Dzisiejsza noc była wyjątkowo chłodna, nawet jak na panującą obecnie porę roku. Późna jesień powoli, stopniowo starała się przygotować nas na nadejście zimy. Jak dla mnie - super. Jestem gotowy o każdej porze dnia i nocy. Z takimi nietypowymi myślami przechadzałem się, zwinnie manewrując wśród leśnego labiryntu. Wtem do moich uszu dobiegł cichutki szloch. Instynktownie dałem nura w zaroślach i przylgnąwszy do ziemi, nasłuchiwałem. Głosik wydał mi się podejrzany. Aż zanadto przypominał ten należący do pewnych stworzeń, które z jego pomocą zwabiają swoje dobroduszne ofiary. Co prawda od wielu wieków uważane są za gatunek niemalże wymarły, ale... Ostrożności nigdy za wiele. Mając ten fakt na uwadze, wyskoczyłem z gęstwiny, przyszpilając do ziemi, jak mi się początkowo zdawało, przeciwnika. Jakież było moje zdumienie, kiedy ujrzałem jedynie zapłakanego szczeniaka. Cały się trząsł. Po części z zimna, po części ze strachu.
- Nie rób mi krzywdy! Ja się tylko tu zgubiłem! - krzyknął, zasłaniając się gorączkowo łapkami.
Szybko puściłem młodego samczyka, a ten momentalnie odskoczył ode mnie. Gdy pierwszy szok minął, zaś wszystkie fakty wreszcie złożyły się w jedną całość, uśmiechnąłem się łagodnie.
- Nie bój się... Nic ci nie zrobię - zapewniłem spokojnym tonem. - Jestem Royal. A ty? Jak masz na imię?
- Iwan... - odparł niepewnie.
- Należysz do watahy, prawda? - w odpowiedzi otrzymałem delikatne skinięcie pyszczkiem. - Gdzie są twoi rodzice?
- W domu... A ja nie wiem jak tam wrócić! - kolejna partia łez spłynęła po policzkach szczeniaka.
- Spokojnie... Pomogę ci - szepnąłem, aby nie wzbudzić kolejnych, niepotrzebnych emocji. - Chodź ze mną. Niedaleko mam jaskinię. Jest już późno, a po ciemku ciężko będzie nam, nawet we dwójkę, znaleźć cokolwiek. Jutro odprowadzę cię do twoich rodziców, dobrze?
[ Iwan? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz