11.12.2017

Od Igazi c.d Mateo/Kii

- Zgoda, zgoda, a bóg wtedy rękę poda –rzekł Mateo. Nie zdążyłam wydać głosu oburzenia i się fochnąć, a usłyszeliśmy słabą muzykę „Last Christmas”. Po czasie zaczęła rosnąć.
- C-co? – Zapytaliśmy wszyscy trzej wryci w zaniemieniu. Nagle na niebie pojawił się… Coooooo?! Święty Mikołaj w czerwonych saniach zaprzęgniętych w wielkie, ciemnobrązowe renifery przecinał niebo. Nagle skręcił w naszym kierunku. Zatrzymał się pół metra nad ziemią. W tyle swoich bagażników miał masę prezentów. Był to puchaty biały wilk, a na głowie miał czerwoną czapkę.
- Ho ho ho! – Zachuczał grubym głosem. – Szczeniaczki były grzeczne?
- Eeee – nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
- A może chcecie cukierka? – Zapytał pokazując torbę pełną słodyczy.
- Cukierki! – Krzyknął Mateo i wskoczył do sań. Wskoczyłam za nim by nie był sam. Kii się wahała, ale w końcu dołączyła do nas.
- Dlaczego one są takie pyszne? – Spytał uszczęśliwiony Mateo. Po zjedzeniu paru cukierków chciało mi się spać. Ziewnęłam.
- Bo dodałem tam część swojego serca. – Zaśmiał się.
<Mateo? Kii? <: > 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz