Spojrzałem na waderę lekko zdziwiony, ale nie zauważyła tego.
-Okej, w sumie czemu nie?- odparłem i zacząłem iść. Po drodze zacząłem opowiadać o drzewach, ale moją towarzyszkę chyba niezbyt to interesowało.
Po kilkunastu minutach drogi natknęliśmy się na nietypową dla tych terenów krzewinkę. Przypominała bardziej tropikalną roślinę. Miała mięsistą łodygę i kolorowe, duże kwiaty. Meetou natychmiast do niej przylgnęła i zaczęła ją obwąchiwać.
-N-nie ruszaj!- krzyknąłem, ale było już za późno. Wadera miała już kwiatek w pysku. Na jej twarz wpłyną grymas (zadowolonego klienta hehe, Mateo, pamiętasz?) bólu. Kwiat spadł na ziemię, a chwilę po tym upadła Meetou. Na jej podniebieniu i języku dostrzegłem poparzenia i czerwone plamy. Byleby tylko nie przełknęła śliny..
<Meeetoooou! Ta roślinka parzy i truje!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz