Night miał odprowadzić szczeniaki do przedszkola. Tak się nie stało. Okazało się, że za bardzo nabroiły, i basiorowi wypadł dysk, i przyprowadził młode o 6 nad ranem, a w o tej porze jest jeszcze ciemno, przez co szczenięta zastały nas w jednym legowisku w dość dziwnej pozie. Te mniej interesujące się sprawą, się nie domyśliły, ale 2 z nich wiedziały o co chodzi. Dwie godziny później poszedłem ze szczeniakami zapisać ich do szkoły, z czego nie były zachwycone, ale jak usłyszały, że mogą w tej szkole zostać na dzień, nie uczyć się tylko zwiedzać, już jakoś im przeszło, i zaczęły latać po całym budynku. Gdy wróciłem, poszedłem z Cheeky do medyka, bo szamana już nie było. Rodinia była chyba najbardziej zaufana w ej roli, więc akurat do niej się udaliśmy. Ja zostałem na zewnątrz, a moja partnerka weszła do środka. Było około 9 rano, i zaczęło się rozjaśniać. Trafiliśmy na wyjątkowo ciepły, bezchmurny dzień, nawet jak na listopad. Po prostu chciało się żyć. Zapach opadłych liści był bardziej wyrazisty, chociaż już nie aż tak przyjemny jak w sierpniu. Gdy wadera wyszła była cała w uśmiechu.
- Szczeniaki urodzą się w pod koniec grudnia - odparła - ale...
- Chmm?
- Tyle, że wiesz, nie moglibyśmy kupić Eliree?
- Chodzi ci o ten eliksir...
- Tak.
- No w sumie można by. - odparłem siadając
< Cheeky? Sprawdź co to za eliksir w sklepie. Brak weny >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz