- Nie prawda. Gdybym cię dusił, to nie mogłabyś mówić. Ja po prostu zaciągam się zapachem twojego futra na szyi.
- Zboczeniec... - mruknęłam.
- Jakbym był zboczeńcem, to już dawno miałabyś potomstwo, które też byłoby na smyczy.
Gdyby mnie nie przygniatał, to znowu bym go spoliczkowała.
- Co ja w tobie widzę... - prychnęłam.
- Swojego przyszłego męża oraz ojca swoich dzieci. - powiedział cicho, flirciarskim tonem.
Wydawało mi się, że przed chwilą słyszałam jakiś szelest zza krzaków.
- Słyszałeś to? - spytałam zdezorientowana.
- Ale co?
- Jakiś szelest zza tamtych krzaków...
- Żadnego szelestu nie słyszałem. Jedyne co słyszałem to twój nierówny oddech. - powiedział, po czym mocniej mnie przytulił.
Nagle coś w krzakach się poruszyło. Tym razem oboje to zauważyliśmy.
- NIE MOLESTUJ MOJEJ MAMY! - krzyknął Mateo wyskakujący zza krzaków i ugryzł Kagekao w ogon. Basior syknął i kopnął odruchowo Mateo w słabiznę. Szczeniak odleciał pół metra dalej.
- CO TO ZA ŚCIERWO SZATANA?! - krzyknął Kagekao.
- KAGEKAO, JAK TY SIĘ WYRAŻASZ PRZY SZCZENIAKACH?!
- A JAK MAM GADAĆ JAK TO COŚ MNIE NAPADA I GRYZIE?!
- TO COŚ TO MÓJ ADOPTOWANY SYN. CIĄGLE SOBIE ŻARTUJESZ O SZCZENIAKACH, A WŁAŚNIE POKAZAŁEŚ JAKI Z CIEBIE BYŁBY DOBRY OJCIEC.
- MOGŁAŚ OD RAZU POWIEDZIEĆ, ŻE MASZ JUŻ DZIECI!
- MAM ADOPTOWANEGO, POWTARZAM, A-D-O-P-T-O-W-A-N-E-G-O SYNA!
Basior nie zdążył nic powiedzieć, bo przerwał mu dziwny, piskliwy odgłos. Zza drzew wyleciał płomyczek!
- O NIE! TYLKO TEGO POMIOTU SZATANA TU BRAKOWAŁO! - krzyknął Kagekao.
<Kagekao? Mateo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz