Otrzepałem się z płatków śniegu w przedsionku sierocińca. Brrr... Nigdy nie lubiłem tego miejsca, ale chciałem znaleźć Kii. Tylko gdzie ona jest?
- Kiijku! - zawołałem, rozglądając się na boki. Było dziwnie pusto i cicho. Przeszedłem powoli przez korytarz.
- Cu się dzieje? - usłyszałem znajomy głos za plecami. Waderka siedziała sobie na wieszaku na precle. a jej szaliczek, poszarpany trudami życia, zwisał smętnie.
- Jak ty tam wlazłaś...? - zapytałem cicho, ale zaraz oprzytomniałem i przypomniałem sobie, po co przyszedłem. - Szczeniaki się urodziły!
- Naprawdę? - spytała radośnie Kii, zeskakując na podłogę. Tak się jednak niefortunnie stało, że szalik zaczepił się jej o metalową konstrukcję.
- Uważaj! - krzyknąłem, bo wieszak zakołysał się złowieszczo. Kiedy już miał na nas runąć, Kijkowa ozdoba szyjna rozpruła się i opadła na podłogę. Zostaliśmy ocaleni.
- Znajdzie się inny - pocieszyłem waderkę, zbierając z podłogi kawałki szalika. Kiedy na nią popatrzyłem, zdałem sobie sprawę, że miała go chyba od zawsze. Jej sierść na szyi była odgnieciona od ciągłego noszenia czegokolwiek. Wyszedłem z nią z sierocińca. Przez całą drogę szła przygnębiona stratą, ale miałem nadzieję, że rozweseli się, kiedy zobaczy szczeniaki. I tak się stało.
- Ojaaaaaa... Jakie słodkie.. - zawołała, przytulając Rena.
- Gugugaaa.... - zagaworzył szczeniak, robiąc słodkie oczka - Gugagi...Hania wam, gupie pinginy!
- CO? - bardziej krzyknąłem, niż faktycznie spytałem - Co... Co on powiedział!?
Ren znów patrzył na mnie nierozumnie czerwonymi oczkami. Wyglądał niewinnie, ale... Kii powoli odłożyła go do szczeniaków. Temi właśnie wlazła na Tobiasa, unieruchamiając go, przez co piszczał przeraźliwie, próbując się do mnie doczołgać.
- Tato.. Słyszałeś, co powiedział Ren? - zapytałem będącego w pobliżu Kagekao.
- A co miał powiedzieć? One tylko gaworzą... - odparł, ale po chwili zmarszczył brwi - Chociaż... Coś tam słyszałem dziwnego. Może mu się odbiło...
<Kii?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz