15.11.2017

Od Mateo do Igazi

- Foch. - rzuciła waderka i obróciła głowę. Wiedziałem, że tak będzie! Mówiłem!
- Nie fosz. - powiedziałem. - Przepraszam. - momentalnie odwróciła się.
- Ja też cię przepraszam! - zawołała szybko, po czym się do mnie przytuliła. Cofnąłem się, zaskoczony.
- Po co się przytulasz? - zapytałem z szeroko otwartymi oczami. Igazi zeszła ze mnie, skruszona.
- A ten... tego... nieważne. - no ja nie wiem, czy takie nieważne, ale zanim zdążyłem zażądać wyjaśnień, podbiegła do jakiegoś drzewa.
- Patrz!  - krzyknęła. - Ono ma tak.... - tutaj zdębiała.
- Dlaczego dębisz? To nie dąb. To jest... - chciałem ją pouczyć, ale mnie też zamurowało.
Na arganii żelaznej stała koza!
Igazi pierwsza się ocknęła.
- Złaź kozo! - krzyknęła.
- Meeeee! - odpowiedziała groźnie koza, zżerając jakiś owoc. No nie! Beszcześci drzewo! Skąd ona się tu w ogóle wzięła...?
<Ignasiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz