Castiel znów mnie zostawił. Odbiegł sobie, jak gdyby nigdy nic. Co ja mu takiego zrobiłam?! Nie chciałam tu dłużej być. Wróciłam do domu. Po drodze mijałam wiele szczeniaków. Spotkania oczywiście nie odbyły się bez "Idź stąd!", "Nie chcemy cię tu", a nawet "Zabij się!".
Zatrzasnęłam drzwi. Co by tu porobić? W milczeniu rzuciłam się na łóżko i otworzyłam mój pamiętnik. Zapisałam w nim to, co ostatnio się zdarzyło. Wszystko miało negatywne skutki. W mojej głowie kiełkowały coraz to nowe myśli.
Wszyscy chcieli się mnie pozbyć. (No, może oprócz niektórych dorosłych, ale w każdym razie wszystkie szczeniaki.) Odejść z watahy? Nie, wtedy znajdzie się inna, do której jak zwykle przyjmą mnie z otwartymi ramionami. A potem... Cóż. Wiadomo. To, co zawsze. Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Trochę dziwny, ale najlepszy dotychczas.
~~~*~~~
Doszłam na miejsce. Wiatr wiał bardzo mocno, ale zdołałam utrzymać się na nogach. Popatrzyłam w dół. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było. Nie chcą tu mnie? To nie będą mieli. Już za chwilę... Skoczyć? Dobrze, sami tego chcecie.
Skaczę.
<Castiel? Gdzie się podziewasz? Jakby co nie chcę, żeby Lexi zginęła, możesz napisać, że np. Castiel na nią wskoczył, czy coś i nie spadła.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz