30.04.2018

Od Mateo do Vergila

Jej, wreszcie mam forma w zakładce! :D
Ten cały Leo miał rację - wilk wyglądający jak zmokła kura stanowi widok wręcz przezabawny. Vergilowi nie było jednak do śmiechu.
- No i z czego wyjesz? - rzucił ze złością, otrzepując się z wody.
- Wyluzuj - odparłem, wstając z ziemi - przynajmniej się trochę ochłodziłeś, a w tym gorącu futro zaraz ci wyschnie.
Niestety, mój kolega wyglądał, jakby prędzej miał mi to futro wepchnąć do gardła. Zanim zdążyłem jeszcze coś powiedzieć, prychnął jednak tylko i niespodziewanie sobie poszedł. Tak po prostu.
- Hej! Dokąd idziesz? - zawołałem za nim, zerkając na szczeniaki, które powoli zaczynały się męczyć szukaniem jaj. Basior rzucił mi ciężkie, a zarazem pobłażliwe spojrzenie.
- A od kiedy niby dalej muszę się z tobą trzymać i niańczyć te bachory? Idę, gdzie chcę.
Przez chwilę chciałem jeszcze za nim zawołać, że tak właściwie to nie do końca, bo to nie jego teren, ale stwierdziłem, że wszystko mi jedno. Jeśli tak bardzo nie chce zostawać, to niech idzie i zatruwa inne społeczeństwo. Lasów jest dużo.
- Ren! Kalli! Nico!...Ech, i wszyscy inni! Chodźcie! - krzyknąłem. Szczeniaki niemrawo podeszły i ruszyliśmy w drogę do domu. Wlokły się jak muchy w smole, bo ich krótkie łapki najwyraźniej nie wytrzymały przeciążeń przy szukaniu pisanek. Szczególnie jęczał Ren, bo nie do końca legalnie nażarł się jajek i bolał go brzuch. Wreszcie jednak doszliśmy, a że robiło się już późno, mama położyła rodzeństwo spać. Ja natomiast udałem się na spacer.
Wędrowałem sobie jakąś ścieżyną tuż obok pewnego stromego zbocza, kiedy przed oczami mignął mi czarny kształt. Jakkolwiek szybko by tego nie zrobił, zdążył już skojarzyć mi się z pewną osobą, Vergilem.
Kiedy odszedłem na parę kroków od skalnej ściany (potykając się przy tym o kamień), zobaczyłem, że w pewnym momencie przestaje ona być skalna, a staje się dziurawa. I to właśnie w tym punkcie, który samym swoim wyglądem zdawał się mówić "Daj mi spokój, bo jak nie, to odgryzę łapki", zniknął basior. A więc nie opuścił terenu watahy. Mhm.
Ciekawe, co się stanie, jak tu trochę posiedzę...?
<Vergil?>

20.04.2018

Małe przypomnienie o... ISTNIENIU I SZAREJ RZECZYWISTOŚCI

Witajcie! Tutaj zawsze ignorowana i już dość depresyjna alpha WMS! Cieszycie się? (no oczywiście że nie) A winc, przychodzę, i przypominam, o szarej rzeczywistości jaką jest ten oto blog. Większosć ludzi którzy mają nieobecność, TAK NAPRAWDĘ SĄ, TYLKO NIE CHCE IM SIĘ PISAĆ. Inna kategoria, to ludzie na fb piszący RP. Niektórzy zaliczają się też do grupy pierwszej. Jeszcze inni postanowili wszystko zignorować, a ja od 3 dni umieram na depresję. Bo czemu nie! Przecież mogę. (+zaginiony kot który do tej pory nie wrócił, czyli brak odstresywacza) I jeszcze.... Kiiyuko proszę. Już Mateo przypominał, ja też teraz spróbuję. Nie możesz być szczeniakiem w nieskończoność, a form miał być przesłany... dawno. I może ktoś pomoże mi szukać ludzi do bloga? Bo jak na razie 99% pytanych odpowiada... nie. Jeśli kogoś uraził mój post to srry. Nie miałam tego na celu, i serio nie chce tu nikogo obrażać.

~Uzależniona monsteroholiczna Lia

Od Silvera do Shili

Usłyszałem burczenie żołądka i spojrzałem na waderę znacząco.
- Chyba jesteś głodna, chodź pokarzę ci miejsce gdzie najłatwiej jest polować. - wstałem, a Shila zaraz za mną. Czułem, że jest zmęczona i to bardzo, ale na razie zdecydowałem nie poruszać tego tematu. Zacząłem myśleć, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Czuć od niej taką przyjemną i dobrą aurę. Moje rozmyślenia przerwał jej głos.
- Znasz się na tych terenach? - zapytała.
- Można tak powiedzieć, znam okolicę, bo dużo spaceruję. To odprężające, można pomyśleć i przy okazji spotkać miłe osoby.
- Czyli znasz tutaj kogoś?
- Znam wiele wilków. To bardzo przyjazna wataha, mogę cię kiedyś przedstawić.
- Jasne... dziękuję.
Reszta drogi była wypełniona moim gadaniem i jej krótkimi odpowiedziami. Kiedy dotarliśmy na miejsce udzieliłem Shili kilka wskazówek i ruszyłem do polowania. Umówiliśmy się, że za 20 minut, kiedy każdy już coś upoluję przed ogromnym dębem.

[Shila?]

17.04.2018

Od Shili, CD Silvera

Spoglądałam na niego przez chwilę. Gdy to zauważył, oderwałam wzrok. Nastała niezręczna cisza, której nie można było przerwać bez poczucia, że ten moment nastał. Przysiadłam na skraju jaskini i przetarłam oczy. Byłam zmęczona, miałam wrażenie, jakbym nie spała od wieków. Nie pozostało to niezauważone, wilk popatrzył pytająco, choć udałam, że tego nie zauważyłam. Nie wiedziałam co robić, odzwyczaiłam się od jakichkolwiek kontaktów. Właściwie, nawet nie zdążyłam się do nich przyzwyczaić.
 -Wszystko w porządku?-wydusił z siebie. Świdrowałam go wzrokiem, w tej samej chwili, zatraciłam się w swoich myślach do reszty. Bez swojej mocy, nie jestem sobą, mam wrażenie, jakby ktoś mnie ścigał.
 -Tak.-wykrztusiłam. Co jak co, ale nie mogę dać po sobie znać, że coś jest nie w porządku. Nie znam tu nikogo na tyle, aby rzucać swoimi słabościami na prawo i lewo. Nieznajomy usiadł, poczułam jak moje wszystkie mięśnie się napinają i nie mają zamiaru odpuścić. 
-Długo już tu jesteś? Wcześniej Cię tutaj nie widziałem.
 -Trochę.-wycedziłam. 
-To znaczy?-zaśmiał się.
 -Chyba dwa tygodnie. -To chyba więcej niż trochę.-uśmiechnął się zmieszany. Znowu wpatrywałam się w rozmówcę, ciężko było mi określić, jaką jest osobą. Chciałam mówić więcej, zachowywać się bardziej otwarcie, jednak od kilku dni nie miałam na nic siły. Z rozmyśleć wyrwał mnie mój skręcający kiszki żołądek. Domagał się jedzenia. 
(Cd? default smiley :))

14.04.2018

Od Silvera do Shili

Chodziłem po lesie bez celu. Wstałem bardzo wcześnie i nie miałem planów na dzień. Przechodząc obok jednaj z pieczar spojrzałem w bok i zobaczyłem waderę. Chyba wyczuła, że się jej przyglądam, bo odwróciła się do mnie, a w jej oczach było widać irytację, ale i nutkę zaskoczenia. Zaczęła do mnie podchodzić, a ja wyczułem napięcie.
- W czymś mogę pomóc? - zapytała leniwie.
- Właściwe to nie. Przepraszam jeśli zakłóciłem twój spokój.
- Nic się nie stało. Nigdy cię tutaj nie widziałam, należysz do tej watahy?
- Jak najbardziej. Jestem Silver.
- Shila.

[Shili?]

13.04.2018

Od Shili.


Kiedy słońce otuliło moją twarz, uniosłam leniwie powieki. Zastanawiałam się przez chwilę, po co mi to wszystko. Jaki w tym wszystkim cel. Obróciłam głowę, wpatrywałam się w bezbarwną ścianę pieczary. A raczej ścianę w kolorze gówna. Przewróciłam oczami, zirytowana na samą siebie. Nadchodziło południe, a ja jedyne czego potrzebowałam, to ciemności. Mrok nie policzkuje Cię witaminą D, wcześniej nie pytając, z resztą w ogóle nie daje o sobie znać. Po prostu jest, nie obnosi się z tym. Słońce coraz bardziej mnie raziło. Od niechcenia obróciłam się w drugą stronę, ale opanowało mnie dziwne uczucie. Takie, które czujesz gdy musisz coś zrobić, ale bardzo tego nie chcesz. Biłam się przez chwilę z myślami, szukałam w sobie jakiejkolwiek motywacji. Jakiegokolwiek celu. Łapy drżały, podobnie jak reszta ciała, mówiło "NIE". Podniosłam się wbrew wszystkiemu, rozejrzałam się czując lekki lęk. Nieprzyjemne poczucie niepewności i strachu. Spojrzałam z obrzydzeniem na swoje futro, rozczesałam je pazurami osiągając obsolutne minimum dobrego wyglądu. Przez myśl przebiegł cień, że wyglądam źle, jednak nie znalazłam sposobu, aby czuć się inaczej-ruszyłam przed siebie.
Od kilku dni nie potrafiłam przywołać ani jednej błyskawicy, już wcześniej czułam, że jestem słaba, ale teraz boję się wpaść na cokolwiek/kogokolwiek. Skupiłam się najbardziej jak umiałam, skierowałam spojrzenie na taflę wody. Naszyjnik uniósł się ku górze, świecił podobnie jak moje pazury i nos. Jednak nic się nie stało. Zupełnie, jakbym przegapiła chwilę, w której piorun uderza płosząc okoliczne ptactwo. Rozbolała mnie głowa, a zawieszka rzemyka stała się bezużyteczna na jakiś czas. Żołądek rozpoczynał swoje modły przyprawiając mnie o dreszcze, a w głowie pojawiła się tylko jedna myśl.
Po co mi to wszystko?

Od Lili (Lily) Do Tenszi

Wyobrarzacie sopie rze pszyhodzi do was ktosi njeznaiomy i wam muwi rze stracilisiće pamienć i rze go nje pamientaće? Ia tak miauam.
Nieznajoma zaprowadziła mnie do szkolnej biblioteki, w której znajdował się pokój, nazywany przez nią "tajemnym pomieszczeniem". Ona i jej towarzysze rozmawiali o różnych dziwnych rzeczach, m.in. o tym, że straciłam pamięć i mogę zrobić. Pff, jeszcze czego. Wszystko dobrze pamiętam, a tu mi się takie natręty wtryniają i wszystko psują. Siedzieliśmy na dywanie w "tajemnym pomieszczeniu" i słuchaliśmy biszkoptowej wadery. Nagle jeden ze szczeniaków, a dokładniej czerwona waderka zwana Kają, mocno walnęła mnie w głowę jedną z grubych, ciężkich ksiąg.
- Ej! - poskarżyłam się. O co im chodzi?! Wmawiają mi jakieś bzdury i jeszcze używają przemocy, jakby z chęcią pozbawienia przytomności. I potem znowu ględzenie o tym, że straciłam pamięć.
- Jednak nie można wyklu... - mówiła biszkoptowa wadera o imieniu Tenshi, jednak jej przerwałam:
- Mogę już iść? - spytałam zmęczonym głosem. Popatrzyła na mnie z wyrzutem.
- Dobrze - odparła. - Tylko niech pani na siebie uważa i z nikim nie rozmawia.
Jeszcze czego! Wstałam, i czym prędzej wyszłam z pomieszczenia. W głowie w kółko odtwarzały mi się tylko dwa słowa.
Dom. Spać. Dom. Spać. Dom. Spać. Dom. Spać. Dom. Spać. Dom. Spać. Dom. Spać. Dom. Spać. 
~~~*~~~
Leżałam, cała okryta kołdrą. Nie miałam na nic ochoty. Głowa mi pękała, a ciało odmawiało wszelkiego posłuszeństwa. W połowie śpiąc, w połowie nie śpiąc, usłyszałam czyiś głos.
- Pani Lily! Pani Lily!
To chyba ci natręci, którzy mi wmawiali te banialuki. Nie, nie chyba.
Na pewno.
Mamrocząc pod nosem, zwlokłam się z łóżka. Mroczki stanęły mi przed oczami. Potrząsnęłam głową i podeszłam do okna.
Widok sprawił, że szczęka mi opadła.

Tenshi? Masz tu odpisik. A teraz wymyślaj, co takiego "wielkiego" się stanęło. >:3

9.04.2018

Od Mateo do... A NIE WIEM

W teorii odpisuję w tej chwili sama sobie, ale csiii....
Achievement unlocked: Find your lost sister on the foreign continent 13 000 kilometers from home. Yay!
Skoro już to miała być moja siostra, to przyjrzałem się jej dokładniej. Była trochę niższa ode mnie, ale z pewnością o wiele bardziej wysportowana (meh).  Na krótkim, złocistorudym niczym Sahara o zachodzie słońca futrze było widać półkoliste beżowe znaczenia. Odgarnięta na bok grzywka, przechodząca z tyłu w niedbały warkocz, odsłaniała hardo patrzące na świat błękitno-fioletowe oczy, a zaostrzone, chociaż brudne od krwi pazury zdradzały zajęcie właścicielki. Ogólnie, nawet pomimo zabrudzenia stepowym piachem, siostra wyglądała bardzo ładnie. To pewnie rodzinne. ;3
- No... - Nie za bardzo wiedziałem, co mam teraz powiedzieć. - Okej.
Miri spojrzała na mnie jak na idiotę.
- Naprawdę, nie powiesz nic... Przepraszam, w zasadzie, co miałbyś powiedzieć? Sama bym nie wiedziała, co mówić... Sorry, że tak dużo gadam... - Westchnęła.
- Nic nie szkodzi - wtrąciłem szybko, żeby zdążyć przed następnym potokiem słów.
- Ufff. Przepraszam, że ciągle przepraszam, to znaczy... Nieważne. W każdym razie, witaj w domu... Zaraz, jak ty powiedziałeś, że się nazywasz? - Podniosła wzrok, patrząc na mnie z ciekawością.
- Mateo - odparłem, znów nie za bardzo wiedząc, do czego to wszystko zmierza. Parsknęła śmiechem.
- Serio? Mówili, że nazywałeś się Napoleon - zachichotała. Z tyłu dobiegł mnie stłumiony śmiech Kiiyuko. Naburmuszyłem się lekko.
- Ha, ha, fajnie, a może moglibyśmy zobaczyć... No to, gdzie mieszkacie? - zapytałem, żeby odejść od denerwującego tematu.
- A gdzie ci tak śpieszno, Napoleonie? - prychnął Kij. Pięknie.
- No tak, zapomniałam, że wy po długiej drodze... A jak ty się w ogóle nazywasz? - zapytała wadera, stojąc już w połowie w zaroślach. Kijek westchnął.
- Kiiyuko. Dziękuję, że ktoś sobie wreszcie... - reszty nie dosłyszałem, bo przecisnąłem się przez ciasno zbitą warstwę krzaków i dostałem się na teren watahy.
Nie przypominało to zupełnie niczego, co widziałem u nas. Wilki krzątały się wokół ulepionych z gliny domków, ustawionych w kilku rzędach, których wejścia bez wyjątku skierowane był na plac pośrodku.Były malutkie, tak, że nie mieściło mi się w głowie, by w każdym mogła żyć jakaś rodzina, ale za to niezwykle barwne. W małych okienkach pyszniły się kwiaty we wszystkich kolorach tęczy.
Ściany pokrywały wesołe malowidła, było słychać bawiące się szczenięta, ktoś grał skoczną melodyjkę na instrumencie z traw. Czysta sielanka i błogość. Widząc moja minę na widok tgo wszystkiego, Miri uśmiechnęła się.
- Te chatki to tylko przedsionki do nor wykopanych w ziemi. Normalnie jest tu trochę mniej kolorowo, ale z okazji Wielkanocy, no wiesz, wszyscy chcą się chwilę pocieszyć i zapomnieć o.. - Nagle przerwała i wbiła wzrok w ziemię. Zaniepokoił mnie jej wyraz pyska.
- O czym? - zapytałem. Przez chwilę milczała, po czym podniosła głowę. Ruch przesunął jej grzywkę i z przerażeniem zobaczyłem na jej policzku dwie niedogojone rany.
- O jilaqsach - odpowiedziała smutno, po czym, uprzedzając cisnące mi się na język pytanie, skierowała mój wzrok na jaskinię, której wcześniej nie zauważyłem. - Sam zobacz.
Słysząc za nami kroki Kija, wszedłem do groty. Jej ściany również pokrywały rysunki, ale zupełnie inne od tych na chatkach. Jedno spojrzenie na nie napełniło mnie zgrozą. Przedstawiały przerażone wilki w nierównym pojedynku z olbrzymimi, pierzastymi wężami o byczych rogach. W porównaniu z nimi winegry wyglądały jak potulne owieczki. Mimo prostej formy, z ich oczu wprost biło okrucieństwo i żądza mordu. Cofnąłem się.
- Nie.. Nie powinnam ci była tego pokazywać. Przepraszam. Teraz będziesz się tylko niepotrzebnie martwił naszymi problemami... Chodź - siostra pociągnęła mnie w stronę wyjścia. A ja czułem, że jednak dobrze, że to widziałem. Ostatecznie tu się urodziłem. To nie mogła nie być moja sprawa.
Kiiyuko, mimo całego swojego obruszenia brakiem zainteresowania jej osobą, wyglądała na wstrząśniętą tym, co zobaczyła. Podeszła do Miriam, żeby ją pocieszyć, i zaczęły rozmawiać. Wadera zaprowadziła nas na plac.
- Dobrze, nie przejmujcie się tamtym... Mamy Wielkanoc! Możecie się rozejrzeć, ja na chwilę pójdę... po coś - tymi słowami pożegnała się i odeszła. Zostałem z Kijkiem na ryneczku i rozpoczęliśmy rozglądanie się.
A było co oglądać. Dzieciaki ślicznie malowały jajka w kangurki, jakaś starsza wilczyca zachęcała do kupna własnej roboty kolorowych kapeluszy, mogliśmy sobie kupić kolorowy popcorn, a na samym środku, na kawałku ziemi ogrodzonym wysokim płotkiem, rozgrywały się 'walki gladiatorów'. Z ciekawości podszedłem tam i ujrzałem dwa, walczące na śmierć i życie, sporych rozmiarów króliki, utytłane w kolorowej farbie.
- To chyba niezbyt humanitarne - mruknąłem, na co stojący obok basior wzruszył ramionami.
- Wieś to lubi, a królików i tak jest zbyt wiele - odparł. Przypuszczałem jednak, że celem tego wydarzenia jest głównie ogałacanie widzów z pieniędzy na nieuczciwych zakładach. Moja przyjaciółka swoim zwyczajem prychnęła znacząco i odeszliśmy od zgiełku.
Miriam dalej nie wracała. Po obejrzeniu większości atrakcji właśnie mieliśmy zafundować sobie ten tęczowy popcorn, kiedy usłyszałem grzmiący głos:
- Dobrze się bawisz, synu?
Zapomniałem o pocztówkach. Zasadźcie mi cebulę na grobie.
<Kiju? Matko? Ktokolwiek, kogo Luna ze sobą wzięła?>

Od Vergila do Mateo

- Watahy? - prychnąłem, przewracając oczami. - Nie nadaję się do żadnego społeczeństwa.
Było to po części prawdą. Bywa, że zmieniam swój humor cztery razy na kwadrans, jestem impulsywny, a czasem nie mam ochoty się z nikim spotykać. Zwłaszcza z dziećmi szczęścia jak ten dzieciak.
- Aj tam! Dołączysz!
Wziąłem ostentacyjnie. Co za uparty wilk. Znając życie, będzie mi truć cztery litery, dopóki się nie zgodzę. Takiego typu istot nienawidziłem całym, chorym, ciemnym serduszkiem.
- Nie ma chyba sensu się z tobą kłócić, co? - Burknąłem pod nosem, obserwując teraz szczeniaki. Dzieciaki biegały jak szalone po trawnikach, szukając jajek. Czy raczej, nienarodzonych, pomalowanych kurczaków.
Wszystko zależy od punktu widzenia.
Metou usiadł z boku i zaprosił mnie ruchem pyska do siebie. Chcąc nie chcąc, wykonałem prośbę. Ten jednak chichotał. Spojrzałem na niego spode łba.
- O ciul ci chodzi? - Wymamrotałem niezadowolony. Czy on coś ukrywa?
Tak. Ukrywa.
Basior nagle odskoczył, a na mnie spadła spora ilość chłodnej wody. Szybko podniosłem głowę, ale jedyne co zobaczyłem, to odlatującego, śmiejącego się wilka. Mój "towarzysz" również tarzał się ze śmiechu. Zgromiłem go więc wzrokiem.
- No i z czego wyjesz?!

<Mateo?>

8.04.2018

Od Lii do Łosia

Wyplułam szyszkę i zgromiłam basiora wzrokiem. Ten tylko uśmiechnął się niby kpiąco, jednak po chwili znalazł się pod wodom, wrzucony tam przez wir powietrza, który chwilę potem obmył mnie wodą. Gdy basior wyszedł z wody, ja się z niej otrzepałam, przy okazji jeszcze bardziej mocząc samca, co jest chyba mało prawdopodobne.
- Łosiu, jeżeli chcesz mnie obrzucać owocami, to z dala od wody - mruknęłam siadając, i posyłając mrocznego duszka po monstera. - I jak, dobrze się bawiłeś? - spytałam. Basior już wytrzepany uśmiechnął się krzywo.
- Doputy, dopóki nie wrzucono mnie siłą nie czystą do wody.
- Siła nie czysta to Demo, a jej tu nie ma - zakpiłam, i gdy duszek wrócił, i sięgnęłam po Monstera.... dotknęłam też czegoś puszystego. - Raven, czego wyżłopałeś mój napój - mruknęłam potrząsając na wpół pustą puszką i szczeniakiem przy okazji.
- Bo ja chcę muffinki. - odparł puszczając puszkę.
- Po co
- No bo... do szkoły. Na taki dzień - Lampka się zapaliła. Popatrzyłam na Lełosia
- O co chodzi... - skulił uszy
- Kara! Pomożesz Ravenowi robić muffiny. - uśmiechnęłam się
- Nie umiem piec - bronił się
- TO SIĘ NAUMIESZ. A chyba wiesz, że jajka razem ze skorupką się nie wrzuca do miski - burknęłam.
- Ta, ta, tylko... o czymś zapomniałem i.... - odwrócił się, lecz ja chwyciłam go za ogon w momencie, w którym był już centymetr nad ziemią, i zaparłam się łapami.
- Au - poskarżył się basior i wylądował na podłożu, po czym wyrwał mi swój ogon. Wyplułam sierść.
- Idemy! Może się czegoś nauczysz, oprócz obrzucania wilków owocami, szyszkami i czym tam jeszcze.

< Łosiu? Kara! >D (Mogłaś nie mówić że robisz muffinki na fb) >

Uwaga!

No więc, tego, Event zakończony! 
Każdy, kto napisał op o Wilkanocy, może wybrać rzecz ze Sklepiku (do max. 100 cs), i dodać ją do ekwipunku postaci poprzez poinformowanie o tym Alfy.
A co do konkursu plastycznego... Dziękuję za dwie piękne prace. Ze względu na to, że nie sposób tu przyznać miejsc, uczestnicy tej 'konkurencji' otrzymują po 200 cs! 
Wesołych minionych Świąt :)

7.04.2018

Od Leo CD. Lii

Och, jakże piękny dziś dzień! Wręcz idealny na robienie psikusów!!! Prima Aprilis już za nami, jednak...
Wyszedłem z domu i wskoczyłem między drzewa. Muszę znaleźć jakiegoś wilka... MUSZĘ. Już chyba z czterdzieści minut szedłem lasem - gdzie, tak na marginesie, podłoże było całe w błotnistych, głębokich kałużach - i nadal nie spotkałem żadnego wilka. Pech? Pewnie tak. Nagle natknąłem się na jezioro. Na brzegu rosło duże drzewo, na którym postanowiłem przysiąść; podleciałem do niego i usiadłem na najgrubszej gałęzi. Roślina była dziwna. Wielka, miała kilka splątanych, kolorowych pni. Ale to nie wszystko - nie dało się określić gatunku owego drzewa. Rosły na nim barwne liście, szyszki, owoce, a nawet kwiaty. A to tylko przykłady! Nagle jakiś ruch z prawej strony zwrócił moją uwagę. Popatrzyłem w tamtym kierunku. Przy brzegu, na dużym kamieniu, siedziała...
Czyżby to Lia? Alfa naszej watahy? Moja ulubiona koleżanka?
Zaśmiałem się pod nosem. Nareszcie! Szybko obmyśliłem plan. Bierzmy się do roboty!
Najpierw "rozpyliłem" cień (pochodzący z drzewa, na którym siedziałem) wokół wadery, przez co nic nie widziała, jakby była za gęstą mgłą. A potem? Potem...
ZIUUUUUUUUUUUM!!!! I DOSTAŁA W GŁOWĘ!!!!!
Zacząłem bombardować Alfę wszystkimi owocami i szyszkami, które znajdowały się na drzewie, przez co była posiniaczona i brudna. A ja? Ja się doskonale bawiłem i miałem z tego satysfakcję! Na koniec podleciałem do wadery, a cień wrócił na swoje miejsce.
- Cześć! - przywitałem się. - Ojej! - dodałem z udawaną troską i zaskoczeniem.
<Liuuuuu?>

Od Mateo CD Lii

Postawcie Ewci świeczkę na grobie.
Okoliczności zmuszały do powzięcia najwyższych środków ostrożności. Jeżeli ktoś sobie przypomni, nie będzie bezpiecznego schronienia. Trzeba się ratować przed, cieszącym się obecnie sławą wśród młodych pokoleń, śmingusem-dyngusem.
Na szczęście, miałem już przebiegły plan. Po co dawać innym satysfakcję, pozwalając się zamoczyć? Lepiej ich przechytrzyć i zrobić to samemu.
Wyjrzałem na drogę. Pusto. Obawiając się strzelców wyborowych, pomknąłem w stronę najbliższego głazu. Od tej pory podróż stała się czujnym, wypełnionym ciągłym strachem przemykaniem między trochę bardziej bezpiecznymi miejscami. W pewnym momencie moje uszy wyłowiły cichy szelest. Zmartwiałem. Dźwięk narastał, po czym z traw wyleciał spłoszony bażant. Fałszywy alarm, jednak w obawie przed tym, co mogło go przestraszyć, szybko ruszyłem dalej.
Co dziwne, na drogach nikogo nie było. Nie chciałem się nad tym zastanawiać, bo byłem już blisko upragnionego celu: leśnych wodospadów. Puściłem się pędem w ich stronę. 30 metrów. W uszach rozbrzmiał mi głośny huk spadającej wody. 20 metrów. Na wygrzanej niemiłosiernie palącym słońcem sierści czułem bijący od rzeki chłód. Jeszcze kilka skoków...Woda była tuż-tuż, przesłaniały ją jedynie rzadkie gałęzie wierzby. Już pewny wygranej nad bawiącą się hałastrą wybiłem się ostatni raz.
Rozgrzana słońcem ciecz uderzyła w mój pysk z niespotykaną siłą. Upadłem na trawę; w oczach zatańczyły mi mroczki. Zdezorientowany, zamrugałem, próbując się ich pozbyć, i wyplułem nieprzyjemnie ciepłą wodę. Atak z zaskoczenia? Podniosłem się i skupiłem wzrok na wyłaniającym się z zarośli wilku. Nasza kochana Alfa, bo któż by inny, parsknęła śmiechem.
- Fajnie. Bardzo fajnie - mruknąłem, otrzepując futro.
- Nie wkurzaj się, w zasadzie cię uratowałam - odparła. Dziwne, że w ogóle mnie usłyszała, ryk wodospadów był ogłuszający.... Zaraz, co?
Wyjrzałem zza gałęzi i prawie zachłysnąłem się przerażającym widokiem. Woda, zwykle tworząca w tym miejscu jedynie przyjemnie chłodzący grzbiet prysznic, teraz biła o skały poniżej niczym wściekła. Strumyczek rozszerzył się do rozmiarów rzeki.W powietrzu unosiła się wielka chmura pary; krople z olbrzymią siłą na tryskały na wszystkie strony, także w moje oczy. Wstrząśnięty i znowu mokry, odwróciłem się z powrotem do Lii. Faktycznie, gdybym wskoczył do tego piekła, pewnie moje ciało wyłowiono by kilometry dalej. Albo wcale.
- Dobra, dobra. Ale nie powinniśmy sprawdzić, dlaczego strumień wezbrał? Ostatnio niewiele padało.
Alfa pociągnęła łyk Monstera, po czym zgniotła puszkę, ale nie wykazała dużego zainteresowania. Westchnąłem.
- Jeżeli nic z tym nie zrobimy, to, hm, może nas zalać? Poza tym w gorące dni wiele wilków idzie nad wodę, może po drodze kogoś opryskasz...
- Dobrze, możemy pójść - zgodziła się wreszcie, po czym zawołała - Raven! Chodź tu!
Przy jej boku zmaterializował się na oko roczny szczeniak. Super. Im nas więcej, tym większe szanse, że ktoś się przypadkiem utopi. Widząc, że nikt nie ma zamiaru wracać do watahy, by czynić przygotowania do wyprawy, westchnąłem cicho, wyczarowałem pisankę i wyrzuciłem ją w krzaki. Tak na szczęście. Zaraz potem ruszyliśmy w górę rzeki.
<Lia? Raven? Ktokolwiek, kto chciałby zmoknąć?>

Od Lumturi

 Wylegiwałam się nad jakimś małym stawikiem w środku lasu. Zamknęłam oczy, rozkoszując się dźwiękami przyrody. Kochałam spokój, choć czasami brakowało mi hałasowania innych wilków. Uniosłam powieki i przyjrzałam się swojemu odbiciu w wodzie. Podniosłam się powoli i spojrzałam na niebo. Żadnej chmurki, choć korony drzew zasłaniały większą część i nie byłam tego pewna. Nagle usłyszałam jakiś szelest, który początkowo zignorowałam. Cóż, może nie zignorowałam, lecz czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Kątem oka patrzyłam w stronę, z której wydobył się ten dźwięk. Powtórzył się, a ja zobaczyłam jak z gąszczu wychodzi jakiś wilk. 
<Ktoś?Coś?>

3.04.2018

Vergil i Shell - "Egg Strike - Easter Offensive" - cz.2 (do... jajkowego Ktosia?)

Shell



Ładowanie systemu 

Funkcje motoryczne - ukończono 
Funkcje sensoryczne - ukończono 
Pamięć - odzyskano
Pamięć podręczna - ukończono
System gotowy do pracy 


Otworzyłem oczy. Interface nie wyglądał na uszkodzony, mimo siły, z jaką powłoka spotkała się z glebą, według analizy wstępnej - skałą z okresu wielkiego zlodowacenia. Poruszyłem kolejno kończynami, podniosłem głowę zamrugałem kilkukrotnie. Tak, system był już całkowicie sprawny.
Wstałem więc, zrzucając ze swoich barków powłokę canis lupus, jaki spadł przez lej krasowy razem ze mną. Po szybkim przejrzeniu swoich informacji, zeskanowałem obiekt.
Vergil. Nazywał się Vergil. 
- Wstawaj. - Oznajmiłem, kopiąc go w bok. Basior mruknął niezadowolony, a następnie otrzepał się i podniósł. Jego wzrok przebiegł po jaskini. Zrobiłem to samo. Tutejsze fauna i flora była dla mnie nieznana, co spowodowało uczucie, zwane prawdopodobnie niepokojem. Wszystko było kolorowe. Pastelowe. Urocze. Słodkie. Świąteczne. Wszystkie epitety tego typu pasowały do określenia otoczenia, w jakim się znaleźliśmy. W dodatku, nie widzieliśmy innej drogi wyjścia, niż otwór, przez który wpadało intensywne światło.
Spojrzałem na Vergila, on na mnie. Zrozumieliśmy, że musimy iść w tamtą stronę. Może tam coś znajdziemy ciekawszego.
Dlatego ruszyłem przodem, a obolały basior dotruchtał do mnie, mrucząc coś pod nosem. Między nami zapadła cisza. Dopiero po chwili, wilk postanowił się odezwać.
- Emm, jak cię zwą? Nie widziałem cię tutaj w okolicy, a skoro przeżyłeś Czystkę, musisz być KIMŚ.
Wzruszyłem ramionami. Czy ja wiem.
- Shell. Po prostu Shell. Nie musisz wiedzieć więcej niż poza to. - Przysłoniłem oczy, kiedy oślepiająco białe światło padło na nasze receptory wzrokowe. Kiedy w końcu przyzwyczaiłem się do tego natężenia (Vergil nadal klął pod nosem na obolałe gałki oczne), ujrzałem coś, co przypominało stare ruiny miasta. I prawdopodobnie było nimi, ale nie pasował mi tutaj jeden element graficzny, wyglądający, jakby zaimplementował go jakiś nawiedzony informatyk.
Jajka.
Jajka wszędzie.
Białe lub po części zamalowane.
Vergil zmierzył to wzrokiem, podrapał się za uchem i zerknął na tabelę wyników.
Czekaj, tu jest coś takiego?
- Jesteśmy w jednej drużynie..
- Jakiej drużynie? - Podszedłem do wilka, spojrzałem na to samo, co on. Zaiste. Na samym dole znajdowały się nasze imiona. Westchnąłem cicho. Chyba powoli zaczynałem łapać zasady. Zwłaszcza, kiedy po dachu przebiegł jakiś inny wilk, ze sprzętem, co przypominał przyrząd do tortur, a następnie zamalował jakieś białe jajko. Czyli drużynowe malowanie pisanek.
Potrząsnąłem łbem, założyłem z Vergilem uprząż i, zastanawiając się, cóż ja robię ze swoim życiem, ruszyłem w wir walki. Wspólnie przemykaliśmy między ruinami, kolumnami czy po wnętrzach budynku, malując jajka. Pisanki wychodziły nam nawet dobrze, a po długiej chwili, byliśmy nawet w pierwszej piątce. Na czele nadal jednak znajdował się ten samotny wilk, który biegał po dachach jak kocur. Vergil, po skończeniu jednej z pisanek, zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Zrobiłem to samo. Ktoś chodził po dachu.
Podniosłem broń, wycelowałem w pustą okiennicę. Gdy tylko pojawiła się tam postać, wystrzeliłem. Oblepione różową farbą cielsko spadło na podłogę. Vergil wydał z siebie radosny pisk i podbiegł do osobnika, kładąc na jego boku łapę.
- I co teraz? Kto tu rządzi?
Odpowiedziało mu westchnięcie. Zmierzyłem wzrokiem nieznajomego i poznałem w nim czy niej, nie byłem w stanie określić, członka naszej watahy.

<Ktooosiu? :P >

2.04.2018

Od Lii ,, Śmigus dyngus"

Pierwsze co zrobiłam, to załatwiłam sobie pomocnika, przy okazji go adoptując. Raven, bo tak miał na imię szczeniak, był skory do psikusów, więc tym lepiej dla mnie. Dzisiaj miały przyjść do mnie jakieś wilki, o coś spytać. Na moją korzyść, może nie miałam żywiołu wody, ale miałam żywioł wiatru. Siedziałam ze szczeniakiem na kamieniu nad moją jaskinię, i patrzyłam czy ktoś idzie. Za mną, na wielkim "talerzu" z wiatru, była spora ilość wody. Uśmiechnęłam się, gdy wyczułam, a potem zobaczyłam dwa wilki. Raven miał wiadro wody, miskę obok, oraz kilka strzykawek na zapas. Gdy tylko wilczki zaczęły się zbliżać, i były już tuż pod wejściem, moja "misa" z wodą się gwałtownie przechyliła, mocząc wilki, do ostatniego suchego włosa. No, może nie całkiem. Przez chwilę stały oszołomione, a ja ze szczeniakiem zaczęłam się dusić śmiechem. W końcu zleciałam na dół, przeprosiłam, i odpowiedziałam na pytania. Gdy członkowie watahy poszli, ja znowu nalałam wody do mojej "misy" i poszłam moczyć wilki, podśpiewując, słuchając muzyki przez słuchawki i pijąc monstera. Raven uparł się, że chce zmoczyć Kaję, więc oczywiście przy okazji cała jej rodzina była mokra, a jaskinia zalana wodą. Naturalnie ja też byłam mokra, gdyż, ponieważ Mizeria ma kochana oblała mnie w samoobronie dość mocnym, grubym na metr strumieniem wody. Od Lily też dostałam, bo ta zaskoczona gwałtownym napadem, z jeszcze lekkim zanikiem pamięci chlusnęła mnie już mniejszą ilością napoju. Jeśli chodzi o Finna to jego to bym nawet moczem nie oblała. Prędzej wodą święconą, bo jego duch po moim zabójstwie jego osobowości pewnie pójdzie do... może gdzieś, gdzie są tacy jak on. Więcej wodowych postaci w watasze nie mamy, więc nie musiałam się obawiać akurat tego, ale może ktoś tak samo jak ja miał dzisiaj wenę na wkurzanie ludzi, i łaził z wiadrem wody?

CDN
Może ktuś odpisze? xD

1.04.2018

Od Demo Do Finna

- Czyli do kogo? - dopytywał się dale. Debil po prostu debil. To trzeba zacząć tępić. Przeleciało mi przez myśl.
- Czyli do Alfy idioto - prychnełam i przyśpieszyłam krok. Ciekawe... czy on przeżyje czy nie... Lia się wścieknie czy nie .... hymmmm.... wścieknie się na pewno.... 
- Halo ziemia do Demo. Coś tak odleciała?
- Nie wiem czy ratować ci tyłek czy nie? - mruknęłam dalej tkwiąc myślami w jaki sposób Lia by go zabiła. Basior chciał coś powiedzieć, ale ja zaczęłam mówić pierwsza. - Ty zostań tu bo jeśli ci życie miłe to tam nie chcesz się znaleźć. - rzekłam po czym weszłam do jaskimi mojej przyjaciółki. Niestety basior poszedł za mną.
- Won. - usłyszałam po czym zmieniłam się w pył by uniknąć ataku.
- Cześć Lia
- Hejo. Chcesz? - wskazała łapą na napój energetyczny. Zdecydowanie jest od tego uzależniona.
- Nie dzięki.
- Przynajmniej nie stracę. - wymruczała zadowolona.
- Ja w innej sprawie. Znalazłam rzazem z Finnem niezłą truciznę i ... - przegadałam z nią tą sprawę i doszłyśmy do tego że sprawca mógł być klan mrozu z za gór.

<Finn? A może inne wilczki? co się będziemy jednych i tych samych osób trzymać>

Od Finna Do Demo

- No - kiwam głową w dół. Dodaję ciszej - sztywniara
- Mówiłeś coś? - wadera unosi lekko brew
- A skąd - w moim głosie da się czuć ironię. Samica jednak tylko prycha i nic więcej nie mówi - No dobra. To zaczniemy od tego. Kto ma jakikolwiek związek z toksynami?
- Lepsze pytanie kto nie ma z tym związku - mówi wadera i zaczyna wymieniać - Yuko, ja, czasem Lia i Kagekao... - znów nie daję jej dokończyć
- Ło ło ło ło. Pierwsze pytanie: kim oni w ogóle są? Drugie: jaki oni mogą mieć związek z... tym? - wskazuję łapą na truchło. Samica strzela pożądnego facepalma i patrzy na mnie jakby z politowaniem
- Wiedziałam, że debil, ale że aż taki? - zaczyna
- Hej, ja tu dalej jestem - przypominam o sobie
- Super - prycha - Skoro mają związek z toksynami, to mogą mieć związek z tym, palancie - Demo patrzy na mnie jak na debila
- Wymieniłaś też siebie. Czyli ty też masz z tym związek? - mówię z ironią
- Weź ty się lepiej już nie odzywaj - wywraca oczami
- Nie mów mi jak mam żyć - zaczynam się śmiać, a wadera ponownie wywraca oczami
- Oj chodź po porstu
- A to dokąd? - unoszę lekko brew
- Do Lii
< Demo? Odwiedzimy wilczki? C: >

Od Demo Do Finna

- Może i by mogło, ale ... - nie dokończyłam mówić bo mi perfidnie przerwano.
- Oj... no nie bądź sztywna. Taką przygodę chcesz stracić?
- Po pierwsze nie jestem sztywna - w odpowiedzi tylko usłyszałam krótkie "yhym" - A po drugie to ja w tym nie widzę nic ciekawego.
- Poszukiwanie sprawcy zatruwania zwierzyny, podróż i może jakaś walka nie brzmi ciekawe? - nadal próbował mnie przekonać Finn. Chwile jeszcze się zastanawiałam, no ale cały czas w mojej noże siedzieć nie będę. 
- No dobra. - niech mu będzie może jednak nie będzie nudno.
- Co?
- Niech ci będzie. Możemy się zająć tą sprawą.

<Finn? Toksyczne wilczki fajne x3>

Od Finna Do Demo

- No to fajny sosik - odzywam się - Myślisz, że smaczny? - mówię ironicznie
- O tak, myślę, że jest wyśmienity - odpowiada samica z jeszcze większą ilością ironii. Wywracam lekko oczami i podchodzę do ofiary. Kiedy wyciągam łapę, by dotknąć owej trucizny wadera odzywa się - Ja bym nie dotykała - i patrzy na mnie. Od razu cofam kończynę i spoglądam na Demo. Próbuję rzucić jakimś żartem i otwieram parę razy pysk, ale szybko go zamykam. No tak, akurat teraz nie mogę nic wymyśleć
- To dozwolone? Podobno teraz nie można polować - prycham i obchodzę martwą zwierzynę dookoła
- A kto go tam wie? Może i niedozwolone, ale... - nie daję jej dokończyć i zadaję pytanie
- Myślisz, że kto go tak urządził? - przekręcam lekko łeb w bok. Chyba nie wszystkie wilki tutaj mają jakieś moce toksyczne
- Skąd mam to wiedzieć? - prycha - Jakoś dałoby radę wyczaić tego, kto to zrobił, ale takie przygody nie są najciekawsze - wywraca oczami
- Czemu? - czuję się teraz jak szczeniak - Mogłoby być fajnie - śmieję się
< Demo? Poszukiwania toksycznego wilczka? >

Nowa wadera! Shila



Właściciel: (Howrse) CeltySeyl
Imię: Shila
Wiek: 4 lata
Płeć: wadera
Żywioł: Burza, Błyskawica
Stanowisko: Zwiadowca
Cechy fizyczne: Szczupła, drobna ale dobrze zbudowana.
Cechy charakteru: Shila stroni od wszelakich bliskich kontaktów z innymi, nie jest do tego przyzwyczajona, stały się dla niej zbędne. Określa się jednym słowem, mówi tylko tyle, ile potrzeba. Woli działać. Jeżeli należy coś zrobić, zbiera się do tego bez zbędnego "ale". Jest obserwatorem, z łatwością potrafi określić charakter i pobudki danego osobnika. Nigdy nie prosi o pomoc, z reguły trzyma się z boku, nie narzuca się i woli, gdy inni też tego nie robią. Zawsze można liczyć na jej pomoc, najlepiej dogaduje się z towarzyszami, jest bardzo zżyta ze swoim Spiro. Sprawiedliwość i obiektywizm stanowi w jej życią ważną część, ma przewagę nad współczuciem.
Cechy szczególne*: Siwa sierść. A raczej jego pozostałości.
Lubi: Uwielbia swojego towarzysza, spędza z nim znaczną ilość czasu, choć nie zawsze się rozumieją, opowiada mu jak minął jej dzień i powierza sekrety.
Nie lubi: Nadgorliwości, kłamstw i niedotrzymanych obietnic.
Boi się: Ciemności.
Moce: Przyzywanie burzy-tylko w chiwli skrajnego poczucia gniewu. Przyzywanie błyskawic, uderzanie nimi w konkretny punkt-wedle uznania i humoru.
Historia: Czasami zdarza się, że cały Twój idealny świat legnie w gruzach. Wszystko to, co budowałeś miesiącami bądź latami, nagle znika. Tak po prostu. Pryska jak mydlana bańka zostawiając ślad na ścianie i w Twoich oczach. Właśnie tak potoczyła sie historia Shili. Obudziła się pewnego dnia, jak codzień miała zobaczyć swoją rodzinę i stado. Jednak tak się nie stało. Nie było nikogo. Jej ciało otulił chłód, wyjrzała nieśmiało ze swojej pieczary by ujrzeć płatki śniegu opadające na ziemię. Ślady. Na glebie widać było zarys odcisków łap. Wybiegła i podążała za nimi tak szybko jak potrafiła. Mając nadzieję, że ich dogoni. Że ich zobaczy, że ją usłyszą, zdadzą sobie sprawę, że o niej zapomnieli i zabiorą ze sobą. Nic takiego się nie stało. Śnieg już dawno przykrył resztki nadziei. Rozejrzała się, ale nie widziała kompletnie nic, śnieg pruszył coraz mocniej a wokół rozlegało się pustkowie. Wędrowała przed siebie, nie miała wyboru. W końcu jednak ujrzała skałę, dzięki której mogła skryć się przed wiatrem. Jej każdy krok wydawał z siebie dźwięk, zbudził on dwoje czujnych uszu, które zaczęły nerwowo się obracać. Ktoś leżał w miejscu, które upatrzyła sobie Shila. Podeszła bliżej, a spłoszone stworzenie odbiegło. Wilczyca położyła się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżał tajemniczy Twór pozostawiając po sobie tylko odcisk na puchu. Przeczekała tam wichurę. Nastał świt, a zmęczony szczeniak stracił nadzieję na odnalezienie rodziny. W tej chwili, przypomniała sobie, jak jej Matka mówiła, że nigdy jej nie zostawi. Łgała, jak bardzo ją kocha a łzy mimowolnie napłynęły do oczu. Piekły policzki i kaleczyły oczy.Przez zamazany obraz, jednak coś zauważyła.
Zarys sylwetki, pobiegła w jej kierunku, zdziwiła się, gdy ujrzała postać.
"Jeleń?"-pomyślała. Cielak. I to nie byle jaki. Skrzydlate cielę patrzyło na Shilę wielkimi, czarnymi oczami, zastanawiało się, co robić. Chciało uciec, jednak bało się ruszyć. Szczenię było tak samo przerażone. Czuły coś wspólnego-strach, to je łączyło. Były tak samo porzucone. W tym swoim wspólnym lęku, znalazły porozumienie. Pozostało tak do dziś. Uczyły się od siebie, doroślały i mężniały. Gdy Shila spotkała na swej drodzę Lie, nie zapomniała o swoim towarzyszu.
Zauroczenie*: -
Głos*: Link
Partner*: -
Szczeniaki*: -
Jaskinia: Jaskiania w Górach Pochyłych
Medalion: Shila nosi na szyi rzemyk z pazurem niedźwiedzia. Wierzy, że to on pomaga jej się skupić przy przyzywaniu błyskawic. Wiąże się z nim osobna historia.
Coins: -
Towarzysz*: Spiro
Inne zdjęcia*: -
Przedmioty kupione w sklepie*: -
Dodatkowe informacje*: Na skutek ogromnego stresu, jej sierść zaczęła wyzbywać się barwnika-Shila wysiwiała jako szczenię w ciąu kilkunastu godzin.
Umiejętności:
: Siła: 100
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 200
: Zwinność: 150
: Szybkość: 150
:Mana:- (24h)

Do Matełosia

Witaj drogi człeku! Z racji tego, że dotarłeś do 100 postów, i byłeś bardzo aktywny, otrzymujesz 150 cs oraz 2, wybrane przez ciebie rzeczy ze sklepu :) Taki mam dzisiaj dobry dzień. Wybierz sobie coś ze sklepu i wpisz do ekwipunku.

Nowy wilk! Lumturi

Właściciel: Wikunia098 (howrse)
Imię: Lumturi, w skrócie Lummy
Wiek: 5 lat
Płeć: wadera
Żywioł: Umysł, ból
Stanowisko: Taktyk
Cechy fizyczne: Chuda, niska. Niezwykle zwinna i zręczna.
Cechy charakteru: Początkowo nieśmiała, wydaje się zimna i oschła, ponieważ przekłada rozum nad serce. Mimo to mocno się przywiązuje i jest bardzo lojalna. Lubi władzę, jest dość despotyczna.
Cechy szczególne*: -
Lubi: słodkości, urocze rzeczy, książki ciszę.
Nie lubi: hałasu, tłumów, ciasnoty, pracować w nocy
Boi się: śmierci, owadów
Moce: kontrolowanie umysłów, manipulacja wspomnieniami, wywoływanie bólu fizycznego i psychicznego, zabieranie bólu, alkohol na nią nie działa
Historia: Została niesłusznie oskarżona o przestępstwo w swojej poprzedniej watasze. Pomimo niewinności została skazana na banicję i zaczęła się błąkać po świecie. Udało się jej w końcu odnaleźć nową watahę.
Zauroczenie*: -
Głos*: Link
Partner*: -
Szczeniaki*: -
Jaskinia: Najzwyklejsza jaskinia, dość mała i przytulna
Medalion: Zwykły ametyst na sznurku,
Coins: brak
Towarzysz*: -
Inne zdjęcia*: -
Przedmioty kupione w sklepie*: brak
Dodatkowe informacje*: Radzę nie denerwować.
Umiejętności:
: Siła: 100
: Zręczność:200
: Wiedza:150
: Spryt: 200
: Zwinność:200
: Szybkość: 200
:Mana: 200

Od Lii ,, Jak spędzam.... czas"

Czas świąt. Radosny, rodzinny... no, a przynajmniej nie u mnie. Przez cały dzień siedziałam, leżałam, lub łaziłam po jaskini. Siedziałam ze słuchawkami w uszach nad mangą Kottleta (xD) I tak przez cały dzień pijąc Monstera.... po którym zawsze się chce sikać. (nie wnikajcie) No ale bywa. Tak więc siedziałam w jaskini i się nudziłam tak właściwie przesypiając całe święta. Dzisiaj 1 kwietnia więc... powinny być żarty. KOGO MAM NIBY NABIERAĆ?! HĘ?! Crystal?! Ona to naburmuszon nie znający się na żartach białas. Jutro i tak wszyscy będą mokrzy. Głównie z mojej winy. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyładuję się w ten dzień, jak podczas czystki. Tyle że wszyscy będą mokrzy. Ogarnęłam że w TV leci o tym człeku co się rozbił na statku, i przełączyłam na inny kanał. Jakaś bajka, i tak dalej, i dalej... NUDY! A wcześniej była familida czy jak to się pisze. Tak więc, zaczynamy wylewać moje myśli


,, Po jakiego wała ja tutaj siedzę, równie dobre mogłabym jechać teraz do Egiptu, ale mi się nie chce, bo jestem kurwa leniem. Jasne! A potem wściekaj się na siebie downie że nie masz co zrobić ze swoim życiem, bo jesteś (***) leniem. Albo jeszcze nie ma to jak się gryźć prawie do krwi tylko dlatego, że w głowie idzie ci muzyka, przez którą nie możesz spać, i chcesz na złość zrobić swojemu organizmowi, ale przecież twój organizm to ty, więc robisz na złość sama sobie. Bo czemu nie? Przecież i tak to ciało ci nic nie daje, a mózg robi ci koktajl w głowie, przez co masz ochotę się zabić. - Na TV nadal siedział ten co był na wyspie, i właśnie jakieś murzyny tańczyły wokół ogniska jak małpy na LSD. Zaraz potem wszyscy zwiali - Bożu co ja oglądam - wróciłam do czytania mangi - Oho! Jak podchodzi! WTF nie umie się tym posługiwać. A bo on może chce być martwy. nie pomyślałeś o tym? A jaki umalowany! Dobra, wracam do czytania... - wyłączyłam TV - Dobra, i tak wszyscy umrzemy"

CDN
Nie ma to jak pisań swoje nijakie myśli xD