Kagekao wybiegł jak oparzony po medyczkę, natomiast ja myślałam, że zaraz umrę.
Po chwili przybiegł wraz z tą nową medyczką, Rose. Rodinia pewnie prędzej wylałaby mu wrzątek na głowę, po tym co ostatnio zrobił jej partnerowi...
Kagekao w skrócie przedstawił jej sytuację.
- Hm... Być może to zwykłe zatrucie pokarmowe. Przeprowadzę rutynowe badania. - skierowała się do basiora. - Wyjdź.
O dziwo Kagekao posłusznie wykonał polecenie i wyszedł przed jaskinię. Wadera podeszła do mnie.
Po jakimś czasie wykonała już wszystkie rutynowe badania. Rose poszła do Kagekao i powiedziała, że może już wejść.
- I co? Umieram? - spytałam zaniepokojona ponurą miną medyczki.
- Niestety, został ci tydzień życia...
- Słucham?! - krzyknęliśmy z Kagekao w tym samym momencie.
- Żartowałam. - zaśmiała się. - Po po prostu jesteś w ciąży.
- Co-
- To znaczy, że będę miał własne małe szatańskie pomiociki?! - wykrzyknął uradowany Kagekao. Czy mi się wydawało, czy ja widziałam w jego oczach łezkę wzruszenia?
Nie wiedziałam co mam myśleć. Nie planowałam szczeniaków...
Co jak urodzą się chore i będę miała horom curke? Co jeśli Mateo ich nie zaakceptuje i będzie zazdrosny? Co jeśli wdadzą się w Kagekao i będą porywać wadery albo co gorsza będą mieć kremowe zęby jak Kagekao?
Na ostatnią myśl się wzdrygnęłam.
- Co to za krzyki? Co się dzieje? - spytał zaspany Mateo wychodzący ze swojego "pokoju".
- No więc... - zaczęłam. - Będziesz miał rodzeństwo.
<Kagekao? Ewentualnie Mateo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz