31.10.2017

Od Megami c.d Mateo

-Gdzie idziesz?-zapytałam.Szczeniak przystanął i popatrzył na mnie.-Na dół.-odpowiedział.
Wilk wyglądał na przyjaznego.Postanowiłam się przedstawić.-Po co?..Jestem Megami.Możesz zostać jeśli chcesz...-odwróciłam głowę i patrzyłam na piękny widok.Kątem oka widziałam jak czarny szczeniak podchodzi do mnie.Lekko się uśmiechnęłam.
-Mateo...-odpowiedział-Chyba już kiedyś słyszałem to imię.
Chwilę jeszcze wpatrywałam się w las który było widać z góry.Podniosłam się i odwróciłam do Mateo.-Lepiej wracajmy.-powiedziałam.Do końca nie wiedziałam czy tutaj nie ma żadnej watahy.Nie chcę zginąć, poprzez przekroczenie watahy.Nie wiadomo jakie typy tutaj żyją.
-Dlaczego?-zapytał rozglądając się.Coraz bardziej się niepokoiłam, ponieważ nie czułam obecności jednego, ani dwóch wilków tylko całe mnóstwo.-Tu nie jest bezpiecznie!-popchnęłam szczeniaka, aby zaczął biec, ponieważ kątem oka zobaczyłam z oddali biegnącego na nas wilka.Mateo także dostrzegł wilka, po czym położył uszy i zaczął uciekać.Mateo było od mnie szybszy.( Chyba jak każdy szczeniak).Przekręciłam lekko głowę, i przekierowałam wzrok do tyłu.Widziałam jak wilk się zbliża.Mateo był znacznie dalej od mnie.Serce biło mi oraz szybciej.Nagle poczułam zaciskające się zęby na moim zakręconym ogonie.
-AJ!!!-pisnęłam przewracając się.


<Mateo?Nie miałam pomysłu na dalszą część ;-; >

Nowa wadera! Rose


- Twój adres e-mail albo nik na Howrse: nyan_neko@wp.pl
- Imię: Rose, ale lubi też gdy ktoś używa zdrobnienia "Rosie".
- Wiek: 3 lata
- Płeć: Wadera
- Żywioł: Magia, Nadzieja, Uczucia
- Stanowisko: Medyk
- Cechy fizyczne: Rose jest waderą przeciętnego wzrostu. Niestety nie odziedziczyła po rodzicach siły, ale za to nadrabia szybkością i zwinnością. W dzieciństwie często wdrapywała się na drzewa i skały, więc jest świetna we wspinaczce.
- Cechy Charakteru: Wieczna optymistka. Inni zawsze powtarzali, że patrzy na świat przez różowe okulary. Uwielbia pomagać innym, dlatego została medykiem. Odziedziczyła spryt po matce, dzięki czemu udało jej się już kilka razy wyjść z nieprzyjemnych sytuacji. Jest duszą towarzystwa, kocha spędzać czas z innymi. Jest bardzo gadatliwa, potrafi gadać godzinami, niektórzy mogą mieć jej przez to dość. Dosyć łatwo przekonuje się do nowo poznanych. Zawsze stara pomóc się komuś w potrzebie, nigdy nie przejdzie obok takiej osoby obojętnie, jednak zdarza się, że nie jest w stanie komuś pomóc. Często stara się poprawić komuś humor żartując. Kroczy przez życie z uśmiechem. Jak każdy ma czasami chwilę słabości, ale stara się myśleć o pozytywnych rzeczach, których jest według niej mnóstwo.
- Cechy szczególne: Niczym szczególnym się nie wyróżnia.
- Lubi: Szczeniaczki, pomagać innym
- Nie lubi: Wilków ze zbyt wysokim ego, samotności, robaków.
- Boi się: Samotności... to jej największy lęk. Z takich mniejszych lęków, to boi się wszelkiego rodzaju robactwa, a szczególnie pająków.
- Moce:
* Uzdrawianie ran fizycznych za pomocą magii.
* Przywracanie komuś nadziei.
* Podstawowe umiejętności magiczne, takie jak sprawianie, by dany przedmiot lewitował itp.
* Ożywienie przedmiotu martwego, np. posągu. Przedmiot pozostanie żywy do maksymalnie 24 godzin lub do jego zniszczenia. Jest to moc wymagająca dużo energii.
* Wywołanie za pomocą magii fioletowego płomienia, działającego podobnie jak zwykły płomień.
* Ingerowanie w czyjeś uczucia, potrafi np. sprawić, że ktoś poczuje smutek. Nie lubi używać tej mocy.
* Urok osobisty można zaliczyć do mocy? default smiley :)
- Historia: Rose urodziła się w małej watasze położonej daleko na północy. Od zawsze była najbardziej energiczna z całego rodzeństwa. Kochała przygody i wspinaczki po drzewach. Zawsze chętna do pomocy przesiadywała w jaskini szamana, pomagając mu w różnych sprawunkach. Gdy miała rok, zaczęła zajmować się geografią, oraz swoim hobby. Często wychodziła zwiedzać tereny w pobliżu watahy. Podczas jednej z takich wypraw znalazła Kuro - swojego najbliższego przyjaciela i towarzysza. W wieku dwóch lat jej rodzeństwo zaczęło się rozchodzić po świecie. Nie chciała zostać odosobniona. Po kilku miesiącach postanowiła opuścić watahę w poszukiwaniu swojego nowego domu.
- Zauroczenie: Jest taki ktoś, ale liczy się charakter, a nie wygląd, więc nie wie jak to będzie...
- Głos: Yui - Again Link
- Partner: Jeszcze nie poznała miłości swojego życia.
- Szczeniaki: Niestety nie posiada potomstwa, ale marzy o wychowaniu malutkich, puchatych szczeniaczków.
- Jaskinia: Link
- Amulet: Link
- Coins: 0
- Towarzysz: Kuro
- Inne zdjęcia: Brak
- Rzeczy ze sklepiku: 0
- Rzeczy znalezione w op: 0
- Dodatkowe informacje: Często używa zdrobnień, również zdrobnień imion.
- Umiejętności:
: Siła: 50
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 200
: Zwinność: 100
: Szybkość: 150
: Mana: 100

Od Royal'a CD. Evana

Zagrajmy w skojarzenia. Październik. Jesień. Zimno. Mokro. Szaro. I do dupy. Tak, właśnie w ten sposób wyglądała moja krótka definicja obecnie panującej pory roku. Ale cóż, trzeba jakoś to przeczekać. Po namyśle stwierdzam, że hibernacja to wbrew pozorom nie taki zły pomysł. Ja jednak nieco zmodyfikuję ową ideę, a zamiast snu zimowego, zapadnę w sen jesienny. Zaszyję się gdzieś w jaskini i przeczekam tak aż do pierwszego śniegu. To świetny plan. Westchnąłem głęboko, odrywając swoją uwagę od rozmyślań. Skrzywiłem się nieznacznie, czując obrzydliwe, śliskie błoto pod swoimi stopami. To chyba tylko kwestia czasu aż dostanę szału. Wokoło panował mrok. Kolejny podmuch wiatru targnął moją sierścią, wywołując falę nieprzyjemnych dreszczy, przechodzących przez moje ciało. Im dalej zagłębiałem się w leśną gęstwinę, towarzyszące mu uczucie niepokoju przybierał na sile. W powietrzu unosiła się złowroga cisza. Nawet ptaki zdawały się zamilknąć. Zmarszczyłem brwi. Coś jest nie tak, jak być powinno. Nim jednak zdążyłem dokładniej rozważyć owy problem, przed sobą ujrzałem wyjście z tego dziwnego labiryntu. Rozległa polanka, oświetlona bladym księżycowym światłem. Pod samotnym drzewem dostrzegłem sylwetkę wilka. Ostrożnie podszedłem bliżej. W tym samym momencie samiec, najwyraźniej zaalarmowany odgłosem kroków, otworzył oczy i gwałtownie podniósł się z ziemi.
- Siema - rzuciłem beztrosko. - Royal jestem.

[ Evan? Tragedia. Pisanie na telu nie idzie mi zbyt dobrze ;_; ]

30.10.2017

Od Evana do...?

Był chłodny, październikowy wieczór. Jeśli miałbym powiedzieć coś więcej o pogodzie, powiedziałbym... wilgotna. Wszędzie było mokro, a ja czułem, jak z każdym krokiem moje futro coraz bardziej przemięka. Po co więc przechadzałem się po dworze? Lubię taką pogodę.
Ptaki, które zaczęły śpiewać rano już powoli kończyły swoje trele, co jakiś czas słychać było tylko świergot jakiegoś spóźnialskiego mazurka czy sikorki. Teraz to słowiki przejmowały inicjatywę. Przysiadłem pod drzewem, zamknąłem oczy i wsłuchałem się w piękny śpiew. Po jakimś czasie, oprócz melodyjnego głosu słowików dało się słyszeć kroki. Otworzyłem oczy, wstałem. Kilkanaście metrów ode mnie zauważyłem wilczą sylwetkę i parę dużych, wpatrujących się we mnie oczu.
<Ktoś? Może ktoś z dobrą weną, chciałbym wreszcie przeżyć jakąś rozwiniętą przygodę xD>

Od Equela do Katniss

Przez resztę dnia Katniss dziwnie się zachowywała. Jak na mnie patrzyła, i ją na tym przyłapałem, to odwracała szybko wzrok, i mimo, że miała futro, widać było, że się czerwieni. Ja tylko chodziłem z zadowoleniem. Rana praktycznie mnie nie bolała, jak patrzyłem na waderę.
- Katniss? - Odezwałem się - Chyba trzeba iść.
- Mhm - przytaknęła. Zacząłem iść dalej, lecz... zaraz, czy my robiliśmy własnie koło? I przy okazji... to uczucie.
- Katniss...
- O co chodzi?
- Nie czujesz tego, prawda?
- To zależy, o co pytasz.
- O niepokój. - zacząłem się nerwowo rozglądać. I tak, z krzaków wyskoczył ten dziwny stwór. Byłem na to przygotowany.
- Odsuń się! - krzyknąłem do wadery. Ta odskoczyła w ostatnim momencie, bo potwór mógłby ją przebić swoją "racią" Byłem pewny siebie, i to był mój błąd. Użyłem na potworze mojej mocy rozrywania wnętrzności. I... nic. Zszokowany próbowałem blokady. Też nic. Iluzja? Wszystkie moce na nim nie działały.
- Eee.... Katniss... chyba mamy problem. - stwór zawrócił i zaszarżował w naszą stronę.
- Myślałam, że go zabiłeś!
- Nie działają na niego moce! - stwór rzucił się na waderę, która odskoczyła. Potwór się przewrócił, lecz jego "racia" zrobiłaby w niej dziurę. Miałem dobry refleks, i do tej pory dziękuję za niego Bogu, bo zanurkowałem, chwyciłem waderę, i wylądowałem z nią na sośnie. Och, jak ja bym chciał tutaj zostać. Kora tego drzewa pachniała żywicą, a igły mimo jesieni były dobrze umocowane. Poza tym, wyglądała na solidną. Stwór jednak szybko się pozbierał. Katniss wyciągnęła strzałę, i napięła łuk.
- Czekaj! - krzyknąłem, bo zaraz potem znalazłem się z nią w zupełnie innym miejscu.
- G-gdzie jesteśmy? - wadera zaczęła się rozglądać. Tak szczerze, to było tutaj pięknie. Wielka komnata... może to tylko korytarz? Ale i tak była wielka przestrzeń... z kolumnami. Płytki były niczym z diamentu, dokładnie wyszlifowane. Wszędzie był błękitny połysk. Sufit jeszcze piękniejszy niż podłoga. Mnóstwo było na nim znaków, i płaskorzeźb. Żyrandole wyglądały jak nie z tego świata. Gdzieniegdzie była mała fontanna, oraz na środku wielkie, szklane schody. Dookoła czuć było zapach lasu.
- Witajcie, moi drodzy. - na schodach stało to samo światło, co z pierwszej kapliczki, tyle, że tym razem w postaci wilka. Głos bogini był pełen łagodności. Zrobiło mi się cieplej na duchu. Wstałem szybko i się ukłoniłem.
- O pani, czy byłabyś łaskawa, i ugościła mnie, oraz moją towarzyszkę podróży?
- Właśnie po to was uratowałam. - Bogini uśmiechnęła się ciepło - Najpierw przyszykowana jes gorąca kąpiel, potem jedzenie... na końcu porozmawiamy. - Bogini zaprowadziła nas do główngo korytarza, który wyglądał jak ze snu, po czym opisała gdzie każde z nas ma komnatę, i gdzie kąpiel oraz jedzenie, po czym się rozpłynęła. Jeśli mam być szczery, to nigdy kąpieli takiej nie brałem. A skoro to sama bogini nas zaprosiła, to grzechem byłoby nie skorzystać.

< Katniss? Moja wena cały czas jest w najwyższej formie >

29.10.2017

Od Evana do Lily

Wadera upadła. Towarzyszyło temu głuche stuknięcie o posadzkę. Wyskoczyłem z fotela i podbiegłem do wadery.
-Lily? Lily?- nawoływałem. Nagle spostrzegłem, że spod jej głowy cieknie strużka krwi. Czerwona ciecz mieszała się z rozlaną wodą, wszędzie dookoła leżały odłamki szkła. Kompletnie nie wiedziałem, co robić, spanikowałem. Próbowałem ją przesunąć, podnieść, ale nic z tego, jeszcze bym ją bardziej uszkodził. W końcu przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Przywołałem kruki. Parę sekund później było już słychać trzepot ptasich skrzydeł przerywający nocną ciszę. Krakanie coraz bardziej się zbliżało. Gdy już zobaczyłem czarną masę nadlatującą z półmroku, poleciłem ptakom, aby przeniosły moją towarzyszkę do medyczki. Sam pobiegłem.
Rodinia powitała nas niespecjalnie przyjacielsko, a właściwie, to nas w ogóle nie powitała. Nie wiedzieć czemu nie było jej w jaskinii. Przekląłem w duchu. Postanowiłem udać się do Lii, może ona by coś zdziałała. Zdyszany i zmęczony bieganiem od domu do domu dotarłem do groty Alfy, która spała. Obudziłem ją, no bo co, mi tu kurczę na rękach ktoś umiera a medyczki nie ma! Zaspana Lia powiedziała, że mam iść do Mirany, żeby przetarła Lily jakimiś ziółkami. No to co, nie miałem wyboru, chociaż pomyślałem, że sobie może tą drogę ułatwię. Przywołałem więcej kruków, "wsiadłem" na nie i poleciałem do jaskinii wadery od ziółek. Ta też spała, ale ją już obudziłem bez żadnych ceregieli. Zapaliła światło i wprowadziła nas w swoje progi. No, może nie tyle, co "nas", bo Lily leżała nieprzytomna na moich krukach, które już chyba powoli miały dość kapiącej na nie krwi.
<Lily? obudź się!>

Od Katniss Do Equela

Ten basior to... cudo. Szczerze jego snu słuchałam jednym uchem, ale wiem o co chodziło. Zastanawiałam się skąd tam ja. Spodziewałam się tego, że będę tam ja, ale żeby nie chodziło o zabicie mnie? Nie wiem... chyba się tego nie dowiemy... a może? Ciekawa jestem czy basior myśli o mnie to samo co ja o nim... basior złożył jeszcze jedną ofiarę po śniadaniu i ruszyliśmy. Tym razem drodze towarzyszyła rozmowa. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Rana samca wyglądała dużo lepiej, bowiem goiła się. Tym razem oboje twardo stąpaliśmy po ziemi. Basior nie wzleciał ani na chwilę. Następna kapliczka oddalona była o pięć kilometrów co znacznie nam pomogło. Znów złożyliśmy ofiarę, zjedliśmy obiad i porozmawialiśmy znów o wszystkim i o niczym. Upolowałam króliki, które następnie zjedliśmy i zasnęliśmy. Tym razem śnił mi się dom. Byłam tam z mamą, tatą i rodzeństwem. Ja jako szara myszka trzymałam się na uboczu, ale byłam szczęśliwa. Po chwili obraz zupełnie się zmienił i znów uciekałam przed potworem, który zmienił się z jelenia. Po chwili przede mną pojawił się Equel i mnie pocałował. Byłam w siódmym niebie. Obudziłam się i postanowiłam nie mówić o niczym basiorowi
< Equel? U mnie wena działa nadal xd >

Od Mateo CD Megami "Zabawa w komandosa"

Cel na dziś: pobawić się w komandosa. To chyba coś jak szpieg, nie?
Niestety, wszyscy byli zajęci, więc musiałem iść sam. To i tak dalej fajne, tylko trzeba znaleźć dobrą osobę do szpiegowania... A akurat taką zaliściowaną (jak to powiedzieć?) dróżką szła sobie wadera. Idealnie, jest niebieska, więc ciężko ją będzie zgubić. Ruszyłem  po cichutku za nią. Akurat szła w góry. Wciąż miałem nadzieję, że zmieni zdanie, ale nie. Trza się za nią wspinać. Westchnąłem cichutko i dalej za nią podążałem.
~~2 godziny mordęgi później~~
Wadera rozłożyła sie na szczycie. A ja? Dlaczego nikt nie wpadł na pomysł zbudowania w tych górach schroniska?! Też bym chciał się położyć, ale... nie mogłem, bo... szpieg ma trudne życie. Ech, właśnie tak.
Nagle wadera się odwróciła. Czyżbym za głośno sapnął?
- Co tu robisz? - spytała, marszcząc brwi.
- Eeee.... Podziwiam infrastrukturę podziemną wytwarzana nieustannie przez społeczności myszy górskiej żyjącej... no, ten, w górach. - wypaliłem naprędce. Misja komandosa wzięła w łeb. Kopcie mi grób.
- Na pewno mnie nie szpiegowałeś?-  zapytała.
- No... Właściwie to tak. - no trudno. Uda się innym razem. Trzeba będzie wziąć Haka, on lubi...
- A po co? - chciała wiedzieć nieznajoma, przerywając mój tok myślowy. Nie wolno tak!
- Chciałem się pobawić w komandosa. Przepraszam panią. - rzuciłem szybko, po czym odwróciłem się i zacząłem schodzić z  góry.
<Megami?>


Od Megami do kogoś chętnego na odpisanie

Szłam wzdłuż drzew na których już prawie nie było liści.Było słychać ich szeleszczenie pod moimi nogami.Słońce zachodziło i robiło się coraz chłodniej.Więc z tego pokierowałam się do mojej jaskini.
Zeszłam schodami (które się w niej znajdowały) na dół, do mojego ulubionego miejsca.Zwinęłam się w kulkę.Zimno sprawiło że szybko zasnęłam. (...)
Obudziłam się leżąc na grzbiecie.Zdziwiła mnie kupka liści znajdująca się przed moją głową.Wstałam i popatrzyłam na schody.-Kurde...-powiedziałam cicho.Od wejścia do jaskini, aż po sam ich koniec ciągły się liście.,,Jak ja mam to z tond wywalić!?"-pomyślałam.Wzięłam wdech i wystawiłam lekko język.Zaczęłam brać po trochu liści do do pyska i wynosić.Lecz gdy stanęłam przy wejściu, zobaczyłam ich jeszcze więcej.-Tego już nie sprzątam!-powiedziałam wypluwając liście.Po jakimś czasie udało mi wysprzątać jaskinię.Głupi wiatr.Jeśli do wieczora te liście znów tam wlecą..To będę na nich spać.Zamiotłam tylnymi łapami kupkę i poszłam...Szłam gdzie mnie łapy poniosły.Nie wiedziałam co robić.Dawno nie odwiedzałam gór...Tych poza watahą.A ja je tak kocham.Więc ruszyłam w ich stronę.Gdy dostałam się do tego samego lasu, którym szłam wczoraj, miałam dziwne przeczucie że ktoś mnie śledzi.Lecz postanowiłam to zignorować, ale też byłam przygotowana na obronę.Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na prawą stronę, a potem na lewą.Nie zobaczyłam nic oprócz drzew.Po piętnastu minutach moje oczy dostrzegły kamienne skały.To też od razu miałam świadomość, że przekroczyłam granice watahy.Uśmiechnęłam się i przyśpieszyłam krok, który zamienił się w truchtanie.Ale..Cały czas towarzyszyło mi to dziwne uczucie...
Gdy stanęłam u stup gór, napełniła mnie radość.Zaczęłam wchodzić na górę...Gdy byłam już na płaskim szczycie podeszłam do jego krawędzi i położyłam się.Moje łapy zwisały ze szczytu.Czułam że ktoś za mną stoi...

<Ktoś?>

Od Cheeky CD Iwo

( NIE KURWA, NIE WSTAWIĘ TUTAJ TEGO. JAK CHCECIE SOBIE POCZYTAĆ TO NA ODPOWIEDNIEJ ZAKŁADCE. A JAK WAM MAŁO TO POLECAM BOKU NO PICO. NA PEWNO WYPALI WAM MÓZGI. Oglądałam zwiastun, i spaliło mi to mózg. Więcej tego nie zrobię )

~Pozdrawiam Lia

Od Equela do Katniss

Jeśli mam być szczery, to wadera zaczynała coraz bardziej mi się podobać. A może to tylko moje ciało ma za dużo w sobie hormonów? Nie wiem. Takie wędrowanie do kapliczki do kapliczki zaczynało mnie męczyć. Tym razem trafiliśmy do kapliczki boga płci męskiej, po złożeniu ofiary, zasnęliśmy. Oto nasze życie. Jemy, śpimy, i składamy zwierzęta w ofierze nie znanym mi bogom. gdy usnąłem... tak.. śnił mi się potwór. Byłem w jakimś dziwnym lesie. Ciemny. I podmokły las. No i był w nim też ten dziwny stwór który nas gonił. Gdy mnie zobaczył, ryknął z wściekłości, po czym zaczął mnie gonić, a ja automatycznie uciekać. Ziemia w moim śnie była tak bagnista, że musiałem lecieć. Stwór był szybki. Zabiłby mnie, gdyby nie jakieś dziwne, błękitne światło, które powaliło stwora.
- Equel... - głos był inny niż ten, który wydobywał się ze światła w pierwszej kapliczce. - Jestem Eryna. Bogini dobrej rady. Pytaj o co chcesz. - przez chwilę byłem tak oszołomiony, że chciałem zadać pytania typu: jak uwędzić łososia, ale szybko się opamiętałem, i schyliłem głowę.
- O pani, czy wiesz może, jak sprawić, by klątwa bogów z watahy minęła? - światło się łagodnie zaśmiało. Przez chwilę pokazała mi "obraz" Katniss. Patrzyłem na to ze zdziwieniem.
- Em.... o co chodzi? Mam ją zabić? - na samą myśl o tym pobladłem do koloru białej kartki.
- Och nie! - tutaj znowu śmiech.
- A więc o co...
- Tego musisz się domyślić sam. - I tutaj się obudziłem. Typowa kobieta. Nigdy nie powie o co jej chodzi. Mogła przynajmniej pokazać jakiś dodatkowy obraz. Może chodziło o łuk Katniss? Może on był przyczyną? Strzała? Energia? Nie wiem. Ale to ona zabiła jelenia, więc pewnie miało to z nią związek. Zacząłem się przyglądać Katniss. Chyba trochę za długo, bo wadera się obudziła, i jak napotkała mój wzrok to skuliła uszy.
- Co się gapisz.
- Co? Ja? Ależ skąd słonko - uśmiechnąłem się szeroko ukrywając tym samym zmieszanie, po czym opowiedziałem jej o śnie.

< Katniss? Uszła ze mnie wena >

Od Katniss Do Equela

Siedzieliśmy pod kolejną kapliczką. Byłam wykończona codziennym i długim biegiem mimo tego, że jestem dość wysportowana. Basior również był wycieńczony. Po chwili przypatrywania mu się, chwila, co? Dlaczego ja mu się przyglądam? Zauważyłam, że ma on różnokolorowe oczy. Jedno w kolorze niebieskim, a drugie żółte. One są takie piękne. Skarciłam się szybko. O czym ja myślę? Na przestrzeni czasu myślę o nim jak o zupełnie innym wilku, ale czemu? Polubiłam go, fakt. Niestety nadal nie wiem co to ma do siebie. Equel znów coś 'upolował' i przystąpiliśmy do konsumpcji już nie żywego łosia. Gdy zjedliśmy basior znów coś zabił i złożył w ofierze bogom. Zaczynałam widzieć w tym sens. Po rytuale oboje poszliśmy spać. Miałam podobny sen do tego poprzedniego, ale tym razem basior bardzo zbliżył swój pysk do mojego (oczywiście we śnie). Gdy się obudziłam zobaczyłam wciąż śpiącego samca, ale było coś dziwnego. Mianowicie dlaczego my  spaliśmy tak blisko siebie? Zasnęliśmy w odległości mniej więcej dwóch metrów od siebie, a po przebudzeniu dzieliło nas nie więcej niż pół metra. Dziwne. Gdy towarzysz się obudził ja już coś upolowałam i sama się najadłam. Jak basior zjadł zabił coś i złożył w ofierze, po czym znów pojawiła się czysta, błyszcząca, bezkształtna postać, dała nam błogosławieństwo na drogę i znikła. Czy tak teraz będzie wyglądał nasz dzień? Ruszyliśmy w dalszą drogę. Ja nie odrywałam łap od ziemi na wysokość większą niż dwadzieścia centymetrów, a basior co chwila wzlatywał w powietrze. Tak neutralizował ból w boku. Po jakimś dziesięcio kilometrowym marszu dostrzegliśmy kolejną kapliczkę, znów Equel złożył w ofierze sarnę, zjedliśmy obiad, albo kolację i zasnęliśmy
< Equel? Dodasz coś do rutyny, aby już nią nie była? >

Od Equela do Katniss



Zacząłem się nerwowo rozglądać. Na moim ciele znowu była ta dziwna elektryczność.
- Katniss...
- Chmm?
- Chyba musimy iść. - odparłem. - To bóstwo już za długo nas przetrzymuje w opiece. - Tutaj znowu wyczułem zwierze, unieruchomiłem je, i złożyłem w ofierze prosząc o bezpieczną podróż do następnej kapliczki. Tutaj zaczęło lekko wiać. Popatrzyłem na Katniss, która z niepokojem zaczęła się przyglądać kapliczce. Zrobiło się jakby cieplej, i na ołtarzu pojawiła się nie zbyt kształtna postać. Może wilk? Może człowiek? Nie wiem. jednak z całą pewnością była to samica. Nie miała postaci. Była czystym światłem.  Postanowiłem zniżyć głowę, jak wypada.
- Dziękuję na ofiarę. - głos światła był czysty, harmonijny i pełen ciepła. - Oraz za zadbanie o świątynię.
- Drobnostka - powiedziałem nadal z uniżoną głową.
- Macie moje błogosławieństwo, na dalszą drogę. - po tych słowach pełnych ciepła światło się rozwiało, i zmieniło w mgiełkę, a ja poczułem zapach lilii wodnych.
- Widzisz? - uśmiechnąłem się do wadery - mamy błogosławieństwo od bogini! - Wadera się uśmiechnęła. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale miała bardzo ładne oczy. Ej, chwila. O czym ja teraz myślę.
- Dokąd teraz idziemy? - spytała wadera
- Na wschód. - odparłem, gdy poczułem nadciągającą z zachodu burzę. - Nie chcę się wpakować w kolejne tarapaty.

~~~[kilka godzin później]~~~

Szliśmy przez kilka dobrych godzin. Ja co chwila musiałem lecieć nad ziemią. Było około południa. Chmury były szare, i ciężkie. Ostry, porywisty wiatr strzepywał liście z drzew, całkowicie je ogałacając. W końcu dotarliśmy do lasu, a tam kolejna kapliczka. Oboje byliśmy zmęczeni. Ja z raną się trzymałem, bo co chwila leciałem, ale wadera mimo wysportowania... no cóż. Nie chciałem, żeby gdzieś tutaj padła.
- Zatrzymamy się w tym miejscu, ok? - spytałem pomagając jej wejść na dwu metrowy stopień.
- Ok. - mruknęła, i wsparta na mojej łapie weszła do kapliczki.

< Katniss? >

28.10.2017

Od Lily CD. Evana

Kiedy Evan usiadł, miałam okazję mu się lepiej przyjrzeć. Miał delikante, białe futro. Jego uszy i "skarpetki" na łapach były czarne. I te jego piękne, jasno niebieskie oczy... Skarciłam się za to w duchu. Przecież ja go w ogóle nie znam! Widziałam go drugi czy trzeci raz w życiu!
- To... Co robimy? - spytał nieśmiało. Właśnie zamierzałam mu odpowiedzieć, kiedy przerwał mi nie kto inny, jak mój brzuch. Szczerze, zrobiło mi się trochę głupio.
- Masz ochotę na kawę, kakao, herbatę? Może skusisz się na... - nie skończyłam, bowiem mi pzerwał:
- Masz wodę mineralną?
Przytaknęłam.
- Wystarczy. Dzięki. - odparł.
Poszłam do kuchni. Wyjęłam dwie szklanki z szafki, okręciłam wodę, a następnie wlałam ją do naczyń. Wzięłam je i ruszyłam w stronę salonu. W pewnym momencie z jednej szklanki na ziemië wylało się trochę płynu. Niefortunnie poślizgnęłam się, boleśnie grzmocąc głową o drewnianą podłogę. Świat wokół mnie się rozmazał. Potrzebowałam tylko chwili, aby odpłynąć. Mówiąc wprost i mniej finezyjnie, straciłam przytomność.
<_Evan? Co teraz będzie?>

Od Katniss Do Equela

Basior zaproponował, że zabije coś w zasięgu wzroku i coś zjemy. Zgodziłam się, mimo że gdy basior spał zjadłam dość tłustego królika. Miło by było razem coś zjeść, tak bez stresu i tym podobne. Basior szybko powalił sarnę i widać odechnął z ulgą, gdy na jej ciele pojawiła się metaliczna czerwona krew. Stop. A ona nie powinna być błyszcząca? Może to jakaś choroba czy coś. Nie ważne. Equel posadził tyłek na ziemi i zaczął jeść. Po chwili ja do niego dołączyłam. Kiedy najedliśmy się do syta basior spytał ile tam pod skałą spał. Spał około trzy godziny i przy okazji przebierał nogami, a jak mu to powiedziałam roześmiał się. Zaproponował, że teraz to on postoi na warcie, a ja żebym się przaspała. Zgodziłam się, bo bardzo chciało mi się spać. Od razu zapadłam w sen, w którym byłam w lesie. Chodziłam między drzewami, czasem wskakując na głaz czy drzewo. Kiedy byłam na jednym z drzew na ścieżce zobaczyłam Equela. Stop. Co on robi? Zeszłam na ziemię. Podeszłam do Equela, a on przytulił mnie. Czułam... szczęście? Obudziłam się. Zapytałam:
- Jak się czujesz?
- Lepiej. A ty?
- A czemu pytasz?
- Tak o...
- Dobrze - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Basior odwzajemnił uśmiech i przez chwilę tak patrzyliśmy sobie w oczy
< Equel? Się porobiło... >

Od Iwona do Cheeky XD

Patrzyłem na waderę. Wyglądała trochę dziwnie. Wzrok był taki.... nie... chyba mi się przywidziało.
- Chcesz coś do picia? - spytałem. - Dobrze się czujesz?
- Oczywiście. - powiedziała - A do picia... masz może jakiś alkohol? Ale coś mało procentowego. - wstałem z dość nie typową miną i poszedłem do innego " przedziału" jaskini. O alkohol jest łatwo, odkąd pojawił się Red i jego typowa zabawa. Wskoczyłem na półkę skalną, i wziąłem wino. Było stare, ale lepsze niż nowe. Do tego czerwone. To taki krwisty kolor.... Wróciłem do samicy, która tym razem leżała na posłaniu. Postawiłem przed nią to coś, i usiadłem obok.
- Coś jeszcze?
- Iwo....
- Co.
- Nadal chcesz mieć własne potomstwo?

< Cheeky. Ty dokańczasz. Ja dalej nie piszę. Mogę to ominąć po twoim opowiadaniu. Nie chce dostać spaczenia umysłowego, jak po obejrzeniu zwiastunu Boku no Pico ( nie polecam ) >

Od Equela do Katniss

Ból mi już tak nie doskwierał. Leżałem spokojnie, po czym po dosłownie chwili... zasnąłem (chociaż ziemia była twarda jak.... nie mam porównania). Już po chwili moja wyobraźnia zaczęła działać. Biegałem po niebie. Przeganiałem pędzące chmury, a promienie słońca padające na drzewa u dołu dawały wąski, długi cień. Powietrze było rześkie. Pełne harmonii. Gdy tak biegałem, dogoniła mnie Katniss. Chwila. Co ona robiła w moim śnie? Wadera uśmiechnęła się łagodnie..... tak jakoś przyjacielsko. Było jej w tym do twarzy. Jednak tutaj się obudziłem, gdyż usłyszałem jakoś za bardzo realistyczny głos, który wołał mnie po imieniu.
- Equel - odgoniłem się łapą
- Equle! - Tutaj gwałtownie wstałem przy okazji niechcący walnąłem Katniss, co potem miało dla mnie przykre skutki, oraz... piekący, ale znośny gól w boku.
- O, o co chodzi - jęknąłem
- Musimy iść. - odparła wadera. - zaraz będą kłopoty. - Początkowo nie wiedziałem o co jej chodzi, jednak potem.... tak... wyczułem falę gniewu, zapach krwi oraz tą dziwną elektryczność, co przed zabiciem jelenia. Coś mi się zdawało, że to oznaczało po prostu kłopoty. Wstałem i zamiast iść, zacząłem lecieć, ale blisko nad ziemią. Był już ranek. Ile spałem? Słońce było nisko. Całe niebo ciemne, tylko jeden czerwony pas nad horyzontem. Powietrze było zimne... przeszywało mi futro. W końcu dotarliśmy do jakiejś dziwnej "kapliczki" tutaj żyli inni bogowie, bo nie rozpoznawałem tego imienia.
- Zatrzymajmy się tu. - powiedziałem
- Ale...
- Tutaj jest terytorium innego bóstwa. Nic nam nie grozi. W takich kapliczkach jesteśmy nietykalni.
- A skąd możesz mieć pewność, że dalej są takie kapliczki?
- Nie mam. - odparłem, i jednym ruchem głowy unieruchomiłem sarnę, która nie zdążyła uciec. Podszedłem do niej, związałem jej kopyta sznurami z trawy, i położyłem na ołtarzu, po czym odnieruchomiłem, i zabiłem, tym samym składając ofiarę bóstwu, które miało tą kapliczkę. Gdy zobaczyłem czerwoną, a nie srebrną krew od razu doznałem ulgi. Pomodliłem się o opiekę, po czym wstałem, i popatrzyłem na waderę, która coś robiła z kołczanem.
- Słuchaj słonko, chcesz coś zjeść? - spytałem siadając koło niej. Wadera popatrzyła na mnie krzywo.
- Raczej nie powinieneś polować.
- Ja mogę zabić wszystko w zasięgu wzroku. - powiedziałem - jeżeli się uda, to będziemy mieli całkiem udane śniadanie.

< Katniss? Co ty na to? >

Od Mateo do Kii

Rycząca fasola i błąd-nie-błąd naraz? Ciężki dzień. Zwłaszcza, jeśli jest się otoczonym przez hordę czarnych wilków. One to muszą ważyć z tonę.
- E. - stwierdziła krótko Ki, po czym kontynuowała. - Co tu się odjaniepawla?
- Nie wiem. - tracimy czas na wymienianie bezsensownych słów, widzimy kropki, lecz nie wiemy, jak je łączyć. Kropka. Słowo. Kropka. Ksiązka. Kropkaksiążkakropkaksiążkakropka... zagalopowałem się. Trzeba coś wymyślić. - Ej, to.... nie wiem, ja też w końcu jestem czarny, może mnie posłuchają?
- Na pewno? - Ki była niepewna. Nie bardziej niż ja.
- Kakua! Papua bani pro form! - krzyknął coś Qwet.
- No dobrze, pójdę. - stwierdziłem w przypływie odwagi.
To był najgorszy pomysł w dziejach.
- Eeeee... Witajta. Dlaczego tak stoicie? Zaprowadzicie nas do domu? - palnąłem, stojąc przed wilkami.
Raczej nie miały ochoty na oprowadzanki. No cóż, dość powiedzieć, że chwilę później wisieliśmy wszyscy w siatkach lnianych w jakiejś jaskini.
- O, siatka lniana! - uradował się Qwet. I zaczął ją żreć.
- Nie żryj siatki. - zwróciła mu uwagę Kii. Zza jej szalika wychynęła Fasolka.
Qwet żarł se dalej. Wątpiłem, by mogło nas to jakoś uratować, bo siatki były bardzo grube. Ale len zawiera enzymy i takie tam, a w więzieniu nie otrzymuje się zazwyczaj pełnowartościowego pokarmu, więc poszedłem za jego przykładem.
- Ty też? - jęknęła waderka.
- Spróbuj! - zachęciłem ją, bo len był dobry. - Len jest dobry! - posłuchała.
- Ej... - Qwet nagle podniósł się, co w siatce wyglądało po prostu, jakby miał aspirację na szynkę w mięsnym. - Gdzie my jesteśmy?
- No.... - nie było za bardzo wiadomo, co mu odpowiedzieć. Wyglądał jednak jakoś bardziej trzeźwo niż zwykle, może... Może ten len go uzdrowił?
- Ej, mówi ci to coś: Minakuja papaja? - spytała Ki, dochodząc do tego samego wniosku co ja.
- Co to za żart? O co chodzi? - mieszaniec zmarszczył brwi. Spojrzałem z ulgą na Kiiyuko.
- Nic, nie ważne. Jestem głodna, może będziemy znów jeść tą siatkę? - zapytała.
~~godzinkę :V :I :V :I później~~~
Zaczęło się od Qweta, a skończyło na Ki. Rozgryzliśmy cię siato, yeah! Dopiero gdy przy upadku spadła mi na głowę podśmierdująca już sójka, zdałem sobie sprawę, że nadal ją mam.
- Wywal. - powiedział Qwet.
- Nie. - postawiłem się. - Mam sentyment.
Zanim jednak zdążył odpowiedzieć, nagle otworzyły się niezauważone wcześniej przez nas drzwi.
- Zdaliście test IQ. - powiedział czarny wilk w zbroi, który się w nich pojawił. - Chodźcie.
<Kii? Jaki mieliśmy wynik?xd>


Od Kiiyuko do Mateo.

.
.
.
.
Kropki. Kropki są wszędzie, tworzą linie, a linie tworzą zarysy. Bez kropek niczego by nie było.
W oczach mamy kropki. Źrenice. Kropki są również w naszych zębach, ale głównie u osób, które o nie nie dbają.
Po co to mówię? Nie wiem. Myślałam, że to ty miałeś łączyć kropki.
Tym akcentem rozpoczynam moje opowiadanie do mojego kochanego Mateo. Moje zmienia wszystko. Niniejszym oświadczam, że reklamy ING w skali Evana również zaliczają się do reklam wpływowych, plasują się na drugim miejscu, zaraz po reklamach Plusa.
-Kiiyuko? Kijek? Kaczka? Kiju? Kiiiiiiiii?! -usłyszałam. Ocknęłam się.
-Iienngiee.. Mój?- potrząsnełam łebkiem. Nagle poczułam, jak coś tyka mnie w tylną łapę. Fasol jeden. Ryknął. Odskoczyłam wraz z basiorkiem, a Qwet uciekł w krzaki. Fasola ma ukryty potencjał, nie ma co.
-T-to ona?-wyjąkał nastroszony Mateo.
-No, a myślisz, że kto? Jak chcę, to potrafi.
-Raczej jak CHCE, to potrafi. -z dumą w głosie poprawił mnie kolega.
-Nie.-Zaprzeczyłam.- Nie. Ona coś robi, gdy ja chcę. Kocha to. -powiedziałam i roześmiałam się. Fasol pisnął niczym kurzowy królik.
Mina zaraz mi zrzedła. Wciąż byliśmy w środku jakiegoś lasu, nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy i w dodatku byliśmy.. otoczeni przez bandę czarnych, ogromnych wilków?
<Mateo?>

Od Katniss Do Equela

Byłam strasznie zmęczona po biegu. Byłam zdziwiona jak jeden świecący jeleń może nam narobić tyle kłopotów. Tfu. Jak jedno moje polowanie i jedna moja chwila nieuwagi może nam zrobić tyle kłopotów. Basior zapytał:
- Znasz coś przeciwbólowego?
- Jeśli się dobrze rozejrzę to znajdę nawet coś do opatrzenia - to mówiąc pokazałam łapą basiorowi żeby został, a sama oddaliłam się o kilka metrów. Po jakichś pięciu minutach wróciłam do Equela z pęczkiem pajęczyn i liści babki lekarskiej w pysku. Usiadłam obok basiora i zaczęłam dokładnie przeżuwać liście. Gdy 'papka' była gotowa wyplułam ją ma duży liść dębowy i gdy chciałam zacząć smarować roztworem bok towarzysza, a on zapytał:
- Czy to aby na pewno konieczne?
- A chcesz wyzdrowieć? - zapytałam. W odpowiedzi usłyszałam ciche burknięcie. Zaczęłam rozsmarowywać maź na ranie. Basior krzywił się i momentami jęczał z bólu. Owinęłam ranę pajęczynami i zadowolona dałam Equelowi ziarna maku do przeżucia. Podobno trochę 'uciszają' ból. Osobiście nigdy tego nie sprawdzałam, ale po wyrazie ulgi na pysku basiora wywnioskowałam, że jednak działają. Basior uśmiechnął się w podzięce i zasnął. Ciekawe ile potrfa zanim będziemy mogli wrócić, albo coś nas zabije. Ironia losu. Jakiś stwór powstały z jelenia nas goni, a w około jest pełno normalnych już jeleni. Postanowiłam zostawić przy życiu kopytne, a wzięłam się za wiewiórki, zające i inne mniejsze stworzonka. Mieliśmy już porządny zapas na tydzień. Miejmy nadzieję, że tydzień... zaczynałam lubić Equela. Oboje tak samo nienawidzimy wielu rzeczy, a jakby nie patrzeć i tak musiałabym się pogodzić z przebywaniem razem z nim w jednej przestrzeni, bo chcąc nie chcąc muszę się nim zaopiekować póki nie wyzdrowieje. Ciekawe czy on też mnie lubi i co mu się śni...
< Equel? Więc co teraz? >

Przypomnienie dla ludzi z większą sklerozą niż ja XD

No elo! Pragnęłabym przypomnieć, że Event się jeszcze nie skończył. A przynajmniej nie widziałam, żeby ktoś to ogłosił, a więc nadal trwa. O ile pamiętam skończyło się na Nightcie. ( jeżeli źle napisałam to sorry ) Tak mój drogi, znowu padł twój numerek :) Radzę więc sobie przypomnieć swoje numerki, i ten Event nadgonić, chyba, że już wygasł. Jeżeli on nie wypali, trzeba będzie skombinować nowy. Pomysły na Event wtedy podawać w komentarzach, potem zrobi się głosowanie, i Event który wygra, będzie. 

~Lia 

Od Equela do Katniss

Było około 2 w nocy, gdy się obudziłem. Szybko rozpoznałem, że Kaniss nie ma w jaskini, a pogoda się uspokoiła. Jednak.... coś nie dawało mi spokoju. Wyszedłem na zewnątrz i poszedłem za zapachem wadery.
Przez tę nawałnicę wszędzie było mokro. Powietrze było wilgotne... Gdzieniegdzie z ziemi wychodziły dżdżownice. Te to mają dobrze... siedzą sobie w ziemi i nawałnice ich nie ruszają.  Nagle zauważyłem sylwetkę jakiejś wadery. Stała na skraju lasu. W tych ciemnościach ciężko było określić kto to, ale po kołczanie na grzbiecie wywnioskowałem, że to Katniss. Miała napięty łuk i właśnie szykowała się do wystrzelenia jej w stronę... świętego zwierzęcia Bogini Światła - Kasidi, a mianowicie jelenia. Samiec dumnie maszerował pomiędzy drzewami przez noc. Miał uniesioną wysoko głowę z wielkim porożem. Obok niego latały świetliste "kulki", a sam wyglądał jak patronus z Harry'ego Pottera, tyle że materialny. Już miałem krzyknąć na waderę, by tego nie robiła, ale było już za późno, bo samica ćwierć sekundy później wypuściła strzałę w stronę jelenia. Wadera chyba nie czytała księgi o tutejszych bogach, bo najwyraźniej nie wiedziała, jakie konsekwencje wiążą się z zabiciem świętego zwierzęcia któregoś z nich...
Tak więc zwierzę padło na ziemię. Z miejsca, w którym tkwiła strzała, zaczęła lecieć srebrna krew, przypominająca rtęć. Światła koło niego zaczęły wariować, a chwilę później zgasły. Zapadła potworna cisza.
- No to ja stąd spierdzielam. - powiedziałem wynurzając się zza krzaków.
- Equel? Co ty tutaj robisz? - spytała wadera.
- He he he - zaśmiałem się nerwowo. Ona serio nie czytała tutejszych ksiąg. - Słuchaj...
- Och, przecież ja tylko zabiłam świecącego jelenia.
- No chyba nie. - powiedziałem, co chwila patrząc na truchło zwierzęcia.
O co ci... - w tym momencie skóra z opadła ze stworzenia. Skóra.... a raczej już mięśnie zaczęły się ruszać, jakby chciało się coś z nich wydostać. I tak właśnie. Po sekundzie mięśnie pękły, całe ciało jelenia zmieniło się w robactwo, które rozeszło się na wszystkie strony, a na miejscu jelenia stało stworzenie, które nie wyglądało za ładnie. 

A co było jeszcze bardziej bezsensowne? To coś było o wiele, wiele większe od świętego stworzenia.
- Spadamy. - oznajmiłem. Waderze nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaczęliśmy uciekać, co trwało tak długo, że w końcu wylądowaliśmy jakiś kilometr albo dwa za terenami watahy. I jak tu żyć. Stanęliśmy dopiero pod zachyleniem skalnym. Usiadłem i oparłem zdyszany głowę o skałę. Niebo było ciemne...
- Przepraszam. - mruknęła wadera.
- Heh. - zaśmiałem się. - Dobrze, że nikomu nic się nie stało. No, może nie mnie. - Tutaj popatrzyłem na swoją ranę, która... rozciągała się od grzbietu, aż po brzuch. Ten stwór był ciężki... i miał ostre "racie"
- Trzeba z tym iść do medyka. - powiedziała samica patrząc na ranę.
- Nie możemy tam wrócić. - powiedziałem. - Ciąży na nas gniew bogów.
- Ale przecież ja zabiłam tego jelenia, nie ty. I.... czemu bogów, a nie jednego?
- Tutejsi bogowie lubią pomagać innym bogom w uśmiercaniu. Nie z dobroci serca, ale dla zabawy. A dlaczego na mnie też to ciąży? Bo byłem przy tym i uciekałem.
- Och... Więc kiedy będziemy mogli wrócić?
- Tego nie wiem. Tutaj jest jak z nawałnicą. Nie wiadomo kiedy się zacznie i nie wiadomo kiedy skończy. - Tutaj się szeroko uśmiechnąłem - Znasz coś przeciwbólowego?

< Katniss? To się porobiło... xD >

27.10.2017

Od Cheeky Do Iwona


Przechadzałam się po lesie. Tego roku jesień jest wyjątkowo piękna. Wszędzie liście we wszystkich kolorach, ptaki odśpiewują ostatnie melodie i zrywają się do lotu, gdzie nie gdzie widać było sarnę, dzika, łosia czy coś w tym stylu. Postanowiłam przejść się nad wodę i już wracać. Skierowałam się nad morze. Woda była chłodnawa, a zachodzące słońce pięknie odbijało się w tafli wody. Łapami młóciłam wodę idąc przed siebie. Zawiał zimny wiatr, a mnie przeszły dreszcze. Kierowałam się do domu, do jaskini Iwo. Szłam powoli dalej rozpryskując wodę dookoła. Po chwili znalazłam się na skraju lasu. Znowu ostatnie melodie ptaków, sarny, dziki, łosie i oczywiście inne wilki. Spotkałam kilka znajomych wilków i takich, które znam tylko z widzenia. Starałam się zrobić jak najdłuższą trasę zanim trafię do domu. Szłam przez polanę dla szczeniaków rozmawiając chwilę z opiekunką, bo chcąc nie chcą ona opiekuje się Ingą, Chackie, Iwanem, Haresem i Magnusem. Niedługo pójdą do szkoły... Szłam dalej aż dotarłam do jaskini Night'a. Mojego bliskiego przyjaciela. Odezwałam się:
- Hej Night, mam prośbę
- Hej Cheeky. Mów
- Więc. Mógłbyś dzisiaj wziąć moje szczeniaki do siebie na noc? Na pewno się ucieszą
- Pewnie. Jutro je zaprowadzić do jaskini przedszkolnej?
- Jakbyś mógł...
- Pewnie. Nie ma sprawy
- Dzięki wielkie - powiedziałam, przytulułam go i wyszłam. Na nim zawsze mogę polega. Całe szczęście, że nie pytał po co je zabrać. Chcę pobyć raz sam na sam z Iwonem, a odkąd urodziły się dzieci nie mieliśmy ani jednej takiej chwili. Skierowałam się prosto do domu. Weszłam do jaskini i poszłam do Iwa. Odezwał się pierwszy:
- Cześć. Czemu nie ma z tobą dzieci? - dał mi całusa i usiadł na kamieniu
- Dzisiaj Night je wziął na noc. Jutro odprowadzi je do przedszkola. Mamy cały wieczór i noc dla siebie - uśmiechnęłam się
< Iwo? Co będziemy robić? >

Od Lily CD. Night'a

Wróciłam do salonu z dwoma kubkami herbaty. Wypiłam łyk i odstawiłam kubek na stół. Zerknęłam na Nighta. Wybałuszyłam oczy. Popatrzył się na mnie zdziwiony.
- Hm? - spytał.
- Dodajesz pieprzu do herbaty? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Co? - przez chwilę nie wiedział, o co chodzi. Popatrzył na swoje łapy. - A, no tak. To taki mój... rodzinny zwyczaj. - odrzekł nerwowo. - Pieprz z herbatą.
Po tych słowach wypił łyk herbaty. Wydawało mi się, czy może lekko się skrzywił?
- Aha. - zaczynałam rozumieć. - Może też spróbuję.
Podniosłam pojemniczek z przyprawą nad naczynie.
- Nie! - powstrzymał mnie. - Znaczy... Nie pij już. Chodźmy... na spacer. Tak. Chodźmy na spacer.
- Dobrze. - zgodziłam się. Odetchnął z ulgą. Tiaaa... Coś mi tu nie pasowało. No ale ok. Zaprosił mnie na spacer, więc pójdę.
Wyszliśmy z domu. Pogoda trochę mnie zdziwiła - słońce świeciło, na niebie nie było żadnej chmurki. Za to padał deszcz i mocno wiało. Było zimno.
- Night? - spytałam cicho.
- Tak? - przystanął.
- Możemy przełożyć ten spacer na kiedy indziej?
Kiwnął głową.
- Zimno mi. - szepnęłam.
Otulił mnie jednym ze swoich skrzydeł.
- Naprawdę? - zapytał zdziwiony.
- Night, to nie jest śmieszne. Naprawdę, zaraz nie wytrzymam.
- Ja nie żartowałem. - odrzekł zdziwiony. - Naprawdę, jest upał.
<Night. Czemóż tylko Lily czuje to "zimno"?>



26.10.2017

Od Mirany do Nighta

Byliśmy na zewnątrz. Zewnątrz, zewnątrz. Zewnątrz to mało powiedziane. Byliśmy na wielkiej polanie. Ogromnej wręcz. Przeogromnej. Gdzie? Nie wiem. Nagle, w grocie za nami usłyszeliśmy kroki. Tupot, bynajmniej nie małych, a dość sporych rozmiarów stópek. Czemu wszystko wydaje sie takie wielkie? Odsunęliśmy się na bezpieczną odległość od wylotu groty. Zdyszani, obserwowaliśmy mały otwór w skale. Hydra nimogłaby się przez niego przecisnąć, więc byliśmy spokojni. Zachłannie czerpaliśmy powietrze z przyśpieszonym biciem serca, bo chociaż hydra była zbyt DUŻA, żeby się przecisnąć, to stres wywołany całym tym zdarzeniem robił swoje.
Zaraz.. przecież gdy uciekaliśmy, otwór się zamykał.. Coś jest nie tak...
I przecież, skoro była tam czaszka hydry, to coś bądź ktoś musiał ją zabić, albo po prostu miała już te kilkaset lat i coś innego zajęło jej miejsce. My to mamy szczęście..
Nagle, z otworu wyłonił się łeb. Łebek hydry. Tym razem mały na szczęście. Po tem drugi, trzeci... W końcu naszym oczom ukazała się maluteńka hydra, spoglądając na nas z zaciekawieniem.
-M-mama? Tata?- usłyszałam z pyszczka hybrydy.
-Nie, mała.- powiedziałam i podeszłam powoli do stworka. Night w osłupieniu trzymał się z dala od młodej istotki, ja zaś nie czułam lęku przed osieroconym potworkiem. Patrzył na mnie tyloma dużymi, błyszczącymi oczętami, że zmiękłam w środku.
-Night, nie bój się, ona ni ci nie zrobi, jeszcze nawet nie ząbkowała..-rzuciłam w stronę Nighta przyglądając się pyszczkom hyderki. Basior po moich słowach postanowił podejść bliżej. 
Czy mi się tylko wydawało, czy... Mała się uśmiechnęła?
<Night?>

Od Night'a CD Mirana

- Night, chodź tu szybko - odezwała się wadera. Powoli i potykając się o miliony rzeczy dotarłem do towarzyszki - Patrz co znalazłam - wadera nie była pewno co to jest. Skupiłem wszystkie swoje zmysły i po chwili zauważyłem czaszkę. Dużą czaszkę. Najprawdopodobniej niedźwiedzia czy czegoś takiego
- Czaszka... - odezwałem się
- Jak uważasz, czyja?
- Może niedźwiedzia, albo... - urwałem
- Czego?! - wykrzyknęła Mirana, a echo rozniosło się po jaskini. Przełknąłem ślinę
- Albo... Hydry - dokończyłem. Sam w to nie wieżyłem, bo nie jesteśmy w górach, chociaż... nie wiemy jak daleko zaszliśmy
- Żartujesz. Przecież nie jesteśmy w górach - podsumowała wadera
- Słuchaj, a skąd mamy pewność, że nie? Nie wiemy jak daleko zaszliśmy tymi korytarzami... - wadera kiwnęła lekko głową. Po chwili usłyszeliśmy przerażajacy ryk. Samica odezwała się:
- Ten ryk należy do Hydry?
- Możliwe. Lepiej uciekajmy - powiedziałem i oboje puściliśmy się pędem do przodu. Biegliśmy jakieś trzy kilometry, a wszystkiemu towarzyszyły ryki. Po chwili zobaczyliśmy wyjście, które powoli się zamykało. Krzyknąłem:
- Szybko!
I wyskoczyliśny na zewnątrz. Ryk stopniowo ustawał, a my byliśmy już bezpieczni
< Mirana? Co teraz? >

Od Katniss do Equela

Jezuuu... z nim wytrzymać kilka minut to jest wyczyn, a co dopiero kilka godzin? Jest południe. Może jakoś dam radę do tego wieczora. Odezwałam się:
- Daj te karty
- Okej - prychnął
Przyniósł karty i zaczęliśmy grać. Wybrywalismy na zmianę, raz ja, a raz on. Po dłuższej chwili najzwyczajniej nam się znudziło, a ja zrobiłam się głodna. Z początku tego nie pokazywałam, ale basior też zgłodniał i zapytał:
- Idę zrobić sobie coś do jedzenia. Przynieść ci?
- Jeśli możesz - uśmiechnęłam się. Nie ironicznie, nie wrednie, nie chamsko. Wow. Pierwszy raz od... baardzo dawna. Basior też się uśmiechnął i również szczerze. Wydawało mi się, że może nie jest taki zły, ale i tak nie wiem czy wytrzymam do rana. Basior przyniósł jakieś mięso, może z wczoraj i pochłonęliśmy to w kilka minut. Zbliżał się wieczór, a pogoda pozostawała bez zmian, a nawet się pogarszała. Jęknęłam:
- Ile to jeszcze może trwać...?
- Najwyraźniej szybko się nie skończy. Możliwe, że będziesz musiała tu przenocować
- Eeee - stęknęłam. Equelowi też nie łatwo przychodziło mówienie tego
< Equel? Sorry, że tak późno i takie krótkie, ale nie miałam czasu i weny... >

23.10.2017

Od Mateo do Kiiyuko "Wreszcie"

Ten cały Qwet vel Daniel jest... jakby to ująć, dziwny. Ech, to w sumie za mało powiedziane.
- Ej, a ty masz towarzysza? - zapytałem, a raczej spróbowałem zapytać, bo przeszkodziła mi w tym znajoma sójka. No i masz, okazało się, że potrafi nam przeszkodzić nawet po śmierci!
Tymczasem Kii najwyraźniej zrozumiała, a także doznała olśnienia, co było powodem nagłego wzrostu poziomu dumy w moim... sercu? Mózgu? Dobra, nieważne.
- Właśnie! Fasolka! - olśnienie znalazło ujście.
Ważniejszy od moich wywodów anatomicznych był powód tego olśnienia, więc wyplułem sójkę i spytałem:
- Co fasolka? Jaś czy szparaga?
- Nie, nie. - mruknęła, co mi niczego nie wyjaśniło.
- No to może... - błądziłem. - ...może mung? Czy czerwo...
- Cicho! To Fasolka pisana z wielkiej litery! - przerwała mi Kii.
- Pisze się wielką, nie z wielkiej. - pouczyłem ją z wyższością. - A rodzaje fasoli...
- Głupku! - krzyknęła waderka. - To mój towarzysz! F A S O L K A.
No, to wszystko wyjaśnia.
- Aha, dobrze, nie denerwuj się tak. - uspokoiłem ją. -  A gdzie go masz?
Odpowiedź zagłuszył nie kto inny jak... Nie, nie sójka! No wydawania dźwięków pośmiertnych to ona (jeszcze) na szczęście nie opanowała. Panowanie, i to nad sobą, stracił jednak Qwecik.
- Aaaaaa! Minakuja banana! Eeeeee! - krzyczał coś bez sensu. Ptaki odleciały, nie wliczając w to jednego nie zdradzającego oznak życia.
- On zdemoluje ten las - powiedziała Kiiyuko. Przyznałem jej rację.
- Zabierzmy go do watahy... Może ktoś coś poradzi i go unieszkodliwi.. - mruknąłem.
- Tak! Tak! - potwierdził Qwet.
- No dobra, może się przydać ewentualnie jako narodowa siła niewolnicza. - stwierdziła Ki, po czym ruszyliśmy wszyscy naprzód, polegając w dużej mierze na orientacji przestrzennej waderki. o czym ona sama mogła nie wiedzieć.
<Kii? Tutiturumtutu, wiesz? Odpisuj prędziutko!>

Od Kiiyuko do Mateo "Mam na imię Daniel i jestem zmiennokształtny"

Qwet się speszył. Spoglądał to na mnie, to na Mateo. Nagle coś widocznie przyszło mu do głowy.
-Wiecie co?- zapytał ze swoim szyderczym uśmiechem.
-Co?- zapytaliśmy chórkiem.
-Drewno!- odkrzyknął Qwet i wybuchnął szaleńczym śmiechem. My z Mateo staliśmy zdezorientowani i zdziwieni powierzchownym poziomem humoru Qweta.
-Z ciebie jest.- rzuciłam pogardliwie do tarzającego się po ziemi mieszańca.- Chodź, Mateo..
-Nie nie, czekajcie!- krzykął Qwet, gdy już chcieliśmy odejsć. Odwróciliśmy się.- Ja... J-ja...
-Co ty?- zapytał Mateo zniecierpliwiony.
-Mam na imię Daniel! I.. I... Jestem zmiennokształtny!
-Taaaa, może jeszcze powiesz, że twoim tatą był pierwszy cesarz....- tutaj nastąpiła chwilka niezręcznej ciszy- Cheeeyloydu, co?- zapytał mój czarny kolega.
-Ale ktoś taki nie istnieje!- zaprzeczył mieszaniec.
-No właś....ech, nieważne.-Mateo machnął lekceważąco łapką i odszedł. Ja chwilę jeszcze popatrzyłam na Qweta, ale zaraz odwróciłam się i potruchtałam za Mateo. Ten wziął sójkę i wymamrotał:
-Ech, a chy mach towachycha?- wbrew pozorom go zrozumiałam. Przypomniałam sobie o Fasolce.
-Właśnie! Fasolka!
<Mateo? sorki, że takie krótkie, ale całą resztę weny wykorzystałam na odpisanie Nightowi. Przepraszam. Weź pociągnij coś z tym Danielem, bo koniecznie chciałam umieścić go w opowiadaniu, a nie wiedziałam jak,winc wyszło coś takiego xD>

od Mirany do Nighta

Weszliśmy do groty. Śmierdziało stęchlizną, było ciemno, a na zadziwiająco gładkiej podłodze leżało dużo kamieni. Usłyszałam ciche szurnięcie. Odwróciłam się za siebie. Zostaliśmy bez wyjścia, za nami była lita skała.
-Night...?- zaczęłam. Widocznie był zbyt zajęty eksplorowaniem jaskinii, żeby zauważyć gwałtowną zmianę, a właściwie zniknięcie jakiegokolwiek oświetlenia.
-Tak?- rzucił niedbale przyglądając się ścianom groty.
-Spójrz tam...- powiedziałam i gestem wskazałam na rzestrzeń za nami. Basior odwrócił się dopiero po kilku sekundach. Gdy zobaczył ścianę w miejscu naszego wejścia, osłupiał (a przynajmniej tak mi się wydawało, bo przez chwilę nie odpowiadał) .
-Przecież... tam było wejście...- wybąkał.
-I prawdopodobnie nasze jedyne wyjście stąd.- dokończyłam.
-Musimy się stąd jakoś wydostać..Tu nigdzie nie ma ani najmniejszego światła!- Night był lekko poddenerwowany.
-Proponuję iść na ślepo w ciemności aż gdzieś nie dojdziemy. Co ty na to?-zaproponowałam i zaśmiałam się nerwowo. Niby śmieszne, ale byliśmy zamknięci w jakiejś jaskinii, której wcześniej nie widzieliśmy, a w dodatku znamy się dopiero od paru godzin.
Ruszyliśmy. Co chwilę któreś z nas potykało się o jakiś większy kamień lub bliżej niezidentyfikowany przedmiot.
-Auć!- usłyszałam nagle głos Nighta.- Głupi...
Podeszłam bliżej źródła dźwięku i również natknęłam się na owy głupi przedmiot.
-...garnek?- po dłuższych oględzinach (a raczej wymacaniu) ów przedmiot okazał się być naczyniem pokaźnich rozmiarów.
-Ej...- zaczął Night.
-Hm?- wydałam onomatopeję zaciekawienia, byłam zajęta szukaniem innych rzeczy w okolicy garnka.
-A może ktoś tu mieszka?- zasugerował basior.
-Raczej mieszkał.- poprawiłam go. - I to dawno..- dodałam. Ciekawe kto..
Poszliśmy dalej. Nagle weszłam w coś dużego i twardego. Zabolało. Cofnęłam się.
-Night, chodź tu.- przywołałam towarzysza podróży. Gdy szedł, kilkukrotnie w coś wpadał, co jakiś czas słyszałam cichy jęk.
-Zobacz, co znalazłam.- powiedziałam
<Night? Sorki, że tak późno odpisuję :<)

22.10.2017

Od Evana do Lily

Dobra. Środek nocy, wchodze do domu jakiejś wadery, a ona, jak gdyby nigdy nic prosi, żebym został.Okej. Nie miałem pojęcia, że tak łagodnie przyjmie do widomości wtargnięcie do jej jaskinii obcego gościa, na dodatek w środku nocy. Gdy ją zobaczyłem, serce zaczęło mi walić szybciej, bynajmniej nie dlatego, że była piękna, ale ze strachu. Gwałtowna reakcja dziewczyny, prawdę mówiąc zaskoczyła mnie bardziej niż zniknięcie Addlin. No bez przesady, nie aż tak bardzo.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, byłem w pełni zaangażowany wymyślaniem jakiejś wiarygodnej wymówki. Powiedziałem, że pomyliłem jaskinie. Myślałem, że tego nie kupi, ale jednak uwierzyła. Chociaż w sumie nie wyjaśniłem mojego nopcnego włóczenia się po watasze, ale uwierzyła. Dziwnie się poczułem.
Lily (bo tak miała na imié wadera) znała moje imię. Przebrzydli oprowadzacze, zawsze muszą wszystkich przedstawiać tym nowym. Zaśmiałem się. Zapaliła światło i zaprosiła mnie w głąb domu. Było estetycznie, ładnie, schludnie, a całe mieszkanie urządzonme było przez osobę z dobrym wyczuciem stylu.
Lily gestem wskazała, żebym usiadł. Jakoś dziwnie na mnie patrzyła.
<Lily? :> hihi, ja nic nie sugeruję...)

20.10.2017

Od Equela do Katniss

Zacząłem patrzeć na sarnę, która martwa leżała na ziemi.
- Metoda może i dobra. - przyznałem. - ale przerażająca.
- Nie przesadzasz trochę?
- Pff, a niby czemu miałbym przesadzać? To takie szybkie, i bezbolesne zabijanie.
- To chyba dobrze, nie? - Popatrzyłem na nią krzywo, po czym chwytając sarnę za łapę zacząłem ją ciągnąć w stronę mojej jaskini. Nie była ciężka. W pewnym sensie ważyła tyle, co dobrze naładowana książkami torba. W tym samym czasie zaczęło się chmurzyć, a zmoknąć nie miałem zamiaru. Chmury szły niby powoli, ale jednak szybko. Wiatr też się wzmocnił. Ale chwila, tak nagle? I skąd to nagłe uczucie elektryczności. Puściłem nogę sarny i zacząłem wpatrywać się w niebo.
- Co się tak gapisz, jakbyś nigdy chmur nie widział? - spytała wadera irytującym tonem
- Nie czujesz tego? - spytałem, gdy kolejne uczucie elektryczności przeszło przez moje ciało.
- Weź przestań zachowywać się jak... - zawiało mocniej wiatrem, jak na jakiś huragan. Gwałtowny dreszcz na plecach, szybkie, półsekundowe ogarnięcie sytuacji wzrokiem, i błyskawicznie skoczyłem w stronę wadery, tym samym odpychając ją od miejsca, gdzie ćwierć sekundy później trafił piorun.
- Co do cholery.... - mruknąłem
- Chyba raczej ja tak powinnam powiedzieć. - powiedziała wadera wydostając się ze sterty liści.
- Musimy stąd iść. - mruknąłem szybkim krokiem idąc w stronę mojej jaskini.
- Ty idź, ja zostaję. - powiedziała wadera uparcie.
- Spoko, przyjdę po ciebie jutro, jak zostanie z ciebie smażony kurczak. - tutaj chyba nie miała wyboru, bo skrzywiła się i poszła za mną. Gdy dotarłem do jaskini, i spokojnie usiadłem na wysokim kamieniu obrośniętym mchem, zaczęło lać, niebo pokryły czarne chmury, co chwila było widać rozbłyski. Sęk w tym, że nadal czułem to dziwne elektryczne mrowienie, tyle że słabsze.
- Jak to ustanie, wracam do siebie.
- Nikt cię tu nie trzyma słonko. - odparłem. - A byłabyś głupia, gdybyś teraz wyszła.
- Skoro masz takie przeczucie do błyskawic, to wiesz, za ile ta burza się skończy?
- Raczej nawałnica. - odparłem, patrząc, jak wiatr z łatwością miota drzewami. - Ale gdzieś tak do wieczora... może dalej. - Wadera nie wyglądała na zachwyconą. Nie dziwię jej się.
- A więc, co chcesz robić? - zeskoczyłem z kamienia z uśmiechem - Mam karty, grę planszową.... - usiadłem wyliczając
- I mam się zadawać z kimś twojego pokroju?
- Jak tam chcesz słonko. - odparłem wstając. - To już nie moja sprawa jak się będziesz nudzić. - mój ton głosu przybierał nieco no oziębłości. Ja tu próbuję umilić jej czas czekania, a ta jeszcze narzeka. Wzleciałem na najwyższy, i najbardziej wystający punkt w jaskini, skąd wszystko widać, i tam się położyłem. Łapy zwisały mi z kamienia, więc oparłem na nich głowę, i zacząłem tak czuwać nad moim domem.

< Katniss? Wytrzymasz do wieczora? nawałnice długo trwają XD >

Odchodzi!


Powód: Decyzja właściciela 

19.10.2017

Od Katniss CD Equel

Ach... jak ja go nienawidzę. Jest taki arogancki. Straszne. Rzuciłam do wadery:
- Dam sobie radę. Możesz iść - i zaczęłam się oddalać. Wadera dawno zniknęła z horyzontu, ale stwierdziłam, że zachowam resztki godności sponiewierane przez basiora i nie odwróciłam się ani razu. Jakiś ptak zaczął latać nade mną, więc tylko założyłam strzałę na cieciwę łuku i (już) nielot spadł z wysokości około pięciu metrów. Szłam powoli z racji mgły, która spowiła całą okolicę. Usłyszałam jak ktoś mówi coś do kogoś, ale odpowiada mu milczenie. Wiedziałam, że to Equel rozmawia ze swoją zdobyczą. Na pewno była to sarna, albo coś w tym stylu, bo ani razu nie padło słowo 'kochanie' ani 'słońce'. Najwyraźniej również poszedł sam. Popatrzyłam przez krzaki i tak jak podejrzewałam był tak Equel, który stał przed sarną i rzucił na nią moc blokady. Miałam idealny widok na pysk zwierzęcia. Napięłam cieciwę łuku i posłałam strzałę prosto w czaszkę łani. Strzała zagłębiła się dość mocno, więc zapewne doszło do mózgu. Basior stał oszołomiony. Dopiero jak się odezwałam obudził się:
- Witaj, kochanie. Jak idzie polowanie? - zapytałam kpiąco
- Szło mi bardzo dobrze dopóki się nie zjawiłaś - wycedził wilk
- Ale przyznaj. To może być bardzo dobra metoda polowania - powiedziałam. Basior zastanawiał, się, a potem przyznał mi niechętnie rację
< Equel? >

Od Equela do Katniss

Szedłem powoli nasłuchując. Było o tej porze na tych terenach mnóstwo wron i kruków. Zacząłem lecieć nad ziemią i wyprzedzać waderę.
- Chono, a ty dokąd?
- Znaleźć sobie jakąś jaskinię. - odparłem leniwie. - Tobie też radzę to zrobić, a nie leźć za mną, bo skończysz bez dachu nad głową. - Wadera już miała się odgryźć, ale poleciałem szybko w las, więc taka okazja jej się raczej szybko nie nadarzy. Po minucie stanąłem łapami na nadal mokrej ziemi przed... wielkim otworem, do dobrze zakamuflowanej jaskini.
- Halooo.....! - krzyknąłem w dół. Brak odpowiedzi, a i zapachu wilka nie było. Postanowiłem tutaj zostać.

***

Następnego dnia postanowiłem coś upolować. Jaskinia okazała się przytulna, a wiatr prawie nie do odczucia. Wyszedłem z jaskini. Dzisiaj było słonecznie i ciepło, ptaki się lekko odezwały, a promienie słońca barwiły kolorowe już liście. Zacząłem iść na jakąś łączkę, i po chwili marszu zdałem sobie sprawę, że kompletnie nie znam tutejszych terenów. Po kilku minutach byłem na terenie porośniętym krótką trawą, przeciętą małym strumieniem, oraz ludzkim posągiem obrośniętym mchem.
- To Gaj - usłyszałem na sobą głos. Odwróciłem głowę. Za mną stały dwie wadery. Jednej nie znałem, najwyraźniej jedna z watahy, a druga.... zrobiłem kwaśny uśmiech.
- Hej słonko, czy my się już nie spotkaliśmy?
- Och, zamknij się. - warknęła już wcześniej poznana wadera.
- O, to wy się znacie? - odezwała się samica z watahy
- A no. - odparłem. - Ale my chyba raczej nie.
- Fakt, jestem Lily, a skoro wy się znacie, to może obejdziemy razem tereny, bo coś mi się zdaje, że ich nie znacie.
- To, że MY się poznaliśmy, nie znaczy, że chcemy przebywać w swoim towarzystwie. - Odparła Katniss
- Oj... - Lily skuliła uszy
- E tam, ja wytrzymam. - uśmiechnąłem się. - Ale wiecie, chciałem coś zjeść...
- Nie krępuj się. - Lily zyskała ponownie swoją utraconą przed chwilą pół ćwiartki pewności. Gdy coś upolowałem, i wróciłem najedzony do wader, przy okazji poznałem biało-czarno-złotego basiora, który jak się dowiedziałem ma na imię Aksel, i mógłby mnie wprowadzić.
- To zobaczymy się później słonko! - zawołałem z moim jakże rozpoznawalnym uśmiechem i tonem do Katniss, która w odpowiedzi zawarczała.

< Katniss? >

Od Katniss CD Equel

Cóż... w pewnym sensie podzielałam obojętność basiora, ale jedno mnie męczyło. Jak można kogoś unieruchomić, a potem wymagać tego, że się go nie zabije? Śmieszne... jeszcze się z nim policzę, jeszcze się z nim policzę... Szliśmy przed siebie zaskakująco długo, aż wreszcie coś, a raczej ktoś. Wilk. Wadera. Widziałam, że jeżeli oboje użyjemy swoich mocy, ta nie ma nic do powiedzienia i zginie na miejscu wywołanym szleństwem w jej głowie. Nie ma najmniejszych szans. Za bardzo jej się nie przyglądałam tylko rzuciłam niby do niej, niby na wiatr:
- Zaprowadź nas do alfy, - przyrwałam - proszę
- A kim wy jesteście? - zapytała
- Katniss - przedstawiłam się
- Equel - basior również się przedstawił
- Em... dobrze. Chodźcie - powiedziała. Po chwili byliśmy już u stóp jaskini alf. Najprawdopodobniej.
- Equel, skarbie polecę na tobie - uśmiechnęłam się ironicznie, a on wywrócił teatralnie oczyma, ale nie protestował, bo chciał mieć watahę tak samo jak ja. W następnej chwili byliśmy już przed jaskinią. Wadera już sobie poszła. Weszliśmy. Kluczyliśmy przez chwilę po korytarzach, aż wreszcie doszliśmy do odgałęzienia w korytarzu. To na pewno jaskinia jednej z alf. Weszliśmy do środka. Tyłem do nas stała duża, masywna wadera. Odchrząknęłam. Wadera momentalnie odwróciła się i przygwoździła nas oboje do posadzki. W myślach powiedziałam Equelowi, żeby jej nie unieruchamiał, bo nie mamy szans.
Chyba zrozumiał.
- Kim jesteście i jak śmiecie nachodzić mnie w moim własnym domu?! - wycedziła przez zęby
- Cóż... jestem Katniss, a to jest Equel. Błąkamy się po świecie od dłuższego czasu, nie jesteśmy spokrewnieni, szukam watahy. Oboje - powiedziałam ze stoickim spokojem, a basior tylko lekko kiwnął głową na znak, że się ze mną zgadza. Wadera patrzyła raz na mnie, a raz na samca i z powrotem. Przyglądała się nam jak szaleńcom, ale po pewnej chwili zeszła z nas i zaczęła nas wypytywać o przeszłość, teraźniejszość i nasze zamiary. Kiedy skończyła wywiad przywitała nas w watasze i kazała wyjść, bo się spieszy. Tak oto znalazłam nową watahę no i razem ze mną Equel
< Equel? Co teraz? >

18.10.2017

Od Equela do Katniss

Wlokłem się powoli przez pustą łąkę. Ziemia była zimna i mokra od deszczu, który tędy przeszedł. Nebo pokrywały jasno szare chmury, a przez futro przedzierało się uczucie siąpu. Co chwila mijałem jakieś odosobnione drzewo, które nie miało już prawie liści. Ptaki coraz bardziej cichły. Wiedziałem, ze jestem na terenach jakiejś watahy, bo:
Po pierwsze: Tak duże tereny nie mogły być nie używane
Po drugie: Czułem zapach wilków.
Szedłbym tak w nieskończoność, gdyby jakaś strzała nie świsnęła mi tuż obok ucha, i utknęła głęboko w drzewie, przy okazji podnosząc pod wpływem wiatru opadłe liście, które leżały na ziemi. Odwróciłem powoli wzrok, dostrzegając waderę z łukiem. Uśmiechnąłem się kpiąco i szybko wskoczyłem na drzewo, odbijając się od niego na kolejne ( omijając fakt, że samica by mnie nie zestrzeliła jak kaczkę, gdybym nie zrobił uniku ) i od tyłu zakręt przez skrzydła po czym szybko powaliłem waderę na ziemię, odskoczyłem i znieruchomiłem ją, stosując moc blokady.
-  Co, nie wygodnie z jednej pozycji, co? - spytałem siadając nad nadal leżącą waderą. Odpowiedziało mi jak zwykle to samo. Milczenie.
- Jeżeli nie będziesz mnie próbowała zabić, to cię uwolnię.
- ( milczenie )
- A więc dobrze, przyjmuję to jako zgodę. - wstałem, tym samym uwalniając waderę z blokady, która wstała oszołomiona, po czym popatrzyła na mnie jak na... typowe gówno.
- No co?
- Kim jesteś? - warknęła.
- Sobą. - odparłem z szerokim uśmiechem.
- Słuchaj no... - wadera sięgnęła po łuk
- To ty słuchaj słonko. - powiedziałem patrząc na nią nijakim wzrokiem. - równie dobrze możesz zaraz zginąć w męczarniach.
- A ty zginiesz psychicznie.
- No to mamy remis. - odparłem. - Należysz do tej watahy?
- Nie... myślałam, że ty tak...
- A ja wręcz przeciwnie. Czyli... oboje jesteśmy na obcych terenach, tak?
- No... raczej tak. - wadera powoli i nie ufnie schowała łuk.
- Czyli idziemy, aż kogoś znajdziemy, a sądząc po węchu, mogę stwierdzić, że jest tutaj dużo wilków, i znalezienie któregoś nie będzie trudne.

< Katniss? XD >

Nowy basior! Equel



Właściciel: Cinema ( doggi )
Imię: Equel
Wiek: 4 lata 2 miesiące
Płeć: Basior
Żywioł: Iluzja, Energia, Zniewolenie
Stanowisko: Wywoływacz zwierzyny
- Cechy fizyczne: Zwinny. Bardzo wytrzymały oraz silny. Nie ma problemów z szybkością, ale nie jest mistrzem w tej dziedzinie.
- Cechy Charakteru: Equel to basior który ma na wszystko wymówkę. Lubi sobie pożartować, i robić komuś koło ogona. Często bierze na siebie całą winę za kogoś, ale potem się tej osoby uczepi, i będzie za nią łazić. Nie lubi, jak ktoś chodzi zdołowany, i za wszelką cenę będzie się starał tą osobę rozbawić. Lubi firtować z waderami, a szczególnie z takimi które zgrywają niedostępne. Kocha zakłady i jest szczery do bólu. Skłamie tylko w bardzo ekstremalnych przypadkach, i od razu będzie widać, że mówi nie prawdę. Często nie umie z siebie wydusić jakiegoś krępującego słowa, i zaraz po tym zaczyna się śmiać, o ile będzie taka sytuacja. Lubi zagadywać do nowych osób, i świetnie czuje się w ich towarzystwie, a obelgi i wyzywanie ma głęboko gdzieś.
- Cechy szczególne: Kolorowe oczy?
- Lubi: Wadery, polowanie oraz drzewa.
- Nie lubi: Szczeniaków oraz rybiego mięsa
- Boi się: Farb. Jakichkolwiek. Odpowiedzialności również.
- Moce:
1. Jest odporny na niektóre rodzaje magii.
2. Blokowanie umysłu. Ma bardzo silną wolę.
3. Rozdzieranie wnętrzności od środka.
4. Może dodawać sobie energii poprzez wyciąganie jej z kogoś innego
5. Potrafi złapać kogoś w potężną iluzję.
6. Blokada. Wystarczy że spojrzy na wybraną przez siebie osobę, a ta stanie w bezruchu, nie będzie mogła mówić, używać mocy, ruszyć się. Będzie mogła tylko myśleć. Nie można jej zdjąć. Odblokować daną osobę może tylko ten, kto tą blokadę założył.
- Historia: Equel nie ma za ciekawej historii. Jako szczeniak, a za razem najmłodszy z rodzeństwa był traktowany jak śmieć, którego trzeba się pozbyć jak najszybciej, lub wgnieść w ziemię. W tym przypadku było to wgniecenie w ziemię ze szczególnym okrucieństwem. Przynieś, podaj, podnieś. To zwykle było w rodzinnej jaskini. Pewnie to według was nic nadzwyczajnego. No to czas na zdziwienie. reszta rodzeństwa była traktowana jak aniołki, które nie powinny brudzić rączek. w wieku 2 lat nie wytrzymał i uciekł z watahy. Mizerny basior na swojej drodze napotykał różne wilki. Te dobre, jak i te złe, przez co często był w drodze, głodny i wyczerpany. Brał się do każdej pracy, byle by przeżyć zimę. Po następnym roku tułaczki trafił do watahy, w której go przyjęli, nawet znalazł sobie drugą połówkę, lecz po trzech miesiącach watahę zaatakowano. Ta się rozpadła, i większość wilków zginęło, w tym jego wybranka. Po kolejnym roku trafił tutaj, i raczej szybko się stąd nie ruszy.
- Zauroczenie: Rose
- Głos: ( Nightcore ) Adam Lambert - Runnin
- Partner: Rose
- Szczeniaki: Tori, Tora, Ashley, Koiru, Kaja, Nitaen, Seven
- Jaskinia: Link
- Amulet: Link
- Coins: 0
- Towarzysz: - Brak
- Inne zdjęcia:
Wyjący: Link
Inne: Link
Jeszcze inne: Link
- Rzeczy ze sklepiku: 0
- Rzeczy znalezione w op: 0
- Dodatkowe informacje: Nie ma
- Umiejętności:
: Siła: 200
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 150
: Zwinność: 100
: Szybkość: 100
: Mana: 50

17.10.2017

Od Night'a DO Lily

Lily wyszła do kuchni aby zaparzyć herbatę, a ja usiadłem w bujanym fotelu i bujałem się do przodu.... i do tyłu.... do przodu... i do tyłu... w pewnym momencie krzesło nie wytrzymało mojego ciężaru (nie, że jestem gruby, tylko masywny) i zapadło się pode mną. Po jaskini rozległ się okropny trzask, a Lily w mgnieniu oka stała przede mną. Zobaczyła mnie leżącego na podłodze razem ze szczątkami krzesła i zaczęła się śmiać. Ja dołączyłem do niej po kilku minutach. Ach jak ona się pięknie śmieje. Jaki ma piękny uśmiech... Powiedziała:
- Dobra. Żarty żartami, ale teraz idę dokończyć herbatę i proszę, tym razem nic nie zepsuj
- Jasne Pani nauczycielko - zaśmialiśmy się ponownie. Lily wyszła z powrotem do kuchni, aby dokończyć swoje arcydzieło zwane napojem o smaku i zapachu herbacianym. Słyszałem jak chwilę się krzątała po kuchni i po chwili znowu byliśmy razem w salonie. Lily patrzyła na mnie tak jakoś... dziwnie...
< Lily? Dlaczegóż to tak dziwnie patrzyłaś XD? >

15.10.2017

Od Lily do Equela

Poddając się codziennej rutynie, wyszłam z domu. Tego dnia zdążyłam już zjeść śniadanie i zrobić parę drobnych rzeczy, o których nie ma sensu wspominać. Droga, którą szłam była... zwyczajna. Zresztą jak cała reszta otoczenia. Brzoza, brzoza, brzoza. Gdzieniegdzie dęby, czy buki. Zdarzały się jakieś wróble, sroki, czy sójki. Raz dosłyszałam dzięcioła. Dzień jak każdy inny. Szłam tak sobie, prowadząc bardzo interesujący monolog o... Może nie będę mówić. Zresztą, był o wszystkim. U mojego boku szedł Lumeo. Wchodził do każdej kałuży, którą napotkaliśmy. Nagle zaburczało mi w brzuchu. Weszłam do lasu aby poszukać jedzenia. Po jakimś czasie padłam głodna i wyczerpana. Kiedy tak leżałam, pomyślałam: "Nie. Jeśli nic nie zjem, to zginę z bólu żołądka." Ta głupia i beznadziejna myśl, okazała się być bardzo motywacyjna. Włóczyłam się tak, gdy w końcu udało mi się znaleźć jagody. Łapczywie rzuciłam się na nie. Zamiast poczuć ich słodki smak, zabolał mnie pysk. Uderzyłam w coś nosem. Kiedy się otrzepałam i spojrzałam w tamtą stronę w poszukiwaniu drzewa, na które wpadłam, zobaczyłam... wilka. Stał tam trochę większy ode mnie samiec.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho, zrywając jedną jagodę.
- Nic się nie stało. - odpowiedział mój nowy rozmówca. Po jego słowach, nie wiadomo czemu Lumeo kichnął..
- Jestem Lily. A ty to?
<Equel?>

Od Lily CD. Night'a

Śmiejąc się, leżeliśmy w wodzie. Kiedy się opanowaliśmy, powiedziałam:
- Masz trochę czasu? Może pójdziemy do mojej jaskini?
- Hm...W sumie nie mam nic do roboty, więc czemu nie? - odpowiedział.
Po ok. 10 min. byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka.
- Lumeo? - zawołałam.
Wydra, ślizgając się po podłożu w tempie ekspresowym podbiegła do nas.
- Jesteś głodny? - spytałam. W odpowiedzi oblizał się ze smakiem.
- Rozgość się. - zwróciłam się do Nighta. Wahając się usiadł w fotelu. W tym czasie poszłam do kuchni, a Lumeo za mną. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam rybę, oraz... nie, oprócz ryby nie było tam nic. Rybę podałam zwierzątku, które pochłonęło ją w kilka sekund. Wyszłam z domu. Po jakimś czasie udało mi się upolować gołębia. Kiedy wróciłam do domu (razem ze zdobyczą), zorientowałam się, że nie mam pojęcia jak się przyrządza gołębia. "Pewnie jak kaczkę" - pomyślałam. Po chwili od wsadzenia go do piekarnika usłyszałam trzask. Kiedy pobiegłam w tamtą stronę, zobaczyłam...
<Night?>

14.10.2017

Od Cassandry cd. Jeff'a

 - Cassandra – mruknęłam z pogardą, której nawet nie starałam się ukryć. Wyrwałam strzałę z ciała dzikiej kaczki i po wytarciu włożyłam delikatnie do kołczana. Ukradkiem spoglądałam na wilka, który wpatrywał się we mnie zaciekawionym wzrokiem.
 - Tak na przyszłość, to uważaj z tą pukawką – wskazałam na jego karabin. – Wystraszyłeś pół lasu.
Jeff skrzywił się i potarł łapą czarną kolbę.
 - To niezwykle interesujące, nie sądzisz? Skąd masz ten strój? – zapytał znienacka. Westchnęłam i coraz bardziej zirytowana zaczęłam pakować zdobycze do torby. Rzuciłam w jego stronę upolowanego przez niego ptaka.
 - Przymknij się, bo jeśli TAM cię nie nauczyli dyscypliny to chyba już nic ci nie pomoże – warknęłam. Przełożyłam łuk przez ramię i ruszyłam szybkim truchtem przed siebie.
 - Co masz na myśli? Jakie TAM? – zasypywał mnie pytaniami, szybko równając się ze mną. Powoli tracąc cierpliwość, zatrzymałam się gwałtownie i przygwoździłam go do pobliskiego drzewa.
 - Słuchaj, kochanie – rzuciłam przez zęby, a moje oczy ciskały błyskawice w stronę wilka. – Nie życzyłam sobie towarzystwa. Prawdę mówiąc, nie przepadam za irytującymi, wścibskimi chłopcami, których każde zdanie zaczyna się na ‘’co’’ lub ‘’dlaczego’’.
Jeff jednak nie przejął się zbytnio moimi słowami. Za to uśmiechnął się czarująco i zasalutował, mówiąc:
 - Tak jest, pani generał. To się więcej nie powtórzy. A jeśli będę zaczynał zdania innymi słowami to pozwolisz zaprosić się na spacer?
Starałam się zgromić go spojrzeniem, ale chyba coś mi nie wyszło, bo Jeff zaśmiał się głośno, aż przysiadł na ogonie.
 - Wyglądasz jak królik!
 - Sam jesteś królik – mruknęłam, ale uśmiechnęłam się lekko. Uśmiechnęłam się? No nie mów, że ci się spodobał! – przywołałam się do porządku w duchu. Na spokojnie, Cass, to jakiś gałgan, który przyczepił się, bo akurat polowałaś w tym miejscu. No i jest ubrany jak ty. I ma podobne futerko. Tak, to jego piękne futerko…  Co?! O czym ty myślisz?!
Potrząsnęłam głową, przez co musiałam przypominać brykającego konia. Jeff przyglądał mi się, wciąż rozbawiony.
<Jeff? Wybacz, że tak długo..>

13.10.2017

Od Katniss Do Equela

- Okej - powiedziałam sama do siebie - szłam już szosą, ulicą, autostradą, gdzie swoją drogą prawie mnie zabili, łąką, polem, ale nigdy nie widziałam tak pięknego lasu jak ten tutaj przede mną.
Las był przepiękny. Wielki, mieszany, gęsto porośnięty, ptaki śpiewają, wiewiórki skaczą z gałęzi na gałąź, a sarny przechadzają się razem z łosiami ścieżkami. Weszłam do lasu. Od razu nasunęło mi się milion zapachów. Większość bez problemu rozpoznałam, ale jeden dominował. Był bardzo świerzy. To zapach wilków. Wiedziałam, że wkraczam na obce terytoria i w każdej chwili ktoś może mnie uznać za intruza i zabić na miejscu. Pomimo tego nie bałam się. Szłam w zamyśleniu i potknęłam się o konar i spadłam do dołu z kamieniami. Nic takiego mi się nie stało, oprócz niewielkiego zadrapania. Będę żyła. Zebrałam trochę ziół rosnących tu bardzo gęsto i przyłożyłam do rany
- Fak - zaklęłam pod nosem - boli.
Ruszyłam w dalszą podróż. Było tak samo jak na początku: drzewo, drzewo, drzewo, kamień, drzewo, wiewiórka, kamień, kamień i czasem przemykała obok mnie sarna. Zapach wilków zaczął się nasilać. Byłam już blisko siedliska watahy. Widziałam już parę wilków, ale żaden nie zauważył mnie. Większość to były wielkie, masywne basiory. Tylko niekiedy na niebie pojawiała się wadera. Niespodziewanie z krzaków wyskoczył na mnie wilk:
- Kim jesteś? Co tutaj robisz? Po co tu przyszłaś? - zasypał mnie pytaniami cedząc przez zęby
- Je... Jestem Katniss. Teoretycznie rzecz biorąc zgubiłam się. Szukałam kogoś kto by mi pomógł. Od dawna szukam watahy - odpowiedziałam na wszystkie zadane pytania. Słysząc to wilk nieco się rozluźnił, a co za tym idzie rozluźnił chwyt na tyle, że mogłam wyślizgnąć się spod jego łap. Zrobiłam to mimo, że nie chciałam. Oh dlaczego ja jestem taka głupia? Stanęłam przed wilkiem. Spiął się z powrotem, ale jak zauważył ranę na moim boku znów nieco się rozluźnił
- A kim TY jesteś? - teraz to ja zadałam pytanie
< Equel? >
Ps. Tak, zmienione, bo nikt nie chciał odpisać, a może nowy miałby wenę XD

11.10.2017

Od Mateo CD Raven

- A ty jak masz na imię? - zapytała Raven.
- Nazywam się Mateo. - przedstawiłem się, a potem przekrzywiłem głowę. - A co pani zamierza teraz zrobić? 
- Ja... W sumie nie wiem.- odpowiedziała wadera.
- To mogę panią oprowadzić po terenach watahy. - zaproponowałem, bo w sumie nie miałem nic do roboty, a wszystkie motylki zdążyły już odlecieć na zimę w trakcie naszego spotkania z Alfą.
- Dobrze, jeśli naprawdę chcesz, możesz mnie oprowadzić. - zgodziła się Raven.
Tak więc poszliśmy. Oprowadziłem waderę po różnych miejscach i koło jaskiń wilków, które znałem. Spacer nie trwał długo, bo tych wilków znałem de facto jakieś... może ze cztery. Na koniec wróciliśmy na polanę, skąd zaczęliśmy zwiedzanie. W chwili, gdy na nią wkroczyliśmy, poczułem się w patriotycznym obowiązku przekazać nowej członkini watahy informacje o naszych historycznych zdobyczach terenowych. Ustawiłem się więc w dogodnej pozycji i wystawiłem łapkę do przodu.
- A więc tam są Las, tam jest Rzeka, tam, o w tym kierunku znajdują się tak zwane Góry, a tam... -zdałem sobie sprawę z tego, że nie wiem, co znajduje się na zachodzie. - ..tam jest zachód.
- Przecież wiem. Tylko co jest na tym zachodzie? - zapytała wadera. Ups...
- No... tam.. - zająknąłem się.
 Co tam może być? Obrzuciłem zdesperowanym spojrzeniem odpowiedni kierunek. Zobaczyłem tylko jakieś dęby. "I co teraz?" było moją główną myślą. Chwilka... Dęby - żołędzie. Żołędzie - ...
- Mateo. - powiedziała Raven. - Przecież nie musisz mi mówić, co tam jest. Nikt nie będzie na ciebie zły za to, że nie wiesz.
- Ale ja wiem! - zawołałem. - Tam jest.. są.. żołędzie...
- Żołędzie?
- Nie! Nie żołędzie, dziki! Dziki i zachód, tak!
- Skoro to Dziki Zachód, to nie będziemy się tam zapuszczać. Dziękuję, że mnie oprowadziłeś. Pójdę sobie poszukać jaskini. Pa. - pożegnała się biała wadera, a potem odeszła w kierunku wschodnim.
< Raven? Wataha jest przez samo "h" :)>

Od Night'a CD Lily

Cóż... zastanawiałem się. Zastanawiałem się do tego stopnia, że nie widziałem gdzie idę i szczerze mówiąc parę razy wlazłem w drzewo czy wpadłem w krzaki. Zastanawiałem się nad tym co się stało w jaskini wadery. Może zacząłem coś do niej czuć? Nie... przecież to absurd
- Night... - powiedziała wadera. Dopiero jej głos wyrwał mnie z zamyślenia
- Co?
- Spójrz... spójrz na niebo - jęknęła. Na niebie widziałem setkę latających idealnie w kręgu z krwisto czerwonymi oczyma ptaków
- Czy... Czy ty też widzisz te wróble - spytała
- Niestety... - odparłem
Popatrzyłem na ptaki. Wszystkie były identyczne. Muszą mieć jakąś słabość... pewnie są jakimiś robotami swojego rodzaju, które mają nas prześladować. Wiem! Woda! Ani roboty, ani wróble nienawidzą wody!
- Lily! Do wody!
- Co? Po co?
- Później ci wytłumaczę. Tam! Tam jest Morskie Oko! - krzyknąłem i puściłem się pędem do zbiornika wodnego, a Lily za mną. Ptactwo zaczęło zlatywać z nieba i celowały w nas. Już jeden miał mnie walnąć, ale w ostatniej chwili wskoczyliśmy do wody, a za nami całe stado dzikich ptaków. Zostało ich ze dwadzieścia, ale poleciały w zupełnie inną stronę i po chwili niebo było całkiem czyste
- Uff... jak dobrze, że się udało - odezwała się wadera
- Oj i tu się zgodzę - przyznałem - trzeba będzie zacząć liczyć ile razy już uratowaliśmy świat. Night i Lily. Zpółka z.o.o ratująca świat - roześmiałem się. Lily razem ze mną. Może jednak coś do niej czuję?
< Lily? Co o tym wszystkim myślisz xd >

10.10.2017

Od Lily do Evana

Siedziałam sobie przy biurku, przygotowując materiał na następne lekcje szczeniaków. Lumeo... Cóż. Jak zawsze pływał w wannie.
~pół godziny później~
Skończyłam pisać. Przeczytałam moją pracę jeszcze raz, dla pewności. Kiedy wstałam zamyślona, zaburczało mi w brzuchu. Głodna ruszyłam w stronę kuchni. Wróciłam do salonu z befsztykiem na talerzu. Pochłonęłam go w kilka sekund, a potem położyłam się na kanapie.
~następne pół godziny później~
Obudził mnie stęk otwieranych drzwi. Wstałam zaspana i przetarłam oczy. Kiedy poszłam w tamtą stronę, zobaczyłam... wilka. Nie znałam go, ale kiedy byłam oprowadzana, przedstawiono mi go jako Evana. Czyli, wiedziałam o nim to: Ma na imię Evan. OK.
- Ekhem. - odchrząknęłam.
Po tych słowach się odwrócił. Wybałuszył oczy na mój widok.
- To... Czy mogłabym... Mogłabym wiedzieć, co cię tu sprowadza? Mam jedną uwagę: następnym razem zapukaj, ok? - zwróciłam mu uwagę.
- Ja....
- Hm? - spytałam ponaglająco.
- Włamałem się. Chciałem coś ukraść... - zająknął się.
- Dobra... Trochę głupie wytłumaczenie...
Parsknął śmiechem. Zapytałam poirytowana:
- Co cię tak śmieszy?
- Przecież żartowałem. Tak naprawdę, pomyliłem domy. - odpowiedział.
"Jak można się tak pomylić? Rozumiem, że ja ale on zna watahę lepiej ode mnie!" - pomyślałam.
- Naprawdę przepraszam... Eee... Jak mogę ci mówić?
- Lily. - uśmiechnęłam się. - Evan?
- Zgadłaś. Ja już idę. - powiedział i ruszył w kierunku wyjścia.
- Poczekaj! - zawołałam cicho.
- Tak? - odwrócił się w drzwiach.
- Możesz zostać. Przyda mi się trochę towarzystwa. - uśmiechnęłam się.
<Evan? xd Wiem, trochę dziwnie napisane i dużo dwukropków. ;)>

Od Lily CD. Night'a

Kiedy Night skoczył na mnie, poczułam się... wolna. Jednak czułam, że cząstka tego "ducha" nadal we mnie pozostała. Przeszły mnie zimne dreszcze. Po chwili Night powiedział:
- Och, Lily. Jak dobrze że wróciłaś. Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę.
Po tych słowach mnie przytulił. Był to najmocniejszy uścisk, jakiego w życiu doznałam. Zarumieniłam się. Zrobiło mi się trochę głupio, ale... Nie odsuwałam się od niego. Siedzieliśmy tak, przez dobre pół minuty. W koncu Night odsunął się ode mnie.
- To może...Przejdziemy się? - spytał zakłopotany.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
Wyszliśmy z mojej jaskini. Po przejściu kilku kroków zobaczyłam... Tak, drodzy ludzie, był to wróbel. Jego oczy lśniły dziko w słońcu i - co mnie bardzo zdziwiło - były czerwone. Nagle wzbił się w powietrze i... odleciał. "Aha" - pomyślałam. Szliśmy tak, w ciszy.
Chwilę potem z pobliskich drzew wyleciało chyba ze sto (wcale nie przesadzam) takich samych wróbli i poleciało za nim. Zaczęły się kłębić wokół nas, coraz bardziej się zbliżając i zawężając swój "krąg".
- Night... - jęknęłam.
<Night? Przepraszam, że krótkie. Brak weny kłania się nisko.>

Od Raven Do Mateo


Hmm.. Uroczy ten szczeniak. Tak poprostu sobie do mnie podszedł.. Eh.. Zazdroszczę mu tej odwagi.
- Gdzie mieszka Alfa? - Spytałam, bo idziemy 15 metrów nic do siebie nie mówiąc. Ta cisza była niepokojąca.
- Ym.. Właśnie nie wiem tego dokońca.. Ale myślę że spotkamy ja dziś na polanie..
- Jasne.
Zaczęłam się zastanawiać co powiem Alphie. Czy poprostu tak sobie do niej podejdę i powiem że chcę dołączyć do watachy? Czy to nie wyjdzie głupio? Pograzylam się w coraz głębszych myślach o przyszłości. Chyba nie ma chwili w której nic bym nie myślała, czy zamartwiala się.
- To polana. Już jesteśmy. O tam jest Alpha! - Nagle towarzysz wyrwał mnie z Amoku..
- Dziękuję Ci.. Poczekasz tu na mnie? - Spytałam, bo nie zamierzałam znów zostać sama. A póki co, znam tylko jego. Wydawał się być naprawdę w porządku jeśli nie przestraszył się mnie na początku.
- Oczywiście!... Mogę nawet pójść z Panią! - Powiedział lecz nie zdążył domówić ostatnich słów bo ja już szłam.
Alpha była piękna. Nie to co ja, okropna, zimna, poraniona. Sama się siebie brzydzilam..
..................
Udało się. Przyjęła mnie do Watachy. Tylko pytanie czy mnie zaakceptują? Taką jaką jestem..? Stałam się Omegą, oznaczającą koniec... Czyli znów jestem tą ostatnia? Z tego co mi się wydaje jest więcej Omeg. Zostałam Psychologiem. Od razy nasunelo mi się pytanie. Czy po moich przejściach nie być psychologiem? Czy to normalne że chory leczy chorych? Chyba szybciej zaraże depresją swoich pacjentów nich wylecze.. Ehhhh.. Jak zwykle myśli mam bardziej rozwinięte niż mowę. Nie umiem splesc jednego zdania. A tu popatrzcie ile pytań na sekundę..
- Już jestem.. Dzięki że poczekales. - Nie mogłam nic ciekawszego powiedzieć..
- Ależ to drobnostka.. Naprawdę nie musi pani dziękować
- Mam na imię Raven.. - Nie byłam jednak przyzwyczajona że ktoś mówi do mnie "pani" w sumie fajne uczucie.. Być tak wyżej.. Haha. - A ty jak masz na imię? - Zapytałam bo jak się mam do niego zwracać..? Chyba nie pan haha.
<Mateo? Zrozum, dopiero uczę się pisać ; D >

9.10.2017

Od Mateo do Raven

Biegałem sobie za motylkiem.
"Jaki piękny motylek!" - pomyślałem sobie.
Moja łapa wpadła do rowu.
Cała reszta mnie również wpadła do rowu.
Leżałem w rowie. W końcu zdecydowałem się wystawić głowę. Dżewo dżewo dżewo kszak dżewo dżewo biały kamol dżewo kszak dżewo dżewo. Biały kamol... znaczy kamień? Mimo lekkiego bólu wyskoczyłem z dołka i udałem się na rekonesans. Głaz okazał się kłębkiem białego futerka, z domieszką futerka czerwonego oraz równie czerwonej krwi. Na tkance bliznowatej, czy co tam. To wszystko razem z organami wewnętrznymi składało się na dorosłą waderę, która właśnie uniosła głowę.
- Eeemm.. Nie chciałem pani przeszkadzać. Ale co pani tutaj robi? - spytałem. Wadera wstała i otrzepała się, co jeszcze bardziej uwidoczniło ślady na jej nogach.
- Nic, nic, już idę. - wyglądała na troszkę spłoszoną. Ale nie było sensu, żeby odchodziła.
- Niech pani nie idzie! Bo.. bo.. może pani zostać, a tak będzie lepiej! - zawołałem. Nieznajoma odwróciła wzrok, rozważając różne możliwości. Wreszcie podjęła decyzję.
- Dobrze. Możesz mnie zaprowadzić do alfy? - zapytała niepewnie.
- Jasne! - potwierdziłem radośnie, i ruszyłem w stronę watahy. Dopiero 15 metrów później uświadomiłem sobie, że w zasadzie nie wiem, gdzie alfa mieszka.
<Raven? Nudziło mi się...>

Od Night'a CD Lily

Nie miałem zielonego pojęcia o co chodziło Lily. Wydzierała się na mnie, żebym się zamknął, a ja tylko chciałem jej powiedzieć gdzie byłem, bo dostałem takie pytanie.
- Lily o co...
- ZAMKNIJ RYJA ZDRAJCO! - przerwała mi Lily. Jej usta układały się w słowa 'To nie ja'
- Przepraszam - szepnąłem i rzuciłem się na waderę. Po chwili szarpaniny jakiś duch czy coś wyleciało z Lily, a ona opadła na ziemię osłabiona
- Och Lily. Jak dobrze, że już wróciłaś. Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę - powiedziałem, po czym przycisnąłem waderę do piersi w serdecznym przytulasie
< Lily? Sorki, że takie krótkie... >

Od Raven Do...


Mijał ósmy dzień od ucieczki. Byłam strasznie głodna.. Hmm.. Nie jadłam chyba od pięciu dni. Piłam jedynie jakąś tam wodę z jeziora. Eh.. Mam dość. Jeżeli nie znajdę żadnego schronienia zginę. Usiadłam obok pnia drzewa i zaczęłam płakać. Wyciąglam zyletke. Już miałam robić to co wszyscy wiedzą, lecz coś mnie powstrzymało.. Poczułam jakąś woń.. Zapach był obcy. Czy to znaczyło że wreszcie gdzieś doszłam? Podeszlam bliżej.. Wyczulam zapach jakiejś watachy. Wzięłam zyletke i postanowiłam zwiedzić teren. W oddali widziałam wilki. Czułam się obca. Może podejść do kogoś? Nie. Za bardzo się boję. Będę czekać aż ktoś mnie zauważy? No nie widzę innego wyjścia. Nie moja wina ze jestem taka wstydliwa. Z racji iż zbierała się noc, zdecydowałam się położyć pod wielkim dębem. Skulilam się w kłębek. Nie mogłam spać ponieważ ciągle myślałam co jutro zrobię. Po chyba kilkugodiznnych rozmyslaniach wkoncu zasnęłam. Nagle około godziny szóstej obudzilo mnie coś. Słyszałam kroki wilka zbliżające się w moją stronę.. Nagle się odwrocilam..
<Odpisze ktoś default smiley :dD?? >

8.10.2017

Od Jeff'a do Cassandry

Rozejrzałem się dookoła. Stalowoszare chmury kłębiły się ponad koronami drzew, zwiastując nadchodzącą ulewę. Pożółkłe liście wirowały w powietrzu, gnane szaloną melodią wiatru, a wokoło roztaczał się charakterystyczny, rześki zapach jesiennego poranka. Położyłem łeb na łapach, wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą. Nuuudy. Wtem do moich uszu dobiegł znajomy, choć dosyć rzadko przeze mnie słyszany jazgot. Klucz wędrownych kaczek czy innego rodzaju drobiu przelatywał niemalże centralnie nade mną. Mała strzelanka? Chwyciłem za karabin i skierowałem lufę ku górze. Bez chwili zawahania nacisnąłem spust. Ptak upał martwy na ziemię, lecz ku mojemu zdumieniu, zaraz za nim padł kolejny - trafiony przez inny, jakby podłużny przedmiot, który nadleciał z przeciwnej strony. Pobiegłem w stronę martwego zwierzęcia. Gdy jednak znalazłem się już na miejscu, stanąłem jak wryty. Przede mną stała wadera, do złudzenia przypominająca... Mnie samego? Pomijając samo umaszczenie, odziana była w charakterystyczny strój, z widocznym znakiem znajomej mi organizacji. Z jej szyi zwisały dwa medaliony, będące niemalże kopią tych moich. Samica, najwyraźniej równie zaskoczona jak ja, stała w bezruchu, lustrując mnie badawczym wzrokiem. Wreszcie, gdy mój umysł otrzeźwiał z początkowego szoku, odzyskałem pełną świadomość.
 - Ym... Hej... Żeński klonie - przywitałem się, niepewnie przechylając pysk.
 - Witaj męski klonie - rzuciła z drobnym przekąsem nieznajoma.
 - Jestem Jeff - przedstawiłem się, uznając, iż to będzie najbardziej odpowiedni ruch.

[ Cassandra? Chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle ;-; ]

Nowy wadera! Raven



- Twój adres e-mail albo nik na Howrse: Podam oba: adres: martyna.gierat@tlen.pl, a nick na horwse to: Myszatek. Mam tylko 6 pkt karmy że względu na multi.. :-(
- Imię: Raven. Dla znajomych poprostu Rav.
- Wiek: Raven jest 3 letnia Waderą. Mimo swojego wieku, Marzy by spowrotem wrócić do dzieciństwa...
- Płeć:Wadera. Gdy jej mama była w ciąży, lekarz się pomylił, i powiedział że urodzi się basior...
- Żywioł: Śmierć.
- Stanowisko: Psycholog
- Cechy fizyczne: Raven znana jest ze swej szybkości. Jest szczupła. W czasach nastoletnich chorowała na anoreksję, połączona z depresja. Więcej o tym w jej historii. Ma charakterystyczne blizny na nadgarstkach na cięciu się. Czasem nawet teraz to robi, nie mogąc wyjść z nałogu. Jej oczy są czerwonego koloru. Tak samo jak znaczenia na tylnych łapach i uszach. Oprócz krwistych plam, Rav jest snieznobiala.
- Cechy Charakteru: Raven jest typową Melancholiczka. Uwielbia spokój i ciszę. Jest perfekcjonistka. Słynie z nieśmiałości i cichosci. Straciła zaufanie do wilków już dawno temu. Ale kto wie.. Może uda się je odbudować? Ravv kocha rysować. Jej ulubionym zajęciem jest czytanie książek fantastycznych.
- Cechy szczególne:: Ravv ma szczególnie widoczne rany po żyletce. Nie chcą się one goić. Ma ona również kolczyk w języku.. Co dziwne, ponieważ wogóle one do niej nie pasują!?
- Lubi: Czytać książki, pisać wiersze. Ravv prowadzi pamiętnik, w którym wszystko opisuje. Pamiętnik ma już  z rok!
- Nie lubi: kłamstwa, sztuczności, nie lubi jak ktoś nie wywyższa, oraz nienawidzi jak ktoś ją do czegoś zmusza.
- Boi się: Raven ma klaustrofobie, oraz arachofobie. Nie cierpi pająków!
- Moce: zabijanie
Na życzenie (musi uzgodnić z alpha). Rzadko używa magii.
- Historia: Ravv urodziła się w spokojnej miejscowości White Dreams. Miała bezstresowe dzieciństwo aż do czasu 6 miesięcy. Wtedy jej rodzice zginęli w walce. Ravv nawet ich nie pamięta.. Nie zdążyła zapamiętać...  Trafiła do jakiegoś beznadziejnego domu dziecka. Wszyscy się tam wyśmiewali z jej depresji. Znajdując żyletkę, w wieku roku zaczęła się ciąć. Przez nie akceptację przestała jeść. Była gnębiona. Wielokrotnie bita. Trafiła do psychologa.. Któremu zależało tylko na kasie. Kazał schować wszystko co ostre, wpychał jej jedzenie i tyle. Po kuracji po raz drugi wpadła w nałóg. Zaczęła wyjmować żyletki z temperówek. Rany robiły się coraz głębsze. Miała dość. Uciekła. Długo szukała jakiegoś schronienia. Teraz zauważyła watahy mrocznych skrzydeł. Ma nadzieję że ja przyjmą i pomogą wejść na prostą.
- Zauroczenie: na razie brak
- Głos:ma bardzo wysoki i słodki głosik.
- Partner: Na razie brak
- Szczeniaki: na razie brak
- Jaskinia: Link (jaskinia dusz na północy)
- Amulet: Link
- Coins: 0
- Towarzysz: brak
- Inne zdjęcia: Nie mam niestety :C Mogę przesłać rysunki
- Rzeczy ze sklepiku:0
- Rzeczy znalezione w op: 0
- Dodatkowe informacje: Hmm.. Co by tu można było o niej powiedzieć.. Marzy o posiadaniu szczeniąt. Jej zdaniem są takie urocze... Marzy również o basiorze, który będzie ją kochał.
- Umiejętności:
: Siła: 100
: Zręczność: 50
: Wiedza: 100
: Spryt:150
: Zwinność: 100
: Szybkość: 200
: Mana: ( jak szybko twój wilk regeneruje się po walce? ) 100

7.10.2017

Katniss



- Twój adres e-mail albo nik na Howrse: Shimer
- Imię: Katniss
- Wiek: twardo stąpa po ziemi już około 3 lata i 4 miesiące
- Płeć: wadera
- Żywioł: Zniewolenie, Szaleństwo oraz Czarna Magia
- stanowisko: Łowca
- Cechy fizyczne: Katniss jest bardzk szybka, po lesie i innych gruntach porusza się bezszelestnie. Bardzo dobrze strzela z łuku. W trakcie polowań jej głównym nawigatorem jest węch. Na drugie miejsce spada słuch, a wzrok nie jest taki niezbędny, aczkolwiek zbędnym go nie nazwę. Wysoko skacze. Potrafi długo wędrować oraz biec jeśli tego wymagała będzie sytuacja. W walce przeważnie strzela z łuku, ale jeśli takowego nie będzie pod ręką to użyje silnych i bardzo solidnych pazurów. Kły w walce są tak samo potrzebne jak mysz na ptasiej głowie, choć czasem zdarza się, że kogoś ugryzie, ale to jest 1/100% przypadków
- Cechy Charakteru: Kat jest bardzo zamknięta w sobie. Nigdy dużo o sobie nie opowiadała. Jej życie wyglądało podobnie jak film/książka Igrzyska Śmierci. Dzięki temu otrzymała imię - Katniss. Lubi swoje imię, ale twierdzi, że mogła trafić lepiej. Strzelanie z łuku to jej talent wrodzony. Oprócz tego jeszcze bardzo ładnie śpiewa, choć zawsze się tego wstydzi. Nie trudem jest dla niej długotrwała wędrówka czy walka o przeżycie. Jest ostrożna, ale nie przesadnie. Z dużym dystansem odnosi się do innych wilków. Nigdy nie dogadywała się dobrze z żadnym wilkiem poza Serbem. To był jej najlepszy przyjaciel, ale rozstali się się (co opowiem przy historii). Jest zasadniczo miła dla wilków, które bliżej pozna. Niemniej stara się być miła i nie dogryzać reszcie. Lubi rzeczy idealne, ale wie, że takie w większości nie istnieją. Ma bardzo silną wolę, trudno wedrzeć się do jej umysłu
- Cechy szczególne: ZAWSZE, ale to ZAWSZE nosi przy sobie łuk (o ile nie wchodzi na arenę z punktem o zabronionym wnoszeniu łuków)
- Lubi: ideały, strzelać z łuku, przyrodę, wędrówki, przygody, zachody słońca, morze i inne zbiorniki wodne
- Nie lubi: bezczelności, srok - zawsze ją wkurzają, jak i również gołebi z tej samej przyczyny, przesadnego słońca
- Boi się: przeszłości, jest arachnofobiczką
- Moce: Zniewolenie:
- potrafi przejąć umysł większości wilków, dosłownie nim zawładnąć;
Szaleństwo:
- potrafi doprowadzić kogoś do szaleństwa bez użycia słów, a nawet gestów,
- potrafi pokazać komuś jego lęki;
Czarna Magia:
- stwarzanie złej energii obok i naokoło siebie,
- zmiana postaci (z normalną na mroczną),
- wysysanie z kogoś energii, jak i dodawanie jej komuś,
- dosłowne wyciąganie życia ze wszystkiego (zwierzę, drzewo, a czasem nawet i wilk, ale nie robi tego naumyślnie);
- Historia: Urodziła się w Watasze Wilczych Gwiazd. Była to piękna wataha. Wszyscy się wszystkimi opiekowali. Katniss tam nauczyła się strzelać z łuku, oraz podstawowego zielarstwa. Po ojcu odziedziczyła silną wolę, a po matce... Czarną Magię. Przyjęła to nie najgorzej. Niestety z wiekiem coraz mniej to opanowywała. W wieku około roku udała się do szamanki watahy i ta poradziła jej jak utrzymać tę Magię w swojej kontroli. Udawało jej się to. Po pewnym czasie miała już dość opiekuńczości swojej watahy i uciekła. Po drodze poznała basiora - Serba. Bardzo go lubiła. Dostała od niego wisiorki widoczne na zdjęciu. Pewnego dnia na Kat i Serba napadły dzikie smoki. Porwały Serba, a ten już nigdy nie dał znaku życia. Trochę powędrowała, aż znalazła się na terenach Watahy Mrocznych Skrzydeł
- Zauroczenie: póki co brak
- Głos: Selena Gomez - It Ain't Me
- Partner: brak
- Szczeniaki: tak jakoś się jeszcze nie złożyło
- Jaskinia: Link
- Amulet: ten wisiorek na głównym zdjęciu. Nosi go zawsze. To pamiątko po Serbie. To od niego dostała ten wisiorek
- Coins: 0
- Towarzysz: brak
- Inne zdjęcia: mroczna postać - Link
- Rzeczy ze sklepiku: 0
- Rzeczy znalezione w op: patyki się liczą? Jeśli tak to mnóstwo
- Dodatkowe informacje: brak
- Umiejętności: ( Zwykłe wilki czyli omegi mają do roździelenia 800 punktów, Delty 900, gammy 1000, bety 1100 a alfy 1200 międzydefault smiley default smiley :)
: Siła: 100
: Zręczność: 125
: Wiedza: 150
: Spryt: 120
: Zwinność: 100
: Szybkość: 150
: Mana: 55, aczkolwiek czasami po przemianie w mroczną wersję wraca jej energia