8.12.2017
Od Equela do Rose
Minął dzień od narodzin szczeniaków. Młode nadal siedziały przy matce, lecz teraz na miękkim puchu. Ogólnie cała wataha już wiedziała o nowych członkach, czyli moja była pewnie też. No cóż, trudno.
- Jakie słodkie małe cosie - zachwycała się Kaja patrząc na małe szczeniaki. - Nitaen! Nie obżeraj się i chodź tu! - krzyknęła już zupełnie innym tonem do brata, który właśnie pożerał ciastka, które miały być na święta. Basiorek nie chętnie podszedł do Rose i szczeniaków.
- Są małe i nic nie widzą. - mruknął wycierając w łapę resztki cukru pudru.
- Ty się też mały urodziłeś. - mruknąłem z uśmiechem.
- Ja to co innego! Urodziłem się u bogów w świątyni!
- Ale też byłeś mały i nic nie widziałeś, do tego będziesz miał cukrzycę - Gryzła się z nim Kaja marszcząc nos, kuląc uszy i pokazując język. Gdy szczeniaki nadal się ze sobą kłóciły, ja ustaliłem już bardziej dokładnie imiona dla szczeniąt. Wyszło na to, że czary szczeniak będzie się nazywał Tori, różowy Tora, a jedyny basiorek Seven. Usłyszałem głos przy jaskini.
- Przepraszam! Czy jest może Kaja i Nitaen? - przez otwór jaskini zaglądnął pyszczek szczeniaka.
- Inga! - Kaja podbiegła do 5 miesięcy starszej samicy - Mam nowe rodzeństwo! - uśmiechnęła się szeroko.
- Oj. - szczeniak najwyraźniej nie wiedział jak zareagować. Podobno nie ucieszyła się na wieść o SWOIM nowym rodzeństwie, więc nie ma się co dziwić.
- Po co przyszłaś? - spytała Kaja, wrzasnęła na Nitaena żeby przyszedł, i udała się z nimi na zewnątrz... nie pytając o pozwolenie.
< Rose? >
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz