- On sam tam wszedł! - zawołałem, bo to przecież nie moja wina, że szkrab zakradł się niepostrzeżenie do mojego plecaka. Nikt mnie jednak nie słuchał.
- Jego pierwsze słowo! - powiedział wzruszony Kagekao, wpatrując się w futrzasty naleśnik wiercący się na podłodze. Reszta szczeniaków powoli podpełzła do nas. Nagle Ren ugryzł Kallisto w ucho, ta pisnęła, 'odskoczyła' i potoczyła się na Temisto, która prychnęła gniewnie i zatoczyła się na Nico. Czarny pulpet wpadł na Tobiasa, i po chwili podłoga była pełna kręcących się i gryzących nawzajem szczeniaków.
- Śpokój! - krzyknęła nagle Kalli, stając na wyprostowanych łapkach. Rodzeństwo powoli podniosło na nią wzrok i równie wolno usiadło. - No. - mruknęła waderka, zadowolona z siebie. Tobias nie chciał jednak długo siedzieć w jednym miejscu, przysunął się do mnie i zaczął mnie ciamkać. Naraz Ren potrząsnął gniewnie głową, wstał i krzyknął:
- Nie roskasujeś mi! - po czym skoczył na przerażoną siostrę.
- Ren! - wrzasnęła Luna - Złaź z niej!
- Aaaaaa! - rozbeczała się Temmie. - On ją ziadł!
- Maaamooooo... - zawołała płaczliwie Nico.
- Ciamku, ciamku - zaciamkał Tobias, ze stoickim spokojem przyglądając się sytuacji.
Ren dalej kotłował się na podłodze, a Kallisto, ciągle gryziona ledwo co wyrżniętymi zębami, piszczała przeraźliwie.
- PRZESTAŃ! - ryknął Kagekao i złapał szczeniaka za kark, ściągając go z siostry. Waderka lekko krwawiła. Powoli wstała na trzęsących się łapach.
- Skarbie... - szepnęła Luna i zaprowadziła ją do pokoju, pocieszając po drodze.
Pozostałe rodzeństwo ucichło, nawet Tobias przestał ciamkać i mlasnął pytająco. Wreszcie Kagekao wrócił - ale bez Rena.
- Ma szlaban - wyjaśnił krótko. Po chwili wróciła mama z Kallisto, dalej trochę przestraszoną, z dwoma plasterkami.
- Cio to? - zapytała Kallisto, wskazując na plaster.
- Plaster - odparła mama.
- Ja teź chcię!
- Wiemy, wiemy, że chcecie - zahuczał czyjś głos w wejściu.
- Kto to? - zapytała Nico, przestraszona, chowając się za choinką. Dołączyła do niej reszta szczeniaków, nawet Tobias.
- To ja - odpowiedział głos swobodnie - reniferek.
- Renifek? Na pewno? - nie dowierzał Tobi, ale wypełzł zza drzewka.
- Nie, RENIFER, ale... - wielki zwierz, który pojawił się właśnie w przejściu, szukał argumentów - ale... przywiozłem prezenty!
- Preźty! - krzyknął radośnie biały basiorek, z trudem hamując tuż przed kopytami renifera, ledwo co mieszczącego się w pokoju. Wyglądał on bardzo osobliwie: nie patrząc nawet na gabaryty, cały był opleciony świątecznymi lampkami, a na porożu miał wielki wór z prezentami. Reszta rodzeństwa powoli opuściła kryjówkę.
- Ci pan jest prawdziwy? - spytała Tem.
- Cio pan ma na głowie?
- Jak pan tu wlaźl?
- Co to plezęty?
- Spokojnie - zaśmiał się zwierz - Proszę, to wasze podarunki. Rozpakujcie, śmiało!
Kiedy rodzeństwo tarzało sie w papierze prezentowym i rozrywało paczuszki, podszedłem do renifera.
- Co się stało, młody? - zapytał z uśmiechem. - Dla ciebie też coś mam...
- Nie o to chodzi - przerwałem mu cicho - jest tu jeszcze jeden szczeniak, ale był troszkę... Hmm, niegrzeczny. Czy może pan dla niego coś zostawić? Przekażemy mu, gdy się poprawi.
- Skoro tak ładnie prosisz... - mruknął renifer, nieprzekonany. - Powinien być ci wdzięczny.
Zostawił dodatkowy prezencik pod choinką, po czym ładnie się pożegnał i wyszedł.
- To.. było dziwne - otrząsnął się Kagekao, dotąd gapiący się w osłupieniu na zwierzę pociągowe.
- Ciamku ciamku - odpowiedział Tobi, gryząc swój nowy, własny smoczek.
<Tobias? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz