8.12.2017

Od Castiel'a CD. Lexi

Zacisnąłem zęby, bezskutecznie usiłując odepchnąć od siebie limonkową samicę. Ja naprawdę nie chcę tego robić... Ale nie mam wyboru. Tu chodzi o moje życie. Szybkim, gwałtownym ruchem kopnąłem waderę tylnymi łapami w brzuch. Zebrawszy w sobie wszystkie pozostałe siły, przyjąłem pozycję obronną i tym razem to ja zaatakowałem. Przygwoździłem Lexi do ziemi, starając się przytrzymać ją w jednej pozycji. Ona jednak po chwili szarpaniny oswobodziła się z mojego uścisku i ponownie ruszyła do ataku. Nigdy bym nie przypuszczał, że jest taka... Silna. Wreszcie, po zaciętym pojedynku, cudem i z ogromnym udziałem szczęścia po swojej stronie, rzuciłem waderą o ścianę. Była półprzytomna. Leżała niemalże bezwładnie na podłodze, zaś ja ledwo stałem na nogach. Jej oczy odzyskały swój naturalny kolor. Czyli jednak to, co do tej pory uznawałem za niedorzeczne plotki, okazało się prawdą. Ona była gotowa z zimną krwią zabić 'kogoś bliskiego', gdy tylko ma taki kaprys. Co jej przecież zrobiłem? Czy mam obowiązek zdawania jej relacji z każdego dnia w moim życiu? Nie sądzę. Myliłem się co do niej. Strasznie się myliłem.
 - A ja cię broniłem... - powiedziałem z mieszanką złości oraz smutku w głosie. - Jak widać myliłem się co do ciebie. Naprawdę jesteś... Potworem.
Odwróciłem się, zostawiając samicę samą sobie. Kuśtykając, wyszedłem z jaskini. Powoli wlokłem się przez śnieżne zaspy, z każdą sekundą tracąc coraz więcej krwi. Niemalże czułem, jak ulatują ze mnie wszelkie życiowe siły.
 - Flame?! - usłyszałem nagle znajomy głos. - Co ci się stało? Kto ci to zrobił?
Mój znajomy ze szkoły podbiegł do mnie, chwytając mnie pod ramię.

~~~~~*~~~~~

Leżałem u medyczki, wpatrując się w sufit. Parę szczeniaków przyszło mnie odwiedzić, lecz większość czasu spędziłem w samotności. Co prawda minęło tylko kilka godzin, ale jednak... Późnym popołudniem medyczka zwolniła mnie do domu, zaznaczając przy tym, abym jeszcze chwile odpoczywał i się nie przemęczał. Przynajmniej przez kilka dni nie muszę chodzić do szkoły. Wróciłem do swojej jaskini. Swojej, nie tamtej przeklętej 'miejscówki', którą teraz najchętniej bym spalił. Powoli zapadała noc. Usiadłem na progu groty, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Gdzieś w oddali słychać było łagodne pohukiwanie sowy. Wiatr hulał w gałęziach nagich drzew, tworząc kojącą, wieczorną symfonię. Oparłem pysk o ścianę. Nie chcę mieć z nią już nic więcej do czynienia.

[ Lexi? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz