3.12.2017

Od Mateo o świstaku

Zaczynał wiać wiatr. Przytuliłem mocniej pień drzewa, które odwdzięczyło się wbiciem ostrej jak igły kory w opuszki łap. Ała. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na osłabienie uścisku, gdyż niechybnie doprowadziłoby mnie to do urazów.
Wiatr, jakby na złość, dmuchnął jeszcse mocniej. Nie pomogły ani groźby, ani pazury zagłębione w korze mocniej, niż haczyk w rybim gardle. Z głośnym krzykiem spadłem z gałęzi, przedzierając się po drodze przez ostre świerkowe igiełki. Lot trwał bolesne pół sekundy i zakończył się oczywiście głuchym pacnięciem o ziemię.
Przez chwilę nie czułem nic, jednak po kilku sekundach po moim ciele rozlał się przeszywający ból. Nie chciało mi się wstawać, nie miałem nic konkretnego do roboty, a trawa skutecznie chroniła mnie przed wiatrem, zostałem więc tam, gdzie spadłem. 
Nagle zaczął jednak padać deszcz. Jęknąłem cicho. Las zawtórował mi dziwnym, siejącym grozę dźwiëkiem.
- Halo? - zapytałem głośno. Dźwięk się powtórzył, więc mimo bólu w kończynach zacząłem uciekać.
Zapadła cisza, kiedy byłem już niedaleko swojej jaskini, zwolniłem. Wtem za sobą usłyszałem sapanie. Odwróciłem się wolno, a tam...
- Mokry Leniwiec Morderca! - wrzasnąłem, chowając się za kamieniem. Zwierzę sapało dalej, ale po chwili przestało. Wyjrzałem, nie było go. Z ulgą wróciłem do normalnej pozycji i... zamarłem.
Stał tuż przede mną. Nie mogłem się ruszyć, przypatrzyłem mu się więc dokładnie. To ne leniwiec.
Świstak!
- Dlaczego nie śpisz? - zapytałem. Nie odpowiedział, bo chyba nie potrafił.
- Chodźże ze mną. - rzekłem i podszedłem do jaskini. Świstak podążał za moim ogonem. Był zbyt chudy i pewnie chory.
- Będziesz się nazywał Bobslej. - stwierdziłem, patrząc, jak zwierzę znika w gałęziach naszego drzewka. Niech tam siedzi, może przestraszy Kakałka, jak będzie wieszał bombki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz