Dotarłem wreszcie na umówione miejsce. Rozejrzałem się dookoła, uważnie przeczesując wzrokiem każdy fragment polany. Zdawało się, że nie ma tu żywej duszy. Wtem usłyszałem za sobą cichy, dyskretny odgłos stąpania po śniegu. Mimowolnie wykrzywiłem usta w zadziornym uśmieszku, po czym jednym, szybkim ruchem przygwoździłem skradającą się waderę do ziemi.
- Witaj Hayley - powiedziałem tryumfalnym tonem, wciąż stojąc nad błękitną samicą.
- Nie da się ciebie zaskoczyć Cas - zachichotała, trącając mnie delikatnie nosem.
Ukazałem szereg białych kiełków, po czym złączyłem nasze usta w długim, miękkim pocałunku. W końcu puściłem waderę, pomagając jej wstać. Oto niebiosa zesłały do mnie anioła z duszą szatana. Hayley była niewysoką, z pozoru dość uroczą wilczycą, o wspaniałej, niebieskiej sierści z drobnymi, biało-granatowymi dodatkami. Jej lewe ucho zdobił charakterystyczny, srebrny kolczyk. Nie ukrywam, kochałem ją. Z wzajemnością. Władała lodem, lecz prawdopodobnie tkwiła w niej również cząstka innej mocy. Chociaż nasze żywioły stanowiły absolutne przeciwieństwa, pod względem osobowości była moją bratnią duszą. Sprawa mojej przyszłości wyglądała jasno - albo przekonam Hay do dołączenia do watahy, albo odejdę wraz z nią.
~~~~~*~~~~~
Czas rozstań nigdy nie jest prosty. Zwłaszcza, że widujemy się tylko raz na kilka dni. No trudno. Po spotkaniu trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. I do szkoły. Najpierw jednak postanowiłem jeszcze zajrzeć do prywatnej 'miejscówki', którą dzieliłem wraz z Lexi. Jakież było moje zdumienie, kiedy we wnętrzu jaskini, będącej jeszcze dzisiejszego ranka pustą, zakurzoną grotą, ujrzałem niezwykle przytulne mieszkanko. Na nowiutkiej kanapie siedziała limonkowa samiczka.
- Noo... Muszę przyznać, kawał dobrej roboty - powiedziałem z uznaniem, wchodząc do środka.
[ Lexi? Cóż... Trochu się o nim dowiedziałaś... ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz