Wyszłam z domu. Był śnieżny poranek. Powietrze było rześkie i świeże. Zmierzałam w stronę sierocińca. Castiel nie miał bliskich, a uważałam go prawie za rodzinę, więc postanowiłam zaprosić go na Wigilię. No bo dlaczego miał siedzieć sam? Rozmawiałam o tym z Lią, a ona się zgodziła, więc nie było przeszkód.
Nagle zauważyłam sylwetkę jakiegoś wilka, zapewne basiora. Był zbyt daleko, żebym go rozpoznała. Był coraz bliżej. W końcu doszłam do wniosku, że to Castiel. Cieszyłam się, że relacje między nami ostatnio się polepszyły i stały się
- Wesołych Świąt, Cas! - przywitałam się radośnie.
- A dlaczego miałyby być wesołe? - burknął. - Powinny być przepełnione ciepłem i miłością... Ale jeśli ktoś jest zupełnie sam, nie ma powodu do świętowania. przyjemniejsze.
Postawa basiora trochę mnie zaskoczyła. I tak dopnę swego...
- Wiesz, ja właśnie w tej sprawie... - powiedziałam.
Przystanął i spojrzał na mnie pytająco.
- No... Pomyślałam, że fajnie by było, gdybyś spędził te święta ze mną. - Uśmiechnęłam się. - Nie byłbyś sam, mógłbyś poczuć tą wspaniałą, świąteczną atmosferę... Mam już prezent.
Podeszłam do niego i podałam mu małą paczuszkę. Potem cmoknęłam go lekko w policzek.
- Dziękuję. Za to, że jesteś - powiedziałam cicho. - Za to, że mnie nie zostawiłeś. Że byłeś przy mnie. Nie odwróciłeś się ode mnie, chociaż miałeś przeze mnie tyle kłopotów... Ja... Przepraszam.
<Castiel? Przyjdziesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz