22.12.2017

Od Mateo na Event i o szkole

Na lekcji Pisania i Czytania jak zwykle robiliśmy szlaczki. Maluchy zabrały się do tego z wielkim zapałem, i chyba tak samo dużym, a może większym trudem, natomiast ja lekko powiodłem długopisem po liniach i oddałem pracę pani. Miałem więc przed sobą całe nudne i puste pół godziny. Kii, zrażona do szkoły, pewnie chowała się teraz w śnieżnych zaspach, a całe moje rodzeństwo spało, zaszyte pod poduszkami na kanapie. Na wiosnę szczeniaki będą już tak duże, że pójdą do szkoły, i będą się mozolnie uczyć literek, jak na przykład ten mały przede mną... I będziemy rozmawiać na lekcji, i nie będzie wreszcie tak nudno, będę mógł im pomóc, kiedy na przykła.. But, wait..
Nie! Mnie tu już nie będzie! Ja przecież w lutym kończę dwa lata!
Ta myśl była jednocześnie smutna i radosna, bo nie będę musiał się męczyć, ale nie będę też mógł siedzieć tu z Renem, Kal, Temmie, Nico i Tobiasem, choćby po to, żeby zobaczyć, jak stawiają pierwsze krzywe literki na kartce!
- Nein! - wyrwało mi się, co automatycznie skierowało na mnie spojrzenia wszystkich obecnych osób, w tym nauczycielki. Na szczęście od odpowiedzi na potencjalne pytania wybawił mnie dzwonek.  Wybiegłem szybko na przerwę, zauważając przy tym, że nie dzwonił dzwonek normalny, a dzwoneczki do sań, wygrywające Jingle Bells! Mimo lekkiej melancholii, zacząłem sobie podskakiwać do rytmu. Dziś była to ostatnia lekcja, więc dałem się porwać nurtowi wychodzących szczeniaków. Było już ciemno. Na drodze nurt rozdzielał się powoli, kiedy pojedyncze osoby kierowały się do swoich domów. W końcu doszedłem, już sam, do swojej jaskini.
 Pierwszym odgłosem, który dal się usłyszeć, był cichy płacz, dobiegający zza choinki. Na drzewku siedział Bobslej, poświstując bezradnie. Uświadamiając sobie gdzieś tam z tyłu, że od kiedy urodziły się szczeniaki, zapomniałem o świstaku, wczołgałem się za choinę.
- Co się stało? - zapytałem łagodnie czarnej kulki, którą okazała się Nico.
- B-bo...- wyjąkała przez łzy, po czym potrząsnęła głową i trochę się uspokoiła - ...bo psied wejściem iszł taki ścieniak i jak powieciałam cześć to on sie zacioł śmiać i siapytał kto fpusił tu niemaginego wilka i jak uciekłam to ksiknoł zie jestem najbaldziej tchóźliwym basiorkiem na świeeeecieeeeee... - znowu się rozbeczała.
Rozzłościłem się. Kto mógł być taki wredny? Znajdę cię, ty parszywy sowi wymiocie... Poza tym, no jak można wziąć Nico za... Dobra, cofam. Rzeczywiście wygląda trochę jak basior, ale to przecież nie jej wina.
- Nie martw się, on się tu więcej nie pokaże - obiecałem, przytulając szlochające niebożątko. Nico znów się uspokoiła, i zanim zdążyłem się obejrzeć, zasnęła. Westchnąłem z niedowierzaniem i zaniosłem ją do reszty rodzeństwa, które - jak się okazało- także spało. Ren też był z nimi, pewnie tata kazał mu przeprosić Kallisto i teraz mógł już dołączyć od reszty. Popatrzyłem na nie jeszcze chwilę i przysłuchiwałem się chrapaniu Tobiasa, po czym poszedłem do pokoju i zaprosiłem świstaka na gorącą czekoladę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz