5.11.2017

Od Kagekao c.d Luna

Słodki, tłuściutki króliczek skakał sobie wokół drzew. Podszedł do pnia by zjeść pożywną trawę, już nie tak soczystą jak w lato. Wbiłem pazury głębiej w gałąź, gotując się do ataku. Gwałtownie opuściłem swoje ciało oraz wyciągnąłem łapy. Przytrzymałem zajączka łapami, po czym chwyciłem szarpiącego się króliczka w kły. Wróciłem na gałąź. Przechyliłem się, tak bym miał głowę u góry i zacząłem jeść, przytrzymując sobie ofiare przednimi łapami. Nawet nie zauważyłem, gdy ucho mojej zdobyczy upadło na ściółkę leśną. Usłyszałem szelest. Spojrzałem w stornę źródła dźwięku. Czarna wadera obwąchiwała resztki zająca. A raczej kawałek ucha i krew.
- Hej. – Opuściłem delikatnie swoje ciało, i uśmiechnąłem się pokazując zakrwione kły. Luna, najeżyła się, jednak po chwili ochłonęła.
- Eh… nie strasz… - rzekła. Wyprostowałem przednie łapy, a gdy dotknąłem ziemi, odhaczyłem pazury tylnych nóg, po czym opuściłem tylne partie ciała. Stałem teraz przed Luną. – Odsuń się, śmierdzi ci z pyska.
- Nie wiedziałem – powiedziałem, specjalnie wyziewając więcej powietrza niż potrzeba. Luna się skrzywiła, i sama zrobiła parę kroków w tył. Westchnęła, odwróciła się i poszła.
- A ty gdzie? – Zawołałem, ruszając i równając się z nią.
- Na polowanie
- Jak chcesz mogę ci coś upolować – zaproponowałem.
- Nie, dzięki, nie chcę jeść czegoś, czego dotykałeś. – Przyśpieszyła kroku, na co ja zrobiłem to samo. – I potrafię sama sobie upolować.
- Oh, panna niezależna.

<Luna? Kagekaoś sługus niema weny>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz