11.12.2017

Od Meetou do Royal'a

Wokół robiło się ciemno, jakby opuszczający nas puszczyk był zwiastunem mhrrrokuuuu..
- To co, może jakiś nocny spacer? I tak nie mam nic lepszego do roboty... - zaproponował basior.
- Jeśli chcesz... - odparłam, ale wtem przyszło mi coś do głowy - A może saneczki?
~pół godziny później wśród kniei w śniegu w mroku~
- Aaaaaaaaa! - darłam się na całe gardło, mknąc na sankach w dół jakiejś góry. Oprócz chaosu myślowego ze wspaniałym pędem, śniegiem i mrocznym nocnym niebem w roli głównej, jakiś mizerny kącik mojego mózgu zaprzątnięty był obawami co do bezpieczeństwa jazdy. Siedziałam bowiem z tyłu, a choć basior niejednokrotnie zapewniał mnie, że na nic nie wpadniemy, to instynktownie nie czułam się dobrze nic nie widząc. Wychylanie się nie wchodziło w grę, bo koło moich uszu raz po raz świstały gałęzie, a nawet gdyby ich nie było, to i tak wszystko zasłaniałyby mi duże, czarne skrzydła siedzącego przede mną wilka.
 Tenże właśnie malutki obszar myślowy postanowił się jednak uzewnętrznić:
- Czy to jest na pewno bezpieczne!? - wrzasnęłam, przekrzykując wdzierające mi się do pyska powietrze. Sanki złowieszczo podskoczyły na jakimś małym wyboju.
- Jasne, przecież... - nie dane mu było dokończyć, gdyż płozy natrafiły na jakiś kamyczek i wystrzeliły w powietrze.
 Lecenie na łeb, na szyję nie jest przyjemne w ogóle. Szczególnie kiedy nie wiadomo dokładnie, na którą z tych części dokładnie się spada.
- Neeeein! - krzyknęłam desperacko i ze wszystkich sił zahamowałam w powietrzu. Zbyt intensywnie poczułam, jak żołądek wraca na swoje miejsce, kiedy moje ciało wracało do poprawnej pionowej pozycji jakieś pół metra nad ziemią. To jest chyba jedyna przewaga latania z użyciem mocy nad tradycyjnym - można się zatrzymać w dowolnym momencie. Royal oczywiście tego zrobić nie mógł, teraz więc z rozbawieniem obserwowałam, jak próbuje uwolnić pysk ze śnieżnej zaspy.
- Faktycznie, teraz ufam ci bezgranicznie - mruknęłam, pomagając mu wstać.
<Royal?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz