26.11.2017

Od Luny CD Kagekao

Znowu kopnęłam basiora w słabiznę, tylko że mocniej.
- Debil... - mruknęłam.
- Debil, którego kochasz!
- I co z tego? To nie zmienia faktu, że jesteś debilem. - powiedziałam.
- Uznam to za `Tak, kocham cię". No ale dalej brzuch mnie boli! - poskarżył się.
- To idź do Rodinii. - rzuciłam.
- Po co mi Rodinia, skoro mam ciebie? - wyszczerzył te kremowe kły.
- Nawet już mi się nie chce marnować energii na bicie cię. Ale ty mógłbyś swoją spożytkować, myjąc zęby.
- Ja? Moję zęby? - zapytał niewinnie, wydychając zdecydowanie za wiele powietrza, niż to było konieczne. Już drugi raz w ciągu jednego dnia.
- Chcesz powtórkę z rozrywki? - odsunęłam się od tego jego oddechu.

- Nie miałbym nic przeciwko, tylko doprowadziłbym to do końca... - przysunął się. Chciałam się znów odsunąć, ale dalej była już ściana. Szlag by to. Spojrzałam na tą ścianę. Przesunęłam wzrok na Kakała. Znów spojrzałam na ścianę. I znów na basiora, który gapił się wyczekująco.
- Dobra. - uśmiechnęłam się. On też, nareszcie nie pedofilsko, co było miłą odmianą. Zaciągnął się zapachem mojego futra, jak wcześniej. Okazało się, że  jego sierść pachnie znacznie lepiej niż zęby, a zapach porównywalny był do.... No, po prostu pachniał jak Kagekao.


~ Timeskip ~

Gdy rano się obudziłam, Kagekao nie było w jaskini. Może poszedł coś upolować?
Poszłam zajrzeć do szczeniaków. Oboje słodziutko sobie spali.

<Kagekao?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz