15.11.2017

Od Mateo do Ignasi

Ech, te opka, kiedy męczę nie mającą weny Yuko...

- Ale ona nie jest moją waderą! - zaprzeczyłem, robiąc się lekko czerwony. Szczęśliwy czarny kolor.
- Ranisz. - dobiegło z boku. Tego się nie spodziewałem.
- Co? - zapytałem gwałtownie, odwracając głowę.
- Co co? - Igazi się spłoszyła i zaczerwieniła tak mocno, że nawet bardzo puszyste futerko nie dało rady tego zamaskować. - Ja tylko powiedziałam, że.. Eeeee... Ranisz mnie tym, że nazwałeś mnie pulchną. - wytłumaczyła wolno.
- Aha. - powoli odwróciłem głowę w stronę Luny, zerkając jeszcze na waderkę podejrzliwym wzrokiem.
- Czyli konflikt zażegnany. - westchnęła z ulgą mama, gdy nagle coś jej się przypomniało. - Ej, na czym my skończyliśmy? - powiedziała groźnie.
- Na niczym. - powiedziałem przekonująco. - Puśćmy to w niepamięć.
- Tak! - potwierdziła szybko Igazi.
- Dobrze... - mruknęła Luna. - Ale mam cię na oku!
Jej oczy akurat nie robią na mnie wrażenia, gorzej by było, gdyby obserwował mnie Kagekao... Brrrr.
Wybiegliśmy więc z Ignasią - tak, będę ją sobie w myślach przezywał - na dwór. Przez cały czas ukradkiem się na nią gapiłem, zastanawiając się, co tam jej po głowie chodzi.
- Dlaczego się tak patrzysz? - zapytała w końcu z cichuteńko pobrzmiewającą nadzieją w głosie.
<Ignasiu? xD On się w niej nie kocha, tylko przyjaźni>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz