Pognałem za Kii przez korytarz. Waderka miotała się po kątach, szukając drogi ucieczki z budynku.
- Gdzie tu jest wyjście? - spytała gorączkowo.
- Nie możesz iść na wagary! - zawołałem.
- Byłam na nich przez cale życie, nic mi nie zaszkodziło.
- Ale to już ostatnia lekcja, zostań, nauczysz się czegoś.
- Dobra... - mruknęła, z rezygnacją siadając na ławeczce. Usiadłem obok niej, a niedługo potem zadzwonił dzwonek.
~~W klasie~~
Szczeniaki zajęły miejsca, a do klasy weszła wadera, która dziś dała mi lizaka. Na jego wspomnienie rozejrzałem się niespokojnie po klasie, tknięty nagłymi wyrzutami sumienia.
- Gdzie jest Nitaen? - zapytałem siedzącego niedaleko ucznia.
- Podobno ma problemy żołądkowe, poszedł do medyczki - odparł szeptem. Zrobiło mi się niedobrze. Mam nadzieję, że to tylko zbieg okoliczności...
- Dziś zrobicie miksturę żrącą - ogłosiła. Z przodu klasy dobiegały zachwycone okrzyki szczeniąt, jeden nawet zapytał, czy taki eliksir nie przeżre kociołka. Pani Yuko pokręciła głową.
- To ma okropnie dużo składników, więc każdy z was przygotuje po jednym i włoży do kotła. Percy, ty skroisz marchew. Lexi, ty zgnieć biedronki... - zielona waderka wzdrygnęła się. Mnie i Kiiyuko pani kazała poszatkować liście kolecznika marmurkowego, ale Lexi przyszła się z nami wymienić. Skończyliśmy więc pośród dziesiątek martwych owadów szczęścia. Przynajmniej nasz wysiłek został odpowiednio oceniony, kiedy już zadzwonił upragniony dzwonek, tym razem obwieszczający koniec zajęć i możliwość powrotu do domu.
Jakoś to idzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz