraz pod nią, między jej łapami. Do mojej głowy wpadł pomysł którego nie zrealizowałbym gdybym był trzeźwy.
– Pokazać ci kapatulpe? – zapytałem przeinaczając słowo.
– Kapa… – Nie zdążyła dokończyć, ponieważ już realizowałem swój plan.
Gwałtownie wstałem na cztery łapy, następnie unosząc swój tułów razem z Tsumi na plecach na tylnych łapach. Niestety nie wyszło tak jak sobie wyobrażałem – waderka upadła gdzieś w odległości pół metra ode mnie, a ja nie mogąc utrzymać równowagi, spadłem na plecy, uderzając tyłem głowy w brzuch koleżanki.
– VESPRE!! – krzyknęła.
Nie podobała jej się moja kapatulpa? Odwróciłem łeb w stronę jej pyszczka, ale nie dane mi było zobaczyć jaki ma teraz wyraz twarzy. Dostałem jej łapą w oko w tym samym momencie gdy zaczęła próbować wstać.
– No schodź no – warknęła zniecierpliwiona i najpewniej już zdenerwowana moim zachowaniem.
Poczułem jej drugą łapę na moim pyszczku po czym zjechałem na twardą trawę. Stanęła na cztery łapy, otrzepując się z trawy.
– Hyhy – zaśmiałem się leżąc na plecach na ziemi. Doskonale czułem, że podrażnione przez Tsumi oko łzawiło jak porąbane.
– Wstawaj już, bo cię tu zostawię.
– …No dobrze mamusiu – jęknąłem podnosząc się.
– I tylko się nie potknij przez swoje łapy.
– Ale ja chce.

<Tsumi? Ile powtórzeń bosz>

18.06.2020

Od Solary CD Ambrose

- Nazywam się Solara i tak, należę do watahy- odpowiedziałam basiorowi.
- A ten twój wąż jest jadowity?- zapytał.
- Nie, jest pytonem. Ja na twoim miejscu bardziej bała bym się Sanara- odpowiedziałam.
- Kto to Sanar?- zapytał spinając się.
- Jeden z czterech moich wężowych opiekunów. Jest najbardziej agresywny- powiedziałam.
- Jeden z czterech!- krzyknął, chyba niezbyt mu się spodobali moi towarzysze.
- Tak, Exiri też do nich należy- powiedziałam już znudzona- Dobra jakiś inny temat.
- Lubisz pływać?- zapytał- Ja uwielbiam.
- Oczywiście- oznajmiłam i uśmiechnęłam się.
- To chodź, niedaleko jest ładne jezioro- powiedział i ruszył się z miejsca.
- Exiri wpełznij na mój grzbiet i stań się niewidzialna- szepnęłam do pytona, po chwili ruszyłam, by dogonić basiora. Po półgodzinnej drodze byliśmy już przy jeziorze. Pyton spełzł z mojego grzbietu i usadowił się na nagrzanym słońcem kamieniu. Gdy tylko podeszłam do jeziora to zanurzyłam się w błękitną toń. Ambrose towarzyszył mi pod wodą przez 2 minuty, potem musiał się wynurzyć. Po chwili znów zanurzył się i zaczął mnie ciągnąć w stronę powierzchni.
~Przecież on nie wie, że potrafię oddychać pod wodą~uświadomiłam sobie. Wypłynęłam na powierzchnię i powiedziałam mu to. Znów zanurkowałam, tym razem do samego dna. Zalazłam dziurę, oczywiście wpłynęłam w nią po chwili znalazłam się w jaskini porośniętej fluorescencyjnymi wodorostami i grzybami. Miej więcej pośrodku jaskini leżał głaz, na którym spała wodna jaszczurka, po cichu wycofałam się nie chcąc budzić potwora. Po paru minutach byłam na powierzchni. Ambrose dreptał w tę i z powrotem, gdy usłyszał plusk wody podszedł do brzegu.
- Już myślałem, że się nie wynurzysz- powiedział.
- Nie tak łatwo mnie się pozbyć- odpowiedziałam.
- Co ty tak długo tam robiłaś?- zapytał wyraźnie zaciekawiony…

<Ambrose?>

17.06.2020

Od Ambrose CD Solary

Odskoczyłem jak opatrzony, szukając wilka, który na pewno przed sekundą tutaj był.
- Przep...- przerwałem, gdy zobaczyłem, że nikogo nie ma.- Przecież ktoś tu był.
- Kim jesteś?- zapytał nie ujawniając się.
- Gdzie jesteś?- zapytałsm rozglądając się.
- Odpowiadaj!- krzyknął delikatnie popychając go od tyłu i błyskawicznie odskakując.
Obróciłem się wokół własnej osi, nie odnajdując jednak tajemniczego głosu, który najpewniej był jakiejś wadery.
- Dlaczego cię nie widzę? Potrafisz być niewidzialna?- zapytałem.
- Tak i co z tego?- odpowiedziała.
- Interesujące! - Mruknąłem do siebie bardzo zaciekawiony.
- Gadaj!- znów krzyknęła.
- Nazywam się Ambrose! Nie zrobię ci krzywdy, więc możesz się pokazać - spróbowałem uśmiechnąć się przyjaźnie, jednak sama moja aparycja odstraszała.
Po dłuższej chwili ciszy usłyszałem szelest za sobą. Odwróciłem głowę, by dostrzec niską, ciemną waderę. Do moich wrażliwych uszu dotarł też dźwięk syczenia.
- C-czy...to za tobą...? - Zapytałem, momentalnie spinając mięśnie.
- To mój wąż, Exiri. - Odparła mierząc mnie uważnym spojrzeniem.
- W-właśnie w-widzę... - Mruknąłem, cofając się o krok.
Nienawidzę węży. Wszystkich jadowitych stworzeń. W dodatku one są takie oślizgłe i wrrr! Obrzydliwe, doprawdy.
- Mo-Możesz go zdjąć? - Najlepiej kazać mu sobie odpełznąć stąd??, dopowiedziałem w myślach.
- Exiri? - Wadera rozmawiała z tym obrzydlistwem. To to coś ma imię? A co przepraszam, może jeszcze jej odpowie?
- A muszę? - WĄŻ SIE ODEZWAŁ JAK I DLACZEGO.
Warknąłem w jej stronę, cofając się. Po kilku chwilach rozmowy między nimi wąż zszedł z wilczycy, usuwając się na bok. Śledziłem ją spojrzeniem, ukazując zęby.
- Jeśli chociażby spróbujesz jej coś zrobić... - Zaczęła niska.
- Niech się do mnie nie zbliża, to nie będziecie mieć problemów. - Warknąłem jedynie, rozluźniając się, gdy wąż na dobre schował swoje oślizgłe ciało w krzakach. - Więc, umiesz być niewidzialna?
- A nie widać było? - Spytała.
- Może to była iluzja. - Rzuciłem swobodnie, okrążając ją powoli.
Usiadłem jak najdalej od węża, ale jednocześnie będąc blisko wadery, by ją słyszeć. Prychnęła coś pod nosem, zwracając na mnie spojrzenie.
- Mogła być i iluzja. - Odparła, nie dając mi jasnej odpowiedzi.
- Jak masz na imię? Ja ci się przedstawiłem! O, a tak w ogóle, jesteś tu w watasze? - Zacząłem ją pytać. - Jeśli ten wąż będzie się trzymał ode mnie z daleka, możemy się zakumplować.
Uśmiechnąłem się, ukazując jasne kły, czekając na odpowiedź nieznajomej.

<Solara? uwu >

Od Solary do Aarona

Udałam się do biblioteki, by poszukać informacji o tym jakie stworzenia tutaj żyją. Uznałam, że na pewno będzie to w jakiejś książce. Przez większość drogi gadałam o różnych sprawach z Exiri. Po dotarciu na miejsce pyton stwierdził, że poczeka ma mnie na zewnątrz, ponieważ chciała powygrzewać się w przed przedpołudniowym słońcu. Po cichu weszłam do biblioteki. Odszukałam odpowiednią półkę i zaczęłam szukać książki. Po chwili podszedł do mnie wilk, gdy odwróciłam głowę , pomyślałam że to wadera, jednak gdy się odezwał stwierdziłam, że to basior. Mój ogon powoli zaczynał merdać, zaraz się opanowałam. Jednak w środku narastało we mnie uczucie, którego jeszcze nie znałam. Po chwili wiedziałam już co to jest...
- Czy mogę jakoś pomóc? Jakiej książki szukasz?- zapytał.
- Szukam książki o zwierzętach zamieszkujących tereny watahy. Jest tu taka?- odpowiedziałam.
- Tak jest zaraz ci podam- powiedział i poszedł, po chwili wrócił i podał mi książkę.
- Idealnie, mogę ją wypożyczyć?- spytałam.
- Oczywiście- odpowiedział. Po wypożyczeniu książki zatopiłam się w lekturze, jednak nie mogłam się skupić, bo ciągle myślałam o basiorze w bibliotece.
~ Nawet nie znam jego imienia~ pomyślałam. Po chwili pojawił się Sanar z bażantem w pysku.
- Obiad- syknął i zniknął. Po zjedzeniu obiadu zapadłam w drzemkę. Gdy się obudziłam, dokończyłam książkę. Potem wybrałam się na spacer. Wróciłam do swojej jaskini dopiero, gdy zapanowała już noc.

***Sen*** 

Byłam na terenach watahy moich rodziców. Wyglądały tak jakby nie było na nich żywej duszy od lat. Po chwili z cienia wyszli wadera i basior. Nie mogłam im się dokładnie przyjrzeć.
- Solara!- po chwili krzyknęła wadera. Po chwili już wiedziałam już kim są. To byli moi rodzice, ale byli lekko przeźroczyści. Dopiero po pięciu minutach dotarło do mnie, że są duchami.
- Spokojnie kochanie, Bogowie na pewno zajęli się nią tak jak obiecali- powiedział mój ojciec.
- Mam nadzieją- westchnęła moja matka.- Nie przeżyłabym straty kolejnego dziecka.
- To nie była twoja wina- zapewnił ją Szakal.
~ Zaraz co, KOLEJNEGO DZIECKA, miałam rodzeństwo?~ myśli kotłowały się w mojej głowie. Nagle zaczęłam się oddalać z tego miejsca, aż w końcu wszystko pochłonęła ciemność.

- CO?! GDZIE?! JAK?!- krzyknęłam. Obudziłam przy tym wszystkie cztery węże.
- Po co tak krzyczysz?- zapytał Inkar widocznie nie zadowolony z tego, że go obudziłam.
- Właśnie, po co?- zawtórował mu Sanar. Musiałam im wszystko opowiedzieć. Po pół godzinnej pogawędce, udałam się do biblioteki, by oddać książkę.

<Aaron?>

15.06.2020

Od Wichny

Po wkroczeniu na wcześniej nieznane terytorium, wadera momentalnie stała się czujniejsza. Zastrzygła uszami, by rozbudzić rozleniwione zmysły, po czym ruszyła dalej przed siebie. Nie wiedziała czego się spodziewać. Od tygodni nie spotkała żywej duszy, więc i tutaj nie oczekiwała, że trafi na kogokolwiek. Pomyślała tym samym o głodzie, który czuła od bardzo dawna, ale odsunęła od siebie to uczucie. Kiedyś nie potrzebowała pożywienia. Śmiertelne ciała są tak niepraktyczne…

Schyliwszy łeb ku ziemi, zaczęła węszyć za tropami. Wyczuła delikatną woń potu i krwi. Nie mając nic do stracenia, podążyła za zapachem. Nie mogła jednak rozpoznać do jakiego stworzenia on należy. Jeżeli właściciel okazałby się zbyt niebezpieczny dla osłabionej wilczycy, być może zdołałaby uciec. Z drugiej strony, gdyby była to zwierzyna… zwierzyna bądź osłabiony wilk, mogłaby dzięki niemu pożyć nieco dłużej. Przyśpieszyła kroku. Po niedługim czasie jej łapy wstąpiły na wydeptaną ścieżynkę, prowadzącą w dół wzgórza, ku rozchylającym się szczękom wąwozu. Zatrzymała się na chwilę. Jeśli wejdzie między skały i nie dopisze jej szczęście, jej pozycja w walce znacznie się osłabi… Potrząsnęła głową. Ona cała niedługo osłabnie tak bardzo, że już nic nie da rady zrobić.

- Na co jeszcze czekasz? Nawet jeśli coś cię zabije, przeżyjesz… - rozległ się głos nad ramieniem wadery. Spojrzała w bok tak, żeby kątem oka widzieć rozmówcę.

- Wiesz, że teraz jest inaczej. Wolałabym nie sprawdzać, czy nadal mam immunitet. Straciłam większość mocy, więc i to mógł mi odebrać.

- Nie możesz być tego pewna; nie możesz przecież zastanawiać się przez to nad każdą bzdurą. Ruszaj, gdyby ktoś się zbliżał, powiem ci.

Głos rozpłynął się wraz z podmuchem ciepłego wiatru, który uniósł także garstkę popiołu, pozostającą na sierści wilczycy. Ta otrząsnęła się z nieobecnego już pyłu i postąpiła naprzód. Przez lata zdążyła się przyzwyczaić do niezapowiedzianych wizyt istoty, która z jakichś, nieznanych jej powodów splotła z waderą swoją ścieżkę.

Wichna, bo tak właśnie miała na imię wilczyca, wkroczyła między skały. Ku jej zaskoczeniu, przemierzyła wąwóz bez niespodzianek. Na jego krańcu wyczuła zaś mocniejszą woń krwi, a kiedy spojrzała na ziemię, dostrzegła kilka jej kropli schnących w południowych skwarze. Gdy podniosła wzrok z powrotem ponad ścieżkę, zobaczyła ciemny, wilczy kształt majaczący kilkadziesiąt metrów przed nią. Otworzyła szerzej oczy, nie wiedząc co ma robić. Ucieczka wzdłuż skał na niewiele się zda, i tak nie będzie mieć żadnej możliwości ukrycia się. W tej sytuacji jedynym wyjściem jawiło się Wichnie pokojowe podejście do nieznajomego. Postąpiła kilka kroków. Wilk był na dominującej pozycji, Wadera nie widziała go dokładnie przez promienie słońca padające prosto w jej oczy.

- Stój! Kim jesteś? - nieznajomy odezwał się jako pierwszy. Tak, jak się spodziewała, prawdopodobnie widział ją już w daleka.

- Nie jestem wrogiem. Podróżuję od dawna, od wielu dni nie jadłam i nie piłam. Potrzebuję pomocy - postanowiła postawić się w oczach wilka jako ofiara. Nie musiał przecież wiedzieć, że nie jest jeszcze w krytycznym stanie. Nie pogardziłaby jednak czyjąś pomocą podczad polowania.

Obcy wilk nieznacznie zbliżył się do Wichny, na tyle, żeby mogła rozpoznać niektóre cechy jego wyglądu. Chwilę później znów przemówił.


< Wilku? >

13.06.2020

Od Solary do Kogoś

Po omówieniu różnych formalności, udałam się na rozpoznanie terenu. Wszystkie cztery węże były przy mnie jak zwykle, gdy byliśmy na nowym, nieznanym terenie. Trzy węże po chwili popełzły same zwiedzać okolicę, jak zwykle została tylko Exiri. Patrzyłam uważnie na każde mijane drzewo, trawę lub krzak, zapamiętując gdzie rosną różne rodzaje ziół. Po chwili wyszłam na dużą polanę w lesie, przez który szłam. Zobaczyłam tam młodą łanię. Zrobiłam to co zwykle, by zwiększyć skuteczność ataku. Stałam się niewidzialna i poprosiłam Exiri, by zrobiła to samo. Po chwili łania była upolowana. Gdy skończyłam jeść podeszłam do strumienia, by się napić. Potem udałam się w dalszą drogę. Gdy zobaczyłam jezioro, postanowiłam się przepłynąć, by zobaczyć jakie ryby tam mieszkają. Po zanurkowaniu zobaczyłam szczupaki, okonie, płocie oraz inne magiczne i nie magiczne ryby. Gdy wynurzyłam się zobaczyłam moją towarzyszkę, która znalazła sobie jakiś kamień i wygrzewała się na nim. Pyton kategorycznie odmówił wejścia na mój grzbiet dopóki nie będę sucha. Dość długo się suszyłam, gdy w końcu to się stało, mogłyśmy udać się w dalszą drogę. Rozmawiałyśmy właśnie z Exiri o tym, czy poznałam jakieś inne wilki i czy je polubiłam. Gdy niespodziewanie coś wpadło we mnie z impetem, ogółem mówiąc poczułam się jakbym dostała kowalskim młotem. Nawet nie wiedząc o tym stałam się niewidzialna, najwidoczniej instynkt samozachowawczy postanowił zadziałać. Wilk błyskawicznie odskoczył i zaczął.
- Przep...- przerwał, gdy zobaczył, że nikogo nie ma.- Przecież ktoś tu był.
- Kim jesteś?- zapytałam nie ujawniając się.
- Gdzie jesteś?- wilk zapytał rozglądając się.
- Odpowiadaj!- krzyknęłam delikatnie popychając go od tyłu i błyskawicznie odskakując. Wilk obrócił się i znów poszukał mnie wzrokiem, jednak na próżno.
- Dlaczego cię nie widzę? Potrafisz być niewidzialna?- zapytał.
- Tak i co z tego?- odpowiedziałam.
- Interesujące- wilk znów mówił chyba do siebie.
- Gadaj!- znów krzyknęłam.
- Nazywam się…

<Ktoś coś?>

Wichna

Autor grafiki:  Intoi

Właściciel: daeadrienne@gmail.com
Imię: Wichna
Wiek: 4 lata
Płeć: wadera
Żywioł: Hmm... Jaki żywioł mają demony? To raczej nic określonego, a jednak daje spore możliwości, dzięki którym Wi może korzystać ze swoich mocy. Można więc powiedzieć, że należy do niej żywioł cienia, mroku albo pustki, która jest jej posłuszna.
Stanowisko: Szaman
Cechy fizyczne: Wichna jest bardzo piękna. Nie ma co owijać w bawełnę, wygląda jakby płynęła w niej arystokratyczna krew. Jej smukła postura idealnie zgrywa się z lekko umięśnionymi, długimi kończynami oraz ładną, drobną głową. Całe jej ciało spowija delikatna, miękka, średniej długości sierść o srebrnej barwie. Ma czarny ogon, końcówki uszu, a także przebarwienie na wierzchniej części pyska. Uroku dodają jej jasnobłękitne oczy, które przymyka, spoglądając na swoich rozmówców oraz nos jaśniejszy od sierści, kontrastujący z ołowianą obwódką. Gdy otwiera pysk, zdobią go szeregi perłowo białych zębów oraz jasny język w czarne plamki.
Cechy charakteru: Wichna jest zmienna niczym wiatr. Zazwyczaj bywa typem filozofa, zdarza jej się za dużo rozmyślać (choć sama uważa, że w kwestii myślenia, nie ma górnej granicy poświęconego na nie czasu), w zasadzie o wszystkim. Mimo iż potrafi być empatyczna i pomocna, na co dzień myśli raczej o sobie, ponieważ, co tu kryć, kocha siebie. Na szczęście nie tylko. Nie ogranicza się tylko do własnego uwielbienia, otacza często sympatią wszystko co ją otacza – miejsca, widoki, rośliny, inne zwierzęta, ale też inne wilki. Jej pobratymcom jednak dość trudno jest zdobyć jej względy. Mimo tego jest przyjazna i tylko czasami zdarza jej się ironizować, albo być bezczelną.
Wi jest raczej cicha, w żadnym stopniu przebojowa, raczej nudna. Może nudna to złe słowo. Stateczna. Wichna jest stateczna, chociaż nie zawsze tak było. Niegdyś była przebiegłą i niezdolną do opanowania wilczycą. W tej chwili „ciemna strona” wychodzi z niej jedynie gdy ktoś za bardzo wejdzie jej na głowę.
Wadera uwielbia spędzać czas wolny aktywnie, szukając nowych miejsc albo zbierając zioła i inne przedmioty, których używa w swoich rytuałach. Woli być wtedy sama, ale nigdy nie gardzi towarzystwem, nawet, jeśli zwiastuje ono zmarnowany dzień i przykre przeżycia – Wi różnie radzi sobie z samotnością. Gdy jest sama zbyt długo, popada w swój drobny obłęd.
Jako że wadera podobała się w życiu wielu wilkom i na to wypracowała już postawy. Nie stara się nigdy zatrzymywać przy sobie nikogo na siłę, bo jak wiadomo, szczęście przychodzi, a później odchodzi. A że dzieje się to bardzo często i szybko to już inna sprawa. Wichna lubi bawić się zakochanymi w niej wilkami, o ile nie odwzajemnia ich uczuć. Jeśli jednak tak jest, podchodzi do sprawy nieco poważniej i często ostatecznie nie wie jak się zachować, bo i skąd, skoro nigdy nie była jeszcze w stałym związku na dłużej niż kilka tygodni?
Mimo wszystko, stara się. Stara się odmienić jakoś swoje życie, które tak długo nie dawało żadnych perspektyw na przyszłość.
Cechy szczególne: brak. Mimo swojej urody jest całkiem zwyczajna.
Lubi: Wichna przepada za długimi eskapadami, podczas których ma szansę zwiedzić nowe miejsca i znaleźć rzadkie składniki do rytuałów. Lubi poznawać nowe wilki, rozmawiać z nimi, ale też czerpie ze spędzania czasu w samotności, cieszy się z ciszy. Uwielbia światło księżyca i porywisty wiatr.
Nie lubi: gdy ktoś odnosi się do niej bez szacunku lub narzuca jej co ma robić.
Boi się: Wi obawia się, że kiedyś zbyt głęboko pogrąży się w mroku i nie uda jej się wrócić.
Moce: Jako demon, Wichna potrafi komunikować się z nieucieleśnionymi swego gatunku, którzy pozostają w Otchłani, bądź opętują stworzenia na ziemi.
Wi może również przechodzić na „drugą stronę”. To coś jak projekcja astralna w świecie duchów. Robi to zwykle z nudów, bo raczej nie czerpie z tego większych korzyści ani nikomu nie pomaga.
Jako że wadera utraciła większość swoich mocy, nie może już przemieniać się w swoją demoniczną postać, ale stara się tego na nowo nauczyć. Studiuje również inne umiejętności, których powoli zaczyna jej brakować w życiu.
Historia: Dawno, dawno temu, za górami i lasami nieskalana wadera urodziła maleńką córeczkę. Tyle, że to nie była w rzeczywistości jej córka, a jedynie nieszczęśliwe zrządzenie losu, które spadło od tak na biedną młódkę. Swoje pierwsze lata, Wichna spędziła zatem w watasze pełnej wilczyc. Powoli, sama poznawała swoje niecodzienne umiejętności, aż pewnego dnia została złapana na wieszczeniu. Wadery, przerażone wizją życia obok wiedźmy, wypędziły ją, skazując na pastwę samotności i głodu. Kiedy była w drodze, zdobywała kolejne zdolności i przestała przejmować się odbieranymi przez nią życiami. Spotykała różne wilki, ale one często nie wychodziły z tego cało; Wichna uczyła się nekromancji oraz porozumiewania się ze zmarłymi, a jak wiadomo, z duszami, które nie zdążyły odejść daleko, łatwiej rozmawiać. Jednak raz to ona ucierpiała podczas jednego z takich spotkań. Wi trafiła na rosłego basiora, z którym, za sprawą układu, podróżowała przez kilka tygodni. Ostatecznie znudziło mu się jej towarzystwo. Zgwałciwszy, zabił ją i zostawił jej poszarpane ciało na śniegu. Minęło kilka krótkich, zimowych dni i jakże długich nocy. Wichna była niemożliwie głodna i spragniona, a jednak nie mogła się ruszyć. Mimo to, czuła każdy nerw, każdą kroplę krwi, wypływającą z jej martwego ciała. Nie rozumiała, ale w końcu udało jej się wstać. Nie rozumiała, lecz odnalazła wilka, który jej to zrobił. Nie rozumiała.
Po długiej wędrówce natrafiła na watahę, która toczyła zajadłą wojnę z innym górskim, dzikim plemieniem. Tamtejsze wilki były brudne i nieokrzesane, nic dziwnego więc, że rodziło się tam mnóstwo młodych. Wichna została medykiem i położną, dobrze znała się na ziołach i lekarstwach. Okazała się nieoceniona, a to dało jej możliwość dalszego rozwoju. Wataha posiadała obszerny skład, w którym Wi znalazła wielką księgę, w której zaś znalazła odpowiedzi, których szukała od dawna. Poznała, czym jest i co może robić. Co MUSI robić, żeby osiągnąć pełnię sił. I zaczęła to robić. Z każdego miotu zabierała kilka szczeniąt, mówiąc ich matkom, że nie przeżyły. Nie było to całkowitym kłamstwem, ponieważ nie żyły już kilka chwil później. Żywiąc się ich krwią i ciałem, Wichna osiągnęła szczyt swoich mocy, a razem z nim także prawdziwą, odrażającą postać. Skutkiem tego okazało się zatłuczenie we śnie przez połowę watahy i zrzucenie na dno jeziora. Tym razem jej obrażenia były zbyt duże i rozkład jej ciała w wodzie wyprzedzał jego regenerację. Udało jej się dzięki przypadkowi. Przeszła do Otchłani i spotkała innego demona, po raz pierwszy w życiu. Nie chciała umierać, nie na zawsze. Podpisała więc z nim pakt, przez który musiała wyrzec się większości swoich mocy, aby owy demon mógł bez żadnych problemów zapanować nad pobliskimi terenami. Musiał mieć pewność, a widział już co potrafi Wichna. Ciało wadery zostało wyrzucone przez wodę na brzeg i w końcu, po kilku tygodniach, było jak nowe. Wilczyca odeszła, słaba, bez mocy. Postanowiła, że rozpocznie nowe życie, tak więc swój wiek liczy właśnie od tamtego dnia, od powtórnych narodzin. Mimo wszystko lubi wspominać i wyobrażać sobie, że jeszcze kiedyś uda jej się osiągnąć taką potęgę.
Zauroczenie: jeszcze nikt nie zwrócił jej uwagi.
Głos: Głos Wi jest zwyczajny, kobiecy. Nie jest to głos śpiewaczki operowej, ale nadaje się do odtwarzania prostych piosenek. Mało wilków jednak słyszało kiedykolwiek jej krzyk, skąd wzięło się przekonanie, że wadera nie potrafi unosić głosu.
Partner: Szuka... kogoś, kiedyś...
Szczeniaki: Nie mówi nie, ale osobiście uważa, że byłaby fatalną matką. Nie ufa sobie w tej sferze.
Rodzina: Wadera, która ją urodziła, pozostała w swojej watasze. Wi już nigdy jej nie spotkała.
Jaskinia: Południe, nr 4
Medalion: Jej najważniejszym artefaktem jest duży fragment delikatnej, krwistoczerwonej tkaniny. Pomaga jej ona w medytacji i przedostawaniu się na "drugą stronę". Posiada także mniejsze skrawki tegoż materiału, które nosi czasami przywiązane do łapy lub wplątane w sierść na szyi.
Towarzysz: Czasem towarzyszy jej drobny demon, który objawia jej się pod różnymi postaciami. Nie towarzyszy jej jednak przez cały czas, nie jest też do niej przywiązany.
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: -
Dodatkowe informacje: -
Umiejętności: 
: Siła: 90
: Zręczność: 100
: Wiedza: 150
: Spryt: 130
: Zwinność: 120
: Szybkość: 110
:Mana: 100

Solara



Autor grafiki: snow-body
Właściciel: wedrowycz.m.16@gmail.com
Imię: Solara
Wiek: 4 lata i 10 miesięcy
Płeć: wadera
Żywioł: Elektryczność, Materia, Trucizna, Woda
Stanowisko: Hodowca magicznych zwierząt
Cechy fizyczne: Jest dość niska jak na wilka dzięki temu łatwiej jest jej robić uniki. Ma gęstą i miękką sierść. Jej oczy są złote i niebieskie. Jej sierść emanuje przygaszonym światłem, a w szczególności ogon. Na jednej tylnej i przedniej łapie nosi bransoletki. Jest dość lekko zbudowana. Dzięki dużym i twardym pazurom, które potrafi jak kot chować potrafi się nieźle wspinać nawet do góry nogami. Dzięki dość długiemu ogonowi potrafi bardzo dobrze zachowywać równowagę.
Jej ciepłe futro doskonale sprawdza się na wyprawach w góry i podczas pływania. Potrafi doskonale walczyć, chociaż nie jest najsilniejsza. Wykorzystuje siłę przeciwnika przeciw niemu. Wykorzysta każdą przewagę jaką dają jej moce.
Cechy charakteru: Jest śmiałą waderą. Dość dobrze kojarzy fakty i myśli dwa kroki naprzód, dlatego przeważnie wygrywa w pojedynkach. Zwykle jest ciekawska. Ma temperament, jednak potrafi go powściągnąć, ale nie na długo. Zwykle jej nie zaskoczysz, bo zawsze jest czujna, lubi mieć wszystko na oku. Nie lubi przepraszać i przyznawać do błędów. Uwielbia łamać wszelkie zasady ze zwykłej przyjemności, chociaż przeważnie się powstrzymuje. Zawsze zachowuje zimną krew.
Cechy szczególne: Ma rozdwojony język
Lubi: wodę, ciszę, spokój, towarzystwo zwierząt
Nie lubi: hałasu, kłótni, być w centrum uwagi
Boi się: Tego, że kiedyś podda się strachu
Moce:
- Potrafi oddychać pod wodą.
- Kiedy jest zdenerwowana, zła bądź przestraszona jej nastroszone futro jest pełne elektryczności, która może ogłuszyć dość dużego smoka jeżeli go dotknie
- Ma w pysku ukryte zęby jadowe jak u węża, zawierają one truciznę, która prawdopodobnie nie zabije, ale sparaliżuje przeciwnika
- Zmiana koloru sierści
- Hipnoza, kiedy spojrzy się w oczy
- Teleportacja
Historia: Urodziła się w nieistniejącej już watasze jako dziecko tamtejszej alfy. Jednak watahę napadły stada winegr. Ostała się tylko Solara, która zapadła w śpiączkę, bo jej obrażenia były zagrażające życiu jednak jakimś cudem przeżyła. Ze śpiączki wybudziła się po jakichś 60 latach. Gdy otworzyła oczy zobaczyła 4 węże, które prawdopodobnie opiekowały się nią przez ten czas. Jeden z nich przypełz do niej i powiedział, że zostali tutaj przysłani przez bogów by ją chronić. Tak żyła z tymi wężami przez rok i 4 miesiące. Gdy miała drugie urodziny dostała od nich medalion, który
sprawił, że odkryła swoje żywioły i mogła rozmawiać z każdym zwierzęciem na planecie, które było do tego zdolne. Dzięki długim treningom doprowadziła swoje moce do perfekcji. Po paru latach znalazła się przypadkiem na terenach watahy i postanowiła do niej dołączyć.
Zauroczenie: -
Głos: melodyjny, poważny
Partner: -
Szczeniaki: -
Rodzina: Matka: Axala | Ojciec: Szakal
Jaskinia: Zachód 3
Medalion: Medalion przyjął formę bransoletki. Wygląda on jak żmija owinięta wokół jej łapy. Zmienia kolory w zależności od tego co Solara czuje. Może stać się również niewidzialny.
Towarzysz: Sanar, Hakari, Inkar, Exri
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: -
Dodatkowe informacje: Chętnie odpisze na opowiadania ;3
Zwykle Exiri jest przy niej, przesiaduje na jej grzbiecie.
: Siła: 50
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 150
: Zwinność: 200
: Szybkość: 100
:Mana: 100

12.06.2020

Od Stormy "Święto Miodu- Dzień pierwszy"

Jako iż dzisiaj miało się zacząć święto miodu, dzień wcześniej postanowiłam, iż cały mój dzień przyspieszę i zacznę go od samej północy. Z tego powodu poprzedniego dnia do południa ciężko pracowałam aby być zmęczona, dłużej polowałam i nawet udałam się do Rose poprosić o jakiś eliksir na sen, który miła wadera postanowiła mi dać. Tak oto położyłam się spać tuż po wspólnym obiedzie z moją kochaną Pełnią. Mogłam spać spokojnie, gdyż ufałam wilczycy, a ta obiecała mi, że będzie grzeczna. Gdy mój budzik mnie obudził (konkretnie dość skomplikowany mechanizm składający się z a la klepsydry, wagi wahadłowej oraz wiaderka z wodą) udałam się jeszcze mokra na patrol, a perzy okazji rozglądałam się już nad jakimiś dzikimi gniazdami pszczół. na moje szczęście znalazłam cztery bez większego problemu. Postanowiłam, że po patrolu udam się na drobne polowanie na jakiegoś nocnego zwierza, a następnie  udam się po jakieś wiaderka, kosze i słoiki na miód. Nie byłam zbyt doświadczonym wilkiem jeśli chodzi o zbieranie miodu. Myślałam, że skoro jest ciemno, bo jeszcze jako tako była noc, to pszczoły mnie nie zauważą i pozwolą zabrać sobie miód. Niestety już po próbie zabrania jednego z plastrów miodu z wiszącego gniazda pszczoły postanowiły mnie ukarać. Tak oto w wyniku walki z pszczołami niechcący zniszczyłam całe gniazdo. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Oprócz mnóstwa żądeł i ukąszeń miałam cztery razy więcej miodu niż chciałam zabrać pszczołom. Użerałam się z tym ulem, a raczej jego mieszkańcami do świtu, po czym ukryłam się w rzece. Gdy rój pszczół się znudził i chyba poleciał budować nowe gniazdo udałam się po jakąś maść do Rose, gdy medyczka mnie zobaczyła z trudem powstrzymywała śmiech, ale podała mi duży słoik maści, gdyż z moich wyjaśnień sytuacji dowiedziała się, że przede mną jeszcze trzy takie "walki". Zanim jednak udałam się do drugiego gniazda pszczół poleciałam się do edukować w bibliotece. Po piętnastu minutach studiowania słabości pszczół poleciałam to przetestować. Zanim jednak zbliżyłam się do owadów rozpaliłam ogień i zapaliłam koniec dłuższej gałęzi. podstawiłam ją na kilka minut pod ulem. Pszczoły miały jakieś zamieszanie, po wyczuciu dymu który podsycałam podpalając kępkę mokrych liści. Po dłuższej chwili zgasiłam wszelki ogień jaki roznieciłam i postanowiłam zabrać plastry miodu. Pszczoły owszem latały wkoło mnie i chyba próbowały mnie żądlić, ale tym razem jednak prawie żadnej się to nie udało. Zabrałam im tylko jedną czwartą gniazda, aby się na mnie za bardzo nie gniewały i poleciałam dalej. W pozostałych dwóch przypadkach postąpiłam tak samo. poszło to całkiem szybko i jeszcze przed dziesiąta byłam już nad rzeką, gdzie przygotowałam miejsce do odwirowywania miodu. skonstruowanie wirówki zajęło mi dobre pół godziny jednak mój trud się opłacił, gdyż po tym czasie chwilę zajęło mi wirowanie i jedna z dziewięciu części na jakie podzieliłam plastry miodu była już odwirowana, a wosk ładnie się topił. Do południa miałam już 10,5 l miodu w słoikach półlitrowych. oczywiście część miodu zmarnowała się w trakcie mojego pierwszego podejścia do zebrania miodu od pszczół, ale mówi się trudno. Gdyby nie moja głupota miałabym zdecydowanie mniej tego płynnego złota. Gdy nastał wieczór zalałam formy do świec. Zrobiłam ich koło dwudziestu. Zadowolona ze swoich osiągnięć pozbierałam wszystko, posprzątałam i zaniosłam do domu, gdzie zrobiłam sobie herbatę i upiekłam chleb, aby następnie zjeść sobie kanapki z miodem w towarzystwie Pełni, która śmiała się, gdy opowiadałam jej o moich dzisiejszych zajęciach. Teraz całkiem miło się o tym mówiło i nawet śmiałam się razem z waderką z moich poczynań. Co za dzień.

8.06.2020

Od Stormy CD Pełna- Oto Dom. Kto tu mieszka...

Byłam szczęśliwa, czego nie dało się ukryć. Gdy po długim przytulasie odkleiłam się od już "mojej kruszynki"zauważyłam, że uśmiechnięta Rose czekała już z uzupełnionymi dokumentami. Złożyłam ostatni podpis i czekałam aż Pełnia pożegna się ze znajomymi i weźmie jakieś swoje rzeczy. Mimo iż proponowałam jej pomoc z bagażami, wadera upierała się, że da sobie radę. Uśmiechnęłam się tylko i odpuściłam, po czym ruszyłyśmy do Naszego domu. Po kilkunastu minutach dotarłyśmy na miejsce. Oczy Pełni błyszczały z ciekawości i zachwytu. Zaśmiałam się tylko widząc jej minę
-Śmiało. twój pokój jest na piętrze. Pierwsze drzwi na lewo. -Powiedziałam zamykając za nami drzwi. Wadera błyskawicznie znalazła się na piętrze i wleciała do pomieszczenia. udałam się za nią. Stanęłam w drzwiach i patrzyłam na reakcję Pełni. Wadera najpierw obskoczyła wszystkie meble w pokoju, pozaglądała do skrzynek i szuflad, wyjrzała przez okno i podziwiała świecące akcenty pomieszczenia. Na samym końcu stanęła na środku pomieszczenia, a ja podeszłam i ją przytuliłam.
-I jak Ci się podoba Twój pokój? Chciałabyś coś dodać? Może zmienić? 

<Pełnia?>

Od Eve cd Tsuri

Wypiłam płyn, oblizałam się i podziękowałam. Po czym Tsuri odprowadził mnie do pokoju i polecił bym spróbowała się przespać. Przeprosiłam basiora za to, że go obudziłam i podziękowałam mu za wsparcie, po czym biały wilk poszedł w kierunku swojego pokoju. Zanim zamknęłam drzwi zauważyłam jak Tsuri na chwilę się spiął, nim jednak zdążyłam się rozejrzeć po korytarzu w poszukiwaniu przyczyny ten jakby nigdy nic poszedł dalej. Zamknęłam drzwi i położyłam się na swoim kocu. Lux nadal się nie pojawiła. Zanim zasnęłam rozmyślałam przez chwilę o dziwnej mgle i tym, że mimo wielu prób nie mogłam obudzić nikogo, aż nie spróbowałam obudzić Tsuriego. Dziwne. Tylko co to za zjawisko? Jakaś klątwa? Przepowiednia? A może legenda? Muszę to sprawdzić w bibliotece. Z tym planem zasnęłam. Kolejnego dnia obudziłam się późnym rankiem. Udałam się do Rose i poprosiłam ją o przepis na płyn, który mi wczoraj podała. Już po kilku minutach dostałam kartkę z przepisem. Podziękowałam i schowałam przepis do pudełka, które zrobiłam kiedyś na różne drobiazgi. Tak, moja kolekcja powolutku rośnie. Gdy przeszukiwałam pułki w poszukiwaniu czegoś o klątwach, przepowiedniach i urokach zawiał nagle silny, chłodny wiatr. przeszedł mnie dreszcz, ale dalej uparcie przeszukiwałam grzbiety ksiąg w poszukiwaniu interesujących mnie informacji. Nawet Aaron proponowała mi pomoc, ale grzecznie odmówiłam, mówiąc, że sobie poradzę. Jednak po ponad dwugodzinnych poszukiwaniach zaczęłam wątpić w to, że poradzę sobie sama. Zanim jednak opuściłam dział magiczny, w którym obecnie szukałam zauważyłam białego zajączka. Stworzonko, podeszło do mnie i obskoczyło mnie dookoła, po czym odskoczyło kawałek w głąb alei z książkami.
-Mam iść za Tobą?- spytałam i niepewnie ruszyłam za skaczącą iskierką, która powoli zmierzała w tylko sobie znanym kierunku, co jakiś czas zatrzymując się sprawdzając, czy nadążam za nią. Tak oto dotarliśmy do działu z księgami zakazanymi.
-Nie mogę tam wejść- zajączek stanął na tylnych łapkach i przekręcił główkę w bok, jakby nie rozumiejąc mojej reakcji. -Pewnie nie bez powodu są tu księgi zakazane...- Istotka jednak postanowiła iść dalej, tylko teraz już na mnie nie czekała
-Ej! Wracaj!- niewiele myśląc pobiegłam za nią.

***Oczami Ducha***

Ciemna wadera nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że pewien basior obserwował ją od pewnego czasu. Półbóg o imieniu Tsuri udał się do biblioteki w pewnym celu, jednak po zauważeniu Eve postanowił sprawdzić czego szuka nasz obiekt zainteresowania. My jednak mieliśmy ochotę na trochę rozrywki po życiu i nie przeszkadzaliśmy mu, a skupiliśmy się na naszym zadaniu. Młoda wilczyca już prawie wpadła w nasze sidła, a jej kolega jest wyjątkowym urozmaiceniem...
Im dalej zapuszczały się młode wilki tym ciemniejszą i mroczniejszą aurę przywoływaliśmy. Biały duch nawet nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia w jakie sprowadza na te nic nie świadome duszyczki. Zając się zatrzymał, po czym podskoczył trącąc łapką grzbiet książki. Eve ściągnęła księgę którą wskazał biały duszek. Mimo ciemności jakie ją otaczały bez problemu przeczytała napis na okładce. Patrząc na nią z góry nie mogliśmy jednak dojrzeć tytułu, który najwidoczniej uradował waderę, gdyż ta zaczęła wertować następne strony starej księgi.
-Co jeśli znalazła...
-Głupiś! Nie ma tej księgi! Wszystkie spalił! -Westchnąłem i zdzieliłem moich wspólników po ich pustych głowach, za podnoszenie niepotrzebnego alarmu.
-nawet jeśli, to jeszcze nie może nic zrobić- powiedziałem spokojnie i zleciałem niżej. Przybrałem postać Sowy o fioletowych oczach. Złapałem jedną z większych ksiąg i zamierzałem zrzucić ja na głowę wilczycy. Niestety nasz drugi gość zdążył ją odepchnąć. Rozpoczęła się rozmowa:
-Uważaj! To mogło Cię zabić- odezwał się basior wskazując na księgę, którą zrzuciłem kilka sekund wcześniej. Wadera najwidoczniej byłą w szoku, ponieważ milczała i przenosiła wzrok z ksiąg na basiora i odwrotnie. -W ogóle nie powinno Cię tu być. Czego tu szukałaś?
-ja szukałam eee... książki? Tak! Szukałam książki.
-Tutaj?- Wadera przygryzła dolną wargę - Powiedzmy, że nie miałem serca patrzeć na jej zmieszanie. Postanowiłem z moimi braćmi, że pozrzucamy na nich jeszcze kilka książek.
-Co jest?!- Wadera zaczęła się rozglądać między unikami.
-Tsuri to jakieś duchy!- No masz babo placek. teraz ich nie puścimy tak łatwo. razem z moimi braćmi zrobiliśmy totalną ciemnicę, taką, że nawet my ledwo wiedzieliśmy. Wilki Stały do siebie plecami wypatrując naszego kolejnego ruchu. Jednak nic im po tym. Ha Ha! otworzyliśmy pod nimi portal.
-AAAAAAA!- Och! Co za piękny dźwięk dla naszych uszu! Już po chwili lecieliśmy za nimi. Ciekawe, gdzie nas to wyrzuci? Zazwyczaj trafiamy do katakumb, albo jakiś innych podziemi, ale jest też możliwość trafienia w zaświaty. Niestety otwierając taki portal trzeba zdać się na los.

***Z perspektywy Eve***

-AAAAAAA!- Zaczęliśmy gdzieś spadać. *Co mnie podpuściło ,by iść za tamtym duszkiem?! A no tak. To, że był biały...* Z pluskiem wpadliśmy do jakiejś wody Na moje nieszczęście, uderzyłam się przy tym o coś głową  i zaczęłam tracić przytomność. Nie ukrywam dość szybko zaczęło mnie mroczyć i chociaż  starałam się coś zrobić, to po kilku sekundach ogarnęła mnie całkowita ciemność, a moje płuca zaczęły napełniać się wodą.

<Tsuri?>
Teraz, to mnie poniosło, mam jednak nadzieję, że się podoba i opłacało się czekać ;3