Szedłem jakąś ścieżką. Bo co innego miałem robić? Spacer w lesie to najlepszy sposób, aby zabić nudę. Chociaż nie uważam, że było to ciekawe - cisza, drzewa, śnieg...
Nagle usłyszałem jakiś bzyk. Czy owady i niektóre zwierzęta nie powinny zapaść teraz w sen zimowy? Rozglądnąłem się od niechcenia. Nie zauważyłem nic oprócz małego robaczka. Podążyłem więc dalej. Niedługo potem znowu usłyszałem łopotanie małych skrzydełek, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Po jakimś czasie odgłos znowu się powtórzył. Rozzłoszczony rozejrzałem się dookoła. Dziesiątki robaczków unosiło się nade mną. Zacząłem uciekać. Wskoczyłem w jakieś krzaki. Czekałem na to, aż zobaczę te okropne owady, ale się nie doczekałem. Kiedy uznałem, że jest już bezpiecznie, wyszedłem z kryjówki i wróciłem do domu.
~~~*~~~
Siedziałem sobie na polance. Było popołudnie, za to bardzo ciemne. Wpatrywałem się w bezchmurne niebo. Księżyc widniał na jego środku, otaczały go setki gwiazd. Najbardziej dziwiła mnie jedna, duża gwiazda, ponieważ była żółta. Co? Czy ona się poruszyła?! Z przerażeniem i zdziwieniem przyglądałem się tej żółtej gwieździe, kiedy doszło do mnie, że to nie gwiazda... Przypominało raczej... O, nie! To ten robaczek! Nie uciekłem, nie krzyknąłem, nawet się nie odsunąłem. Tylko wpatrywałem się w robaczka. Był ładny. Takie małe, słodkie, piękne światełko. Przepraszam: światełka. Dookoła mnie zbierało się ich coraz więcej. Niektóre siadały na mnie, inne na trawie, a jeszcze inne latały. Ja tylko patrzyłem na te niesamowite, małe stworzenia. W końcu wróciłem do domu. Byłem zaskoczony - niektóre robaczki leciały obok mnie, żeby oświetlić mi drogę. Och, jak to miło z ich strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz